piątek, 28 października 2011

1.8. Badassowaty Edward czyli z analizą wśród szympansów, lam i dupków

Dobry wieczór, Czytelnicy
Dziś przed wami ósmy i przedostatni [obiecujemy!] rozdział dramatycznych przygód Edwarda. Będzie próbował odzyskać Bellę po tym „incydencie” z poprzedniej analizy, więc możecie sobie wyobrazić, że będzie śmiesznie.
W dzisiejszej analizie więc skrócony przekrój przez życie lamy, mnóstwo zaskakujących zwrotów akcji pędzącej jak leming w stronę urwiska. Poczujecie też, jak wasza odraza do Edwarda rośnie. Tak. To możliwe.
Jutro i pojutrze jesteśmy na Hellconie. Szukajcie nas! My to ta para, co nigdy nie wie, kiedy przestać się całować xP Przede wszystkim my to ta para, która będzie miała na identyfikatorach „Ithil” i „Johnny Zeitgeist” xP

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział
-Jasper zranilem ja...Potraktowalem ja ja dziwke.
-Edward...
-Nie Jasper. Nie pocieszaj mnie. [„Ja cię nie chcę pocieszać” powiedział Jasper „Ja chcę robić zdjęcia. Dalej, zrób tę minę totalnego skundlenia, będę miał co puścić na Fejsie…”] Jestem skonczonym gownem [PLUP!]! Oddala mi sie. Pierwszemu. A ja w jej oczach wzialem i odstawilem na bok [Umieć jechać… ech, ten kawał robi się nudny…]. Gdyby wiedziala co czuje... [Zaraz zaraz, za chwilę nam tu wyjdzie, że on ją potraktował jak szmatę, ale to ONA JEMU powinna współczuć!... W sumie z oryginalną Bellą to przechodziło -.-] Gdyby zdawala sobie z sprawe ze...- nie dokonczylem.
-Ze?- dopytywal Japser.
-Niewazne...
-Edward cholera! Przestan sie w koncu bac! Czy ty dalej nic nie rozumiesz? Nic nie widzisz?! [Pytanie do publiczności: jaki związek mają pierwsze dwa zdania tej wypowiedzi z ostatnimi dwoma. Bo chyba mi to umyka] [No… w pierwszych dwóch chodzi o to, że Edward boi się powiedzieć na głos, że się zakochał. A w tych ostatnich dwóch o to, że Bella… kocha… jego?] [No właśnie]
Chwile milczalem. [On też kontemplował ciąg myślowy Jaspera xD]
-Widze tylko- odpowiedzialem szeptem- cialo do ktorego tesknie, umysl dopasowany do mojego [czyli… eee… brak umysłu?], serce..., i kobiete dla ktorej bylbym gotow zabijac. [„W zasadzie, to mogę zacząć teraz… O Wspaniała Bello! Twój nędzny sługa ma dla Ciebie ofiarę z trzustki Jaspera! Eia, Eia, Bella fhtagn!”]
-Ed...
Tak.
Traz juz wszystko wiem.
Ja...
-Kocham ja Jazz [Vampires! More Than Meets The Eye! ].
Kocham. Tak cholernie ja kocham...! [Tak, wiemy, że kochasz siebie. Nie musiałam się męczyć przez osiem rozdziałów tego chłamu, żeby się tego dowiedzieć! Dojdź szybciej do właściwych wniosków i SPADAJ!]

Upiłem się. [Co za odmiana…]
Cholernie się zalałem! [„Trzy piwa i drink z palemką! Będę potrzebował nowej wątroby, czuję to…”]
Myślałem że to pomoże mi zapomnieć, ale było wręcz przeciwnie.
Ciągle w głowie mialem Belle. [A jak się obudzisz, to jeszcze się, skubana, zacznie przeciągać!]
Tylko jej twarz.
Jej slowa. [Miała słowa wypisane na twarzy czy posiadały one Bellową sygnaturkę? No bo skoro miał w pamięci tylko jej twarz…]
Usta, oczy...
Wszystko co bylo w mojej glowie mialo zwiazek z nia! [przysadka mózgowa cały czas wypadała z obrączki ślubnej ale co tam]
Kurwa co ze mna nie tak?!
Przeciez nie tak mialo byc...
Mialem ja zaliczyc, a nie kochac sie z nia... [No, akurat ta część planu wyszła Ci znakomicie]Mialem ja olac a nie upijac sie z jej powodu...
Jestem popieprzonym ciulem. [Ach, po siedmiu rozdziałach czytania o losach tego skończonego gnojka… jakoś tak milej się robi na sercu jak się to czyta]

Nie mam pojecia jak doszedlem pod wolontariat Belli. [Ja też nie mam pojęcia jak wlazłeś pod coś, co przynajmniej powinno być niematerialne z racji tego, że jest czynnością]
Wiedzialem ze dzisiaj ma zostac dluzej- dowiedzialem sie od Jaspera. [Jasper doskonale odnajdywał się w roli sekretarki]
Byłem juz przy głownym wejsciu, gdy wyszla jakas kobieta,
-Edward?- uslyszalem glos nieznajomej.
-Yyyyy, Sara? - no tak Sara. Kolezanka Belli z wolontariatu. [O, kolejna rozbudowana postać drugoplanowa. Usiądź koło Lisy, Emily, Jessiki, Lauren, Kate, Liv, Vici… i całej reszty osób. Jak będziesz miała trochę szczęścia to Ciebie też przeleci]
-Czesc. Co ty tu robisz?
-Ide do Belli.- mowic to ruszylem do wejscia.
-O nie- zatrzymaly mnie jej dlonie- W takim stanie sie jej nie pokazuj.
-Kocham ja i ide do niej. [ta kwestia jest znacznie śmieszniejsza, kiedy wyobrazicie sobie Edka słaniającego się na nogach i gestykulującego pustą butelką: „Ochamm jom i idem do hiej”…]
-Najpierw sie przespij.
-ALe...
-Nie ma zadnego ale... Jedziemy do ciebie.
-Nie pojde do ciebie. […ona powiedziała, że jadą do niego, a nie do niej… Tak, wiem, czepiam się]
Nie boj sie jestem gwalcicielka. [Mnie by to nie uspokoiło] No, zabieraj swoj tylek. [„Reszta może zostać!”] Jedziemy.
Nie wiem jak dojechalem i jak sie polozylem.
Nie wiem co bylo potem... [Zasnąłeś. Bez kitu, co ona dała mu jakieś mentalne pigułki gwałtu? Nawet w najgorszych chwilach nigdy nie byłam tak pijana żeby nie wiedzieć co się ze mną dzieje!]Nic nie wiem...

Obudzily mnie prominie slonca. [„rozpaćkały mi się na całej twarzy”]
Usiadlem na lozku i cos mi tu nie pasowalo.
To nie byl moj pokoj!
Gdzie ja kurwa jestem?
I dlaczego tak bardzo boli mnie glowa?
-Czesc Edward- do pokoju ktorego nie znam weszla... Sara!!! [Dam-dam-DAAAM!]
O matko...
-Sara... Czesc- dziewczyna podala mi kawe.
Zaczlame ja pic. [Zaczlame ja… Zacz lama? Jednakowoż!]
Nie wytrzymalem jednka.
-Czy mysmy...?
-Moglbys byc bardziej mily. [No właściwie znając jego możliwości to póki co jest wręcz ucieleśnieniem manier (a nawet nie znając go uważam, że pytanie jest całkiem na miejscu…)]
-Saro...
-Nie. Nic nie bylo. A szkoda...
Spojrzalem na nia.
-Szkoda?
-No szkoda, szkoda. Ale ciagle mowiles "Bella, kocham cie" I byles prawie nie zywy [Pierwszy raz słyszę żeby wyznania miłości pod adresem innej kobiety działały jako afrodyzjak. Totalne zalanie obiektu westchnień takoż]. Jak chcesz to wez prysznic.
-Moge? [„A jak się to robi?”]
-Jasne- usmiechnela sie do mnie.
-Dziekuje.
Czym predzej podbieglem do lazienki i wszedlem pod prysznic. [Woda! Ciepła! „Żegnajcie liście bananowca!”]
Zmyslem z siebie wszystko co bylo wczorajsze. [WSZYSTKO wszystko? Łącznie ze skórą, włosami i nosem? Prawdziwa polityka grubej kreski, Mazowiecki byłby dumny!]
Co mnie odkusilo [w sensie… zniechęciło?], zeby w takim stanie isc do Belli?! [Alkohol, poczucie winy, wrodzony kretynizm… Wybierz sobie!]
Kurwa!
Dobzre ze Sara okazala sie bardzo mila dziewczyna, ktorea pomogla mi niczego w zamian nie biorac [Skąd wiesz co sobie wzięła jak byłeś nieprzytomny? >.<] [Nie no, przecież żałowała, ze do niczego nie doszło…] [Udawała. Zmyłka taka].
Gdy skonczylem sie mysc, wytarlem sie szybko, ubralem i wyszedlem z lazienki.
A wtedy mnie wmurowalo...
-Bella...- wyszeptałem [Czy ktoś w ogóle wątpił że to się stanie? Nawet nie chce mi się pytać dlaczego Bella ze złamanym sercem nie siedzi u swej przyjaciółki Alice ani u Jaspera, z którym też najwidoczniej ma wspaniały kontakt tylko szlaja się po dalekich znajomych]
Patrzyla na nie z bolem w oczach.
Potem spojrzala na Sare i szybko powiedziala.
-Przepraszam. Nie wiedzialem ze masz goscia. Nie bede wam przeszkadzac.
Juz chciala isc ale Sara ja zatrzymala, poniewaz ja dalej sie nie ruszalem.
Boze co Bella sobie pomyslala?! [Prawdopodobnie same najgorsze rzeczy. Słusznie zresztą. To kolejny punkt, w którym mamy ci współczuć, tak? Wybacz, jakoś to do mnie nie przemawia…]
-Ej Bello. Edward potrzebowal mojej pomocy i ...- przerwalem jej.
-Nic miedzy nami nie zaszlo. - powiedzialem twardo caly czas patrzac na Belle.
-Wlasnie...- dokonczylam zdezorientowana Sara [spontanicznie przywłaszczając sobie posadę narratorki] patrzac raz na mnia raz na Belle.
-Nie musicie sie tlumaczyc- odpowiedziala moja ukochana.
-Po prostu stawiamy sprawe jasno. Dobra ja ide sie przebrac. Poczekajcie tu. Zawioze cie Edward do szkoly. My z Bella dzis mamy zajecia na wolontariacie [„i dlatego jesteśmy zbyt ważne, żeby chodzić do szkoły. Promocja do następnej klasy jest dla pozbawionych współczucia bydlaków!”]. Zaraz wracam- powiedziala i znikla w lazience.
Wciaz stalismy nieruchomo.
Bella ze wzrokiem wbitym w podloge a ja w nia. [A ty w nią co?] [z kontekstu wynika, że wbijał. Tylko co?...]
Powoli do niej podszedlem.
-Naprawde niczego nie bylo. Niczego
Milczala.
-Uwierz mi... nie zrobilbym tego... Nie moglbym. [Ty to już udowodniłeś co możesz zrobić a czego nie ;/]
-Edward prosze cie...
-Bells, ja ... kocham cie slyszysz? Kocham...
-Ty nie wiesz co to milosc. Milosc to oddanie, to... - w tym momencie do pokoju weszla Sara [Sara przerwała kolejny pseudofilozoficzny wywód Belli! Do czegoś się jednak przydała!].
-Mowilam wam ze zaraz bede. No chodzmy juz.
Bella od razu wyszla z mieszkania.
Chcialem isc z nia, chcialem zeby mi uwierzyla.
Ale zatrzymala mnie Sara.
-Edward... Nie bede pytac co jej zrobiles. ALe jeszcze nigdy jej takiej niewidzialam. Jakby uschlo z niej zycie [potwórz lekcję ze związków frazeologicznych]. Nie moge na to patrzec. To wyjatkowa dizewczyna i... Sluchaj. Zostawiam ci klucze. Zjedz cos, odpocznij. Potem mi je zaniesiesz. Na razie [Czy oni jeszcze nie załapali, że to zły pomysł?]
Nim zdazylem zaprotestowac juz jej nie bylo.
Nie moglem zapomniec o slowach Sary.
Zraniem Belle. [NO ŁAAAAAŁ!!! Co za odkrycie, jestem dumna! *fuka*]
Dla niej moje slowa staly sie puste i wcale sie jej nie dziwnie...
Musze cos zrobic.
I wiem co... [„Będę potrzebował bitej śmietany, pięciu metrów liny, trzech nieco nieżywych pudli, plastikowego mamuta z odkręcaną trąbą i żywej przynęty… Scooby? Kudłaty? Zrobicie to za Scooby Chrupkę?”]

