środa, 26 września 2012

Przepraszamy...

Wybaczcie, kochani Czytacze
Jak sami pewnie zauważyliście ostatnio wszystko nam się rozjeżdża- analizy się nie dodają, choć powinny, dodają się połowicznie, komentarze znikają, linki się pojawiają... Szaleństwo.
Dajcie nam czas do poniedziałku na ogarnięcie tego, dlaczego Ministerstwo postanowiło ugryźć w tyłek swoich TFUrców. W tym czasie mamy nadzieję zrekonstruować zaginioną analizę 23.2 (a dzieje się w niej, oj! dzieje) która nie została ani dodana na stronę, ani zapamiętana w systemie tylko po prostu sobie znikła i już. W tym także czasie chcemy dodać moje komentarze do analizy 22.5 bo też coś je zeżarło...
Przepraszamy! Do zobaczenia w poniedziałek!

23.3 Za tobą pokopię wszędzie czyli PZPNu Historia Nowoczesna

Dobry wieczór, Czytacze!
Dziś przed wami kolejny rozdział psychofanienia Błaszczykowskiego przy jednoczesnym robieniu z niego totalnej ciamajdy życiowej i chłopca do bicia dla wszystkich.
W tym odcinku czeka was, przede wszystkim, rzut oka na polskich celebrytów (zawczasu przygotujcie poduszki) oraz słów kilka o medycynie. Następnie kilka spostzreżeń na temat działania polskich linii lotniczych oraz o przedsiebiorczości naszej MarySue
Będzie ostro!

Adres blogaska: http://bez-ciebie-nie-ide.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil
i Johnny Zeitgeist

Rozdział 2
Jakub dochodził do zdrowia po ciężkim złamaniu miednicy, gdy tylko było to możliwe , rodzina zorganizowała transport sportowca do domu w Truskolasach [przez te wszystkie przecinki nie jestem pewna czy Błaszczykowski gdy tylko było to możliwe został przeniesiony do Truskolasów (huh, czy ciężko złamana miednica nie powinna być leczona w, ja wiem, PROFESJONALNYCH warunkach? Dlaczego Kubica nie był leczony w domowych pieleszach?) czy też Błaszczykowski w każdej wolnej chwili leczył złamanie miednicy] a na zabiegi miał być dowożony do Częstochowy, oddalonej o 30 km od miejscowości, gdzie się wychował [z tą złamaną miednicą? To nie brzmi zbyt bezpiecznie...]. Anita ostatecznie porzuciła chorego męża na rzecz nowego kochanka Cristiano [odchodząc od niego mimochodem oznajmiła stadku bawiących się dzieci, że Święty Mikołaj nie istnieje po czym rozdała im po tabliczce gorzkiej czekolady ze słowami, że jest najlepsza do kawy] i pod nieobecność rodziny( która w tym czasie była w Funchal przy jego łóżku) zabrała swoje rzeczy. Nie zabrała córki,gdyż mała Ola byłaby jej zawadą na ścieżce rozrywki [po czym, śmiejąc się maniakalnie, podpaliła ulubionego misia córeczki i nasikała jej do bucików. Taka jest zła!].
Babcia Felicja strzegła spokoju wnuka niczym Piłsudski wjazdu Bolszewikom do Warszawy [potencjalnych zakłócających atakowała od tyłu i rozrywała ich na pół? Ostro...], Robert Lewandowski jego przyjaciel i brat Dawid,zorganizowali ochronę przed wścibskimi paparazzi i tabunami fanek, które chciały pocieszyć piłkarza [A wiecie, kiedy nie musielibyście mu zapewniać takiej ochrony? GDYBY LEŻAŁ W KLINICE, MAJĄC PROFESJONALNĄ OPIEKĘ!!!].
Życie powoli wracało do normy, minęło kilka miesięcy podczas których Kuba fizycznie dochodził do formy, odmówił jednak pomocy psychologa [Kilka miesięcy. Ta! W tym oto opracowaniu jak wół stoi, że w skomplikowanych złamaniach miednicy po trzech miesiącach pacjent może dopiero zacząć ostrożnie obciążać miednicę. Dla piłkarza to chyba trochę cienko...]. Całe dnie spędzał na zajmowaniu się córeczką, odpędzając myśli o żonie i planowaniu rozwodu. O powrocie do Borussi nie chciał nawet wspominać.
[Tutaj rozpoczyna się Historia Alternatywna Polski i Świata. Gotowi? Raz, dwa trzy i...]
Tym czasem w Polsce wybucha seks afera, której głównym bohaterem jest prezes PZPNu Grzegorz L oraz jego wróg- kiedyś przyjaciel z boiska- Jan T... [A tak w ogóle to przepraszam, jeśli czytają to nieletni ale nie mogę się powstrzymać. Tu macie zdjęcie Laty, tu Kręciny. Wyobraźcie sobie, że uprawiacie seks z którymkolwiek z nich] Obaj panowie na zakrapianej imprezce u Zdzisława Bunga Bunga Kręciny poszli w tango z nieletnimi prostytutkami [Wywalili ich za tańczenie na balu wystawionym przez Kręcinę, który jednocześnie był Berlusconim? Dziwne...]. Michael Platini stanowczo potępił Grzegorza L i dał zielone światło na zmiany w zwiazku. Tomaszewski z hukiem wyleciał z Prawa i Sprawiedliwości, prezes Kaczyński po zobaczeniu materiału wideo zapłakał gorzko. [Fiono, pociesz! 1]
Stary PZPN rozpadł się jak domek z kart. [To zdecydowanie alternatywna rzeczywistość]
Nowy zarząd PZPN kolektywnie zagłosował, iż Prezesem ma zostać były trener AC Milan i Chelsea Londyn, wybitny szkoleniowiec, kształcony poza granicami naszego kraju, Adam Serafiński przez Włochów i Anglików nazywany sir Colinem [ja wiem czemu – ponieważ jako jego zdjęcie aŁtorka dała Colina Firtha. Ale czemu oni tak go nazwali? Czy mam uwierzyć, że w tym wszechświecie łazi sobie trener, który wygląda kropka w kropkę jak znany aktor i wszyscy widzą podobieństwo? I tytułują go „sir”, chociaż sam Firth nie ma tytułu szlacheckiego? Ten wszechświat jest dziiiiiiwny] [Nom. A dopiero zaczynamy!]. Powrót do kraju po dwudziestu latach emigracji był dla niego nowym wyzwaniem. Wraz z Adamem wróciła również jego córka Nina, która zdobywała wykształcenie w Cambridge [Czytelnicy, wstańmy i nagróźmy brawami pojawienie się naszej MarySue].
Dwudziestosześciolatka została zatrudniona jako jeden z psychologów sportowych w Reprezentacji Polski [Często praktykowana technika wobec gówniar ledwo po studiach]. Franciszek Smuda po nieudanym Euro zniknął z pierwszych stron gazet i razem z „Leśnymi Dziadkami”- jak kibice nazwali stary PZPN,odszedł w zapomnienie. Jego miejsce na razie zajął jeden z zastępców, ale sir Colin już zapowiedział wzmożoną aktywność w poszukiwaniu generała, chcącego poprowadzić Orły do wygranej w Mistrzostwach Świata [proponuję Steve'a Rodgersa. Już od dawna należy mu się awans...].
Niektóre imiona zostały zmienione...;) 



Rozdział 3
Dzielić sekrety
z kimś chciałabym.
Z kimś, kto po prostu
by przy mnie był,
bym zobaczyła świat,
którego nie znam wciąż.
i żeby uwolniła mnie
miłość i w dal
porwała mnie
.”
[Czy kiedyś dowiemy się co ma fragment musicalu „Jekyl & Hyde” do Błaszczykowskiego?]

