czwartek, 31 maja 2012

20.2 Harry Potter i Prawo Slasha, czyli U Zakonu Feniksa Na Naradzie

Witajcie kochani
Wybaczcie obsuwę ale... cóż, ja myślałam, że Johnny wstawi analizę a Johnny, że zrobię to ja ;)
Oto jest analiza nasza!
Do zobaczenia jutro!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział 2
-Mamo…kiedy on wróci z chipsami-jęknął Dudley, po czym teatralnie osunął się po oparciu kanapy. Jego podobieństwo do góry galarety było w tym momencie uderzające [Wyglądał tak?].
-Dudziaczku,proszę nie denerwuj się. Powinien już dawno wrócić. Nie wiem gdzie ten chłopak się szwęda.
-Niech tylko smarkacz wróci, już mu ja przypomnę jak działa zegarek- burknął wuj Veron [Veron? Że niby nad Kapuletich i Montekich domem, spłukane deszczem, poruszone gromem?] [skarb, musimy poważnie porozmawiać o twoich nerdowskich tendencjach...] znad gazety. Niebo za oknami przecięła błyskawica. Dudley ponownie utkwił prosiakowate oczka w ekranie telewizora.
***
Spotkanie Zakonu przeciągało się niemiłosiernie. Od kilku godzin jego członkowie zachodzili w głowę co też planuje Voldemort [problemem nie jest co PLANUJE Voldzio (podbicie Wielkiej Brytanii, czystka rasowa, tysiąc lat ciemności – te sprawy), ale co ZROBI, ŻEBY TO OSIĄGNĄĆ. Nic dziwnego, że do niczego nie doszli...]. Kilka tygodni temu Śmierciożercy wykazywali wzmożoną aktywność [sejsmiczną]. Co więcej ukradli kilka nietypowych przedmiotów,nie mających związku ze sobą [*klik*]. Aczkolwiek od kilku dni…nic, zero, null.Kompletna cisza po stronie czarnych.
Severus Snape miał już tego dość. Od samego rana wysłuchiwał dziwacznych pomysłów MMD* jak w myślach zwykł nazywać Zakon Feniksa. Chmurne spojrzenie zimnych oczu śledziło czujnie każdy ruch dyrektora Hogwartu.
-…moi drodzy, cokolwiek się wydarzy musimy być przygotowani. Nadal nie wiemy co knuje Voldemort…
I pewnie się nie dowiecie. - Nauczyciel Eliksirów dodał w myślach.
-…jednak,mimo swojej inteligencji Tom jest zbyt zaślepiony by…
To ty Albusie jesteś zaślepiony. Nie widzisz oczywistych rzeczy. Na przykład tego, że mam tylkojednego Pana…i tynie jesteś nim. [Tak, moi drodzy. Severus Snape jest tylko jedną z wielu, wielu ofiar Syndromu Wewnętrznego Monologu (SWM). Ta straszna choroba objawia się przede wszystkim długimi, zbędnymi liniami tekstu, w chory marnuje czas czytelników. Leczenie jest jednak bardzo kosztowne. Wymaga terapii, pigułek z suszonej żaby i talentu pisarskiego. Wspomóżcie Fundację Walki z SWM! Ocalcie literaturę!]
-Musimy się dowiedzieć w jakim celu zostały skradzione Księgi Upadłego Anioła Agreala, łamigłówka runiczna, amulet niebios oraz kamień początku [wszystkie te rzeczy to naprawdę mistrzowsko wymyślone bzdurne artefakty... które nie mają żadnego związku z tym, co wiemy o Potterświecie. Brzmią raczej jak coś, co powinienem umieścić w następnej sesji D&D...]. Wierze w to, że nam się to uda…
Łódź się, łódź jak mówi bajka o łodzi. [… Chciałam,naprawdę chciałam wstukać tu jakiś sensowny i zabawny komentarz. Ale rzęsami się nie da a wszystko inne mi opadło]
-…a teraz ostatnia sprawa…
Wreszcie, w końcu ile można gadać ?
-Jak się domyślacie chodzi o Harry’ego. Przed końcem roku szkolnego obiecałem mu, że drugą połowę wakacji spędzi z rodziną Molly i Artura…jednakże w tych okolicznościach nie jestem pewien czy to dobry pomysł. [Jasne, w końcu dużo lepiej, żeby był z dala od ludzi chętnych mu pomóc! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że aŁtorka pisała to przed „Insygniami śmierci”)]
Severus poprawił się w fotelu. Wszystko co dotyczy tego chłopaka może być ważne dla Czarnego Pana. Zastanawiam się czy rytuał dobiegł już końca. Jeśli tak to już niedługo MMD będzie robiło pod siebie. Ci żałośni głupcy sterowni przez Albusa nie…
Niespodziewanie do pomieszczenia wtargnął nie kto inny jak Tonks.
Dumbledore urwał w pół zdania.
-Droga Nimfodoro, co ty tu robisz? Myślałem, że pilnujesz dzisiaj Harry’ego.
-ja…bo…-Toks próbowała złapać oddech. Wyglądała jak po długim maratonie [a co? Biegła z Little Whinging na Grimmuald Place? Teleportować się trzeba, niemądra osobo! Albo przynajmniej polecieć na miotle...]- Harry…został porwany! [No, i to w dość lamerski sposób skoro go pilnowałaś]
-CO?!
-CO TAKIEGO?!
-MÓJ BOŻE! [Na brodę Merlina!] [Na lewe jądro Heraklesa!] [Słodki, Zzombiony Jezusie!] [Święta makrelo w sosie z młodych pomidorów i z odrobinką cytryny, podana z brunatnym ryżem i lampką białego wina!] [… Bierzemy tę sprawę?]
Członkowie Zakonu wpatrywali się w pobladłą twarz dyrektora.
