piątek, 26 sierpnia 2011

1.6. Badassowaty Edward po raz szósty, czyli randkowanie pokemonów

Witajcie, Drodzy Czytelnicy!
W dzisiejszej analizie będziemy obserwować postępującą przemianę Edwarda. Poznamy także przepis na udany podryw, zetkniemy się z arabską propagandą oraz dużą ilością przemocy a także poznamy kilka kolejnych ofiar Edwarda- będzie wiec zaskakująco dużo nieplanowanego yaoi. AŁtorka serwuje nam także kolejną porcję filozofii rzyciowych Belli, jej głębokich przemyśleń na temat życia, śmierci oraz prawdziwej miłości, co zmusi nas do zredefiniowania słowa „romantyzm”.
Miłego czytania!
PS. Opowiem wam historyjkę. Przy analizie tego tekstu, nauczona doświadczeniem, postanowiłam wklepać jeden z okrąglutkich truizmów, jakie wygłasza Bella żeby sprawdzić, czyj cytat tym razem sobie zawłaszczyła. W ramach eksperymenty zróbcie to także i wy: wrzućcie w wyszukiwarkę Google „W prawdziwej miłości tak właśnie musi być.” (nie zapomnijcie o cudzysłowiu), wejdźcie w pierwszą stronę, która wam wyskoczy i poczytajcie.
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
Rozdział VI
Siedzieliśmy wszyscy w BARN, a Mianowice Jazz [Jazz jako postać kojarzy mi się wyłącznie z Transformerem...] [Wszyscy już chyba wiemy, że jesteś nerdem. Jak nie możesz poznać, że „Jazz” to nowa, cudowna, wzięta niewiadomo-skąd ksywka Jaspera!] [Bo mam chromosom Y i zawsze będę myślał o wielkich robotach jeśli pojawi się taka możliwość?] [A ja nie mam chromosomu Y więc myślę teraz o Jasperze jako o młodym chłopaku, z blond włosami poskręcanymi w klucze wiolinowe oraz powpinanymi w nie nutami, z trąbką w futerale i w za dużym szaliku] z Alice, Em z Rose i ja z Bella.
Gadaliśmy o różnych szkolnych pierdołach.
Ale marzyłem tylko o jednym.
Pojechać w końcu z Bella na łąkę.
Być tylko z nią.
Wkurzają mnie wszyscy, tylko nie ona.
[I dlatego ze wszystkimi się kumpluje, a ją zamierza wykorzystać: przelecieć i zostawić. To nie ma sensu] [Kapitan Oczywistość- jak zawsze w gotowości]
Gdy tak myślałem nad tym co zrobić aby wyciągnąć Belle z klubu do naszego stolika podeszły Jess, Lauren i Emilly…
Wspaniale.
Trzy, które pieprzyłem.
[A ostały się jeszcze jakieś, których NIE pieprzyłeś? Poza Bellą?]Jedna nadal się do mnie dobiera, druga mnie nie cierpi, a trzecia skompromitowała mnie przy znajomych.
-Cześć Wam- Jess „słodko” się uśmiechnęła.
-Witaj Bello- powiedziała Emilly. – Angela Cię pozdrawia.
-Dziękuje- odpowiedziała Bella.
-Czego chcecie?- spytałem „lekko” już wkurzony.
-Jak to czego?- powiedziała Lauren- największa żmija z tej paczki.- Właśnie zauważyłyśmy że spotkały się tu wszystkie, które bzykałeś.
[Mam rozumieć że Mister Universe Edward Cullen przespał się z trzema dziewczynami i wyrobił sobie takie mniemanie o sobie? Ktoś tu żyje w świecie fantazji...] Nie zauważyłeś? Oczywiście nie chodzi mi o Alice i Rose… [Skoro jeszcze zanim one podeszły były tu wszystkie, które bzykał Edward- oprócz Alice i Rosalie, a i o Belli wiemy, że jeszcze nie, to pozostają nam tylko… Jasper i Emmett? …Yay, yaoi!]
-Zamknijcie się
-Nie, nie, nie. Belli tez nie zaliczyłeś. A skąd to wiem? Bo już byś tu z nim nie siedziała złociutka.
Po tych słowach poszły, a ja miałem wielką ochotę, zniknąć.
["A po tych słowach skonał" (Dz 7, 5-60)]
Niepewnie spojrzałem na Belle.
Miała spuszczoną głowę.
-Ja… Chyba już pójdę.- nagle powiedziała.
-Ja też. Odwiozę cię
Pożegnaliśmy się i odjechaliśmy.
W czasie jazdy Bella nie odzywała się w ogóle.
Po pewnym czasie, ja spróbowałem się odezwać.
[Co za porywająca akcja, naprawdę. Johnny, obudź mnie jak wreszcie coś się stanie…] [*znad swojej kopii „Autostopem Przez Galaktykę”* Mhm. Jasne.]
-No i przyszła jesień- wyczuła niechęć do tej pory roku.
Bella opierała się głową o szybę i patrzyła się na ulice.
-Lubię jesień. Deszcz odświeża dawną samotność, a drzewa odsłonią swa nagość.
[… Jak rany koguta! Dziewczyno, przestań pisać życiowe mądrości, bo jesteś na to za cienka w uszach. Jedyne, co osiągnęłaś, to to, że mam wizję drzew w bikini. Domyślam się, że nie o to chodziło]
Nie wiem czemu ale wyczułem jakieś dziwne znaczenie w tym zdaniu.
Chciała mi cos przekazać?
[Jak znam Edka, to pewnie zrozumie to jako aluzję, że powinien natychmiast wyskoczyć z ciuchów…]
Po chwili, znów się odezwałem.
-Pojedziesz ze mną do sklepu? Od dawna chce kupić płytę Kings of Leon, wiec może…
-Jasne. Tez ich lubię.
-Miło
Przez te całe trzy tygodnie, byliśmy z Bella praktycznie nierozłączni a teraz. Oboje czuliśmy tą napiętą atmosferę.
[No zgadnij czemu…] [Ja nie mam pojęcia] [Ja w sumie też nie. Ale to na pewno wina Belli!] [Niechybnie]To było nie do wytrzymania.
Weszliśmy do sklepu z płytami i już na progu, żałowałem że wziąłem ze sobą Belle.
Dlaczego Kate musi akurat dziś pracować?!
Wziąłem co miałem wziąć, i podszedłem do kasy, przy której stała już Bella.
Podałem towar i a Kate go skasowała.
Kim była Kate?
Żoną właściciela tego sklepu.
Spałem z nią kiedyś.
[*facepalm* Powtarzam pytanie: czy jest ktoś z kim NIE spałeś?]
Parę razy.
A gdy chciałem z tym skończyć , cały czas do mnie dzwoniła.
W końcu powiedziałem ze ma dąć mi spokój.
I właśnie od wtedy przyrzekłem sobie ze już nigdy nie będę bzykał laski dwa raz.
Nigdy!
-Mój mąż wyjechał. Jestem sama…
[„Chociaż przyznaję, że odkąd nie grozi mi oskarżenie o pedofilię, seks z tobą stracił ten smaczek”... Serio, ktoś tu ma nierówno pod sufitem – Kate, aŁtorka, albo ja! I naprawdę nie jestem pewien, jaka jest prawidłowa odpowiedź!]
Po tym zdaniu, Bella poszła oglądać jakiś regał.
[„To był bardzo interesujący regał. Bella w życiu nie widziała takiego układu paproszków w sklejce. Po chwili zrzuciła z regału książki, aby móc przyjrzeć mu się lepiej. Jak te paproszki się ułożyły? Niesamowite….”]
Kurwa…
-Nie przyjdę- odpowiedziałem krótko i podszedłem do Belli.
Bez słowa chwyciłem ja za ramię i wyciągnąłem ze sklepu.
Posadziłem w aucie i zaraz sam usiadłem.
Nie ruszyłem.
Chwile milczeliśmy.
-Nie zgodziłem się
-Dobrze
-To tylko seks Bello
-To twoje życie Edwardzie
[„Właśnie mówię. To tylko seks. Wspominałem już, jaką obmierzłą kreaturą jestem?”]
-Chcę wiedzieć co myślisz.
[Już ci chyba dała do zrozumienia co myśli? Ktoś tu nie umie czytać sygnałów…]
Ja naprawdę chce wiedzieć…
[Ithil, patrz! Smętna pozostałość po telepatycznych zdolnościach oryginalnego Edka to czy jednak smętny pseudoromantyzm?] [*ostrożnie bierze pęsetą* Trzeba przebadać w laboratorium, wtedy będziemy mieć pewność!]
Kurwa!
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
[„ - Bello, masz takie piękne oczy”
- Edwardzie, masz takie... co to właściwie jest za kolor?
- Zwyrodnialcza zieleń”]
-Wydaje mi się ze dla niektórych kobiet- dla większości kobiet, seks nie jest jak mycie zębów. Ty go tak traktujesz. Dla mnie seks to inaczej kochanie się z kimś, a nie bzykanie kogoś.
[No… gdybyś Ty kogoś bzykała to poczułabym się trochę niedoświadczona…]
Bella odwróciła wzrok.
Po chwili ruszyłem.
Gdy byliśmy już pod domem Belli, spróbowałem ponownie się wytłumaczyć.
-Bello ona…
-One.
Ok.
-One.., wiedziały na czym stoją.
[A także na czym leżą, niach niach niach!] […] [Rassilonie.. Co się ze mną dzieje... To zaczyna na mnie wpływać... Kochanie, walnij mnie w łeb, jeśli jeszcze kiedyś zejdę do tego poziomu!] [PLASK!] [Ałć! Za co?] [Testowo :3] Był jasny układ.
-A pomyślałeś ze niektóre z nich miały nadzieje? Może nie myślałeś o tym bo chciałeś tylko się zaspokoić. I nie mowie o wszystkich kobietach. Wiem jakie niektóre potrafią być… Ale widziałam oczy tej kobiety ze sklepu. Ona… -uśmiechnęła się krzywo
[Uśmiech z natury jest chyba dość zakrzywiony?].- I tak jeszcze tego nie zrozumiesz. Edward mam nadzieje ze kiedyś to się zmieni. Ze przestaniesz traktować kobiety tylko jak ciało… A teraz… musze iść. Robi się późno. Dobranoc. Do jutra- i wyszła z auta.
Czy ja naprawdę jestem takim skurwysynem?!
[TAK!!! TAK, JESTEŚ!!! MÓWIMY CI O TYM Z JOHNNYM OD POCZĄTKU, OD TRZECH MIESIĘCY!!] [Nie no, jego mamy się może nie czepiaj…] [Ok, wiesz, że nie to miałam na myśli. Ale ogólnie rzecz biorąc mam rację?] [Ogólnie rzecz biorąc zgadzam się z Tobą. W sumie to nawet cieszę się, że Ty napisałaś ten komentarz: ja dorzuciłbym jeszcze kilka wykrzykników i niecenzuralnych słów…]Tak Edwardzie Cullen- jesteś nim.
A niby co robisz teraz?
Z Bella?
Kurwa…
Pojechałem do domu.
Gdy wszedłem przez drzwi
zawołał mnie mój tata.
Jutro znów wyjeżdżają…
Super.
-O co chodzi?- spytałem
-Szukałem czegoś w praniu i…
Zaciął się.
[Krew siknęła na ścianę]
-I…?
-Znalazłem to.- położył na stół prezerwatywy. Moje gumki.
-Y…
-Nie pokazałem mamie.
[„Myśl, że jesteś odpowiedzialny... To by ją zabiło!”] Oczywiście oboje zdajemy sobie sprawę ze mnichem nie jesteś. Ale… Spotykasz się z Bella. To wyjątkowa dziewczyna. To już kobieta. Nie chce byś to zniszczył. [Skoro ma gumki, to chyba to jest właśnie znak, że nie zniszczy? No bo wiecie, ciężko o trudniejszą próbę dla licealnego związku niż nieplanowana ciąża. Chyba, że Edward przyklejał na gumkach karteczki „Dla Annie”, „Dla Kate” i tak dalej, że ojciec wiedział, że to znak jego niewierności…]
-Nie zniszczę- powiedziałem zdecydowanie
Mój tata jakby w ogóle mnie nie słuchał, kontynuował.
-Edward…. Faceci to osły
[Hej! Jako kobieta czuję się w obowiązku zaprotestować: znam przynajmniej pięciu facetów, którzy według wszelkich standardów są naprawdę ok. [Właśnie! Powiedz im, kochanie!] Więc podaję do twej wiadomości, że głupota nie zależy od płci. U was to widocznie sprawa dziedziczna…]. Jesteśmy głupcami i rzadko widzimy na tyle dobrze, żeby dostrzec, ile wspaniałych rzeczy mamy przed oczami. Pomyśl o tym synu…- powiedziawszy to wstał i poszedł na gore.
Ja zamknąłem się w swoim pokoju i puściłem płytę która dziś nabyłem
[drogą kupna].
Leżałem i próbowałem poukładać wszystko sobie w swojej głowie.
Nie chce zranić Belli.
Ale nie szukam związków.
Nie mogę tez się już wycofać.
Po za tym za bardzo ja pragnę.