Nina Serafińska wyszła z budynku lotniska im F. Chopina na warszawskim Okęciu. Lot z Londynu opóźnił się o godzinę, ale na parkingu podziemnym czekał na nią ojciec [Ithil lubi żółty ser ale i tak postanowiła nie zakładać różowego stanika]. Wyglądał niezwykle przystojnie w ciemno-szarym garniturze i błękitnej koszuli. Pomimo tego, że zbliżał się do pięćdziesiątki i od dziesięciu lat był wdowcem, kobiety nadal uganiały się za nim [To bardzo ciekawe, ponieważ Colin Firth nigdy nie wydawał mi się klasycznie przystojny, tylko taki raczej misiowaty...].
Nina uśmiechnęła się do swojego rodziciela [Którędy on ją rodził?! o.O] i padła mu w ramiona.
- Tatku!- wyściskała go serdecznie na co ojciec pogładził ją po ciemnych lokach. [Jak na osobę, która kawał życia spędziła w Londynie ładnie wymawia polskie zbitki liter. Czepiam się, prawda?] [Prawda]
- Kochanie jak minął ci lot?- zapytał z troską.- Martwiłem się, że nie zdążę…
- Nic nie szkodzi i tak mieliśmy opóźnienie w Londynie wyprowadzili jednego pasażera, awanturował się, chyba był pod wpływem narkotyków [Bo inni się nie awanturują nigdy. Ekskjuzmi, czy plan lotów nie jest ściśle określony?]. No ale nie mówmy o tym, jak sobie radzisz?
Ojciec przybrał pochmurną minę, zabierając walizkę córki i kierując się na parking.
- Skarbie jest źle, nadal siedzi nad nami kurator, musimy pospłacać długi naszych poprzedników, zrobić dokładny audyt a tutaj już trzeba brać się za kolejne mecze eliminacyjne [A gdzie zarząd? Dlaczego prezes biedzi się z takimi rzeczami sam?] . Z Anglikami zremisowaliśmy, ale to nie jest sukces.- zafrasował się.- Sam bym chętnie potrenował tą drużynę, ale jak wiesz zgodziłem się zostać pierdzistołkiem, ale dzwoniłem do Janka.
Jan Mroczyński, był przyjacielem Adama i jednym z najlepszych szkoleniowców w Europie, właśnie skończył mu się kontrakt z FC Barceloną i postanowił ratować polską reprezentację narodową.
- Janek jest świetnym fachowcem na pewno jakoś sobie poradzicie.- Nina zapięła pas [cnoty] a ojciec płynnie włączył się do ruchu [wyzwolenia małych palców u stóp], kierując się do jej nowego mieszkania na Mokotowie.
- Jest jeszcze jeden problem, skarbie.
- Jaki?
- Nasz kapitan… [boi się powiedzieć, bo jeszcze córcia urwie mu głowę] [„Nasz”- to znaczy czyj? PZPN opiekuje się wieloma drużynami, nie tylko reprezentacją...]
- Co z nim?- dopytywała się, obserwując zmiany jakie zaszły w Warszawie, odkąd była tutaj po raz ostatni pięć lat temu na pogrzebie dziadka Emila.
- Miał wypadek pół roku temu na Maderze, potrącił go samochód.
- Poważny?
- Miednica, na szczęście jest młody i zrastała się zadziwiająco szybko. Pięć miesięcy leżenia, teraz rehabilitacja i mógłby próbować wrócić do formy, ale nie chce… [to dlatego, że nie może się odkleić od łóżka. To przez odleżyny. Po pięciu miesiącach leżenia muszą być imponujące...] Kontaktowałem się też z jego klubem, dwie godziny rozmawiałem z Jurgenem Kloppem, ale Błaszczykowski tam też nie zamierza wrócić [No, to mamy tragedię...]. Myślę, że to psychika, podobno żona zdradziła go [a co to za ploty?! I to w dodatku uskuteczniane przez prezesa związku?!] [No weś, nie co dzień pojawia się Ronaldo ex dupa i zaczyna uprawiać seks z nieistniejącymi kobietami!] z Cristianem Ronaldem [Reganem], dlatego wpadł pod rozpędzony wóz, ale on nie przyjmuje pomocy naszego psychologa, ani tego z Niemiec. Nie chce rozmawiać z nikim o tym wydarzeniu. Przekonywali go wszyscy, kilka razy jeździli do niego przyjaciele z klubu i z reprezentacji ale ucina ten temat. Zaszył się w Truskolasach, wsi pod Częstochową [skąd ona ma wiedzieć, gdzie jest Częstochowa? Ja nie wiem tego dokładnie a mieszkam w Polsce od urodzenia!] i nie reaguje ani na prośby ani na groźby.
- Przykro mi, ale na pewno jest jakiś sposób żeby mu pomóc.- zauwałyła. – Bądź dobrej myśli, gdy jutro będę w PZPNie, skontaktuje się z panem Maciejem i razem ustalimy jakiś harmonogram. Zobaczysz tato, Jakub Błaszczykowski wróci do gry albo nie nazywam się Serafińska! [Co za wulkan empatii. A jeśli Błaszczykowski się zaweźmie, to pewnie go przywłóczy na murawę razem z łóżkiem i kawałkiem ściany]
- I to chciałem usłyszeć!- sir Colin [rzucił córce Scooby Chrupkę] zaparkował samochód na parkingu podziemnym w ładnym apartamentowcu, gdzie mieściło się świeżo wyremontowane mieszkanie Niny [kurde, też tak chcę po studiach!].

To jest ten moment- uśmiechnęła się dziewczyna, wreszcie ma stuprocentową pewność, że zaczyna nowe życie w swojej pierwszej ojczyźnie [Przedtem myślała, że ojciec w ostatniej chwili zakwateruje ją w pudełku po butach leżącym pod mostem].
Pierwszy cel- Doprowadzić owianego ciemnymi chmurami Jakuba Błaszczykowskiego do gry. Przywrócić mu należyte miejsce, jako dowódcy armii biało- czerwonych! [O raju, to prawie jak Simba! Jemu też trzeba było zwrócić należne mu miejsce!]


1 Obrazek ten pochodzi z komiksu "Notes: Tajemne Sprawki Małej Żyrafki" autorstwa Little Lady Punk i Vanitachi. Oryginał znajdziecie tu: *klik*
Ministerstwo dziękuje sprawie za przysłużenie się sprawie i udostępnienie kadru!

poniedziałek, 24 września 2012

23.1 Za tobą pokopię wszędzie czyli Przedstawienie Postaci


Witajcie, kochani
Przepraszam was najmocniej. Razem z Johnnym wyjeżdżaliśmy i wyjeżdżając zostawiliśmy analizy na stronie, miał je dodawać timer. Dopiero w czwartek zadzwoniła do mnie koleżanka [Pozdrawiamy Szatana] i zapytała, czemu nie ma nowych analiz. Przy tej samej okazji okazało się, że z ostatniej wstawionej znikły wszystkie moje komentarze. Zaraz będę to naprawiała. Stracone analizy trafią do was za jakiś czas gdyż opko, którego postacie wam dziś przedstawię znalazłam już miesiąc temu i od tamtego czasu aż płonęłam chęcią podzielenia się nim z wami. Jest bowiem tak cudownie niemądre, że aż nie wiadomo, gdzie ręce podziać.
Nie będę wam mówiła, co was czeka. Sami się zaraz dowiecie
Miłej zabawy!

Adres blogaska: http://bez-ciebie-nie-ide.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

 




















Jakub Błaszczykowski-27 letnipiłkarz, zawodnik Borussi Dortmund i kapitan Reprezentacji Polski.
[Kamień z serca spadł mi prosto na nogi, aŁtorka jeszcze nie napisała jaka z niego biedna, zahukana owieczka]

 
Nina Serafińska- 26 latka, psycholog sportowy, córka nowego prezesa PZPN
[Oto pierwsza wskazówka z wielu, które was czekają w tym rozdziale. Mianowicie aŁtorka tworzy alternatywną rzeczywistość. I to tak aktywnie, że aż strach]
[A w ogóle, to przypomina się ta analiza Niezatapialnej Armady. Tam też MarySue był psycholog sportowy! (i też małolata ledwo po studiach)]


Robert Lewandowski- 24 letni piłkarz, kolega Kuby z klubu i reprezentacji a przy tym najlepszy przyjaciel.
[A poza tym działający na kobiece serca super-przystojniak. Jestem pewna, że nie zamierza wcale skierować go tę... hmmm... „specjalizację”]

 
Anita Błaszczykowska 24 letnia żona Kuby, matka małej Oli.
[Suka, nie bawmy się w ładne słówka. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie by wiedzieć, że to suka]
[A teraz kapka riserczu: żona Błaszczykowskiego ma na imię AGATA, nie Anita. Kolejny punkt do teorii, że to alternatywna rzeczywistość]
[No, a poza tym Agata Błaszczykowska jest fajną, ciepłą kobietą wspierającą męża. A to nawet nie jest jej zdjęcie. To Angelique Boyer. Tu macie Agatę Błaszczykowską]

 
Cristiano Ronaldo- 27 letnia gwiazda Realu Madryt i Reprezentacji Portugalii.
[OMG, kolejny TruLoFF, zaraz w nich utoniemy...]