***
Błagał w myślach o ratunek. Całe ciało zwijało się z bólu. Miał połamane żebra i rękę.Walczył o każdy oddech [Ciekawostka: ból po złamanym żebrze może się pojawić i po trzech dniach od urazu]. Próbował podnieść się podłogi, jednak na próżno.Słyszał ich śmiech. Po kilku godzinach znał już ich imiona [bardzo głupi terroryści z nich, w takim razie].
-Coś nie tak, mały śmieciu? Crucio!
Harry nie miał siły już krzyczeć. Miał ochotę wyć z rozpaczy. Gdzie są jego przyjaciele? Gdzie Dumbledor? [A kto to?] Dlaczego nic nie robią?Dlaczego ich nie powstrzymaj? [bo zostałeś porwany raptem pięć minut temu, głąbie. Magia czy nie, tak od razu cię nie znajdą...]
-Tylko nie przesadź Avery. Czarny Pan chce chłopaka żywego.
-Daj spokój Richards, nie bądź taki sztywny. Przecież to gówno jeszcze żyje.
-Wiecie co-wtrącił się śmierciożerca o imieniu Michael- podobno to Wybraniec…wybawiciel świata czarodzieii…
-Taa prawie jak ten, no …ten Jezus czy jak mu tam.-parsknął Avery. [=.= Bez jaaaj...]
-Dokładnie…zbawiciele cierpią.
-Znam ten ton głosu Michaelu, czyżby kolejny szatański pomysł zakwitł w twojej głowie?- spytała jedyna kobieta w ich gronie – Sarah. [Michael, Sarah... Cholera, brakuje jeszcze tylko śmierciożercy o imieniu Bob. „To jest Bob. Jest bardzo groźny, dlatego nazywamy go Groźnym Bobem. Ale prywatnie woli, kiedy mówimy na niego... Bob”]
Boże! Nie, tylko nie to! Co on chce zrobić? Harry próbował odczołgać się jak najdalej od oprawców.
-Wybierasz się gdzieś?- warknął Avery, po czym po raz kolejny kopnął chłopaka w brzuch.Harry na chwilę stracił oddech, po czym zaczął kaszleć własną krwią [Szkoda, że nie cudzą. W opkach był już tyloma mitycznymi stworami, że chyba bym się nawet nie zdziwiła].
-Zgadłaś-odparł Michael po czym machną różdżką, a jego dłoniach pojawił się młotek i gwoździe.Po chwili powietrze przeszył ochrypły wrzask [„Uuuuderzyłem się w paaaaleeec!”].
***
-Nie może pan!- po raz kolejny tego wieczoru Hermina spojrzała błagalnie na dyrektora.
-Panno Granger, jesteś jeszcze zbyt młoda by…
-By co?!
-Hermiono…-Ron nieśmiało potrząsnął ramieniem dziewczyny, aż nazbyt świadom obecności członków Zakonu .
-Jak możecie?! Pozwolicie aby On go zabił?!- po policzkach Gryfonki zaczęły spływać łzy. [Nie, no co ty. Przecież to byłoby kompletnie niezgodne z charakterami wszystkich członków Zakonu i służyłoby tylko stworzeniu fałszywej dramy, nikt by tego nie...]
-To najlepsze wyjście [Aha. Już nic!]…najmniejsze zło, proszę mi uwierzyć panno Granger. Tak jak ty cenie Harry’go jednak…czy wiesz ilu musiałbym posłać na śmierć by go ocalić? [A ty wiesz, aŁtorko? Bo prawidłowa odpowiedź brzmi... Zero. Bo Dumbledore sam by poszedł i starł na drobniutki proszek każdego, kto by mu przeszkodził!]
-Ale,ale to nie fair! Ron powiedz coś!
Młody Wesley spojrzał bezradnie na rodzinę. Molly i Ginny zalewały się łzami, a ojciec i bracia siedzieli ze spuszczonymi głowami i posępnymi minami. Chłopak przełknął głośno ślinę.
-Hermiono…Dumbledore wie co robić. Jeśli on mówi..
-Ron!Harry to twój przyjaciel! [Iiii ponownie zawisło nad nami widmo Złego Rona. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego najlepszy przyjaciel Harry'ego prawie zawsze kończy jako jego wróg, albo po prostu dupek? To się kłóci z kanonem bardziej, niż przystojny Snape!] -Dziewczyna błędnym wzrokiem spojrzała na poszarzałe twarz członków Zakonu.
-Hermiono-dyrektor [to jakaś mutacja genetyczna?] podniósł się ze swojego fotela i stanął nad zapłakana Gryfonką- Pozwoliliśmy wam wsiąść [a w ogóle wziąśćnąć] udział w tym spotkaniu, gdyż myśleliśmy, że jesteście na tyle dojrzali by zrozumieć nasz sposób myślenia [który nie ma nic wspólnego z myśleniem i to, co teraz mówi Dumbledore też jest bez sensu, bo w wolnym przekładzie znaczy „Nie podoba się to won, jesteś zbyt mała by zrozumieć bezsensowne poświęcanie życia ludzi”]. Widzę jednak, że pomyliliśmy się.- za radosnymi iskierkami błękitnych oczu kryły się sztylety- Takie dzieci jak wy nie powinny udawać dorosłych i bawić się wojnę. Co więcej śmierć Harry’ego nie pójdzie na marne.Jak wiesz wysłaliśmy profesora Snape by dowiedział się dokładnie co zaszło oraz sprowadził ciało… [Rany, szybcy są. Harry jest w niewoli... pół godziny a ci już o śmierci i sprowadzeniu ciała. Nie mówiąc już o tym, że chyba łatwiej uprowadzić żywą osobę niż bezwładne, sześćdziesięciokliogramowe cielsko leżące tak, by każdy mógł je sobie obejrzeć (lub zobaczyć jego brak)]
W tym momencie Hermina nie wytrzymała.
-Nie rozumiem! I nie chce rozumieć jak można skazać przyjaciela na śmierć!-Wrzasnęła po czym zerwała się na równe nogi i pobiegła do swojego pokoju, głośno trzaskając przy tym drzwiami. Nad Grimmauld Place 12 zawisły czarne chmury.


