piątek, 30 września 2011

5.2. Teraz to już boisz się miłości, czyli "Jaki żal niewysłowiony, jaki przejmujący ból"

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Dzisiaj czeka was ostatnia część wesołych przygód panienki Javert, a w niej: siekany kanon w sosie ze sztampy i błędów ortograficznych, złowieszcze WamPITy i ze dwie niezłe sceny.
Bawcie się dobrze!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział 5 - Inspektor i spotkanie w lesie
Aaaa, wybaczcie mi, notka miała być już wczoraj, ale nie dałam rady jej wstawić ^^' Zapraszam do czytania. Trochę gorsza niż poprzednie, bo coś mi nie szło z pisaniem. Ale jest! Następna będzie lepsza, obeicuję :D Proszę, piszcie kocie, mamy ponad 400 wejść i tylko 11 komentarzy? Hehe :D [Jak przeczytasz nasze komentarze, to Ci się odechcę „kociów”...]
*
- Ktoś był w naszym domu! [„Ktoś jadł z mojej miseczki! Ktoś spał w moim łóżeczku!”] [„Przecież nikt nie spał w twoim łóżeczku”] [„I dlatego krzyczę!”] - krzyczała przerażona Cosette trzymając mocno ramię Mariusa. - To na pewno mordercy!
Pontmercy westchnął. Tak to jest jak ma się żonę historyczkę pomyślał [No, taka histOryczka w domu to prawdziwe utrapienie xD].
- Daj spokój, to pewnie tylko złodzieje [*parsk* No faktycznie, nie ma się czym przejmować]. Zadzwoniłem [dzwonkiem chyba. Telefon wynaleziono dopiero w 1876 roku…] już po inspektora akurat przyjechał dziś do miasta. Na pewno rozwiąrze tę sprawę.
- Oczywiście że tak. – usłyszeli głos i odwórcili się. Do salonu wszedł właśnie wysoki, fioletowowłosy mężczyzna. - Złapię złoczyńcę zanim zdążycie mrugnąć [*mruga*] [*mruga również*] [...No i gdzie nasz złoczyńca, hmmmmm?] [Pewnie wciąż dywagują, czy dobry złoczyńca to to samo co zły dobroczyńca ^^].
- To pan, inspektorze. – Marius uśmeichnął się nerwowo. Nie wiedział czemu ale widok inspektora przyprawiał go o dreszcze. [Może to były kły wyzierające z gęby inspektora? Może plamy krwi na jego płaszczu? A może koszulka z napisem „Międzynarodowy Zjazd Stereotypowych Złoczyńców 122 p.n.e.”? Któż to wie…]
- Raphael Caine, do usług. – fioletowooki ukłonił się i ucałował dłoń Cosette. - Proszę mi opowiedzieć co się wydarzyło.
- Właściwie nie wiemy. Gdy wróciliśmy do domu nikogo już nie było.
- Czy coś zginęło. [Caine gardził znakami zapytania i starał się ich unikać]
- Ten drań ukradł pamiętnik mojego ojca! - zaczęła się drzeć Cosette. - I naszyjnik z pereł, który od niego dostałam!
- To poważna sprawa. Chciałbym obejrzeć miejsce skond zostały skradzione przedmioty? [Nie, nie gardził. Znak zapytania po prostu wyemigrował tutaj]
Zaprowadzili go do salonu. Inspektor dokładnie obejrzał pudełko na biżuterię i stolik.
- Czy podejrzewacie kogoś? Macie jakiś wrogów?
- Nie. Wszyscy są dla nas bardzo mili i robimy co w naszej mocy, żeby nikomu się nie narazić... [„Rewolucja? Jaka rewolucja? Nawet nie wiem co robię w tej mieścinie...”]- zaczął Marius, ale Cosette mu przerwała:
- Niedawno przyjechały tutaj dwie dziewczyny. To na pewno one!
- Skond [AAAARRRGHHHH!] ta pewność?
- Intuicja. Jednej z nich, tej czarnej, bardzo źle z oczu patrzyło. [I to podstawa by oskarżać je o kradzież? W Paryżu aż się roi od takich, co im źle z oczu patrzy. ]
- Gdzie meiskzają te panienki?
- W domu na szczycie wzgórza.
- Dziękuję, na pewno sprawdzę ten trop. Tymczasem chciałbym porozmawiać ze służbą która była tu wczoraj w nocy. Radziłbym państwu wybrać się na przechadzkę, taka piękna pogoda... [„Po drodze, proszę skosztować bułeczek w piekarni na rogu, naprawdę wyśmienite. A jeśli chodzi o państwa życie seksualne, to też mógłbym coś doradzić...”]
Tak tez zrobili.
Tsukiko zdecydowała że pójdzie na spacer do lasu.
Po nocnej wyprawie była bardzo niespokojna. Trzęśły jej się ręce a przedmioty same leciały z rąk. Pamiętnik i naszyjnik showała [*zwija się w kłębek i łka żałośnie*] na razie pod łóżkiem. Ubrała letnią, lekko prześwitującą, białą sukienkę i wymknęła się z domu [Czy w ogóle jest sens wspominania o panujących wtedy konwenansach?...] [Czy w ogóle jest sens pytać w co ona ubrała tę sukienkę?]. Sairalindë wiedziała o tym. Ale jak zawsze nic nie zrobiła. Wiedziała kiedy należy zostawić przyjaciółkę samą.
Kruczowłosa szła powoli przez las. Było ciepło i wiał lekko wietrzyk. Tutaj nareszczie zdołała się uspokoić. Jednak nie na długo. Gdy na chwilę przystanęła, żeby przyjrzeć się kwiatom rosnącym na polanie usłyszała za sobą trzask gałązki. Odwróciła się szybko i ujrzała Mariusa Pontmercy.
Przez chwilę oboje stali i tylko mierzyli się wzrokiem [Marius zmarszczył brwi i pomyślał „Hmmm. Na oko metr pięćdziesiąt w kapeluszu!”]. Widać i on był zaskoczony tym spotkaniem. Wreszcie uśmeichnął się.
- Dzień dobry panienko Javert. Miło panienkę widzieć. - powiedział i zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Dzień dobry panie Potmercy. Ja również cieszę się z tego spotkania. - ledwo odparła [„Gwiazdy świecą nad godziną naszego spotkania!”?] [NIE! Dopiero co mi przeszło po Sandrze i Legolasie! Nie będziesz cytował Tolkiena na daremno! *plask*] [Ałć!] [Samżeś sobie winien!]. Przypomniała sobie że dawno nie piła krwi. Gdy Marius się zbliżył poczuła jego woń i zrobiła się głodna.
- Czy wszystko w porządku? Zrobiła się panienka bardzo blada.
- To pewnie przez to słońce. Bardzo jasno dzisiaj świeci. [Od słońca się ciemnieje] - udało jej się wydusić. Starała się za wszelką cenę na niego nie rzucić.
- Tak to prawda. Bardzo ładnie panienka wygląda w tej sukience [Tej białej, lekko prześwitującej? Czy mogę nie skomentować?].
- Dz... dziękuję. Panu też wcale nieźle w tym stroju [*facepalm*].
- MAAARIUS! - Cosette wypadła na polanę. - Oh, tutaj jesteś! - Wtedy dostrzegła Tsukiko. - Dzień dobry panienko Javert.
- Dzień dobry. - niechętnie powiedziała Tsukiko. Jakimś sposobem zapach Cosette odebrał jej całkwicie apetyt. - Wybraliście się na przechadzkę.
- Tak. Niestety moja żona zgubiła się przed chwilą. - z tonu jego głosu wnioskowała, że wcale nie żałował. Może specjalnie ją zgubił? [I myślał, że nie wróci do domu? Może powinien przywiązać ją do drzewa, żeby zdechła z głodu?]
- Ale się odnalazłam! - uwiesiła się jego ramienia. - A teraz chodźmy dalej, kochanie. Tylko teraz cię nie puszczę.
- Widzi panienka nie mam wyboru. - uśmecihnął się do Javert. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. Zaproszenie na herbatkę jest nadal aktualne.
- Chętnie wpadniemy. Proszę się nas spodziewać o każdej porze dnia i nocy.
- Czy mam wybór?
- Nie. - zaśmiał się i odszedł wraz z żoną.
Gdy zniknęli jej z oczu, Tsukiko ruszyła w przeciwną stronę. Znalazła w lesie jakiegoś niedźwiedzia [„Gdyby pszczołami były niedźwiadki nisko na ziemi miałyby cha…AGHR!!!” mruczał Niedźwiedź. W przeciwnym razie NA PEWNO choć spróbowałby się obronić]. Gdy wgryzała się w jego szyję, nie wiadomo czemu pomyślała o Mariusu. [Wiadomo - aŁtoreczka też o nim myśli w najmniej odpowiednich momentach...]


Rozdział 6 - Herbatka z inspektorem
Aaa, paskudny onet nie chciał mi się dać zalogować ^^' [Jeśli nawet onet utrudnia ci pisanie opka – wiedz, że coś się dzieje] Wybaczcie, że rozdział tak krótki, ale po prostu musiałam to tak rozdzielić. Następny będzie dzłuższy ^^ 9mam nadzeiję :P). Dziękuję za komentarze i zachęcam do dalszego stukania w klawiatury! [Oj, ależ się nastukam. No ale skoro tak mnie zachęcasz…]
*
Powoli zapadał zmeirzch. Tsukiko nerwowo wyjrzała przez okno, sprawdzając, czy Caine pojawił się już przy wejściu. Jednak nikogo nie zauważyła. Westchnęła i wróciła do jadalni gdzie Sairalindë i Elodie parzyły herbatę i nakrywały do stołu.
- Mówiłaś że kto ma przyjść? - zapytała przyjaciółka.
- Raphael Caine. Był przyjacielem mojego ojca [BARDZO bliskim przyjacielem jak mniemam] w Paryżu [Javert nie miał przyjaciół. Miał tylko ludzi, których jeszcze o nic nie oskarżył].
- Rozumiem że mamy cię zostawić samą?
- To konieczne.
Kruczowłosa gestem odesłała Elodie.
- Masz wolne do końca dnia. [Zapamiętajcie to, Drodzy moi]
- Dziękuję.
Blondwłosa ukłoniła się i wyszła z pokoju.
- Tsukiko, martwię się. Od rana jesteś jakaś niespokojna. - rzekła błękitnooka.
- Nic mi nie jest.
- Wiem że wymknęłaś się w nocy. Nie chcę żebyś narobiła sobie kłopotów.
- Nie musisz się martwić. Będę ostrożna. [W swoim wyważaniu drzwi jestem cicha jak ninja, teges tamteges!]
Wtedy usłyszały pukanie do drzwi. Błękitnowłosa uśmiechnęła się.
- Będę na górze gdybyś mnie potrzebowała. - szepnęła i wyszła.
Javert westchnęła i skierowała się do drzwi wejściowych. Wiedziała że przyjaciółka i tak pozna treść rozmowy. Wprawdzie nie miała czułego elfiego słuchu ale była czarodziejką i potrafiła zdobyć pożądane informacje. [Widocznie w tym universum używanie legilimencji na przyjaciołach było bardzo w dobrym tonie…]
Podeszła do drzwi i nacisnęła kalmkę [kalmka- bardzo spokojna klamka], otwierając je przed gościem. Na progu stał uśmeichnięty Raphael Caine.
- Dobry wieczór. - przywitał się.
- Dobry wieczór. Zapraszam do srodka. - odpowiedziała Tsukiko, chociaż wcale nie miała ochoty go zapraszać. . [To niech go nie zaprasza. Ja na przykład odczuwam niesamowitą satysfakcję zatrzaskując drzwi przed nosami ludzi, których nie lubię. Zabawa dla całej rodziny!]
Zaprowadziła go do jadalni, usadziła przy stole i nalała im obojgu herbaty. Przez chwilę panowało milczenie.
- Państwo Pontmercy zatrudnili mnie [inspektor pracuje dla policji, o ile się orientuje. „Zatrudnia go” państwo, a nie prywatni klienci. Wiedza naszej aŁtorki na tematy wszelakie jest bliska zeru i ciągle spada!] do rozwiązania sprawy zaginionych przedmiotów. - rzekł wreszcie fioletowowłosy. - Dlaczego to zrobiłaś? [Szybki jest! xD]
- Mam swoje powody. - odparła a raczej warknęła Tsukiko.
- Zapewne nie zechcesz się ze mną nimi podzielić?
- Nie. A pan czego tu szuka? [„Czego tu szuka, no, czego?!”] Nie sądzę by martwił się pan o córkę starego przyjaciela.
- Ranisz mnie. Aż tak nisko mnie cenisz? [To, czy ona go ceni wysoko czy nisko nie ma tu nic do rzeczy. Ja tam bym się raczej skupiła na tym, jak go ocenia…]
Uśmiechnął się onieśmielacjąco. Javert pamiętała ten uśmiech i nie były to miłe wspomnienia. [Trauma z dzieciństwa?]
Zacisnęła zęby.
- Mów czego chcesz i wynoś się.
- Skąd ta wrogość? Ale dobrze. - odstawił filiżankę na stół i wyprostował się na krześle. - Mam dla ciebie pewną propozycję. [Cóż za zaskoczenie. Myślałam, że sprawa z którą do niej przyszedł, to całkiem bezinteresowne oddanie jej całego ładunku ogórków kiszonych, które właśnie do niego przyszły. Zero propozycji]
- Nie jestem zainteresowana.
- Nawet nie wiesz, o co chodzi.
- I dobrze. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. [*układa sobie poduszkę* Obudźcie mnie jak przestaną mówić frazesami...]
Wampir już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi [technicznie jest to poprawne - dzwonki koło drzwi zawieszano już w starożytnym Rzymie. Tylko czemu wydaje mi się, że aŁtorka ma na myśli takie elektryczny, który robi „bzzz”?]. Popatrzył na nią ze zdumieniem ale tylko wzruszyła ramionami i wstała. Podeszła do drzwi żeby je otworzyć. Gdy to uczyniła jej oczą ukazali się Cosette i Marius.
- Wpadliśmy na obiecaną herbatkę. Mam nadzieję żę to nie problem. - powiedział Marius z olśniewającym uśmeichem. [aa, rozumiem - cliffhanger taki!] [Kurde, takich niespodzianek to się nawet we współczesności nie robi…]


