sobota, 26 listopada 2011

8. Ostatni Paranoikon w Domu Wariatów, czyli Trzy w jednym

Witajcie, Mili moi!
Po pierwsze: Przepraszamy za opóźnienie, ale kodowanie nam się sypnęło. Zdarza się. Tym, którzy z niecierpliwością czekali na analizę obiecujemy, że za tydzień już będziemy grzeczni ^^
Po drugie: Dziś na chwilę odbiegamy od blogów zdobytych podczas Hellconu aby zaprezentować wam nasze najnowsze odkrycie: Skowrona! Skowron jest aŁtorem z Nowej Fantastyki. Przez przypadek natknęliśmy się z Johnnym na jedno jego opowiadanie i natychmiast odnaleźliśmy też wszystkie inne, gdyż okazało się, że Skowron jest nieoszlifowanym diamentem, którego powierzchnię trzeba muskać, by nie utracić nic z jego naturalnego piękna.
W dzisiejszej analizie zapoznamy się wiec z Najtrudniejszymi Koncepcjami Świata, poznamy tajniki pracy złodzieja oraz prawdziwe oblicze Rogatego i jego sługusów. Następnie czeka nas krótka lekcja futurystycznej biologii oraz naprawdę dosłowne traktowanie powiedzonka „dogryzać komuś”. A na koniec próbka bełkotu najwyższej próby czyli wyobrażenia aŁtora o procesach myślowych psychicznie chorego.
Cieszcie się!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

PARANOIKON
Adres: http://www.fantastyka.pl/4,5743.html

Jack Ryan był złodziejem
[nie. Był analitykiem, prezydentem Stanów Zjednoczonych, a czasami nawet Harrisonem Fordem].
Zakładał rękawiczki, kominiarkę i nurkował w puste domy lub w domy śpiących ludzi
[Przykro mi rozwiewać twe złudzenia, ale jeśli znalazłeś jakiś ludzi w Atlantydzie to oni już nie śpią...].
Nigdy nikogo nie zabił, raz tylko walnął w głowę pewnego starca, pogrzebaczem gdy ten zagrodził mu drogę
[Rozumiem, że to ma dać mi do zrozumienia, że jest bardzo pokojowym, pacyfistycznym wręcz facetem? Nic z tego].
Podczas ostatniego skoku z współpracownikiem Jack Ryan znalazł książkę pod tytułem PARANOIKON: KSIĘGA PARANOIKÓW
[jej autorem był młodszy brat Abdula Alhazreda – Gucio?].
Było to w domu wielce bogatym
[i-iiik! :3], należącym do lokalnego ekscentryka i kolekcjonera sztuki.
Jack przed sprzedaniem książki postanowił ją przejrzeć. Wiele razy widzimy coś, bez czego spokojnie moglibyśmy żyć dalej.
[Ketchup jest bardzo niezdrowy. ...AŁtorze, dlaczego wsadzasz w akcję z dupy wzięte zdania, które nic nie wnoszą i nawet nie wyglądają na należące do kontekstu? To jakbyś napisał opowiadanie, a potem w różnych jego punktach powstawiał losowe zdania które Ci akurat przyszły do głowy! Przestań!]
Książka go zaniepokoiła, opowiadając o najróżniejszych szamanistycznych praktykach w tym, o tworzeniu zombie
[… OKEJ. Ktoś najwyraźniej wymaga pogadanki na temat niekatolickich praktyk religijnych! A zatem słuchaj uważnie, aŁtorzyno – zombie są elementem (i to niezbyt istotnym) vodoun – religii haitańskiej będącej mieszanką dawnych wierzeń afrykańskich, chrześcijaństwa (tak, tak!) i wielu innych rzeczy. Kapłani vodoun nazywają się Mambo i Hougan. Szamanizm, taki klasyczny, wiązany jest najczęściej z Syberią i występuje w wielu odmianach – ale najczęściej chodzi o podróże pomiędzy światami za pomocą różnych substancji psychoaktywnych. Te dwie religie nie mają ze sobą dosłownie NIC wspólnego!].
Zgodnie z tytułem Ryan zaczął popadać w paranoję
[a gdyby przeczytał „Tysiąc i jedną pociesznych historyjek o gryzoniach” zmieniłby się w ryjówkę?]. Wciąż obawiał się, że ludzie, którzy widzą go za dnia coś podejrzewają. [Podejrzewają... że przeczytał książkę? O, szubrawcze!]
Wyrzuty sumienia? To takie nieprofesjonalne!
Jack z jednej strony żałował, że otworzył PARANOIKON [A tak w ogóle to w jakim języku była ta książka, że ten Ryan od razu mógł ją przeczytać?]. Z drugiej strony zazwyczaj dobrze oglądał, co zamierzał sprzedać. Po trzecie [z trzeciej strony?] - lekki niepokój nie powstrzymywał go przed kontynuowaniem.[*robi głupią minę* Skoro się niepokoiłeś, to znaczy, że jednak coś w tobie mówiło, że nie powinieneś jej czytać.]
Księga była bardzo długa i stara.
Ryan czytał o nekromancji, dowiedział się, że istnieje podobna księga - NEKRONOMIKON (księga umarłych)
[chłopcze, ja wiem że Lovecraft jest w domenie publicznej, ale lepsi mierzyli się z Mitami i polegli. Więc z czym do ludzi?], i że jest wiele sposobów na wskrzeszenie trupa.
Ryan chciał posiąść taką moc
[Fajnie. Tylko... po co?]. Tylko gdyby istniała! [Ok, a teraz wracając do tematu: Serio, na cholerę złodziejowi moc ożywiania trupów? Czy ktoś z was marzy co wieczór o stworzeniu własnego zombie?]
PARANOIKON dawał też wiele wskazówek jak wywoływać duchy i demony.
Ryan najpierw w to wątpił; potem zabrał się do roboty.