 
Adam "Colin" Serafiński- 49 letni były trener AC Milan i Chelsea Londyn, świetny szkoleniowiec, nowy prezes PZPN, wdowiec, ojciec Niny.
[O.O Serio? AŁtorko, SERIO?! Wstawiasz Colina Firtha jako nowego prezesa PZPN? I co, może jeszcze masz nadzieję, że nikt się nie połapie?]

 
Felicja Tyczyńska, babcia Kuby.
[Jak widać tylko brzydcy i smutni ludzie muszą pisać o rzeczach, o których mają jakiekolwiek pojęcie. Bo babcia Kuby Błaszczykowskiego nazywa się Felicja Brzęczek. W tym samym linku macie jej prawdziwe zdjęcie]

 
Jan Mroczyński, 38 letni nowy trener reprezentacji
[Nawet nie chce mi się sprawdzać czyje to zdjęcie. Johhny?]
[Nikolaj Coster-Waldau, duński aktor. Widzę, że aŁtorka roztacza przed PZPNem bardzo ładne widoki. Jakby nasi piłkarze nie byli już dostatecznie dobrymi aktorami...]
 
 
Marcin Wasilewski, 32letni przyjaciel i kuzyn Niny, piłkarz reprezentacji
[Czyli kuzyn także Colina Firtha. Ciekawe, czy o tym wie...]
[*Z szatańskim uśmiechem obmyśla początek maila*]

 
Miłosław Ziębicki, 31 letni sąsiad Niny
[Fajnych ma sąsiadów ta Nina. Z takimi znajomościami tylko czekać, aż się do niej przywłóczy jakiś wilkołak z pedofilskimi zapędami...]

 
Ania Rusowicz- 29 latka, córka zmarłej tragicznie Ady Rusowicz, równie wokalistka. Najlepsza przyjaciółka Niny, studiowały razem psychologię.
[Uf, zgadza się zdjęcie, nazwisko, śmierć matki i studia psychologiczne. Może to Ania Rusowicz herself, dlatego podała dobre informacje ;)]

 
Karolina Harkness de domo Majewska- 38 letnia rzecznik PZPN'u. Wdowa po zabitym w Iraku poruczniku Jacku Harknessie. 

[To Charlize Theron]

 
Laura Szydłowska - 21 letnia studentka fizjoterapii, siatkarka w lidze uniwersyteckiej, marzy o występie w reprezentacji. Po zajęciach i treningach dorabia sprzątaniem na stadionie i w siedzibie PZPN.

 
Artur Boruc pseudonim Borubar - 32 letni, były piłkarz reprezentacji, wydalony za picie na zgrupowaniu 
[Wikipedia głosi, że za picie został tylko obarczony grzywną. A drugą za "wykonywanie obraźliwych gestów w stronę kibiców". No, ale aŁtorka wie lepiej]. Wraca do Polski z Florencji, gdzie zakończył kontrakt z AC Fiorentina. 

  
Łukasz Piszczek-28 letni obrońca Borussi Dortmund i Reprezentacji Polski. Jeden z trójkąta Dortmundzkiego [AGHR! Mój mózg!]. Przyjaciel Lewego i Kuby. Kilka miesięcy spędził w Stanach Zjednoczonych, lecząc kontuzję.

piątek, 14 września 2012

22.5 Susan de Pferd czyli Jestem Bardzo Subtelnym Koniem



Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Suzan jak by na ten komunikat czekała. Skuliła uszy, po czym stanęła dęba i odsunęła kopytami bramkę od swojego boksu. Zaraz też wybiegła energicznym galopem na dziedziniec omijając stajennych starających się ją złapać. Jej oczom ukazał się spory tłum, na którego czele szli: Powała z Taczewa, obok którego szedł rycerz w odświętnej sukni, w którym Suzan poznała ów Zbyszka [OWEGO, końskamać!], który trzymał na rękach młodą dziewkę, najwyżej dwunastoletnią, w białej szacie i wianku. Klacz nie wiele myśląc skuliła uszy, po czym stanęła dęba rżąc na cały dziedziniec i wystawiając dumnie pierś. Rżenie to odbiło się echem od murów potężnej twierdzy [Znam takie osoby – cały świat musi toczyć wokół nich...]. Arab wyglądał doprawdy pięknie... Nawet stajenni przystanęli i poczęli przyglądać się temu pięknemu zjawisku. Nie zwróciło to jednak uwagi tłumu ciągnącego spiesznie na zamek i oznajmiającego radosną nowinę [Radosną? Rozrywkę im zabrali, powinni być źli i smutni!]. Koń opadł na cztery kopyta i stanął przyglądając się owej parze... Nie pozwolił się dotknąć stajennym, którzy już szykowali powrozy, odbiegając od nich. Po chwili jednak dała się okiełznać i zaprowadzić do boksu. Emocje trochę z niej opadły. Westchnęła cicho, po czym zaczęła delikatnie zbierać paszę [do woreczka, na później]. Po chwili jednak poczuła jak na jej grzbiecie siada Horus.
- Coś tak zmarkotniała? – Zapytał ciągnąc ją delikatnie dziobem za grzywę przy kłębie.
Suzy uniosła łeb i spojrzała na ptaka odrzucając natrętną grzywkę znad oczu.
- Sama nie wiem... - mruknęła cicho. – To nie tak, że nie przepadam za Polakami... Dziwno mi...
Ptak z grzbietu przeleciał na jej łeb, po czym starając się utrzymać równowagę rozłożył skrzydła.
- Kiepski humor?
[Rany, ja wiem, że depresja może dopaść najmniej odpowiednim momencie i z minimalnym związkiem z otoczeniem... Ale konie nie chorują na depresję!]
- Być może? – Klacz uśmiechnęła się dziwnie. - A może to też ta niespodziewana sytuacja... Złaźże mi z głowy, bo mi pazury w czoło wbijasz! - warknęła po chwili wstrząsając łbem i zmuszając przy tym sokoła, aby wzbił się w powietrze i z powrotem usiadł na jej grzbiecie.
- Dziwna z ciebie klacz... - stwierdził w końcu
[za to całkiem klasyczna MarySujka, więc na poziomie karmicznym wszystko się wyrównuje].
- A z ciebie dziwny sokół... Nie gardzisz mną tak jak inni przez to że jestem krzyżackim rumakiem, mimo iż pochodzisz z Polski...
- Zwierzę, zwierzęciu równe... - mruknął białozór
[a z zającami przeprowadzasz głębokie dyskusje o naturze demokracji, prawda?]. – I to bez znaczenia czy jest koniem czy sokołem, czy rumakiem wielkiego mistrza, komtura krzyżackiego, czy króla polskiego... Jeno w przyrodzie ułożyło się tak że silniejszy zabija słabszego...
- Takie to już jest to życie... - zaśmiała się cicho Suzan. – Swoją drogą... To co tam słychać w pałacu? Wiadomo kiedy już nasi wyjeżdżają?
- Sokoły coś przebąkiwały że za trzy dni wyjeżdżacie... - po tych słowach przekrzywił lekko łepek.
- Wiesz może... któż to ta dziewka, która uratowała ów
[O! WE! GO!] rycerzyka od śmierci?
- Ta? To Danusia Jurandówna...
- Zaliż to córka tego słynnego Juranda ze Spychowa, postrachu naszych rycerzy?
- Tego samego dokumentnie...
- Danveld jak się dowie zapewne znowu jakiś szalony i idiotyczny pomysł wymyśli... - mruknęła po chwili klacz odchylając lekko uszy. – O ile, już o tym nie wie...
Ptak zrobił pytającą minę
[jak? Nie ma ust, ani twarzy! Ma DZIÓB! Dzioby nie są znane ze swojej elastyczności!] po czym usiadł na ziemi. Klacz natomiast odchyliła nieznacznie uszy.
- Jakże to? Zali nie wiedzieliście że człek ten chyba najzacieklej nienawidzi spychowskiego wójta wśród naszych braci? – Po chwili ciszy arabka kontynuowała. – Ma ci on głęboką urazę do niego, przez to że kiedyś on sam (czyli Danveld) wykazał się niesamowitym tchórzostwem i zbiegł z placu boju w czasie pojedynku z Jurandem... A jak wiecie u nas za ucieczkę w czasie pojedynku grozi śmierć. I nad nim ta groźba wisiała, ale jakoś się wymsknął od niej gdyż kazano mu przysiąc, że to nie on zbiegł, tylko koń go poniósł... Od tej pory nienawidzi Juranda
[nienawidzi faceta, przed którym uciekł i miał z tego powodu straszliwe problemy? Jakież to ludzkie]... A chęć zemsty uczyniła z niego człowieka szalonego i bez skrupułów jeśli idzie o takie sprawy... Gotów jeszcze tą dziewkę porwać... [Shhh! Spoilers, sweetie!]
- Ja słyszałem że i Jurand okrutnie mści się na waszych rycerzach, za to że zabili mu żonę w czasie napadu na Złotoryję...
Klacz cicho westchnęła po czym wstrząsnęła grzywą i oparła łeb o bramkę od boksu. Po chwili jednak nastawiła uszu i przywitała swojego pana, który akurat wszedł do stajni, cichym rżeniem.
- Jak się czujesz młoda? – Brat Rotgier uśmiechnął się lekko, gładząc konia po łbie.
Suzan zaczęła go przyjaźnie chwytać zębami za szatę na piersi.
- Rozumiem przez to siostrzyczko, że dobrze... - mruknął przeczesując jej długą, srebrzystą grzywę. – Za trzy dni wreszcie się stąd wyrwiesz...
Klacz uniosła łeb i nastawiła lekko uszu spoglądając na niego z lekką dumą
[dlaczego „dumą”? Chyba nie dlatego, że z zasugerowanej zoofilii przeszedł do zasugerowanej zoofilii połączonej z kazirodztwem?]. Krzyżak jeszcze przez chwilę przyglądał się białej klaczy aż w końcu wyszedł ze stajni. Suzan odprowadziła go wzrokiem po czym westchnęła.
- O tak... Za trzy dni... - z tymi słowami zasnęła.