Rozdział 7 - Podejrzenia i trzask gałązki
I jest nowa notka. Moi drodzy, to niesamowite, jaka jest różnica pomiędzy ilością wejść a osób komentujących? Naprawdę te kilka osób nabija mi aż tak licznik? Nie bójcie się, klawiatura nie gryzie, a ja lubię wszystkie komcie ^^ [Kiedy z tobą skończymy, będziesz musiała przemyśleć tą wypowiedź...] [Nasze też? Kupą, mości Johnny, kupą!] [Ithil, to było niesmaczne xP] ^^ Zaprawszam do czytania.
*
Cosette rozglądąła się z wyraźnym niezadowoleniem po salonie. Gdy Elodie [która, zgodnie z poprzednim rozdziałem, powinna mieć teraz wolne] przyniosła herbatę wzięła filiżankę do ust i powąchała po czym skrzywiła się z dezaprobatą [Wyobraziłam sobie Cosette z ustami jak żaba drzewna i małym trąbo-ryjkiem zamiast nosa: żeby mogła włożyć sobie całą filiżankę do ust a następnie jeszcze ją obwąchać]. Tsukiko stłumiła w sobie chęc żeby ją udusić ale tylko ze względu na Mariusa. Mąż Cosette [Aj tam, co to za mąż, skoro tylko ślepiami strzela za jakimś skokiem w bok…] okazał się dużo lepiej wyhowyanym człowiekiem. Zabawiał rozmową i Rapahela, i Tsukiko, a gdy przyszła Sairalindë, ustapił jej miejsca [No szkoda, żeby miejsca ustąpiła Cosette]. Jego zona wpatrywała się w dziewczyny morderczym wzrokiem. Widać było ze jest bardzo zazdrosna o męża. [Czy jest sens, żeby mówić jak bardzo mija się to z oryginałem?] [Nie, nie ma] [To nie będę mówił]
Raphael zahowywał się bardzo swobodnie. Rozmawiał z Mariusem na temat Paryża i z uwagą słuchał rozmówcy. Nie dawał po sobie poznać że wie kim jest złodziej. Javert zaczynała już czuć się spokojnie. Jednak Cosette z wyraźnym zadowoleniem zniszczyła jej spokoj ducha.
- Czy wie pan coś na temat sprawy kradzieży w naszym domu? - zwróciła się do Caine'a.
- Niestety neiwiele. Właśnie pryszłem [*łka, nagle pozbawiony sił*] do panienki Javert żeby zapytać czy nie słysząła czegoś w nocy. - odpowiedział wampir uśmiechając się do niej zneiwalająco. Cosette zarumieniła się ale nie zniechęciło jej to do drążenia tematu.
- Może dobrze byłoby zapytać czy czegoś nie widziała.- powiedziała i rzuciła kruczowłosej nieprzyjemne spojrzenie. Ta udała zdziwienie.
[-A ty nie ucz ojca dzieci robić!- fuknął Caine i lekko pacnął ją w nos zwiniętą gazetą]
- Co niby miałam widzieć? - zapytała z niewinną minką. Cosette zmrużyła oczy.
- Może nie wiesz, ale zostaliśmy obrabowani. Wczoraj ktoś zakradł się do naszego domu i skradł cenny złoty naszyjnik oraz rodzinną pamiątkę.
- A tak, inspektor wspomniał coś. Nikogo nie widziałam. Przykro mi. [„Bo spałam, jak każda nie będąca wampirem osoba ma w zwyczaju. Absolutnie nie byłam w waszym domu, ani tym bardziej nie wyrywałam drzwi z zawiasów. Serio!”]
- Nie wątpię. - Cosette nadal wpatrywała się w nią podejrzliwie. Było jasne ze tsukiko była dla niej główną podejrzaną. Marius spuścił wzrok. Najwyraźniej bardzo nie podobał mu się tok tej rozmowy.
- Mam nadzieję, że wkrótce złapie pan sprawce i odzyska skradzione dobra. - zwróciła się Cosette do inspektora. [„Dobra”- jeden naszyjnik i stara książka. Na czarnym rynku takie rzeczy chodzą po tysiąc za gram!]
- Zrobię co w mojej mocy. Sprawca nie umknie sprawiedliwości. Wszak byłem drugim najlepszym inspektorem w Paryżu.
- Naprawdę? To wspaniale. W takim razie już o nic się nie martiwię. - mówiąc to, wyjrzała przez okno. Słońce powoli zachodziło [co było o tyle ciekawe, że kiedy Caine przyszedł do rezydencji Tsukiko zmierzchało. A teraz- po co najmniej pół godziny… dalej zmierzcha! Zapętlenie czasoprzestrzeni?]. - Kochanie, chodźmy już. Chcemy przeciez zdazyc do domu przed zmrokiem. [...bo taką mamy fobię? Serio, bo kiego grzyba?]
Oboje wstali i udali się do wyjścia. Tsukiko odprowadziła ich. Gdy Cosette przechodziła przez próg, Marius rzucił jej przepraszające spojrzneie [Chciał ją przeprosić za to, że musi sama przechodzić przez ten próg, a nie jest przenoszona? To jakiś nowy sposób na uzmysłowienie nam, jak głupią, beznadziejną, brzydką i śmierdzącą postacią jest Cosette?]. Uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił uśmeich.
Gdy drzwi się zamknęły za nimi przez chwile stała zamyślona. Z tego stanu wyrwał ją głos inspektora tuż nad uchem.
- Ja też już pójdę. Przyjdę tu jeszcze jutro, tymczasem uważaj na siebie.
Wzdrygnęła się i odskoczyła. Caine uśmeichnął się i wyszedł.
- Kto to był? - zapytała jej przyjaciółka gdy wróciła do salonu. - Czemu chowasz przede mną takich przystojniaków?
- Daj spokój Sairalindë. To inspektor Raphael Caine. On i mój ojciec byli przyjaciółmi w Paryżu.
- A przy okazji potężny wampir. [Albo budyń] - błękitnowłosa uśmeichnęła się widząc jej zdziwioną minę. - Co sę dziwisz? Wampiry wyczuwam na kilometry [wampiry śmierdzą, jasne? Jak kiszone skarpetki]. A o tym sporo już słyszałam.
- Nic dziwnego. Podobno to najpotężniejszy wampir w obecnych czasach. - Tsukiko westchnęła a potem coś sobie przypomniała. - Nie złożył mi propozycji.
- Małżeństwa? - wypaliła błękitnooka ale widząc spojrzenie ognistookiej [wściekłooki Johnny westchnął i zwrócił się do księżycookiej Ithil - Jak myślisz, ile te aŁtorki mają jeszcze oczu w zanadrzu?] [A blondwłosa Ithil zwróciła się do kasztanowłosego „W cholerę, mój miły. W i ciut, niestety…”] [*Po czym oboje załkali żałośnie*] udała że bardzo zainteresował ją czajnik.
- Miał mi złozyć jakąś propozycję. - kontynuowała Tsukiko. - Ale przyszedł Marius i ta jego zoneczka [Ojciec tej „żoneczki” zabił jej ojca (bullshit, ale o tym już było) co nie przeszkadza jej podkochiwać się w owej „żoneczki” mężu ^^] [Mężusiu ^^]. Powiedział tylko ze jutro też przyjdzie.
- W takim razie przekonamy się jutro, prawda? A teraz pomóż mi z tymi talerzami. [Służba się tym zajmuje! Słu-żba! Ech, po co ja się tak męczę...]
Cosette trzymała Mariusa pod ramię i co chwila rzucała wściekłe spojrzenia w kierunku domu Javert. [Dom przeląkł się srodze]
- Kochanie mam wrażenie ze trochę za bardzo się tym przejmujesz. - powiedział Marius.
- Może masz rację. - jego zona potrząsnęła głową. - Ale ta Javert jest jakaś dziwna. Mam wrażenie ze ma coś do mnie [-.- A potem Cosette podkasała kiecę, charkła, pierdła i zamieniła suknię z kapeluszem na dżinsy, podkoszulkę i trampki] [Ałtoreczka, która ją stworzyła podkochuje się w aktorze, który gra twojego męża. Niestety, tego nie obejdziesz, trzeba przetrzymać...].
- Nie przesadzaj. To bardzo miła dziewczyna.
Cosette popatrzyła na niego krzywo ale nic nie powiedziała.
Za ich plecami trzasnęła gałązka. Cosette pisnęła i showała się za Mariusem, który odwrócił się i zasłonił sobą zonę [Musiał mieć dupę jak szafa gdańska: klik!] .
- Co to było? - wyszeptała przerażona Pontmercy.
- Nie wiem. Nikogo ani niczego nie widzę [„Ciemność widzę, ciemność!”]. Ale chodźmy stąd [Cóż, jeśli faktycznie w mroku kryje się złoczyńca, to odwrócenie się do niego plecami jest bardzo dobrym pomysłem, czyż nie, Johnny?]. - złapał ją za rękę i pociągnął za sobą w stornę domu. Cosette prawie pobiegła za nim.