Jakos po godzinie 15 gdy juz wszystko zalatwilem, poszedlem oddac klucze Sarze.
Gdy weszlem do budynku wolontariatu, od razu ja zauwaylem stojaca z Bella.
Hdy mnie ozbaczyla [„Hdy mnie obaczyła” przerzuciłem się na staropolszczyznę. Ale szybko mi przeszło. A analizatorzy westchnęli „Dzięki bóstwom choć za to!”] podeszla do mnie a Bella weszla do iinego pomieszczenia.
-Oo jestes.
-Czesc. Jeszcze raz dziekuje- powiedzialem podajac jej klucze.
-Nie ma sprawy- usmiechnela sie- A teraz przepraszam, ale mam mase roboty. Hej
-Hej [Ta scena była kompletnie zbędna. AŁtorka najwyraźniej uznała, że zastępując ją zdaniem „Jakoś po godzinie piętnastej gdy już wszystko załatwiłem, poszedłem do budynku wolontariatu i oddałem Sarze klucze” sprowadziłaby zgubę na nas wszystkich. Gdy piszecie, skupcie się na istotnych elementach, bardzo was proszę]
Postanowilem isc do Belli.
Stala plecami do mnie wiec do niej po cichu podeszlem.
Chyba wyczula moja obecmosc bo cala zesztywniala.
Pochylilem sie wyszeptalme jej do ucha.
-Porozmawiajmy Bells. [Gazem pieprzowym po oczach? Chociaż RAZ? Prrrrrrrooooszęęę?]
Milczala.
-Prosze
-Och Edward! - krzyknela starsza pulchna kobieta kierujaca sie w nasza strone. [O błagam, kolejna ex dziewczyna? ;/]
-Dzien dobry
-Edward tak ci dziekuje. Te wszystkie prezenty. I oplacenie leczenia Frankiego...
-Slucham? - spytala Bella
-Bells, Edward to zloty chlopak. Kupil do wolontariatu mase zabawek, ktore wlasnie przywiezli. A na dodatek oplacil rehalibitacje Frankiego. [A skąd niby wziął pieniądze? Bank obrabował, czy jak? A jeśli miał je od początku, to jego zakład o 200 złotych właśnie ukazał się nam w nowym, jeszcze gorszym świetle. O ile to w ogóle możliwe…] Czyz to nie wspaniale? Dobrze dzieci musze isc. A ty Edward, gdybys kiedykolwiek potrzebowal pomocy pamietaj ze mozesz na mnie liczyc. [Wiem, że ludzie z wolontariatu często traktują swoich podopiecznych bardzo osobiście (i dobrze) więc są też osobiście wdzięczni za pomoc ale ten tekst powinien raczej brzmieć „Więc gdybyś znów miał za dużo kasy to pamiętaj o nas!”]
-Dziekuje - usmiechnalem sie
-Ehh to ci dziekuje- i poszla. [Kim jest Ehh i czemu ma dziękować Edwardowi? Błagam, niech to nie będzie kolejna jego była…]
Nastala chwila ciszy.
-Be...
-Bells!- krzyknela jakas dziewczyna- Potrzebujemy cie
-Juz ide- zawolala Bella.
Spojrzala na mnie.
-Dziekuje [za to, że potraktowałeś mnie gorzej niż nadmuchiwaną lalkę, odebrałeś mi wiele cennych rzeczy i podeptałeś moje uczucia]- wyszeptala po czym poszla.
Stalem tak chwile gdy zdalem sobie sprawe ze tylko tu przeszkadzam.
Trwaly jakies przygotowania.
Musialem wyjsc.
I wyszedlem. [Cieszę się, że spełniasz postawione sobie cele. Ale i tak nie dostaniesz ciasteczka.]

Pojechalem na nasza lake. [Pojechał na ich jezioro? Mam nadzieję, że trupy pozarzynanej przez niego składni będą mu wisiały u nóg jak stalowe kule]
Polozylem sie i patrzylem w niebo.
Gdy zdalem sobie sprawe co to jest zycie. [Mój kolega z gimnazjum twierdził, że życie jest zwierzęciem biegnącym przez pustynię. Czy objawienie Edwarda będzie równie (bez)sensowne? Dowiemy się za chwilę…]
Co sie liczy, co jest wazne.
To wtedy akurat wszystko sie zawalilo. [Niebo spadło mu na głowę? Atlasowi dysk wypadł?]
I to na moje zyczenie.
Dostalem szkole. [Była zawinięta w kolorowy papier i masę wstążek]
Szkole zycia i milosci.
Musze przetrwac.
Juz sie nie boje, [gdy ciemno jest?]
Wiem czego chce i wiem ze bez Belli niczego nie osiagne, bo nie bede czul jej przy sobie. [Cóż za tautologiczna tautologia, milordzie!] [No, kurwa!]Ona jest moja sila.
Ona jest moim zyciem. […czyli chodzi ci wyłącznie o twoje uczucia i twoje pragnienia. Faktycznie, tak wiele się nauczyłeś…]

Na lace lezalem pare godzin.
I nadal bym lezal gdyby nie rozlegl sie dzwiek mojego telefonu.
Bylo juz ciemno.
-Slucham?
-Edward? Tu Sara. Chce spytac czy wiesz gdzie jest Bella. Pojechala gdzie z jakies 2 godziny temu i nadal jej nie ma [No skoro pojechała to chyba logiczne, że jej nie ma?]. Niue odbiera telefonu. Myslalem ze jest z toba,
-Nie nia ma jej- moj glos byl pelen strachu
-Edward...
-Zaraz bede. [I na cholerę? Czy nie efektywniej byłoby… no nie wiem… poszukać jej?]

Nie minelo 15 minut jak bylem pod wolontariatem.
Od razu podleciala do mnie Sara.
-Edward! Bella... Dzwonili. Jej rodzice. [Ta pauza jest. Trochę dziwna]
-Sara co sie stalo?!
-Ona... miala wypadek... [A jej rodzice w takiej sytuacji nie mieli nic innego do roboty jak tylko dzwonić i informować o tym każdego, kto znał ich córkę. Zabierzcie im telefon zanim zadzwonią z tą wieścią do aptekarki sprzedającej Belli tampony!]
Juz nie sluchalem. Bella miala wypadek. [Te dwa zdania nic mi nie powiedziały. Co miała Bella?]
Moja Bella.
Czym predzej ruszylem do szpitala.
Przekroczylem wszystkie zakazy, ale mialem to w dupie. [Na pewno bardzo się ucieszy jak jej ojciec będzie musiał odejść od szpitalnego łóżka żeby wsadzić Cię za kratki (tzn. ja bym się naprawdę ucieszyła, ale to Bella, więc…)]
Moje mysli nalezaly do Belli.
Boze! Prosze pomoz jej!
[Nie]
Prosze...!!!

Bieglame [Bieg lamy] po calym szpitalu. [Oryginalny moment na jogging. Ale to pewnie ja się nie znam, dawno nie byłam dupkowatym nastolatkiem, któremu libido zjadło mózg, udającym, że odkrył do czego służą uczucia]
W koncu zauwazylem rodzicow Belli. [Wąsy Charliego były opuszczone do połowy masztu]
Podbieglem do nich.
-Co z Bella? Gdzie ona jest?
-Edward... Bella spi. Jest troche obolala. Ale nic jej nie grozi. [A udzielamy ci tych informacji bo…?]
Odetchnalem z ulga.
-Dzieki Bogu...- wyszeptalem.
-Pytala o ciebie...-wtracila mama Belli.
-Gdzie lezy?
-W pokoju numer 306
Poszedlem do niej.
Pytala o mnie.
Chciala bym byl przy niej. [Eee… nie?]
Weszelm do sali.
Bella spokojnie lezala na lozku. [a przecież tak często słyszy się o ludziach, którzy po wypadkach się wiercą, krzyczą i nucą przeboje z lat czterdziestych…]
Usiadlem przy niej.
Miala na twarzy siniaka. [Potworne]
Poglaskalem ja po policzku.
-Edward?
-Ciii kochanie. Jestem przy tobie. Spij.
-Edward... Ja.. jechalam do ciebie. Chcialam porozmawiac i... […i uderzyć cię bardzo mocno w kroczę? Rozpędzonym motocyklem? To chciałaś powiedzieć, prawda?]
-Spij. Bede tu.
Posluchala.
Usnela. [O, znów! Cholera, muszę nauczyć się tej sztuczki!] [Ithil, śpij!] [… no chyba sobie żartujesz -.-] [Ale, aleeee… Ach, nie ważne]
Jechala do mnie...
Chciala porozmawiac...
Moze nie wybaczyc, ale porozmawiac.
Wysluchac mnie...
Kocha mnie. [Ehe… ehehehe… MUAHAHAHAHAHAHA!!! *rotfl*] [Mam wrażenie, że ktoś zeżarł mi kilka ważnych wniosków ze środka tego wywodu. Póki co wygląda to tak kuriozalnie jak tylko się da]
Czuje to.
Mam sile , wiec musi mnie kochac... [Facet, jesteś żałosny…]

Spalem przy Belli cala noc. [A to poświęcenie. Jesteś pewien, że ten wysiłek cię nie zabije? (nie żebym się zmartwiła…)] [a kompletnie obca osoba może zostać na noc w szpitalu, bo cała placówka jest prowadzona przez szympansy!]
Czuwalem, gdy poruszala sie na lozku.
Spala spokojnie, tylko od czasu do czasu cos mowila.
Mowila moje imie...
Mimowolnie sie usmiechnlame. [uśmiech lamy]