czwartek, 13 września 2012

22.4 Susan de Pferd czyli "Uwaga, wysoki koń!"

Witajcie!
Jeśli już od wczoraj, od godziny 2045, zastanawiacie się, jakie aŁtoreczkowe niedorzeczności zaserwujemy wam dzisiaj to oto przybywam, by ukrócić wasze troski. Mamy dla was bowiem Zbyszka, który był robiony naleśnikiem, drapieżne konie a Suzan pokazuje nam się od gorszej strony (tak, JESZCZE gorszej)
Miłej zabawy!

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział III
Danuśka
17 lipiec 1399 rok
Ponad krakowski gród wzbiły się donośne dzwony [zatrzepotały skrzydłami i uleciały w kluczu na zachód]. Suzan przerwała zdziwiona poranny posiłek i uniosła łeb nastawiając uszu. Pod kłusowała pod płot padoku [zakładam że to część tego jej mitycznego szkolenia na rumaka bojowego: nauka robienia podkopów...], z którego był widok na dziedziniec wawelski.
- Cóż tam się stało? – Do klaczy podszedł powoli Amhara strzygąc uszami.
Suzan przymrużyła oczy i oparła łeb o ogrodzenie nastawiając jeszcze wyżej uszy
[A to zapewne koński odpowiednik opierania głowy o stół dla lepszego skupienia. A może to facepalm?] [Facehoof!].
- Musi ktoś znaczniejszy umarł... - odpowiedziała w zamyśleniu.
Nagle, ślizgowym lotem na jeden z pali od płotu zleciał szary gołąb, o „karpiatych" wzorkach na skrzydłach
[to znaczy jakich? W karpie? AŁtorko, nie jesteś mądrzejsza od używania takich słów!]. Wstrząsnął łebkiem strosząc lekko piórka, po czym spojrzał na klacz.
- Ktoś ty? – Zapytała siwka.
- Takie same stworzenie jak i ty mości Suzan
[„mości” to się mówiło do facetów. Znowu spontaniczna zmiana płci?]... - odpowiedział ptak przymrużając lekko oczy.
- Skąd znasz moje imię?
- Mieszkam w stajniach dla gości
[Aha, czyli w tym pożal się Boże zameczku goście śpią w stajniach? Super] i usłyszałam waszą rozmowę... - po tych słowach gołębica uśmiechnęła się w dziwny sposób [pewnie, że w dziwny. Jeszcze nigdy nie widziałem szczerzącego zęby gołębia, a wy?].
Arabka odchyliła uszy na znak lekkiej frustracji i zażenowania
[A czym była tak sfrustrowana i zażenowana? Omawiała ostatnimi czasy swoje ulubione pozycje z końskiej Kamasutry? Czy może chodziło jej o sztuczną szczękę, jaką wstawił sobie gołąb?]. Po chwili jednak udało jej się utrzymać nerwy na wodzy [postanowione- omawiana była Kamasutra. Albo Suzan jest gatunkistką i w swej nienawiści dla skrzydlatych braci frustruje ją, gdy któryś z nich się do niej odzywa] i zapytała już uprzejmiej.
- Wiesz już, co się stało?
- Wiem...
- Więc? – Wtrącił Amhara.
- Jej wysokość, królowa Jadwiga oraz nowonarodzona dziedziczka tronu nie żyją...
[hm. Się zgadza. *niechętnie przyznaje aŁtorce jeden smętny punkt*] - odpowiedział ptak.
- Chryste Panie... To wojna pewna... - szepnął kasztan
[ymm... czemu? Myślicie, że Jogajła tylko czekał, aż mu żonka zacznie stygnąć, żeby móc wywołać wojnę?].
Klacz jednak zachowała kamienną minę.
- Jak cię zwą mości ptaku? – Zapytała po chwili, unosząc dumnie łeb.
- Ludzie różnie na mnie wołają
[na przykład „Apudziesty”, alby „Będziemitupranieobsrywał”...]... Ale wśród towarzyszy przyjęło się dla mnie imię Una [które to imię jest irlandzkie i znaczy „jagnię”...]... Bywajcie „szlachetni" posłowie od wielkiego mistrza... - mruknęła z lekką ironią, po czym wzbiła się w powietrze klaskając swoimi skrzydłami [Na Manwego i jego Jasność, przez dziesięć lat hodowałam papugi i nigdy nie widziałam, żeby któraś klaskała skrzydłami... Czy, skoro już tak dobrze nam idzie szukanie analogii ze światem ludzi, to odpowiednik klaskania uszami?].
- Polacy... - prychnęła lekko klacz odchylając uszy.
- Coś mi się widzi, że nie za bardzo ich lubicie... - zaśmiał się Amhara.
- Jeśli mam być szczera, drogi Amharo, to są mi obojętni... - odpowiedziała siwka uśmiechając się.
[Też się uśmiechnęłam, bo każdy tak mówi: „są mi obojętni! Pod warunkiem, ze trzymają się z dala i nic nie wiem o ich istnieniu...”]– Ale z reguły spotykałam się tutaj z nieżyczliwością jeśli idzie o inne zwierzęta... Bo jestem rumakiem krzyżackim... rumakiem rycerza-zdrajcy, któremu nie można zaufać [Rany, co za kiep szykanuje KONIE ze względu na ich właścicieli? [Inne konie?] Nie mówiąc już o tym, że ile ona jest tym zdrajcowatym wierzchowcem, miesiąc?]... Ale czy każdy z nich jest tym przysłowiowym psubratem [ile znacie przysłów o psubratach? Śmiało, poczekam] [Eeee... „Psu, bracie, daj jeść, bo głodny”?]? Wszak zdarzają się wyjątki... Przed wami się jeszcze miarkują bo wasz pan coś znaczy w zakonie... A mój jest zwykłym komturem... [Komtur to była ważna szycha! Oj, coś mi się widzi że aŁtorce się komtur pomylił z kapralem...] - po tych słowach odchyliła znacznie uszy do tyłu.
- Nie przejmujcie się pospólstwem... - mruknął ogier.
- A ten Zbyszko? Co z nim?
- Sokoły z pałacowej wieży wspominały coś o tym, że skazano go na śmierć, za znieważenie posła
[z tych sokołów to straszni plotkarze... Zaraz, chwila! Sokoły, drogie, hodowlane ptaki tak sobie latają samopas? Jasssne]... Ale skoro teraz taka tragedia się zdarzyła na pewno odroczą kaźnie... [To ilu kmiotków znieważyło posła w tym tygodniu?]
- Ciekawe cóż go do tego nakłoniło... Chęć zdobycia sławy czy też głęboka nienawiść do naszych rycerzy?
- Nie nam o tym sądzić... Na niego wyrok już kasztelański sąd zdążył wydać...