Wraz z kilkoma starymi, dobrymi kumplami, złodziejam,i
[ok, litościwie uznam ten przecinek w środku słowa za literówkę, ale hej: widzicie oczyma wyobraźni tę zgraję zatwardziałych kryminalistów, którzy o północy spotykaną się w domu jednego z nich żeby trzymać się za ręce i wywoływać duchy? A nie lali może wosku przez ucho klucza? Nie ustawiali kapci jeden za drugim aż do drzwi?] wzięli stolik i świeczki, usiedli w kole i zaczęli według instrukcji [„Czy każdy wylosował postać? Dobrze. Bill, bierz kostki, ty zaczynasz. Jeśli wyrzucisz osiem i wyżej możesz ponowić rzut, pamiętaj!”].[A teraz pytanie ogólne: dlaczego w książce o tytule „Paranoikon- Ksiega paranoików” w ogóle ktoś miałby opisywać przywoływanie demonów i wszystkie te rzeczy, które jakoby się tam znalazły? Czy taka książka nie powinna mieć tytułu „Demonikon- księga demonów” albo „Zombikon- Księga zombi” czy coś takiego?] [„Szamanikon”!]

Ryan otworzył oczy.
Ziewnął donośnie.
[Czyli jak? Ryknął jak lew?] [Ziewnął aż iskry poszły!]
Pierwsze promienie światła uderzały o roletę
[jebudut!].
- Dzień dobry, Ryan! - Zawołał głośno.
[xD Forever alone!]
Ale coś było nie tak, czuł się źle.
[Obstawiam kaca moralnego po zrobieniu z siebie idioty przed kumplami]
Wstał i powędrował do „klopa".
Potem przeszedł do łazienki, spojrzał w lustro i aż się przestraszył: był blady jak ściana.
- Jezu, Ryan, weź sobie wolne
[od okradania domów] bo zejdziesz na zawał przed trzydziestką! [Wszak powszechnie wiadomo, że złodzieje pracują według grafika, na zmiany. A do pracy noszą pudełko z drugim śniadaniem zrobionym przez żonę i przy kawie pytają „Co u dzieci, Steve?”]
Ryan wziął prysznic, ubrał się i ruszył do kuchni zjeść śniadanie
[a czy natknął się po drodze na jakieś schody żeby z nich zejść?]. Wrzasnął widząc faceta siedzącego przy stole.
- Coś ty za jeden?
- Jestem Mietek - powiedział tamten mlaskając, - jestem pradawnym demonem.
[O.O *Ithil popada w stupor. Na długo!*] [T-to jakiś dowcip, prawda? A może to zemsta? Chcecie mnie dorwać! WSZYSCY chcecie mnie dorwać!]
- C... co?
- Głuchy jesteś?
-C... co? Co ty tu...? Wypierdalaj!
Ale facet w najlepsze jadł otręby i popijał czarną z mlekiem
[Czarna z mlekiem jest na pewno bardzo czarna].

Nazajutrz Mieczysław wciąż był w jego mieszkaniu. Nie chciał sobie iść
[cały czas tylko siedział i śpiewał „Ta ostatnia niedzieeeela!...”].
Ryan najpierw uznał, że to ktoś z policji, potem, że kumple nasłali kogoś, żeby z niego zadrwić, potem uznał, że to jakiś bezdomny upośledzony
[szczerze mówiąc: pradawny demon brzmi chyba najbardziej sensownie...]. W końcu przyznał, że koleś zbyt ładnie pachnie na ostatnią z opcji! [To niezwykłe! Napisz o tym powieść!] [Too late, Ithil...]
Facet był uparty. Jak osioł przed kopulacją
[dziękuję, aŁtorze. Naprawdę potrzebowałem tej wizji w moim zestawie koszmarów. Teraz mam pełny zestaw „Zwierząt, których nie da się zapomnieć!”] [*Ithil stwierdza, że powrót ze stuporu był złym pomysłem. Wraca naprawić swój błąd*].
Gdy był u niego już trzeci dzień Ryan postanowił go zabić. Byłby to jego pierwszy trup.
- Dlaczego nie? Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Ależ działa mi na nerwy!
[*odbezpiecza swój miecz i wyciąga z szuflady listę ludzi zbyt wkurzających by spotykać się z nimi ponownie* Może zacznę od swojej podstawówki...]
Ryan przygotował linkę i obwiązał nią kark Mieczysława. Zacisnął i udusił go
[Sama prostota!] [„A potem podszedł do kolejnego strażnika- i go zabił”].
Zwłoki z łoskotem padły na płytki
[Jakim łoskotem? Właśnie go zabiłeś, na rigor mortis jeszcze za wcześnie. To raczej takie „plask” było].
Ryan zapakował ciało do bagażnika i wywiózł do lasu. Wykopał dół i zakopał zwłoki.
Wieczorem Ryan wskoczył do łóżka i bez trudu zasnął
[Nieźle, jak na pierwszy raz. A ci wszyscy biedni żołnierze których trzeba wytrenować żeby nie uważali swoich przeciwników za ludzi pewnie teraz walą się w głowę „No tak!” mówią „Wystarczyło tylko… być naprawdę zirytowanym! Ha!”] [Bo Ryan był pewnie szeregowcem…].

Ryan otworzył oczy.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, była twarz Mieczysława
[Sama twarz? Lewitująca?].
- Aaa!!! - Wrzask było słychać w całej okolicy.
Ryan mrugnął. Był sam.
Usiadł. Trzęsły mu się ręce.
Wtedy zorientował się, że PARANOIKON zniknął. Ryan pomyślał, że ktoś go okradł.
- Złodziej okrada złodzieja, co za czasy!
[To oburzające! Zgłoś to na policję! No żeby złodziej spokojnie nie mógł otaczać się swoimi łupami… *kręci głową i prycha*]
Ale coś było nie tak.
Pachniało siarką
[„Siarką mi tu nie mydlij, siarka przy TYM to perfuma!”].
Ryan obszedł cały dom i znalazł tylko strach
[„Kompletnie zapomniałem, że cię tutaj położyłem!” zaśmiał się Ryan, otrzepując strach z kurzu „Gdybyśmy jeszcze tylko znaleźli talent aŁtora, moglibyśmy znaleźć się w historii, w której faktycznie byłbyś potrzebny!”].