Rozdział 8 - Aresztowanie
Aaaaa, wybaczcie tę długą przerwę. ^^' Żyję i o blogu pamiętam. Przepraszam też, jeżeli zdażyło mi się nie skometnowac jakiegoś rozdziału na czyimś blogu. ^^" [Na przykład na naszym. Jesteśmy oburzeni!]
Zapraszam do czytania!
*
Tsukiko obudziła się i długą chwilę leżała, wpatrując się w sufit. Słyszała jak krople deszczu uderzają o szybę. Zastanawiała się nad tym czego chciał od niej Raphael. Wiedziała że to co jej dzisiaj powie, nie spodoba jej się. Ale cóż mogła zrobić?[Mnóstwo rzeczy. Wyjechać. Zabić Caine'a i ukryć ciało. Nie wpuścić go...] Caine zawsze dostawał to czego chciał. Czas żeby ktoś utarł mu nosa pomyślała a następnie wstała z łóżka. Wykąpała się i przebrała. Już czesząc swoje długie czarne loki do pokoju weszła Sairalindë [kto czesał? Co czesał? Umieć jechać trawnik...] [No proste: Sairalindë weszła do pokoju, czesząc swe długie, czarne loki. Zagadką pozostaje, gdzie je trzymała, bo aŁtorka cały czas opisuje ja jako niebieskowłosą, ale kto by się tam czepiał szczegółów…]. Dziś ubrała prostą białą sukienkę z dużym dekoldem [slut!] a Javert miała na sobie podobną tylko czarną.
- Obudziłaś się wreszcie. - przyjaciółka miała zdenerwowany głos.
[ton jej głosu był absolutnie w porządku. To jej głos był zdenerwowany, że musi wypowiadać takie rzeczy, marząc o paryskich teatrach...]- Coś się stało? - zapytała kruczowłosa. Wiedziała że błękitnooka jest zdenerwowana. Zawsze umiała to rozpoznać.
- Rano przyszła policja. Aresztowali Elodie.
- Za co?!
[Mam rozumieć, że ”kruczowłosa” przespała całą akcję policyjną? Czy wampiry nie są przypadkiem istotami nocnymi?] [Są, ale gdyby Tsukiko mogła coś z tym zrobić drama byłaby mniej dramowa]
- W jej pokoju znaleziono naszyjnik skradziony z domu Pontmercych. - błękitnowłosa rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach. - Oczywiście wszystkiemu zaprzeczała ale inspektor Caine i tak postanowił ją zabrać [A to szubrawiec!].
Ognistooka długą chwilę stała nie mogąc wydobyć głosu. Zrozumiała że wczoraj wieczorem gdy poszła otworzyć drzwi fioletowowłosy przeniósł naszyjnik z jej pokoju do pokoju służącej [A w jakim celu niby?] [Pognębienia bezbronnej, obnażenia prawej i sprawiedliwej duszy Tsukiko a także dlatego, że pół-wampirzyca tak by mu powiedziała, jakby już się dowiedziała, że by mu w pięty poszło. Raphael Caine bał się po prostu jej cietej riposty]. W końcu był wampirem i potrafił poruszać się z ogromną prędkością. Poczuła jak narasta w niej wściekłość.
- Sairalindë wychodzę! - zawołała już z przedpokoju. Ona również potrafiła szybko się poruszać chociaż wolniej niż prawdziwy wampir. Złapała płaszcz i narzuciła go na siebie. - Gdybym nie wróciła do wieczora zabij inspektora! [A potem wyrzuć śmieci i złóż jakieś dziecko w ofierze!]- Tsukiko! - krzyknęła błękitnowłosa ze szczytu schodów ale Javert była już na zewnątrz. Pod bramą zatrzymała się i krzynęła do przyjaciółki:
- I Cosette Pontmercy też! Obiecaj! To mi musisz obiecać!
[„Bo jest głupia! I śmierdzi!”]
- Obiecuję! - odkrzyknęła zdziwiona błękitnooka.
Pół-wampirzyca popędziła droga w stronę komisariatu i po chwili była już na miejscu. Nie zważywszy na zdziwione spojrzenia ludzi [„slut!”] wpadła do budynku.
- Muszę natychmiast rozmawiać z inspektorem Cainem! - krzyknęła. Policjanci popatrzyli na nią zdumieni.
- Inspektor jest teraz zajęty. Niech panienka przyjdzie później.
Tsukiko opanowała się po czym popatrzyła w oczy policjantom z uroczym uśmeichem.
- To bardzo ważne. - powiedziała najsłodziej jak umaiła. - Naprawdę muszę z nim teraz porozmawiać. [Ta, jasne. Uważaj, bo uwierzę, że to zadziała...]
Pod wpływem jej uroku […I don't want to live on this planet anymore] natychmiast zgodzili się a jeden z nich zaprowadził ją do gabinetu wampira. Javert uśmiechała się pod nosem. Nie po raz pierwszy jej wrodzony wampirzy urok i umiejętność zauraczania ludzi przydała się [To nie wampirzy urok a moc blogaskowej heroiny wraz z nieznośnym marysuizmem].
Gdy weszła do gabinetu zostawiając policjanta na korytarzu i zamykając za sobą drzwi fioletowowłosy stał przy oknie odwrócony plecami. Powstrzymała chcęć aby rzucić się na niego i zadźgać własnym piórem [Phi! Tak się spieszyła, a własne pióro to zabrała!]. I tak nie miała szans.
- Caine. - jego imię wymówiła ze złością i neinawiścią. [i, biorąc pod uwagę jak jej wypowiedzi były zapisywane do tej pory, prawdopodobnie błędnie] - Co to ma znaczyć?
- Wypełniam obietnicę daną dawno temu twojemu ojcu. - odparł fioletowooki nawet się nie odwracając. - Obiecałem mu cię chronić. Nie sądziłem ze przed własną głupotą ale nie mam wyboru. [Oj nie. Nie masz.]
- Dałabym sobie radę sama. Dlaczego aresztowałeś Elodie?
- Kogoś musiałem. Cosette nalegała żebyś to była ty. Ale tego nie mogłem zrobić. [Za to aresztowanie jej służącej to doprawdy doskonały pomysł. Cosette bez mrugnięcia okiem uwierzy, że zrobiła to służba SĄSIEDNIEGO domu. Chyba, że ma w domu licznik stanu więzienia- i może tam siedzieć byle kto, byle liczby się zgadzały]
- Ona nic nie zrobiła!
Raphael odwrócił się z upiornym uśmeichem na twarzy.
- Panna Vitrovia twierdzi inaczej.
Javert zatkało.
- C-co?!
Wampir nadal się uśmiechając obszedł biurko i stanął w odległości kilku centymetrów od niej.
- Panna Vitrovia bardzo cię kocha, moja droga [:3]. W końcu nie ma rodziny, tylko ciebie. [Show, don’t tell! Trzy ja njewyrażnie talking?] [Dżony, a nie chceszże ty być jurorem w Tap Madl? Z tą wymową byłbyś idealny ^^] [Very zabawni…] Gdy usłyszała że możesz zostać oskarżona o kradzierz postanowiła cię chronić za wszelką cenę. Szlachetne z jej strony. Ale głupie. Cóż zrozumie po przemianie.
- Zamierzasz zmienić Elodie w wampira?!
- Tak. Ma wyjątkowy ogromny talent. Zauważyłem to dopiero gdy tu ją przyprowadzono. [To miłe, że tak nam mówią o istotnych elementach fabuły. Nie musimy sami wnioskować z przeczytanych (a najpierw napisanych przez aŁtorkę) opisów ani w ogóle poznawać bliżej tej postaci. Wygodne!]- przkerzywił głowę. - Nawet taki marny pół-wampir jak ty powinien to dsotrzec na pierwszy żut [Agrhhh! Mam przeŻUT cholery na wątrobę. Marskości się przez to opko nabawię!] oka. Ale widocznie byłaś zbyt zajęta sobą i swoją zemstą?
- Skąd wiesz o zemście?
- Charakterek masz po ojcu [Tym bardziej, że ojciec miał absolutny brak „charakterku”. Jak już wspominałam Javert amputował sobie sumienie i w jego miejsce wszczepił zapisy prawne]. A ja go dobrze znałam. Najlepiej ze wszystkich. Ale do teraz nie byłem pewny.
Kruczowłosa stała przez długą chwilę w milczeniu wpatrując się w niego z nienawiścią. Zaśmiał się.
- Moja droga Tsukiko. Jesteś zbyt słaba żeby mnie pokonać więc daruj sobie. Tak jak mówiłem przyjdę wieczorem. Teraz mam pracę. - wsakazał na rozłożone na biurku papiery. Javert tupnęła nogą ze złością [*parsk* No, teraz to na pewno boi się jej bardziej...] [Dziwisz mu się? Ona ma złość skitraną w nodze! Pewnie drewnianej!] [Yarrrr, kamracie!] i wybiegła z gabinetu kierując się prosto do domu.
Nawet na ulicy słysząła jego śmeich. [Mogła słyszeć też mój- choć śmieje się z niej przez spory kraj i prawie dwa stulecia] [*grzebiąc przy kontrolkach TARDIS* To łatwiejsze niż się wydaje, wierzcie mi...]


Rozdział 9 - Propozycja i nowonarodzona
Hejka to znowu ja ^^ Udało mi się ubłagać rodziców i... idę w środę na ostatnich w tym sezonie Nędzników!!!!!!!!! :DDD Strasznie się cieszę. [Ja też. Serio. Może tym razem będziesz oglądać ze zrozumieniem...] A z tego cieszenia wyszła mi nocia ^^ Zapraszam do czytania!
*
Jak obiecał, tak zrobił.
Tsukiko otworzyła mu drzwi, zanim jeszcze zdążył zapukać. Uśmeichnął się. Bez słowa zaprowadziła go do salonu. Panował w nim półrmok, resztki dziennego [dzianinowego] światła wpadały przez okno. Przy stole siedziała Sairalindë. Odkąd Caine przekroczył próg pokoju, ani razu nie spuściła z niego wzroku
[„Ale CIACHO! Normalnie w polewie!”]. Kruczowłosa wskazała mu miejsce przy stole a sama stanęła przy oknie.
- Przejdźmy do rzeczy. - poweidziała. - Jaka jest twoja propozycja?
- Co ona tu robi? - zapytał wskazując na błękitnooką.
[Ślini się]
- To moja przyjaciółka i mój dom. Mów czego chcesz.
Popatrzył na nią lekko zdziwiony.
- Zapomniałaś że jestem silniejszy od ceibie?
- Jeżeli chcesz walczyć to proszę. Ale nie narzekaj potem jeśli zginiesz
[mało kto ma okazję narzekać po swojej śmierci. Chyba, że znajdujemy się na Dysku... Chciałbym, żebyśmy tam byli. Lord Vetinari na pewno by wiedział, co robić z Mary Sue...]. - była twarda [No, i żuła pszczoły. A jej pogróżki wcale a wcale nie brzmiały żałośnie w ustach piętnastolatki]. Wprawdzie nie była pewna czy dadzą radę go pokonać, ale nie mogla dać mu się zastraszyć.
Uniósł brwi.
- Jak chcesz. Przejdę do interesów? Co powiesz na małą wymianę?
- Jaką wymianę? - zdziwiła się. Niby co ona mogła mu zaoferować? [Ha! A przed chwilą śmiercią groziła! :3]
- Pomoge ci zabić Cosette Pontmercy. - rzekł Raphael.
Sairalindë wy prostowała się na krześle. Tsukiko rzuciła mu zdumione spojzrenie.
- Dam sobie radę sama.
[Eee… a moralność i tak dalej? Zabijanie jest złe, pamiętacie? A może przy piątym przykazaniu jest gwiazdka, a pod spodem odnośnik: „Chyba, że zadurzyłaś się w aktorze grającym bohatera w spektaklu i stworzyłaś kiepską prozę, w której umieściłaś wyidealizowany obraz siebie i aby połączyć te postacie musisz rozwalić cały kanon w drobny mak”?] [Johnny, Johnny, Johnny… *kręci głową i kładzie mu rękę na ramieniu* Kiedy Ty się nauczysz? Pisanie opek jest złe. Zabijanie ludzi tylko… brudzące]
- A co zrobisz z Mariusem? Potrafię manipulować ludzkimi umysłami w przeciwnieństwie do ceibie. Mogę sprawić by zapomniał że ktoś taki jak Cosette w ogóle istniał.
[Słyszycie ten plusk, drodzy Czytelnicy? To aŁtoreczka wylewa wiadro pomyj na grób Victora Hugo...]
Zamyśliła się. [Spodobało jej się, więc zamyśliła się jeszcze raz xD] Faktycznie nie pomyślała o tym. Mogła oczywiście Mariusa zabić ale.. nie chciała. Nie wiedziała czemu ale nie mogła pogodzić się z myślą o jego śmierci. [Weź przestań, dziewczyno, przecież WIADOMO, że Marius jak tylko zobaczy trupa Cosette natychmiast poleci na skrzydłach namiętności do ciebie i jeszcze będzie ci wdzięczny, że kropnęłaś tę zbędną babę]
- A czego chcesz w zamian?
Wampir usmiechnął się.
- Chcę żebyś zostala moją żoną.
- COOOOOOO??????!!!!!
[What she said!]
[A teraz zrobię coś, czego absolutnie nie powinnam robić analizując opko: wezmę sprawę na poważnie. I wiecie, co mi wyjdzie? Co z tego, że Tsukiko zabije Cosette i Marius będzie wolny, skoro w zamian ona sama zyska małżonka?]