Suzan bez słowa schyliła łeb po czym wróciła do poprzedniego zajęcia. Trawa była tutaj naprawdę soczysta i słodka, a owies wysokiej klasy
[-.- Rany, aŁtorka ględzi o tej trawie i owsie prawie jakby sama była koneserką. Czy gdybyś pisała o ludziach też w kółko byś opowiadała, jak smaczne było ich jedzenie?] [kochanie, to opko. Tutaj wszyscy tylko jedzą, gżą się i popełniają wykroczenia przeciw ortografii...]. Dbano tutaj o wierzchowce. Podobno Polska słynęła właśnie z najlepszych bojowych rumaków, toteż nie dziwota że konie miały bardzo dobre warunki. Przestronne i żyzne padoki obfitujące we wszelkiego rodzaju zioła i trawy, doskonały owies no i duże stajnie o przestronnych boksach. Przez chwilę zbierała spokojnie co najlepsze źdźbła trawy [ponownie – jedno po drugim, ponieważ dokładnie tak skonstruowane są końskie pyski...] oraz liście koniczyny po czym klękła [KLĘKNĘŁA, na Melkora!] na przednie kolana. Zaraz też opadła na bok i zaczęła się tarzać. Zapowiadało się na upalne południe. Już teraz, mimo tak wczesnej pory słońce łagodnie przygrzewało w końskie grzbiety. Klacz przez chwilę jeszcze leżała na grzbiecie czując jak poranna rosa lekko chłodzi jej sierść aż w końcu zgrabnym skokiem usiadła na zadzie [aŁtorko, nie jestem żadnym tam specem od koni, ale nawet ja wiem, że konie nie siadają. Jeśli leżą, to wstają bezpośrednio z boku. A jeśli koń siedzi na zadzie to znaczy, że coś brzydkiego mu się stało w tylne nogi] i wstała oblepiona źdźbłami trawy i koniczyny, oraz kilkoma mleczami wplątanymi w długą grzywę.
* * *
Minął już tydzień od pogrzebu królowej, a posłowie wielkiego mistrza nadal byli w Krakowie. Suzan zdążyła już poznać swoich współlokatorów oraz innych, zwierzęcych mieszkańców stajni i dworu królewskiego. Było to więc kilka sokołów z pałacowych wierz [Nie uwierzę póki nie zobaczę!], białozór Horus z królewskich ptaszarni [jakie te wszystkie zwierzaki mają wyszukane imiona... A gdzie Burek, Wronek i Sierściasta Cholera?], oraz gołębie mieszkające na strychu stajni. Dzień ten był o tyle wyjątkowy że dzisiaj miała się odbyć egzekucja na Polskim rycerzu, Zbyszku z Bogdańca [a nie będzie mu niewygodnie?], który jak wiadomo znieważył krzyżackiego posła ruszając na niego z nastawioną kopią. Od rana wśród rumaków gości panowało wielkie poruszenie. Na rynku zebrało się masę gapiów ciekawych okropnego widowiska [„okropnego”? Chyba z perspektywy smarkuli z dwudziestego pierwszego wieku, posiadającej stanowczo za dużo wiedzy o koniach. Dla ludzi z epoki był to odpowiednik telewizji]. Tak ciekawego, iż Suzan znieść nie mogła, że pan nie wziął jej ze sobą tylko szedł na piechotę [*skanduje miarowo* Krwi krwi krwi, konie chcą krwi krwi krwi...] [SZYNKA!]. Szczęście miały te rumaki, które były „zakwaterowane" na przeciwnej stronie stajni gdyż z tamtych okien widać było cały rynek [Czyliiii... ich zady mogły sobie popatrzeć? Bo z tego co kojarzę, konie w boksach raczej nie stoją pyskami do okna a pyskami do korytarzyka?]. Nagle jednak do budynku wleciał Horus po czym usiadł na parapecie od okna w boksie zaraz naprzeciwko miejsca Suzan.
- No co tam widzisz? – Zapytała po chwili klacz.
- Straszny tłok... - mruknął biały sokół
[AŁtorce chodziło zapewne o Białozora, nie o piosenkę ani drużynę piłki nożnej. Ale to akurat nie krytyka (bo białozor to faktycznie sokołowate)]   – Prowadzą skazańca...
- A pan mój gdzie?
- Ot tam na dzwonnicy z innymi...
[Wlazł z fonflami na dzwonnicę żeby lepiej widzieć]
Klacz skuliła uszy na znak zażenowania.
- Cwany czort... Mów, co dalej...? - mruknęła w końcu.
- Toć mówię że skazańca prowadzą... Podeszli pod stopień...
[„Kat trzyma tabliczkę z napisem, 'Uwaga, wysoki próg'...”]
- Szlag wy was wziął! – Zarżała klacz z frustracją, stając lekko dęba i kopiąc przednimi kopytami w bramkę od boksu.
- Czekaj! – Zawołał nagle ptak. – Coś się dzieje... Powała z Taczewa przyniósł jakąś młodą dziewkę do skazańca...
- Pewniakiem pożegnać się nie zdążyła... - mruknął Amhara.
[pewNIkiem, ofiaro językowych eksperymentów! Rozumiesz sytuację polityczną, a nie umiesz używać właściwych słów? Koń by się uśmiał...]
- Nałęczkę mu narzuciła!
Klacz już chciała coś powiedzieć gdy nagle przerwało jej rozpaczliwe „Mój ci on jest!".
[Albo stajnia stoi przy samym rynku (genius!) albo Danuśka naprawdę nieźle ryknęła. Dobrze, że jej w Wiedniu nie usłyszeli, bo kolejna ruchawka gotowa...]
- Co tam się dzieje! Mówże Horusie! – Zawołała w końcu siwka unosząc się na tylnich nogach starając się przy tym coś zobaczyć.
- To stary zwyczaj! Oznacza to że skazaniec należy do owej dziewki i nie można go uśmiercić... - odpowiedział białozór. – Idą na zamek!
[„Dziewka niesie chłopaka w zębach. Wygląda na zadowoloną. On wygląda na przemoczonego...”]

środa, 12 września 2012

22.3 Susan de Pferd, czyli Krzyżaku, Podaj Imię Swego Konia A Powiem Ci Kim Jesteś

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Jeśli jeszcze nie uwierzyliście w tematykę naszego nowego blogaska, to chyba najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, bo oto kontynuacja Krzyżaków z perspektywy duńskiej kobyły.
W dzisiejszym odcinku kończymy rozdział drugi, a w nim: parzystokopytny radykalizm, akcja „Przygarnij Berserka” i burak, który okazuje się być Zbyszkiem z Bogdańca. Serio mówię.
Serdecznie zapraszamy!