- Strach ma wielkie oczy - pomyślał i odetchnął
[Strach ma wielkie oczy, bo cała reszta strachu jest mała i wychudzona. Jak go nie karmiłeś tyle czasu to masz teraz taki strach- murzyńskie dziecko].
Jednak myśl o tym, że ktoś o nim wie, go nie opuszczała.
Czuł, że potrzebuje przeprowadzki.
Wtedy zadzwonił telefon
[facet z samochodu do przeprowadzek dzwonił żeby spytać, czy długo się jeszcze będzie tam guzdrał na górze].
Dzwonił jego współpracownik. Oznajmił, że ich kumpel, który był na seansie spirytystycznym, nie żyje.
Ryan po odłożeniu słuchawki gapił się w siebie
[Ze zdumienia oczy mu się obluzowały i wpadły do środka czaszki?] [Tak, a nie mając na czym się zatrzymać wpadły do żołądka i powędrowały jelitami. Nie wiem, czy zazdroszczę mu widoków…].
Ktoś zabił jego przyjaciela.
[Czy potraficie połączyć kropki, czytelnicy? Czy może aŁtor skonstruował intrygę zbyt zawiłą dla waszych niewyćwiczonych umysłów?]

Jack sprzedał dom i wyjechał.
Osiadł we Włoszech
[Było to jeszcze prostsze niż zabicie pradawnego demona].
Konto miał pełne
[rozumiem, że w jego banku konta miały jakiś odgórnie wyznaczony limit, że jego było pełne?].
Opalał się właśnie na brzegu morza gdy ktoś go zaczepił.
Mężczyzna mówił po włosku
[„It'sa me! Mario!”].
- Przepraszam, nic nie rozumiem!
Jegomość sobie poszedł
[Co się właśnie stało? I PO CO?].
Ryan drzemał.
Przyśnił mu się morski potwór, którego macki wystają nad wodę i jedna z nich dotyka jego nogi
[Yay! Tentacle!~].
Otworzył oczy.
Ktoś go poklepywał.
Była to kobieta
[„Ihihi! Kto chce ciasta?”].
- Przepraszam, ale nie rozumiem!
Poszła sobie
[Jaki to ma sens? JAKI!? TO?! MA?! SEEEENS?! ARGH!].
Ryan drzemał.
Obudził go dziwny dźwięk. Ryan zauważył, że obok leżaka leży książka: PARANOIKON.
[Najwyraźniej obok małej czarnej (nie chodzi tu o sukienkę) i ekspresji wydarzeń (zwanych popularnie dramą) aŁtor nie ogarnia również koncepcji CUDZYSŁOWÓW]
Ryan zbladł i pobiegł do domu.
Po drodze zwymiotował dwa razy
[Mijani przez niego policjanci – oraz inni użytkownicy tych chodników- podbiegali do niego i radowanie machali rękami. A w każdym razie machali rękami. I uśmiechali się- a w każdym razie robili grymasy. I…].

Ryan obudził się w ciemności.
Było tam ciasno.
- To nie jest moja sypialnia, to... TRUMNA! - Krzyczał Ryan.
Był zamknięty w czymś małym i ciemnym
[Przecież już przed chwilą wykoncypował, że to TRUMNA!] [A co jeszcze wchodzi w grę, oprócz trumny? Skrzynia? Kontener na śmieci? Niski konserwatysta?].
- Let me out! - Wrzeszczał.
[W sytuacjach kryzysowych odzywa się w nim ukryty poliglota?] [I don’t wiem что ty sprechen to mnie!]
Najpierw uznał, że kumple spłatali mu żart. Ale żaden nie wiedział, gdzie jest.
[Żaden z kumpli nie wiedział, gdzie jest żart?] [Cóż, skoro on mógł znaleźć na półeczce strach, to co się dziwisz?] [*wyobraża sobie scenę rozpłatywania małego, płaczącego rozdzierająco żartu*]
Potem pomyślał, że to zemsta.
Później, że... to sprawka demonów.
Żadna z tych myśli nie miała sensu dlatego Ryan zaczął szlochać cichutko
[A Ithil zaczęła cichutko chichotać, z pięścią wepchniętą głęboko w usta. Uświadomienie sobie, że jest się głupim to w istocie dołujące przeżycie].
Usłyszał pusty śmiech.
Śmiech szatana.
[o ile zakład, że Rogaty ma niesamowicie irytujący, wysoki śmiech? Takie „niach, niach, niach”?]
- PARANOIKON - pomyślał - PARANOIKON.

piątek, 18 listopada 2011

7.2. Drogi pamiętniczku wciąż jestem wampirem, albo Alessandro! Ale-ale-ssandro!

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
Dzisiaj po raz ostatni widzimy się ze Stellą, która na serio powinna rozważyć alternatywną orientację seksualną, Rafaelem, który kompletnie nie wie, co ma robić porywacz i Alessandrem Fiorini, który do tej pory nie zrobił absolutnie nic. Będziemy mieli kontakt z uspokajającym czubkiem głowy, wyciągniemy uszy ze słuchawek i nacieszymy oczy wampirzym odpowiednikiem zdjęć własnego pisiorka!
Nie, zaraz. Będziemy OBRZYDZENI, tak chciałem powiedzieć.
Ponadto, nasza aŁtorka staje się źródłem prawdziwej inspiracji. Kto by pomyślał?
Miłej zabawy!
Adres bloga: http://z-wampirzego-pamietnika.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

7.Co to miało znaczyc?
-Czy wampiry miewają wizje? -Pytanie Stelli [um... Do tej pory mieliśmy narrację pierwszoosobową. Czy nasza bohaterka przeżyła taką traumę związaną z przemianą w krwiożerczą maszynę do zabijania, że myśli o tym stanie jako o drugiej osobie? Hm. To by było całkiem fajne!] [Ale nie będzie, bo po jej przemianie narracja też była pierwszoosobowa… przez większość czasu…] wybiło wampira z zamyślenia. -Hmm, tak, niektóre miewają.-Stwierdził chłopak po chwili zastanowienia.-A dlaczego pytasz?