Obudziła się z okropnym bólem głowy
[„Już nigdy tyle nie wypiję!” pomyślała odruchowo]. Jęknęła przewracając się na bok. Niestety uniemożliwiły jej to założone jej na nogi i ręce kajdany [To w końcu przewracając się czy nie?]. Otworzyła oczy. Znajdowała się w ciemnej wilgotnej celi bez okna. Jednak mimo to widziała wysztko bardzo wyraźnie. Do tego była bardzo głodna ale w jakiś dziwny sposóc. [Zamiast brzucha bolał ją krzyż] Przypomniała sobie wydarzenia sprzed paru godzin.
Do celi wszeł inspektor Caine. Elodie popatrzyła na niego półprzytomnie.
- Dziekuję za współpracę panno Vitrovia. Oficjalnie to ty okradłaś Pontmercych. Równie oficjalnie nie rzyjesz [*inspektor Caine zadaje analizatorom 2K6 obrażeń swą koszmarną ortografią!*] [It’s super effective!] za swoją zuhwałość [ +.+ *Analizatorzy wypadają z gry na trzy rundy*]. Panienka Tsukiko jest bezpieczna. - powiedział kpiąco.
- To.... dobrze.... - szpepnęła ledwo zywa.
- Zależy dla kogo. - zaśmiał się. - Pomożesz mi w czymś, moja droga. Myślisz ze pozwoliłbym ci rzyć
[… porno?] gdybym nie miał do ciebie interesu? [PORNO!]
- Nigdy ci nie pomogę! - krzyknęła. Wiedziała ze panienka Javert nie znosiła inspektora. Jak ona mogłaby mu pomagać?
- Chcesz rzyć? - zapytał a ona zamilkła zamyślona [W mej głowie właśnie rozwinęła się paleta wielce zajmujących obrazów tego, co Elodia mogłaby zrobić z jego tyłkiem. I kajdany obecne w tej scenie nic tu nie pomagają… Pamiętajcie, Czytelnicy: 4chan szkodzi…].
To prawda była gotowa oddać rzycie
[więcej niż jedną? Niezły hardocore…] za bezpeiczeństwo panienki Tsukiko. Nawet pogodziła się ze śmiercią. Ale z jakiegoś powodu oszczędzili jej rzyćie. Dlaczegoby z tego nie skożystać? [Na przykład użyłaby swojej rzyci do wydostania się z więzienia? ^^ …A serio, aŁtorko, zapamiętaj proszę: „życie” pisze się przez „ż”. A „Rzycie” to po inszemu dupy. Błąd ortograficzny w tym miejscy to dla nas… kupa śmiechu]
- Chcę. - wyszeptała wreszcie. - Ale nigdy nie pomogę takiemu człweikowi jak ty!
- To nie problem. Bo wiedzisz... - zaśmaił się. - ja nie jestem człowiekiem.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- A więc kim?
- Nie kim a czym. - powiedział nachylając się nad nią. - Jestem wampirem moja droga. I ty też nim zostaniesz.
- Ja? Ale... dlaczego?
[I to jest bardzo dobre pytanie. Serio, niech mi to ktoś wytłumaczy!]
- Masz niezwykły dar który bardzo mi się przyda. Ale do tego muszę cię przemienić.
Złapał ją za ramiona i nachylił się nad jej szyją. Próbowała krzyczeć ale była tak sparalirzowana strachem że zdołała wydusić z siebie tylko szloch.
- To zaboli tylko chwilę. Musisz wytrzymać.
[To wampir czy dentysta?] - powiedział i wgryzł się w nią.
Elodie szarpnęła kajdany, które pękły z brzękiem. A więc była wampirem.
[Szybko poszło…] Ciekawiło ją o jaki dar chodziło Raphaelowi. Wstała i wyważła drzwi od celi. Znalazła się na korytarzu. Strażnik więzienny popatrzył na nią ze strachem i krzyknął. Nadbiegli następni. Bez namysłu rzuciła im się do gardeł.
Była naprawdę bardzo głodna.
[Jedno! Jedno niezłe zdanie w całym opku, a-hah-hah-hah!] [Nie no, nie gadaj: ten kawałek jest całkiem niezły. Jak na standardy opka...]


Rozdział 10 - Przyjaciółki
I tak, moi dordzy państwo........ mamy 10. rozdział! *fanfary* [] Dziękuję za komcie i wsparcie i cieszę się, że jeszcze ze mną wytrzymujecie :P [Tak, ale tylko dlatego, że to ostatni rozdział…] Na Nędznickach było absolutnie cudownie i obełędnie, mam nadzeiję, że pójdę na nich jeszcze wiele razy w przysłżym sezonie ^^ Polecam każdemu!! Nibi - szkoda, że dopiero dzisiaj odzyskałam dostęp do neta, chętnie bym cię poznała ^^' Może napisałabyś mi co myślisz o opciu? Chętnie poznam Twoją opinię (jak każdą zresztą xD) [Naszą poznasz bardzo dokładnie ^^]
Miłego czytania wszystkim!
*
Tsukiko i Sairalindë wpatrywały się w Raphaela z neidoweirzaniem.
- J..j..jak to?! - zapytała błękitnooka.
- Dlaczego?! - wyjęczała kruczowłosa zrywając się z miejsca.
- To proste. - Caine z uśmeichem odstawił filiżankę. - Jesteś jedynym pół-wampirem, jakiego znam. Oczywiście, zapewne są inne. Ale nie mam czasu ani ochoty na uganianie się za nimi. [Szkoda, Blade będzie zawiedziony…] [To naprawdę doskonały powód do snucia planów matrymonialnych. A przy okazji: co ma jej pół-wampirzość do ślubu?]
- Po co ci pól-wampir?
- Chcę przeprowadzić pewien eksperyment. - kolejny uśmech. [spodziewałbym się raczej maniakalnego śmiechu i okrzyku „Głupcy! Wszyscy ze mnie szydzili, ale ja im pokażę!”]
- Nie pozwilę ci robić z siebie królika dośwaidczalnego! - krzyknęła wściekła Tsukiko. Kontem oka zauważyła, zę przyjaciółka zaciska pięści.
- To może ci przyneiść większe korzyści, niż myślisz. Możesz zyskać ogromną moc. Możesz stać się najpotężniejszym wampitem na świecie... [Urzędy Skarbowe na całym świecie już zacierają ręce na myśl o straszliwych WamPITach!] [Ej tam, to już wymyślił reżyser filmu „Wywiad z wampirem”…]
- O czym ty gadasz?
- Słyszałaś o tym, ze podobno jeżeli przemieni się pół-wampira, stanie się on potężniejszy od zwykłego wampira? Jako półtora-wampir? [Hej, nareszcie mamy coś oryginalnego! Piramidalnie głupiego, ale jednak oryginalnego!] [Dziękuję, postoję…]
- Że co?
- Usiądź, moja droga. I nie patrz na mnie jak na idiotę. To całkiem sęsowna teoria. [Ta teoria nie jest ani sensowna, ani „sęsowna”. Nie jest nawet uzasadniona logicznie!]
Usaidła.
- Od kiedy to fascynujesz się genetyką, Caine? [Słowo „genetyka” wymyślił w 1905 William Bateman. To wszystko, co chcę powiedzieć]
- Od kiedy wiedza o neij przyda mi się do jednej rzeczy... Ale dowiesz się wszystkiego, gdy zostaniesz moją zoną.
- Nie wyraziłam zgody.
- Wkrótce to zrobisz... albo i nie. Ale weirz mi, ja i tak dopnę swego. [Skoro on ją i tak zamierza zwampirzyć, to po cholerę najpierw prosi ją o rękę?] [Bo to dżentelmen starej daty jest…]
- Czyli mówiż [ałć!] że nie mam wyboru?
- Tak.
W mgieniu oka na jego szyji pojawił się szytlet a za jego plecami stanęła błękitnowłosa. [Rozumiem, że sztylet przylewitował sam, a dopiero potem Sairalindë do niego podeszła?]
- Uważaj na słowa. - warknęła. - Nie pozwolę ci skrzywdzić Tsukiko.
- Biedne dziecko. - powiedział Caine w ogóle nie przejmując się ostrzem. - Nie masz ze mną szans.
- Obyś się nie rozczarował. A teraz wyjdź stąd albo sama cię wyrzucę.
Fioletowowłosy uśmeichnął się tylko i wyszedł. Tsukiko odetchnęła z ulgą, ale zaraz poczuła że Sairalindë przystawiła jej sztylet do piersi.
- O co chodzi z tym morderstwem?! - wybuchnęła. - Jak możesz planować zabić Cosette?!
- Mówiłam już chyba. - odpowiedziała Javert. - Jej ojciec zabił mojego ojca i przez to zostałam sama. To moja zemsta.
- To nie jej wina!
- A jeśli robił to dla niej? Jak możesz być tego pewna? [A jak TY możesz być pewna swojej wersji?] [Tsukiko, a ty skąd wiesz, że Valjean zrobił to dla Cosette? Mógł to zrobić dla kogokolwiek innego... Może dla bezpieczeństwa po prostu wszystkich pozabijaj!]
- Nie pozwolę ci jej zabić! - krzyknęła błękitnooka a w jej tęczówkach pojawiła się groźba [Była wypisana malutkimi, krwawymi literkami] [jej białka pozostały niewzruszone]. Kruczowłosa zrozumiała że nie kłami.
- Nie chcę z toba walczyć. Jesteśmy przecie [azali zaprawdę] przyjaciółkami. - poweidzaiła ostrożnie. - Ale zrobię to jeśli będę musiała. Muszę pomścić śmierć ojca rozumiesz?
Sairalindë długo wpatrywała jej się w oczy.
- Jeżeli zabijesz Cosette Pontmercy przestaniemy być przyjaciółkami. - rzekła twardo.
- Czy przyjaciele nie powinni wybaczać sobie błędów? [Kochana, planujesz to z zimna krwią i pełna świadomością, że to, co robisz, jest złe- to już nie podpada pod błąd]
- Moja przyjaciółka nie jest morderczynią. - zacisnęła usta w wąską linijkę [*zaciska usta w ekierkę* :D]. - I jeżeli zabijesz Cosette, zabijesz też moją przyjaciółkę. Wtedy ja zabiję ceibie. [ach, te baby…]
Wstała i odeszła z pokoju.
- Przemyśl to, Tsukiko.
Javert opadła na krzesło. Kroki błęktinowłosej ucichły na piętrze.
- No no... co my tu mamy?
Elodie rzuciła wściekłe spojrzenie Raphaelowi znad trupa przed chwilą wyssanego z krwi strażnika.
- Zmieniłeś mnie w potwora! - wykrzyknęła.
- Tak. Wstawaj. Mamy trochę do zrobienia. [Hej, to jest całkiem dobre! Gdyby Caine mówił w takim stylu częściej, zamiast trzymać się Małego Elementarza Złoczyńcy, to opko byłoby niemal do zniesienia]
Wyciągnął do niej dłoń. Złotowłosa przez chwilę zawahała się po czym podała mu swoją i pomógł jej wstać. Uśmeichnął się.
- Witaj z powrotem na świecie, dziecko.
[Autorytatywnie stwierdzam, że motyw relacji Caine - Elodie jest jedynym dobrym motywem w tym opku. Może dlatego, że aŁtorka nie skupia się na nich za bardzo wychodzą jej takie dobre dialogi?]