[„JEJ pragnę”, niechaj na ród Twój do siódmego pokolenia spadnie plaga!]Musze zwlaczyć to dziwne cos co się we mnie włącza gdy choćby o niej pomyśle. [Pstryk!] [Tak, a potem nie zapomnij zwalczyć zła i występku w Townsville!] [Hej, serio, to zdanie jest straszne śmieszne: „Muszę zwalczyć w sobie to dziwne coś, co mi się włącza!”. Ne, skarbie, a jak ja o Tobie myślę, to nic mi się nie włącza!] [Nie szkodzi, kochanie, nie szkodzi… *poklepuje ją po głowie*] [W tym szale rozbawienia zapomnieliśmy pochwalić aŁtorkę za napisanie „włącza”. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy dziewoja owa zdecydowała się na użycie polskich znaków]
Tylko ona to potrafi włączyć, ale co z tego?
Nie mogę być z Bella.
Nie mogę być z nikim.
Nie zależy mi na tym.
Chce być sam.
Chce się bawić.
[Forever alone party?] [*nuci* „W co się bawić, w co się bawić?’]
I tyle…
I tego musze się trzymać.

Na szczęście przespałem cała noc.
[Po raz pierwszy nie budził się cztery razy w nocy żeby poszukać cyca do possania?]
W końcu.
Ostatnio mam z tym kłopoty.
Dzisiaj jest wyjątkowy dzien.
Urodziny mojej…
Urodziny Belli, po prostu.
Zamierzam wziąć ja na łąkę.
A tam będzie czekać niespodzianka.
Z zaskoczenia… zacznę gwałcić jej nogę! Niach niach niach *Edward zatonął w słodkich marzeniach*] [PLASK!]
Napisałem jej SMS, ze będę po nią tak o 20.
Chce żeby było już ciemno.
Lepszy nastrój.
A mi w końcu został tydzień!
Tydzień…
I będę miał Belle.
A potem ja stracę…
Ale tego właśnie chciałem, czyż nie?
Kupiłem Belli, śliczny łańcuszek z koniczynka.
Symbol szczęścia.
A ona na nie zasługuje.
Na dom z ogródkiem, dużego psa, dzieci,…. kochającego męża.
Dlaczego myśl o innym facecie u boku Belli tak mnie wkurwia?!!
[Zdaje się, że w końcu wyrosło ci sumienie i nie mas pojęcia jak sobie z nim radzić. Dlatego reagujesz agresywnie. Ciesz się, że Freud nie komentuje z nami, bo usłyszałbyś wiele ciekawych rzeczy na temat swojej matki...]
No dlaczego?
Cale popołudnie rozmyślałem, słuchałem muzyki, ale unikałem spotkań z tata, mama.
Nie odbierałem telefonów od nikogo.
Po prostu wyłączyłem telefon.
Jakoś po 18 pojechałem na lakę wszystko przygotować.
Gdy byłem na miejscu już rozłożyłem koc.
Pozapalałem dodo kola świece.
Kupiłem szampana i zamówiłem kolacje.
[I jaki podał adres? „Łączka tak na lewo od tego świerczka co… no wie pani, no TEGO no!”?] [Domyślam się, ze raczej „Łączka na lewo od tego świerczka na którym zdradziłem Cię z Twoją dziewczyną…”] [?!?] [^^]
Musze przyznać że wyglądało to nieźle.
[Szkoda, że świece się wypalą zanim dotrzesz tam z dziewczyną] [Albo wiatr je zdmuchnie] [Albo pójdzie iskra i zrobisz sztuczkę z płonącym lasem]
Gwiazdy pięknie święciły, wiec dodawało to większego uroku.
Gdy jechałem już po Belle, doszedłem do wniosku, ze jeszcze dla nikogo nie zrobiłem choćby cos podobnego.
[*kontempluje urodę tej składni*] [*po prostu kątem pluje*]
Nawet dla mamy.
Co Bella ze mną zrobiła?
To ja ją miałem zmienić na rozpustnice a jest na odwrót.
[Ona Ciebie zmienia w rozpustnika? No, skoro to jest rozpusta, to to jego „bzykanie się” z dziewczynami naprawdę mogło polegać na skakaniu nad nimi w stroju pszczółki Mai. Rozpustność na maksa]
Do czego ja dopuściłem?!
Gdy dojechałem do Belli, trochę się denerwowałem.
Następne zaskoczenie.
No ale…
Zadzwoniłem do drzwi Belli.
Otworzył mi jej tata.
-Dzień dobry- powiedziałem
-Witaj Edwardzie. Wchodź- odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
[Jego wąsy były w szczytowej formie!]
-Cześć Edward- nagle pojawiła się mama Belli.
-Dzień dobry
-Bella zaraz zejdzie. Ooo już idzie. Słyszę drzwi.- oznajmiła
[Drodzy państwo, znaleźliśmy się w radiowej sztuce teatralnej, gdzie trzeba oznajmiać każdą rzecz, żeby słuchacz się nie pogubił!... Serio, czy to było konieczne?]
-Jeszcze nigdy nie widziałem żeby się tak stroiła. – uśmiechnął się do mnie Charlie.
Nigdy…
Czy ona naprawdę traktuje mnie jakoś wyjątkowo?
[Nieeeeeee! Nieeee, skąąąd? Skąd Ci to przyszło do głowy, Edwardzie? Jestem pewna, że Bella robi z siebie taka szmatę przed każdym…]
Spojrzałem w gore na schody i zamarłem.
Żaden wamp- po prostu Bella.
Moja Bella.
Piękna Bella.
[„Ma bella Bella!”... To brzmi jak mowa pokemonów. Bella mogłaby podskakiwać i powtarzać „Bella! Bella!”, a Edward toczyłby się powoli i skrzeczał „Kurwa! Kurwa!”]


Wyglądała tak naturalnie i świeżo. [To dlatego, że nie miała głowy. Nie mogła być nieświeża. Każda ryba psuje się od głowy. Kiedy nie ma głowy- nie ma problemu. Cholera, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?]
Nie miała ani grama makijażu
[To smutne, że młodzież liczy makijaż na gramy, nie uważasz?], nic nie robiła z włosami a wyglądała jak anioł. [Czy to dobry moment na przypomnienie że anioły w Biblii wyglądają przerażająco i nieludzko? Wiele kończyn, oczy w różnych dziwnych miejscach... To że coś wygląda jak anioł, wcale nie znaczy, że jest ładne!]
Delikatnie… Niewinnie…
Cudownie!
Gdy zeszła na dół usłyszałem jak jej rodzice Ida do innego pokoju.
Byłem cały czas w stanie zachwytu.
[To obok stanu Waszyngton?]
Nie umiałem oderwać wzroku od Belli.
-Alice, mi kupiła..- powiedziała po cichutku a ja jej wszedłem w słowo.
-Jesteś piękna- wyszeptałem.
[Dlaczego aŁtorka uważa, że wyznania czynione szeptem mają +20 do romantyczności? Nie ma nic romantycznego w „Co mówiłeś? Bo akurat przewróciła się szklanka?” (przejechał samochód, ktoś zakasłał… cokolwiek). Nie mówiąc już o tym, że szeptanie dużo częściej niż o gardle ściśniętym ze wzruszenia świadczy o tym, że wstydzimy się tego, co mówimy]
Spojrzała na mnie zszokowana i oblała się rumieńcem.
Staliśmy tak chwile patrząc sobie w oczy.
Jeżeli Bella zauważyła w moich oczach to co ja widziałem w jej, to ten wieczór będzie bardzo niezręczny
[Jeżeli zobaczył w jej oczach, że zamierza mu się dobrać do majtek, a w ogóle, to uważa, że ślicznie mu w tej sukience, to faktycznie może być nieco… krępująco…].
-Idziemy?- spytaliśmy równocześnie i uśmiechnęliśmy się.
-Chodźmy- powiedziałem – Dobranoc państwu- dodałem a oni również się pożegnali
Ruszyliśmy z Bella do mojego samochodu.
Gdy byliśmy już w środku, Bella zapytała?
[Nie jesteś pewien?]
-Jaka to niespodzianka?
[„Taki niebieski karzełek z dużą paczką. Cały czas chichocze, więc musi być dobra, prawda?”]
-Niespodzianka to niespodzianka.- uśmiechnąłem się łobuzersko, na co Bella znów spłonęła rumieńcem, a przy tym wyglądała tak uroczo, ze….
-Jesteś naprawdę urocza gdy tak robisz- wyszeptałem
[„Że co?! Przepraszam, Edwardzie, musisz mówić głośniej, przez ten silnik w ogóle cię nie słyszę!”]
-Jak?
-Rumienisz się. To słodkie. Tylko ty tak potrafisz.
[„Nikt inny nie ma takich niezależnych od woli, napadowych zaczerwienień skóry!”]
Uśmiechnęła się delikatnie i spuściła głowę.
Po chwili ruszyłem.
Byliśmy w pobliżu łąki.
Zatrzymałem auto i kazałem Belli założyć czarna opaskę na oczy.
Posłuchała chociaż była zdziwiona.
[Kiedy największy pies na baby w okolicy wywozi cię do lasu i każe Ci zasłonić oczy to… przygotuj gaz pieprzowy! (A przy okazji wiedz, że coś się dzieje >.<)]
Podjechałem na sama Lake i pomogłem Belli wyjść.
Skierowałem ja żeby miała dobry widok i ściągnąłem jej opaskę.
Stałem za nią, wiec nie widziałem jej wyrazu twarzy.
Nagle odwróciła się do mnie.
Miała łzy o oczach.
[To od zapachu!] [PLASK!]
-To naprawdę dla mnie?- spytała
-Tylko dla ciebie
Jej twarz przybrała promienny uśmiech, który tak kochałem.
[Jej twarz podreptała do kwiaciarni, a po chwili wróciła z bukietem świeżo przybranych uśmiechów]
-Dziękuje
-Nie ma za co. Chodź- mówiąc to chwyciłem jej dłoń, chcąc zaprowadzić ja na miejsce.
Ale obydwoje się nie ruszyliśmy, tylko na siebie spojrzeliśmy.
Bella tez czuła ten prąd.
Ten cholernie dziwny i cholernie przyjemny prąd.
[Czyżby Edward był z tych, którzy lubią poczuć zaciski końcówek biegunowych akumulatora na sutkach? ^^]
Musiałem go zignorować, wiec pociągnąłem Belle na koc.
-Wiem, ze bardzo lubisz kurczaka w ziołach, wiec oto jest- pokazałem jej danie.
-Uwielbiam
[„ale wolę kiedy jest... wiesz… UPIECZONY. Ale pachnie ładnie..”]
Nalałem szampana do kieliszków.
Stłukliśmy się kieliszkami
[krwi! Krwi! Analizatorzy chcą krwi!] [… *ciut filozoficznie* „A nie sprawią wszystkie Króla konie ni żołnierze, że w jedną Humpty Dumpty całość znów się zbierze”….] i wypiliśmy po łyku [krwi przeciwnika].
-Wiesz ze ostatnio w ogóle nie przerabiamy biologii- zauważyłem.
-To nie profesjonalne- uśmiechnęła się do mnie
-Bardzo. Ale milsze- dodałem szeptem
Spojrzała na mnie.
-Milsze- wyszeptała
[jakby chciała dodać „jak udało Ci się poderwać tyle kobiet skoro wszystkie twoje teksty to takie suchary?”] i zaraz odwróciła wzrok.
-Mam cos dla ciebie- powiedziałem
-Dla mnie? A to dziś tutaj zrobiłeś nie wystarczy? Edward…
-Ty zasługujesz na więcej.- powiedziałem zgodnie z prawda.
Zasługuje na więcej.
Na pewno nie na to ze siedzisz tu ze mną.
Jesteś za dobra…
Wyścignąłem
[Wyśmignął go?] [Wiesz, ze sklepu. Tak, że niby nigdy nic i „a w ogóle, to pamiętasz, jak uprawiałem z tobą seks, ekspedientko? Powspominaj to, kiedy bramki będą piszczały…”] łańcuszek.
-Mogę?- spytałem wskazując ręką jej szyje.
[On ją zaraz udusi! Mówię wam!]
Domyśliła się o co chodzi i odwróciła do mnie plecami.
Założyłem jej łańcuszek.
[Chyba grzeczniej byłoby najpierw pozwolić jej obejrzeć prezent, ale co ja tam wiem…]
Musnąłem kilka razy jej ramiona i szyje.
Miała dreszcze a mi było tak przyjemnie…
[Nie chcę myśleć, co on sobie robił, jak jej zapinał ten zameczek, ale od razu przypomina mi się moja wizyta w Egipcie…] [Edward jest arabem?] [Na to wygląda…]
-Drżysz…- powiedziałem jej do ucha
[„przejechałem jej językiem po czole, zlizując pot i po raz kolejny zastanawiając się, czemu nie mam przyjaciół wśród płci przeciwnej...”]
Minęła chwila nim się odwróciła.
Spojrzała na łańcuszek.
[Chyba tymi oczami na szypułkach…]
-Dziękuje- po tych słowach podniosła wzrok, spojrzała na mnie i dodała- Jest śliczny
[„a teraz czy możesz przestać bawić się moimi włosami? Proszę...”] [Aj tam, Johnny, „bawić się włosami”! Jak dla mnie najgorsze, co faceci robią w takich chwilach, to masaż, który tak DELIKATNIE i NIEPOSTRZEŻENIE zmierza ku piersiom. To takie... niezręczne jest ;/]
Chwile na siebie patrzyliśmy, Az Bella nagle pocałowała mnie w policzek i szybko usiadła na miejsce.
Matko!
To tylko policzek, a ja…
Jej wargi…
Zauważyłem ze jest speszona, wiec powiedziałem:
-Zjedzmy cos
Przytaknęła i zaczęliśmy jeść.
W czasie kolacji Bella nagle się odezwała.
-Pamiętasz jak ci opowiadałam o tym starym facecie, który się do mnie dobierał?