*Miłośnicy Miłośnika Dropsów [… Internecie, musimy porozmawiać. Dropsy Dumbledore'a... są... MEMEM. Nie są kanoniczne. Nawet fanon traktuje je głównie po macoszemu. Dlatego proszę, przestań traktować je jak istotny element fabuły. Z poważaniem, Johnny Zeitgeist]

Kolejny rozdział dodany. Od następnej części akcja przystopuje i stanie się bardziej...ja wiem? normalna:D Po prostu samo porwanie nie jest wątkiem głównym, a to co nastąpi po nim. Mam nadzieje, że sie podobało:D

wtorek, 29 maja 2012

20.1 Harry Potter i Prawo Slasha, czyli Mój sąsiad śmierciożerca

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
O opowiadaniach drążących temat miłości męsko-męskiej i moim (nomen-omen) stosunku do nich już pisałem. W skrócie - piszcie, co chcecie, ale niech to ma sens. A zmienianie charakteru postaci w kompletnie przeciwnym kierunku tylko po to, żeby opisać swoją najnowszą seksualną fantazję NIE ma sensu. A parowanie dzieciaka, którego rodzice zostali okrutnie zamordowani z mordercą tychże jest po prostu brakiem szacunku dla źródeł.
Mamy więc kolejne slashowe opko, które jest jednocześnie kolejnym opkiem Potterowym. Combo breaker! Czekają nas wyjące chomiki, przedsiębiorczy sklepikarze i niezbity dowód, że sąsiedztwo przy Privet Drive schodzi na psy.

Miłego czytania!


Adres bloga: http://hp-i-pk-yaoi.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
 
Prolog

Droga miminko jakbyś zgadła:D Planuję połączyć Harry'ego z z Voldemortem [Ale CZEMU?!] ale nie tak odrazu:P Trochę sie oboje namęczą...los ich trochę po doświadcza [Śmierć rodziców to nie dość] ( ale bez przesad, yaoi rules:D) ];) [Dagulec w komentarzach zwróciła nam uwagę, że termin „yaoi” odnosi się tylko do anime i mangi. W innym przypadku jest to „slash”. Może bycie purystą językowym (czy jakimkolwiek...) w takim przypadku nie jest konieczne, ale lepiej znać swoją terminologię!] [...powiedział Johnny, który sam nie miał o tym pojęcia póki go Dagulec nie uświadomiła >.<] [JA nie pisuję opowiadań o miłości męsko-męskiej, MNIE wolno nie wiedzieć takich rzeczy!]


PROLOG
Żyjesz. W swej naiwności wierzysz w ocalenie, mimo że twe ciało zwija się z bólu. Boisz się. Nie warto temu zaprzeczać, w końcu jesteś tylko człowiekiem. Umierasz [Już? To było naprawdę krótkie opko...] [A nie! AŁtorka udowadnia nam istnienie życia (tzn. opka) po śmierci!]. Ci,którym ufałeś, skazali Cię na śmierć [*ukrywa twarz w dłoniach i wzdycha* O rany, proszę, tylko nie kolejny zły Dumbledore...]. Czekasz. Każda sekunda zdaje się być wiecznością, a ratunek nie nadchodzi. Modlisz się. Bogowie Cię nie słyszą [W Potterlandzie nie ma bogów, więc to, że nie słyszą rozumie się jakby samo przez się]. Jesteś tylko ty. Sam na sam z cierpieniem [z głośników słyszysz „Och, Bello, kocham cię!”. Cierpienie jest niewyobrażalne]. I oni. Obserwują Cię, szydzą, śmieją się. Zadają ból. Uwolnij się [Wiecie do tego momentu ten wstęp brzmi jak prolog reklamy... nie wiem, żelu do mycia? „Uwolnij się! Pozwól naszemu produktowi się uwieść!”] [O, serio? Dla mnie brzmiało raczej jak gadanie jakiegoś zen-guru...]. Zerwij kajdany, którymi spętano twą wolną wolę. Stań się. Niech ogień trawiący twój umysł da Ci początek. Nie szukaj. To co zwiesz prawdą jest tylko złudzeniem więc jej nie znajdziesz. Ukarz [Ale... tak pejczem czy wystarczy Chińska Tortura Wody?]. Nie[ch] kaci poznają twój gniew. Amen. [Kaci poznają mój gniew? Mucho po chrześcijańsku z mojej strony!]