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 

15 Lipiec 1399, gościniec niedaleko Krakowa.

- Na cóż nam to posłowanie Hektorze? – Suzan odchyliła delikatnie łeb w stronę karego, masywnego ogiera idącego obok niej, którego dosiadał Zygfryd de L
ӧwe [Czy konie potrafią iść do przodu pomimo łba zwróconego w bok? Czy też Rotgier właśnie zrobił Zygfrydowi de Lӧwe wjazd na kolana?].
- Ileż razy mam powtarzać? – Karosz zrobił znudzoną minę. – Żmudź się burzy… Należy ona do nas
[Całkiem radykalne poglądy polityczne, jak na środek lokomocji „nadejdą czasy, gdy żelazne kopyto spadnie na tę ziemię! I będą wiedzieli, że imię moje jest KOŃ, kiedy wywrę na nich swą pomstę!”], ale znajduje się tam nie tylko wielu Litwinów, ale także Polaków, którzy pomagają buntującym się tam poganom… No i przy okazji jedziemy na chrzciny dziedziczki tronu polskiego…
Klacz rozdęła chrapy w zamyśleniu.
- Jakież to pogmatwane…
[Wcale nie! Chrzest to chrzest i kropka. Tak w ogóle, to nie chcę nic mówić, ale jadą na chrzest dziecka od dwóch dni martwego. W zasadzie mogli po prostu nie wiedzieć, ale mimo wszystko sądzę, że coś takiego jak śmierć małoletniej dziedziczki tronu byłaby dość głośną sprawą i wiedzieć jednak powinni. A w buntach Żmudzi, która nagle po prostu przeszła z łapek do łapek też nie ma nic szczególnie tajemniczego...] - mruknęła w zadumie odchylając delikatnie uszy do tyłu i wstrząsając grzywą.
- Młoda jeszcze jesteś… Nie dla ciebie jak na razie te sprawy… - odpowiedział po chwili Hektor. – Teraz zwłaszcza powinnaś przyzwyczajać się do długich marszów bez postojów, czy do różnych wypraw wojennych
[A właśnie, czy aŁtorka nie wspominała przypadkiem, że ona jest wyszkolona na RUMAKA BOJOWEGO? Kochanie, za tym idzie coś więcej, niż tylko lanserskie brzmienie...]… Wojna wisi w powietrzu… Królowa Jadwiga ją nawet przepowiadała, a powiadają że ona święta… [MASSIVE HISTORICAL BULLSHIT! Królowa Jadwiga została uznana za świętą w roku 1997!]
- Do długich marszów przywykłam, a i miecze i armaty
[ciekawe, skąd ona tak wie o armatach, skoro to właśnie bitwa pod Grunwaldem była pierwszą w historii bitwą z istotnym wykorzystaniem broni palnej] mnie nie straszne… - siwka dziarsko przekrzywiła łeb spoglądając na towarzysza bystro, ale zaraz też została podciągnięta wodzą.
- Nie wątpię… Ale pamiętaj że odwaga i zapalczywość to nie wszystko
[Berserkowie spojrzeli na Hektora smutno] [Przygarnij berserka!]
Po tych słowach nastąpiła cisza przerywana rozmowami Zygfryda, Rotgiera oraz przybyłego z Malborka Kunona von Lichtensteina.
Wyjechali z lasu po czym dalej kierując się gościńcem ruszyli w stronę miasta. W oddali majaczyła Wisła odbijająca poranne promienie słoneczne w swojej pofalowanej tafli
[„łiiiiicha!” zaśmiewała się Wisła grając z niebem w Moby Blaster promieniami słonecznymi]. Szli stępa nie spiesząc się zbytnio. Była to niewielka grupka rycerzy zakonnych wysłanych przez wielkiego mistrza jako posłowie do Krakowa. Wśród nich były takie osoby jak Hugo de Danveld komtur Szczytna [już chyba czwarty w tym tekście...], Zygfryd de Lӧwe, gość zakonu De Fourycy, Przybyły z Malborka Kuno von Lichtenstein, oraz Gotfryd i Rotgier razem z Suzan, która pierwszy raz miała okazję brać udział w dłuższym wyjeździe [zastanawia mnie, dlaczego inni nie zostali wymienieni z... ehu, ehu... koni]. Teraz klacz miała na sobie nieskazitelnie białą paradną uprząż, zdobioną drobnymi, różnokolorowymi szlachetnymi kamieniami razem z napierśnikiem [konie nie mają napierśników, konie mają ladry], oraz tegoż samego koloru siodło [Paradna uprząż jest po to, żeby z daleka (i z bliska) widać było, że oto jedzie wielka i bogata szycha. W związku z czym ubieranie białego konia w białą paradną uprząż jest głupie. Złoto, purpura... Poza tym po co im w ogóle paradna uprząż w środku pola? Mają za dużo kamieni szlachetnych?]. Jechali tak przez dobrą chwilę. Nagle z naprzeciwka wyłonił się polski orszak. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby niespodziewanie jeden z młodszych, polskich rycerzy nie spiął konia i nie ruszył z głośnym „Nastaw kopię!” [a temu co? Przysiągł na swój herb, że dopóki trzech Krzyżaków jak burak nie zaatakuje znienacka i nie powali, to będzie musiał żyć w celibacie?], nastawiając przy okazji swoją, na Kunona von Lichtensteina, który zatrzymał swojego rumaka i stał niewzruszony. Śmiałek nie chybnie trupem by go położył gdyby nie zastąpił mu drogi sam Powała z Taczewa [Gdyż Kunonowi łapki upieprzyło przy samej dupce i nie mógł sam wyciągnąć... choćby i miecza].
- Cóż czynisz szalony człecze?! – Zawołał chwytając jego konia za wodzę i starając się opanować swojego karosza. – Toż to poseł wielkiego mistrza do króla pana naszego! Chowajże miecz bo z konia zwalę!
- Ktoś zać? – odezwał się rycerzyk chowając na wpół wyciągnięty miecz do pochwy
[przed chwilą miał w ręku kopię. AŁtorko, rozumiesz chyba, że to nie jest to samo?].
- Jam Powała z Taczewa knechcie
[ignorując postać historyczną ex krzaki – knechci byli PIECHURAMI]! Obraziłeś majestat króla! Zapłacisz za to głową! – rzekł na odchodne po czym spiął swojego rumaka i ruszył na przód [Przód skulił się trwożliwie, nie wiedząc, co zawinił Powale z Taczewa. Zaraz jednak przypomniał sobie z rezygnacją o aŁtorkach, którym nie chce się sprawdzić, czy na pewno napisały „naprzód”].

* * *

Gościnne stajnie wawelskie były duże, a boksy dla rumaków przestronne. Suzan powoli uniosła łeb przeżuwając podaną wcześniej paszę. Wychyliła zaciekawiona łeb nastawiając uszu. Po chwili obserwacji odwróciła się w stronę Hektora, który miał swoje miejsce po lewej stronie.
- Któż to? Ten młodzik polski, który naszego rycerza znieważył? – zapytała odrzucając z oczu natrętną grzywkę
[Co się dzieje? Czy Suzan nie było przy tym wydarzeniu? A jeśli była, to dlaczego nie zapytała od razu, tylko została odprowadzona do stajni, tam sobie pojadła i dopiero...?].
- Niejaki Zbyszko z Bogdańca… - odpowiedział obojętnie ogier przeżuwając swoją paszę
[a skąd on to wie? Czy Krzyżacy wydają jakieś „Who is Who wśród polskiego rycerstwa”, a jeśli tak, to jak on to przeczytał?].
- Nie zrobił mości Kunonowi nic?
- Nie zdążył… - wtrącił kasztanowaty arab z białą odmianą na czole
[czyli że nagle czoło mu się odmieniło? AŁtorko, jeszcze raz, powoli – fachowe terminy nie są fajne dla samej fachowości. Czytelnik też musi wiedzieć, co piszesz!] odchylając delikatnie uszu. – Nim dogalopował do nas, drogę zagrodził mu sam Powała z Taczewa…
Siwka uśmiechnęła się lekko.
[*klik*]
- Zdradźcie swe imię mości panie…
- Imię moje to Amhara… Wierzchowiec Kunona von Lichtensteina do waszych usług…
[który, jako Niemiec i chrześcijanin, na pewno nazwałby swojego konia jakby z arabska...] - To mówiąc skłonił się lekko.
- Suzan… - siwka odchyliła delikatnie łeb rozdymając chrapy. – Mój pan zwie się Rotgier, jeden z komturów szczytnijskich.
[No, ciekawe ilu komturów miało Szczytno...]
- Skąd pochodzicie mości Suzan?
- Z Danii, z dworu królowej Małgorzaty, chociaż matka moja była Polką… Zwano ją Sylvia
[nie mogła być Polką, BYŁA KONIEM! Albo ja czegoś bardzo, ale to bardzo nie rozumiem...]. Ojca nie znam, ale słyszałam że pochodził właśnie stąd, z Prus…[Aha, więc to matka uczyła Suzan nieufności do Krzyżaków! xD]
Po tych słowach nastała cisza. Klacz jeszcze przez chwilę strzygła uszami aż w końcu przymknęła oczy odciążając tylnie kopyto
[a co to za szalony mechanizm? Miała w powiekach sznureczki doczepione do zadu? I jak zamykała powieki, to pociągała za sznurki, zad się podnosił i odciążał nogi? Bo to nadal nie miałoby sensu!] i drzemiąc zmęczona po długiej podróży.