[„ Wiesz, bardzo mi go przypominasz…”]
-Pamiętam
-I ze uciekłam i się przestraszyłam.
-Tak.
-Chce ci podziękować, ze przy tobie się nie boje. Wiem ze mnie nie wykorzystasz.
[jesteś bardziej tępa niż worek młotków w fabryce papieru ściernego i zasługujesz na wszystko, co cię spotka, durna babo!] [A tu się z Tobą nie zgodzę, Johnny. Dla mnie to, że Bella ufa Edwardowi, w którym się zakochała jest dość naturalne, nawet jeżeli nielogiczne. Automatycznie idealizujemy ludzi, w których jesteśmy zakochani, więc ona też, prawem swego niedoświadczenia, może sobie naiwnie wierzyć, że Edward się zmienił, że ona jedna ma monopol na prawdziwe poznanie jego duszy- a przy okazji też, że obroni ją przed każdą przeciwnością losu. Wiec ja jej raczej współczuje tego, co ją czeka (a przy Edwardzie czeka pewnie niemało), bo aŁtorce wyszła całkiem urocza, choć ciut przesłodzona i bardzo jednowymiarowa postać. Ale to już krok w dobrą stronę] – mówiąc to objęła moją dłoń. [W sensie jak? *próbuje objąć dłoń Johnnego* Bella musiała mieć bardzo mały biust… (albo Edward bardzo duże dłonie- takie mniej więcej jak klapa do śmietnika)]Dziękuje mi…?
Ona mi ufa.
Właśnie mi.
Temu przed którym powinna uciekać.
Ja naprawdę jestem draniem…
[Aha] [Aha. Jesteś]
Cholernym draniem.
-Edward?- spytała po chwili, cichutko.
-Tak?- spojrzałem na nią.
Wzrok wbity miała w swoje nogi.
Ja tam wołałem nie patrzeć.
Była w sukience, tak?
[A sukienki są brzydkie? Czy Bella miała miniówę do obojczyka i nie mogłeś się powstrzymać?]
No właśnie…
-Naucz mnie czegoś
-Czego?- spytałem
Przecież to ona mnie cały czas uczy.
Tyle ze życia…
-Po… Pocałunku
[COOOOOOOOOOOO?! Odwołuję to, co powiedziałam: ona jest słodka jak landrynka w syropie klonowym. Albo nawet jak „bułeczka namoczona w mleczku” (uech…). Znaj proporcjum, mocium aŁtorko!]
Ze co…?
[Nie, to MOJA kwestia!] [Moja też!] [Nasza. To NASZA kwestia]
-Słucham?
-Naucz mnie, proszę…
Nie wiedziałem co zrobić.
Czyż nie o tym marzyłem?
Tak o tym marzyłeś, ciulu.
Cale wątpliwości zniknęły gdy na mnie spojrzała.
Przybliżyłem się do niej.
Nie odrywaliśmy od siebie wzroku.
Byliśmy naprawdę blisko.
Bella dotknęła wargami moich ust i wtedy nie wytrzymałem.
Ja jej wargi zmiażdżyłem.
[„ od razu począłem zlizywać rubinowy płyn, chichocząc maniakalnie”] [PLASK!] [Za co?!] [Za dobrze ci wychodzą te teksty...]
Jednak Bella cały czas miała zamknięte usta.
-Rozchyl wargi Bello…- wyszeptałem
Zrobiła to.
Mogłem spokojnie wsadzić język w jej usta.
Poczułem jej smak.
Słodki.
Najlepszy.
[*czeka* Masz zamiar coś tu dodać od siebie?] [Nie ma takiej potrzeby. Sam z siebie brzmi jak psychopata, nie muszę mu pomagać...] [PLASK! Leniuch...]
Bella po chwili zaczęła oddawać pocałunki.
Zaczęła poruszać językiem tak jak ja.
[It’s not super effektive…]
Nie wytrzymałem.
Zacząłem ja całować coraz gwałtowniej.
Krew we buzowała.
Nagle Bella się oderwała.
[POK! *dźwięk odrywanej przyssawki*]
Chwile milczeliśmy i słychać było tylko nasze oddechy.
-Przepraszam- zdołałem powiedzieć.
Ale tak naprawdę nie chciałem przepraszać.
-Przecież cie prosiłam
-Zagalopowałem się
-Nie przepraszaj
[„chociaż muszę przyznać, że nawet nie zauważyłam, kiedy zdjąłeś swoje spodnie. I moje też... W czymś jednak jesteś dobry!”]
Znów nastała cisza.
Jeszcze żaden pocałunek nie wzbudził we mnie takiej reakcji.
Byłem nawet wzruszony tym jak próbowała mi dorównać „kroku”
Matko!
Bella!
-Jedzmy już, dobrze? – odezwała się
-Na razie nie mogę wstać dziecinko- uśmiechnąłem się do niej
[*rzyga* *na chwile przestaje* O, widzisz, Johnny. Po co my się zastanawialiśmy co najobleśniejszego może zrobić facet? Z mistrzynią poniżania swoich bohaterów nie wygramy… ]
-Dlaczego?
Jak mam jej kurwa wyjaśnić ze tak mnie podnieciła ze mi stanął?!
[Chłopie, weź go sobie przywiąż do nogi czy do urologa z tym pójdź… No bo to serio nie jest zdrowe...]Dzieje się to pierwszy raz ze po pocałunku mi stanął.
Wiec…
Spojrzała tam gdzie spojrzeć nie powinna i od razu odwróciła wzrok.
-Ochh
-No właśnie
Poczekaliśmy chwile.
W milczeniu.
[I oboje skrzętnie udawali, że wcale nie myślą o stanie jego penisa… Tak, to na pewno pomoże mu się rozluźnić!] [Penisowi?!] [Miałam na myśli Edwarda, ale w sumie… ^^]
W drodze powrotnej do domu Belli , również się nie odzywaliśmy.
Powiedzieliśmy sobie dobranoc i tyle.
[zważywszy na okoliczności Edkowi poszło całkiem nieźle. Nie zamordował jej samym swoim libido, trzeba to docenić...]
Jadąc wmówiłem sobie ze po prostu musze Belle zaliczyć i wszystko minie.
[I o by było na tyle jeśli idzie o romantyczne uniesienia Edwarda. Wracajmy do BARN! *zrezygnowana*]
Pojechałem do BARN. Był tam Jasper.
Opowiedziałem mu o tym pocałunku z Bella.
-Bella sama mi powiedziała ze nigdy nawet się z żadnym facetem nie spotykała. A mnie poprosiła o pocałunek…
Jasper milczał i przyglądał mi się badawczo.
[„Jak możesz być tak ślepy, ty durniu! Moje serce krwawi do ciebie...”] [Heeej! Doszukiwanie się yaoi tam, gdzie go nie ma to MOJA domena!]
W końcu się odezwał.
-To może dowiedz się dlaczego, a wtedy najpewniej odkryjesz ból, który będziesz musiał uleczyć.
[Nastolatek mówi tak do swojego kumpla z klasy? OCZYWIŚCIE *kiwa głową*]
Jasper!
-Och zamknij Se
[zamknij se klapę od szamba i komórkę. A potem podedźże no do płota jako i ja podchodzę]. Nic nie wiesz.- odezwałem sie
-Wiem więcej niż ty. I wiesz co ci radze? Otwórz serce i posłuchaj co ci mówi, ty durniu. Nie zobaczysz celu z zamkniętym sercem i oczami.
-Odkąd zrobiłeś się taki poetycki?- spytałem bo chmielem
[chmiel brzmi dobrze. Będę potrzebował dużo chmielu żeby przetrwać ten rozdział...] to obrócić w żart, ale słowa Jaspera dużo mi powiedziały.
Nie.
Właśnie nic mi nie powiedziały.
[Parsk!]
Nic nie rozumiem…
Wszyscy wiedza.
Tylko oczywiście nie ja.
-Odkąd przejrzałem na oczy. Tobie tez radze to samo. A teraz sorry ale jestem umówiony z Alice, wiec… Na razie.- powiedział i wyszedł.
Nie minęła minuta a do mojego stolika podszedł do mnie Eric. Mój stary kumpel.
[Eric Yorkie? Ten koleś, który w oryginale próbował poderwać Bellę? Tak, na pewno]
-Hej Ed! – zawołał.
-Cześć- uśmiechnąłem się do niego.
-Gdzie masz swoja dziewczynę?
Bella…
Nie.
Bella nie jest moja a ja nie jestem jej.
-Ja nie mam dziewczyny. Nigdy na stale.
-To dobrze, bo mam ci do przedstawienia świeży towarek.
[„Patrz, tu, pod płaszczykiem: nadmuchiwana lalka a tu trochę kokainy. Mówię Ci, stary, jak zażyjesz, to ta lalka zacznie jęczeć i drapać Cię po plecach w czasie seksu. W życiu nie miałeś takiej kochanki jak ta lalka”]
Nic nie czujesz to Belli.
Tu chodzi tylko o honor i zakład.
[faktycznie, skrzywdzenie dziewczyny tak bardzo żeby zgodziła się przespać z cyborgiem jest BARDZO honorowe]
Jebany zakład.
Tylko tyle
Zapamiętaj to sobie!
-No to nie krępuj się- powiedziałem
Podeszliśmy do stolika, gdzie siedziały dwie naprawdę ponętne laski.
-Witaj- przywitały się równocześnie
[O, wspólny mózg. Jak miło, już się bałam, że nie zobaczę go w tym opku. A opko bez grupy postaci ze wspólną świadomością to już nie to samo…]
-Edward
-To Liv, jest ze mną. A to… Vici, jest sama- powiedział dość wymownie Eric.
Wszystko mijało tak szybko.
W ogóle nikogo nie słuchałem.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w samochodzie z ta cala Vici i zacząłem się z nią liżąc.
[„Zacząłem się z nią bawić w łapki liżąc lizaka”, prawda?] [Znów bohaterka pozostawia fragmenty akcji do naszej dyspozycji. Ja obstawiałabym raczej „i zacząłem się z nią przechadzać po parku (do którego zawiozłem ją moim samochodem), liżąc przy tym loda i opowiadając jej o swoich ulubionych tezach Marcina Lutra. Victoria okazała się naprawdę doskonałą rozmówczynią, a w niedługim czasie także moja przyjaciółką. Kiedy opowiedziałem jej o Belli użyła swej kobiecej intuicji i dała mi wiele cennych wskazówek, dzięki którym przestałem zachowywać się jak kretyn i już nie pieprzyłem wszystkiego, co się rusza”. Nie? Szkoda…]
Ściągnąłem jej bluzkę a ona zaczynała rozpinać mi spodnie, gdy nagle zadzwonił telefon.
Spojrzałem na wyświetlacz.
Bella.
Kurwa…
Bella…
Vici wyrwała mi telefon z reki i rozłączyła się.
[Oderwała sobie górną część ciała od dolnej? Czy raczej lewą od prawej? Tak czy siak- musiało być fajnie!]
Ja pierdole!
Ty szmato!
[żeby korzystać z cudzej komórki bez pytania! To w oczywisty sposób jedyna wykonywana przez ciebie czynność, która niesie ze sobą brak szacunku do ciebie!]
-Co ty kurwa wyprawisz?!-wrzasnąłem na nią
-Ja to co? Przeszkodziła nam
-Wypierdalaj stad!
-Ale…
-Wypierdalaj stad mowie!
[To się nazywa „mieszane sygnały”. Dupku]
Zabrała swoje rzeczy i szybko wyszła z mojego wozu.
Nie zadzwoniłem do Belli.
Pojechałem do niej.
Co ty ciulu robisz?!
Jeszcze chwila a właśnie teraz pieprzyłbyś się z ta dziwka!
[Nie Edek, dziwkom się płaci. To była zbałamucona przez ciebie dziewczyna, która nie zna się na ludziach. Jest różnica, nie?]
Co się ze mną dzieje?!
Dotarłem pod dom Belli.
Zadzwoniłem do drzwi, mając nadzieje ze nie obudzę rodziców Belli.
Było już po 22
[w domu Belli]. [Szczęśliwie, na mocy bardzo potężnego zaklęcia rzuconego przez wróżkę, jej rodzice między godziną 22 a 6 rano stawali się głusi jak ten pień]
I nie zawiodłem się.
Drzwi otworzyła mi Bella.
-Edward
-Dzwoniłaś
-Myślałam ze ci przeszkadzam.
Nie dziecinko…
[Co on ma z tą „dziecinką”? Jakiś pedofilski fetysz?]
-Nigdy nie przeszkadzasz
-Gdzie byłeś?
Bells…
-Pojedziemy na łąkę?- spytałem
[w środku nocy ma zamiar wywieźć cię w sobie tylko znane miejsce... Sprawdź, czy nie ma siekiery za plecami, bardzo cię proszę...]
Proszę nie domyślaj się Bells…
Proszę.
-Dobrze- wyszeptała
Domyśliła się.
[… i dlatego z tobą pojedzie. Bardzo logiczne.] [W sumie, to naprawdę jest logiczne. O ile na łące Bella zapyta go, czy może go zainteresować Bogiem i zacznie wykład o moralności…]
Proszę Bello.
Wybacz mi.
-Przepraszam- -powiedziałem nawet nie wiem kiedy.
Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Jedzmy- oznajmiła
Znaleźliśmy się na lace i od razu położyliśmy się na trawie.
[„było zimno. Mogłem pamiętać żeby wziąć koc, ale nieee, byłem zbyt skupiony na tym żeby nie zabrać przez przypadek piły do kości... to będzie niespodzianka na nasz następny wypad!”]
