piątek, 4 maja 2012

17.1 Dziki seks na stole kuchennym czyli Mroczny Kamerdyner mocno ... no!...

Drodzy czytelnicy
Dziś przed wami kolejna partia animowego yaoi, tym razem nieco innego typu gdyż będzie to jednoczęściowy yaoi-fanfik do anime Kuroshitsuji. Ja od siebie rzeknę szybko, że Dagulec, aŁtorka tego dzieUa, tak naprawdę jest zupełnie utalentowaną dziewczyną. Z przyjemnością czytałam ją na długo zanim powstało Ministerstwo. Serio, poczytajcie jej inne teksty! Ale popełniła błąd wrzucając na DeviantArt swoje próby pisania scen erotycznych, a my to pochwyciliśmy i rozszarpaliśmy jako, że z natury jesteśmy z Johnnym wredni i podli.

Adres: http://dagulec.deviantart.com/art/K-SxC-dziki-163030544
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Idąc dróżką, prowadzącą do rezydencji, panicz przycisnął swoje ciało ciut za blisko niż było to konieczne do tego należącego do Sebastiana [A które to Sebastian ciągnął za sobą na sznurku – to był udany dzień!] [A po co w ogóle podczas chodzenia dróżką Ciel miałby się ocierać o Sebastiana?]. Gdy demon spojrzał na niego z niemym zapytaniem w oczach, spuścił tylko wzrok i zarumienił się [rozumiem, że to ten demon spojrzał jednocześnie spuszczając wzrok i rumieniąc się?]. „A więc jednak", westchnął cicho kamerdyner. [„Nie musisz tego tak podkreślać, nie chcesz to nie musisz” burknął Ciel i odsunął się ostentacyjnie]
Oparł dłoń na ramieniu swojego pana. Małego, bezbronnego dziecka
[Ciel nie jest bezbronny. Ma naładowanego kamerdynera]. Na tę myśl, no, i parę innych też, których tu nie przytoczę [to po kiego grzyba o tym w ogóle wspominasz, Wszechwiedzący Narratorze?], jego oczy przybrały szkarłatny kolor [Krew mu napłynęła ale nie w ten koniec? ^^].
Weszli do środka. Służący akurat, dziwnym trafem (czy Ciel to sobie zaplanował? aż tak dobrym był intrygantem?
[Nie, urnać! Przypominam, że Ciel był całkiem inteligentnym i przebiegłym [małym socjopatą] chłopakiem i nawet w anime wyprowadził Sebastiana w pole przynajmniej dwa razy]) zostali wcześniej odprawieni do domów [Czyli jakby... piętro wyżej, pierwsze drzwi po lewej?]. Sebastian pomógł swojemu paniczowi zdjąć płaszcz, odstawił hrabiowską laskę na miejsce [O rany rany, rany... Mój mózg już się przestawił w tryb yaoi xD] [*nuci* „Laska Ciela na na czubku gałkę...”]. Jego ręce błądziły po drobnym ciele Ciela trochę za długo – trochę za wolno, jakby celowo to przedłużał [oO NIEEEE?!]. Tamten skwitował to wszystko wiele mówiącym prychnięciem.
Oboje zdawali sobie sprawę ze swojej wydumanej gry – z jej absurdalności i braku sensu
[fakt, na nadmiar sensu nie mogę narzekać...]. Co nie znaczy wcale, że zamierzali ją skończyć tak łatwo [Przynajmniej Sebastian nie miał zamiaru, bo u dwunastoletniego chłopca...].
Ciel popatrzył odważnie na swojego służącego
[xD W tym zdaniu jest coś niewymownie śmiesznego] [mężnie wytarł nos i heroicznie rzucił „Sebastianie! Herbaty!”] z tym dziwnym błyskiem w oku, który miał do tej pory tylko podczas gry w szachy [O matulu, gra w szachy musiała go nieźle kręcić!] [każdy ma taki fetysz, na jaki sobie zapracował...]. Ten odparł na to, biorąc głowę hrabiego w ręce [z głośnym „krach!” i uważając, żeby nie pobrudzić sobie lakierek krwią] [zabawne, ale zwizualizowałam sobie coś zupełnie innego...] i całując go – lekko, delikatnie, jakby chciał wybadać teren, myśli i zamiary [To się nazywa inwigilacyjny pocałunek...]. Phantomhive pozwolił na to ze stoickim spokojem. Objął demona.
- Sypialnia? – zapytał z pozornym brakiem zainteresowania
[W tym momencie na miejscu Sebastiana z czystej przekory zapytałabym „A jak wyobrażasz sobie robienie kanapki z boczkiem na łóżku?”].