Kolejny rozdział... Zdecydowanie dłuższy i więcej się w nim dzieje... Rozdziały nie będą się pojawiały aż tak często... wiecie... szkoła... nie mam już 13 lat jak wtedy kiedy pisałam pierwotną Suzan
[Hh. Dla naszego wspólnego dobra mam nadzieję, że nigdy nie znajdziemy tego tekstu...] tylko 16 i teraz idę do liceum... Myślę że prawdziwy rozkwit tego opowiadania będzie w czasie wakacji, kiedy będę miała więcej czasu i w ogóle :) Pozdrawiam wszystkich czytelników i zapraszam do komentowania ^^ [Ok]

wtorek, 11 września 2012

22.2 Susan de Pferd, czyli Krzyżak, Który Gapił Się Na Klacze

Buenas noches, kochani
Minął już wczorajszy szok po odkryciu koncepcji "Krzyżaków" z końskiej perspektywy? To dobrze, bo dziś będzie jeszcze fajniej, jeszcze dziwniej, jeszcze zboczeniej (od teraz istnieje takie słowo) i jeszcze bardziej nerdowato! Dziś bowiem odkryjemy końsko-ludzkie porno (sic!), dowiemy się ile lat ma Suzan i dlaczego to kluczowe dla akcji a poza tym... a poza tym czeka nas ujeżdżanie Suzan i uwierzcie mi, że jeśli w ogóle chcecie to przeżyć, to tylko z nami.
Do przeczytania jutro! Kiedyś opowiecie nam jak było ^^

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/archiwum-2010-8.html
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 


Rozdział II
Człowiek moim przyjacielem…
[Tak, a Jezus moim panem...]

Tętent końskich kopyt odbił się echem o ściany bramy prowadzącej na przestronny dziedziniec zamkowy. Rotgier zeskoczył z fryza i chwycił u pyska białą klacz za prowizoryczny kantar sporządzony z powroza
[czyli że chwycił ją za powróz. Nie mam pojęcia, co to jest kantar, jeszcze w żadnej książce ta wiedza nie była mi potrzebna i nie będę się tego uczył teraz!]. W jej oczach kryło się lekkie przerażenie, ale również niebywały spokój [ergo: jednym okiem zezowała inaczej, drugim inaczej. Innego wyjścia nie widzę...], tak, iż ten, kto w nie spojrzał nie mógł uwierzyć, iż koń ten odzwyczajony od jazdy wierzchem i wychowany na konia bojowego, który zdolny byłby do tego żeby nawet zabić.
- No to teraz się zabawimy… - mruknął uśmiechając się dziarsko. – Krist!
[oO Ej, ja tylko żartowałam z tym Chrystusem!] Przynieś no moje ostrogi! – Skinął na swojego giermka, który zaraz też się skłonił i odszedł w stronę stajen.