Długo milczeliśmy.
-Edward?
-Tak?
-Powiedz mi dlaczego tak żyjesz? Wiesz, chodzi mi o seks ltd
[w sumie to spłycenie całego życia Edka do sformułowania „seks i tak dalej” to nie jest wcale spłycenie, prawda?]… Po co to?
-Takie Zycie mi się podoba. Jestem wolny, Bello.
-Mogę ci cos szczerze powiedzieć?
-Wyłącznie
-Nie jesteś wolny. Co dzień popadasz za to w niewole. Wiesz dlaczego? Bo wolność kojarzymy ci się z brakiem granic i odpowiedzialności. A to wcale nie jest wolność.
[Bardzo głębokie. Nie, czekaj... Jaki jest antonim do słowa „głęboki”?] [Płytki?] [Właśnie. Bardzo płytkie. I głupie, na dodatek] [Zmartwię Cię, ale to JEST jedno z pojęć wolności, Bello…]
Nie odpowiedziałem.
Nie wiedziałem co.
Bella ma racje.
Tylko dlaczego ja nie potrafię zmienić swojego życia?
[Bo to cholernie trudne i wymaga długiej terapii?]
Dlaczego nie chce?
[To, że chcesz się zmienić, nie znaczy, że masz w sobie dość siły. Potrzebujesz wsparcia, porady, a do tego jeszcze...]
Bo jesteś tchórzem Edwardzie Cullen.
[Ech... już nic...]
Bella postanowiła zmienić temat.
-Wiesz jest jedna rzecz, znaczy są dwie, ale to nie ważne. No wiec jest jedna rzecz, której pragnę. Chciałabym wiedzieć pewna rzecz. Wiesz moja babcia, zaraz po moim urodzeniu wyjechała do Francji. Została zmuszona do poślubienia mojego dziadka, wiesz jak kiedyś było.
[Kiedy? W średniowieczu?] [W pewnych środowiskach wciąż tak jest…] Dziadek zmarł nim go poznałam, jeszcze przed wyjazdem babci [Eeee… to znaczy, że dziadek poślubił babcię na odległość, i zmarł, nim do niego przyjechała? Chyba coś mi umyka…]. Wiec wyjechała, gdy wiedziała ze moja mama nie zostaje sama. Ze ma miłość w postaci mojego taty i mnie..A tam, poznała kogoś i …
-…się zakochała- dokończyłem za nią.
Bella spojrzała na mnie i delikatnie cofnęła rękę, która miała kolo mojej. Uciekała przede mną, ale nie odsunąłem reki i trzymałem ja w bliskiej odległości od jej dłoni
[Czyli, że jak ona zabrała rękę, to sięgnął za nią, tak, by jego dłoń wciąż była blisko, tak?].
Chwile milczeliśmy.
-Tak. Znaleźli ich ciała w jej hotelowym pokoju. On był w garniturze, a ona w sukni ślubnej. Popełnili samobójstwo. Chciałabym wiedzieć dlaczego. Moja mama mi powtarza ze jestem do babci podobna. Staroświecka i wielka romantyczka. Za wielka.- dodała po cichu
[„te 40 kilo nadwagi…” dodała Ithil jeszcze ciszej].
-Była piękna
-Skąd wiesz? -uśmiechnęła się.
-W końcu jesteś do niej podobna
[Suchar! Suchar! Suchar!] – gdy to powiedziałem zarumieniła się, ale nie spuściła wzroku. Wiedziałem ze jest zmieszana wiec dodałem:
-Musieli się bardzo kochać
[ale nie aż tak bardzo żeby chcieć spędzić z sobą resztę naturalnego życia...]
-O tak. Myślę ze zakochali się w sobie, jeszcze zanim się poznali. W prawdziwej miłości tak właśnie musi być.
[Już wiemy, skąd się biorą TruLoFFy w opkach! On Manwe, mam nadzieję, że poza aŁtorkami niewiele młodych osób podziela tę opinię! AŁtorko, do Twojej wiadomości: jeżeli naprawdę narzucisz sobie taki imperatyw, to wylądujesz z gościem, który będzie pił, bił Cię i poniżał. A w ogóle, to bądź uprzejma nie mylić zakochania z miłością- to wbrew pozorom nie to samo…]
-Zakochać się , a dopiero potem poznać?
[to jest albo bardzo energooszczędne, albo bardzo kretyńskie... TY zdecyduj, Internecie!]
-Zakochać się, a potem zatrącić się
[„zatrącić” to znaczy napomknąć o czymś, wtrącić. Jak można się w czymś zatrącić?] w tej miłości, chociażby ta miłość okazała się zgubna.
Tak.
Być może to właśnie jest miłość.
[Nie, to psychopatyczna kuzynka miłości, która straciła wszelki kontakt z rzeczywistością i za rzadko wychodzi na świeże powietrze]
Inna jej definicja. Siła, która jest zdolna sprawić, ze zapomni się o wszelkich zasadach.
[Nie]
O czasie.
[Nie]
O wszystkim, co się wokół dzieje.
[Nie]
O wszystkim…
[Tym bardziej NIE. Miłość na tym NIE polega. Na tym może trochę polegać zakochanie, fascynacja… A miłość polega na trosce o drugą osobę, na pragnieniu jej szczęścia,.. Tak w ogóle, to od wieków ludzie próbują ustalić, czym jest miłość i ja nieszczególnie czuję się powołana do wyrokowania w tej kwestii. Ale na pewno nie ma ona nic wspólnego z życiem w malignie]
Przeszedł mnie dreszcz.
O czym ty myślisz…?!
-Ciekawe dlaczego miłość wyciska na nas takie piętno … -odezwałem się.
-Bo to cos najcudowniejszego co może nas spotkać.
Spojrzeliśmy na siebie i nasze dłonie się zetknęły,
Co się ze mną dzieje…?
-Kiedyś wezmę Cie do Francji. I odkryjemy tajemnice twojej babci i tego mężczyzny. Razem.- uśmiechnąłem się do niej , a ona odwzajemniła ten uśmiech swoim najsłodszym.
[czyli jednak mam uznać dwoje zabijających się ludzi za coś romantycznego? Czyli, że powstanie w Libii to niemal Romans Wszech Czasów?] [A Hitler był większym kochankiem niż Don Juan, markiz de Sade i Szybki Lopez w jednym! :/]
-Wypijemy za ich miłość? Mamy tylko wodę, ale zawsze coś.
Stukliśmy się butelkami.
[Butelki zrobiły smętne „plup”, bo były z plastiku] [Za to po chwili byli cali w siniakach, dodatkowo Belli ciekła krew z rozciętej brwi a Edward miał wybite dwa zęby i złamany nos… No co?! Taka butelka z wodą naprawdę potrafi być ciężka!]
Znów musnąłem palcem rękę Belli. Przeszedł mnie dreszcz pożądania.
[*bije go gazetą po łapie* Znaj! Czas! I! Miejsce! Debilu!] Tym razem otworzyła dłoń. Poczułem gorąco. Byliśmy jak dwie półkule w płomieniach.
Księżyc staczał się wielki, intensywny w kolorze ochry.
[czyli taki jakby brązowawy? Rhhhhhomantique!]
Widok był cudowny.
-Widziałeś kiedyś coś takiego?
-Nigdy
-Czujesz to ciepło, które z tamta idzie?
[z przestrzeni kosmicznej? Chyba coś ci się pomyliło...] -Bella zamknęła oczy.
-Jedyne co wiem, to to , ze czuje coś czego nigdy w życiu nie czułem.
Co ty gadasz?
Prawdę.
To prawda…
Przybliżyłem się do Belli.
Pieściłem wolno niepewnie kontur ust Belli. Chciałem znów ja poczuć, ale nie chciałem jej spłoszyć. Balem się ze namiętność poniesie mnie zbyt mocno. Ale kurwa nie mogłem się opanować!
W każdym razie nie mogły się opanować moje ręce, które zsunęły się od mlecznej szyi , od miejsca gdzie zaczynała się pulsująca skora
[zważywszy na to, że Skora to taka rzeczka w dolnośląskim… Bella musiała wyglądać naprawdę dziwnie!] , musnęły dekolt i znalazły się miedzy dwoma wzgórkami, które odpowiedziały żywym napięciem. [Sprawa pierwsza: Nie chcesz jej całować zbyt szybko, żeby jej nie spłoszyć, więc uważasz, że masaż biustu to dobry pomysł? Taaaak… Sprawa druga: Z czego, u diabła, Bella miała zrobione piersi, że się NAPINAŁY?! Implanty miała, że jej stały na baczność?] [6:14- 6:33]
Czułem jak jej ciało sztywnieje. Nadal nie otwierała oczu. Jej usta były rozchylone i wilgotne. Takie słodkie. Jakby czekały na mój pocałunek.
Wszystko wokół zniknęło.
[Wszechświat wymknął się po angielsku, chcąc być jak najdalej od Edwarda w rui]
Kim jestem?
Jak się nazywam?
Wszystko pogrążyło się we śnie.
Wszystko z wyjątkiem naszych ciał i dusz.
I wtedy właśnie, gdy miałem Belle pocałować, mój telefon zadzwonił.
[O. To zaskakujące. Naprawdę. Jestem taka zaskoczona. No bo wiecie, to wcale nie jest tak, że tak się dzieje zawsze, na wszystkich filmach, a aŁtoreczka się ich naoglądała. Wcale]
Kurwa mac!
Bella otworzyła oczy i szybko wstała.
Nie spojrzała na mnie.
Gdy szok tak jakby minął odebrałem ten zasrany telefon.
[Kiedy tak jakby przestały mi się trząść łapy z wściekłości a serce jakby przestało być słyszalne na skutek tego jazgotliwego dźwięku rozlegającego się zupełnie nagle, w absolutnej ciszy i tuż przy mnie…]
-Czego?
-Tu Jasper
-Wiem
-Gdzie jesteś?
-Gdzieś
[„Gdzieś” to czasem jest określenie dupy…] [Tutaj to chyba jednak określenie zupełnie z dupy wziętej, para-romantycznej sceny]
-Ej co jest?
-Nic, kurwa. O co chodzi?
-Chciałem wiedzieć czy u ciebie wszystko w porządku. Ja wyjeżdżałem nie miałeś najlepszego humoru.
[I że niby Jasper dzwoni do niego po nocy bo się o niego martwi? Szukanie tutaj yaoi to jak kopanie szczeniaczka]
-Teraz mam gorszy, wiec lepiej się rozłącz
-Dobrze. Na razie
[Jasper zwalczył w sobie chęć powiedzenia „całuski, do jutra, tygrysku!”]
Rozłączyłem się.
Bella stała przy samochodzie Tylem do mnie.
-Edward…- wyszeptała
-Nie zostawiaj mnie dziś.
[A jakiś powód? Czy w jego życiu wydarzyło się coś traumatycznego- poza tym, że dziś jeszcze z nikim nie uprawiał seksu i mu ciśnienie rosło? Czy ma JAKIKOLWIEK powód, usprawiedliwiający to, że wywiózł ja z domu w środku nocy, zwalił jej na głowę część swoich brudów, po czym naraża ją na napastowanie i problemy ze strony rodziców, którzy rano nie znajdą Belli w jej łóżku, choć z cała pewnością się do niego kładła? Jakikolwiek?]
Matko…
-Nie bój się. Rodziców nie ma, wiec będziesz miała cale duże łóżko dla siebie. Ufasz mi?
-Ufam…
[Niesłusznie]
Nastąpiła chwila ciszy, która przerwała Bella.
-Wiec jedzmy
Zgodziła się.
Co ja robie?
Będzie u mnie spala!
[będzie mogli zrobić sobie pidżama party i opowiadać ploteczki o chłopcach i kosmetykach!]
Kurwa…
Mam tydzień.
Niech te wszystkie myśli wyjdą mi z głowy.!!!
[niech pójdą w ślad całej reszty jego myśli…]
Wsiedliśmy do samochodu.
Zanim ruszyłem, znów ktoś zadzwonił.
Nawet nie spojrzałem kto to.
Po prostu odebrałem.
-Słucham?
-Tu Mike.
Mike….
-Co chcesz?
-Masz jeszcze tydzień. Robisz coś w tym kierunku?
[jest koło północy. Ja rozumiem, cyborg i w ogóle, ale czy on nie sypia? Albo nie rozumie, że inni sypiają?]
Bella będzie u mnie spala.
Nie.
Tak.
[Niezdecydowany jak panienka…]
-Można tak powiedzieć.
-Spiesz się
[„wiem gdzie mieszkasz. Wiem, gdzie chodzisz na zakupy. Jeśli mnie zawiedziesz to... pogrożę ci placem. Bardzo groźnie”]
-Dobranoc- rzuciłem ostro i rozłączyłem się.
Bella się spytała kto to był, wiec sam jej powiedziałem.
-To Mika
Kurwa…
Ty tępaku.
[Mam ochotę powiedzieć to samo, wiecie?]
-Mika? Co chciał?
-Jak zwykle. Pierdoły. Wmawia sobie ze się kumplujemy
[I dlatego dzwoni do Ciebie o północy? To musiałaby być dość… bliska znajomość]
-Aha- uśmiechnęła się delikatnie
-Jedziemy? -spytałem
-Jedziemy

sobota, 20 sierpnia 2011

1.5. Badassowaty Edward Numer 5 - Bez Rzeźni, Za To z Jimem Morrisonem

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
I oto znów powracamy do naszych korzeni! Do pierwszego opka, na któreśmy natrafili! Pierwszego i jednego z najgorszych! Edward Cullen nadal jest pomyłką genetyczną tylko udającą człowieka, Bella Swan nadal jest kompletnie pozbawiana własnej godności! Ale to nie wszystko! Albowiem powiadam wam!...