-Hmm, no nie wiem, miałam dziś dziwny sen. [złotko, fakt, że chodzący trup potrafi śnić sam w sobie jest dziwny...]
-Jaki? -Zapytał zaciekawiony chłopak.
-Taki realistyczny. To było dziwne... .-Dziewczyna powróciła myślami do snu -Opowiedz mi go.
-No, nie wiem czy to taki dobry pomysł... .-Zmieszana dziewczyna spuściła wzrok. Siedzący naprzeciwko niej chłopak natarczywie się w nią wpatrywał. -Powiedz. -Nalegał. [„No więc…” zaczęła dziewczyna i zawczasu spuściła wzrok „Całkiem, całkiem sama szłam ciemnym lasem z koszyczkiem w ręku. Musiałam zanieść go swojej chorej babci. I nagle zobaczyłam… Ciebie. To byłeś Ty, ale jakiś inny- miałeś te swoje wampirze kły, ale było w tobie coś takiego… Wtedy zauważyłam, że poza czerwoną pelerynką z kapturem i białymi pończoszkami nie mam na sobie zupełnie nic. A ty podszedłeś do mnie i… no…” Stella ostatecznie zamilkła gapiąc się na swoje buty]
-No dobra. -Wampirzyca podniosła głowę.-Ale nie bądź zły, okej? -Dobrze, nie będę zły. -Chłopak uśmiechnął się przymilnie. -Dobra, to było tak: [siedzisz wygodnie? A zatem zaczynamy!]
"Dziewczyna siedziała na ławce. wyglądała jak ja. To byłam ja. Słuchałam pop'u [to istotne. Bo gdyby słuchała rock'a, albo Chap-Hop'u, sen były kompletnie inny]. Był zmierzch. Zawsze lubiłam tę porę dnia [Jak 90% aŁtoreczek na świecie… Serio, dziewczyny: CO WY MACIE Z TYM ZMIERZCHEM?! Brakuje innych ładnych pór dnia?!]. Gdzieś z dala dochodziły ciche kroki, ale moja postac tego nie słyszała [jej osoba nie posiadała wiedzy o zbliżających się krokach -.-]. Siedziała tylko na murku, a za nią leżało ciało." -Tu dziewczyna spojrzała rozżalonym wzrokiem na Rafaela.-"To byłeś ty. Ja miałam ręce w czerwonej krwi i trochę jej spływało z kącika ust. [A dookoła porozciapywana była krew niebieska, żółta, seledynowa, écru i perłowa. Bo tak naprawdę, to były farby-plakatówki. A Stelli jeszcze nikt nie nauczył, że ssanie pędzla w trakcie tworzenia wychodzi tylko na filmach]
Wtedy pojawił się On. Alessandro"
-Twarz wampira pociemniała na dźwięk tego imienia. [Jak? Jest MARTWY. Jego twarz nie powinna w ogóle reagować na cokolwiek. Co się niby stało, krew go dosłownie zalała?] [Odbiło mu się ^^]
- "Podszedł do mnie. Spojrzał na ciało. Zdjął słuchawki z uszu [dobrze, że nie uszy ze słuchawek. Z tymi ożywieńcami to nigdy nic nie wiadomo!], a ja podniosłam na niego głowę. Usiadł obok mnie i pocałował, zlizując krew, twoją krew z kącika moich ust. Po chwili powiedział:
-Stello, moja kochane [To jaki w końcu ona ma rodzaj?] Mroczne Skrzydło [*parsk* I właśnie dlatego nigdy nie tłumaczymy nazw własnych z angielskiego. To, co w obcym języku brzmi świetnie, po polski brzmi śmiesznie. Nadto, jestem gigantycznym nerdem i moje skojarzenie było takie] [*przez swe nerdostwo Johnny właśnie przestał mieścić się w pokoju*], jesteś wspaniała, wspaniale się spisałaś.-A ja tylko usmiechnęłam się i pocałowałam go jeszcze raz."- Skończyła relacjonowac dziewczyna, bliska płaczu.
-Czy to może byc prawda?
______________________________________________________
Wiem, że krótkie, ale tyle wymyśliłam w ciągu ok. 0,5h. Następny post po pięciu sensownych komciach [Challenge accepted! Numer 1 – Aaron Diaz ma fajne pomysły i piękną kreskę, ale jego Superman jest trochę zbyt dziwaczny. Numer 2 – Colin Baker był bardzo niedoceniony jako Szósty Doktor. Numer 3 – Uważam, że w Requiem Tzimisce działaliby najlepiej jako linia krwi Nosferatu. Numer 4 – Miles Morales to bardzo, bardzo dobry pomysł. Numer 5 – Kontepcja Chap-Hopu jest niesamowicie fajna i trochę żałuję, że nie da się jej przenieść na polski grunt.] [...] [No co? Te komentarze są sensowne, po prostu nie na temat...] [Kochanie, ty… komciasz!]. Jeśli czytacie, to piszcie co myślicie, nie? [Myślę, że zgłodniałam. Idę sobie odgrzać obiad. Poza tym myślę, że dawno nie myłam okien i chyba zrobię to w ten weekend. Myślę też, że powinnam przestać komentować i wziąć się za uczenie do kolokwium. A jak napisałaś o tej krwi, to pomyślałam, że musze sprawdzić na Wikipedii jak się pisze „écru”.]
8. Dlaczego?
-Teoretycznie to możliwe. [*parsk!* „Teoretycznie w istocie możesz mnie zamordować ażeby móc się łajdaczyć z moim nowym Odwiecznym Wrogiem. Ale…”] Ale nie myśl o tym.
-Nie mogę.-Przytuliłam się do piersi chłopaka. On przytulił mnie do siebie pocieszając. Z oczu ciekły mi łzy, które moczyły jego czarny podkoszulek. Pocałował mnie lekko w czubek głowy. Uspakajał [Czubek głowy?!].