* * *

Ponad pałac szczytnijski
[po pierwsze – szczycieński. Po drugie – pałac? W SZCZYTNIE? Następnym razem usłyszymy o Uniwersytecie Pasymskim i drapaczach chmur w Spychowie...] wzbiło się głośne rżenie, oraz rechot gapiów. Kolejny ze stajennych został przeciągnięty przez dziedziniec. Już piąty… [Ok, to ewidentne: aŁtorka oglądała „Mustanga z Dzikiej Doliny”. Ale jeśli Rotgier okiełzna to bydle strzelając w powietrze z rewolweru to nie zdzierżę]
- Na co taki wariat? - Komtur de L
ӧwe zwrócił się do Rotgiera. – Taka na dłuższe dystanse na pewno się nie nada…
- Za wiele nie straciłem ojcze… - Rotgier uśmiechnął się w dziwny sposób. – Trzydzieści pięć grzywien za konia szlachetnej krwi? Pół darmo…
[jestem pod wrażeniem języka, którego aŁtorka każe używać swoim bohaterom. Czy to gwara? Czy stylizacja na „staropolski”? A może ktoś tu nie ma pojęcia, o czym pisze? Być może nie dowiemy się nigdy...]
- Miast tłumaczyć się przede mną zrób coś z tym szaleńcem póki całej służby nam nie pozabija…
Młodemu zakonnikowi przerwał kolejny atak śmiechu zebranych. Następny pachołek został ściągnięty z dziedzińca zamkowego. Klacz zaczęła się przechodzić dumnym kłusem raz po raz strasząc któregoś z gapiów i patrząc na wszystkich z pogardą, jak by chciała powiedzieć „Jak śmieliście? Nędzne istoty!”
[AŁtorko, naprawdę, DZIĘKUJĘ ci, że tak dbasz, żebym nie zapomniała tej sceny z filmu ale wiesz: jak będę chciała ja sobie przypomnieć, to po prostu obejrzę „Mustanga z Dzikiej Doliny” jeszcze raz. Nie potrzebuję twoich -cokolwiek drętwych- opisów]. Po chwili jednak zatrzymała wzrok na młodym komturze. Przymknęła oczy i stanęła bez ruchu. Długa grzywka spadła jej na lewe oko przysłaniając je niemalże całkiem.
- Ani mi się warz!
[Czy ważą się warzyć kłopoty? *hic*] - Zawołał nagle Rotgier w stronę pachołka zbliżającego się do klaczy z powrozem.
Po chwili jednak sam zeskoczył z murku i zaczął powoli podchodzić do białego araba. Suzan lekko odchyliła uszy niepewnie się cofając. Jednak było w nim coś, co kazało jej stać w miejscu i nie czynić temu dziwnemu zakonnikowi żadnej krzywdy. Schyliła lekko łeb rozdymając chrapy i strzygąc nieufnie uszami. Komtur pewnie złapał klacz za powróz i pogładził po łbie
[Ten powróz?].
- Osiodłać ją! – Rozkazał w końcu lustrując każdy szczegół jej ciała
[… Panie Walker? Zechciałby pan?].
A więc, te same długie nogi, szczupakowata sylwetka i wklęsłe czoło, no i oczy… Czarne… bystre… tajemnicze… przenikliwe…
[Jest mi coraz bardziej nieswojo... Rotgier! Łapki na zbroję i to tak, żebym je widział!]
Suzan poczuła nagle, jak na jej grzbiet spada ciężar. Skuliła uszy zarzucając łbem, ale wystarczyło tylko jedno, ciche, uspokajające słowo Rotgiera, aby mu zaufała
[To się nazywa łatwa kobyła...].
- Dziwny z ciebie człowiek, ale cię lubię… - mruknęła cicho, odchylając uszy lekko do tyłu.
Zakonnik uśmiechnął się i oparł o siodło
[czy on ją usłyszał? Czy Suzan jest jedynym gadającym koniem? Czy inne zwierzęta też mówią? CZY COŚ TU BĘDZIE MIAŁO SENS?!]. Po chwili przerzucił założone przedtem wodze przez jej łeb. Suzan zaczęła się niecierpliwie obracać trącając go raz po raz łbem po plecach. W końcu jednak wskoczył jej na grzbiet [Serio, może oglądałam zbyt dużo złego porno, ale dla mnie to brzmi dość... erotycznie. I BARDZO mnie to niepokoi]. Klacz jak by na to czekała. Nim Rotgier zdążył pewnie ją dosiąść ona już wyskoczyła w przód zwalając go z siodła i z naigrywającym się spojrzeniem poczęła okrążać go dumnym kłusem jak by zachęcając do tej jakże miłej zabawy na jej grzbiecie [czy ona z nim...flirtuje?]. Młody komtur uśmiechnął się w dziwny sposób [Co znaczy „dziwnie”? Jak facet w brudnym płaszczu gapiący się na plac zabaw pełen przedszkolaków? Jak Japończyk, który odkrył nowy gatunek porno?]. Zaraz też zaczął biec obok niej i gdy był w dostatecznej odległości wskoczył na jej grzbiet ściągając wodze. Klacz tylko raz wyskoczyła [PUF! Surprise sex change!] zdezorientowany w górę. Zaraz też ruszyła energicznym galopem trącana ostrogami. Uwierało ją trochę siodło gdyż nie była przyzwyczajona do jazdy wierzchem. Tłum rozstąpił się dając im drogę [w prezencie. Była owinięta w różową wstążkę z kokardą]. Suzan nie zwalniała galopu czując wiatr w grzywie. Otworzyła tylko pysk chrapiąc nozdrzami. Pióra jej grzywy rozwiały się w szalonym galopie [zaraz po tym jak gadzie łuski jej skóry zalśniły w słońcu], a ogon charakterystycznie dla koni rasy arabskiej był uniesiony. Energicznym galopem przecięła polną drogę łowiąc nozdrzami słodki zapach rzepaku [ach, więc to, jak pachnie moja głowa po szamponie rzepakowym to słodycz? Byłam pewna, że to smród...], który mijała, po czym skręciła, skierowana wodzą na sporą polanę na skraju lasu [polany są W lesie] [a mnie zastanawia gdzie, pomiędzy lasem, a „pałacem”, podziało się Szczytno]. Nie wiedziała dlaczego to robi… Dlaczego uległa temu młodemu krzyżakowi [jest mi BARDZO nieswojo]… Nie raz słyszała na dworze swojego poprzedniego pana [„Nie ulegaj Krzyżakom! Sponiewierają cię i zostawią! Wszyscy Krzyżacy są tacy sami!”], który mimo wszystko był polskim szlachcicem, że nie można im ufać… Ale czy każdy z nich taki jest? Być może on będzie wyjątkiem [wyjątkiem? Wyjątkiem od czego? Nie można po prostu rzucić hasła „Krzyżacy” i zakładać, że czytelnik wszystko wie. Zresztą, w świecie w którym konie tak sobie gadają, Krzyżacy mogą być przecież niegodni zaufania z kompletnie innych powodów, niż twierdzi nasza historia]… Zwróciła gwałtownie ściągnięta wodzą i zatrzymała się dając tym dowód swojego doskonałego wyszkolenia [Właściwie to dała dowód, że jest na poziomie całkiem przeciętnego kucyka na którym jeżdżą dzieci na jarmarku].
Szumiało mu jeszcze trochę w głowie po szaleńczym galopie. Zaraz też zeskoczył z jej grzbietu wzdychając cicho. Suzi
[Jaka Suzi? Wystrzałowa Suzi? Znana też jako „O Chryste, to ona, uciekajcie!”?] [Johnny, odłóż pana Simona Greena na miejsce...] [Nie! W moim życiu jest jeszcze miejsce na prawdziwą literaturę!] nastawiła delikatnie uszy, po czym schyliła się i zaczęła zbierać, co najlepsze źdźbła trawy [Mówiłam już, że koński pysk nie działa w ten sposób, prawda?]. Po chwili jednak ponownie dosiadł jej grzbietu i ruszył lekkim kłusem w stronę zamku.
Wjechał lekkim galopem na dziedziniec. Ku zdziwieniu obserwatorów zmagań z koniem, klacz reagowała na każdą pomoc jeździecką
[KOMENDĘ. Ja wiem, że to poprawny termin, ale naprawdę nie wiem, jak niby pomaga jej obecność ciężkiego faceta w zbroi...]. Rotgier zeskoczył z siodła obejmując arabczyka [kiedy się przesiadł na innego konia?] za kłąb [Innymi słowy- przytulił mu się do tyłka. Widzę, że Rotgier jest prawdziwym koneserem koni!] [Proszę, nie każ mi o tym myśleć!], po czym uśmiechnął się .
- Hej wy tam! Zabrać konia i zająć się nim należycie… - zawołał w stronę stajennych.
Zaraz też podeszli do niej pachołkowie chwytając za wodze, po czym odprowadzili do stajni przedtem zdejmując jej cały rynsztunek jeździecki. Po chwili klacz stała w przydzielonym jej boksie. Rozejrzała się z zaciekawieniem łowiąc chrapami obce zapachy oraz przyglądając się innym koniom.
- Ktoście? – Zapytał sąsiad z prawej strony, kary, masywny ogier szlachetnej półkrwi
[wszystko ładnie-pięknie – terminologia, bajery... ale konie rasy hanowerskiej zaczęło się hodować w osiemnastym wieku, a szlachetne półkrwi – od połowy dwudziestego. Więc, fail, aŁtorko. Fail jak się patrzy] lustrując każdy szczegół ciała nowej. – Bo na konia rasy fryzyjskiej, hanowerskiej czy szlachetnej półkrwi [aŁtoreczka po raz kolejny udowadnia, że zna się na koniach. Czytelnicy tymczasem nie mają pojęcia, o czym mowa...] mi nie wyglądacie… [Hurra. Wszystkie konie gadają, i to w parzystokopytnej interlingwie. I o cóż to pyta niemiecki koń w pierwszej kolejności? O rasę nowej koleżanki. Aluzja historyczna? Nieeee...]
Suzan skłoniła delikatnie łeb po czy uśmiechnęła się lekko.
- Bo w istocie nie jestem ani jednym ani drugim
[ani nawet trzecim]… Jestem arabem… Zwą mnie Suzan… [„Ale na pierwsze mam Mary”]
- Proszę, proszę… Od kiedy to braciszków szczytnijskich stać na takiego rumaka? – Wtrąciła jedna z klaczy.
- Brat Rotgier zakupił mnie za trzydzieści pięć grzywien… - mruknęła siwka robiąc dziwną minę.
- Co z tobą nie tak, że tak tanio cię sprzedano? – Zapytał w końcu karosz odchylając delikatnie uszu
[Wcześniej nadstawił ich w zainteresowaniu, że w stajni pojawiła się nowa kobyła i to zgrabna. A tu się okazuje, że z defektami... Nie pokryje...].
- Moja natura… - klacz przymrużyła oczy rozdymając lekko chrapy i odchylając uszy. – Wprawdzie nikogo nie zabiłam… jeszcze… ale nikt nie mógł dać sobie ze mną rady…
[Udowodnij a nie gadasz. Rotgierowi się oddałaś jak pierwsza-lepsza!]
- Skąd pochodzicie?
- Z pod Duńskich panów
[…moja nieswojość osiąga poziom krytyczny]… Od królowej Małgorzaty, skąd przewieziono mnie, gdy miałam rok do Prus, tutaj do Szczytna [i potem z tego Szczytna sprzedano cię polskiemu rycerzowi? Jestem bardzo wierzącą wiewiórką...]… Mojego młodszego brata Dymitra [jakie duńskie imię...] zakupił jeden z krzyżackich komturów… Ja miałam pozostać, ale dano za mnie tyle złota ile sama ważyłam…
- Ile macie lat?
- W czerwcu tego roku skończę trzy roki…
[DAM DAM DAAAAM!]