[Streszczaj się! Tracisz czytelników. Mnie, na ten przykład!] *Ciężki wzdech* No dooobra. Zapraszamy na opis jakże-dojrzałej imprezy urodzinowej Edzia, oraz co z niej wynikło!
PS - Przepraszamy za opóźnienie! Kochajcie nas! 

 

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
 
Rozdział V

-Edward!- Bella zachichotała w moim kierunku. [najpierw wykalibrowała dokładnie, wymierzyła kąt strzału po czym z iście snajperską precyzją zaczęła chichotać]
Właśnie rzuciłem w nią balonem.
Dzisiaj moje urodziny.
18-te urodziny.
Cudownie.
[No nie wiem, prawdopodobnie właśnie uzyskałeś prawa wyborcze…]
Minęły dwa tygodnie. Z Bella spotykamy się codziennie. Uczymy się a potem jedziemy do klubu lub do znajomych
[Że też im się nie znudzi, przez dwa tygodnie dzień w dzień to samo…] [Oni mają jakichś wspólnych znajomych?] [Ta, jeżdżą do Jaspera i Alice, którzy jak na opkowe standardy są już małżeństwem z długim stażem…].
Poznałem ja, a ona starała się poznac mnie.
Ale ja nie moglem pokazac jej do konca jaki naprawde jestem.
[*z wyrzutem* Ją to oszczędzasz, a my musimy!]
To nie realne, bo ucieknie ode mnie.
[Ja też mam ochotę od Ciebie uciec. Z wrzaskiem]
A tego bardzo nie chce.
Zostały mi następne dwa
[dwa co?] na to aby zaciągnąć Belle do łóżka.
Idzie mi na prawdę dobrze więc, może…
[AŁtorka najwyraźniej rzuciła swą pogardę na kończenie zdań po ludzku. Osiągnęła już ten poziom aŁtoreckowości, że już naprawdę nikt jej nie rozumie] [Masz na myśli] [*w pierwszym odruchu otrzepuje swoje myśli, a potem…* O nie! Johnny! Ciebie też dotknęła ta plaga? To widocznie zar!] [*szuka odpowiedniego kontr-zaklęcia w swym egzemplarzu „Woodoo dla (t)opornych”* Spróbuj teraz?] [Już lepiej, dziękuję ^^]
Nie , nie ma „może”.
Bzyknę ja i koniec.
[Koniec już szykuje wazelinę…] [Albo packę na muchy…]
Taki był plan i Edwardzie Cullen- masz się go trzymać!
Nagle poczułem jak Bella również we mnie czymś rzuciła.
[*trzyma kciuki żeby „coś” okazało się szesnastotonowym odważnikiem*]
Zaczęliśmy się wygłupiać, gdy do domu weszli Jasper z Alice i Emmett z Rose.
[Ale wcześniej, zanim drzwi nie skrzypnęły przed pierwszymi gośćmi, w grobowej ciszy wiązali baloniki tasiemkami. A przy okazji: wyobrażacie sobie osiemnastkę jakiegokolwiek nastolatka z balonikami? Ciekawe, czy na ścianach wisiały udrapowane szarfy, portrety Edwarda przedstawiające jak się zmieniał z upływem czasu oraz czy bawili się w piniatę oraz przyczepianie osłu ogona?]
-Bells!- zawołały dziewczyny i podleciały do niej.
-Kochana moja. Przywiozłam ci cudowna sukienkę
[Jak zaczniesz się w niej pocierać, to spełni twoje trzy życzenia. A jak poliżesz kołnierzyk, to zmądrzejesz]. Słyszałam ze masz żadnych w szafie [Każda prawdziwa kobieta powinna mieć w szafie małą czarną, szpilki i… cudowną sukienkę spełniającą życzenia] [Awangarda w modzie], wie aprosze. [„wie aprosze”? To po francusku?] [Raczej po węgiersku] Oto jest.- zapiszczała Rosalie.
Bella posłała mi spojrzenie męczennika, a ja uśmiechnąłem się do niej nim Alice i Roslie ja „porwały” do innego pokoju.
No panowie, będziemy musieli sami zając się przygotowaniami- odezwał się Emmett.
[Wyobrażam sobie trzech osiemnastoletnich byków siedzących ramię w ramię i dmuchających balony. Pewnie jeszcze różowiaste albo w innym, sWeEtAsHnIuTkIm kolorku]
-Kupiliśmy już wszystkie potrzebne rzeczy- powiadomiłem.
-Kupiliśmy?
-No…ja i Bella- odwróciłem się do nich plecami.
[Ażeby nie zobaczyli, jakim rumieńcem zapałało me pyszczydło. Niechybnie zaczęliby wtedy śpiewać „Zakochana para, Jacek i Barbara…”]
-To wy już jesteście: „My”? – dopytywał się Em
[Ale ostatnimi czasy M była kobietą! *słabo próbuje protestować*] [Słuchaj no: Masz do wyboru albo, żeby M (Em) jednak była mężczyzną albo żeby od teraz M (My) byli Bella i Edward] [Świat czeka zagłada… *ze stoickim spokojem zabiera laptopa i poduszkę, po czym schodzi do bunkra*]
kurwa!
Przyczepili się.
[Pokryj się teflonem. To nam wszystkim wyjdzie na zdrowie] [*nuci* „Cellophane, Mister Cellophane”]
Tak, kurwa: My!
I koniec tematu!
-Chodźcie, rozpakujemy żarcie
-Och Ed – westchnął Jasper
[dyskretnie ocierał przy tym oczy. Po troszę dlatego, że jego Ed dorasta i nie wiadomo kiedy to się stało a po troszę z powodu odrzuconej miłości: „Och Ed, jak mogłeś mi to zrobić?!...”]
-A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego
-Dzięki- mruknąłem
Cały dzień nie widziałem Belli.
[Wait, what?! Przecież jeszcze przed chwilą rzucaliście w siebie balonikami i szesnastotonowymi odważnikami!]
Cholernie jej wspułczulem.
[o.O] [No! Tyle czasu bez oglądania twego boskiego ryja! O, Edwardzie, jakże smutną musi być jej egzystencja!]
Wiem, ze nie lubi strojenia się itd.
A tu siedzi już pare godzin na gorze a te dwie malpy ja torturuja.
[Taaak, najpierw upchnęły ją pod stołem, a potem założyły na głowę czepek kąpielowy, owinęły prześcieradłem i wcisnęły do wanny z wrzątkiem] [A potem zaczęły się nawzajem iskać] [A to małpy!] Wrrr…
Wszystko było już gotowe.
Ludzie mieli się schodzic o 20.
[Koło ósmej Edward wypuścił swoich gości z klatek na spacerniak, więc o dwudziestej będą tak schodzeni, że już nic tylko padną na kanapy i będą pić. W ten sposób Edward uzyska zamierzony efekt: goście nie będą uciekać od jego koszmarnej osobowości i nawet nie będzie ich musiał przywiązywać do mebli, tak, jak rok temu!]
Wiec za jakies piętnaście minut już ktos powinien być.
Siedzielismy z chłopakami na dole gdy usłyszeliśmy jak dziewczyny schodza ze schodow.
[„ŁUP! ŁUP! ŁUP!”]
-No kurwa w koncu- szepnął Em
Jasper i ja zachichotalsimy.
Pierwsze do pokoju weszly Roslie i Alice i od razu podbiegly do swoich „mężczyzn”
[Dlaczego w cudzysłowu?] [Bo przy Edwardzie żaden mężczyzna nie jest prawdziwie męski. To elementarne, drogi Watsonie!] [Jestem rozdarty. Nie wiem, czy wolę, żeby było tak, bo Edward jest tak super-hiper-męski czy by było tak, bo z Edwarda taka fajna dupa. Pierwsze godzi w mężczyzn- czyli poniekąd trochę też we mnie- a drugie jest po prostu… uech!] [*sprawnie go zszywa* Nie wiem. A teraz [o nie…] SSIJ MĄ LUPĘĘĘ!!! xD]
Hehh
Zaraz za nimi szla Bella…
Wygladala kurwa…
[Ha HA! *mała kurwa wyglądała zza załomu niczym szpieg z krainy Deszczowców*]

Matko jedyna… [Ten jeden raz zgadzam się z swym zdumieniem, Edwardzie: aŁtorka zastąpiła jej głowę BUTAMI] [„Czy ktoś widział moją matkę? Ma buty zamiast twarzy...” mamrotał Edward odbijając się od mięciutkich ścian swojego lokum]
Bella.
Krutka spodniczka.
Jej nogi.
O ja pierdole…
Bog mnie nienawidzi.
[Nie on jeden...]
I jak mam zachowac wstrzemięźliwość?!
[Odpowiem Ci: jeśli teraz nie rzucisz się i nie zaczniesz gwałcić jej nogi- na co wyraźnie masz ochotę- będzie to zupełnie zadowalające]
-Bells, wygladasz zaje…- zaczal Emmet ale Jasper mu przerwal.
-Wspaniale
[Gdzieś w tle słychać motyw muzyczny z Tytanica. Jak znam wyobraźnię aŁtorek, to zapewne stali ramię w ramię z otwartymi ustami i ślina im kapała na podłogę- tacy byli olśnieni Bellą. A Alice i Rosalie im sekundowały (jako najlepsze przyjaciółki nie mogą być przecież zazdrosne, to by było passe)]
Bella zarumienila się i spuściła glowe.
Dalej stala przy drzwiach.
Podeszlem do niej.
[Pełen dumy nie zauważył, że kroczy po truchle słowa „podszedłem”]
-Bells…- odezwałem się
-Edward nie patrz tak. Wiem jak wygladam. Strasznie. Mowilam im żeby tego nie robily bo…
-Wygladasz pieknie- wyszeptałem.
[Albo Jasper, Alice i reszta naprawdę stali w absolutnym milczeniu, olśnieni urodą Belli, albo dziewczyna powinna teraz spojrzeć na niego dziwnie i zapytać „Co mówiłeś? Nie dosłyszałam…”]
Bella spojrzała na mnie zszokowana.
Ja tez czulem się dziwnie.
[Coś w nim wzbierało, wzbierało… Aż wybuchnął śmiechem. Po chwili, dalej się trzęsąc i krztusząc, wystękał zaskoczonej dziewczynie „Przepraszam, ale weź serio, zrób coś z tymi butami. Wyglądają kretyńsko…”]
To nie był plan.
Ja po prostu powiedziałem co widze, ale..
Niegdy zadnej lasce nie powiedziałem ze jest pienkna.
[I całe szczęście. Dziewczyna na wiadomość, że jest „pienkna” mogłaby umrzeć ze śmiechu]
Nawet wlasnej matce.
[No gdybyś to powiedział mamie zaczęło by się robić cokolwiek dziwnie]
Bella nie była laska ona jest kobieta.
Piekna, dojrzala kobieta.
[Osiemnastoletnia „dojrzała kobieta”. W takim razie ja już jestem niemal staruszką *łka w kącie*]
Przestraszylem się wlanych odczuc.
Mogłbym spędzić tak reszte dnia.
Patrzec na jej oczy.
Podziwiac.
Ale coz mile chwile zawsze szybko się koncza.
Ktos zadzwonil do drzwi.
No to zaczynamy.
Parę godzin pozniej.
[*macha chorągiewką* Fajna impreza?] [*bansuje*] [*chrupie przekąski*] [*rozrzuca konfetti*] [*dmucha w trąbkę*] [*rzuca w niego balonikiem*] [*odrzuca jej balonika*] [*bansują*] [*kroi tort*] [*popija coca-colę*] [*bawi się w rzucanie lotkami*] [*rozwala piniatę*] [*przypina osłu ogon*] [Ponieważ aŁtorka poskąpiła nam opisu imprezy-widocznie uznała, że w rozdziale o imprezie impreza jest zbędna- sami postanowiliśmy ją sobie urządzić] [*podaje jej kawałek tortu na talerzyku*] [*rozsypuje więcej konfetti*] Była naprawde bardzo fajna zabawa.
Ale wkurzała mnie obecność dwoch osob.
Mika i Jess.
[To na cholerę ich zapraszałeś?]
Niby przyszli razem, ale ten ciul ciagle wlepial galy w Bella
[Brał gałę, smarował klejem i „PLASK!” do Belli] [Zaraz po wyciągnięciu gały z oczodołu z głębi czaszki wytaczała się kolejna] [Pamiętajmy- cyborg!] a Jesscia probowala mnie oczarowac swoim szmatowatym uśmieszkiem. [O takim]
Wiadomo było ze dla tej pary ten wieczor skonczy się dzikim seksem
[nie jestem tego taki pewien. Cholera wie jak to robią cyborgi, równie dobrze to może być tylko Input/output i tak do rana...], ale to nie przeszkadzlo im flirtowac z innymi. [To się nazywa otwarty związek, Edwardzie. Kto jak kto, ale TY nie powinieneś ich potępiać]
kurwa…
Gadam jak Bella.
Przeciez sam tak robie.
[Parsk!]
Bella wlasnie, poszla po sok i od razu zaproponowala ze wezmie mi piwo.
I w tym momencie gdy na nia czekalem podszedł do mnie Mika.
[Czekał na nią tylko przez moment, potem poleciał na szybki numerek w jakimś kącie tak, żeby zdążyć wrócić zanim Bella wróci z piwem]
-I jak ci idzie?- spytal a mna wstrząsnął dreszcz.