-Wszystko będzie dobrze. –Mówił [CZUBEK GŁOWY?!?!]. -Nic złego się nie stanie.-Uspokoił mnie tymi słowami. Podniósł i posadził mnie obok siebie [*Ithil umiera*] [*wskrzesza Ithil*] [Zaraz, ustalmy to: Podmiotem tych zdań nadal jest czubek głowy, tak? Gada z nią i ją podnosi? Ten czubek głowy?]. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy […]. On odwzajemnił to spojrzenie. Przez dobrą chwilę tak się w siebie wpatrywaliśmy. Po kilku minutach on delikatnie [zachrapał] chwycił mnie za podbródek i podniósł moją głowę. [cieniutka szyja zrobiła „krach!” i reszta ciała została, gdzie była] Swoją twarz zbliżył do mojej. Poczułam jego ciepły oddech na twarzy [Poczułam też delikatne mizianie pacynek zrobionych z twarzy innych ludzi] [Hmmm… Twarzowe!]. Po chwili poczułam jego usta na moich. Jego wargi delikatnie pieściły moje. Po chwili i ja odwzajemniłam pocałunek. Nasze usta zwarły się na te kilka sekund. Potem odsunęliśmy się od siebie. Nie wiedziałam dlaczego to się stało. [I znów to samo, co w Badassowatym: dwójka młodych ludzi w zupełnej ciszy patrzy sobie w oczy, po czym idą do pokoju jednego z nich. Cały czas milczą. Siadają na łóżku i przez kilka minut patrzą na siebie. Po czym on się sztywno pochyla i lekko ją całuje. A potem znów patrzą sobie w oczy. A mi przed oczyma przelatują wszystkie awangardowe filmy moralnego niepokoju jakie widziałam w życiu]
-Przepraszam.-Szepnął. A mi zabrakło tchu, żeby mu odpowiedzieć. Dopiero po chwili znów mogłam mówić.
-Ni [jesteśmy wampirami, które mówią NI!] , nic się nie stało.
-Nic?
-Nie, nie w tym sensie.-Sama plątałam się w swoich wypowiedziach [„Było ich tak dużo, że nie nadążałam z katalogowaniem!”].-Nie rozumiem, co się stało.-Jęknęłam.
-Zapomnij.
-Ale nie chcę.-Tym razem to ja przyciągnęłam jego podbródek i go pocałowałam. Lekko i krótko.-Teraz chyba już wiem.
-Ale co będzie dalej? -W jego głosie zabrzmiała niepewność... ______________________________________________________
Zabijcie mnie! [Nie. Za dużo roboty] To nie miał być romans! No dobra, wyszło co wyszło, niech tak już zostanie.
Za to mam dobre i złe wieści.
Złe to takie, że nie wiem, kiedy będzie nowy rozdział [Polemizowałabym, czy to takie złe wieści…]. Dobre to takie, że wiem jak zakończę to opko. A że nie wierze, żeby ktoś zgadnął, ogłaszam, więc konkurs. Ewentualny zwycięzca do wyboru ma następujące nagrody:
Wiersz
Rysunek(zwierze przyrodnicze [a są jakieś inne?] lub jakaś manga)
Komki
No to by było na tyle. [Moja wizja jest taka, że przyjdzie Alucard i wszystkich powystrzela. Jeśli przypadkiem wygram, to poproszę te „Komki”. Z cukrem, jeśli można]
Pozdro!
9.Fiorini!
-Nie wiem, na prawdę nie wiem.-Stwierdziłam patrząc na niego. On odwzajemnił moje spojrzenie.-Chodź się przejść.-Poprosiłam, choć nadal obawiałam się spotkać Alessandra. [A co on im biedny zrobił, że oboje mają takiego pietra? Nie no, serio, wrócimy do tej sceny: przedstawia im się, mówi, że od dziś będzie ich sąsiadem i w iście podstawówkowym stylu podjudza Rafaela do bitki. Po czym odchodzi. No istny horror]
Wyszliśmy i moje obawy się potwierdziły. Na nasze spotkanie wyszedł Fiorini. Zobaczyliśmy go tak jak ostatnio wychodzącego z cienia.
-Witaj, pani.-Zwrócił ię do mnie. [Jakby powiedział to do Rafaela byłoby dużo ciekawiej IHMO]
-Czego od nas chcesz?
-Och, nie złość się. Mam nadzieję, że odebrałaś moją wiadomość.-Wypowiedziawszy te słowa przez jego oczy [wypowiedział te słowa przez oczy?!] przybrały chytry i nieprzenikniony wyraz.-Telepatyczną wiadomość.-Dokończył. [Jestem pewna, że jednak dodał…]
-To przez Ciebie przeżywałam ten koszmar?
-Koszmar? Myślałam [Alessandro jest kobietą? Hm. Fajnie!], że to będzie przyjemność zabić własnego stwórcę
-Nie zabiję tego, którego pokochałam.
-Pokochałaś?!-Jego oczy wydawały się zapłonąć gniewem. [Fiorini też nie lubi, kiedy postacie robią coś tak sprzecznego z logiką? To miło!]-Ostatnio wydawało si ę, że go nienawidzisz, Dark Wing.
-Odczep się od niej.-Wtrącił się wampir [*klask, klask* A w następnym odcinku naszego programu „Cięte Riposty Mistrzów”, usłyszymy, jak Tymoteusz, lat 9, odpowiada „Sam jesteś głupi!”]
-Ciiii-powiedziałam do niego.-Jeśli miałabym, kogoś nienawidzić, byłbyś to ty! [„Wszak!.... eee… Czekaj, czy dotychczas powiedziałeś do mnie chociaż jedno zdanie? *sięga pamięcią wstecz* Nie! Cholera! …. O, o, o, już wiem! Będę Cię nienawidzić za to, że mnie zignorwa… a nie, to też nie, przecież przesyłałeś mi swoje mroczne fantazje… No to znienawidzę Cię za to, żeeee… Och, po prostu nienawidzę Cię, i już!]
