wtorek, 29 maja 2012

20.1 Harry Potter i Prawo Slasha, czyli Mój sąsiad śmierciożerca

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
O opowiadaniach drążących temat miłości męsko-męskiej i moim (nomen-omen) stosunku do nich już pisałem. W skrócie - piszcie, co chcecie, ale niech to ma sens. A zmienianie charakteru postaci w kompletnie przeciwnym kierunku tylko po to, żeby opisać swoją najnowszą seksualną fantazję NIE ma sensu. A parowanie dzieciaka, którego rodzice zostali okrutnie zamordowani z mordercą tychże jest po prostu brakiem szacunku dla źródeł.
Mamy więc kolejne slashowe opko, które jest jednocześnie kolejnym opkiem Potterowym. Combo breaker! Czekają nas wyjące chomiki, przedsiębiorczy sklepikarze i niezbity dowód, że sąsiedztwo przy Privet Drive schodzi na psy.

Miłego czytania!


Adres bloga: http://hp-i-pk-yaoi.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
 
Prolog

Droga miminko jakbyś zgadła:D Planuję połączyć Harry'ego z z Voldemortem [Ale CZEMU?!] ale nie tak odrazu:P Trochę sie oboje namęczą...los ich trochę po doświadcza [Śmierć rodziców to nie dość] ( ale bez przesad, yaoi rules:D) ];) [Dagulec w komentarzach zwróciła nam uwagę, że termin „yaoi” odnosi się tylko do anime i mangi. W innym przypadku jest to „slash”. Może bycie purystą językowym (czy jakimkolwiek...) w takim przypadku nie jest konieczne, ale lepiej znać swoją terminologię!] [...powiedział Johnny, który sam nie miał o tym pojęcia póki go Dagulec nie uświadomiła >.<] [JA nie pisuję opowiadań o miłości męsko-męskiej, MNIE wolno nie wiedzieć takich rzeczy!]


PROLOG
Żyjesz. W swej naiwności wierzysz w ocalenie, mimo że twe ciało zwija się z bólu. Boisz się. Nie warto temu zaprzeczać, w końcu jesteś tylko człowiekiem. Umierasz [Już? To było naprawdę krótkie opko...] [A nie! AŁtorka udowadnia nam istnienie życia (tzn. opka) po śmierci!]. Ci,którym ufałeś, skazali Cię na śmierć [*ukrywa twarz w dłoniach i wzdycha* O rany, proszę, tylko nie kolejny zły Dumbledore...]. Czekasz. Każda sekunda zdaje się być wiecznością, a ratunek nie nadchodzi. Modlisz się. Bogowie Cię nie słyszą [W Potterlandzie nie ma bogów, więc to, że nie słyszą rozumie się jakby samo przez się]. Jesteś tylko ty. Sam na sam z cierpieniem [z głośników słyszysz „Och, Bello, kocham cię!”. Cierpienie jest niewyobrażalne]. I oni. Obserwują Cię, szydzą, śmieją się. Zadają ból. Uwolnij się [Wiecie do tego momentu ten wstęp brzmi jak prolog reklamy... nie wiem, żelu do mycia? „Uwolnij się! Pozwól naszemu produktowi się uwieść!”] [O, serio? Dla mnie brzmiało raczej jak gadanie jakiegoś zen-guru...]. Zerwij kajdany, którymi spętano twą wolną wolę. Stań się. Niech ogień trawiący twój umysł da Ci początek. Nie szukaj. To co zwiesz prawdą jest tylko złudzeniem więc jej nie znajdziesz. Ukarz [Ale... tak pejczem czy wystarczy Chińska Tortura Wody?]. Nie[ch] kaci poznają twój gniew. Amen. [Kaci poznają mój gniew? Mucho po chrześcijańsku z mojej strony!]

Rozdział 1

Dobra, kłamałam daje rozdział już dziś. Nie posiadam bety więc proszę nie bić. Nie przepadam za początkami ale każda opowieść musi się jakoś zacząć:P [W zasadzie to nie. Taktyka zaczynania In Medias Res jest znana od bardzo dawna. Ale tutaj się nie czepiam, tak tylko zwracam uwagę...]