-Przepraszam... Niech sie pan obudzi- usluszlame [usłuż lamie!] jakis meski glos.
Otworzylem oczy.
Nade mna stal lekarz. [Uśmiechał się. A przynajmniej pokazywał zęby]
Szybko sie podnioslem.
-Och przepraszam. Zasnalem
-Zauwazylem- usmiechnla sie do mnie. [„Chociaż miałem nadzieję, że jednak zszedłeś, bo potrzebne mi są zwłoki na sekcję dla studentów. A może masz słabe serce? Albo jakiś inny problem, z którym mógłbym coś zrobić? Śmiało, jestem lekarzem, możesz mi powiedzieć!”]
Spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie ale nic nie moglem odczytac z jej twarzy.
-Panno Swan. Ma pani pare uszkodzen ale to nic poważnego [wyklepie się, wymieni olej i jazda do domu]. Jutro rano moze pani wracac do domu. [>.<] [Prorok jaki cy co?]
-Och dziekuje. Aha gdyby mogl pan przekazac moim rodzica zeby jechali w podroz ktora mieli jechać [A ona sama nie może boooo?] [Edi do niej przyszedł. Priorytety!]. Chca ja pewnie odwolac ale ja sobie pordze [Po wyjściu ze szpitala? To chyba naprawdę jedynym jej obrażeniem jest ten siniak na twarzy…] [Sza, Ithil! Nie widzisz, że to błyskotliwy wstęp do „ja się tobą zaopiekuję!” wypowiedzianego przez Edwarda, a potem on będzie czuły i opiekuńczy i rozkwitnie TruLaFF?!] [A, no tak… *zamyka się*]. Prosze mnie poprzec. Planowali wyjechac juz tak dawno. Prosze...
-A kiedy maja jechac?
-Dzisiaj w nocy
-Panno Swan... [Za każdym razem, kiedy czytam „Panna Swan”, mam nadzieję, że pojawi się kapitan Jack Sparrow. Czy to zła cecha, marzyć?]
-Ja sie nia zajme- powiedziałem [Aha! Jest!]
-A kim pan dla Belli jest? [Matką, żoną i kochanką, a bo co?]
-Yyyy. Przyjacielem. Znaczy sie..
-Och dobrze. Rozumiem. Ale teraz prosze wyjsc, bo musze zdabac [zdybać? Cóż, to nie będzie trudne. Leży unieruchomiona tuż przed nim] panne Swan.- usmiechnal sie do mnie.
Wstalem z krzesla i raz jeszcze spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie i po chwili zauwaylem jak lekko sie usmiecha, [Ale zauważył to dopiero po chwili. To było takie „Ty, pats! Uśmiecha się!”]
Do mnie! [Tak. A poza tym Całuje cię! W czoło!”]
Usmiecha sie do mnie.
Oddalem jej smiech [rozmiar nie pasował] i wyszedlem na korytarz.
Poszedlem do bufetu.
Bylem cholernie glodny.
Kurwa! [O, cześć! Właśnie się zastanawiałam gdzie się podziała…] [Kurwa?] [No. Dawno jej nie było]
Co on tu robi?
Siedzial tam Mike.
Udawalem ze go nie widze i usiadlem przy innym stoliku.
Na poczatku mi sie udwalo. [Aszszsz spryciarz!]
Zjadlem i wypilem co mialem i juz mialem wychodzic z bufetu gdy kolo drzwi dopadl mnie Mike. [Okrążył go i odciął drogę ucieczki!]
-Hej Ed!
-Edward- syknalem
-Dowiedzialem sie o Belli i byelm ciekawy co u niej, Jak cie ma? [Na godziny]
-Dobrze. Musze do niej isc,
-Zaraz, zaraz, Nie skonczylismy. Pamietasz nas zaklad? Ty przelecisz Belle a ja ci dam cos w zamian. Nie przeleciales je wiec mi cos wisisz... Czy nie?
-Owszem
-No Edek swoja droga naprawde sie zawiodelm. Ty, Edward Cullen nie zdobyles naszej Belli Swan. Przeciez zaklad byl prosty... No no... [rozumiem, że aŁtorka chce zrobić z Mike’a totalnego drania, ale udaje się jej jedynie sprowadzić go do poziomu Edwarda. Bądźmy szczerzy, niżej już się nie da…]
-Zamknij sie Mi...
-O cdo sie zalozyliscie?...
Nagle podeszla do nas Bella... [Hej, czy ona nie jest świeżo po wypadku?]
Kurwa!!!
Slyszala wszystko...
-O 200 zloty[ch] Bello. Chcialem sparwdzic ile dla niego znaczysz... [„Założyłem się z nim że cię potraktuję jak szmatę, obedrze z całej godności, a potem rzuci w moje ramiona… *mlask, mlask* Co robisz w piątek?”]
Bella usmiechnbela sie smutno i blado.
200 zloty[CH]..
Kurwa...
[Gdybyś sie z nim założył o inną kwotę to dalej nie byłoby w porządku. Ale ciekawy tok myślenia, nie powiem: "O kurrr... 200 złotych! To tak mało, co ona sobie o mnie pomyśli?!"]
-W takim razie daj mu te 200 zloty[CH! ZłotyCH, do CHolery, wy bandą CHachmęcących CHuliganów!] Mika. Edward z toba wygral - po tych slowach wybiegla [jasssne…].
Zdazylem zauwazyc lzy w jej oczach.
-Oklamales mnie?! Dlaczego?! Zaliczylem Swan skurczybyku! [Hę? Kto to do kogo mówi? Kto kogo okłamał? Szo śśśśśśsie źźźźźźźejeeee?!]
-Zamknij morde! Jezeli ktos sie o tym dowie, obiecuje ci ze wrocisz do tego szpitala ale jako pacjent. Na intentywnej terapii...
Pobieglem do sali Belli.
Znow wszystko zniszczone.
Znowu! [który to już raz? Serio, straciłem rachubę…]
Weszlem do jej sali i zobaczylem jak placze na lozku,
Jezu...
-Bells...
-Wyjdz stad... Natychmiast... Prosze wyjdz,,,
-Bells prosze wysluchaj mnie.. Ja sie z nim zalozylem nim cie poznalem nim...
-Zalozyles sie o moje dziewctwo. Pewnie sie smialiscie, ze mna, prawda? Po co pytam. Na pewno tak bylo.... [A żebyś wiedziała! Mamy dowody! Całe strony internetowe dowodów!]
-Be...
-Odebrales mi to co mialam najcenniejsze. [Więcej patosu! WIĘCEJ! Dalej, wiem, że potrafisz!] A najgorsze jest to ze wcale sie nie bronilam. Wrecz przeciwnie chcialam tego, brdzo chcialam. Ty tez prawda? Z ta roznica ze ja cie kocham, a dla ciebie to bylo kolejne zaliczenie, za ktore przy okazji zarobiles. No to gratuluje. Zaliczyles nastepna naiwnna na milosc z "happy endem" [nie można być naiwnym „na coś”] [*zły wzrok*] [Okej, okej, już milczę :x]. Miales racje . Nie powinnam w to wierzyc. A ja glupia sie w tobie zakochalam. Kocham cie od poczatku licem [Zaczęłaś licem, a skończyło się jak zwykle, na d…]. Od zawsze,,, [Rozumiem, że to „licem” miało być liceum, tylko aŁtorce się poplątały palce. Czy w takim razie Bella zaistniała dopiero około osiemnastego roku życia? „Uczę się więc jestem”? Czy coś równie kretyńskiego?]Od zawsze...
Kochala mnie zawsze. [A dowodem na to są jej nieprzespane noce, gdy była w fazie embrionalnej!]
-Ja...
-Odejdz. Odejdz z mojego zycia. [Tak, patos! DAJ! MI! PAAATOOOS!]
Chwile milczalem.
-Odejde. Ale tylko po to by uslyszec "wroc". Kocham cie dziecinko. […] […] [Rany, nawet nie wiem jak to skomentować] [Nom] [Pomilczmy chwilę razem, ok?] [Nom] […] […] […] […] [Wiesz, ten tekst był dość głupi, tak sądzę…] [Sądzę, że masz rację]

Siedzialem w barze i pilem. [Do baru wchodzi człowiek z takim małym pianinem…]
Bo co mialem zrobic. [Eeee… No na przykład starać się udowodnić dziewczynie, że się zmieniłeś i zależy Ci na niej?]
Jestem kompletnym palantem.
Niszcze wszystko.
Kurwa!!!
Nagle ni stad ni zowad, pojawila sie przy mnie Alice i z calej sily uderzyla mnie w twarz, [Dziękuję, Alice]
-Bella nie chciala mi powiedziec. Po tym wszystkim co jej zrobiles ona cie chronila bydlaku. Jasper sie przyznal. Nie zaslugujesz ani na jego przyjazn, ani na milosc Belli. Jestes nedzna kreatura! I lepiej trzymaj sie od Belli z daleka. Daj jej spokoj. Juz nigdy nie pozwole, zeby przez ciebue cierpiala, zeby wylala choc jedna lze. - i wyszla [BARDZO dziękuję, Alice!]
Zasluzylem sobie.
Zaslyzulem na wiecej.
Jestem nikim. [o, ależ nie! Z takim poziomem czystego ludzkiego egoizmu jesteś właściwie unikatem. Powinni cię pokazywać w muzeum! Albo w zoo…]
Ale jestem nikim bez Belli. [Fakt, przy niej zyskujesz +200 do bycia mendą]
Jak mam sie trzymac od niej z daleka?
Nie moge.
Ona jest moim powietrzem i ciagle mi go brakuje.
Musze miec ja blisko. [Edek zostanie stalkerem i wkrótce znajdziemy go grzebiącego w śmieciach Belli i wąchającego jej pranie? Byłby to całkiem zgodne z jego charakterystyką do tej pory…]
Musze...
Kocha mnie, wiec mam sile.
Bede walczyl.
Bede alczyl o nasza milosc... [walczył… przeciwko komu? Bo pragnę zauważyć, że tym, co stoi tej „miłości” na drodze jest to, że Bella nie chce z tobą być. Wyciągnij wnioski]

piątek, 21 października 2011

1.7. Badassowaty Edward po raz siódmy, czyli jak stacić dziewczynę w siedem minut

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
A teraz coś, na co wszyscy czekaliście! Ministerstwo Głupich Tekstów powraca do swojego pierwszego opka! Znacie go... czujecie do niego odrazę... życzycie mu wszystkiego najgorszego... Oto EEEEEDWAAAARD „Bycieracjonalnymniejestseksi” CIIIIUUUUUULEEEEEEEN!
W jego dzisiejszej walce z rzeczywistością zobaczymy: pocieszne pozycje seksualne! Weźmiemy udział w kręceniu reklamówki! Będziemy świadkami boskiej interwencji! I daremnych prób wywołania naszego współczucia!
Dobrej zabawy!
Adres bloga: http://edward-mojahistoria.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział VII
Przepraszam za błędy [TERAZ? Teraz to się nie liczy! To siódmy rozdział, do licha, SIÓDMY! Mam rozumieć, że dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że w języku polskim obowiązują reguły, a nie tylko wskazówki?!] [*nuci smętnie* „Wypijmy za błęęęędy…”]

+16

Jechaliśmy w milczeniu.
Żadne z nas nie wiedziało, jaki mamy cel tej podróży do mojego domu [„Maaarciiin! Jak Ty masz na imię, bo zapomniałem?!”].
Panowała niezręczna cisza.
Bardzo niezręczna. [Co nie?]