-Teraz tak mówisz...-Szepnął tajemniczo [jak się tajemniczo szepce?] [Wplata się w wypowiedź słowa „zagadka”, „tajemnica”, „sekret” i „enigma”?] a na głos dodał:-Nie wiesz co mówisz.-I okręcił się na pięcie, zaczął wolnym krokiem iść w swoją stronę. [O Manwe, czy ten facet nie ma nic innego do roboty jak tylko motłoszyć po Paryżu z krańca do krańca celem rzucania bezsensownych uwag i bycia zbywanym przez riposty naszej wesołej parki?]
-Zaczekaj.-Krzyknęłam za nim i podeszłam kilka kroków. Odwórcił się. Rafael chciał do nas podejść, ale ręką dałam mu znać, żeby został gdzie stoi. [„A potem kazałam mu siedzieć i służyć na dwóch łapkach”]
-A jednak nie jestem Ci obojętny?-Zapytał chytrym głosem
-Nie schlebiaj sobie. Musimy sobie coś wyjaśnić, a nie chcę, żeby Rafael przy tym był.-Stwierdziłam oschło [Jak?] [Oschło] [Jak?] [Nabiła swój głos na kijek i wsadziła w słup sosnowego dymu. A potem zawinęła w pęto i rzuciła Alessandrowi. No przecież to oczywiste!] [… Jak?!].
-To co chcesz zrobić?
-Spotkajmy się jutro przy starym dębie. [Przy tym jedynym starym dębie w całym Paryżu... Tak, to się musi udać!] Jutro pełnia. -Dobrze, ale nie próbój sztuczek!
-A co boisz się?-zapytałam i odeszłam. Za m,ną poszedł Rafael [A m,nie kr'ew za!le#w^a].
10.Nie wiem [Kochanie, to, że nie umiesz wymyślać tytułów rozdziałów nie zwalnia Cię od próbowania! Ja nie mogę wydać książki o tytule „Nie mam pomysłu”! … Ty, czekaj! To jest myśl!]
Gdy wróciliśmy do domu było dość wcześnie. Ale zaproponowałam, żebyśmy położyli się spać. Rafael się zgodził. Chciał spać razem, ale ja nie miałam na to ochoty, więc wróciłam do swojego pokoju. [Porywające] Tak mu przynajmniej powiedziałam, chodź było to po części prawdziwe. Ale ważniejsze było to, że tej nocy miałam spotkać się z Alessandro [Gdzie zjadałaś jeden dzień, słoneczko?]. Przez dobrą godzinę leżałam na łóżku nie wiedząc co robić [ech, ja wiem, że trumny to straszna klisza i w ogóle... Ale mimo wszystko bez nich wampiryzm nie jest już ten sam...]. Nie wiedziałam co czuje do Rafaela, a co do Alessandro. [Pomyślmy: jeden zniszczył twoje życie, drugi jest dość odpychający... Puść ich w trąbę i zostań lesbijką!] [*Ithil aproved*] Alessandra powinnam nienawidzić, jednak nie potrafiłam. [a… za co? Fakt, taka telepatyczna wiadomość jest odpowiednikiem wysyłania dziewczynie zdjęcia swojego pisiorka, ale to nie jest powód do nienawiść. Odrazy, tak, ale bez przesady!] Podobno wampiry nienawidzą swego stwórcy, jednak jego również nie potrafiłam nienawidzić [Podsumujmy: jeden zaborczy maniak, który najchętniej zamknąłby Cię w piwnicy i chodził z tobą nawet do łazienki, a z domu pozwala Ci wyjść tylko jeśli cały czas będziesz go trzymała za rączkę a drugi- żałosny facet, który próbuje być fajniejszy niż jest żebyś wybrała jego. I dziewczyna, która lubi obu. A w tle konflikt terytorialny… Nie, absolutnie nie mam skojarzeń!]. Jeden chciał, abym zabiła drugiego, drugi żeby pierwszy się wyniósł. Nie rozumiałam. Oboje chcieli mieć mnie dla siebie, tak mi si przynajmniej wydawało [Skoro musisz to idź, ale zaraz wróć i kontynuuj narrację]. Ale czemu? [I to jest, jak to mówią, kluczowe pytanie] Nie byłam kimś, kto miał powodzenie, ani wśród mężczyzn, ani wśród kobiet. [Rozumiem, że wśród kobiet też go szukałaś? Hmmm... :3] [Yay! Yuri! :3] A więc czemu? Czemu tak nagle dwóch facetów mogło by się o mnie zabić? Spojrzałam na zegarek. Już czas. Cicho zakradłam się do drzwi i wyszłam z domu. Rafael spał, nie powinien się o mnie martwic. Wyszłam z domu i poszłam prosto do parku. Tak jak się mogłam spodziewać, Fiorini już tam na mnie czekał.
-Witaj, piękna pani.-Powiedział i złożył przede mną ukłon. Nie wiem, czy sarkastyczny, czy prawdziwy.
-Dość tych bzdur. Przejdź do rzeczy. [Z tego co pamiętam to ona chciała się z nim spotkać więc chyba to ona powinna przejść do rzeczy?]
-Tak.-Zapytał ciekawie ale za razem zbyt pewny siebie.' [Budowa tego zdania jest jak jedyny w swoim rodzaju wybryk natury. Z jednej strony ma się chęć, żeby go odstrzelić w cholerę, ale z drugiej – jest taki fascynujący...]
-Czego od nas chcesz?