Rozdział 1

Dobra, kłamałam daje rozdział już dziś. Nie posiadam bety więc proszę nie bić. Nie przepadam za początkami ale każda opowieść musi się jakoś zacząć:P [W zasadzie to nie. Taktyka zaczynania In Medias Res jest znana od bardzo dawna. Ale tutaj się nie czepiam, tak tylko zwracam uwagę...]

ROZDZIAŁ 1
Mieszkańcy Privet Drive, pochowani w swoich przytulnych domach [A nie mogli tak normalnie, na cmentarzu, bo...?], śledzili w telewizji prognozy pogody [O Rassilionie, zombie! *Johnny idzie kopać sobie schron i odkurzać działko plazmowe*]. Od kilku dni nieprzerwanie trwało oberwanie chmury. Deszcz lał się strumieniami. Można było odnieść wrażenie, że to niebo płacze nad światem. A może nad chłopakiem snującym się samotnie po szarych uliczkach? [Każde radio w jego obecności zaczynało grać marsz żałobny, a każde zwierzę wyło żałośnie...] [Nawet chomiki?] [Zwłaszcza chomiki!] [A rybki akwariowe?] [Też!] Harry Potter zdawał się nie zauważać panującej pogody. Przemoczony do suchej nitki wlókł się wolno przed siebie. Zachmurzone sklepienie idealnie oddawało jego nastrój [czuł się wilgotnie i chmurzyście?]. Jeszcze kilkanaście minut temu, ukryty w swoim pokoju, przeglądał album ze zdjęciami. Najwięcej czasu poświęcił fotografii z wesela rodziców. Byli tam wszyscy. James, Lily, Remus i …Syriusz. Harry wciąż nie mógł pogodzić się ze śmiercią ojca chrzestnego [Śmierć swoich rodziców łyknął bez popitki]. Prawdopodobnie spędził by cały wieczór na wpatrywaniu się w uśmiechnięte twarze bliskich mu osób, gdyby nie ciotka Petunia. Kobieta po prostu wparowała do jego sypialni i oświadczyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, że potrzebuje beconu [Jestem ciekawa czy kiedyś uda mi się trafić na aŁtoreczkę która nie będzie miała problemu, w jakim języku pisze swoje opko... Czy wymagam wiele?] oraz chipsów ponieważ cytując:” Dudzi zażyczył sobie je dzisiaj zjeść” [Wiecie, mam takie pytanie – czy będąc Dursleyami dalibyście Harry'emu pieniądze? Na cokolwiek? Przecież może je wydać na traszki, albo pornografię, albo Bóg wie co jeszcze!]. Chcąc nie chcąc Harry powlekł się do sklepu znajdującego się 2 kilometry [I znów: przedsiębiorczy sklepikarze pilnują, żeby bogaci i zapracowani mieszkańcy Privet Drive, którzy na pewno chętnie by wyskakiwali do małego sklepiku po mleko i bułki nawet, gdyby mieli za nie załapać dużo więcej niż w normalnym sklepie, jednak musieli zapieprzać pół godziny] od Privet Driver [„I'm a Private Driver! A Driver for money!”]. Dzięki Bogu, jeszcze dwa tygodnie i ktoś mnie stąd zabierze. Brakuje tylko bym złapał zapalenie płuc na tym cholernym deszczu [Tak, właśnie widzę kanonicznego Harry'ego, który jęczy, że dostanie zapalenia płuc. Ahaś. A poza tym buty go piją i wyskoczyła mu krosta na górnej wardze, to na pewno rak]. Muszę wytrzymać…Dumbledore obiecał mi, że drugą połowę wakacji spędzę z Wesleyami, prawda? [widać, że aŁtorka pisała to opko zanim wyszedł ostatni tom. Nie będziemy przesadnie zwracać na to uwagi, ale ta świadomość pozwoli nam rzucić kilka żartów w niedalekiej przyszłości!] Ale czy mogę mu zaufać? Znowu to robią. Nikt mi nic nie mówi! Zatopiony we własnych myślach przemierzał ulice zalane wodą. Jego adidasy już dawno zrobiły się w środku mokre. Przecież, wystarczyło by kilka słów i Syriusz mógłby żyć [racja. Mógłby też żyć, gdybyś słuchał Dumbledore'a, a nie wyrywał się do walki. A tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku winny jest Voldemort. Mam rację? Halo? Harry, czemu malujesz oczy na czarno?...]. Gdybym mógł tylko cofnąć czas. A niech to [gęś kopnie]! Że też Hermiona nie ma już zmieniacza czas! Nie no…znowu się obwiniam…no tak przecież to moja wina! Ten jeden jedyny raz ,odpukać, zgadzam się z tym starym nietoperzem Snapem. Bezmyślna gryfońska odwaga jest… [Jaka?! Muszę wiedzieć! Jaka jest bezmyślna gryfońska odwaga?!] [Bezmyślna? :3] Niespodziewanie wpadł na coś. A raczej na kogoś. Uniósł głowę by wyjąkać jakieś przeprosiny, jednak gdy ujrzał kogo ma przed sobą zamarł.
-No proszę, proszę kogo my tu mamy?- zakpił głos z pod maski.
-Czarny Pan nieźle nas wynagrodzi-zarechotał inny.
Przed chłopakiem stała bowiem czwórka śmierciożerców [a skąd się tam wzięli? Jeden z nich mieszkał niedaleko i zaprosił kilku kumpli na nasiadówę?].
-Ategomoon!*
Ostatnią rzeczą jaką zamglony umysł nastolatka wychwycił był błękitny strumień światła pędzący w jego stronę.
***
Voldemort stał pośrodku symbolu przypominającego pentagram [Voldemort po prostu nie potrafił rysować koziołków...]. Cały wzór narysowany był krwią. Wokół ramion gwiazd widniały słowa w dziwnym języku [„aŁtoreczka no baka”]. Mężczyzna wykonał kilka skomplikowanych gestów nucąc przy tym pod nosem. Jeszcze kilka dni. Pomyślał. Jeszcze trochę cierpliwości, a rytuał się dopełni. Jesteś już martwy miłośniku dropsów,M-A-R-T-W-Y! Tylko ty jeszcze o tym nie wiesz. [O na rany koguta, czy to miało nas przerazić? „Miłośnik dropsów”? Literowanie? AŁtoreczko,popracuj jeszcze nad dramatycznymi środkami wyrazu...]
***
Harry ocknął się w dziwnym pomieszczeniu. Panował w nim mrok i zaduch. Po wilgotnej podłodze chodziły szczury. Jednak te ssaki nie były jedynymi żywymi istotami w pokoju [Nigdy bym na to nie wpadła. W końcu to wcale nie jest tak, że Harry się tam obudził].
-Śpiąca królewna się obudziła?
Ręka Harry’ego sięgająca do kiszeni po różdżkę natrafiła na pustkę [... Zabrali mu ciuchy? Rany, aŁtorko, szybko przeszłas do rzeczy! xD].
-Szukasz czegoś?- spytał beznamiętny głos.
-Mały chłopczyk zgubił swoją zabaweczkę?
Jeden ze śmierciożerców poszedł do chłopaka i chwytają go za włosy kopnął z całej siły w brzuch.
-Tak się składa, że Czarny Pan jest zajęty, ale nie martw się, my już Ci dotrzymam y towarzystwa-mężczyzna splunął na twarzy zwijającego się z bólu Pottera.
-Witaj w piekle przebrzydły bachorze. [Yay! Tortury i szczegółowe opisy znęcania się nad ludźmi! Wiedziałem, że czegoś mi w serii o Potterze brakuje! [Tak! Mi te...] Tego, i głębokiego katolickiego przesłania...] [… Damn, mi brakowało sera... =.= (i lesbijskiego seksu, oczywiście)]