-Napijesz się czegoś?- spytałem, gdy weszliśmy już do mojego pokoju.
-Nie, dziękuje- powiedziała, lekko sie usmiechając.
-Ok. Siadaj
Bella usiadła na moim łóżku, a jej wzrok skierował sie ku swoim kolaną. [To bardzo istotne najwyraźniej, że to był JEJ wzrok i JEJ kolana. W przeciwnym razie czytelnik mógłby się pogubić w tej mnogości postaci uczestniczących w scenie]
Przyglądałem się jej i po chwili usiadłem koło niej.
Przelatywały przez nas iksry [Kurczę, przeze mnie nigdy nie przelatywały iksry. Czy jestem złym chłopakiem?].
Czułem jak w moim brzuchu robi sie cos dziwnego. [Obcy? Przyznajcie, TO zmieniłoby to opko w najlepszy fanfic EVER!]
Czułem sie tak pierwszy raz w życiu.
To było niesamowite uczucie.
Poczułerm na sobie nieśmiały wzrok Belli. [Hmmm… Coś uczuciowy ten Edward. Nic tylko czuje uczucia]
Również na nia spojrzałem.
Nie uśmiechaliśmy sie...
Patrzyliśmy na siebie i [… i teraz zrobimy małą przerwę na reklamę: Młody mężczyzna zaprasza młodą kobietę do swego samochodu. Zero muzyki, zero rozmowy. Po prostu jadą. Po kilku minutach zatrzymują się przed domem chłopaka. Wysiadają i idą na górę. W totalnym milczeniu. Siadają na łóżku i z kamiennymi twarzami patrzą na siebie. Koniec przerwy na reklamy] [Widzowie przed telewizorami patrzą na to z dziwnymi minami i myślą „Że niby jak?”] obydwoje wiedzieliśmy co się stanie za chwile.
Cały czas patrząc na Belle przybliżyłem do jej twarzy swoją twarz.
Rozchyliła wargi, co przykuło moją uwagę [To chyba przez zbyt długi kontakt z tym blogaskiem, ale serio zastanawiam się które wargi…] [Wstydź się, Ithil!] [Wstydzę się *kładzie uszka po sobie* Bardzo, bardzo się wstydzę…].
Nasze oddechy przyśpieszyły.
Myślałem, że minęła wieczność nim moje wargi dotknęły jej ust […].
Jej pieknych, słodkich ust [Przyjmuję zakłady: używała prawdziwego cukru czy słodzika?].
Na początku nasz pocałunek byl delikatny, ale po chwili staliśmy sie natarczywi. [„Edward, to moja twarz, ZJADASZ MOJĄ TWARZ! AAAAAaaaarh…”] [Stali się bardziej natarczywi. Bella zaczęła dźgać go palcem w żebra, zaś Edward zapamiętale dzwonił do drzwi wejściowych]
Byłem w raju...
Zakład...
Momentalnie oderwałem sie od Belli [POK!].
Wstałem i podeszłem do drzwi [Aghr! Hej, serio, aŁtorko, a już tak dobrze Ci szło! Nie robiłaś (prawie) literówek i niemalże udało Ci się zbudować nastrój…].
Stałem tyłem do niej, ale usłyszałem jak po chwili ona również staje. [Miałeś na myśli „Wstaje”, prawda? PRAWDA?]
Milczeliśmy.
Zakład...
Gdybym teraz zrobił to czego oboje chcemy, wygrałbym ten cholerny zakład [No i co z tego, skoro nikt poza tobą i nią nie będzie o tym wiedział?].
Zraniłbym Belle...
Dlaczego byłme taki głupi?! [skoro nawet nie potrafisz napisać „byłem” jak człowiek, to ja osobiście podejrzewam jakiś defekt genetyczny]
Dlaczego sie zgodziłem?!
Przez całe zycie nie szanowałem kobiet.
Belli też nie chciałem szanować. [A teraz ją szanujesz? Oświeć mnie, kiedy to się stało?]
Dlaczego tak póżno zdałem sobie sprawe, że Bella to nie tylko ciało...?
Że ta dziewczyna to największy skarb jaki mi się przytrafił... [Idę sobie, idę i nagle O! Bella…]
-Bells, chyba cie odwiozę. Nie możemy dopuścic to czegoś czego bedziesz żalowała...
-Dlaczego to robisz?
-O co chodzi?
-Odpychasz mnie. Edward... Zrozum...Nie obchodzi mnie jaki byles, co robiles...Nie obchodzi mnie, gdzie bedziesz w przyszlym roku. Nie obchodzi mnie czy jestes szalony. [Hej! A o tym nie pomyślałem! To faktycznie wyjaśniałoby wiele rzeczy…] Boze... Po prostu wiem, ze chce byc z toba [Najbardziej z dupy wzięte wyznanie wiary ever. Ale co tam]. I nie rozumiem co robisz. To wydaje sie pozbawione sensu. Wszystko wydaje sie pozbawione sensu. [Tak, PSIAKREW TAAAK!] Ale gdy jestem z toba, jest inaczej... Ja...
Nie dałem jej dokończyć.
Odwróciłem się i szybko do niej podeszłem.
Od razu przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
Bella oddawała mi pocałunki z taka sama zachlannoscia [Zachłanność ≠ zaangażowanie, zapalczywość czy co tam sobie chcesz. „Zachłanność” wiąże się właśnie z chęcią gromadzenia, a nie dzielenia się].
Moje rece powedrowaly na talie Belli [Bella zawsze, nawet w środku nocy, ma przy sobie trzy ulubione talie do stawiania pasjansa].
Ona zas dotknela mojego torsu. [AŁtorko, za dużo filmów. Kiedy już dojdziesz do tego etapu znajomości z chłopcami przypomnij sobie ten fragment i podczas pocałunku połóż swemu lubemu ręce na piersi. Oboje poczujecie się, jakbyś go odpychała. Niezbyt romantyczne]
Spojrzałem na nia pytajaco.
Bella usmiechnela sie delikatnie i skinela glową [A Edward skoczył po szklankę wody i suszony bekon, bo akurat zgłodniała… Serio, czemu twórcy filmów amerykańskich sądzą, że facet w takiej sytuacji wie, na co dziewczyna kiwa głową? Może być tyle możliwości a oni zawsze zgadną o co jej chodziło!] [Porozumienie dusz, skarbie. W końcu to TruLoFF…] [No tak, ale…] [TruLoFF] [No ale posłuchaj mnie!...] [TruLoFF, z tym nie możesz się kłócić. Przykro mi].
Zdjałem koszule, caly czas patrzac na Belle.
Wziąłem jej dłon i pokierowalem na swoja piers [rozmiar 80 B? ^^].
Chwile tak stalismy.
Nagle Bella odsunela sie o malutki krok do tyłu [A potem z zaskoczenia odsunęła się do przodu. Potem zaczęła cofać się na boki, a następnie sterowniki jej się przegrzały i eksplodowała (proszeproszeproszeproszeprosze!)].
W pokoju nie bylo zapalone swiatlo, ale ksiezyc swiecil na tyle mocno, ze widzialem kazdy ruch Belli [Zagadka: Ile światła daje księżyc „w kolorze ochry”?].
Wyraz jej twarzy.
Piekne czy. [Piękne czy nie piękne?] [Miała takie piękne czy!]Powoli zdjela swoja sukienke. [Po czym zdjęła jego sukienkę? ^^]
Stala przede mna w samej bieliznie...
Znow do mnie podeszla i chwyciła moja reke.
Tym razem to ona skierowala ja na swoja piers.
Sluchac bylo nasze oddechy [Byłabym dużo szczęśliwsza, gdyby jeden z nich teraz ucichł. I dla ułatwienia dodam, że nie chodzi mi tu o oddech Belli- to nie jej wina, że jest naiwna. Za to jego wina, że jest dupek].
Przyspieszone i nierowne.
Zdjąłem reszte ubrań i stałem teraz przed Bella jak mnie Bog stworzyl [*tubalny głos z Nieba* Ja umywam ręce, mnie w to nie mieszajcie!] [*a po chwili ten sam głos, tylko ciut cichszy i jakby mniej gniewny* Przypraszm, ludziska, na kacu byłem…].
Usmiechnalem sie do niej lagodnie.
Chcialem aby sie czula jak najswodobniej.
Zeby byla szczesliwa.
Powoli zdjela z siebie bielizne. [Uśmiech sprawiający, że dziewczyna się rozbiera - też taki chcę!]
Wtedy zobaczylem najpiekniejsza rzecz na swiecie [*ciężki wzdych* Rzecz…] [Mam szczerą nadzieję, że chodzi o tę kolekcję talii karcianych…].
Widzialem wiele kobiecych cial ale cialo Belli...
Jest doskonala. [Wszystkiego ma po dwa!]
Wzialem ja w ramiona i delikatnie polozylem na lozku.
Calowalem cale jej cialo.
Piersi, brzuch, uda.
Cala twarz. [„Całe ciało” to nie tylko piersi, brzuch, uda i twarz!] [Woreczek żółciowy poczuł się strasznie niedopieszczony…] [Biedny woreczek żółciowy!] [Dopieść woreczka!] [Ithil…] [Przepraszam :3]
Bardzo dlugo oddawalismy sie pieszczota. [JEDNA sytuacja kiedy powinno być „om” zamiast „ą” i nawet nie ma ogonka przy błędzie!]
Chcialem aby dla Belli ta chwila byla jak najlatwiejsza i najprzyjemniejesza.
-Jestes gotowa?- wyszeptalem- Chcesz mnie poczuc w sobie? [… Panowie, którzy to czytacie, jeśli któryś z was powiedział coś takiego w podobnej sytuacji – nie ma na was miejsca w puli genów. Zgłoście się do swojego lekarza po nierefundowaną kastrację.]
-Tak- wyszeptala
Wsunalem moje udo pomiedzy jej uda, a moja reka wslizgnela sie pod jej biodra i uniosla.
-Spokojnie- powiedzialem, cicho.
Moja dlon wsunela sie miedzy nasze ciala i odnalazla zrodlo jej rozkoszy [Wiecie co? Spróbowaliśmy to zrobić z Johnnym. Serio! Mówię więc z pewnością płynącą z doświadczenia: to strasznie nienaturalne, strasznie niewygodne i strasznie… śmieszne. To jedyna zaleta tej pozycji: jest niesamowicie zabawna. Raczej nie za bardzo satysfakcjonująca erotycznie, ale przynajmniej pośmiać się można. Chociaż może to ja jestem dziwna…].
Delikatnymi pieszczotami doprowadzilem do tego, ze zaczela wychodzic mi na przeciw.
Sprobowalem w nia wejsc. [I co? Spudłowałeś i skończyłeś w szafie?]
Lagodnie i delikatnie, ani na chwile nie przestawajac wodzic ustami po zebrach, szyi i ustach Belli [No to w takim razie zginasz się w naprawdę ciekawych miejscach!] [Chciałbym mieć jego stawy] [I ja bym tego chciała…].
Ale natrafilem na przeszkode.
Wiedzialem ze musze zrobic to szybko.
Moje pieszczoty, wiec zrobily sie smielsze, zeby Belli bylo latwiej [Eeee… To tak nie działa. Serio].
Wykrzyknela moje imie i wtedy wszedlem w nia mocno i gwałtownie [Skoro krzyknęła jego imię zanim jeszcze ją spenetrował, to jedyne co mi przychodzi do głowy, to że jego „śmiałe pieszczoty” były zbyt śmiałe. Innego rozwiązania nie widzę].
Fala rozkoszy przeszla przez moje cialo.
Ale ani na chwile nie przestalem myslec o Belli [Jasper byłby niepocieszony].
Spojrzalem na nia.
Zauwazylem lekki grymas na jej twarzy, ale gdy zauwazyla ze nia nia patrze [Niania patrzy? Ale Superniania czy Niania Ogg?], usmiechnela sie delikatnie [Kolejna smętna pozostałość kanonu: choćby Belli działa się nie wiadomo jaka krzywda najważniejsze jest to, żeby Edward się nie martwił!].
Wsunalem twarz w jej wlosy, zamykajac oczy i calujac jej szyje [Musiał mieć dość długą twarz] [I dość wklęsłą…].
-Przepraszam
-Kocham cie- wyszeptala mi do ucha.
Te slowa sprawily, ze zaczalem sie poruszac.
Wolno i rytmicznie. [*śpiewa* Edward cię puka w rytmie cza-cza…]
Jeszcze nigdy nie czulem czegos takiego.
To uczucie bylo, jakbym wlasnie kierowal sie w strone nieba.
Slyszalem oddechy i jeki Belli, co powodowalo, ze niebo bylo coraz blizej.
Znow spojrzalem na Belle, a ona na mnie.
-Dobrze ci?- wydyszalem. [„Doszłaś już? Doszłaś? A teraz? Dobry jestem, nie? A patrz, jakie mam mięśnie! No to doszłaś już czy nie? Ty to jakaś dziwna jesteś…”]
Skinela glowa i lekko sie usmiechnela.
Moje ruchy stale sie szybsze i gwaltowniejsze.
Wiedzialem ze oboje jestesmy blisko, zeby zatracic sie w tej rozkoszy.
I zatracilismy sie.
Razem... [Ach tak, wspólny orgazm … Czy aŁtorka… a zresztą, nie chce mi się. Każdy z was wie, jak gargantuiczna jest to bzdura w odniesieniu do tak niedoświadczonych i nieznających się nawzajem kochanków. No ale co zrobić: wzorzec karze, aŁtorka musi…]Opadlem na Belle.
Glaskala mnie po plecach.
-Spij kochanie.. -wyszeptalem
Zasnela [Grzeczna, posłuszna Bella. Masz tu żelkę] [Ja chcę żelkę!] [Ty nie zasypiasz na komendę].
Ja po chwili rowniez.