-Och, niczego szczególnego.-Powiedział, a na jego twarz wkradł się niezwykle przebiegły uśmiech.-Tylko Ciebie. [To raczej nie był komplement xD]
-A czego chcesz ode mnie?-Zapytałam nieco rozdrażniona, a On podszedł przeszedł i położył mi dłoń na ramieniu. [Podszedł-przeszedł? Kojarzy mi się to, nie wiedzieć czemu, z trybem bitwy w Herosach- dwa pola do przodu, trzy na skos…]
-Po prostu Ciebie.-Powiedział i przeszedł za mnie. [„i będę cię głaskał i czesał i ubierał w sukienki i wyprawiał z tobą herbatki i...”]-Wiesz co?-Powiedział kładąc głowę na moim ramieniu, gdy ja stałam niewzruszona.-Nie wiem czemu, ale coś do Ciebie czuje. To, hymmmm, niezwykłe. [Nie, to lenistwo ze strony aŁtorki. I jako takie powinno być karane]
-Przestań, wiem, ze to nie dlatego. Nie jestem ładna ani nad wyraz inteligentna. Ale jestem na tyle mądra, by to widzieć. Na pewno nie jest to jedyny powód.
-Masz słabe mniemanie o sobie [Niskie].-Powiedział i stanął przede mną [I tak będzie dookoła nie biegał jak pies koło drzewa?] [Tak] [A… aha *what the hell?!*].-Ale ja mam lepszy.-Powiedział i delikatnie trzymając mnie za brodę podniósł ją [A nasza MarySue miała brodę niemal jak sam Gandalf]. Rozplotłam ręce, które dotąd trzymałam splecione na piersiach. On patrzył w moje oczy. Nie wiedziałam co robić.-Jesteś niezwykła.-Powiedział, a ja poczułam jego oddech na własnej twarzy [halo? Chodzące zwłoki! Halo? Czy ktoś mnie słyszy?...] [Pacynki z ludzkich twarzy leżały spokojnie w kieszeni spodni Rafaela, przewieszonych przez poręcz krzesła], a po chwili jego wargi delikatnie muskające moje. Odwzajemniłam pocałunek [slut!]. Jego usta zaczęły poruszać się szybciej po moich, a ręce już jie trzymały mojej twarzy. Staliśmy teraz pod drzewem [Eeee… teleportujący pocałunek? „Mocy mojej potencji- przybywaj!”?]. Cofnęłam się o krok, nie przerywając pocałunku i oparłam plecami o drzewo. Alessandro splótł nasze ręce i podniósł je, również opierając o drzewo za mną. Przysunął się do mnie, a ja poczułam jego tors na swoim ciele. Wtedy przerwałam pocałunek i odwróciłam twarz na bok. On wziął moją twarz do siebie przystawił swoje czoło do mojego i zapytał.-Kochasz mnie? [Łooooł! Stary! To było szybkie! Daj jej czas na złapanie oddechu, Donżuanie!] [Nie, no co ty- to o to chodzi! Jak odpowie „nie” to pocałuje ją jeszcze raz, jeszcze natarczywiej. I znów zapyta. I tak będzie ja pytał i całował aż a) dziewczę odpowie „tak” b) dziewczę się udusi. Genialne!] [Albo aż wzejdzie słonko i spali ten cały interes]
-Nie wiem.-Odpowiedziałam a w moich oczach pojawiły się łzy. ______________________________________________________
Podobało się? Mam nadzieję. Skomentujcie, następna notka po, hymmm 7 konkretnych komentarzach [Challenge[NIE! Nie Nie Nie N-I-E!] [Hmpf! *boczy się*]. Mam też prośbę. Wejdźcie na mój drugi blog.http://przyszlosc-przeszlosci.blog.onet.pl/, to dla mnie na prawdę ważne. [Na prawdę? To twój odpowiednik „na Boga” albo „Na mą duszę!”? Hmmm… Stoistyczne!]
11.Tylko nie To!
Zamknęłam oczy. Płakałam, lecz tak by nikt tego nie widział [No zważywszy na to, że facet opiera czoło o twoje czoło to trochę trudne- chyba, że łzy spływały ci po twarzy od wewnętrznej strony]. Odeszłam od niego. Po chwili zaczęłam biec w ciemnośc, nie myśląc o tym, co mogło się za chwilę zdarzyc. [zdarzyć… albo zderzyć… Biegnij, Stella, biegnij! Pokaż nam swój wewnętrzny ból amatorskiego maratończyka!] Teraz już nie mogłam powstrzymac szlochu, zakryłam twarz dłońmi, dalej biegnąc [Za co tak nie lubisz swojego wypukłego nosa?]. Alessandro stał zaskoczony. Po chwili jednak, prawie jak duch, podbiegł do mnie.-Stello...-Powiedział i mnie przytulił. Ja wtuliłam się w jego ramię. Nie dosłownie, a jedynie twarz zakrytą dłońmi.-Moje ty Mroczne Skrzydełko [od tego piątku, w KFC – Mroczne Skrzydełka! Tajemna receptura Pułkownika Sandersa wzbogacona o dodatek najczystszego ZŁA! HaHAhaHAhahA!], czemu płaczesz?-nie odpowiedziałam nic. Zacisnęłam tylko mocniej powieki. Potrzebowałam tego. [… zaciskania powiek?]
Nagle gdzieś za moimi plecami usłyszałam szmer. Podniosłam zapłakaną twarz. Mina Alessandra nie wróżyła niczego dobrego. Byle to nie było to, o czym teraz myślę. - Modliłam się w duchu [He-ej! Jesteś ożywionym trupem! Nie masz duszy! Na modlitwę już trochę za późno, obawiam się] [Chłopaki i dziewczyny z Lancea Sanctum by się z tobą nie zgodzili…] [PRZESTAŃ NERDZIĆ!]. Odwróciłam głowę w kierunku źródła szelestu. Moje obawy się potwierdziły. Za moimi plecami stał i patrzył na nas Rafael [A teraz dobra rada od starszej koleżanki: jeśli nie chciałaś, żeby przyszedł trzeba było się umawiać na tajemne randes vous dalej, niż dwa kroki od niego!!!]. Gdy przekonał się, że to na prawdę ja, jego oczy pociemniały od gniewu. Odwrócił się i odchodził dośc szybkim krokiem. Chciałam za nim pobiec, lecz Alessandro złapał mnie za ręce.
-Zostaw go, zostań ze mną!