Tak.
Edward Cullne- zalicza Belle Swan i oddaje ja w rece Mika Netwona.
Tego skurwiela.
[Faktycznie, taka była umowa... ale Edek zawsze może się z niej wycofać prawda? Jedyne, co straci to 200 złotych! Czemu Edek dalej w to brnie?] [Kochanie? Popatrz tutaj *wskazuje wielki napis „LOGIKA RAUS!” widniejący na ścianie domu Cullenów] [Aha. Już nic]
Już miałem mu cos powiedziec, gdy podeszla do nas Bella.
kurwa jebana mac…
Podala mi piwo.
[Już wiem! Edek ma Zespół Tourette'a! To wszystko wyjaśnia!] [Czy to znaczy, że powinniśmy mu współczuć?] [Nadal sypia z kim popadnie i traktuje ludzi jak zabawki, więc nie. Nie powinniśmy] [Dobrze]
-Dzieki- powiedziałam troche zdenerwowany.
[Czuł zionącą ode mnie nienawiść. Dlatego tak się zestresował]
Nasza trojka nie powinna się spotkac razem.
[Wasza trójka nie powinna istnieć w tym samym Wszechświecie co istoty oparte na białku. Ale mówi się trudno i analizuje się dalej...]
O nie!
-Czesc Bells- odezwal się Mika.
Bella, kretynie.
[Dobra, nie będę się czepiała twojej niestałości emocjonalnej, bo równie dobrze mogłabym gadać do swojego biurka- z tym, że ono mnie prędzej posłucha. Ale z tego, co pamiętam, ostatnimi czasy Bella była kobietą…]
Dla ciebie Bella.
-Zmiataj stad- nie wytrzymalem i musialem mu to powiedziec.
-Slucham?
[Luch. Czyli, że Mike poszedł zaktualizować dane, bo coś już mu nie stykało? Bycie cyborgiem to ciężki kawałek chleba…] [Sowiecki cyborg. Ja pierniczę…]
-Zmiataj stad
Stal jeszcze chwile zaskoczony, po czym
[posłusznie odszedł zamiatać stada. Za pierwszym razem miał nadzieję, ze źle usłyszał, ale teraz…] chyba pomyślał ze w tej sposób chce mu pomoc i sobie poszedł.
Zle pomyślał.
Nie o to mi chodzilo.
Ale ten temat pominmy.
[Już go wyczerpaliśmy, nie ma co pomijać]
-Edward…- szepnęła Bella.
-Oj, nie lubie go –tlumaczylem się.
[Ojojoj...]
-Ok. Tym razem ci odpuszcze- odparla żartobliwym tonem
[„lubię jak rozbiera mnie wzrokiem i okazuje kompletny brak szacunku! Chociaż nie, nie lubię. Czemu ta sytuacja mnie bawi?”]
-Dziekuje- uśmiechnąłem się.- A jak się bawisz?
-Calkiem dobrze
-Calkiem dobrze?- spytałem, unosząc jedna brew.
-Och no. Bardzo dobrze.
Usmiechnalem się do niej.
[Wymuszanie na niej mówienia tego, o co mi chodzi, wychodziło mu coraz lepiej]
-Trzeba doniesc chipsow- odezwałem się
-Przyniose
-Nie. Ja przyniose. Ty jestes moim gosciem. Honorowym gosciem- puściłem do niej oczko.
Zaczerwienila się.
Nadal się do tego nie przyzwyczilem.
[Że się rumieni? Że jest honorowym gościem? Że puszczasz do niej oczko?]
-Pomoge ci, chociaż.- szepnęła blagalnym tonem.
[„Proszę, Edwardzie, pozwól mi wsypać chipsy do swej świętej miski! *ładnie oczka*”] -No chodz, chodz
Razem poszliśmy do kuchni.
Bella zaczela rozpakowywac chipsy a ja kurwa stalem i się na nia patrzyłem.
[*śpiewa, w duchu romantyzmu tej sceny *„Miłość rośnie wokół nas!”]
Nie umialem zrobic kroku.
Ruszyc reka.
Nic!
[Udaru dostał, czy co?]
Ciemne rumience na jej policzku
[tylko na jednym?] sprawialy, ze oczy Belli wydawaly się jeszcze ciemniejsze, jeszcze bardziej brazowe. [Brąz jest seksowny] [Jest?] [Najwyraźniej] Wygladala tak slicznie, świeżo i elegancko. [„Okres ważności mijał jej w następny dziesięcioleciu!”] Miala taka klase i tyle seksu, ze poczułem kurwa ogarniające pozadanie. [Czy ktoś mówił aŁtorce, że w ogóle nie zna się na romantyzmie? Bo się nie zna. W ogóle] [Wiesz... My. Od początku istnienia strony jej to mówimy] [Ano, faktycznie] Powodowany impulsem wyciągnąłem reke by chwycic w palce jeden z jej brazowych lokow.
Bella spojrzała na mnie zaskoczona.
-Mialas tam jakis kruszek [Małą wioskę. Nie zauważyłaś?] - zmyśliłem, zmieszany cofając reke.
Nastapila chwila ciszy.
[Cała impreza zamilkła] [Jasper wręcz przestał oddychać!]
-Chodzmy-zaproponowalem.
Musialem isc jak najszybciej do mojego pokoju i sobie ulzyc, kurwa.
[-.- Czy ona pozwoli Edwardowi choć przez pieć sekund nie myśleć penisem? Byłabym wdzięczna…]
Ruszyla w strone salonu a ja podążyłem za nia.
Dlaczego ta dziewczyna musi być tak bardzo pociagajaca?
[*zaciesza* A, to dlatego! Bella go pociąga, więc za nią łazi- w sumie logiczne xP]
-Bells. Ide na chwile do siebie. Zaraz wracam.
-Dobrze- uśmiechnęła się delikatnie i weszla do salonu.
Cieszylem się w duchu ze nie zauważyła mojego bardzo widocznego podniecenia.
Szybko wparowałem do pokoju, zamknąłem drzwi, weszlem do lazienki i…
[on ma w pokoju łazienkę? W hotelu mieszka czy w chlewie?] ulżyłem sobie w koncu. [*spokojnym tonem człowieka na granicy załamania nerwowego* Kiedy czytam takie zdania, czuję się brudny...]
Przed oczami miałem tylko Belle.
Jej nogi, piersi, obojczyk, szyje
[To ona ma dwie szyje?!], usta…, oczy…, wlosy…
Tylko Bella.
Po mojej wyczerpującej czynności
[…zapewne też porannej…] [O rany! *załamuje się, widząc to zdanie*] miałem już wychodzic, gdy zauważyłem przy drzwiach Jesscie.
-Czesc przystojniaczku- wepchnęła mnie powrotem do pokoju.
[A on tak się dał? Ciota…]
-Co ty tu robisz?- warknąłem.
-Jak to co? Przyszlam się zabawic. Z Toba
[,] oczywiście
-Chyba cos ci się pomylilo- wyszeptala uwodzicielsko
[Aż sprawdziłam, ale nie, przekopiowaliśmy dobrze. AŁtorka w pędzie do kolejnego poniżenia swych bohaterów zjadła odpowiedź Edwarda] [Nie wiem jak Ty, ale ja nie żałuję…] , a jej reka znalazla się na moim przyrodzeniu.
Mimowolnie wciągnąłem powietrze.
Zaczela poruszac reka a ja momentalnie stalem się kurwa gotowy.
[*Krzyczy i wali głową w ścianę*]
Nie myślałem rozumiem.
Mysla;Em fiutem.
[Tak dla odmiany, jak rozumiem?]
Wiedzialem ze bzykając ja zlamie swoje zasady wiec…
-Nie będziemy się pieprzyc, ale jeśli chcesz mi zrobic prezent to…- zacząłem odpinac spodnie i spojrzałem na nia wymownie.
[O kurwa. No to rzeczywiście, ale jesteś uczciwy i prostolinijny. Od dziś staniesz się moim wzorem. Narysuję sobie Cię na ścianie. I będę rzucał lotkami w punkty newralgiczne tak długo, aż nie poodłupuję tynku] [Niedobrze mi się robi jak to czytam]
-Z przyjemnościa.
Sciagnalem spodnie i stalem w samych bokserkach.
-Wiec bierz się do roboty – chwyciłem jej glowe i przyciagnalme w dol.
[Przyciągnął (do siebie) czy pociągnął (w dół)? Oto jest pytanie…]
Kleczala nade mna i już miala ściągnąć mi bokserki , gdy otworzyly się drzwi.
A w nich stala… Bella!
[Dam Dam DAAAAM!] [W ogóle nie jestem zdziwiona. To było oczywiste, że Bella wejdzie do pokoju kiedy on będzie się tak kurczowo trzymać swoich zasad]
Moja Bella.
[Mam nadzieję, że już nie twoja…]
Momentalnie odepchnąłem Jesscice od siebie i włożyłem spodnie.
[„Kochanie, to nie tak jak myślisz! My tylko... trenowaliśmy do paraolimpiady!”]
-Ja… Wolali cie… Ja. Przepraszam- wyjąkała i uciekla.
Nie wiedziałem co się dzieje.
Bella zobaczyla mnie z Jess!
[O, czyli jednak wiedziałeś. Powinszować bystrości…]
Stalem jak wryty.
-No, no. Masz pecha- odezwala się rozesmiana Jess.
-Zamknij się
-Może teraz, gdy twoja ulubienica o wszystkim wie, dokończymy to co zaczęliśmy, co?
-Spierdalaj!
Czym prędzej wybieglem z pokoju.
[Po czym malowniczo wypieprzył się na progu, bo w szale zapomniał podciągnąć spodnie…]
Miałem tylko jeden cel: znalesc Belle, wszstko jej wytłumaczyć. Powiedziec to wina alkoholu.
[„Kiedy piję, staję się innym człowiekiem, a moralność i ludzkie uczucia są dla mnie kompletnie obce!” Taaak, to na pewno zadziała...] No nie wiem. Cokolwiek.
Przeciez musi mi wybaczyc.
Nie mogę jej stracic…
kurwa co ja gadam?!
Nie mogę przegrac z Mikiem.
O to mi chodzi!
Przynajmniej powinno…
W calym domu jej nie było, wiec wybieglem z niego i zacząłem rozglądać się dokolola.
Zauwazylem ja.
Szla chodnikiem w strone swojego domu.
Matko!
[Co on ma z tą matką? Chce się bawić w Jima Morrisona, czy jak?]
Czym prędzej, pobiegłem w jej storne.
-Bells! – zawołałem i chwycielem jej ramie, odwracając do mnie.
Miala spuszczona glowe.
-Bells…- wyszeptałem
-Ja.. Nie chciałam. Mialam cie zawołać. Naprawde przepraszam.
[Tak, z jakiegoś powodu to JEJ wina... Ona jest gorsza od tej oryginalnej Belli. Myślałam, że to niemożliwe]
-Nie, nie! Nie przepraszaj. I spojrz na mnie.
Minela chwila zanim spełniła moja prosbe.
I wtedy to zobaczyłem.
Bol w jej oczach.
Rozczarowanie.
Lzy…
-Bells, ja..
-Nie tłumacz się. To nie moja sprawa.
-Troche wypilem i… Jestem facetem Bells… Ja. kurwa
[Taki powinien być tytuł autobiografii Edka. „Ja, kurwa”]
-Edward ty…
-Ona sama do mnie przyszla. Nie zapraszałem jej.
[„Skoro tak, to wracajmy!” radośnie odparła Bella „Czy po drodze chciałbyś może kompletnie obedrzeć mnie z godności? Wiem, że lubisz!”]
Spojrzala na mnie i widac było ze się zdenerwowala.
-Z twojego punktu widzenia kobieta to tylko cialo. Najlepiej żeby było zgrabne i chetne. Jednym z wielu.
-Bells to Jesscia, zaczela. Nie prosilem jej. Naprawde. Ona nie jest taka jak ty. Zrozum to.
-Nie rozumiesz Edward. Seks dla kobiet nie jest jak mycie zebow. Traktujesz je jak swój materac.
[Bardziej jak pierdzącą poduszkę] Materac, który często lubisz zmieniac.
Patrzylem na nia i nie umielam wydobyc slowa.
Czulem ze cos trace.
I nie seks z nia.
Czulem ze trace, jej uśmiech specjalnie dla mnie.
Jej slowa, kierowane do mnie.
Po prostu ja.
[A niechęć aŁtorki do polskich znaków umożliwia nam zinterpretowanie tych słów jako koronny przejaw egoizmu Edka, a nie jako wyznanie miłości]
Cale dwa tygodnie poszly gdzies, po jedny moim głupim wybryku.
Dlaczego musze być taki tepy?!
[Geny, moim zdaniem]
-Chce się przejść. Sama. Wracaj na przyjecie- mówiąc to nie patrzyla na mnie.
Zaraz potem poszla, w strone swojego domu.
Wszysktiego mi się odechcialo.
Wszystkiego.
[*z nadzieją* A żyć może też ci się odechciało?]
Miałem dosc siebie i wszystkich dookoła.
Najchetniej wyrzuciłbym ich do domu i pozamykal się na wszystkie zamki.
Poczulem bol tam gdzie klucz miala tylko Bella.
[W schowku na miotły?]
Nie umialem jeszcze tego nazwac.
Ale czulem to…
Cholernie to czulem…
Wlasnie zmierzałem w strone schodow aby udac się do siebie do pokoju isc spac, gdy znalazł mnie Jasper.
-Hej Ed. Co jest? Wszyscy cie szukamy. Gdzie Bella?