Bylo jakos po 1 w nocy, gdy sie obudzilem.
Staralem sie nie patrzec na Belle.
Wstalem i szybko sie ubralem.
Wiedzialem ze musze ja zranic [Ponawiam pytanie: dlaczego Edward nie może po prostu wycofać się z zakładu? Traci tylko 200 złotych!].
Nie moglem pozwolic zeby sie dowiedziala o zakładzie [Nic prostszego. Po prostu jej o tym nie mów. Od kogo miałaby się dowiedzieć?].
Zeby Mika sie dowiedział [On to chyba się zorientował, że się z Tobą zakładał].

Podeszlem do lozka i po cichu obudzilem Belle.
-Musisz wstac. Odwioze cie. Czekam w samochodzie- po tych slowach wyszedlem z pokoju i skierowalem sie do swojego auta.
Bella byla pierwsza kobieta, z kotra [kontra? Kotara?] bylem u siebie w pokoju.
Ale nie mialo to dla mnie znaczenie.
W ogole.. [Tak. To widać]
Bella byla rowniez pierwsza kobieta do kotej uczucie jakkolwiek je nazwac spowodowalo ze totalnie zatracilem sie w rozkoszy.
Nie uzylem prezerwatywy...
Jezeli Bella... zajdzie w ciaze? [To po prostu odhaczymy kolejny punkt na liście opkowego „must have”]
To glupie , ale wcale taka opcja mnie nie przeraza. [Faktycznie głupie, Panie Osiemnastoletnia Dojrzała Osobo]
Jeszcze lepiej: cieszylbym się [„Wreszcie zniszczyłbym jej życie jak trzeba, porządnie!”].
W koncu bylbym z Bella.
Juz zawsze... [No… nie. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ciężką próbą licealnego romansu jest brzuch pełen konsekwencji. I zgadnij jaki procent par wychodzi z tego cało, a ile się rozpada]
Glupi jestes Cullen [Owszem, jesteś].
Za chwile masz ja zranic.
Odtracic!
Uslyszalem, dzwiek otwieranych i zamykanych drzwi mojego samochodu,
Bella sie nie odezwala.
Ja nawet na nia nie spojrzalem.

Bylismy juz pod domem Belli, gdy nagle odezwala sie.
-Moze poszlibysmy na kregle?
-Moze
Odpowiadalem sztywno, z kpiacym usmieszkiem, nawet na nia nie patrzac.
Ale pierwszy raz w zyciu musialem grac [Oj tak, jakież to dramatyczne. Oh, wait, czy to nie Ty sam cały czas powtarzasz, że musisz udawać przed rodzicami, że jesteś grzecznym chłopcem? I przed przypadkowymi dziewczynami, że ci na nich zależy? A przed Bellą, to już udawałeś tak, że dym szedł...].
Mialem ochote wziasc ja w ramiona [a najlepiej wziąśćnąć, a co!] i juz nie puszczac... [Wizyty w łazience nagle stałyby się ciekawym doświadczeniem gimnastycznym]
-Moze jutro?
-Moze
-Bedziesz jutro w szkole?
-Nie wiem. Tak naprawde juz nic nie wiem.
-Dlaczego?- spytala, nie rozumiejac o co mi chodzi.
-Taki facet jak ja musi jechac dalej. No wiesz... Z laskami - przy ostatnim zdaniu spojrzalem na nia [To zdanie nie świadczy o tym, że on „już nic nie wie”].
I pozalowalem tego.
Bol w jej oczach.
Ale nie odwrocilem wzroku.
-Przestan
-Nie jestem osoba, ktora przywiazuje sie do kogos.- kontynuowalem ranienie nas obojga, [Hyh, to urocze, że nawet kiedy wdeptuje tę dziewczynę w ziemię, w jakiś sposób udało mu się zmienić to w JEGO krzywdę] [Urocze?] [Urocze, niesamowicie obrzydliwe… Któreś z tych]
-Zamknij sie
-Mozesz miec Mika. Jest nawet spoko [DYSKRETNA sugestia] [On mówi z autopsji jak rozumiem?]. A to co bylo miedzy nami to.. Zapomnij o tym. Bylo milo, ale sie skonczylo, dziecinko [AGRH!].
-Edward, przeciez my...
-Tak. Pieprzylismy sie i choc myslalem ze jako ze jestes dziewica bedzie ciezko, to jakos poszlo. No nawet calkiem dobrze- zaczalem sie smiac
-Prosze cie...- wyjakala i zauwazylem lzy na jej policzkach.
Kurwa!
Nienawidze siebie!
-Bello, wlasnie cie wyruchalem. Pozadnie wyruchalem. I tak konczymy nasza znajomosc. [właśnie napadła mnie jedna z tych rzadkich chwil, kiedy mam ochotę pieprznąć postać fikcyjną. Najlepiej czymś takim]
Widzialem ze Bella nie umie powstrzymac lez, wiec szybko spojrzalem na drogee, byle tylko nie patrzec na jej twarz,
Po chwili, wybiegla z samochodu.
Nie umiem opisac tego co czulem.
Niewyobrazalna meka.
Teskonota.
Zal.
Bol.
Bol, rozdzierajacy kazdy fragment twojego ciala. [Dziękuję, z moim ciałem jest wszystko w porządku. Sarkam tylko trochę, kiedy pomyślę, że mam współczuć Edkowi, który przez całe opko nie zrobił nic, żeby sobie na moje współczucie zasłużyć. Poza tym wszyscy zdrowi]
Ruszylem do domu, zostawiajac za soba Edwarda, ktoreym bylem kiedys.
Bella, mnie zmienila.
Stalem sie inny.
Lepszy. [Tak, lepszy. Zyskał nowy level bycia dupkiem]
Ale ona juz nigdy tego nie zobaczy.
Ja nie dostane juz szansy by jej to pokazac.
Gdy wrocilem do domu i wszedlem do swojego pokoju, wciaz unosil sie w nim zapach Belli.
Usiadlem na lozku i nagle zauwazylem czerwony slad na przescieradle.
Krew...
Dostalem to czego chcialem.
Bella byla moja. [Zauważyliście, że cały czas rozpatruje ją – dziewczynę, w której się zakochał - w kategorii przedmiotu, który się posiada, a nie osoby?]
Dlaczego wiec czuje ze cos trace? [Bo masz zryty refleks. Bo już to coś (miłość dziewczyny, która miała na ciebie taaaki wpływ) straciłeś. Jakieś pół godziny temu, wiesz]
Poniewaz Bella powiedziala mi ze mnie kocha, a ja zrobilem wszytko by ta milosc zabic...


Minal tydzien.
Bella nie pojawila sie w szkole ani razu.
A ja uciekalem od ludzi. [„Edward, zagrasz z nami w nogę?” „ZOSTAWCIE MNIE! Ten ból! Ten nieopisany ból… I gdzie się podziała moja czarna kredka do oczu? Ach losie, czemuż mnie tak doświadczasz?!”]
Na przerwach robielem wszystko aby gdzies uciec i byc sam.
Po szkole wracalem do domu i zamykalem sie w pokoju.
Wylaczylem telefon i z niki nie chcialem rozmawic, [Niki wydzwaniała w nieskończoność, ale Edward był twardy]
Nawet z Jasperem i Emmettem.
Nie bylo mnie dla nikogo.
Moja dusza odeszla wraz z Bella... [Wielka mi strata, i tak jej nie używałeś…]

Zaczal sie nowy tydzien w szkole.
Wlasnie siedzialem w bibliotece.
Mielismy miec biologie.
Przelozyli nam ja na pierwsza godzine […szkoła w Stanach nie działa w ten sposób…], a ze nie chcialo mi sie siedziec w domu, wstalem wczesniej i udalem sie do biblioteki.
Nagle ktos sie do mnie dosiadl.
Mike... [A niech Cię, Miko Panie Człowieku!!!]
-Witaj Edwardzie
-Czesc- warknąłem
-Masz mi cos do powiedzenia?
-Nie.
-Napewno?
-Napweno [-odparł zaraz po stwierdzeniu, że nie ma mu nic do powiedzenia
- Ale jesteś pewien, że nie masz mi nic do powiedzenia?
- Tak, jestem pewien, że nie mam ci nic do powiedzienia.
- Ale na pewno?
- Tak, na pewno.
- A widziałeś ostatnio coś pięknego i czerwonego?]
-A Bella? Jakos ostatnio was razem nie widuje. Czyzbys zlamal jej serce? - spytal z kpina w glosie.
Powstrzymywalem sie z calych sil zeby mu nie przypierdolic.
-Nie. Po prostu dalem sobie spokoj. Jest nieugieta. Wygrales [I tym samym wszystko co zrobiłeś jest definitywnie i ostatecznie pozbawione wszelkiego sensu.] [*anemiczne owacje* klask, klask]
-Slucham? Edward Cullen dostal kosz?
-Dobrze slyszales. A teraz wybacz ale chce sie skupic. [OBJECTION! To zeznanie stoi w sprzeczności z dowodami!] [Dość tego, zabieram ci Nintendo!] [A-ale sprawy nie rozwiążą się same...] [Sprzeciw oddalony!]
-Ej, moze sprobuj jeszcze. Bella wlasnie weszla do szkoly... Moze...
-Bella jest w szkole?- spojrzalem na niego
-Tak...
Nim zdalem sobie sprawe co robie wybieglem z biblioteki i pognalem pod klase biologiczna.
Nim tam dotarlem zadzwonil dzwonek na lekcje.
W koncu znalazem sie pod klasa.
Bella stala obok Alice.
Nie zauwazyla mnie.
Ale Jasper owszem.
-Edward! - pomachal do mnie
Napotkalem spojrzenie Belli.
Trwalo to sekunde, poniewaz Bella odwrocila wzrok.
Spojrzalem na Jaspera i pokiwalem przeczaco glowa. [Następnie pokręcił twierdząco. I depsperacko pokiwał palcem w bucie]
Zrozumial i podszedl do mnie.
-Hej, co jest? Nie odzywasz sie juz tydzien. Bella rowniez. Co jest grane. [Jasper tak bardzo bał się tego pytania, że zmienił je w zdanie oznajmujące]
-Jasper...- probowalem z siebie wydusic.
-Cos ty zrobil debilu?!- widzialem ze ledwo nad soba panowal. [Od „co się stało?” do obelg w mniej niż trzydzieści sekund… On naprawdę dobrze zna Edwarda!]
-Musze z toba pogadac, ale nie teraz- powiedzialem i ruszylem w storne klasy, poniewaz nauczyciel juz przybyl. [Przybył na karym bernardynie, przy akompaniamencie szkolnego woźnego, który mruczał Marsz Imperialny Johna Williamsa]
Bella usiadla na naszym wspolnym mijescu, a ja stalem w miejscu [a tak z ciekawości, stałeś kiedyś w ruchu?] [A tak z ciekawości, czy tylko ja widzę teraz Bellę z dupą jak szafa gdańska zajmującą dwa krzesełka i Edwarda stojącego nad nią bezradnie?] […Nie], nie widzac co zrobic.
Caly czas na nia patrzylem, ale jej wzrok skierowany byl w strone lawki.
-Panie Cullen, prosze usciasc na miejscu. - uslyszalem glos nauczyciela.
-Tak. Juz.- powiedzialem i skierowalem sie w stone lawki. [Podążył szlakiem przetartym przez jej wzrok]
Bella nie podniosla wzroku.
Usiadlem i nadal na nia patrzylem.
Potrzebowalem tego jak powietrza.
Pragnalem by i ona na mnie spojrzala...
Dotknalem jej dloni, ale Bella zaraz ja wyrwala.
Przeszyl mnie cholerny bol.
Nie do zniesienia.
-Nie nienawidz mnie, proszę [W zasadzie to sprowadziłeś na tę dziewczynę gigantyczną traumę, ale skoro PROSISZ…]- wyszeptalem i w tym momencie profesor rozpoczal lekcje.