-Puśc!-Powiedziałam i wyszarpnęła się. Zaczęłam biec za Rafaelem.-zaczekaj!............ ________________________________________________
Wiem, że krótko, ale napisałam to w jakieś piętnaście minut, albo mniej, między pakowaniem różnych dziwnych rzeczy na obóz;]
Więc następna notka dopiero po 22lipca, bo wtedy wracam. Pozdrawiam Anerlam, Silence, Sosane, Buziaczka/czyli ~:)/ i całą resztę, które to czyta [Moja płeć znów została poddana w wątpliwość. To przykre] [Pewnie zostaliśmy potraktowani jako jedna osoba…].
12. Przpraszam [Nma z’ co!]
-Jak mogłaś mi to zrobić?-Wykrzyknął, gdy tylko go dogoniłam. Złapałam go za ramiona i przytuliłam się do niego, wciąż mając całą twarz we łzach. Odrzucił moje ręce i odwrócił się do mnie wściekły [Wydaje mi się, czy usłyszałam tupnięcie?].-Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak!?-Wykrzyknął. Ale przy ostatnim słowie jego głos się złamał.
-Niby co Ci takiego zrobiłam?! [-.- No, zastanówmy się…]
-Nie udawaj głupiej. Przecież widziałem, jak się migdaliliście! [Straszny wampir, panie i panowie! Gdyby Spike usłyszał, jak używasz słowa „migdalić”, wylądowałbyś z osinowym kołkiem w tyłku zanim zdążyłbyś powiedzieć „Joss Whedon jest zajebisty!”]
-To nie tak!
-A jak?
-Przestań!-Wykrzyknęła i rzuciłam się na niego, zakleszczając w uścisku jego barki [„Teraz będę Cię przytulała! I mam gdzieś co o tym myślisz!”].
-Dlaczego mi to robisz? Ja Cię kocham!-Wyszeptał, nim zastanowił się, co mówi [właśnie widzę... Cholera, gdybym JA zakochiwał się w każdej osobie, którą ugryzłem to...] [No? *ostrzy szpony* Co by było, jeśli wolno wiedzieć?] [...Zabawne, jesteś jedyną osobą, którą kiedykolwiek[Komentujemy dalej!] -Wiem.-Wyszeptałam patrząc teraz na niego ze łzami w oczach.-Ale ja niewiem, czy Cię kocham.-Dokończyłam już szeptem. On już nic niepowiedział po prostu spuścił głowę, a ja puściłam jego. […głowę? Zostawiając jego „męskie” barki na pamiątkę?]
-Wybacz, sama nie wiem, co m [-orświn? -ensturacja? –egalomania? –ichael Jackson?]. Gubię się w tym wszystkim, mam czternaście lat. -Czternaście lat? Myślałem... [Spokojnie, jest martwa, to już nie pedofilia, tylko nekrofilia!]-Nie dokończył. Po prost urwał [ALE URWAŁ!!!] [Ithil…]. Nie wiedział, co powiedźcie
-Wiem, wyglądam na szesnaście lat. A teraz tym bardziej. Na jes zcze starszą. [Na w pełni dojrzały i odpowiedzialny wiek SIEDEMNASTU LAT! Serio, przypomina mi się „Wywiad z wampirem” i Klaudia…]
-Przepraszam Cię...-Wiatr rozwiał jego krótkie włosy, które w nocy były ledwo widoczne[O.O Buhahaha! W sensie, że co: w ciemności jego włosy znikały i wyglądał jakby był łysy? Czy jakby miał tylko połowę głowy? A tak poza wszystkim: serio, nie sądziłam, że Paryż nocą jest aż tak ciemny. To jakaś zapadła dziura musi być. Nawet w Warszawie nigdy nie jest naprawdę ciemno a w końcu Paryż jest sporo większy…].
-Za co?-Nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Chyba nie przepraszał mnie za zmianę w wampira. Może i miałam czternaście lat, ale od dawna pragnęłam zostać wampirem. I wreszcie jestem. [Jak miałem czternaście lat chciałem być Spider-Manem… Nie, to zły przykład. Jako mając pajęcze moce nadal bym ŻYŁ! I mógł chodzić po słońcu! I dorastać! Ty głupia, głupia dziewczynko, coś ty sobie wymarzyła?!] [W wieku czternastu lat chciałam być dziewczyną swojego niezwykle przystojnego acz psychopatycznego kolegi z klasy. A w skrytości ducha marzyłam o byciu wojowniczką i zabójczynią smoków. Teraz byłabym polską wersją Amy Winehouse (ale i tak w przeciwieństwie do niektórych byłabym żywa!) albo kadłubkiem z popalonymi kończynami. Uważam, że spełnianie marzeń gimnazjalistek (zwłaszcza tych zawierających w sobie zmianę całego życia) to świetny pomysł!]
-Nie przepraszaj, nie powinieneś.Nie masz za co. To ja. Ja powinnam. [TAK! POWINNAŚ!]-Jąkałam się i robiłam dość długie przerwy między tymi pseudo zdaniami. Nigdy nie lubiłam polskiego, wiec nie wiem, jak to nazwać. [Podobno jesteśmy we FRANCJI. Pilnuj swojej historii aŁtorko!] [Myślę, że to było wyznanie samej aŁtorki. Nie wiem do gorsze -.-] -To ja powinnam przeprosić.-W końcu wydusiłam z siebie to zdanie. -Iiii, przepraszam. [Iiiiii od tego wszystko będzie już dobrze! Haha, nie] -Spuściłam głowę, a po moich policzkach znów pociekły łzy. Znów płaczę. Chyba tylko to mi wychodzi. Naprawdę, to było frustrujące,więc nic dziwnego, że takie myśli przechodziły mi przez głowę. Wiatr wiał i zaczął siąpić deszcz... [To miłe jak pogoda umie się wczuć w klimat zdarzeń, nie sądzicie?]
______________________________________________________
Miałam dopisać, ale że mam szlaban, to wstawiam to w takim stanie. Miało być szybko, a daje tak późno taki coś przepraszam i liczę na wybaczenie;]