-Poszla do domu. A ja ide spac. – chciałem ruszyc ale zatrzymal mnie jego glos.
-Poszla sobie? Ale jak? Co się stalo?
-Zobaczyla mnie z Jess.
-Z Jes?? kurwa Edward!
[Tak. Dokładnie tym jest Edward. Chipsa? Szkoda żeby się zmarnowały...]
-Dobranoc- miałem dosc.
Nie chciałem znow słuchać jaki ze mnie ciul.
Doskonale sam to wiem.
Nie umialem zasnąć.
Slyszalem pukanie do swoich drzwi i cala zabawe.
W pewnym momencie wszystko ucichlo.
Jasper przez drzwi powiadomil mnie ze wszyscy poszli i on tez się zmywa.
No i zostalem sam.
A mogla ze mna być Bella.
Duren ze mnie.
Byłem już prawie gotowy żeby zasnąć, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Spojrzalem na zegarek.
3.15!
[Co ta aŁtorka ma z tymi równymi godziami?] [To u aŁtorek naturalne. One to wszystkie mają zaprogramowane]
No kurwa.
Porabalo kogos?!
Nie otwieram.
Znow dzwonek.
Nie, nie, nie!
[Tak, tak, tak? - spróbował podchwytliwie Johnny]
Wstalem i w samych bokserkach zeszlem na dol.
Otworzylem drzwi i osupialem.
Widzialem Tyl Belli!
[przy czym Tył ten był tak potężny, że zasługiwał na wielką literę]
To ona tu robi?
-Bells?
Powoli odwróciła się twarza do mnie.
-Ja… Nikogo już nie ma.
-Wszyscy poszli.
Boze!
Dziekuje!
Jest tu!
Nastala chwila ciszy.
Krempujacej ciszy.
[Może jeszcze kremowej?]
-Bells… - zacząlem lecz mi przerwala.
-Przepraszam. Za to co powiedziałam…
Zatkalo mnie.
[Mnie też. Czy ona W OGÓLE nie ma szacunku do siebie?]
Co moglem powiedziec?
Przeciez to co powiedziala było prawda…
Kuzwa!
Poniekad .
[Znaczy, Jessica tylko poniekąd klęczała przed tobą ściągając ci bokserki? Czy to była Laska Schrödingera?]
I tyle.
-Wejdziesz? – spytałem troche niepewnie.
Innym razem po prostu wciągnąłbym laske i zrobil z nia co należy ale z Bella…
kurwa, dzieje się ze mna cos niezbyt ciekawego…
-Rodzice. Jak się dowiedza ze mnie nie ma…
Prowadzony przez impuls, pode szlem do niej dosc blisko.
-Przeciez twoi rodzice spia…- wyszeptałem niskim glosem.
Stykalismy się cialami
[zazwyczaj stykały się tylko ich bliźniacze dusze]
Slychac było tylko nasze oddechy i… serca.
[te serca to taka niespodzianka?]
Miałem tak wielka ochote dotknąć jej, pocałować.
[skoro wasze ciała się stykaja to znaczy, że już jej dotykasz, przykro mi]
Po prostu wziasc to czego oczekawilo to miejsce we mnie gdzie klucz miala tylko Bella.
Tak bardzo bym chciał.
Ale poczułem tez cos innego…
Poczulem chec by ta dziewczyna mi zaufala.
[„ A także potworną chęć żeby zmiażdżyć jej malutką duszyczkę w moich silnych, męskich dłoniach tak, żeby już nigdy nie zaufała żadnemu mężczyźnie... Czy jestem złym człowiekiem?... Nie, mój plakat Jima Morrisona powiedziałby mi przecież...”]
By była pewna, a nie żeby odpowiadaly za nia emocje.
By była moja…
Chcoc na chwile…
-Odwioze cie…- usłyszałem wlasny glos.
kurwa!
Ze mna naprawde cos jest nie tak…
Od niedawna…
Od dwoch tygodni…
Szybko się ubralem i razem pojechaliśmy pod dom Belli.
Nic nie mówiliśmy.
Gdy byliśmy już na miejscu, Bella odwróciła się w moja strone.
-Może mialbys ochote się ze mna jutro gdzies przejść?
Oooooo!
[Eeeeee!] [Uuuuuu!]
-Wszedzie
Usmiechnelismy się do siebie.
-Ok. To będzie niespodzianka.
Lubie niespodzianki.
[Nie dziwię się. Jego „niespodzianki” najczęściej zawierają kobiece usta w okolicach jego krocza]
-Będę o 12, ok.?
-Jasne. Może przyjde rano pomoc ci posprzątać co?
-Nie trzeba Bello. Jasper ma przyjść.
-Ok…- wyszeptala.
[„A tak chciałam posprzątać jak każda prawdziwa kobieta powinna!”]
-Dobranoc Bello
-Dobranoc Edwardzie- po tych slowach już miala wychodzic gdy nagle się odwróciła i powiedziala:
-Wszystkiego najlepszego- dopiero wtedy wyszla.
Z uśmiechem na twarzy odjechałem do siebie do domu.
Nastepnego dnia Jasper zjawil się już o 9.
Nie wiem jak on to zrobil ze Umi chodzic.
[No, umi. Stowia jedna gira za druga, to i umi!] [Co to była za gwara?] [Nie mam bladego pojęcia]
Troche wypil z tego co widziałem.
No ale…
-I jak? Pogodziles z Bella?- spytal, gdy wlasnie popijaliśmy piwko po skończonym sprzątaniu.
-Była u mnie wczoraj. Nie. Juz dzisiaj.- odpowiedziałem calkiem swobodnie, ale gdy tylko wspomne tamte chwile, Az mnie skreca.
-Ze co?
-No była i…
-I kurwa co? Edward nie mow ze zrobiles z nia to! Niemozliwe!
-Slucham?
-No… Przeciez ona tak naprawde tego nie chciala… Znaczy, nie chciala tak szybko. Wykorzystales to ze… kurwa!
-Co wykorzystałem?- spytałem się.
[ŻE ONA LECI NA CIEBIE MIMO ŻE NIE MA TO ŻADNEGO SENSU! Mam to wyryć komuś na czole żebyś to sobie uświadomił?]
Wiedzialem ze ten dupek cos wie, i nie chce mi powiedziec.
-Nic.
Nastapila chwila ciszy.
[A czy była „krempujaca”?]
-Niczego nie było. No powiedzmy. Ale nawet jej nie dotknąłem, wiec… Fizycznie nic nie było, ale o szczegóły nie pytaj. Jasper wyluzuj! Rozumiem ze nie to znaczy nie.
-Proponowales jej?- wybuchnął Jasper.
-Nie kurwa!
-Mowisz o tym wszystkim w sposób niezwykle nonszalancki.
[Zanotować: powtarzanie „kurwa” wciąż i wciąż jest równoznaczne z nonszalancją]- zauważył ironicznie mój przyjaciel, po dlugiej chwili milczenia.
Nie wytrzymalem!
Niech on się odwali ode mnie!
-Jezu Jasper! Czego ty chcesz?! Mam się w niej zakochac?! Nie szukam miłości. Lubie kobiety i lubie się z nimi po prostu bawic. Tyle.
-Edward powiedz mi cos. Czy jest jakas roznica miedzy Bella a innymi które bzykales?
Milaczalem.
Glupie pytanie.
Oczywiście ze tak…
Nie.
Nie może być.
Ale z nim będę szczery.
Oszukuje sam siebie.
Jasper będzie znal prawde.
-Jest
-I?
Spojrzalem na niego wkurwiony.
Czego on chce?!
-U tamtych był wazny tylko wyglad. Z Bella jest inaczej…
-Wlasnie- skomentowal i powrocil do picia piwa.

-Co kurwa wlasnie? Jasper! Mam ja zaliczyc. I tyle! Ok.? Tyle!
-Pomysl Edward. Zastanow się nim będzie za pozno.
[Jasper zdecydował, że skoro nie może mieć Edwarda, przynajmniej pomoże mu znaleźć szczęście. Bardzo szlachetne, moim zdaniem]
kurwa kiedys go zabije.
O co mu chodzi?
Matko!
Zaczalem pic piwo i w pewnym momencie spojrzaelm na zegarek.
kurwa!
Już 11.45!
-Zabieraj swój Tylek.
[Ona ma jakiś fetysz, mówię wam] Musze jechac po Belle.
-Po co?
-Zabiera mnie gdzies. To niespodzianka. – uśmiechnąłem się pod nosem.
Wstalem i razem z Jasperem podeszliśmy pod drzwi.
Glos przyjaciela mnie zatrzymal.
-Ed… Proszę. Nie zran jej.
-Ale..
[„Ale ja tak bardzo, bardzo chcę!... Co to tym myślisz, plakacie Jima Morrisona?... Plakat Jima Morrisona się zgadza”]
-Po prostu pomysl. Zyj tak jak czujesz a nie tak jak wydaje ci się ze masz zyc.
[Wow. Oryginalne] A wtedy jej nie zranisz. Na razie. Pozdrow Belle.
Po tychg slowach wyszedl a ja stalem jak wryty.
Nie wiedziałem co myslec.
Wszystko platalo mi się w głowie.
Co Jasper chce ze mna zrobic?
Jeszcze niedawno sam bzykal wszystko co się rusza.
Ja pierdole…
[Właśnie nie. I to cię martwi, prawda?]
Pojechalem po Belle.
Szczerze nie umialem się doczekac jaka to niespodzianka.
I jakie to miejsce.
W czasie jazdy próbowałem wypytac ja ale nic mi nei zdradzila.
W koncu dotarliśmy do jakiegos osrodka.
Wchodzilismy tylnym wejscie, abym nie mogl przeczytac co to jest.
-Bella, gdzie my jesteśmy?
-Musisz kogos poznac…
Slucham?????
Wlasnie wchodziliśmy do jakiegos pomieszczenia.
I wszystko stalo się jasne.
Był to osrodek dla chorych dzieci.
[Jakie to... ogólne i pozbawione szacunku!]
-Jestesmy. To moje miejsce- Bella poslala mi uśmiech
Probowalem go odwzajemnic ale jakos mi nie wychodzilo.
-Poznasz mężczyznę mojego zycia.
Co?
Aaaa Frankie.
I w lasnie wtedy wszedł.
[Damn, jak się wchodzi „w lansie”? Bo brzmi zajebiście i muszę się tego nauczyć]
Rzucil się Belli na szyje.
-Dzwoneczek- zawołał i mocno ja przytulil.
-Witaj Piotrusiu
Dzwoneczek?
Piotrus?
Aaa Piotrus Pan.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
To słodkie.
[Nie, to zarąbiście smutne i lekkim smrodkiem żałosności. Ale co kto lubi…] -Edwardzie poznaj Frankiego- Bella zwróciła się do mnie
-Frankie do Edward mój… przyjaciel
Maly rzucil mi się na szyje.
Musi bardzo kochac Belle.
Wystarczy ze przedstawila mnie jako swojego…. Przyjaciela i od razu mnie polubil.
Franki poszedł do ubikacji a ja w tym czasie postanowiłem spytac.
-Dlaczego Frankie tutaj mieszka? Gdzie jego rodzice?
Bella posmutniala.
-Ojciec pil a matka zostala prostytutka i w koncu uciekla. Bili Frankiego. – zauważyłem lzy w jej oczach.
Chcialem ja objac, pocieszyc, ale w tym momencie wrócił maly.
Bella zaczela się z nim bawic a ja…
Zdalem sobie sprawe ze moje Zycie to raj.
[„Tak moje Życie to raj, w porównaniu z nic nie wartym życiem tego małego Jakmutam...”]
Chlopak ma porazenie mozgowe, był bity chociaż ma tak malo latek.
[Litości... „mało latek”? Czy my jesteśmy w przedszkolu?]
A ja narzekam bo nie mam na nowe radio do samochodu.
Boze!
[Ojej, czyżby aŁtorka w ten jakże subtelny sposób daje nam do zrozumienia, że Edka ruszyło sumienie? Czyżby zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że jest obrzydliwym dupkiem?]
Zaczalem się rozglądać po pomieszczeniu.
Było tu wiecej takich dzieci ale widac było ze sa strasze.
[Straszne] [Chyba jednak „starsze”…]
Nie umialem tego znieść.
Czym prędzej wybieglem.
Usiadlem na lawce przed osrodkiem
Zaczalem glosno oddychac.
Chwile pozniej znalazla się przy mnie Bella.
[*puf!*]
Nie będę plakal!
Nie będę!
kurwa, poczułem lzy w oczch.
[-.- No bez jaj…] [Połączenie nawracania się na właściwą drogę, jego ogromnej wrażliwości i „kurwy” jest wyjątkowo chybione…]
Edward?- wyszeptala Bella.
Nie spojrzałem na nia.
-Chodz tu…
Bella chwycila moja glowe w dlonie i oparla sobie na swoje kolana.
[Tak! Znowu zwróciła całą uwagę na ciebie, a nie na te chore dzieci, ty obrzydliwy mały egoisto!]
Zaczela mnie głaskać po wlosach.
Powoli się uspokajałem.
Podnioslem się i spojrzałem na nia z zachwytem.
-Jak ty to robisz? Jak… Jak możesz tak kochac ludzi?
[„Przecież są tacy obrzydliwi! Śmierdzą i wcale nie są tacy przystojni jak ja!- zachwyt Edwarda rósł z sekundy na sekundę” *zniesmaczenie mode on*]
Chwile milczała.
-Czasami… możesz zrobic dla innych cos… czego nie możesz zrobic dla siebie….