Po lekcji Bella od razu prawie wybiegla z klasy.
Alice chciala isc za nia, ale Jasper ja powstrzymal.
Wiedzial w czym rzecz.
Znal Belle.
Dal jej chwile samotnosci... [Wait, Jasper znał Bellę lepiej niż jej przyjaciółka? Co to, Mentalista vol.2?]

Nie moglem sie powstrzymac.
Zaczalem szukac Belli.
W koncu znalazel ja siedzaca miedzy szafkami.
Gdy mnie uslyszala , odniosla wzrok [na półkę] [A skąd go zabrała?] i stanela na rowne nogi.
Byla zalana lzami.
-Be..- chcialem cos powiedziec ale nie bylem w stanie. [Ani Be, ani Me, ani Kukuryku…]
Bella chciala mnie ominac, ale chwycilem ja uniemozliwiajac jej to.
Wyrwala mi sie i cofbela.
-Nie dotykaj mnie...- wyszeptala
Co ja zrobilem....?
Matko, co ja zrobilem...
-Musimy porozmawic
-Nie
-Mozesz byc w ciazy
Spojrzala na mnie.
-To nie twoj problem. Poradze sobie... A nawet gdybym byla to nie bedzie twoje dziecko, tylko moje. Tylko i wylacznie moje [„I z nikim się nie podzielę! I będę się nim opiekować i karmić i pieścić i wyprowadzać na spacery i co tylko jeszcze taka dojrzała, odpowiedzialna dziewczyna może zrobić z dzieckiem! I będzie się nazywało Fluttershy, na cześć mojego ulubionego Kucyponka!”][Johnny, tak poza wszystkim: skąd ty właściwie wiesz jak nazywają się Kucyponki?] [To… to nie jest teraz istotne] [*pełny zrozumienia kiw* Okej]
Chciala odejsc ale odezwalem sie i stanela.
-Bells..bylas.. Jestes dla mnie marzeniem. Chce zebys wiedziala...
-Nie wszyscy w ten sam sposob postrzegaja marzenia. Twoim bylo zeby mnie przeleciec, tak to mowicie? Moim marzeniem, byla... twoja milosc. [ktoś tutaj ma zdecydowanie za niskie standardy…] - po tych slowach odeszla.
Milosc...
Tylko moja milosc...
Zjechalem na podloge.
Po chwili siedzial przy mnie Jasper.
-Ed...- wyszeptal
-Wszystko zniszczylem... Wszystko stracilem... [O tak. I zrobiłeś to na własne życzenie, pod naprawdę marnym pretekstem, krzywdząc wszystkich po drodze i nie osiągając absolutnie nic. I teraz jeszcze pewnie chcesz współczucia? Nie ma głupich. Cierp, sukinsynu!]


piątek, 7 października 2011

6. Serce obrośnięte Jutrem czyli analizatorska separacja

Dobry wieczór, Drodzy Moi
Dziś przed wami opko o bardzo irytującej MarySue i jej koleżankach- uzurpatorkach. Będą więc mantrujący buddyjscy mnisi, małpoludy w szkole prywatnej, groza niemożności skorzystania z toalety i wiele, wiele innych idiotyzmów. Na szczęście pod koniec poznajemy Przyczynę Wszelkiego ZUa.
Ponadto w tej analizie brak Johnnego. To też jest zUo i też ma przyczynę: jest to krótkość opka oraz… nieliczność błędów! Tak, nie przywidziało wam się, drodzy czytelnicy! AŁtorka jest bowiem istotką obiecującą, choć wymagającą wielu szlifów. Już na samym wstępie pochwalam ją chociażby za zlikwidowanie większości literówek- mało którą aŁtorkę na to stać. Z tej okazji wraz z Johnnym postanowiliśmy zrobić mały (s)eksperyment i zanalizować oddzielnie
Czytajcie więc! (A jak wam się nudzi, to możecie ocenić, że moje lepsze ^^)