I to już koniec. Od tego momentu (a minęły już cztery miesiące) nie pojawiła się już ani jedna nocia. Podejrzewamy, że ma z tym wiele wspólnego długaśny i bardzo merytoryczny komentarz Nibi. Dziękujemy Ci, Nibi!
I teraz możemy tylko snuć domysły: albo aŁtorka obraziła się śmiertelnie i postanowiła już nigdy nie publikować niczego w internecie- co chyba mimo wszystko wyszłoby nam na zdrowie- albo zastosowała się do rad Nibi i zaczęła tworzyć coś lepszego, awansując na autorkę. Jedna i druga ewentualność jawi mi się całkiem sympatyczną

piątek, 23 września 2011

5.1. Czy boisz się miłości? czyli Jak uczynić córki Voldemorta znośnymi

Drodzy Czytelnicy
Dziś analiza, która może wami wstrząsnąć, może was przyprawić o mdłości i ataki złości.
Wszyscy znamy i kochany córki Voldemorta, czyż nie? W aŁtoreczkowych tForach córki Voldemorta mnożą się jak króliki. Nikogo już to nie dziwi i nie szokuje, jak to też się mogło stać, że Voldemort zapłodnił Lily, Narcyzę, Bellatrix, Severusa… ups ^^”
Jednak nawet w najbardziej chorych i wyuzdanych snach nie przyszło mi do głowy, że jakaś aŁtoreczka może wbić swe pazury w „Les Miserables” wystawiane aktualnie w Teatrze Muzycznym „Roma” i spłodzić córkę Javerta
W dzisiejszej analizie więc: przedstawienie postaci, kolejne magiczne hybrydy kompletny brak sensu i wiedzy oraz sporo nowatorskich (sic!) pomysłów na gadżety firmy Apple.
Dobrej zabawy!
PS. Ze względu na to, że piątego października Steve Jobs zmarł (bardzo nam z tego powodu przykro) musieliśmy nieco zaktualizować analizę. Musicie nam to wybaczyć ;)