ROZDZIAŁ 1
Mieszkańcy Privet Drive, pochowani w swoich przytulnych domach [A nie mogli tak normalnie, na cmentarzu, bo...?], śledzili w telewizji prognozy pogody [O Rassilionie, zombie! *Johnny idzie kopać sobie schron i odkurzać działko plazmowe*]. Od kilku dni nieprzerwanie trwało oberwanie chmury. Deszcz lał się strumieniami. Można było odnieść wrażenie, że to niebo płacze nad światem. A może nad chłopakiem snującym się samotnie po szarych uliczkach? [Każde radio w jego obecności zaczynało grać marsz żałobny, a każde zwierzę wyło żałośnie...] [Nawet chomiki?] [Zwłaszcza chomiki!] [A rybki akwariowe?] [Też!] Harry Potter zdawał się nie zauważać panującej pogody. Przemoczony do suchej nitki wlókł się wolno przed siebie. Zachmurzone sklepienie idealnie oddawało jego nastrój [czuł się wilgotnie i chmurzyście?]. Jeszcze kilkanaście minut temu, ukryty w swoim pokoju, przeglądał album ze zdjęciami. Najwięcej czasu poświęcił fotografii z wesela rodziców. Byli tam wszyscy. James, Lily, Remus i …Syriusz. Harry wciąż nie mógł pogodzić się ze śmiercią ojca chrzestnego [Śmierć swoich rodziców łyknął bez popitki]. Prawdopodobnie spędził by cały wieczór na wpatrywaniu się w uśmiechnięte twarze bliskich mu osób, gdyby nie ciotka Petunia. Kobieta po prostu wparowała do jego sypialni i oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, że potrzebuje beconu [Jestem ciekawa czy kiedyś uda mi się trafić na aŁtoreczkę która nie będzie miała problemu, w jakim języku pisze swoje opko... Czy wymagam wiele?] oraz chipsów ponieważ cytując:” Dudzi zażyczył sobie je dzisiaj zjeść” [Wiecie, mam takie pytanie – czy będąc Dursleyami dalibyście Harry'emu pieniądze? Na cokolwiek? Przecież może je wydać na traszki, albo pornografię, albo Bóg wie co jeszcze!]. Chcąc nie chcąc Harry powlekł się do sklepu znajdującego się 2 kilometry [I znów: przedsiębiorczy sklepikarze pilnują, żeby bogaci i zapracowani mieszkańcy Privet Drive, którzy na pewno chętnie by wyskakiwali do małego sklepiku po mleko i bułki nawet, gdyby mieli za nie załapać dużo więcej niż w normalnym sklepie, jednak musieli zapieprzać pół godziny] od Privet Driver [„I'm a Private Driver! A Driver for money!”]. Dzięki Bogu, jeszcze dwa tygodnie i ktoś mnie stąd zabierze. Brakuje tylko bym złapał zapalenie płuc na tym cholernym deszczu [Tak, właśnie widzę kanonicznego Harry'ego, który jęczy, że dostanie zapalenia płuc. Ahaś. A poza tym buty go piją i wyskoczyła mu krosta na górnej wardze, to na pewno rak]. Muszę wytrzymać…Dumbledore obiecał mi, że drugą połowę wakacji spędzę z Wesleyami, prawda? [widać, że aŁtorka pisała to opko zanim wyszedł ostatni tom. Nie będziemy przesadnie zwracać na to uwagi, ale ta świadomość pozwoli nam rzucić kilka żartów w niedalekiej przyszłości!] Ale czy mogę mu zaufać? Znowu to robią. Nikt mi nic nie mówi! Zatopiony we własnych myślach przemierzał ulice zalane wodą. Jego adidasy już dawno zrobiły się w środku mokre. Przecież, wystarczyło by kilka słów i Syriusz mógłby żyć [racja. Mógłby też żyć, gdybyś słuchał Dumbledore'a, a nie wyrywał się do walki. A tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku winny jest Voldemort. Mam rację? Halo? Harry, czemu malujesz oczy na czarno?...]