Zanalizowała: Ithil
„Serce obrośnięte mchem”
Test
Chociaż od 10 minut klakson przed domem nie dawał nikomu spokoju [10 minut bez przerwy? Jej sąsiedzi to chyba buddyjscy mnisi, że jeszcze nie zaczęli rzucać w auto cegłami], Monika nałożyła na usta kolejną warstwę swojego ulubionego, truskawkowego błyszczyku. Wydęła wargi i przeczesała dłońmi włosy. Gdy zadzwonił telefon, była gotowa do wyjścia, musiała tylko zarzucić na siebie wrzosową pelerynkę [pelerynkę uplecioną z wrzosów. A poza tym na głowie kwietny miała wianek a ręku zielony badylek]. Na dworze padał kapuśniaczek i pachniało mokrą ziemią. Nie było jednak czasu na takie sprawy, gdyż jej szofer - Albert, był już wyraźnie poddenerwowany [Olewała go przez 10 minut ale teraz szkoda jej czasu popatrzeć kędy lezie?]. Monika z gracją [a jakże!] wsiadła na tylne siedzenie limuzyny, na przywitanie rzucając jedynie: "'nie musisz tyle trąbić, wiesz, że nie płacę Ci za godziny [„zwłaszcza, że to nie ja Ci płacę tylko moi rodzice”…]". Nigdy nie czuła szacunku do ludzi, którzy nie byli dla niej uprzejmi [… *niedbałym ruchem sięga po maczetę*]. W połowie drogi do prywatnego gimnazjum w Nicei rozpadało się na dobre. Cóż zbliżała się zima i nawet tu-w południowej Francji takie rzeczy miały miejsce. Dojeżdżając do szkoły, Monika na nowo przejechała błyszczykiem po ustach [W efekcie czego z jej ust zaczął skapywać tłuszcz aż na kolana]. Była zdenerwowana, ponieważ pisała dziś test, od którego zależało czy zda do następnej klasy. Nawet nie chciała myśleć co się stanie gdy go obleje [No nie zda. Poinformowałaś nas o tym w poprzednim zdaniu]. Ze swojej złotej torebki [-.-] wyciągnęła parasol, który otworzyła, gdy wysiadła z auta. Jej obcasy wybijały rytm, który sprawił, że wszystkie oczy były skierowane na nią [Jasssne. I przebił się przez gwar uczniowskiej gawiedzi? Przypuszczam iż wątpię]. Przyzwyczaiła się do tego. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się u boku [Dopełniacz: Kogo? Czego?] swych przyjaciółek : Klaudii - małej szatynce [A tu już celownik: Komu? Czemu? Yay, it’s magia time!] o kręconych włosach, Klementyny - rudowłosej piękności, która w szkole była uznawana za łamaczkę serc, oraz Karoliny - wysokiej, zgrabnej dziewczyny z północy. Czekały na nią jak zawsze w łazience, na końcu korytarza, na parterze [jak na grzeczne, sWeEtAsHnEe przyjaciółeczki przystało. Czego oczekiwałaś?] . Nikt tam nie zaglądał, ponieważ kiedyś jakaś dziewczyna próbowała w niej odebrać sobie życie [*parsk* To tym bardziej powinni tam walić tabunami. Poza tym może ja jestem zbyt plebejska, ale jak mi się chce do łazienki to się nie zastanawiam co tu kto kiedy robił]. Klementyna stała przed lustrem, robiąc sobie czarne kreski na powiekach [barwy wojenne przybiera. Zaraz pomaluje policzki na cielisto-czerwono i pobiegnie polować na bizony], Karolina piłowała koło niej paznokcie, natomiast Klaudia chodziła w kółko szepcząc coś pod nosem. Nawet nie zwróciły na nią uwagi, dopiero gdy odchrząknęła, Karolina podniosła wzrok i powiedziała:
-Cześć ! Co tak późno?
-Takie jest życie w luksusie-nie trzeba się nigdzie śpieszyć - uśmiechnęła się - umiecie coś na test?
-Właśnie powtarzam - Klaudia na chwlię [chwlia anagramuje się na „lichwa”. Klaudia zatrzymała się, żeby skroić swoje koleżanki?] się zatrzymała - a Ty?
-Przecież siedzę z tą kujonką Nicol ! Nie mam się czego obawiać.
Tak na prawdę w środku czuła się inaczej. Cała dygotała na myśl o godzinnym sprawdzianie. Wiedziała, że sama go nie napisze. Nicol była od czarnej roboty, właśnie dlatego Monika siedziała z nią na większosciach [„większości”, do cholery! Od czasu do czasu niech aŁtorka nie polega na Nikol tylko uważa na lekcjach!] lekcji. W tej szkole nauczyciele byli tak sędziwi, że można było spokojnie przepisać cały sprawdzian od koleżanki [Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie u tych starych nauczycieli najgorzej ściągać. Ci młodzi wierzą jeszcze w porozumienie nauczycielsko-uczniowskie. Ale ja nie chodziłam do szkoły prywatnej, to pewnie dlatego…] . Milczenie przerwał dzwonek, zaraz po nim wyszły z łazienki [Wyobraziłam sobie milczenie jako jakąś taka zwiewną materię, dzwonek, wpadający na nie z impetem i rozrywający je a za dzwonkiem kroczące jak na wybiegu nasze urocze boCHaterki]. Pod klasą Monika nerwowo przechodziła z nogi na nogę [Na ziemi leżały dwie nogi a ona sobie hopsała z jednej na drugą, tak?]. Spojrzała po twarzach. Większość była spokojna, a reszta douczała się co tylko mogła na chwilę przed testem [Te twarze, tak? Okeeeej…], a ona? Miała pustkę w głowie. Chciała szybko przypomnieć sobie co było omawiane na wczorajszej lekcji matematyki, ale wiedziała że przez całą lekcję słuchała muzyki [no to co próbowała sobie przypomnieć? Liczyła, że jak poda tytuły piosenek to zostanie jej zaliczone? Btw. Arogancka MarySue jest arogancka] ... a na geografii? Pisała smsy z kolegą. Poczuła do siebie wyrzuty [wyrzuty, to ona sobie mogła robić. Opcjonalne jest poczucie do siebie żalu].
-Co się dzieje Monia? - zapytała Klementyna .
Wyrwana z zamyślenia, spojrzała jej długo w oczy, po czym odpowiedziała :
[- Kocham Cię. Wyjdź za mnie!]
-A co ma być? Po prostu się nie wyspałam.
Nie zdążyła jej nic odpowiedzieć bo właśnie zaczęli wyczytywać nazwiska uczniów. Znudzona zaczekała na swoją kolej i z numerkiem ustawiła się w kolejkę.
-Nicol ? Umiesz coś, prawda ? - zapytała się .
-Chyba tak. Uczyłam się ostatnio.
-To dobrze. - uśmiechnęła się i podała jej torbę [skoro już wiem, że mój mały przydupas uratuje mi tyłek, to idź odnieś torebkę. I pamiętaj: z dala od stóp! Nie jesteś godna całować świętych stóp MarySue, nawet kiedy ta obdarza cię łaską obcowania ze swą torebką].
Gdy już usiadła na wytyczonym miejscu, pan od fizyki zaczął mówić co im grozi po oblaniu tego testu. Wyłączyła się na samym początku, wolała przeglądać sam sprawdzian. Na głównej stornie były pola do wypełnienia. Obok imienia, nazwiska i klasy zauważyła literkę " b ", zaniepokojona zernęłam [zerknęła za pomocą wziernika? Fuuuj!] na kartkę Nicol - miała " a " [o, widzę namnożenie zbędnych spacji!].
-W tym roku, rada pedagogiczna ustaliła, że zostaniecie podzieleni na dwie grupy - powiedział fizyk [To u nich rada pedagogiczna musi ustalać ilość grup na teście z fizyki? No bez jaj -.-]. - Powodzenia !
Karetka
Monice zrobiło się gorąco. Serce powoli przyspieszło [„Najpierw powoli, jak żółw ociężale…”.], a po chwili łomotało jak uwięziony gołąb w za małej klatce. Odsunęła krzesło, które wydało tak głośny dźwięk, że każdy podniósł wzrok [z podłogi. Od tego huku poodpadały im wzroki]. Blada jak kreda [kreda nie jest blada. Jest biała] podeszła do fizyka i słabym głosem zapytała :
-Czy mogę wyjść do toalety ?
Nauczyciel nawet nie podniósł wzroku znad książki tylko zatrząsł się, zapewne od śmiechu [trząsł się ze śmiechu, ale ona, stojąc nad nim, tego nie słyszała tylko się domyślała. Ok. Poza tym mają tam takie „ostre reguły”, ale boCHaterka może sobie spokojnie spacerować po klasie, a nauczyciel w czasie testu czyta książkę, nie bacząc na fruwające nad swoją głową ściągi, tak?].
-Nie znasz reguł, moja panno ? Miałaś czas przed testem, wyjedziesz dopiero za godzinę...
Dziewczyna nie usłyszała końca tego zdania, bo runęła na ziemię. [Z przerażenia, że nie może iść do łazienki? Wyczuwam powinowactwo z ludźmi na pustyni z PLUSowej analizy o Sakurze na dworze faraona. Tylko, że oni umierali ze strachu, jak choć przez sekundę nie mieli czego omnomnomać. Więc albo MarySue jest z nimi spokrewniona, albo aŁtorka ostatnio oglądała TEN odcinek Hałsa ^^]
-Monika ! Pomocy ! [Monika! Zemdlałaś! Co my teraz mamy zrobić?! Pomóż nam, wskaż drogę!]- zaczęły krzyczeć Klaudia i Klementyna, ale przerażone nadal siedziały na miejscach.
Reszta klasy podśmiewała się pod nosem [o, widzę do klasy też chodzi z buddyjskimi mnichami: zemdlała wasza koleżanka? „Relax! Take it eeeasyy!”]. Zaczęły się szepty, lecz po jakimś czasie zrobiło się bardzo głośno. Fizyk, który nigdy nie doświadczył takiej sytuacji w swoim zawodzie [jeszcze nigdy mu uczniowie nie gadali na lekcji? To chyba nie dzieje się w Polsce…], nie wiedział co ma zrobić. Siedział jak zahipnotzowany i świdrował wzrokiem nieprzytomną twarz uczennicy. Tylko Karolina wiedziała co począć, ponieważ jej ojciec jest lekarzem [Nieoczekiwana zmiana czasów w środku zadnia- jest!]. Uklękła nad Moniką i sprawdziła jej puls i oddech. Były w normie. Wstała, otrzepała swoje nowe dżinsy [to kluczowe] i szybkim krokiem wyszła z klasy [xD]. Nikt nie wiedział co się dzieje. Dopiero gdy zaczęły latać samoloty ze strzępów testu [Wut? Oo A nikt się tam przypadkiem nie huśtał na żyrandolu? Nie pieprzył się ostro na ostatniej ławce? Jesteś pewna?], nauczyciel ocknął się.
-Spokój ! - wrzasnął.
Nie odrazu został posłuchany [uczniowie nie słuchali go z odrazą i natychmiast się uspokoili. Samoloty z testów, ogarnięte Autorytatywną Siłą Dorosłego ustaliły godziny przylotów i wylotów i urządziły sobie lotnisko pod jakimś podręcznikiem. Nie może panować burdel w przestrzeni powietrznej!], ale gdy zapanował porządek fizyk podrapał się po głowie.
Mało kto oszczędził sprawdziany, a nie było zapasowych kopii. Po dłuższym zastanowieniu powrócił na swój fotel i zaczął wertować książkę. Gdy znalazł upragnioną stronę na nowo powstał i zaczął pisać zadanie na tablicy. Przez klasę przeszedł pomruk niezadowolenia. Ktoś powiedział cicho :
-Czy pan oszalał ?
Nauczyciel puścił to mimo uszu, lecz uczeń nie dawał za wygraną :
-Pisze pan zadanie na tablicy, a obok leży uczennica !~ [„Panie! Becikowe samo się nie zrobi!” (Hej, czy wy też uważacie, że ta falka wygląda niezwykle pociesznie akurat w tym miejscu?)]
Fizyk odwrócił się i mroźnym wzrokiem zmieżył [Co zrobił? Państwo pozwolą, że sobie ryknę…] klasę . Był zdenerwowany, lecz w duchu przyznawał temu komuś rację [No łał, serio?! A ja myślę, że nie krępuj się porozwiązywać jeszcze trochę zadań. Może nam Maryśka przez ten czas kopyrtnie i będzie po problemie. Z drugiej strony *zmienia ton głosu z szyderczego na doradczy*: im szybciej ona wyciągnie kopyta tym prędzej opko się skończy i przestaniesz być personifikacją złego, głupiego nauczyciela aŁtorki. Rozważ wszystkie aspekty!]. Ale została naruszona jego duma, nie będzie w końcu mówić mu co ma robić jakieś dziecko! Postanowił się bronić:
-Karolina poszła po pomoc, a ja muszę Was tutaj pilnować. - posłał szyderczy uśmiech [Ło! Ale ich urządził! *podziwia geniusz zbrodni*].
Więcej sprzeciwów nie usłyszał, gdyż do klasy weszła dyrektorka. Spojrzała na Monikę, po czym poprosiła uczniów o wyjście z klasy [Następnie poprosiła nauczyciela o wyjście ze szkoły. Szybciutko. Z uprzednim zebraniem swoich rzeczy, bez okresu wypowiedzenia, za zaniedbanie i narażenie życia uczennicy na szwank]. Gdy to się stało, przed szkolę przyjechała karetka [ekspresowo dosyć. To na pewno nie w Polsce]. Wiedziała, że Monika może udawać, albo że zaraz się ocknie, ale wolała dmuchać na zimne [Ta karetka? Oo]. Gdy dziewczyna była ładowana na nosze, przyjaciółki miały chwilę na rozmowę.
-Jak myślicie ? Co się stało ? - zapytała Klementyna.
-Moim zdaniem to ona udaje... - odpowiedziała Klaudia.
-Nie znasz jej tyle co ja. - zaprzeczyła Karolina - myślę, że była zdenerwowana. Od rana ją obeserwowałam. Najpierw się spóźniła i udwała spokojną, no i miała pomalowane usta. Przecież robiła to tylko wtedy gdy się czegoś bała! [*facepalm* I loczki kręciła nie tą ręką co zazwyczaj!]
-Hm...masz rację - rzekła Klementyna. - ale skąd...
Nie dokończyła gdyż dyrektorka oznajmiła, że są zwolnieni z lekcji, a ciszej dodała do dziewczyn:
-Odwieddzie ją w szpitalu. [Rada pedagogiczna, która się zbiera, żeby na teście z fizyki uczniowie byli podzieleni na grupy, dyrektorka zwalniająca cała klasę z lekcji, żeby sWeEtAsHnE przyjaciółeczki mogły pójść po swą MarySue… Cuda, cuda w tej budzie!]
Rozmowa
Dziewczyny spotkały się w willi Klementyny. Miała ona wielką rezydencję na przedmieściach Nicei. Mur otaczający dom wyglądał bardzo niepozornie, dopiero po otwarciu bramy dało się dostrzec bogactwo właścicieli. Klaudia przybyła pierwsza. Zanim lokaj otworzył jej drzwi przemokła do ostatniej nitki i rozwścieczona rzuciła na niego morky [brzmi trochę jak „porky” xD] płaszczyk [I ona tak się zachowuje jak jest w gościach u koleżanki? Spoczko. Zaraz walnie się na kanapie, ubłocone buty zrzuci na dywan i wrzaśnie o popcorn. A potem zacznie wydłubywać brud spomiędzy palców. Pełna kultura wśród tych bogaczy]. Gdy pokonała schody, które mieściły się w ogromnym holu, skierowała się w jeden z korytarzy. Znała ten budynek od urodzenia, bowiem spędziła w nim połowę swego życia. Rodzice Klaudii często wyjeżdżali w delegacje lub inne mniej interesujące spotkania biznesowe, dlatego ona lądowała w tym domu. Niestety zdarzało się to bardzo często. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, ujrzała rudowłosą postać w czarnej sukience od Armaniego na szpilkach, których marki nie rozpoznawała. Klementyna jeszcze nigdy nie zrobiła na Klaudii tak wielkiego wrażenia [No! Miała własną rudowłosą postać! Szpaaan] .
-Jak wyglądam ?- zapytała.
-Ujdzie - odpowiedziała Klaudia, która za wszelką cenę nie chciała dać sadysfakcji [sadystyczna satysfakcja. Ta sukienka i szpilki to wstęp do jakiejś rozpustnej sesji?] przyjaciółce.
Udało jej się. Tamta od razu przestała się uśmiechać, za to ona w duchu śmiała się szyderczo [„HaHa! Zepsułam humor mojej koleżance i wpędzam ją w kompleksy! Ależ jestem zajebista!”]. Przez resztę czasu siedziały cicho, a atmosfera robiła się nie do zniesienia. Odetchnęły z ulgą dopiero gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chwilę później zobaczyły Karolinę.
-Ty, Ruda, co się tak odstrzeliłaś ? Monika nie idzie w ziemie tylko leży w szpitalu. - rzuciła wesoło.
-Odczep się - odwarknęła Klementyna.
Dopiero teraz Karolina zauważyła, że coś jest nie tak. Ona również dobrze ją znała ]. Domyśliła się, że zapewne pokłóciły się z matką, dlatego jest taka nie miła [Klaudia przychodzi, zachowuje się jak niewychowana, wredna, impertynencka krowa, ale Klementyna jest niemiła, bo powiedziała „odczep się”? AŁtorka nie przestanie mnie zadziwiać…].
-To co robimy ? - zabrała głos Klaudia.[Musicie wybrać nową MarySue. Niechybnie]
Zaczęła przechadzać się po pokoju, a robiła to zawsze gdy była bardzo skupiona, więc obie koleżanki obserwowały ją badawczo. Lecz im więcej okrążeń zrobiła tym bardziej były zbite z tropu [zbite z tropu były zapewne tym, że Klaudia chodzi w kółko („(…) Im więcej okrążeń zrobiła (…)”) nie chodząc w kółko („Zaczęła przechadzać się po pokoju (…)”)]. Dopiero po pewnym czasie stanęła i rzekła :
-Musimy odwiedzić Monikę, która leży w szpitalu [*umiera, porażona głębią tej dedukcji*]. Dobrze wiemy jak tak jest : pełno starych ludzi, wszystko śmierdzi lekami i na dodatek jedyny kolor jaki tam występuje to biały […ktoś tu dawno nie był w szpitalu]. Żadna z nas nie ma ochoty tam jechać [„Co mnie obchodzi, że możecie chcieć dowiedzieć się jak się czuje wasza koleżanka! Nie chcemy tam jechać i pojedziemy tylko dlatego, że się zmusimy! Imperatyw, suki!”].
Klementyna myślała podobnie, za to Karolina, która dzięki swemu ojcu przywykła do takich klikamtów [ostatnio dość dużo czasu spędziłam w szpitalu i nie spotkałam żadnych klikamtów. Może byłam w niewłaściwym szpitalu? A może to dlatego, że coś takiego nie istnieje? *rozkminia*] nie podzielała jej zdania.
-Nie przesadzaj. Jeszcze wiele w życiu zobaczysz i przecierpisz. Teraz właśnie Twoja przyjaźń została wystawiona na próbę.
Klaudia zaczęła "wiercić" ją wzrokiem [xD „Przewiercać”, aŁtorko. To, co ona robi, nazywamy „przewiercaniem” ^^]. Myślała o tym, że znów nie miała racji i na nic zdały jej się argumenty. Klementyna po przemowie Karoliny również przechyliła się na jej stronę.
-No to do liuzyny!-zadecydowała. [Lizyna to jeden z dwudziestu aminokwasów białkowych. Choć nasz organizm jej nie produkuje jest bardzo przydatna gdyż:
* Wchłania wapń -> dlatego kreda, której kolor przyjęła boCHaterka była blada- lizyna wyabsorbowała z niej wapń
* Poprawia koncentrację -> dlatego w tekście było tak niewiele literówek
* Łagodzi objawy różnych chorób -> tu złagodziła śmierć na zemdlenie
* A na dodatek stymuluje wzrost, zaś jej brak objawia się rozdrażnieniem -> Klaudia jak żywa, czyż nie? ^^
I w ten oto sposób, Drodzy Moi, dobrnęliśmy do końca, aby dowiedzieć, się, że aŁtorka to dietetyk w przebraniu, który podprogowo pokazuje nam, jak dobrze jest mieć zdrowy bilans białek w organizmie! Zapamiętamy tę lekcję na długo!]





Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
Fanfici yaoi są dziiiiiwne. Serio.
Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do yaoi, ani jego fanek. Miłość mojego życia [*macha rączką mając nadzieję, że to o nią chodziło*] jest fanką yaoi. Ale łączenie w pary dwóch (kanonicznie!) heteroseksualnych facetów jest dla mnie niekonieczne i niezrozumiałe. Co nie znaczy, że nie mogę rechotać wrednie i z premedytacją, kiedy jakaś Rassilonowi ducha winna panna wypisuje romantyczne brednie o Aragornie i Legolasie. I zdawać Wam sprawozdanie z mojego rechotu!
Czyż nie jestem doskonałym przykładem człowieka?
Miłej Zabawy!
Zanalizował: Johnny Zeitgeist
„Jutro”
Słowo się rzekło [olifant u płota?]. Czasu nie da się cofnąć, by nie wypowiedzieć przysięgi, wyznania. Ona poświęci dla mnie swoją nieśmiertelność, elfią naturę. Ja dla niej szczęście. [Wiesz, zawsze możesz powiedzieć „Wiesz, było fajnie, ale myślę, że powinniśmy spotykać innych humanoidów, i mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi” Będziesz dupkiem, ale dla Arweny to dosłownie kwestia życia i śmierci...]
Wtedy gdy staliśmy pod tym bukiem, gdy zauroczony jej pięknem powiedziałem kocham, nie znając prawdziwego znaczenia tego słowa. Nie poznałem go jeszcze. [O którego „go” konkretnie chodzi w tym zdaniu? O znaczenie słowa, czy Legolasa? Jaśniej, proszę!]
On zjawił się w moim życiu niespodziewanie i wszystko prócz niego przestało się liczyć. [Tak, Pierścień, Gondor, Koniec Świata... Wszystko nieważne! Popatrzcie tylko, jak ten blondasek rusza tyłeczkiem!] Jego uroda stokroć przewyższała piękno Arweny [nie. Po prostu nie], jego oczy hipnotyzowały. Gdy poruszał się nie mogłem oderwać od niego wzroku. Gdyby tylko pojawił się wcześniej... Nie, nie mogę tak myśleć. On jest księciem, tak jak ja. Nie możemy być razem. [czemu absolutnie każdej aŁtorce wysoki status społeczny kojarzy się z nieszczęściem w miłości? Disneya nie widziały, czy jak?]
Ja i On jesteśmy przyjaciółmi. Wojna o Pierścień zbliżyła nas do siebie. Teraz gdy wszystko się zakończyło zaczynam żałować, że nie trwa to dłużej. [„Tak! Niech Siły Ciemności zniszczą jeszcze jedno czy dwa miasta... On tak seksownie strzela z łuku!”] Chcę budzić się i widzieć jego wesołe oczy i zgrabne ciało [Hej, bez przesady! Zaraz ktoś tu zacznie zakładać kult Świętego Legolasa Od Świetnej Figury...], chcę obserwować jak tańczy podczas walki [„Heeey, Macarena!”], chcę go mieć tylko dla siebie. Nie mogę. To koniec. On wróci do Mrocznej Puszczy, ja do Minas Tirith.[Bu. Hu. Hu. Od kiedy to Aragorn jest emo?]
Siedzimy w obozie, cała nasza drużyna, choć nie, brakuje Boromira. Żałuję, ale zaraz dostrzegam Jego. [czyli że Legolas był twoim drugim wyborem, bo najpierw wolałeś spocony, owłosiony i jakże męski tors Boromira?] Śmieje się serdecznie z opowieści Merry'ego i Pipina. Mimowolnie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. On jest najpiękniejszym elfem w całym śródziemiu [raz – nazwy własne piszemy wielką literą. Dwa – najpiękniejszym? Serio? AŁtorka nadal ma na myśli Orlando Blooma, prawda?].
Jutro wyruszamy do Minas Tirith, jutro nasza drużyna rozdzieli się i jutro przybędzie Ona. [gdzie oni tak właściwie są? Wojna się skończyła, ale są wszyscy... Dla mnie brzmi to jak Rivendell. Czyli miejsce, w którym Arwena mieszka. Gdzie ona jest? Wyskoczyła na zakupy, czy jak?] Chciałbym żeby ta noc trwała wiecznie.
Księżyc jest już wysoko na niebie, wszyscy rozchodzą się do swoich namiotów. Zostaję. Widzę jak z troską przygląda się mi, jego smutne oczy sprawiają, że pęka mi serce. Uśmiecham się, wiedząc że on wcale się na to nie nabierze, ale próbuję. Podchodzi do mnie i siada przy mnie. Nic nie mówi, po prostu jest. W głębi duszy dziękuję mu za to. [„Po chwili zaczyna chrapać”]
Nikt już nie został, jesteśmy tylko my. Jest tak blisko, a jednocześnie daleko. Chciałbym Go dotknąć, przytulić, pocałować. Nie mogę. Sprawia mi tyle cierpienia, a jednocześnie jest moim szczęściem.
Patrzy na mnie, jego twarz jest tak blisko mojej. Tylko siłą woli powstrzymuję się by go nie pocałować, tylko słowo dane Arwenie sprawia, że milczę. [„Obiecaj mi, że nie będziesz całować tego ciasteczkowego seksi elfa z Mrocznej Puszczy!”] To on odzywa się pierwszy.
-Co Cię niepokoi Aragornie ? - pyta swoim melodyjnym głosem, pełnym troski. Nagle nie mogę już dłużej udawać, jego szczere oczy szukają moich, sprawiają, że muszę to powiedzieć.
- Kocham Cię Legolasie. - Mój głos jest cichy, słaby, ale on słyszy [czemu Aragorn jest uke? I czemu JA wiem co to znaczy?!]. Widzę emocje odbijające się na jego twarzy. [„Głód, znudzenie, zainteresowanie przebiegającą wiewiórką, znowu głód...”] Jest ich tak wiele, że nie mogę stwierdzić która z nich dominuje.
- Czemu mówisz to teraz? Czemu nie wcześniej ? [„Nie zdążę nacieszyć się miną Gimliego, kiedy mu o tym opowiem!”] - pyta, a ja muszę być szczery.
- Jutro się pożegnamy. Wspólna misja minęła, każdy rozejdzie się w swoją stronę. Chcę żebyś wiedział, że jesteś najważniejszą osobą w moim sercu. A czemu nie wcześniej ? Bałem się. [Tak, bo kiedy czytałem książkę lub oglądałem film, Aragorn zrobił na mnie wrażenie człowieka, który boi się własnych uczuć...] - Nie patrzę na niego. Wszystko wydaje się być lepsze od patrzenia na niego. Nagle czuję jego dłoń na mojej. Moje serce przyspiesza.
- Aragornie zawsze będziesz najbliższą memu sercu osobą. Jutro na pewno przyniesie zmiany, ale nasza przyjaźń przetrwa. Zawsze będziesz mógł na mnie polegać. [Ałć! To było BRUTALNE! Takiego kosza dostać, kiedy już prawie się jest królem – to musi BOLEĆ!] - W końcu odważam się [… a można było napisać „zbieram się na odwagę” i scena byłaby nawet całkiem dramatyczna] i zerkam na niego. Nasze oczy się spotykają. [„Nasze lewe oczy postanawiają wyskoczyć na piwo, a prawe rozprawiają o filozofii do późnych godzin rannych”] - Jednak ty i ja nie możemy istnieć. Jesteś przeznaczony Arwenie, a ja komuś innemu [„komuś, kogo Tolkien nie uznał za stosowne napisać! Serio, w tej książce jedynymi naprawdę istotnymi kobietami są Galadriela, Eowina i może Różyczka Cotton. Nie dziwię się, że jesteś gejem, cała ta historia to istne Parówa Party...”]. Przykro mi. - Nagle dzieje się coś niesamowitego. Zbliża się do mnie i nasze usta łączą się. Jest to niczym dotyk motyla i ulotne jak czas, ale jest. Gdy w końcu odsuwamy się od siebie, nie otwieram oczu. Chcę by trwało to jak najdłużej. Słyszę jak szepcze.
-Kocham cię, Aragornie. - A potem znika, a wraz z nim dotyk i smak jego ust. [dotyk jego dłoni pozostał jeszcze przez chwilę na tyłku Strażnika, po czym ulotnił się również]
Jutro taka sytuacja się nie zdarzy, nie powtórzy. Jutro wrócimy do swoich legend, jutro wszystko się zmieni, lecz jutro nie wymaże wspomnień i nie zmieni uczucia. Jutro rozpocznie się nowe życie, nowa era, a wczoraj będzie tylko wspomnieniem. [A ty spędzisz następne kilka lat starając się o Eldariona i jego dwie siostrzyczki cały czas szepcząc do Arweny niewłaściwe imię i prosząc, żeby wchodziła do łóżka z łukiem... Miłej reszty Twojego życia, Wasza Królewska Mość!... Ciapo jedna]