* zaklęcie mego autorstwa, obezwładniające przeciwnika...coś jak natychmiastowa narkoza [a Drętwota to co, wątróbka z cebulką?].

piątek, 25 maja 2012

19.2 Dwie strony Sakury czyli Kwiat Wiśni i Sekretny Balkon

Kochani Czytelnicy!
Dziś przed wami kolejna analiza dwustronnej Sakury, która udaje, że nie jest Sakurą Haruno, co jest oczywiste zwarzywszy na to, że ma dokłądnie takie samo imię, nazwisko i wygląd. JAK TO SIĘ MOGŁO STAĆ?!
W dzisiejszym odcinku: sporo obrazków, wycieczka klasowa i podbijanie karty przy wychodzeniu z domu
Czytajcie!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 
 

2. O nie! Dowiedzial sie! + niespodzianka ;)

Promienie słoneczne z uparciem [chyba „zaparciem” =.=] przedostawały sie do pokoju pewnej dziewczyny [A to nietaktowne szuje!]. Oświecaly jej twarz. Ona tylko naciagnela kołdre na glowe, ale i to nic nie dalo [Kurde, rzeczywiście uparte te promienie xD]. Po chwili zadzwonił budzik. Nie chciala wstawac. Nie chciala znow byc kims kim nie jest [W swej niewinności wciąż mam nadzieję, że to oznacza, że nie chce być wciąż brana za gwiazdę młodzieżową]. Niestety budzik nie dawal za wygranal dzwonil i dzownil [a także dwoznil, dolzniwl i hałasował]. Wkoncu musiala wstac. Wrzucila budzik do kosz xD [kosz iksde to jakaś nowa generacja, taka niewymagająca odmiany w zdaniach?] [cichaj, bo mi spłoszysz Element Komiczny] i poszła sie odswiezyc. Ubrała sie i usiadła przed toaletka. Znow musiala uczesac warkocze na swoich dlugich wlosach [Rozumiem... że na jej włosach już były warkocze tylko teraz musiała je doprowadzić do ładu?] ale tym razem zwiazala je lekko kokarka w kolorze jej oczu [jestem samcem, więc idea noszenia rzeczy pod kolor oczu jest mi obca. MY cieszymy, jeśli rzeczy nie są za bardzo brudne...]. Przed wyjsciem z pokoju zabrala tylko okulary i zeszła na dol. Zaczela robic nalesniki, gdy do kuchni weszła jej lekko zaspana matka.- Sakura co tu robisz tak wczesnie? - zapytala jej matka
- Aaa mozliwe ze zapomnialam ci wspamniec. Mam dzis wycieczke szkolna
[pal sześć matkę, ale czytelnik takich rzeczy nie powinien dowiadywać się w takim momencie. Czuję się olany]- na ostatnie słowa zrzedla jej mina
- Oj nie przejmuj sie tym tak bardzo - powiedziala jej matka
- tak wiem, wiem. A tak przy okazji biore swoja karte
[Sakura musi podbijać kartę wchodząc i wychodząc z domu? Ostro...].
- Dobrze.
Sakura skonczyla przygotowywac nalesniki, dala kilka matce i sama zabrala sie za palaszowanie dania
[zauważcie – ona nie je, tylko pałaszuje. Czy to taka sama różnica jak między piciem a żłopaniem? Więcej się rozsypuje?]. Po 10 minutach czekala juz tylko az zegarek wskarze 6,30. Minuta po minucie zleciala jej szybko [Skoro odliczała je po jednej to chyba jednak niezbyt szybko]. Wziela torbe i wyszla. Dzis nie musiala wkladac mundurka *to juz polowa sukcesu* myslal [doceniam optymizm i zorientowanie na sukces. Ale dlaczego z tego powodu urywa ci od seksualności?], ale i tak nie wlozyla swoich ulubionych ciuchow. Zalożyła zwykłe jasne jeansy i zielona tunike z rekawem 3/4 wygladajaca jak krotka sukienka [Fascynujące, doprawdy...]. Do teggo miala szmacianal, ale ladna torbe [Czyżby MarySue skalała swoje ramię jakąś szmatą?]. Przy szkole znalazla sie okolo 6,50 gdzie czekala juz wieksza czesc jej klasy. Po 10 minutach przyszedl nauczyciel i wyjasnila plan wycieczki [Oj, aŁtorce ostro pomajtały się końcówki płciowe...].