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że razem z Ithil (która nie mogła zaprzeczyć bo akurat jadła pazury ze zgryzoty) pochwalamy aŁtorkę za pewną oryginalność. Stworzyć kolejną córkę Voldemorta to żadna sztuka. Shironeko-chan poszła na musical do teatru (po sposobie opisywania bohaterów widać, że nie przeczytała książki, ale już nie wymagajmy zbyt dużo), co ją zainspirowało i sprawiło, że zapragnęła jeszcze kilkakrotnie wybrać się do teatru o czym informuje nas w komentarzach odaŁtorskich. Bardzo nas to cieszy.
Może z czasem Shironeko-chan nauczy się pisać opowiadania, nie opka. I sprawdzać pisownię. I trzymać się kanonu, do cholery!
Ale najpierw: przedstawienie postaci!:
Tsukiko Javert
Wiek: 15 lat
Młoda, zjawiskowa dziewczyna o kruczoczarnych włosach i ognistoczerwonych oczach. Jej ojcem był inspektor Javert.
[*JEBUT!* Ałaaaaa… Javert był stróżem prawa z powołania. Ponieważ nie miał za bardzo do siebie zaufania wyłączył swoje sumienie a zamiast niego wrzucił przepisy i prawo. Kiedy musiał owo prawo złamać zaraz potem rzucił się z mostu. Wszyscy się go bali. Nie znamy nawet jego imienia. Czy NAPRAWDĘ aŁtorka uważa, że ktoś taki jest zdolny do posiadania dzieci, do zawierania związków?!]
Marius Pontmercy
Mąż Cosette, mieszka z nią razem w domu w miasteczku do którego przybyły Tsukiko i Sairalindë. Bardzo chciałby mieć dzieci, niestety od lat bez efektu.
[To miasteczko to PARYŻ] [Taka tam wieś, nie warto wspominać nawet. Co to jest ten Paryż?] [Zapadła wiocha. Psy dupami szczekają]
Sairalindë Ringëril
Wiek: 17 lat
Piękna, delikatna dziewczyna, przyjaciółka Tsukiko. Jej matka była upadłą anielicą, a ojciec półelfem.
[… O ile zakład, że Tsukiko w którymś momencie opka okaże się wampirem?] [W imieniu nieżyjącego już Victora Hugo, chciałbym wyrazić swoje niezadowolenie krótkim, dosadnym MERDE!] [Poczekaj ze swoim „MERDE!” aż przeczytasz dalej…]
[Och, a tak przy okazji: według jedynie słusznego generatora imion elfickich „Ringëril” daje nazwisko Shultz. Romantyczne, czyż nie? „Sairalindë” też tam wychodzi, ale nie mogę znaleźć dla jakiego imienia… Czy mogę nie pytać, z jakiego natchnienia aŁtorka daje swoim postaciom „tolkienowskie” imiona?]
Cosette Pontmercy
Żona Mariusa, córka Fantyny i przybrana Jean Valjeana.
[Przybrana CO Jean Valjeana? Nie mówiąc już o tym, że „Valjean” się nie odmienia…] [Wiesz, skoro już gwałcimy kanon, to może to nie miała być „przybrana Jean Valjeana” tylko „przebrana Jean Valjeana”- w sensie, że Jean Valjeana była kobietą] [You’re dead to me!]
Raphael Caine
Dawny przyjaciel ojca Tsukiko. Potężny wampir. Podąża za przyjaciółkami, ale w jakim celu?
[W celu ochronienia córki, proste. Szansa wampirowatości Tsukiko właśnie sięgnęła 200%. Jestem zdania, że nowy, ulepszony przez aŁtorkę Javert spędził kiedyś kilka upojnych chwil ze swym przyjacielem Raphaelem, w wyniku czego urodził Tsukiko, która będzie pół wampirem (po tatusiu), ćwierć chochlikiem i ćwierć pegazem (po drugim tatusiu). I to nadal jest coś, w co łatwiej mi będzie uwierzyć niż, że Javert spłodził dziecko z jakąś kobietą, na dodatek nie będącą jego żoną]
Elodie Vitrovia
Służąca w rezydencji Tsukiko
[Znana szerzej jako Alodia Przez-szkło. A jeszcze szerzej- jako Victorique de Blois z anime Gosic]
Rozdział 1 - Początek wakacji
Hejka, ostatnio bylam z rodzicami na musicalu Nędznicy i baaardzo mi się podobało. Tylko zakończenie jakieś takie niefajne [Powodów nigdy nie poznamy]. Szczerze, to AMrius [*wzdych* Mogłabyś przynajmniej nie robić błędów w imieniu głównego bohatera i to w dodatku już w pierwszej linijce…] zdecydowanie nie powinien być z Cosette!!! Dlatego postanowiłam założyć bloga z opowiadankiem [O, jak się cieszę…], mam nadzeiję, że wam się spodoba. [Daruj, że nie podskoczę z radości. Boli mnie grzbiet.] Proszę, zostawcie komcie jeżeli to przeczytacie! [Przeczytamy i zostawimy komcie. Dużo, dużo komciów] [Nie wiem jak Ty, ja nie komciam] [Oj tam, oj tam…]
Promienie porannego słońca wpadalyprzez okno [bardzo szybko wpadały, jak widzę…] pociągu oswietlając twarze śpiących przy okniedziewczyn [Za cholerę nie wiem co to jest „okniedziewczyn”. Brzmi trochę jak „oknie grzewczym”, ale okna to raczej do wietrzenia niż grzania, więc odpada]. Jedna z nich miała lśniące, kruczoczarne włosyzwiązane w dwa kucyki po obu stronach głowy i ognistoczerwone oczy [i wykrakałaś, Ithil. Wampir jak nic...] [Nie no, czerwone oczy w anime to standard] [Ale nie w „Nędznikach”…].Była ubrana w krutką [kÓrtkę], czarnobiałą sukienkę z falbankami iczerwonymi elementami [elementy były iCzerwone? Steve Jobs byłby dumny!] oraz ozdobioną niebieskimi wstążkami zczarnymi paskami a na nogach miała wysokie buty za kolana [AŁtorko, może w anime to przechodzi, ale piszesz w universum „Nędzników” więc trzymaj się realiów epoki. Nie pytam już nawet skąd w XIX wiecznej Francji dwie japonki, ale zerknijże jaka wtedy panowała moda. Krótki reseach nie boli]. (zresztą, obejrzyjcie obrazek po prawej - przyp. autorki) [Nie, dziecko. Ludzkość wyszła już z ery pisma obrazkowego: Wzięłaś się za pisanie opowiadania to pisz porządne opisy, a nie na łatwiznę idziesz!]
Druga dziewczyna miała neibieskiewłosy spięte w kok w który wplotła pióra, kwiaty i liście [W związku z czym wyglądała zupełnie jakby właśnie skończyła się tarzać po jakichś syfach] [Albo jak pan Staszek, lump spod mojego bloku] [Masz niebieskogłowych lumpów?] [Wlał w siebie już tyle denaturatu, że to tylko kwestia czasu, uwierz] [„Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie”…].Miała na sobie białą sukienkę sięgającą stóp z bófiastymirękawami [ Stopy z bufiastymi rękawami, niesamowite…] i głębokim dekoltem, który odsłaniał dużąpowierzchnię [jej połaci ziemi xD] jej obfitego biustu [za co została okrzyknięta bezwstydnicą, jej własna matka ją wydziedziczyła i wszyscy uważali ją za prostytutkę...] [Żartujesz? Prostytutki chodziły ubrane w długie sukienki. Podarte jak sto nieszczęść, ale długie. I prostytutki bardzo dbały, żeby wyglądać porządnie- a nie tak, jak te tutaj „arystokratki”]. Jej oczy były głębokie,granatowe a stopy schowane w białych butach na obcasie [… Ok., kolejny reseach. Patrz i ucz się. Oto krótka historia butów na obcasach. I jak wół tu stoi, że buty na obcasach były bardzo modne na dworze królewskim- czyli „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”- a ponadto bardzo. Drogie. Towar luksusowy]. (jak wyżej - przyp. autorki) Na półkachponad głowami dziewcząt leżały dwie eleganckie, skórzanewalizki [spacje, droga aŁtorko! S P A C J E! Jak w zdaniu „naucz się korzystać ze spacji”]. Oprócz nich w przedziale nie było nikogo
W pewnym momencie czarnowłosa ocknęłasię i wyjrzała przez brudne okno [Kolej jeździ dopiero od kilku lat, a już okna brudne jak, nie przymierzając w PKP? Którędy oni jeździli?!] [Zapewne pośród spalin samochodów, a co?]. Widziała tylko lasy i pola.Ziewnęła i przeciągnęła się, po czym pociąg wjechał nastację [Zupełnie znienacka]. Obudziła śpiącą towarzyszkę.
- Wstawaj, Sairalindë, wysiadamy!
Niebieskowłosa otworzyła oczy ipodniosła [A tego Steve Jobs potrzebowałby dopiero za jakieś siedem-osiem lat, gdyby jeszcze był żywy (teraz już mu nie życzymy „ipodnoszenia” się)] się z ociąganiem. Tymczasem czerwonooka była już nakorytarzu z oboma walizkami. Wyglądało na to, że niesienie ich [tabuna] obuna raz nie sprawia jej żadnych trudności [a dookoła niej kłębił się tłumek mężczyzn w różnym wieku „Ależ co panienka, to nie uchodzi, my pomożemy, honor Francuza i dżentelmena, te sprawy...”, a dziewczyna odpowiadała przez zaciśnięte zęby „Paszli won! Nie widzicie, że wynajduję feminizm?!”].
Dziewczyny wyszły z pociągu nazalany słońcem peron. Granatowooka wyjęła swoją walizkę z rękiprzyjaciółki.
- I co? Dokąd teraz, Tsukiko? -zapytała.
Czarnowłosa rozejrzała się iwskazała na czekającą na nie bryczkę. Podeszły do woźnicy.
- Panienki Javert i Ringëril? - spytała gdy skinęły głowami, wskazał im miejsce w powozie.
Ruszyli. Dziewczyny rozglądały sięwokół z zaitenresowaneim ale przez nudność krajobrazu wkrótceprzestały [Krajobraz je obrzygał].
- Nie powiedziałaś mi, dokądjedziemy. - powiedziała z letkim wyrzutem Sairalindë. Tsukikozahichotała i odrzekła:
- Dowiesz się skarbie. Mogę tylkozdradzić że ci się spodoba.
Wkrótce ich oczą […] ukazało się małemiasteczko [Małe Miasteczko było tak małe, że ukazało się ich oczą całkiem znienacka. To było miasto wybudowane przez Bezdennie Głupiego Johnsona].
- Jak tu ślicznie. – westchnęłaSairalindë [Spacje! Do you use it?!]. Tsukiko nie odezwła się tylko wpatrywała się wkrajobraz szeroko otwartymi oczmai.
Woźnica odstawił je pod piękny,drewniany dom. Miał dwa piętra, duże, dębowe drzwi [My preciousssss, ostatnimi czasy mamy mnóstwo szczęścia do klasycznych opek, zauważyłeś? Opisywanie postaci po kolorze oczu i włosów, schodzenie na śniadanie, impertynencja, turbozajebistość i dębowe drzwi…] i byłotoczony wysokim, kamiennym murem. Za murem było widać wspaniałyogród z mnostwem drzew i kwiatów [Szczególnie te kwiaty musiały być doskonale widoczne przez ten WYSOKI, kamienny mur…] [Poza tym znów przekonujemy się, jak trudną rzeczą jest przekazywanie informacji: ałtorka tak połączyła te dwa zdania, jakby ten mur odgradzał mieszkańców domu od ogrodu, znajdującego się przy ulicy], a drózką prowadzącą do domuszła [DOMUSZŁO!] właśnie młoda służąca o bląd włosach i błękitnychoczach.
- Dzień dobry panienko Javert. -przywitała się uśmeichnęła [? „uśmiechnęła” to określenie tej służącej?].
- Witaj Madison. - powiedziała Tsukikoa potem zwrociła się do przyjaciólki: - Sairalindë, to Madison,nasza slużąca. Madison, to Sairalindë Ringëril , mojaprzyjacilka [poza feminizmem ktoś tu bawi się w równouprawnienie. Hymm. Komunistka? Muszę zapamiętać, żeby zbadać to głębiej...] [A kto zgadnie, do czego nawiązuje Johnny, zasłuży na ciasteczko!]. Masz się jej słuchać tak jak mnie.
- Dzień dobry panienko Ringëril. -rzekla Madison po czym wzięła od nih bagaże i poszła z nimi dodomu.
Tsukiko objęła Sairalindëramieniem.
- I jak podoba ci się? - zapytała. [„Jest zdanie twoje jakie o miejscu owym?”]
- Bardzo. - odrzekła Sairalindë zuśmiechem.
- To śiwetnie, bo spędzimy tu całewakacje.
- No co ty? Naprawdę?
- Serio. Zobaczysz, to będą najlepszewakacje w naszym rzyciu! [BUHAHAHAHA!... A, to na serio jest? Czy aŁtorka chociaż próbuje udawać, że zna temat? W okresie, w którym teoretycznie jesteśmy, biedne dzieci nie miał wakacji, bo pracowały na równi z dorosłymi, a bogate miały je prawie cały czas. Wiedza! Nie! Boli!] [Boli za to posiadanie całych wakacji w rzyci. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że boli bardziej, niż sprawdzanie tekstu przed wstawieniem. Dwa miesiące ze wszystkimi ich atrakcjami to nie w kij dmuchał!]
Rozdział 2 - Zmierzch pełen tajemnic i chłodny poranek
Hej hej, cieszę się, że komentujecie ^^ Jeżeli chcecie być informowanie [ja tam wolę być mówienie i pisanie z sensem takoż wykorzystaniem odmiany] o nowych notkach, to dajcie znać w komentarzach (przez gg nie informuję, przykro mi :P ). Nie miałam ostatnio czasu na pisanie, ale mysle, ze od teraz notki będom się poajwiać częsciej :) Postanowiłam też oddzielać treść od mojego komentarza giwazdkami [Taki mały czep: piszesz blogaska z opowiadaniem, więc to raczej swój komentarz oddzielasz od treści, a nie treść od komentarza…]. Mam nadzeiję, ze wam się spodoba [Tak, te gwiazdki to niesamowity powiew świeżości. Od razu czuję przypływ… a nie, aż tak dobrze to nie działają, dalej nie mogę polubić koncepcji córki Javerta].
***
Nad zmęczonym od gorąca Paryżem powoli zapadał zmierzch. Ulicą w cieniu szedł młody mężczyzna. Miał na sobie czarny strój podróżny, a w ręku trzymał walizkę. Gdy mijał latarnie, można było dostrzec, że jego włosy mają kolor fioletowy, tak jak oczy [Cholernie ciemny tam mają ten zmierzch, skoro tylko pod latarnią można było to stwierdzić...]. Mężczyzna dotarł na stację kolejową i usiadł na ławce w oczekiwaniu na nocny pociąg, którym miał udać się na południe. Popatrzył w świecący jasno księzyć [„kopnij się w rzyć” chyba…] [Ewentualnie my to możemy zrobić] [Z rozkoszą! :3], a na jego twarzy zagościł uśmiech. Dopadnie te dwie małe diablice. Już mu nie uciekną [„Dostanę cię następnym razem, Gadżet!”].
W tym samym czasie Tsukiko szykowała się do snu. Przez ścianę słyszała oddech Sairalindë – dziewczyna już spała [Cienkie mają ściany. Aż strach być tam służbą…]. Czarnowłosa założyła swoją przezroczystą, satynową koszulę nocną […o Manwe… *facepalm*] i usiadła na łóżku. Przez chwilę nasłuchiwała, po czym sięgnęła pod poduszkę i wyjęła spod niej małą książkę. Zdmuhnęła kurz ktory osiadł na jej okładce [cholera, ta książeczka musiała tam w długo leżeć. Chyba bym się bała spać w takiej pościeli. Człowiek się kładzie wieczorem, a rano odkrywa, że kołdra zomnomała mu pół nogi i patrzy łakomie na resztę] i otworzyła ją. Bez problemu znalazła wetknięte pomiędzy katrki zdjęcie przypominające przystojnego mężczyznę o siwych włosach. Dotknęła go.
- Już niedługo tato – wyszeptała, a jej oczy zaszly łzami. - Już niedługo wypełnię swój obowiązek wobec ciebie [„... a zrobię to spędzając najgorętsze miesiące roku z moją psiapsiółką w małym miasteczku którego nazwy nikt nie uznał za stosowne nam powiedzieć... HaHA! Jak ja jestem sprytna!”].
Schowała książkę i zdjecie i poszła spać.
Poranek był chłodny jak na lato. Tsukiko musiała ubrać grubszą sukienkę, niż planowała [Jej grafik ubiorów właśnie się zawalił i to wszystko TWOJA wina, pogodo! …Hej, a tak serio: kto normalny planuje z wyprzedzeniem w co się kiedy ubierze? (Nie mam tu na myśli specjalnych okazji takich jak ślub czy inna uroczystość)]. Gdy wykonała już wszystkie poranne czynności [*zaciesza*], wyszła z pokoju i zeszla na śniadanei [Headshoot! *zaciesza bardziej*] po ciemnych, dembowych [Combo breaker! xD xD xD] schodach obitych puszystym, czerwonym dywanem [To zdanie jest uber! :3]. Błękitnowłosa już była w jadalni i jadła croissanta [Mam poważne wątpliwości, czy wypiekane od 1839 roku croissanty mogły być wtedy popularnym daniem śniadaniowym… Nie mówiąc już o tym, że nauka o zdrowym żywieniu na pewno nie była wtedy znana, a śniadania wyższych sfer ociekały tłuszczem], popoijając go herbatą. Kruczowłosa dosiadła się do niej.
- Jakie plany mamy na dzisiaj? - zapytała jej przyjaciolka.
- Idziemy na zwiedzanie okolicy - odparła Tsukiko, sięgając po rogalik i jendoczeisnie nalewając sobie herbaty do filiżanki.
Zjadły, po czym wyszły z domu i skierowały się na ulice miasteczka. W zasadzie nie było tu nic do oglądanie [Co mówiłam o pisanie z odmiana?!]. Kościół, karczma, kilka sklepów i nic więcej [Paryż!!!]. Sairalindë była zawiedziona, ale pomyślała, że może przynajmniej pojeździ konno po pobliskich polach albo pospaceruje po lesie. Co więcej, jej toważyszka [auć…] zdawala się być w ogole wyłączona z rzeczywistosci [Przeszła na tryb off-line?].
W pewnym momencie zatrzymała się nagle ze wzrokiem skupionym na jakimś punkcie przed nimi. Błękitnooka jednak niczeog nie zauważyła.
- Wracajmy do domu o powiedziała nagle wyraźnie zdenerwowana Javert [i opowieścią swą automatycznie przywłaszczyła sobie posadę narratora. Czy od teraz całe opko będzie jedną wielką wypowiedzią Tsukiko?] [*z pewną dozą nieśmiałości* Może okażmy miłosierdzie i wyobraźmy sobie ten zjedzony myślnik?] [Nie!]. Ringëril bez słowa podążyła za nią, zastanwiając się, co też mogło ugryźć jej najlepszą przyjaciółkę [I co, już? To nie rozdział, to paragraf!].

Rozdział 3 - Spotkanie i rozmowa
Hej hej, to znowu ja ^^ [właśnie widzę...] Miałam ten rozdział wkleić już wczoraj, ale byłam u przyjaciółki, więc... oto i on! Mam nadizeję, że się wam spodoba i dziękuję za komcie. ^^ Następna przerwa pomiędzy rozdziałami będzie krótsza, tak myślę. ;)
***
Tsukiko nie mogla się uspokoić.Chodziła w tę i spowrotem po pokoju, starając się zachamowaćdrżenie serca [co uspokoiłoby ją niejako ostatecznie, a nam oszczędziło wielu kłopotów] i... zapomnieć... Ale nie potrafiła. Przed oczamiwciąż miała obraz tego mężczyzny [bo to był bardzo utalentowany mężczyzna. Jego martwa natura wyglądała jak żywa]. Lśniące, czekoladowe włosyi fioletowe oczy. Jej wymażony ideał... Potrząsnęła głową.Nie, nie może myśleć o chłopcach, nie teraz [Taki szczegół: w tym momencie Marius powinien mieć około dwudziestu trzech lat- już raczej nie kwalifikuje się jako „chłopak”. A szczególnie nie w połowie dziewiętnastego wieku. Wtedy to był już nieomal poważny mężczyzna w sile wieku]. Miała coś o wieleważniejszego do zrobeinia. [Nie mogę uwierzyć, że takie zdanie pada w opku...]
Pogrąrzona we własnych myślachprawie [szkoda, żeby pogrążała się w cudzych „myślachprawie”] [W „Zmierzchu” nie takie rzeczy się działy!] [Słuszność masz! (niestety…)] nie usłyszała, jak ktoś zapukał do jej drzwi [Ktoś tu ma lekko wyolbrzymione poczucie własności…] [Pewnie aŁtorka ma rodzeństwo…]. Dopiero głosprzyjaciółki sprawil, ze się ocknęła.
- Tsukiko... co się dzieje? - spytałaSairalindë.
- Nic nic, kochana [„, po prostu akurat myślałam, wiesz, jak to z tym myśleniem u mnie jest…] – usmeichnęłasię słabo. - Wszystko w porządku, chyba po prostu jeszcze jestemzmęczona podróżą. [Było pozwolić miłym panom ponieść bagaże]
Błękitnowłosa pokiwała głową,ale w jej oczach Javert dostrzegła troskę. Wyszła z pokoju ipociągnęła [kolejny gadżet, tym razem dla kochanki Steve’a Jobsa xD Choć mam nadzieję, że teraz już nie będzie go używała!] ja ze sobą na dół.
- Chodź, pójdziemy się przejść poogrodzie.
Spacerowały pomiędzywypięlęgnowanymi krzewami róż, klombami kwiatów i oleandrami [Trochę niepokoi mnie to oddzielenie róż i oleandrów od kwiatów…] [Bo to Złe Kwiaty były ...].Kruczowłosa starała się zachowywać normalnie i często sięuśmiechała, ale Ringëril i tak wiedziała, że coś ją gryzie [Róże czy oleandry?].Gdy przechodziły obok bramy stanowiącej wejscie na posesję [Nie?!], naglezauważyły, że ktoś się zbliża. Kontem [Nie!] [Niestety...] [Ale ja się nie zgadzam!] [Słownik ortograficzny też się nie zgadzał...] oka błękitnookazauważyła, że Tsukiko zesztywniała.
Drogą szedł wysoki, rpzystojnymężczyzna [okej, to nie jest zwykły brak spacji. TO wymagało cierpliwego planowania. Może aŁtorka celowo chce doprowadzić czytelników do szału?]. Jego włosy o barwie czekolady lyśniły w słońcu, aintensywnie [„a” jako przedrostek to zazwyczaj zaprzeczenie…] fiołkowe oczy błyszczały jak gwiazdy [gwiazdy nie błyszczą. Gwiazdy świecą. I to na pewno nie na fiołkowo]. Obok niegokroczyła kobieta w ciemnej, wydekoltowanej sukni wyszywanej złotyminićmi [następna nierządnica...]. Na głowie miała wielki kapelusz z przytwierdzonymi do niegokwiatami i wełnianymi wstążkami. Sairalindë z przekąsemzauważyła, że właściwie nie ma biustu, a cała jej figuraprzypomina raczej prostą tubę [Przekąs nie działa w ten sposób!] [...Że co?] [Wiesz o co mi chodzi!]. Oczy nieznajomej miały ciemnoszarykolor, a jej włosy ułożone w loki brudnej ziemi [dobra, ja zrozumiem błoto zamiast włosów – w końcu były już węże. Ale jak niby uczesać je w LOKI?] [Czego się nie zrobi żeby jeszcze bardziej zohydzić postać, której się nie lubi…].
Doszli do bramy i dopiero wtedy jezauważyli. Błękitnowlosa usłyszała, jak jej przyjaciółkawstrzymuje oddech, a tęczówki chłopaka rozszerzyły się na jejwidok [Spostrzegawcza jest, cholera]. Nikt się nie odezwał, więc Ringëril postanowiła wziąśćsprawy w swoje ręce – a raczej usta [:3].
- Dzień dobry, nazywam się SairalindëRingëril, a to moja przyjaciółka Tsukiko Javert, właścicielkatej przepięknej posesji – trajkotała, otwierając bramę iwpuszczając nieznajomych do środka [Przepraszam, czy ona tak napastuje KAŻDEGO przechodnia czy tylko tych wywołujących bezdech u jej przyjaciółki? Wyrafinowana forma zabójstwa! Podoba mi się!]. - Cieszę się, że mogępaństwo poznać.
- Dzień dobry, ja nazywam się MariusPontmercy, a to moja żona Cosette. Mieszkamy niedaleko – ocknąłsię czekoladowowłosy [czekoladowe włosy! Super, właśnie kończył mi się zapas czekoladowych oczu z Mrocznej Siły Miłości!], nachylając się do towarzyszki w czułymgeście, jednak w jego oczach nie było miłości [była za to bardzo wyraźna wizja aŁtorki, która miała własny plan i żaden francuski pisarzyna nie będę jej tu przeszkadzać!]. Cały czasuśmeichał się za to do Tsukiko. - Mi też bardzo miło paniepoznać.
- Oh, gdzie moje maniery – nareszcieognistooka wzięła się w garść. - Zapraszam do mojego domu naherbatkę, zaraz zawołam służącą.
- Dziękujemy za zaproszenie, alejesteśmy na przechadzce i właśnie mielismy wracać do domu –głos Cosette był piskliwy i słuchanie go mogło przyprawić o buluszu [od dziś maść na bulusz do kupienia w sklepiku Ministerstwa!] [Sami nie wiemy co to jest, ale tylko My możemy was z tego wyleczyć!]. Mina Mariusa natomiast wskazywała, że chętnie przyjąłbyzaproszenie.
- Chętnie za to wpadniemy kiedyindziej i również zapraszamy do siebie – dodał na odchodnym, niemogąc oderwać wzroku od kruczowłosej [która ma 15 lat. A on ma żonę. Którą, zgodnie z oryginałem, kocha. *wdeeech* JAK MOŻNA TAK SKAKAĆ PO JEDNEJ Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH KSIĄŻEK/JEDNYM Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH MUSICALI? AAAAAAAARGH!] [To wszystko przez ten bulusz. Już wiemy, jakie to ma skutki- przemożne zapędy pedofilskie :3]. Ona natomiast stała zespusczonym wzrokiem, a stojąca blisko niej Sairalindë widziała, żema rumieńce na policzkach.
- W takim razie do zobaczenia –rzuciła jeszcze błęktinowłosa, zanim zniknęli za bramą.Zamknęła bramę i zaraz potem poczuła dłoń Tsukiko zaciskającąsię na swoim nadgarstku.
Została brutalnie zaciągnięta dodrewnianej, ogrodowej altany i rzucona na ławkę [:3] [Yay! Yuri!~].
- Co ci odwaliło? - prawie krzyknęłana przyjaciółkę, ale prawie. Nigdy nie krzyczała na Javert [nie martw się, my to zrobimy...] [Wiecie, że czytałam ostatnie cztery zdania trzy razy zanim ogarnęłam kto tu w końcu kogo wciąga a kto krzyczy? I dochodzę do wniosku, że ktoś tu ma problem: albo ja jestem nieprzeciętnie głupia albo aŁtorka powinna popracować nad składnią].
- To ja powinnam cię o to zapytać –ogniste oczy wpatrywały się w nią z furią. - Czemu ich wpuściłaś?
- Ktoś powinien, ale masz rację, tobył twój obowiązek [Właściwie, to nie…]. Ty jesteś panią domu.
- Bądź cicho! - krzyknęła Tsukiko,a w jej oczach zalśniły łzy. - Może miałam swoje powody, co?
- Jakie mogą być powody, żeby byćnieuprzejmą? - Sairalindë uniosła brew.
- Ojciec tej... dziwki zabił mojegoojca, rozumiesz?! [Wiecie co? Zaskoczę was. Nie ma sensu wściekać się na tak kretyńskie podejście do tematu: kto zna „Nędzników” ten wie, ile jest prawdy w tym, co napisała aŁtorka. Kto nie zna „Nędzników” niech ich przeczyta, bo to fajna książka (a póki co może to sobie znaleźć na Wikipedii, nie chcę spoilerować). Ja więc się o to nie wścieknę, za to powiem, że (klik!) słowo „dziwka” w znaczeniu „nierządnica” pojawiło się po raz pierwszy w pierwszej połowie XIXw. dzięki panu Boy-Żeleńskiemu. Akcja opka rozgrywa się około roku 1830- czyli, że jeśli nasza MarySue nie czytuje Boya-Żeleńskiego do poduszki (nie czytuje- wierzcie mi!) to nie ma prawa znać tego słowa] - Tsukiko rozpłakała się i pobiegła w stronędomu, zostawiając przyjaciółkę w stanie kompletnego osłupienia [It’s so dramatic… *ziewa i podnosi do ust kolejną garść popcornu*] [Masz popcorn?! Podziel się!] [*dzieli się popcornem*].

- Tsukiko...
Kruczowłosa nie odpowiedziała, tylkomocniej wtuliła twarz w poduszkę.
- Tsukiko, to ja [Hej, jak ja to kocham! „Kto tam?” „To ja!”- i wszystko jasne xD] [Nadmienię, że one były w tym domu we trzy, więc zbyt dużego wyboru nie było…] [A jedna z tych trzech to służąca, więc swojej pani też raczej nie wołała po imieniu]. Otwórz proszę.
- Idź sobie, nie chcę cię widzieć!
- Wiesz, że nie pójdę. Otwórz drzwialbo sama to zrobię [Użyje swej grozę budzącej mocy naciskania klamki? ^^].
Milczała, ale słyszała, jakSairalindë zaklęciem otworzyła zamkniete na klucz drzwi [Ciekawe, czy to było „Alohomora!” czy „Openadoora!” xD]. Czegoinnego można było się spodziewać po córce upadłej anielicy ipółelfiego maga [ja tam się spodziewałem, że wejdzie jak człowiek, po rynnie…]? Błękitnowłosa weszła do pokoju i usiadła obokniej na łóżku.
- Przepraszam – powiedziała pochwili milczenia. - Nie powinnam była tak się zachowywać.
- Przeprosiny przyjęte – kruczowłosapodniosła się i popatrzyła na nią spuchniętymi tęczówkami [Oo]. -Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Mój ojciec zabił moją matkę – osiwiadczyła błękitnooka [Ten półelfi mag. Tą upadłą anielice. Pewnie użył do tego różdżki z drzewa myślącej gruszy i rdzeniem z kryptonitu...]. Javert wstrzymała oddech [*skandują* U-duś się! U-duś się!]..
- Nie... wiedziałam...
- Wiem. Nie chcę o tym rozmawiać, alechcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę przy tobie –popatrzyła przyjaciółce w oczy. Tsukiko rozpłakała się iprzytuliła do niej mocno.
- Dziękuję – wyszeptała wreszcie.
- Nie ma sprawy [luz malina, to tylko załamanie nerwowe i urojenia, każdemu się zdarza...]
Rozdział 4 - Nocna wyprawa
To znowu ja ^^ Czy akcja nie toczy się torchę zbyt szybko? Mam wrażenie, ze powinnam zwolnić dawkowanie informacji :D [Zapamiętać – obelżywe graffiti wypisywane na gruzach klasyki literatury = informacje] Jakoś dużo wejść, ale nikt nie zostawia komciów, zapraszam! Ani ja, ani klawiatura nie gryziemy... (ani Tsukiko, chociaż... ale o tym w rozdziale ^^)[Ona jest wampirem, albo jakąś kolejną mieszanką. WIEMY. Nie udawaj, że niespodzianka]
Nibi: u żadnego, nie widziałam nawet, jaki naprawdę mają kolor cozu ;P ale to moje opowiadanie i jak chcę, może mieć fioletowe, nie? :P [NIE! Pożyczasz postacie kogoś innego to TRZYMASZ SIĘ ICH WYGLĄDU! Chcesz, żeby twój bohater miał fioletowe oczy to stwórz sobie własnego!]
***
Wysiadł na stacji i rozejrzał się. Dorożka już na niego czekała.
- Wie pan, że do tej dziury przyjechały wczoraj dwie piękne panienki [„i mówię to panu, bo ma pan taką uczciwą, zębatą twarz jak, nie przymierzając, mój ukochany owczarek, towarzysz lat dziecinnych! A jaki on tępy był! Od razu mi się z panem skojarzył!...”] – mówił woźnica, wioząc go do miasteczka [To „miasteczko” to Paryż, do ciężkiego grzyba. Tu codziennie przyjeżdżają stada pięknych panienek. Co prawda zapewne nie każda jest ubrana jak kurwiszcze i nie mają czerwonych oczu, ale i tak…]. Mężczyzna siedzący w wozie uśmeichnął się. Wiedzial, ale nie zamierzał słowem się z tym zdradzać [tylko tak siedział, uśmiechając się jak przygłup...].
Wysiadł przed mijescową karczmą i wszedł do środka. Był środek nocy, więc większość gości wewnątrz była już zbyt pijana by zwracać uwagę na tajemniczych nieznajomcyh. Uśmiechnął się pod nosem.
Gdy znalazł się już w wynajętym pokoju podszedł do okna i otworzył je na oścież. Pomimo że noc była bezksiężycowa, doskonale widział zarysy budynków [budynków już niestety nie zobaczył]. W oddali na szczycie wzgórza majaczyła rezydencja Javertów, a u jego stóp rezydencja Pontmercych [Czemu rezydencja Pontmercych walała się po podłodze w jakiejś tam knajpie?] [Symbolika. Gdybyś chodził na moje lekcje polskiego od razu rozpoznałbyś w tym nieznajomym wcielenie Aswerusa- Żyda Wiecznego Tułacza, który symbolizuje wszystkich żydów świata. Natomiast Marius i Cosette symbolizują dobro, szczęście, wierność i wszystkie inne cnoty dobrych, praworządnych ludzi. To oznacza, że Jezus nas wybawi i powinniśmy się modlić] [Hę?] [No dobra, może pominęłam któryś punkt toku myślowego. Ale to i tak nie ważne, skoro wniosek jest dobry. A wniosek jest dobry, bo tego właśnie mnie nauczyli w liceum: WSZYSTKO oznacza, że powinniśmy się modlić. Choćby temat był nie wiem jak odległy]. Zmasrzczył brwi i przyjrzał się jej. Po zboczu wzgórza zbiegała jakaś smukła postać jednak z tej odległości był w stanie dostrzec tylko jej zarys. Ale nie potrzebował tego. Doskonale wiedział kto to jest.
Tsukiko w czarnym płaszczu z wielkim kapturem narzuconym na głowę [i na oczy, przez co nie ominęła żadnej latarni ani większego drzewa...] dopadła muru rezydencji Pontmercych i skuliła się pod nim. Choć wokół nie wyczuwała nikogo i biegła zbyt szybko, by można było ją dostrzec [Skoro była szybsza niż światło to ja jej gratuluję. Trochę szkoda, że przez to przekroczyła też barierę dźwięku. Czekam, aż zacznie cofać się w czasie], wyraźnie czuła się obserwowana. Poczekała chwilę, aż uspokoi się bicie jej serca po czym wspięła się po murze i przeskoczyła do ogrodu.
Znalazła się wśród pachnących mocno kląbów i krzewów kwiatów. Powoli przemykała alejkami bojąc się, że ktoś przypadkowo wyjrzy przez okno i ją zobaczy. Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo jasno [A na początku akapitu noc była taka bezksiężycowa…]. Wpradwzie cały dom zdawał się drzemać a ona sama słyszała spokojne oddehy i bicia serc , ale i tak się neipokoiła.
Wreszcie znalazła się przy drzwiach do kuchni. Delikatnie nacisnęła klamkę. Oczywiście były zamknięte.
Najciszej jak umiała wyrwała drzwi z zawiasów [*parsk* Najciszej jak umiał, Johnny wysadził budynek...] i wkroczyła do kuchni. Była pół-wampirem [hej, zgadliśmy! A teraz niech ktoś mi powie, jaki to ma sens?], mogła zmiażdżyć ścianę jedną ręką, ale narobiłaby za dużo hałasu. Przystanęła na chwilę i nasłuchiwała. Na parterze nie było nikogo, a 2 osoby na piętrze. Zapewne Cosette i Marius w sypialni. Uśmiechnęła się nienawistnie [po czym zagwizdała z wyraźną niechęcią i zapłakała agresywnie] i po cichu ruszyła na górę. Zlokalizowała te dwie osoby i znalazła je. Były to dwie służące śpiące w pokoju dla służby. Zaklęła cihco [a szpetnie] i wyruszyła na poszukiwanie sypialni.
Znalazła ją na końcu korytarza. Był to ogromny, piękny pokój o białych ścianach i namalowanych na nich czerownych różach. Na ścianie naprzeciwko drzwi było ogromne okno a obok wyjście na taras. Na lewo stało duże łóżko przykryte śnieżnobiałą pościelą. Poza tym nie znalazła nic.
W sumie sama nie wiedziała, czemu tu jeszcze jest, skoro nie znalazła Cosette, ale nie lubiła robić czegoś na prużno [Jaka szkoda, że bezcelową wydała jej się nauka polskiego w szkole!]. Postanowiła poszukać szczęścia w salonie. To był strzał w 10. Na koimnku stąły zdjęcia przedstawiające Cosette, Mariusa i... Jean Valjeana [No i co z tego?]. Uśmeichnęła się i strąciła te ze starcem na podłogę. Wtedy jej wzrok padł na stolik naprzeciwko sofy. Leżało tam oprawione w skórę potężne tomisko. Otworzyła je i odkryła, ze to pamiętnik ojca Cosette [Tomisko… Kochanie, gdybyś przeczytała książkę (lub uważnie oglądała spektakl) wiedziałabyś, że Jean Valjean był po pierwsze skromnym człowiekiem- czyli nie „tomisko” a „zeszycik z recyklingowanego papieru” (wtedy nie było recyklingu, ale jestem pewna, że Valjean i tak używał tylko takiego) a po drugie często się przeprowadzał i cały jego bagaż stanowiła mała walizeczka. Gdyby jego pamiętnik był opasłym tomiszczem, to Jean nie miałby się, biedaczyna, w co ubierać. On nie jest MarySue, że jak wyjeżdża, to pół jego bagaży zajmują wszystkie tomy pamiętnika, a drugie pół (w zależności od charakteru blogaska) karty kredytowe i gadżety erotyczne]. Zdecydowala się zabrać go ze sobą, razem ze złotym naszyjnikiem wysadzanym diamentami [zapamiętajmy to, Drodzy Czytelnicy!], który znalazła w stojącym na kominku pudełku na biżuterię [Dlaczego, na jasność Amanu, Cosette trzymała szkatułkę z biżuterią w salonie, gdzie każdy mógł sobie gwizdnąć z niej co chciał?].
Wyszła z domu tym samym wejściem którym weszła i zderzyła się z wysokim mężczyzną.
Jakimś cudem udało jej się nie upuścić książki [To był bardzo prosty cud: ludzie zderzający się z czymkolwiek nie mają odruchu rozwierania ramion], a naszyjnik miała w kieszeni. Popatrzyła z wśiekłością na nieznajomego. Ten złapał ją za nadgarstek i zaciągnął pod mur.
- Kim ty jesteś?! - prawie krzyknęła. - Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?! [„… Że zatrzymujesz mnie, kiedy wychodzę z okradanego domu!”. Hej, serio, nie wiem jak wy, ale ja bym na jej miejscu nie gadała, tylko użyła swej ultra-prędkości i dała w długą…] [Nie jesteś dostatecznie MarySue…]
- Mógłbym cię spytać o to samo. Włamywanie się do cudzego domu i kradizerz... co by na to powiedział twój ojciec, panienko Javert? [A to jest bardzo dobre pytanie!] - głos nieznajomego był zimny i spokojny.
- Skond znasz moje imię?
- Ciho! [uczcijmy minutą ciszy Ortografię, zmarłą tragicznie w wyniku szoku...] - wskazał na bramę na teren posesji. Właśnie wjeżdżała kareta [Co za kareta?! Bryczka, dorożka, kariolka, fiakr… Ale kareta?] z Pontmercymi w środku. Tsukiko słyszała ich głosy. [W środku nocy wracają do domu? Ciekawe, co robili…]
Poczekali aż małżeństwo wejdzie do domu i przeskoczyli przez ogrodzenie. Kruczowłosa przyjrzała się mężczyźnie gdy znaleźli się po drugiej stronie [W sensie po drugiej stronie drzwi? Po drugiej stronie domu? Po jakiej „drugiej stronie”? Może przyjrzała mu się jak Marius i Cosette umarli?]. Miał fioletowe włosy i oczy. Ten wyszczerzył się do niej i zauważyła wampirze zęby. Zacisnęła wargi i zrobiła obrażoną minę. [„Naskarżę na ciebie! Miałam być jedynym wampirem w tym opku!”]
- Nie powiedziałeś mi kim jesteś i skond znasz moje imię.
- Raphael Caine. Byłem przyajcielem twojego ojca..

- To nie oznacza że ci zaufam. Przyjaźń pomiędzy wampirami to fikcja [*Louis i Claudia spojrzeli na aŁtorkę z dezaprobatą* „Doprawdy?”].

- I nie powinnaś. Nie przyjechałem tu ze względu na niego. Chcę ci coś zaproponować, ale nie teraz. Przyjdę do twojego domu jutro wieczorem. Lepiej pozbądź się świadków. I zmykaj stąd, bo jeszcze cię zauważą. Powinnaś być ostrożniejsza. - po tej tyradzie [tyradzie… Siedem prostych zdań… Upadają obyczaje] ulotnił się.
Tsukiko jak najszybciej uciekła do domu. Nikt jej nie zawuażył. [A szkoda, może ktoś by ją przez przypadek ustrzelił...]