-A bol? Cierpisz z nimi. Oddajesz…
-Przyjąć dobrowolnie cierpienie za drugiego człowieka to coś więcej niż tylko cierpieć. Na taką decyzję mogą się zdobyć tylko ludzie wewnętrznie wolni
[Bullshit…]. Ja jestem wolna. Bo chce nia być. Czas przemija Edwardzie nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet mnie to dotyczy. Dlaczego wiec mam tego czasu nie poswiecic dla innych. [Aha... *kiwa mądrze głową* Twoja wewnętrzna filozofia to kompletna bzdura wymieszana z banałem, to chciałaś powiedzieć?]
-A ty?
-Co ja?
-Masz czas by zrobic cos dla siebie?
-Kocham tych ludzi. Nie mogłabym zyc bez Frankiego.
-Nie mowie o tym Bello. Mowie o… miłości do mezczyzny na przykład…
[wink-wink, nudge-nudge]
Sam nie wiem jak mi to przeszlo przez gardlo.
Pierwszy raz mam z tym problemy- nie wiem co gadac.
Twarz Belli zrobila się bardzo dziwna.
Zaskoczona, przerazona.
Spuscila wzrok.
O co chodzi?
-Pamietasz sama powiedziałaś ze nadzieje przychodzi wraz z drugim człowiekiem
[O, Dante. Damn it, facet, co Ty tu robisz?] [Klik!].- drazylem.
-Ja… Nie rozumiesz- wyszeptala ze spuszczona Glowa.
-Wytlumacz mi. Boisz się?
Wkoncu spojrzała na mnie.
-Ogarnia mnie przerażenie, lęk, którego nie sposób nazwać słowami
[O, bynajmniej, jest mnóstwo takich słów: cykor, obawa, przerażenie, strach, trwoga, bojaźń, groza, panika, przestrach, złe przeczucie... Teraz, kiedy już je znasz, wybierz sobie któreś!]. Może jest to obawa bycia wzgardzonym, odrzuconym, obawa, że pryśnie czar? Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się czuje.
- Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać. Trzeba wystawiać się na ryzyko.
-Nie rozumiesz…
Niec wiecej nie dodalem.
Nie rozumiem.
Ale chce zrozumiec.
Siedzieliśmy długo w milczeniu. Czytałem w jej oczach lęk, ale i wiare. Wierzy w milosc. Chce jej ale się boi. Dlaczego? I dlaczego mnie to interesuje. Dlaczego myśląc milosc widziałem siebie u jej boku a kazde najmniejsze wyobrażenie innego faceta wprawialo mnie w… lek.
-Jedziemy do ć wrócić zanim Bella wróci z piwem]? – spytałem
[Edek, nie mogą znieść miotających nim uczuć, zresetował się pozycji wejściowej]
-Jasne
Na miejscu byliśmy po 15 minutach.
Było malo ludzi i dobrze.
Spokojnie pogadamy.
Usiedlismy na miejsce.
Zamowilismy cole i po chwili już ja sączyliśmy.
-Bells, zaraz wracam ide do kibla
[„A chcesz wiedzieć, co będę tam robił? Bo jak chcesz, to ci powiem!” to jest ta nonszalancja, jak rozumiem?]
-Ok.- uśmiechnęła się
Szybko załatwiłem to co miałem załatwić i już wracałem gdy z daleka zobaczyłem jak jakis skurwiel dobiera się do Belli.
Czym prędzej tam podbieglem i wpierdolilem temu fiutowi.
[takie zdanie pada pół strony po „głębokich” przemyśleniach Edwarda... On się nie uczy na błędach, on jest ledwo wytresowany do życia w społeczeństwie...]
-kurwa! Odbilo ci?! – krzyknął
-Tobie odbilo ciulu! Jeżeli jeszcze raz choćby na nia spojrzysz będzie z Toba gorzej!
[Och! Jakiż on rhomantyczny!]
-Edward…- Bella probowala mnie uspokoic.
-To kurwa zwykla lalunia. Nie mow ze zaprosiles ja tu żeby porozmawiac
Nie tego za wiele.
Już mu chciałem wpieprzyc ale Bella mnie powstrzymala.
-Edward, on nie jest tego wart. Proszę. Nie. Zrob to dla mnie… - wyszeptala.
Spojrzalem na nia.
Ten dupek odszedł.
[Mamrocząc pod nosem „Jeszcze cię dopadnę, Gadżet... znaczy – Edward!”]
-To nie fair Bello…
-Nie fair?
-„Zrob to dla mnie”- to nie fair
kurwa!
Czy ja wlasnie się przyznałem ze zrobie dla niej wszystko?
[Nie. Przyznałeś się, że proszenie cię o coś, czego nie chcesz robić uważasz prawie za zamach na własną niepodległość. I że to jej wina]
-On nie był tego wart…
-Ale zasłużył. Chodzmy stad.
-Dobrze
Szybko wyszliśmy przed klub a ja zapaliłem fajke.
-Zaraz pojedziemy. Musze zapalic.
-Za duzo palisz- odparla żartobliwym tonem.
-Och Bello…- słuchać było ze nadal jestem wkurzony.
Ledwo co się powstrzymywałem żeby nie wrócić do klubu i mu dowalic.
Ale wtedy odezwala się Bella.
-Już raz mialam podobna sytuacje…- wyznala
-Slucham?
-No… może nie podobna. Ale no… Był taki jeden co mnie podrywal w bardzo nie fajny sposób.
-Co takiego robil?
-Gadal dziwne rzeczy. Z polowy tego co gadal nie rozumiałam. I na dodatek miał 40 lat- mówiła to bradzo swobodnym tonem, chyab dlatego żebym się rozluźnił.
[To nie jest powód do rozluźniania. Do powód do wzywania policji. A kto tu jest córką szefa? Serio, powinna wiedzieć lepiej!]
Troche pomagalo.
Rozmowa z nia zawsze pomaga.
-I co zrobilas?
-Jak to co? Ucieklam
-Ucieklas?- rozśmieszyła mnie troche.
[„Phi! Ten facet był tylko dwa razy starszy od ciebie i proponował ci różne nieprzyzwoite rzeczy! Mnie takie rzeczy zdarzają się codziennie!”] [Oo. M-mogę znać szczegóły?] [Nie. Nie możesz]
-Przestraszylam się
-Bells…
-Czasami mysle ze wolalabym być facetem. To wy macie wieksze prawo odkrywac…rozne rzeczy i nikt was nie osadza.
-Swiat otzymalby wielka strate. Pieknosc.
-I wlasnie to mnie martwi najbardziej. A mianowicie: Mezczyzni zwracaja uwage przede wszystkim na wyglad. Moje wnetrze się nie liczy. Nie wazne SA
[chyba założę taką firmę: „Nie ważne S.A.” Będziemy się zajmować wyszukiwaniem nowych aŁtorek, gotowych zalać internet nowymi blogaskami. A potem będziemy na nie krzyczeć tak długo, aż im przejdzie] moje marzenia i mysli. Nikt mnie o nie nie pyta.
Bella nie chciala by ja postrzegana za doskonałość.
Chyba troche się jej nie dziwie.
Każdy marzy o jej ciele a nie o tym aby odwiedzac z nia wolontariat.
Chwile milczeliśmy.

-Naprawde nigdy nie bylas zakochana… Wczesniej. – dodalem bo nie chciielm jej zmuszasz aby powiedziala Czy jest teraz ktos.
Ale mam nadzieje ze nie.
Nie.
Na pewno nie.
-Podobal mi się jeden- uśmiechnęła się- I to jak poodbal- zaczela się glosno smiac- Mialam 11 lat. Miał na imie Jason. Kochalam go z calych sil. Ale on wolal moja koleżankę. Spytal czy dowiem się czy ona tez go lubi. Nie lubila. Ale dla mnie to już nie mialo znaczenia.
[I później już nic? Ktoś tu ma poważne problemy z rozwojem emocjonalnym...] Mialam zlamane serce- powiedziala z udawanym dramatyzmem.
Rownoczesnie zaczęliśmy się smiac.
-Spojrzelismy na siebie i momentalnie spoważnieliśmy.
-Jakie masz marzenie Bello?
Troche zwlekala z odowiedzia.
-Wziasc slub w tym koscile w którym brali go moi rodzice- wyszeptala.
Slub…
Jej marzenie to tylko milosc.
[Nie, jej marzenie to tylko podstawówkowa interpretacja miłości. Pewnie jeszcze mają odjechać spod kościoła karetą zaprzęgniętą w cztery białe konie?]
Tylko?
Jeżeli będzie spotykala takich jak ja to Bedzie ciezko.
Wypalilem papierosa.
-Jedzmy
Było już dosc pozno.
Sciemnialo się.
Byliśmy pod jej domem.
Nie umialem się powstrzymac i schyliłem się w jej kierunku aby oprzec swoje czolo o jej.
-Przepraszam- wyszeptałem
-Ty? Za co?
Ze mam cie bzyknąć dla kasy.
[Ponownie – może to odwołać i straci tylko 200 złotych. Jest honor między złodziejami, to może jest też honor pośród licealnych playboy'ów?]
Miedzy innymi.
["I za to, że puszczam się na prawo i lewo. I za to, że manipuluję Tobą od począku znajomości. I za to, że..."]
- Ze zostawiłem cie sama. Jak wyjechałem z tym o tej piękności…
Bella dostknela palcem moich warg, a one momentalnie się rozczylimy.
Jej cieplo…
kurwa!
-Ciii- wyszeptala.- Nie masz za przepraszac – po tych slowach pocałowała mnie w czolo.
W czolo.
Zwykle czolo, kurwa, a mój fiut stanal.
[Mnie natomiast wszystko opadło. Czy aŁtorka uważa, że faceci myślą wyłącznie o seksie? Otóż tak nie jest!] [Powiedz jej, Johnny!] [Jest jeszcze jedzenie!] [… czytajmy dalej...]
Uspokój się.
Bella chciala już wychodzic gdy nagle wyrwalo mi się.
-Mogę cie gdzies teraz zabrac?
-Gdzie?
-Ty zabrałaś mnie w swoje miejsce teraz ja chciałbym..
-Masz swoje?
-Miałem…- wyszeptałem.
Tak miałem.
Ostatnio byłem tam, prawie dwa lata temu.
Wtedy po raz pierwszy rodzice zaczeli wyjeżdżać z domu.
-Pomyslalem sobie ze warto by było sprawdzic czy cos się zmienilo.
-Z przyjemnością
Usmiechnelismy się do siebie.
Dojechalismy tam w 25 minut.
Było już dosc ciemno i swiecily tylko gwiazdy na niebie.
[Po 25 minutach drogi znaleźli się tak daleko za miastem, że nie było widać świateł budynków? Coś małe to Forks...]
Bardzo… romantycznie?
[Nie wiesz? Może potrzebujesz Jaspera podpowiadającego ci z krzaków? „Nie, jeszcze nie zdejmuj spodni!”, albo „Nie opowiadaj o Jimie Morrisonie!”]
Moje miejsce to łąka.
Niezwykla.
Piekna.
Wzialem koc i razem z Bella poszliśmy na sam jej srodek.
Był piekny widok.
Cudowny.
[A jakieś... szczegóły? Opisu! Królestwo za opis...]
Usiedlismy na kocu.
-Tu jest pieknie. Tylko tak cicho…- wyszeptala Bella.
-Nie lubisz ciszy?
-Bardzo lubie. Tylko czasami mnie przeraza…
-Dlaczego?- spytałem zaciekawiony.
-Bo cisz pokazuje prawde
[Jaki cisz? Cis chyba... *zauważa stary cis, którego największa gałąź wskazuje tabliczkę z napisem „Edward chce cię dostać do majtek Belli”*]
Cos w tym jest.
Spojrzelismy na siebie.
-Przeraza cie ten moment?
-Nie. Bo ty tu jestes – wyszeptala i uśmiechnęła się delikatnie i nieśmiało, po czym spuściła wzrok.
Sciasnalem jej dlon. Ponownie na mnie spojrzała. Usmiechnalem się do niej a ona ten uśmiech oddala.
[Z obrzydzeniem na twarzy wcisnęła mu jego lepki uśmiech tam, skąd go wyjął]
Tak jak to lubie.
Slodko i kobieco.
Boze ona naprawde jest piekna!
[I jeszcze pokryta lukrem! Ja cię, ale czad!]
Dlugo leżeliśmy nic nie mowic, Az w koncu Bella się odezwala.
-Wiesz, nie rozumiem, tych wszystkich uprzedzen ludzi.
-Dlaczego?
-Każdy człowiek jest jak jedna gwiazda na niebie. A Niebo jest jedno. Wszyscy jestemy tacy sami, jak gwiazdy.
[jesteśmy ciałami niebieskimi w gigantycznej odległości od siebie?] Roznia się one blaskiem, ale wnetrze maja takie same.
To prawda.
Z Bella przez dwa tygodnie nauczyłem się wiecej niż przez cale Zycie.
[No, nie przesadzajmy. Przez życie, najwyżej. Albo nawet przez rzycie...]
I zdalem sobie sparwe ze mądrość ludzka nie polega na umiejetnosic rozwiązania zadania matematycznego tylko na wiedzy o zyciu.
[Wow. Głębokie. *ziewa*]
A Bella taka posiadala.
Wlasnie… Wiedza.
Chyba oboje zapomnieliśmy o naszych korepetycjach.
Co się dzieje…?
Ze mna…
Chce tylko na to znac odpowiedz…
[Czujesz to ukłucie? To sumienie. Boli, prawda? Przyzwyczajaj się, Edziu. Przyzwyczajaj]