- Najpierw czeka na 3 godzinna podroz
[Widzę ktoś bardzo dokładnie zadbał żeby rozszalali uczniowie bez nadzoru nie przedarli się do cywilizacji ^^]. Potem zajedziemy do restauracji na sniadanie, zeby nie burczalo wam w brzuchach [Kakashi nie cierpi dźwięków wydawanych przez gazy żołądkowe swoich uczniów. To dla niego jak kryptonit. True story]. Potem zajdziemy do muzeum, a po tem do galerii na film 3D [na osłodę po mękach muzeum] przed ktorym bedziecie miec troche wolnego czasu (moj dopisek:galeria cos na ksztal zlotych tarasow w warszawie, ale z moimi przerobkami ;p) [nie baw się w architekta, skoro nie wychodzi ci tworzenie opisów] [*nie wie jak to skomentować, więc ukrywa twarz w dłoniach i łka cicho*].- skonczył opowiadac Kakashi-sensei
-Hej Sakura- powiedziala Hinata
- O hej nie zauwazylam cie- powiedziala
- Mam pytanko.. Usiadziesz ze mna w autokarze?- zapytała
- Umm tak nie ma sprawy- odpowiedziala i usmiechnela sie do kolezanki
- Dzieki. chodzmy- powiedziala i pociagnela Sakure za reke
[A co to za „dzięki”? A gdzie ukłony, gdzie kwiaty, gdzie dzieci w strojach ludowych?!]
Jechaly tak juz jakis czas. Śmialy sie i gadaly o roznych pierdolach. Nadszedl czas na pierwszy postoj
- Hinata mam pytanie.
- Tak o co chodzi?
- Bo wiesz wasza klasa zdecydowala sie na te wycieczke jeszcze jak mnie nie bylo w niej. Wiesz moze na jaki film pojdziemy?
- Tak. Na 'Step up' Karin najbardziej chciala go zobaczyc, bo Sakura gra w nim jednal z glownych rol
[to...takie bezsensowne, że aż na swój dziki sposób piękne...], a ze reszta nie maiala zadnych propozycji wszyscy sie zgodzili.
- Aha. Dzieki za info.-* jeny znow musze go ogladac, niedawno przeciesz bylam na premierze* przeszło jej przez mysl choc lubila ten film [Skoro go lubiła to w czym drama?]
- Nie ma za co. Chodz wracajmy.
Dziewczyny wrocily do autokaru. Droga mineła im szybko. Zaszli na sniadanie [ZBIOROWE SCHODZENIE NA ŚNIADANIE, SSSSSSUKO!!!]
[*pada i przeżywa*], a potem na wystawe do muzeum. Wszyscy byli już znudzeni, czekali tylko na czas wolny i film [wiecie co? Ja tam zwykle lubiłem wycieczki do muzeów. Może jakiś dziwny jestem...]. Wkoncu ich marzenia sie spełniły.
- Dobra młodziezy macie godzine. Potem spotykamy sie w kinie.
- Hinata mozesz mi pomoc?- zapytal sie Naruto
- Tak pewnie.
I już ich nie było. Sakura została sama wiec postanowila dla pozoru zajsc do ksiegarni [dla pozoru, że co?]
[... Że umie czytać?]. chodzila po niej az w koncu znalazla to co chciala. Kupila ksiazke dla brata, i gazetke dla siebie [Jednak coś cienko u niej z czytaniem. Wyszło szydło z worka >.<]. Zaplacila i po chwili szla juz miedzy roznymi sklepami zaczytana co chwile spogladajac czy nik na nia przypadkiem nie wpadnie. Znalazła artykul o sobie i zapomniala o ostroznosci. Chwila niuwagi i zderzyla sie z kims. Na jej nieszczescie spadły jej okulary i wstazka ze wlosow. [Wiecie, przypomina mi, się, jak kiedyś moje koleżanki zdjęły mi okulary, a potem założyły je na powrót i zaczęły opowiadać o tej obcej kobiecie, która się tu pojawiła kiedy ja poszłam. Aż do dziś nie miałam wątpliwości, że tylko się wygłupiały...]
*mam nadzieje, ze to nikt kogo znam* pomyslala i spojrzala na tego kogos- Sasuke- powiedziala ze zdziwieniem * jednak mam pecha.. doeiedzial sie!aaaaaaa* pomyslala
[aaaaaaaa – pomyślał Johnny. Po chwili dodał, zaintrygowany – beeeeeeeee...]
- Sakura?! A wiec to jednak prawda?- zapytał ze zdziwieniem
- Cii Sasuke nie tutaj- powiedziala nakladajac okulary i ciagnac chlopaka za reke- chodz wszystko ci wyjasnie
[zwiąż włosy, nieszczęsna, bo całe miasto pozna twój sekret!]
- Ale Sakura to miejsce..
- Wiem.. Dzien dobry- powiedziala Sakura i pokazala ochroniazowi karte.- On jest ze mna- powiedziala i pociagnela go za soba
- Rozumiem panienko Sakura.
[Hej, jak to się stało, że nikt jej nie poznał, skoro ochroniarz na ulicy od razu wie kim jest?] [No przecież ma rozpuszczone włosy!] [A, no tak. Głupia ja]
- A i jak cos mnie tu niem ma i nie wiesz kim jestem ;)
- Dobrze.
- Sakura gdzie idziemy?
- Do kawiarenki.
Zaszli na miejsce. Zajeli stolik.
[Hej, to jest taka ekskluziw kawiarenka dla vipów i wgl a ona sobie po prostu wchodzi i zajmuje stolik? A gdzie rezerwacja?]
- Dzien dobry panienko Sakuro co podac?
- Poprosze dwie kawy i dwa ciastka te co zwykle. [Pragnę tylko zauważyć, że ona się podobno dopiero co sprowadziła. Kelner ma wiedzieć czym jest "to co zwykle" z Pudelka czy powinien użyć Mocy?]
- Za chwile je podam.
Sakura poprawiala warkocz nie weidzac co powiedziec, ale gdy skonczyla
[poprawiać warkocz?] [Może był bardzo ciężki? Zauważ raczej, że Sakura poprawia warkocz mimo że 1. miała rozpuszczone włosy 2.rano miała całkiem inna fryzurę!] przelamala sie.
- Wiec Sasuke już znaz moj sekret - zaczela
- TAk, ale nie dziwi się
[Ten sekret]. wlasciwie nawet jezeli sie wyieralas [Wyciera las? Wycierałaś? Wyjarałaś?] to i tak bylas za bardzo do siebie podobna.- powiedzial przegladajac karte dan- Jeny ale tu drogo.. [W dolarach nie jest tak źle- uspokoiła go Sakura] nie dziwie sie ze to kawiarnia dla vipow.
- Tak ale nic nie mow puki nie sprobujesz ciastka.
kelnerka podala im wlasnie zamowienie
- A i mam mala prsbe..- zaczela Sakura
[To jest właśnie to, czego chciałbym się dowiedzieć od koleżanki z klasy kiedy właśnie zabieramy się za jedzenie- że ma małą prsbę!] [Johnny! *gorszy się*]
- Spokojnie nikomu nie powiem- powiedzial i sie usmiechnal- to bedzie nasz tajemnieca.
Gadali tak spory kawalek czasu
[*bierze w dłoń maczetę i idzie skroić aŁtorkę z czasu*].
- O nie. Powinnismy już być przy kinie- powiedziala Sakura
[*nuci* „Godzina nam minęła jak...by była dużo krótszaaa!”]
- Spoznimy sie - dodal Sasuke
- Nie, znam skrot.
[I znów: skąd, skoro podobno dopiero co się wprowadziła?]
Szybko pobiegli przez strefe dla 'vip'ow' [a dotychczas byli w oborze?] na ruchome schody i po chwili znalezli sie przed kinem. Szybko pobiegli do nauczyciela.
- Spozniliscie sie- rzekl- oto wasze bilety. przykro mi ale jako jedyni siedicie na 'balkonie'
[„O nie!” Sakura i Sasuke teatralnie załamali ręce, po czym spojrzeli na siebie lubieżnie] [Balkon w kinie, WTF?!].
Wszyscy weszli do saki i poszukiwali
[w wielkim skupieniu, z mapą i uwzględnieniem poszlak] swoich miejsc.
- Kakashi-sensei. Gdzie jest sasuke?- zawolala Karin
- Na balkonie- odpowiedzial
- Sam?
-Coo?!!!- dalo sie slyszec krzyki Karin w calej sali
[„co?!” to tylko jeden krzyk] [Nie, skarbie, nie zrozumiałeś. Karin najpierw mówi „sam?” a potem „co?!” co zważywszy na brak jakiegokolwiek przerywnika daje nam... „samco!”. Karin po prostu nawoływała swojego mężczyzny xD]

- Oo chyba Karin dowiedziala sie, że jestem tu z tobą- powiedziala Sakura
- Mowi sie trudno. Wole byc z toba niz z nia. Hehe
- Ale co ci sie w niej nie podoba?
[Zapytała Sakura, jakby sama ją lubiła]
- Wszystko.
- A może dokladniej?
[No, no powiedz mi w czym jestem lepsza od mojej rywalki!” wydyszała Sakura ekstatycznie]
- Jezeli chcesz..
1. jest zarozumiala,
2. uwaza sie za pempek swiata,
[Czyli... niezły z niej kąsek?]
3. Jezeli zlamie jej sie paznokiec robi wielka afere,
4. Nosi ze soba chyba caly salon kosmetyczny,
5. ..
- Chyba juz wystarczy haha
- Czekaj jeszcze tylko jedno
- Ok. Zniose to haha
[Dlaczego ona cały czas mówi „haha” jakby była przygłupia?] [… W twoim pytaniu jest odpowiedź]
- Po piate wola do mnie Sasuke-kun przeslodzonym glosem
- Haha Moge cos zrobic? :>
[*klik*]
- yy ok
Sakura nachylila sie do ucha Sasuke
- Sasuke-kun - szepnela slodkim glosem
- Jakos wole to slyszec w twoim wykonaniu- powiedzial i usmiechnal sie, ale to nie byl zwykly usmiech
[Każdy uśmiech w wykonaniu Sasuke jest niezwykły] [Noooom]. Widziala już pare razy jak sie usmiechal choc to zadkosc. Ale ten usmiech byl najwspanialszym usmiechem w jego wykonaniu. Jak zabrala siebie od jego twarzy [oO Kiedy ona zdążyła przysiąść się do jego twarzy?!] zobaczyla lekkie rumience ale akurat w tym momencie zgaslo swiatlo i zaczely sie reklamy [Ono też miało wyczucie czasu. Dlaczego w opkach nikt nigdy nie robi niczego tak po prostu- wszystko jest w Strategicznych! Punktach!].
- Jeny, chyba pojde spac na ty filmie..
- Czemu?- zapytał a wydawalo sie jej nawet ze jego glos byl taki smutny
[A co innego jeszcze Sasuke miał smutnego? >.<]
- Widzialam go już na premierze, i w studniu montazowym
[I w ogóle jestem zblazowana i znudzona. Obudź mnie, jak już przestaniesz się mną zachwycać].
- Aha szkoda.
- Czego szkoda?
- Skoro już jestesmy tu
[i] zdala[ś] od naszej klasy i sami myslalem ze obejrze ten film z toba a ty bedziesz opowiadac co i jak bylo nagrywane hehe
- W takim razie nie moge odmowic
[Właściwie, to może].
Rozmawiali tak i smiali sie. Zdarzalo sie nawet ze ich rece kladly sie na oparciu w tym samym czasie ale od razu je zabierali. Ich spojrzenia wtedy krzyzowaly sie i patrzyli sobie przez krotki moment prosto w oczy
[Aha, czyli zdarzyło się to... raz. Co za namiętność!].
- Swietnie tanczysz jak widze.
- Tak mozna tak powiedziec ale zeby to zatanczyc idealnie musialam to sporo razy powtarzac
[Normanie szoook]..
- A co bedzie w scenie zaraz- Sasuke powiedzial to patrzac Sakurze prosto w oczy
- Zaraz bedzie scena, ktorj najbardziej nie trawie(powiedziala z zartem a on o tym wiedzial
[cieszeszę się, że aŁtorka to powiedziała zamiast opisywać. Ile zaoszczędzonych sekund życia!]) zaraz bedzie scena poca..
Niedokonczyła bo Sasuke Ja wyreczył. Zatkał jej usta namietnym pocalunkiem. Sakura po chwili rozszerzyla usta dajac mu wieksze pole do popisu
[A co, podpisywał jej się jęzorem na podniebieniu?]. Ich jezyki tanczyly namietny taniec. Wygladalo to pieknie [Eeee... Nie. Serio, popatrz kiedyś na ludzi całujących się po francusku. Prawdziwych ludzi a nie bohaterów mang i filmów. Nie wyglądają „pięknie” tylko „głupio”]. Na ekranie kinowym i oni calowali się [Ktoś ustawił kamerkę z bezpośrednim przekazem na ekran kinowy?]. Po chwili oderwali sie od siebie.
- Przepraszam ponioslo mnie- powiedzial z lekka speszony brunet
- Nie przepraszaj- wydukala- Wiesz byl by z ciebie dobry aktor do takich scen i nie tylko - powiedziala i zarumienila sie
[uświadomiła sobie, że Sasuke ze swoim permanentnym pokerfejsem nie byłby dobry nawet do sprzedawania kurczaków w KFC] co nie umknelo uwadze bruneta choc bylo ciemno [Sharingan!]- nie martw sie nie powiem nikomu- dodala po chwili.
Reszta filmu minela jak by nic sie ne stalo. Zapalilo sie swiatlo a Karin jak poparzona wstala z miejsca i popatrzyla na balkon gdzie siedzieli Sasuke i Sakura. Sasuke wlasnie nakladal kurtke Sakurze
[Nikt im nie powiedział do czego służy szatnia?]. Ta w podziece dala mu nic nieznaczacego buziaka w policzek. Karin była wsciekła. Wybiegla z sali jak poparzona, a wszyscy patrzyli na nia jak na dziwaczke.