. Gdybym mógł tylko cofnąć czas. A niech to [gęś kopnie]! Że też Hermiona nie ma już zmieniacza czas! Nie no…znowu się obwiniam…no tak przecież to moja wina! Ten jeden jedyny raz ,odpukać, zgadzam się z tym starym nietoperzem Snapem. Bezmyślna gryfońska odwaga jest… [Jaka?! Muszę wiedzieć! Jaka jest bezmyślna gryfońska odwaga?!] [Bezmyślna? :3] Niespodziewanie wpadł na coś. A raczej na kogoś. Uniósł głowę by wyjąkać jakieś przeprosiny, jednak gdy ujrzał kogo ma przed sobą zamarł.
-No proszę, proszę kogo my tu mamy?- zakpił głos z pod maski.
-Czarny Pan nieźle nas wynagrodzi-zarechotał inny.
Przed chłopakiem stała bowiem czwórka śmierciożerców [a skąd się tam wzięli? Jeden z nich mieszkał niedaleko i zaprosił kilku kumpli na nasiadówę?].
-Ategomoon!*
Ostatnią rzeczą jaką zamglony umysł nastolatka wychwycił był błękitny strumień światła pędzący w jego stronę.
***
Voldemort stał pośrodku symbolu przypominającego pentagram [Voldemort po prostu nie potrafił rysować koziołków...]. Cały wzór narysowany był krwią. Wokół ramion gwiazd widniały słowa w dziwnym języku [„aŁtoreczka no baka”]. Mężczyzna wykonał kilka skomplikowanych gestów nucąc przy tym pod nosem. Jeszcze kilka dni. Pomyślał. Jeszcze trochę cierpliwości, a rytuał się dopełni. Jesteś już martwy miłośniku dropsów,M-A-R-T-W-Y! Tylko ty jeszcze o tym nie wiesz. [O na rany koguta, czy to miało nas przerazić? „Miłośnik dropsów”? Literowanie? AŁtoreczko,popracuj jeszcze nad dramatycznymi środkami wyrazu...]
***
Harry ocknął się w dziwnym pomieszczeniu. Panował w nim mrok i zaduch. Po wilgotnej podłodze chodziły szczury. Jednak te ssaki nie były jedynymi żywymi istotami w pokoju [Nigdy bym na to nie wpadła. W końcu to wcale nie jest tak, że Harry się tam obudził].
-Śpiąca królewna się obudziła?
Ręka Harry’ego sięgająca do kiszeni po różdżkę natrafiła na pustkę [... Zabrali mu ciuchy? Rany, aŁtorko, szybko przeszłas do rzeczy! xD].
-Szukasz czegoś?- spytał beznamiętny głos.
-Mały chłopczyk zgubił swoją zabaweczkę?
Jeden ze śmierciożerców poszedł do chłopaka i chwytają go za włosy kopnął z całej siły w brzuch.
-Tak się składa, że Czarny Pan jest zajęty, ale nie martw się, my już Ci dotrzymam y towarzystwa-mężczyzna splunął na twarzy zwijającego się z bólu Pottera.
-Witaj w piekle przebrzydły bachorze. [Yay! Tortury i szczegółowe opisy znęcania się nad ludźmi! Wiedziałem, że czegoś mi w serii o Potterze brakuje! [Tak! Mi te...] Tego, i głębokiego katolickiego przesłania...] [… Damn, mi brakowało sera... =.= (i lesbijskiego seksu, oczywiście)]

* zaklęcie mego autorstwa, obezwładniające przeciwnika...coś jak natychmiastowa narkoza [a Drętwota to co, wątróbka z cebulką?].

1 komentarz:

  1. Fajny tekst i styl, na prawdę dobrze sie czyta:)

    zapraszam do mnie
    http://opowiescifantasy.blogspot.com/
    http://fantasyworld-jendiridien.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń