piątek, 24 czerwca 2011

2.1. Mrocznej Siły Miłości część pierwsza czyli Opowieść Q Zakrzepieniu Serc

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy:
Dzisiaj, tak dla odmiany, opuszczamy [ale tylko na chwilę, obiecuję!] sympatycznego jak obślizgła maź Edwarda [nie przesadzaj, obślizgła maź nie jest taka zła. W sumie to nawet lubię mazie. W przeciwieństwie do Edwarda] i kierujemy się ku zieleńszym pastwiskom [pastwiskom dla BARANÓW, warto dodać]. Ściślej – zamiast czegoś, co Zmierzchem jest tylko z tytułu, zmierzymy się z czymś, co ze Zmierzchem ma podejrzanie wiele wspólnego [Masz na myśli chyba zmierzch literatury. Względnie zmierzch inspiracji klasykami na rzecz taniej zżynki z... no, nie powiem czego]. Poradzenie sobie z tym zadaniem wymagało wielu godzin wytężonej pracy całego Ministerstwa (podczas tej analizy dwukrotnie przekroczyliśmy budżet na Zdrowy Rozsądek, a mój gabinet czeka gruntowny remont [a tam twój remont! Muszę sobie wstawić sztuczna szczękę bo moje zęby całkiem się starły od zgrzytania]). Czekają was spotkania z postaciami o dziwnie znajomych imionach, słońce świecące bardzo wysoko, oraz nieoczekiwane orgazmy.
Miłego Czytania!
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział I
Hej :) witajcie na moim blogu :) Mam nadzieje, że sie spodoba... Liczę na sporo komentarzy...żeby wiedzieć co się podoba i czy jest sens to prowadzić...
Moje imię jest nieistotne. Mówcie mi: Rosalie, Rosi. [Już wkrótce dowiemy się, kogo rosi Rosalie] [I ABSOLUTNIE nie domyślamy się, skąd aŁtorka zaczerpnęła swój pseudonim]
Będzie to opowieść o wielkiej miłości...pożadaniu [dowiemy się tego po zadaniu. Pytania? Pracy domowej?]...intrydze....[Nadmiernym...używaniu...wielokropków...] [Przyganiał kocioł garnkowi!] [Mogę przestać… kiedy tylko zechcę!] zresztą sami zobaczycie:P

Delfina Logan spojrzała za okno[*parska* mnie „Delfina Logan” kojarzy się jednoznacznie...]. Świeciło słońce. Raz na jakiś czas może - pomyślała, po czym usłyszała donośne wołanie matki.
- Deeelfiiinaaa!
Delfina wesctchęła. zastanawiała się, po co matką ja woła, przecież i tak sie nią nie interesuje, cała uwagę przerzucając [szuflą tą uwagę przerzucała] na młodszego brata Marca lub na swojej ukochane zwierzęta. Miała przeczucie że jest w tej rodzinie przykrym obowiązkiem. Obowiązkiem, który spadł na głowę rodzicom, yyy tym ludziom, jak mawiała o nich w chwilach złości [WTF?! W chwili złości mówiła o nich „yyy ci ludzie”? Nacisk na „yyy” rozumiem? To jakaś wymyślna obelga? W takim razie mój roczny bratanek znieważa mnie na całego. I klnie na czym świat stoi] [Proszę bardzo: Zagadka dziecięcego gaworzenia rozwiązana. Wszystko dzięki aŁtorce. Dziękujemy Ci, aŁtorko!].
- Choćże wreszcie! - matka znowu się wydarła [z papieru chyba]. No tak, ani ona, ani ojciec, ciągle zajęci pracą nie mieli dla niej czasu [*czyta to zdanie raz po raz* Ke?] [Matka nie miała czasu odpowiedzieć na swoje własne wezwanie. Proste. Poza tym pierwsza nowatorska konstrukcja gramatyczna zaliczona. Ech.. A już chciałem chwalić aŁtorkę, że, jak na standardy blogaskowe, ma zaskakująco mało literówek…]. Albo zajmowali się zupełnie kimś innym. Po co k*** tu jestem - westchnęła i zeszła na dół. [Jak się mówi gwiazdkami?] [Gwiżdzesz. Względnie szczękasz zębami] Ojciec Edward [Edward został księdzem! *zaciesza* To doskonała odtrutka po „Badassowatym Edwardzie” z naszych pierwszych analiz] ciale pracował [ciałem pracował? Oo], nawet teraz przy stole był czymś zajęty, nie wiedziała czym, gdyż ciągle powtarzał, że jego praca jest supertajna, i dlatego z jej ukochanego domu i miejsca dziecinnych zabaw musieli przeprowadzić sie do tego ponurego Dorks [-.- AŁtorko, jesteś mistrzynią ukrywania inspiracji] [BUHAHAHAHAHAHA! *opanowuje się* Ekhm. Nie dość, że nazwa miasta dzieli tylko jedna litera od Forks, nie dość, że rzeczona litera jest tuż obok F na klawiaturze, to jeszcze miejscowość nazywa się CIOŁKI! BUHAHAHA!], gdzie nie miała przyjaciół. Myślała żeby go poprosić nad zmianą zdania ale wiedziała że ojciec ją ignoruje [Chciała go poprosić kiedy on akurat będzie zmieniał zdanie, tak? Podpowiem ci: it’s not super effektive] i na nic sie to nie przyda.
Matka Stephania [*kwiczy*] odnosiła się do niej z zimną obojętnością gdyż była badaczka delfinów [Była badaczką delfinów, więc stała się zimna i obślizgła jak one? Czy badała delfiny pływając wraz z nimi, w stadzie, więc w domu pojawiała się tylko kiedy akurat przepływali w pobliżu a i wtedy tylko siedziała w kuchni, w płetwach i masce do nurkowania, wpieprzając tuńczyki?] [Nie śmiej się. Delfiny to jedyny gatunek na Ziemi, poza ludźmi, który zabija dla zabawy. Delfiny są straszne, ludzie! Bójcie się delfinów!] [No dobrze, ale co to ma do uczuć rodzicielskich jej mamy?] [Nic, ale ludzie MUSZĄ wiedzieć!].
uważała ze matka ja skrzywdziła, nie mogła zrozumieć jej pasji a najbardziej TEGO, że mogła tak skrzywdzić swoje pierworodne dziecko nadając jej takie imię, moze myślała że dizzęki temu będzie jak to co kochała najbardziej na świecie, ale myliła się [Z tego zdania wynika, że bohaterka sama siebie nazwała Delfina a teraz jeszcze jęczy że brzydko]. Najwyraźniej nie spełniała oczekiwań matki i nie wiaziała dlaczego, była przecież ładna, miała same piatki i chetnie opiekowała sie bratem, ale jeszcze chętniej psem . [Bo trzeba mieć, psia mać, jakieś priorytety!] Czasami odnosiła wrażenie, że Blaki był/a jedyną istotą w tym domu, która poświęcała jej więcej uwagi [więcej niż kto?], i która ją nawet lubiła.
Delfina zareogowała w końcu na krzyk matki. Wstała i poszła do łazienki po czym zrobiła sobie lekki makijaż [jessst letki makijaż! Blogaskowy klasyk!] . Rzęsy pociągnęła wodootoporna maszkarą [nie dość że maszkara, to jeszcze ma topór zrobiony z wody? Chyba grałem w tego RPGa...], następnie wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Zastanawiała sie w co ubrać, w koncu wybrała czarne spodnie rurki i czerwoną bluzkę z niewielkim dekoltem [Czarne spodnie- rurki- są! Btw. Ona się tak przygotowuje do zejścia do mamy, żeby się dowiedzieć czego od niej chcą? Cholera, nie dziwię się, że nikt jej w tym domu nie lubi…]. Była już gotowa, wiec wyszła z pokoju i zeszła na dół, gdzie rodzina właśnie jadła śniadanie [Już schodziłaś na dół. Twoja rodzina wsuwa płatki z mlekiem w otchłani piekielnej?] . Matka spojrzała na nią obojętnie, ignorując ją [Mówienie do kogoś jest wszakże sposobem na zignorowanie go].
- Czego chcieliście? - zapytała ze łzami w oczach widząc spojrzenie matki.
- Delfino - matka zaczęła chłodno - bułki się skończył, idź kup [„Ja matka, ja kazać, ugh!”]. Pieniądze leżą w kuchni.
- Przecież wczoraj kupiłaś...
- Ale się skończył [*kwika* Ona naprawdę myśli, że bułki to rodzaj męski! xD]!
- Dobra już dobra - mruknęła po czym poszłam do sklepu.
Delfina wydszła [wydarła się? wydyszała?] z domu. Przechodząc spojrzała na samochód, prawo jazdy zdała za pierwszym jazdem [rozumiem, że jazd stał przed nią w kolejce czy jak?], ale ojciec oczywiście nie pozwalał jej brać swojego wozu, wiec musiała iść na piechotę [To potworne!... Hej, sklepik osiedlowy boCHaterki jest na Alasce, prawda?]. Powłócząc nogami szybko doszła do skelpu [po drodze skalpując przechodniów i robiąc z tych skalpów gustowny płaszczyk- na Alasce zimno wszakże]. Zrobiła umiejętnie zakupy [jak się „umiejętnie” robi zakupy?] przy czym upadł jej portfel. Bała sie ze ktoś go ukradnie, ale okazało sie ze podnosi go nieznajoma dziewczyna o ciemnych włosach i pomarańczowej sukience [Wiadomo wszak, że nieznajome dziewczyny o ciemnych włosach i w pomarańczowych sukienkach nigdy nie są złodziejkami] [A te w zielonych szortach proponują cukierki za dotknięcie nóżki wyżej kolana!].
- Dziękuję - powiedziała, - jak masz na imię?
- Mirabella a ty? [1. To spolszczone imię francuskie i oznacza kogoś wspaniałego. Fail. 2. Ktoś tu chyba ostatnio oglądał przygody Barbarelli w kosmosie…]- spytała ta z uśmiechem Delfina poczuła ze sie zarumieniła - Delfina powiedziała cichym szepctem [który jest naturalnym wrogiem szeptu głośnego].
- Ojej jak ładnie- zdizwiła sie Mirabella, - a gdzie mieszkasz?
- A tu niedaleko, w tym nowym domu - powiedziała Delfina.
Mirabella zdziwła sie bardzo. - Naprawdę? bo ja mieszkam zaraz obok. Ty chyba jesteś tu nowa? – zauważyła [„-Wszakże do domu tuż obok mojego domu co dzień ktoś się wprowadza, już tracę rachubę…”].
- Tak - powiedziała delfina.
-Może wrócimy razem do domu?
-Jasne, czemu nie?
Po drodze okazało się, że dziewczyny chodzą do tej samej szkoły. Nawet do tej samej klasy. Stwierdził, że będą siedzieć razem, w tej samej ławce. [a potem będą jeść z tej samej miski, myć się w tej samej wannie i spać w tym samym łóżku! *zapala się do tego pomysłu*] [???] [No co? Ty masz yaoi, ja też chcę mieć coś od życia! O kosmatej wyobraźni nie wspominając...] [Twoje kosmate myśli pominęły to, że tam ktoś decyduje o ich losie za nie. Jakiś facet. Ile one maja lat? Czy nie trzynaście przypadkiem? ;)]
-Do jakiej klasy trafiłaś? - zapytała Delfiny [Hej, czy one już przed chwilą nie doszły do tego, że są w tej samej klasie?] .
-Do Jones [*zaczyna nucić motyw z "Poszukiwaczy Zaginionej Arki"].
-Oj! To straszna piła, nie będzie lekko...
-Aż tak źle?
-Damy radę, o, mój dom [o, kompletny brak opisu!].
-Idziemy razem do szkoły?
-Pewnie! O 7:30 tu?
-Dojutrka ;) [To jakaś rasa krowy? Czy dziewczęta już ustalają ksywki do swoich przyszłych zabawach we wspólnej wannie i wspólnym łóżku? Poza tym znów ujawniają się ich hipermoce- mówią już nie tylko gwiazdkami ale też średnikami i nawiasami- jak TEGO dokonują, geniuszu?]
Delfina otworzyła oczy i spojrzała przez okno. Na dworze było ponuro, dzień zapowiadał sie niemiły "Mój pierwszy dzień w nowej szkole..." - pomyślała... "ciekawe jaki będzie..." Zastanawiała sie co ubrać w tym ważnym dniu, w końcu zdecydowała sie na niebieska sukienkę i zeszła na dół [Ubrała niebieską sukienkę w bluzeczkę i szorty, poubierała tez lalki… a sama co? Będzie robiła furorę w szkole, już wiem, czemu wcale-nie-Edward za chwile będzie za nią wodził wzrokiem xD] . Ojciec na jej widok uniósł gazetę, ale nic nie powiedział.Jadła bez apetytu śniadanie, pocieszając sie tylko tym, że ma sie zobaczyć z Mirabella. Czuła, ze znają sie od dawna [A tu mamy najlepszy przykład na to, że narządy nieużywane ulegają zanikowi: aŁtorce zżarło kawałki kory mózgowej, dziewczyna już nie pamięta, że poznały się wczoraj] . Po śniadaniu wyszła przed dom, gdzie czekała przyjaciółka, i poszły razem do szkoły. Mirabella wesoło przedstawiała jej wszystkich kolegów.
- To jest Mike - powiedziała wskazując na wysokiego blondyna - a to Jenny - powiedziała, machając dłonią do dziewczyny średniego wzrostu, w krótkiej fryzurze [krótka fryzura była trochę za ciasna na biodrach, ale czego się nie nosi żeby wyglądać modnie...] [Jenny, jak rozumiem, też była „kolegą”?] .
- A to kto? - zapytała Delfina, patrząc na wysokiego kasztanowłosego szatyna o ciemnych oczach. Mirabella zdziwiła się.
[- To Edward Cullen, a to jego rodzeństwo: Alice i Emmett Cullenowie oraz Rosalie i Jasper Hale- odparła z przyzwyczajenia. Plany akcji jej się trochę pomieszały, każdemu się może zdarzyć]
- Nie znam go. musi być nowy - powiedziała Mirabella. "Jak ja" - pomyślała Delfina. Mijając obcego przybysza poczuła dziwny irracjonalny dreszcz. Przystanęła i obejrzała sie za nim. "Nie...to niemożliwe, musiało mi się wydawać" pomysla [było niemożliwe to, żeby boCHaterkę przeszedł dreszcz? Rozumiem, że marySuistyczne dreszcze potrzebują specjalnego pozwolenia? I płacą za przejście? Czy może niemożliwym jest, żeby ona się obejrzała? Czy o co w ogóle chodzi?!]. Miała wrażenie, że nieznajomy sie na nia patrzy, wiec szybko podążyła za Mirabellą do klasy na lekcję. Pierwsza lekcja, historia, nie była wcale taka straszna, Delfina znała odpowiedź na wszystkie podchwytliwe pytania nauczyciela. Następny miał być polski, a prowadził ją Damiano Alejandro [*nie mogąc znaleźć słów, rytmicznie uderza głową o ścianę*] [A ściana odpowiada w rytm uderzeń: „Rah-rah-ah-ah-ah-ah, Roma-Roma-ma, Ga-ga-ooh-la-la- Want you Bad Romance!” xD]. Delfina postanowiła to opisać w swoim ukochanym pamiętniku [*facepalm z półobrotu*] :)
- Witam wsystkich. Na tej lekcji poznawać dogłębnie i zawile będziemy język polski - wskazawszy na godło Polski to powiedział [Jak widzę i nauczyciel i narrator składnię polską znają tylko w teorii].
- Czy ktokolwiek, cokolwiek umie? Nie? - uśmiechnął się nieco złoślwie [Łorany, nauczycielu! Ależ jesteś ironiczny i wredny! Normalnie wszystkie Hałsy przy tobie to cienkie Bolki są… ;/]- tak myślałem. Wiesz kim był Mickiewicz? - złośliwie zapytał jakąś dziewczyną z oczami jak 5zł [znaczy, są zrobione ze stopów, tęczówka z miedzioniklu a źrenica z brązalu?] [Skarb, używałeś Google'a żeby sprawiać wrażenie mądrego? Znowu?][M-może...] -Nie? A to pech. -Słowacki?! - zwrócił się do krótko ostrzyżonego bruneta.
- Sienkiewcz?! - zapytał mnie. Nie wiedziała, bo skąd? Przecież nie czytała takich rzeczy, to głupie i nudne - zawsze tak twierdziłam [Ta dziewczyna bije rekordy: żeby w jednym zdaniu trzy razy zmienić osobę narratora… Tego jeszcze nie było chyba nigdzie]. Ale przyznać musiałam, że nauczyciel był dość przystojny. Jak na starego 40letniego faceta [O.O Stary, koło czterdziestki?! Już idę kopać sobie grób, serio. U Badassowatego Edwarda będzie osiemnastoletnia „dojrzała kobieta”, tu czterdziestoletni staruszek… Czy to są opka z dwudziestolecia międzywojennego?]. Szkoda, że taki ostry [To był Evan Daniels w konspiracji]. Pytał, opowiadał i wprowadzał w temat do końca lekcji, a potem zadzwonił dzwonek, po czym wyszłam na przerwę zupełnie otumaniona. Ktoś mnie potrącił.
- Ej! Uważaj jak chodzisz! - powiedziałam do wysokiego szatyna. Nie widziałam takiego nigdy wcześniej. Te oczy. Rzęsy. Nos. [Ta grdyka! To fenomenalnie ukształtowane śródstopie!] Twarz o idealnych rysach. Elektryzujące spojrzenie, falujące włosy.
-Przepraszam - cicho mruknął. Nic ci się nie stało? [O, widzę narrator też się zatroskał o naszą MarySue?]
-Nic, odwal się. - poszłam szukać Mirabelli. Już do końca dnia czułam na sobie spojrzenie tego chłopaka. Coś z nim było nie tak, dowiem się co! [Nie, złotko, to z TOBĄ jest coś nie tak. Ja wiem, że arogancję masz jako MarySójka we krwi, ale chłopak się zatroskał a ty na niego warczysz- też bym się gapiła na taka osobę. Zastanawiając się, czy aby na pewno ma wszystkie klepki na miejscu] Kiedy wróciłam do domu zorientowałam się, że przecież to jego widziałam wcześniej na korytarzu. No tak...jak mogłam nie poznać tych oczu? A jednak było w nich cos zastanawiającego [„*rozkminu rozkminu* A, już wiem! Jego oczy na mój widok nie zmieniły koloru na różowy jak u innych ludzi którzy mnie zobaczą! I nad głowami reszty moich znajomych nie unosi się chyba ten wielki, kolorowy neon… Co tam było napisane? „TruLoFF”?”]. Nie zdawałam sobie sprawy, co, ale musze to odkryć.... Delfina odłożyła pamiętnik [kiedy go wzięła, bo chyba mi to umkło?] i zbiegła jak na skrzydłach na dół. Ojciec spojrzał na nia ponuro. - Zrób cos ze sobą - mruknął. Delfina spojrzała na niego nierozumiejacym wzrokiem. - No, ogarnij sie i daj mi święty spokój - uściślij ojciec. zaszkliły sie w jej oczach łzy i wybiegła na dwór, łkając i rozmazując je po twarzy [te łkania rozmazywała, jak rozumiem? Ja też rozcieram po swojej twarzy łkania jak widzę tak potworną składnie w zdaniu ;/]. Na szczęście maskara była wodoodporna i nic sie nie stało. "Wyglądałabym okropnie" uświadomiła sobie Delfina. [No! *usiłuje powstrzymać parskniecie* Chrzanić to, że ojciec właśnie sprawił ci przykrość- priorytet to perfekcyjny makijaż! xD] Westchnęła. Wiedziała, że nie może teraz wrócić do domu. Postanowiła przejść sie po pobliskim lesie, jeszcze tam nie była. Spacerowała, kompletując naturę, usłyszała nagle jakiś szelest. Przestraszyła się, bowiem zorientowała sie, że jest juz daleko od miejsca, które z konieczności musi nazywać domem, po czym odwróciła się. Za nią stał przystojny niebieskooki blondyn o platynowych włosach [za nim, w pewnym oddaleniu, stali: szatyn o piwnych, niepasteryzowanych oczach oraz olbrzym zgrzytający białymi zębiskami z czystego pirytu] i patrzył na nia z zagadkowym uśmiechem.
- Ojej - powiedziała, odetchnąwszy z ulgą. - Przestraszyłeś mnie. Obcy przybysz milczał.
- Jak...jak masz na imię? - zapytała.
- Cedrik - wyszeptał głośno. [NIEEEE! -krzyknął cicho Johnny - Gdzieś tam zza węgła wychylają się złowieszczo Harry, Neville i Severus...]
-O, miło cię poznać. Ja jestem Delfina. - przerwał jej.
-Wiem, jesteś nowa w szkole.
-A, tak, tak. Niedawno się przeprowadziłam.
Słońce zbliżało się q zachodowi [*popada w stupor* Słońce zbliżało się q zachodowi… Słońce zbliżało się Q zachodowi… *wpada w histeryczny śmiech* O qrwa…] [NIE! *uderza pięścią w stół* NIE zbliżało się nigdzie! Ja po prostu nie akceptuję tego zdania. Słońce wisiało cholernie wysoko! Słyszeliście, Drodzy Czytelnicy? CHOLERNIE WYSOKO!]. . Ostatnie, zabłąkane promyki przemykały przez leśny gąszcz i igrały na włosach chłopaka w kolorze platyny, które nadawały im specyficznego charakteru.
-Robi się późno, może cię odprowadzę? - zapytał.
-Nie, daj spokój, nie trzeba - odpowiedziałam. Ledwo go znałam, jak może mnie do domu odprowadzać, jest przystojny i te stalowe oczy [jego oczy pokrywały się organiczną stalą, co pozwalało mu łypać i mrugać z wielką mocą!] [Znowu czytałeś X-Menów, prawda?] [Żeby czytać „znowu”, musiałbym najpierw kiedyś przestać...]! ale bez przesady. - pomyślałam, odwróciłam się i pobiegłam do "domu".
Cedrik stał i z zagadkowym uśmiechem w jasnych, stalowoszarych oczach wpatrywał się w niknącą sylwetkę.
Delfina szybkim biegiem wróciła domu. Po drodze w sąsiedztwie natknęła się na Mirabellę.
- Hej, gdzie tak biegniesz - zapytała ta [„Dokąd tak kopytkujesz przepiękna gazelo?” xD].
- Yyy do domu - powiedziała Delfina.
- No nie tak szybko - powiedziała Mirabella. - Dzisiaj wieczorem jest party u Jenn, musisz koniecznie się wybrać.
- No nie wiem- Delfina nie wiedziała co powiedzieć.
- JA się wybieram - powiedziała Mirabella. - I ty też powinnaś, w końcu jesteś nowa, wszyscy będą chcieli cię poznać, jeśli nie, to stracisz szansę na poznanie najlepszych ludzi.
Delfina wciąż się wachała, kiedy Mirabella wspomniała mimohodem
- No i OCZYWIŚCIE będzie tam Valdimir [Ach tak! Staropolskie imię, oznaczające „pokój Valdiego”, czyli miejsce w który zdejmowało się onuce...] [No, czyli wszystko się zgadza! Pomieszczenie do zdejmowania onuc na imprezie dla nastolatków jest bardzo potrzebne! Co ty myślisz, że oni się w bieliźnie bawić będą? O, naiwności…].
Delfinie zabiło serce
- Taaak a kto to? - zapytała źle ukrywając zainteresowanie [Ona tak reaguje na samo imię, bez świadomości kto się za nim kryje? Spoko. Wyobraźmy sobie taka scenkę:
Koleżanka boCHaterki: No i ona wtedy, rozumiesz… O, Tomek! Cześć!
BoCHaterka: *orgazm*
Tomek: … A tej co?
Koleżanka: Nie wiem, chyba zaraz jej przejdzie
Tomek: Noooo dooobra? *trochę niepewny* Tak, właśnie idziemy z Markiem, Bartkiem i Gerwazym na piwo…oooo co chodzi twojej koleżance?
BoCHaterka: *kolejno: tonie w morzu własnej krwi, zaczyna ćwierkać i zmienia kolor na perłowy ze szlaczkiem*].
- No jak to ten nowy - powiedziała Mirabella.
- Aha - odpowiedziała delfina. - No ale wiesz, gdzie to będzie?
- No u Jenn - powiedziała Mirabella, wiesz, gdzie ona mieszka, c'nie? [b'stra t' mł'da dz'wcz'na! C'nie, k'chanie?] [Nie, skarbie. Według mnie jest tępa jak lewy but z prawej nogi Stephanie Meyer. Ponadto narrator zwraca się bezpośrednio do mnie i to niepokojące jest]
- No wiem - powiedziała Delfina - ale to daleko.
- Jak ja się tam dostanę? - zastanowiła się [Kto?].
- Wiesz, zabrałabym się ze sobą, ale obiecałam takiemu jednemu Tomowi że pojedziemy razem, nie mogę go zawieść.
- Och - powiedziała Delfina. - No to trudno. Do wieczoru. [wieczorA, kaleko werbalna!]
Wróciła do domu i zaczęła zastanawiać sie co ma zrobić. Tajemniczy obcy [TEN Obcy] ją intrygował i chciała sie znowu z nim zobaczyć. Postanowiła zabrać samochód ojca,. Przecież na pewno i tak się nie dowie. Ubrała sie w swoją niebieściutka sukienkę [włożyła do niej swój zieloniuchny kapelusz i jebitnie żółte pantofelki], w której wyglądała najlepiej, zeszła na podwórze, otworzyła drzwi, wsiadła do samochodu i odjechała. [To porywające jest, naprawdę. Johnny, obudź mnie jak już przejdziemy do jakiejś akcji, dobrze?] [*korzysta z okazji i przechodzi do akcji*] [Nie o to mi chodziło, zboczeńcu! … Chociaż po głębokim namyśle dochodzę do wniosku, że w sumie to nie przeszkadzaj sobie >.<] [^^]

Z pamiętnika Delfiny [Z pamiętnika młodej zielarki]
Przyjechała na miejsce wysiadwszy z samochodu [AAA! Samochód miał wszy!] poszła do drzwi, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Impreza trwała na całego, pary gibały się na środku pokoju [Co robiły te pary? To brzmi niebezpiecznie…] [„Wyginam śmiało ciało! Dla mnie to?”...] [Mało!], kilka par opcałowywało się po kontach [*krztusi się soczkiem* CO te pary robiły schowane za kontami bankowymi?!] [*próbuje wymyślić błyskotliwy dowcip, nie udaje mu się*...Nie wiem, nie chcę wiedzieć], w powietrzu unosił się papierosowy dym, który mnie dusił [Miał łapki i wredne zamiary. To był mój wysłannik, miał na celu skończenia jak najszybciej tego gwałtu zadawanego gramatyce, interpunkcji i logice] [*cicho kibicuje dymowi*]. Niezbyt mi się to podobało, ale cóż... Vladimir tu jest [*orgazm* Na marginesie: przypominam, że ona NADAL nie wie kim w ogóle jest ten Vladimir. Chyba, że to naprawdę pomieszczenie do pozbywania się skarpet…]. Rozejrzawszy się po parkiecie i nie dostrzegwszy [nie dostrzegła wszy? No, w zasadzie na tym polega cała zabawa z wszami. Że ich nie widać ale gryzą i są wredne] go, poszłam wgłąb [głąb to ty jesteś, dziecko] pomieszczenia. Spotkała kilka znajomych osób, chłopaki entuzjastycznie reagowali na jej [co to za „ona”? Przecież boCHaterka jeszcze nie znalazła Vladimira, nie zdążyła się pozbyć odzieży!] [oni tak entuzjastycznie reagują na MarySujkową aurę, wiszącą nad nią jak odor nad Pepé Le Swądem] widok, dziewczyny za to obrzucały ją niechętnymi spojrzeniami. Ktoś klepnął mnie w tyłek, wcisnął butelkę piwa w dłoń i porwał do tańca [Porwał na kawałeczki. A potem zabrał piwo i tyłek- to były jedyne fragmenty boCHaterki zasługujące na uwagę, przydadzą się na później] . Po 1h i siedmiu minutach [„Pip-pip! Pip-pip!” odliczał stoper w jej kieszeni] popisów na parkiecie wyszłam do sąsiedniego pomieszczenia i trafiłam na balkon. Na niebie świecił ksieżyc i gwiazdy, las szumiał ciszo szzzzz, sssssszzzzz, panował romantyczny nastrój [„jebs, jebs, JEBS” dźwięczało biurko Johnny'ego] [„oszfak, oszfak” wtórowała mu wciśnięta w swój emo-kącik Ithil]. Zeszłam do ogrodu i usiadłam na ławce chcąc odpocząć. Rozejrzała się wokuł [coś ją kuło w oku?]. Jakiś cień mignął pod ścianą domu, po chwili oświetlił go księżyc, Vladimir [Księżyc Luna miał tego dnia wychodne, odwiedzał kumpli znad Jowisza].
Nie wiedziałam, czy do niego podejsć, czy nie, ale czułam ze coś mnie do niego przyciąga. Nieśmiało ruszyłam w jego stronę. Przyglądał mi sie z tajemniczym uśmiechem [Och, czyżby… To niemożliwe… AŁtorka użyła w swoim opku bardziej klasycznej wersji wampira? Nie będzie sparklenia i emoszenia na każdym kroku? To zakrawa na świętokradztwo- prawdziwszy wampir w TYM- ale i tak… Chyba pochwalam aŁtorkę *w panice łapie się oburącz za usta*] [taaak, zwłaszcza, że KLASYCZNY wampir to chodzące zwłoki napędzane rządzą krwi, ze szczątkowym urokiem i instynktami buldoga na metamfetaminie...] [Dlatego napisałam "klasyczniejsza wersja" a nie "klasyczna" xP].
- hej – powiedział [Kolejny Mistrz Podrywu w akcji!].
- Hej - odpowiedziałam. - Co tu robisz? To znaczy... jak się nazywasz?
Co ja mówię, skarciłam się [Jak mawiał mój pan od polskiego w gimnazjum: „Ithil, co ty tu wyprawiasz?! Pociągnij się karcąco za ucho! Natychmiast!”]. Przecież wiedziałam, jak sie nazywa. A właściwie to nie wiedziałam. Ale czułam to. Kto inny mógłby być Vladimirem? Coś dziwnego mnie z nim łączyło. Nie odpowiedział na moje pytanie, tylko z tajemniczą miną pochylił sie nade mną. Zamarłam. I wtedy przypomniałam sobie o Cedricu. Sama nie wiedziałam co w tym jest, jak to, jednego dnia poznaje dwóch chłopaków i obaj... Nie wiedziałam, co sie ze mną dzieje. Nagle przerwał nam krzyk. Rozpoznałam Mirabellę. [Mirabella, zobaczyła ich, wrzasnęła, po czym zrobiła „w tył zwrot” i bawiła się dalej. O całym zajściu, oczywiście, nie pamiętała]
– Muszę iść do łazienki. -powiedziałam.
- OK - odparł Vladimir. [-Aprobuję samotne w łazience przebywanie, cna dziewico. Niechaj gwiazdy oświetlają twą drogę. Ja tu sobie na ciebie poczekam, herbatki się napiję… *po czym spod obszernego płaszcza wyciągnął wypełnioną wrzątkiem filiżankę na spodku oraz podkradziony skądś zużyty tampon*]
Poszłam do łazienki i zobaczyłam Mirabellę.
- Fajnie że jesteś - powiedziała Mirabella.
- Pomożesz mi przygotować kanapki dla gości? [W kiblu?!] [Oj, widzę że nie znasz zasad rządzących imprezami studenckimi... ;)]
- Jasne - zgodziłam się i poszłyśmy do kuchni. [A, ok… *oddycha z ulgą* Choć i tak niepokojące jest to, o czym one myślą siedząc w łazience. Nie mówiąc już o tym, że one są tam gośćmi, to chyba Jenny powinna się martwić o kanapki?]
Zajmowałyśmy się tym co trzeba, kiedy wydawało mi sie, ze w oddali mignęła postać Cedrica. Podskoczyłam i skaleczyłam się nożem. Mirabella nic nie zauważyła. Rana była głęboka, wiec ciekło z niej dużo krwi. Mirabella sie odwróciła.
- Nic ci się nie stało? - spytała. [*parsk* „- To tylko draśniecie! // -Draśniecie!? Straciłeś rękę!”]
- Och nie - powiedziałam. Nagle zobaczyłam Vladimira. Jego oczy niebezpiecznie się rozszerzyły [… w sensie skóra mu się rozpruła tak, że zaraz gałki oczne wypadną z oczodołów razem z mózgiem?]. Z trudem łapał powietrze, zrobił w moją stronę krok, jakby chciał sie na mnie rzucić, ale przeszkodził mu w tym Cedric, który nagle pojawił sie nie wiadomo skąd [Cóż za wspaniały Cliffhaaaaaanger *ziewa*] [Drodzy czytelnicy, czy znacie takie przysłowie, że słowo wylatuje z ust słowikiem a powraca wołem? Właśnie się przekonujemy ile w nim prawdy: AŁtorka, owszem, użyła prawdziwszego wampira, ale jako uosobienie Tego Złego. A ja już zdążyłam ją pochwalić… *zatłukuje się na śmierć własną pięścią*] .

piątek, 17 czerwca 2011

1.2. Badassowatego Edwarda odsłona druga czyli Cierpienia młodego Jaspera

Witajcie, drodzy moi.
Dziś zaprezentujemy wam ciąg dalszy analizy z zeszłego tygodnia. Będzie więc więcej badassowatego Edwarda, a ponadto objawi nam się jedyna pozytywna postać opka (tak, my też byliśmy zaskoczeni), Edward zaliczy pierwsze zbliżenie z Bellą a z aŁtoreczkowego worka nieoczekiwanie wysypią się kurtyzany.
Ponadto wzniosłe uczucia rozwijają się w sercach naszych boCHaterów, co doprowadza analizatorów do białej gorączki.
Indżojcie!
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział II
-Komu i co chcesz kurwa udowodnić?! Co?! - wrzeszczał na mnie Jasper, nastepnego dnia, gdy juz siedzielismy na stolowce.
Emmett jak zwykle nic nie gadal. [Mądrze z jego strony, już go lubię]
-Nikomu nic nie bede udawadnial. Sam powiedz: nie miałbys ochoty na ta cala Belle? Masz. Wiec nie zgrywaj sie na bohatera " Ochrony cnoty Belli Swan".
-Ale nie zakladam sie o nia o 200 zloty [To w końcu zakład czy opłata za fatygę?], po czym wysylam w rece tego skurwysyna Mika. Ona nie jest taka z jakimi dotychczas sypiales.
W glebi duszy wiedzielem, ze Jasper ma troche racji.
Ok. Nie troche. [Uuu! Głębokie!] [Na tym kończy się głębia emocjonalnych przeżyć bohaterów tego opka. Wróćmy do wysublimowanych scen seksu]
Ale kurwa. [I całą głębię diabli wzięli…] Tylko tak moge usprawiedliwic chec bzykniecia tej malej. [Jak świat światem, ale faceci usprawiedliwiają chęć w jeden sposób: „Ja ładny, pani ładna, dzień ładny, to może by tak…” Naprawdę, więcej nie potrzeba!] I jednoczesnie zapomniec jaka ona niewinna... Masakra.
-Wiem. I dlatego trzeba ja zmienic.
-Nic nie trzeba zmieniac. To po prostu nie pasuje takim jak Mika, a ty sie pod tym podpisujesz. To chore i wredne.
Wkurwiam mnie juz! [Pierwsze sensowne zdanie Edka od początku opka!]
Kuzwa nie chcialem miec wyrzutow sumienia. Nigdy nie mialem. Ok. Ale tez nigdy nie spalem z dziewica. STOP! Bzykne ja. Dostane kase. [„Chcemy ją bzyknąć, mój ssskarbie…” „Nie! To dziewica, nie lubimy dziewic, o nie, ssskarb nie lubi dziewic!”] Mika dostanie to czego chce [Mika? Ten piosenkarz sprzed kilku lat? Cholera, lubiłam go! Co on robi w tym szmatławym tekście?!] - chyba ze ona go splawi. No i ja bede mial satysfakcje ze zaliczylem najlepsza laske w miescie.
Edwardzie Cullen- tak masz myslec! [Automotywacja to klucz to sukcesu!]
-Przestan! Przeciez do niczego nie bede jej zmuszal.
-Koniec tematu- powiedzial "zdenerwowany" juz Jasper. [Jestem „zniesmaczony”, jak bardzo aŁtorka „nadużywa” „cudzysłowów”]I wlasnie w tym momencie do jadalni weszly Alice z Bella.
Postanowilem ruszac z moim "zadaniem" od zaraz.
-Jasper zawolaj je. Niech sie przysiada.- zaproponowalem. [… po czym pstryknąłem na nie kilka razy palcami. Nie ma to jak dobre wychowanie, prawda? *wyciera zakatarzony nos rękawem- ale tak z rozmachem, od łokcia!*]
Mam miesiac. Musze dzialac.
-O nie! Nie bede Ci pomoagal w tym gownie. [*śpiewa* „Przyjaciół takich jak my! Sam powiedz czy! Ze świecą byś gdzieś znalazł!...]
-Nie chcesz, zeby twoja ukochana Alice spedzila z Toba przerwe? - spytalem.
I tu go mialem. Ha!
-Cullen- Jasper podniosl glos, ale i tak wstal i zawolal dziewczyny. [„kiedyś powiem mu, co naprawdę do niego czuję – pomyślał Jasper – Och, Edwardzie, czy musisz mnie tak ranić?!”] [Czy on zawołał dziewczyny słowem „Cullen” czy mi się tylko zdaje? To taka stołówkowa wersja „Hej, dwie dziewczyny do Cullena, bo mu akurat stanął i to się szybko nie powtórzy” czy jak?]
One po krotkiej wymianie zdan, skierowaly sie w nasza strone.
Po chwili byly juz przy naszym stoliku.
Nie spuszczalem wzroku z Belli. [„Efekt psuł trochę mój gigantyczny zez”]
Nawet za darmo moglbym pomoc Mikowi...
Oj wkrecilem sie...
To bedzie najlepszy miesiac w moim zyciu.
Ok. Jestem lajdakiem.
Ale kurwa... [Kurwą też? Ja cię kręcę, pełny serwis!]
Jej usta. To najpiekniejsze, najslodsze usta jakie widzialem. Na swiecie!
Pelne, czerwone.
Czyste- [Wyprane w Perwollu!] pewnie nigdy nie byly calowane.
-Moze usiadziecie dzis z nami?- spytal Jasper.
Bella caly czas patrzyla w podloge. A Alice... Robila to samo co Jasper.
Slinili sie do siebie. [Czyli, że oboje zmienili się w buldogi i kapali na podłogę swoją nadprodukcją z paszczy? Oo Mało to romantyczne, ale co kto lubi… ]
-Jasne- odpowiedziala rozpromieniona Alice i razem z Bella dosiadly sie.
Od razu nasze zakochane skowronki - ale oczywiscie jeszcze razem nie byli- tchorze- zaczeli ze soba gadac. [Phi, jakże to tak – rozmawiać! Ależ to pedalskie…] Emmett za to pisal sms- do Rosalie, jak nie trudno sie domyslic. [„DROGA ROSALIE. POMOCY. NIE WYTRZYMAM DŁUŻEJ Z EDWARDEM. CHCĘ ROZBIĆ JEGO CZASZKĘ I POZWOLIĆ ZAWARTOŚCI [Tam nie ma zawartości…]WYPŁYNĄĆ NA PODŁOGĘ. NIE WIEM JAK DŁUGO MOGĘ SIĘ KONTROLOWAĆ. POMOCY.”] Zakochani debile. Ze moim przyjaciele musza byc tak tepi. [Bo rozmawiają ze swoimi ukochanymi? Nawet tego nie skomentuję…] Az zal dupe sciska.
Bella wyciagnela jakas ksiazke i zaczela czytac.
-Co czytasz?- spytalem po chwili.
Bella spojrzala na mnie.
-"Jedenascie minut". Paulo Coelho. [W tym momencie aŁtorka próbuję wmówić nam, że jest głęboka gdyż zna takiego pisarza. Na próżno.] - odpowiedziala z lekkim usmiechem i zaczerwienionymi policzkami.
Nie moge! Zwykle pytanie ja zawstydza.
-O czym jest?
-O prostytuce- odpowiedziala z lekkim wachaniem.
-Aha - chyba musiala widziec moje zdziwienie, bo zaraz dodala:
-Ale nie o takiej jak myslisz. To wyjatkowa prostytutka. [Czemu wyjątkowa? Potrafi obsługiwać trzech klientów na raz, czy jak?]
Wyjatkowa prostytutka...
Dobre.
-Ciekawe?
-Bardzo- odpowiedziala i znow spojrzala w ksiazke. [Jak znam życie Edward odczyta to jako wyraz dzikiego zainteresowania jego osobą a jednocześnie galopującej nieśmiałości Belli. Odpowiadanie półsłówkami i czytanie w trakcie rozmowy z kimś wcale nie jest przecież oznaką, że konwersacja jest nudna i uważamy ją za zakończoną]
Nie minela minuta jak zadzwonil dzwonek.
Wszyscy wstalismy i w tym momencie Belli spadla ksiazka na podloge.
Postanowilem dorobic sobie plusow wiec podnioslem ja. [Mistrz podrywu w akcji!]
-Dziekuje - usmiechnela sie slodko.
Za kurwa slodko...! [Wbrew temu co sądzą niektórzy, „kurwa” nie jest oficjalnie uznanym znakiem przystankowym. Słownik Języka Polskiego Twoim przyjacielem!]
Geba mi opadla. [Edi miał już tyle operacji plastycznych, że jego morda zaczęła się rozpadać, rozpływać i ogólnie psuć na samą myśl o wyrażaniu emocji. Mam niekontrolowane skojarzenie z Michasiem Jacksonem. To by nawet tłumaczyło tę fascynację jej „niewinnością”]Czy ta dziewczyna ma wady?
No tak: jest swietoszka. [Jak ona w ogóle śmie na „Dzień Dobry” nie pchać ci języka do migdałków?! To oburzające!]
Ale mam nadzieje ze dzieki mnie sie to zmieni.
-Nie ma za co- rowniez sie usmiechnalem.
Bella tym razem zwrocila sie do Alice.
-Ide na lekcje. Widzimy sie za godzine.
Chciala isc, ale zawolalem za nia. [Bella! Do nogi!]
-Co masz? - spytalem
-Historie [ę]
-Odprowadze cie
-Nie trzeba. Nie masz po drodze. Narazie. - po tych slowach szybkim krokiem wyszla ze stolowki. [O, „stolowka”! *zaciesza* Jak fajnie znów cię widzieć! xD] [Bella pod koniec już biegła. „Nie odwracaj się, potrafią wyczuć strach…” „Wampiry?” „Nie – szuje z manią wyższości…”]
A ja... stalem jak wryty.
Pierwsza laska, ktora mi odmowila.
Czegokolwiek. [- A pierdolnąć ci? (Sądząc po kulturze Edwarda taki tekst do kobiety uszedł by bez problemu)// -Ależ tak, bardzo chętnie, skarbie. Nadstawić Ci drugi policzek?”]-No, no. I juz zaczynaja sie schody- zachichotal Emmett. [DROGA ROSALIE, MOŻE JEDNAK POZWOLĘ MU SIĘ MĘCZYĆ JESZCZE CHWILĘ]
Razem z Jasperem i Alice wyszli ze stolowki. Po chwili zrobilem to samo.
O nie! Ona nie bedzie ze mna tak pogrywac! Jak mam ja kurwa bzyknac jak ona nawet boi sie ze mna byc sam na sam. [No rzeczywiście, bezczelna, wcale nie współpracuje!]
Zaraz szlag mnie trafi! [Na to właśnie liczę!]
I nawet wiem co zrobie.
Bilogia. [Argh! Błąd w podstawowym słowie! Moja…jedyna…słabość…] [O nie, on słabnie! Szybko, czytelnicy: musimy natychmiast zacząć klaskać!]
Jasper , Alice i Bella maja ja razem. [Jasper, Alice i Bella mają Edwarda… jednocześnie?! Nie, nie chcę o tym myśleć… Agrh! Za późno!] [Moje oczy! Muszę! Wydrapać! Sobie! Oczyyyy!] Alice siedzi z Bella a Jasper z tego co wiem sam.
Jasper na pewno sie zgodzi usiasc ze swoja ukochana.
A Alice tym bardziej- bo ona nie zna mojego planu.
-Jasper!- zawolalem - Zostaw swoja ksiezniczke i chodz na chwilke
Zauwazylem jak Alice lekko sie usmiecha i spod rzes spojrzala na Jaspera. [Uśmiecha się chyba na myśl o tym, jak zasunie temu smarkaczowi w zęby za tę „księżniczkę”. Ja bym tak zrobiła…]
-Widzimy sie na bilogi [O, znów „bilogia”. Może to nauka o bilokacji? W liceum? Ameryka…].- pozegnal sie z Alice a ona razem z Emmettem poszla w strone klasy.
-Czego? - spytal "uprzejmie"
-Masz ochote siedziec z Alice na biologi?
-Ona siedzi z Bella [Ona z Bella siedzieć, mówić ja, biały twarza, Howk!]
-Masz czy nie? - spytalem ponownie
-No mam, ale... [„wolałbym usiąść z Tobą” – pomyślał Jasper. „Nie, głupcze! Nie wolno ci tak myśleć! Te uczucia, te straszne uczucia… Muszą pozostać tajemnicą!”]
-No to zalatwione.
-Slucham?- chyba nie skapnla sie o cho chodzi. [Czyżby Jasper na rzecz swojego przyszłego związku z Edwardem już zmienił płeć?]
-Wlasnie teraz mam zamiar isc zmienic swoj plan tak abym biologie mial z wami. To jest ostatnia lekcja tak?
-Tak, ale...
-No. To ty sobie siadziesz z Alice a ja z Bella
-Edward ale... [„pocałuj mnie, głupcze! Tu i teraz!”] [Yay! It’s yaoi time! xD]
-Narazie- rzucilem i ruszylem w strone sekretariatu.
Nie mialem zamiaru znow sluchac kazan Jaspera. [W tym stanie Jasper mógłby ci kazać chyba tylko wziąć się tu i teraz… Nie żebym miała cos przeciwko… *szykuje aparat*]
Z sekretarka nie bylo problemu. Kobitka leci na mnie. To widac. [„Kiedy ludzie rzucają w ciebie butelkami to oznaka pożądania, prawda?”] Moze gdyby sie dowiedziala ze pieprzylem jej corki -jedna mezatke a druga rok ode mnie mlodsza, ktora chodzi tu do szkoly- juz by mnie tak nie lubila. [No, ja też się wkurzam jak się dowiaduję, że ktoś bierze moich bliskich i trzęsie nad nimi pieprzniczką -.-]
No ale... Nic sie nie wydalo.
A milo bylo. Szczegolnie z mezatka. Jak odziedziczyla dar mo mamusi [jej mamusia była z MO? No pięknie…], to ta nasza sekretareczka w mlodosci niezla musiala byc.

W czasie przerwy przed biologia mi, Jasperowi i Emmettowi strasznie sie nudzilo, wiec postanowilismy oceniac kazdka laske, ktora weszla na stolowke [-.-] [Urocze. I jakże dojrzałe z ich strony].
-Samanta. Niezla dupa- skomentowal Emmett [Znają imię każdej dziewczyny w szkole? Fajnie. Ja nie znam imion ludzi, z którymi trzy lata chodziłam do klasy…]
-Eva. Ochh te nozki. - zasmial sie Jasper [Nie, nie łudźcie się, To tylko kamuflaż dla tego, co naprawdę działo się w jego sercu]
-Sabina- powiedzialem z lekkim obrzydzeniem. Razme z chlopakami wydalismy krzyk obrzydzenia. [Sabina fuknęła urażona, odwróciła się do nich plecami i odeszła szybkim krokiem]
-Taka panna to nawet gdyby mi loda robila, to tylko z flaga na glowie. Wiecie- za ojczyzne- ocenilem ta "laske". [Tak, bo kiedy dziewczyna oferuje facetowi przyjemność oralną to jest to naprawdę ciężkie przeżycie dla faceta…]
Zaczelismy sie smiac. [Ha. Ha. Ha. Ten żart był. Taki. Zabawny -.-] [I dojrzały. Nie zapominaj o „dojrzałym”!]
-Co wam tak wesolo, co?- uslyszalem glos Mika.
Dosiadl sie do naszego stolika. [Nawet nie czujesz kiedy rymujesz ^^]
-I jak Cullen...
Przerwalem mu. Wkurwil mnie. [„Nie odzywaj się do mnie. Nie patrz na mnie. Klęknij przed moją zajebistością!”] [„Milcz jak do mnie mówisz, szmato!”]
-Edward. Jeszcze raz zwrocisz sie do mnie po nazwisku a stracisz pare zabkow. [Serio stary, nie powinieneś już mieć mleczaków. Idź do lekarza.]
-Dobra spoko. Wyluzuj. Chcialem sie spytac, jak ci idzie z Bella.
-Kura [Kogut!] nawet nie minelo 24 godziny od wczoraj a ty juz sie kurwa wypytujesz? Nie martw sie jak znajdzie sie w miom loz... W moim aucie to bedzie pierwszym ktory sie o tym dowie [Bella - która nagle nie wiedzieć czemu stała się transseksualna - dowie się pierwsza jak Edzio będzie ją przelatywał? No, niewątpliwie… Choć mimo wszystko fajnie by było, jakby ją jednak jakoś… no nie wiem… uprzedził?]- usmiechnalem sie do niego ironicznie. [Ponownie – ironia nie działa w ten sposób. Mógłbym zacząć krzyczeć, ale w końcu pewnie wyplułbym krtań. Więc nie będę krzyczał.] [Nie krzycz. Ja to zrobię, moja krtań nie jest tak istotna… SPOKÓJ Z TĄ IRONIĄ, …URRRRWA!!!! Bo nogi powyrywam!]
-Dobra dobra. Nie wkurwiaj sie. [To jej nie wkurwiaj] [To nic nie pomoże, już się wkurwiłam xP] Ale powiedz chociaz: dzialasz juz jakos?
-Dzialam. I morda juz w kubel.
-Dobra wyluzuj
-I wypierdalaj z mojego stolika [„I zostaw swój portfel. I zegarek, komórkę i co tam jeszcze masz. [I cnotę!] I powiedz: dziękuję, Mein Herr!”]
Po moich slowach Mika sie ulotnil.
-Ej Edward jezeli go tak nie lubisz, dlaczego mu pomagasz? - spytal Emmett [DROGA ROSALIE. JAK SIĘ POZBYĆ ZWŁOK? PILNE!]
-Bo kurwa mam taki kaprys. Kurwa mam ochote na ta mala swietoszke. Moze [kurwa] to jak po naszej upojnej nocy ja odesle do [kurwa] mamy, da jej do [kurwa] rozumu i kapnie sie ze [kurwa] nie moze [kurwa] z wszystkich [kurwa] zrobic [kurwa] swietych. [Nie ograniczajmy się, kurwa!] A po za tym potrzebuje kasy na nowe radio do mojego cacka a ojca nie chce o nic zas prosic.
-Kurwa to se powod wybrales...- odezwal sie Jasper.
-Przyszla obiekt naszej rozmowy- zwrocil sie Emmett. [Polska język trudna język – rzekła aŁtorka. I nawet się nie starała…]
Bella wlasnie weszla do stolowki z jakims kolesiem. Usiedli razem przy stoliku. Otworzyli ksiazki. Bella zaczela cos tlumaczyc temu tempemu [znaczy, posiadającemu tempo?][Albo temperówkę] kolesiowi. Co za debil. Gdybym ja bym tak blisko tej tej laski od razu zaczalbym ja podrywac a ten ciul siedzi i patrzy w ksiazke. [Jak to tak można, nie myśleć penisem! Co on, przyszedł do szkoły uczyć się, czy jak?]
-Ja rowniez chetnie bym sie z nia czegos pouczyl. Czegokolwiek... - zamruczal Emmett.
-Ty sie kurwa lepiej zajmij swoja Rosalie [DROGA ROSALIE. PO ILE CHODZĄ ORGANY NA CZARNYM RYNKU? BYĆ MOŻE MAMY DAWCĘ…]
-A tobie co? Ty masz ja tylko przeleciec a nie zakochiwac się
No kuzwa nie wytrzymam!
-Nie rozsmieszaj mnie - warknalem.
Nigdy nie slyszalem glupszej rzeczy.
Ja nie wiem co to znaczy milosc. Slowo "zakochac sie", wykreslilem ze swojego zycia. [Zwłaszcza że to dwa słowa…] Pozwolic sercu swobodnie bujac sie na wolnosci oznaczaloby, ze przestajesz trzymac swoj los w cuglach. Wszystko pod kontrola- to moje haslo i do tej pory mnie nie zawiodlo. [Czy tylko mnie kojarzy się to z BDSM? Halo? Ktokolwiek…] [*nieśmiało podnosi rączkę*]

Po dzwonku od razu skierowalem sie do klasy. Jasper podszedl do Alice powiadomic ja o zaistnialej sytluacji. Z daleka widzialem jak cala sie rozpromienila. [Napromieniowała się calem jakiegoś świństwa to i nie dziwota]
Ok. Kochaja sie w sobie od poczatu liceum. Ale ludzie widza sie codziennie. Czyzby perspektywa tego ze beda razem siedziec jest az tak zajebista. No chyba ze jest tez inny powod. A jak tak, to ciekaw jestem jaki? [Wiesz, wspólna ławka, nie wiadomo co zrobić z rękami… Tak tylko mówię!]
Bella juz siedziala w lawce. Bez niczego podszedlem do niej i dosiadlem się [O ty chamie! A gdzie kwiaty, czekoladki i pierścionek?!]
-Hej- zwrocilem sie w jej zaskoczona twarz. [„Pozostałem głuchy na protesty całej reszty jej ciała”]-Hej- odpowiedziala niepewnie- Ale... Tutaj siedzi Alice, wiec...
-Alice siedzi... - przerwalem bo w tym momencie do klasy weszli Alice i Jasper
Ukochana mojego przyjaciela podeszla do nas.
-Bello, jak nie masz nic przeciwko usiade z Jasperem. Tak juz na zawsze, wiesz... [z zarumienionym pyszczydłem obracała na palcu plastikowy pierścionek, który chwilę wcześniej Jasper dał jej ze słowami „Już na zawsze, ukochana. No, a przynajmniej do końca tego roku…” A potem w cieniu szkolnych schodów dali sobie po buziaku w polika- ach, te licealne romanse…]-Jasne- Bella usmiechnela sie do przyjaciolki.
No tak. Tez byla szczegolowym swiadkiem ich wielkiej [kurwa] milosci. [FUUUUUJ!]
Zanim Alice odeszla szepnela do Belli na ucho i puscila do niej oczko. [Oczko potoczyło się po ławce znacząc krwawy szlaczek]
Ochh te kobiece sekrety.
-No to zapowiada sie mila biologia- usmiechnalem sie do niej.-
Spuscila wzrok.
O co tym razem chodzi?
Spojrzalem w bok. Mika gapil sie na nia. A dokladniej pozeral ja wzrokiem. [*Chrup, chrup, ciamk, łyks!*]
Ok koles. Ja tez na nia lece a czlowieku przystopuj troche. [Kotle, doskonale przyganiłeś garnkowi! Nie ma szans żeby wyjść z tej potyczki z twarzą!] [„Doskonały strzał, milordzie!”]
Ponownie spojrzalem na Belle.
-Wkurza cie? - spytalem.
Rowniez na mnie spojrzala.
-Mika? [*głos zza grobu* …kurwa]
-No Mika [Głębia dialogu poruszyła mnie. Płyńcie, łzy moje – rzekł Johnny.]
-Nie. To znaczy tak... Po prostu mysli ze jak sie raz do niego usmiechnelam to moze zaciagnac mnie do lozka.
A tej co? Gadam z nia pierwszy. ok moze drugi raz w zyciu.Odchrzaknalem.
-A... Czemu tak uwazasz?
-No popatrz na niego. Caly czas patrzy na moje... No na moje cialo. [No rzeczywiście. Ja, jak na kogoś patrzę, to od razu kieruje swój sokoli wzrok na samo dno jego duszy] A po za tym on nie przepusci zadnej.
-No w koncu to facet. I jak widzi ladna dziewczyne to [kurwa] hormony buzuja...
Jak ladnie to ujalem. Jestem z siebie dumny. [„Zasłużyłem na ciasteczko! Grzeczny Edward, dobry chłopczyk!” Chciałbym powiedzieć, że macha ogonem, ale nie. Nie macha.]
-Ty tez tak masz? – [Że Mik Netwon pożera go wzrokiem?! Damn, mam cholerną nadzieję, że nie!] spytala po cichu.
Byla lekko speszona. Slodka jest-naprawde.
-Wiesz, to dziewczyny do mnie startuja. Jestem facetem wkonu. [Jest facetem w kokonie? To kalambur! W sensie, że Edzio jest facetem w stadium larwalnym? No, to by wiele wyjaśniało…]
-Jakie dziewczyny. Za duzo ich chyba nie ma. Znaczy tych ktore wprost do ciebie no wiesz... [Tak bez bejzbola…]
-Oj uwierz Bello. Wiekszosc w tym swiecie jest takich kobiet.
-Mylisz sie. To sa wyjatki. Kobiety sa [kurwa] delikatne. Pewnie nawet nie masz pojecia ile dziewczyn wzdycha do ciebie gdzies w kacie. To jest wiekszosc. [Nie mam pojęcia co jest gorsze. To, że Bella uważa że większość kobiet jest taka jak ona, czy to że mimo wszystko nadal leci na Edka…]
Aha.
Dobrze wiedziec.
Do klasy wszedl nauczyciel i zaczal lekcje.
Przez reszte lekcji [Jakiej reszcie? A gdzie mój opis, ja się pytam? No, gdzie?!] nie odzywalismy sie do siebie.
Po dzwonku do Belli od razu podeszla Alice.
Szybko wyszly z klasy.
-No bracie i jak?- spytal Jasper [„Kochamcięedward” „Co?” „Nie, nic”] [Bracie? Czyżby Jasperowi śnił się incest? ^^]
-No jaknormalnie. Slodka jest ta Bella. I dowiedzailem sie o wiekszosci kobiet wzdychajacych do mnie w kacie. [No, rzeczywiście. Dowiedziałeś się jak cholera. Dziewczyna powiedziała na ten temat jedno z dupy wzięte zdanie- ale co tam, dowiedziałeś się, dogłębnie zbadałeś temat (Fuck, to źle zabrzmiało xD)]
-Ja tez sie czegos dowiedzialem... Mniej wiecej przynajmniej.
-Czego? -zaciekawil mnie.
-A nic. To taki urywek byl. Alice wcale tego nie chciala powiedziec. [„Więc musiałem ją zmusić. Ale nie było jeszcze takiej, co nie uległa by Szybkopalcemu Jasperowi!” „CO?” „Normalnie, zrobiłem jej kwiatek z origami”] Koniec tematu - zawsze tak konczyl i wiedzialem ze dalej mam nie drazyc tego temtu.
-Ok. Emmett gadal ze spotyka sie z dzis z Rosalie. Gdzie sie dzis wybieramy?
-No wlasnie Edward... Ja sie juz umowilem. Z Alice, znaczy sie.
Kurwa super.
Zakochani debile. [No, faktycznie, chodzą na randki. Co za lamusy. Cholera, już nawet MNIE jest za nich wstyd! *idzie umrzeć. Taki wstyd. Na randkę się umówić…*] [PRAWDZIWI mężczyźni biorą kobiety na tylnych siedzeniach swoich volvo!]
-Ok. Luz. Zreszta moi starzy dzis przyjezdzaja.

Przed tym jak pojechalem do domu ,wpadlem do baru i napilem sie piwka. Tak na rozluznienie.
Gdy wrocilem do domu moi starzy juz byli.
-Kochanie! Jak milo cie widziec. - moja mama do mnie podleciala i przytulila sie do mnie. [„…I wcale nie wyczuła przy tym zapachu alkoholu, który wypiłem kilka minut wcześniej”] [W tym konkretnym wszechświecie rodzice Edwarda nie mają zmysłu powonienia] [Albo zazwyczaj Edi wracał ze szkoły tak zmenelowany, że jego rodzicom już się węch dezaktywował…]-Synu... - podszedl do mnie tym razem moj tata.
Super.
Przy obiedzie, pytali sie o wszystko. O szkole, kumpli i o dizewczyny.
-I jak synku poznales [kurwa] jakas mila dziewczyne? - spytala mama.
-Powiedzmy ze tak.- odpwiedzialem szczerze. [„powiedzmy, że miłą?” „Powiedzmy, że dziewczynę…”]
Wkoncu przez najblizszy miesiac bede sie zajmowal Bella.
Oczywiscie nie zrezygnuje z lasek "otwartych w kroku". [Czy to jakiś fetysz związany z ranami w określonych miejscach? Czy już po prostu nie rozumiem slangu młodzieżowego?] [Przykro mi tak niszczyć twój świat Edwardzie, ale w pewnym sensie każda kobieta jest „otwarta w kroku”. Tak są skonstruowane. „Praw fizyki pan nie zmienisz i nie bądź pan głąb!”]
Ale to inna bajka.
-A kto to taki?
A niby dlaczego mam nie powiedziec?! [A co! Ja się będę bał?! *hic* Ja się niczego nie boję! *hic* Nawet rodziców pytających o koleżanki z klasy!] [Kurwa!]
-Bella Swan. Corka komendanta.
-Bella. To taka mila i dobra dziewczyna.
-Wiem mamo.
- [kurwa]Nie zepsuj tego synu- wtracil sie ojciec.
Oj tato nawet nie wiesz jak to zepsuje.
Ale nie musisz wszystkirgo wiedziec. [„Totalnie zmacham jej fryzurę! Będzie wyglądała jak Narzeczona Frankensteina!”]-Nie zepsuje
-Dobrze dajmy mu juz spokoj.
-Dzieki tato
Co za ulga!!!
-Co powiecie na szachy? - spytal po chwili
-Swietnie- odpwiedziala mama
-Cudownie- powiedzialem sarkastycznie [nawet dobrze użyte słowo „sarkazm”. Pochwalam aŁtorkę! Mięknę na starość chyba…] [co ty! Dla aŁtorki dobrze zastosować sarkazm w tekście to jak dla nas wejść na Mont Everest czy insze Kilimandżaro. Teraz powinniśmy do niej pojechać z kwiatami i orkiestrą (na)dętą z kopalni na Śląsku- wszystko żeby uczcić to jedno zdanie!] ale oni oczywiscie tego nie wyczuli.
Zapowiada sie "zajebisty" wieczor. […kurwa.]

sobota, 11 czerwca 2011

1.1. Badassowatego Edwarda część pierwsza lub Bzykanie się w aucie, cyborgi i zdumiewający brak wampirów

Zmierzch niezwykle popularną serią jest. Niestety. Takie książki przyciągają aŁtorki blogasków taj jak Sekcja Pływacka Klubu Miłośników Fastfoodów przyciąga rekiny. Tedy i my, nie bacząc na nasze zdrowie psychiczne, odszukaliśmy blogaska, którego treść macie poniżej. A w nim - zero poszanowania dla kanonu (jakikolwiek by on nie był), zero poszanowania dla kobiet i zero poszanowania dla ludzkiej inteligencji. Ponadto: cyborgi.
Bójcie się, Drodzy Czytelnicy. Bardzo się bójcie.
Indżojcie!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział I
Wkońcu poniedziałek!
Szkoła i jedyna przyjemność w moim zasranym życiu.
[Faktycznie musisz mieć zasrane życie skoro szkoła to jedyna przyjemność…] Rodzice ciągle zapracowani. Najczęściej w weekendy siedzą w domu, więc ja jako "przykładny i grzeczny" synuś, ten czas spędzam z nimi.
No więc szkoła. I czas poza nią.
[< Wyjmuje Magnum .44 > Jeszcze raz zaczniesz zdanie od „No więc”, a popamiętasz!] Laski, zabawa. Laski, zabawa [A kiedy zabawa z laskami? Bo bez tego te „laski” nabierają wymiaru o który autorce raczej nie chodziło. I samo na usta ciśnie się pytanie „A po której stronie tej laski byłeś ty, Edziu?”]. Coś więcej o mnie? Chyba nie. No ok. Lubię jeszcze grać na gitarze i troche śpiewam. Ale tym sie aktualnie w ogóle nie zajmuje. [„Zajmuję się rzeczami, którymi się aktualnie nie zajmuję…” Taaaak…] Ulubiona pora w szkole- przerwy. Stołówka [Jego ulubioną porą w szkole jest stołówka?! Oo]. Można podziwiać piękne wiosenne ciuszki naszych koleżanek. [Nie chcę cię martwić, Edek, ale w stanie Waszyngton jest raczej zimno, za dużo sobie nie popatrzysz…]
-I jak tam z Jess, co Edward?- spytał Jasper.
Mam dwóch kumpli: Jaspera i Emetta. Naprawde zawsze moge na nich liczyć.
Właśnie siedzieliśmy na stołowce
[„stołowka” to tak z rosyjska trochę brzmi, nie?] na jednej z przerw.
-Jak to co? Nic. Było, minęło.
-Dla niej chyba nie. Ciągle o Ciebie pyta- wkońcu
[jak to jest „wkońcu”? Bo wygląda na przymiotnik ale mam problemy ze zidentyfikowaniem znaczenia…] odezwał sie Emmet.
-Chodziło tylko o sex
[w sensie, że chciałeś sprawdzić tylko jej płeć? Nie mogłeś po prostu zapytać?]. I ona o tym wiedziała.
-Wiesz jakie sa laski. Bzyknąłeś ja i wyobraza sobie nie wieadomo co.
[I teraz widzę tylko Edka w stroju pszczoły robiącego „bzz, bzz” nad głową ciężko zszokowanego dziewczęcia. Może faktycznie wyobrażam sobie nie wiadomo co?] [Właściwie, to wiadomo, co sobie wyobrażasz: Edka w stroju pszczoły robiącego „bzz, bzz” nad głową ciężko zszokowanego dziewczęcia xP]-Nie ona pierwsza i nie ostatnia, co nie Edward?- powiedzial Jasper.- Ty to masz szczescie. Mozesz miec kazda. Nawet mezatke. [Czyżby Edward miał własne sWeEtAsHnE przyjaciółeczki istniejące tylko p oto, żeby akcentować jego zajebistość? MarySue pełną gębą! (dosłownie…)] Jak ty to kurwa robisz? [Odpowiedź padła w samym pytaniu: „kurwa”]
-To ona do mnie przylatuja. A ja po prostu korzystam. Tyle. Ale lepiej zmienmy temat. [to mówią jego usta, jego oczy zaś: „Moja egzystencja jest pusta i tylko kiedy słyszę wasze uwielbienie czuję, że żyje…”] Własnie idzie twoja królowa ze swoja przyjacioleczka.
Jasper momentalnie sie odwrocil. Alice Weber. Wielka milosc mojego kumpla, siadla
[„siadła”… -.-] wlasnie do jednego ze stolikow [widzę aŁtorka ma zamiłowanie do rusycyzmów] [albo jawną nienawiść do kresek i ogonków…] a wraz z nia Bella Swan. Wlasnie...
-Zaprosilem ja
[zaprosiłeś samego siebie? To już jakiś wyższy level narcyzmu…][Może to amerykanizm tak dla odmiany? Ja zaprosiłem?] na sobotnia impreze. Bella tez bedzie.
-Co?! Ta siwetoszka?
[„Siwietoszka”? W sensie, że postsowiecka dziewucha? Czy „siwucha”- innymi słowy wódka? To jakiś kalambur? Może facetom przy Belli nie staje- jak po wódce? A może osiwiała już od zmartwień? Niech mi to ktoś wytłumaczy!!!] [Spokojnie kochanie, bo się spocisz…] [Spokojnie, skarbie, używam nowej Rexony 24h *uśmiech dziewuszki z reklamy, prezentuje produkt* Rexona- dla ludzi zirytowanych błędami aŁtorek!] Ludzie: cud! - prawie wykrzyknal Emmett.
-Ale jaka siwetoszka... Chciałby miec ja w łozku, albo na tylnym siedzeniu wozu
[fantazje o spaniu z samym soba? Tego jeszcze nie grali…]. Oczywiscie nie ja [I w dodatku rozdwojenie jaźni! *zaciesza*] [Wszystko było by łatwiejsze gdyby aŁtorka przyjęła Słownik Języka Polskiego jako swojego Pana i Zbawcę… Bo w tej chwili tylko jakaś siła wyższa może jej pomóc…]. Ja mam Alice.- skomentowal Jasper.
-Co racja to racja- zgodzil sie Emmett.
-Chyba wiekszosc
[wiek szos?] facetow w tym miescie ulzylo sobie fantazjujac o nije [kim/czym jest „nija”? Myślałam, że mówicie o Belli? O, niestałości męska…] [Może to taka marka samochodu? Nic mi innego do głowy nie przychodzi…].- powiedzialem zgodnie z prawda.
-To wez sie za nia- zaproponowal Emmett.
-O nie! Dziewicami sie nie zajmuje, bo trzeba byc delikatnym. Tak sadze. A jak juz to na calego jade
[W sensie, że masz calowego? Współczujemy…]. A poza tym ona na twarzy ma napisane: " Nie caluj, nie dotykaj- PO SLUBIE" [Cholernie popularny tatuaż. Prawie tak jak róża na tyłku, albo MAMA na ramieniu…] [Ta, ale postaw się na miejscu takiej dziewczyny: to musi być cholernie niewygodne mieć tatuaż na środku twarzy. Nie chcę nawet myśleć o procesie jego powstawania. Chociaż jak robią tatuaże na białkach oczu…]
-No to zostaje ci... sorry nam fantazjowanie.
Mozliwe. Narazie to mam od tego inne kobiety. Akurat na to nie moge narzekac. Dosc duzo sie ich przewinelo. A scislej rzecz biorac: w moim samochodzie albo u ktorejs w domu. Nigdy u mnie. Jeszcze "niechacy" ktoras by szczoteczke zostawila.
[A inna by znalazła i pomyślała, że nie jest jedyna- zaiste, niewybaczalne…] [Albo by chodziła z brudnymi zębami… Higiena najważniejsza!]
A wracajac do Belli. [Nie, proszę! Porozmawiajmy jeszcze o szczoteczkach do zębów i w ogóle o traktowaniu kobiet jak szmaty! Po tym poznać prawdziwie pozytywnego protagonistę…]
Bella Swan. Wydaje mi sie... Nie. Jestem pewny, ze naprawde kazdy facet w miescie chetnie by ja przelecial. [A jej ojciec? Fuuuuj!] Ze mna wlacznie. [Czekaj, czekaj… Przelecieli by ją razem z nim?! Oo] Uwierzcie na slowo: jest cholernie ladna i seksowna. Nawet pod tym jej golfem da sie to zobaczyc. Na wf zawsze wyobrazamy sobie ja w bikini. Od razu robi sie goraco. [„I niewygodnie. A trener patrzy na mnie jak na kretyna.”] No ale. Mozemy sobie tylko wyobrazac. Bella Swan to siweta dziewica. Niedostepna i chyba zbyt niesmiala zeby chociaz spojrzec na jakiegos faceta. A po za tym to jak na swieta przystalo, to chodzi do wolontariatu i pomaga chorym. Ok. Spoko sprawa, ale ludzie no! [To zdanie powinno znaleźć się w podręcznikach nauki języka polskiego. Obok „Umieć jechać trawnik”, albo „Ordung Must Sein”. Są mniej więcej tak samo poprawne po polsku…] Nie lepiej wyjsc na impreze,z zdobyc pierwsze doswiadczenie, zeby potem np. taki osobnik jak ja mogl doswiadczyc ja bardziej. [A teraz temu planu tylko doczepić ogon i udawać że to lis…] No, bo niestety, ale ja z dziewicami sie nie zadaje. Nie mam zamiaru miec na sumieniu nieudanego pierwszego razu jakies panny. [Już o tym mówiłeś] [Czy on właśnie przyznał się że jest kiepski w łóżku? Skoro panna ma mieć nieudany pierwszy raz...]
-Chodzmy juz pod klase- odezwal sie Jasper, gdy zadzwonil dzwonek.
Szlismy cala trojka pod klase, gdy zobaczylismy jak Mike Netwon
[Przyzwyczajajcie się, Drodzy Czytelnicy, do tego Netwona, bo aŁtorka z podziwu godną konsekwencją przez całego blogaska tak właśnie zapisuje nazwisko tej postaci] dobiera sie do Belli. Opieral sie o sciane i choc sie wyrywala nie puszczal jej. [A teraz powiedzmy to wszyscy razem (czytelnicy przed monitorami też!): It’s rapin’ time!]
-Zas sie do niej przyczepil [Przyczepił się do niej na zaś! Znaczy: umie myśleć przyszłościowo…]. Zaraz mu krzywde zrobie! - uslyszelismy glos Alice, idacej w ich kierunku. [A jaka uprzejma! Ja bym rzucił coś o wyrywaniu nóg z dupy, a tu proszę – kulturalnie, o robieniu krzywdy…]
-O nie! Ja sie nim zajme- Jasper chwycil Alice za ramie i popchal ja w nasza strone.- Pilnuj jej- po tych slowach poszedl do Mika i Belli.
Powiedzial pare slow do Mika i ten
[Mik] odpuscil. A dokladniej: [Mik] spieprzal gdzie pieprz rosnie. Razem z Bella, Jasper podeszedl do nas [Nie podszedł za to do Mika- gdyż Mik odszedł i Mika już z nimi nie było].Alice od razu do niej podskoczyla.
-Jesli jeszcze raz sie do ciebie zblizy, zabije go!
[„Następnym razem to już ci naprawdę…!” Znamy to, znamy. Dużo szczeka, mało robi] [Dużo muczy, mało mleka daje… Czy to seksistowski komentarz? Przy tym tekście się gubię!]
-ALice, przestan [AL ice? W sensie, że ma przestać mrożona porcja glinu- tego pierwiastku? Dziwnych oni maja znajomych…] . To facet. Mysli, czyms innym niz mozgiem. [Nogą chyba…] - mowiac to caly czas patrzyla w ziemie. No niezle. A myslalem, ze cietego jezyczka taka laska jak ona nie posiada. [Prawdziwy stryj Staszek, mistrz ciętej riposty w kiecce]Jezeli on ten mozg w ogole ma. .. No dobra dizewczyny [„dizewczyny” to połączenie słów „dziwka” i „dziewczyna”?]. Sobota aktualna, tak? - odezwal sie Jasper. [Ach, mistrzuniu! „Właśnie byłaś molestowana, na pewno jesteś w niezłym szoku… Będę mógł cię poobmacywać w tym tygodniu? Prooooszę?”]
-Oczywiscie- Alice usmiechnela sie do niego promiennie. [No, stary, przełamałeś czwartą barierę: odpowiadają ci bohaterowie opków! xD Tylko zastanów się dobrze, czy aby na pewno… chcesz tego? * poważnie zaniepokojona*] [Mam supermoc… Jestem wszechpotężny! Jestem… jestem Bogiem! Muhahahaha!]
-No nie moge! Naprawde sie wkrecili. [A to kto powiedział? Czyżby narrator postanowił przemówić grobowym głosem zza węgła?]-Chodzmy Alice. Spoznimy sie. Jasper... Dziekuje- Bella usmiechnela sie do niego delikatnie.
-Nie ma za co. To do soboty.
Bella i Alice poszly w swoja strone.
[Bogiem, BOGIEM! Muhahahahah!!]
Matko jedyna! Jaka ja mam chcice na ta laske! [Czyżby… aż wstyd mówić… Edzio miał chęć na strzelenie komuś lodzika? No, Edwardzie… *Ithil approved*]
Jak zwykle okolo 18.00, poszlismy do klubu "BARN" [Muhah… a tak w ogóle to klub nazywa się „Stodoła”. Sprytna aluzja to słynnego miejsca w Warszawie czy komentarz społeczny na temat amerykańskich nastolatków? Raczej żadna z tych rzeczy, w końcu to aŁtorka …ahahaha!]. Fajne miejsce. Czesto graja tu rozne kapele, wiec nigdy nudno nie jest [Rzeczywiście niezwykłe- klub, w którym grają kapele. Może jeszcze powiesz, że byli tam ludzie?]. A po za tym... Kreca sie tu niezle laski, ktore sa bardzo chetne na moje tyle siedzenie w volvo.
Wlasnie siedzielismy przy piwie, gdy podeszla do nas jakas dupa.
[http://www.youtube.com/watch?v=cxsGJS_b38M]
Nawet niezla, ale tylko na jedna noc. [MuHAhaHAha!!! WszechPOTĘŻNY!!!!]
Usmiechnela sie do mnie w taki sposob ze juz wiedzialem co bede robil za jakies... 10, 15 minut.
-Zatanczysz przystojniaku? - spytala
-Jasne- wstalem i poprowadzilem ja na parkiet.
[Muhaha… Ekhm… Już mi przeszło.] [Przy tej scenie wszystko przechodzi. Może poza bólem brzucha i tego typu sprawami…]
Zaczela calowac moja szyje a moja meskosc dala o sobie znac. [Iiii znaleźliśmy się na poziomie wczesnych Harlequinów! Moja „męskość” zaczyna cofać się na samą myśl…]
-Masz woz?- spytala
-Juz na nas czeka- odpowiedzialem
-To dobrze. A gumke masz?
[Recepturkę, rzecz jasna]
-Zawsze
-Idziemy- po czym pociagnela mnie za reke w storne wyjscia.
[O rany, zaraz się okaże, że to ona zgwałci jego…]
Rzucilem porozumiewawcze spojrzenie Jasperowi i Emmettowi. [„A ja mam a wy nie! Nananana!”] [Powinien jeszcze zagrać im na nosie dla podkreślenia swojej dojrzałości, nie uważacie?]-To gdzie masz swoje cacko? - spytala nieznajoma gdy bylismy już na zewnatrz. [- O tu, skarbie- odparłem uwodzicielskim głosem kierujac jej dłoń w stonę mojego krocza][...Czasami mnie przerażasz...]
-Chodz - rzucilem po czym poprowadzielem w storne mojego samochodu, ktore stalo w ustronnym miejsu w razie czegos... [Dziewczę: „Cacko, mówiłam! To jest volvo!”]
Otworzyle jej tyle drzwi i razem z nia wszedlem na tylne siedzienie.
[A tak na serio, na tylnym siedzeniu jest cholernie niewygodnie… Już lepiej by było ją gdzieś zawieść albo coś.] [Skarbie, chcesz mi cos jeszcze powiedzieć? *z uprzejmym uśmiechem i zainteresowaniem, takoż wałkiem w łapie czeka na progu domu*] [Eeee… Patrz! Błędy ortograficzne! Pośmiejmy się z nich!] [Błędami mi tu nie mydlij! Błędy przy tym to perfuma! *zaczyna mówić głosem Stuhra*] [… I tyle względem mojej męskości na najbliższe kilka godzin…] Od razu przeszla do rzeczy. Zaczela sie rozbierac, po czym zajela sie mna. Mialem cholerna ochote na sex i wiedzialem ze z nia bedzie bardzo milo. Gdy zakladala mi gumke odezwalem sie:
-Pamietaj. Jeden numerek i wiecej sie nie zobaczymy.
-Dobrze wiem na czym polega bzykanie sie w aucie. Wyluzuj Romeo twoja Julia o niczym sie nie dowie.
Nie mialem jak jej odpowiedziec poniewaz wpila sie w moje usta.
[Dość tego! Kochanie, musimy to zrobić TERAZ, bo inaczej będzie za późno…] [Czyżby przy tym tekście twoja „męskość” cofnęła się tak bardzo, że zaraz zostanie nam już tylko seks lesbijski?] [Nie gadaj tylko chodź *ciągnie ją za rękę*] [A kysz! To takie piękne i romantyczne! *zachwycona patrzy w monitor*]
Nie mysliel
[Czy „Myśliel” to jakiś anioł o którym nie słyszałem?] sie bylo cholernie milo. Laska wiedziala w czym rzecz.
Wszedlem spowrotem do klubu do moich kumpli.
-I jak? Niezla byla?- spytal Emmett
[*duma i duma* „Niezła”… To słowo zupełnie nie na miejscu. Jakby zapytał, czy „dobra była”- to ok. (choć pozostaje tekstem chamskim do granic możliwości). Ale „niezła”?] [„Hyhyhy… my neandertale rozpatrujemy kobiety tylko w kategorii „niezła” i „nie-niezła” hyhyhy”]
-I to jak...
-Posprzatales? Nie mam zamiaru jechac w wozie, w ktorym jest...- nie dalem dokonczyc Jesperowi
-Posprzatane- rzucilem mu grozne spojrzenie.
[Rzeczywiście, jechać wozem w którym jest posprzątanie to prawdziwa hańba dla takich kozaków jak oni -.-]
Wlasnie w tej chwili do klubu wszedl Mike Netwon i kierowal sie w nasza strone.
[Za pomocą sprytnie ukrytego w czaszce radaru... [po drodze roztrącając ludzi i stoliki- jego gjeps nie rejestrował przeszkód na drodze do blogaskowej heroiny jaka jest w tym przypadku Edward] …bo „Mik Netwon”, drodzy państwo, jest cyborgiem! *wdycha jeszcze marihuany*, a Edward jest… różowym niewidzialnym wampirem! Łiii! Umiem latać! Latać!] [Tańczmy! * robi dziwne wygibasy i udaje chmurkę*] [W tym miejscu przepraszam Szanownych Czytelników, ale ja tego tekstu na trzeźwo nie strzymam!]
-A ten czego kurwa chce- szepnalem
-Czesc wam
[…i uwielbienieeee! *intonuje pieśń pochwalną* Chwała i cześć… emmm… Edwardowi?]- Mike wlasnie dosiadl sie do naszego stolika
-Jasne Mike ze mozesz usiasc- powiedzialem ironiczne.
[Uuu, mistrzu! Tekst stulecia normalnie!] [Stryjowie Staszkowie mnożą się w tym tekście jak króliki xP]-MAm do ciebie sprawde Edward
-Do mnie? A jaka to? - nawet na nigo nie spojrzalem
[„…ale za to wymownym gestem wyciągnąłem w jego stronę dłoń z ogromnym sygnetem „- Mów mi > >Ojcze chrzestny< < ”]
-Bella Swan. Chyba kazdy z was wiem o kim mowa.
[…To zdanie jest tak głupie, że nie wiem, jak je skomentować!] [Jak to? Przecież on mówi tylko, że każdy z nich on wie o kim mówi- to ma sens! … Prawda?!]
Spojrzaelm na niego i zobaczylem dziwne ogniki w jego oczach.
[To kurwiki! Bo Mik lubi seks jak koń owies!] [Takie ma oprogramowanie! Przypominam – cyborg!]
-O co dokladnie chodzi?
-Przelec ja-powiedziel bez ogrodek
[Hej, czemu mnie w liceum nikt nie zlecił czegoś takiego?! Ja się nie bawię…] [Widocznie nie jesteś dość dobrym badassowatym Edwardem- martwi Cię to? Serio?]-Ze co?!
-To co slyszales. Przelec ja.
[Auć. Czy on naprawdę… przyszedł do Edwarda i kazał mu przelecieć samego siebie? To się nazywa desperacja…]
-Chyab zwariowales- prawie krzyczalem. Co on sobie wyobraza?!
-Nie. Nie zwariowalem. Mam na nia cholerna ochote a tak dziewiczka nawet na mnie nie spojrzy.
[Chcesz przelecieć jakąś pannę? Pchnij ją w ramiona popularnego, przystojnego kolegi- na pewno zadziała!]
-Moze jej sie nie podobasz,
-Moze. Ale to nie zmienia faktu ze musza ja bzyknac. A ty... Ty podobasz sie kazdej, wiec. Zaczarujesz ja. Zaciagniesz do lozka, a potem zostawisz. A ja ja pociesze.
[Kolejny szczwany plan…]-To podle. [Dziękuję, Kapitanie Oczywistość! A teraz porozmawiajmy o tym jak to woda jest mokra, a stek jest zrobiony z mięsa!]
-Ty to mowisz? Z kazda tak robisz.
-A co ja bede z tego mial.
-Jak to co? Noc z Bella Swan. Moge dorzucic 200 zl.
[Z Ostatniej Chwili: W Forks, w stanie Waszyngton, wśród młodzieży panuje ostatnio dziwna moda na używanie waluty mało znanego kraju w Europie Środkowej. Amerykańska młodzież jest bardzo, bardzo tępa...] [Zwróć, proszę, uwagę na to, że dziewczyna, która podobała się wszystkim, była dla nich warta 200 złotych!] Prosze bardzo.
-Nie zgadzam sie.
Chwile zabijalismy sie wzrokiem.
[„Było wielu rannych po obu stronach… Do dziś czuję swąd palonych ciał…”] [Nie wiem jak ty, ale jeżeli strony konfliktu to Edward i Mik Netwon, to „kocham zapach napalmu o poranku”]
-Tchorzysz? Boisz sie ze nasza Bella cie nie zechce?- usmichnal sie ironicznie.
[Ironia! Nie! Działa! W! Ten! Sposób! ARRGH! *oddycha do papierowej torebki*]
-Nie o to chodzi.
-Wiec sie zgodz. Jej i tak przyda sie troche doswiadczenia.
Nie odpowiedzialem. Chwile patrzylismy sie na siebie w milczeniu.
-Ok. Widze, ze musze poszukadc kogos innego.- mowiac to wstal od stolu. - Narazie tchorzu.
-Stoj- Mike odwrocil sie w moja storne.
[Cóż za nie-o-cze-ki-wa-ny zwrot akcji… *zieeew*]
-Tak? -znow ten ironiczny usmiech.
C O J A R O B I E?!
[Nie, koleżko, to MOJA kwestia!]
-Zrobie to
[I na pewno nie wróci to żeby ugryźć mnie w dupę]