- Nie, za daleko – mruknął demon. – Kuchnia
[Ach! Ty stary romantyku! Nie ma nic bardziej erotycznego niż zatłuszczone kafelki, każdy to wie...].
Hrabia nie zdążył wyrazić sprzeciwu. Został natychmiastowo pociągnięty korytarzem
[Jasne, już widzę, jak to powstrzymuje Ciela przed marudzeniem...] w odległe czeluście pokoi dla służby [która w tym czasie pogwizdywała bardzo głośno i z ożywieniem obserwowała swoje stopy, udając że ich tu wcale nie ma, serio], przemykając razem z Sebastianem., który w trakcie tej drogi ciągle go całował, podskubywał, dotykał i robił ogólnie różne nieprzyzwoite rzeczy [ssał jego palce u stóp?] [namawiał go do głosowania na partię konserwatywną?] [paradował przed nim w stringach ze słoniem?] [Uczył go piosenki o jeżu, z gestami?] [namawiał go do używania zbyt dużej ilości męskich perfum w parne, letnie dni, w zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej?] [kazał mu komciać?], tak że zapomniał, co mu się w tym wszystkim nie podobało.
Chwilę potem, a przynajmniej jemu zdawało się, że to była chwila, został położony na stole kuchennym, na którym Sebastian zazwyczaj przyrządzał wyszukane posiłki i  najzwyczajniej w świecie, bez ceregieli, rozebrany
[jak znam życie, to Sebastian dokonał tego tylko jednym gestem...]. Usta kamerdynera dotykały jego ciała, aż czuł, że jest mu słabo [to niech Sebastian przestanie mu tymi ustami tamować przepływ krwi!], a chwilę potem, że nie wytrzyma tego wszystkiego, niech on zrobi to już teraz, bo nie wytrzyma, nie wytrzyma… [po czym wstał i pognał to toalety] [Ciężko pozbyć się nawyków, co? ;]
Ciel, szamocząc się gdzieś pomiędzy zakłopotaniem a rozpłynięciem się w przyjemności, wybrał w końcu to drugie, a jego mózg w krótkim czasie zaczął przypominać różową watę cukrową
[Ok, może faceci mają inaczej [nie mają], ale patrząc z perspektywy kobiety... To tak nie wygląda! Orgazm nie działa w ten sposób!]. A kiedy Sebastian przyssał się do jego sutków, by potem zacząć używać swojego języka, doprawdy, rzeczywiście sprawnego, zupełnie go stracił [Doprawdy? A co, Ciel ma żyletkowe sutki?] [Chyba chodzi o to, że Ciel stracił tego mózga. Chyba].
Gdy palce kamerdynera zaczęły rozpinać jego spodnie
[to został rozebrany bez ceregieli, czy nie?] [Tak, ale potem stół, przyzwyczajony do finezji, nakazał Sebastianowi ubrać go znowu], wyprężył się, wypchnął biodra kompletnie odruchowo, nawet nie myśląc już o tym, jak krępujące normalnie by to dla niego było, a potem jęknął przeciągle, gdy jego boleśnie niemalże twarda męskość została oswobodzona [ach, witaj męskości! Zajmij miejsce obok honoru, odwagi i innych słów których nie mogę już wypowiadać bez chichotania...]. Westchnął, po czym krzyknął coś chrapliwie chwilę potem, ponieważ Sebastian jej dotknął [*dziug dziug* ^^].
Hrabia do tej chwili nie pomyślałby, że zwykły dotyk może go doprowadzić do utraty kontroli nad swoim zachowaniem
[*od niechcenia bawi się swoim pilotem do kontrolowania ludzi*].
Po dłużej chwili takich pieszczot poczuł w sobie palec demona, najpierw jeden, potem kolejny, które poruszając się, rozpychały go, przygotowywały na przyjęcie czegoś większego
[Aha, kolejny uroczy yaoi-mit: seks analny można po prostu zacząć uprawiać, tak jak klasyczny. A jeśli kochanek jest wyjątkowo delikatny, to najpierw wepchnie tam dwa palce. Otóż nie. Rozciąganie odbytu jest bolesne i zajmuje sporo czasu. W przeciwnym razie seks będzie bardzo bolesny i krwawy tak samo dla strony pasywnej jak i aktywnej- chyba, że robi to kijem od szczotki a nie penisem. I ani rusz bez lubrykantu! Zapamiętajcie to aŁtorki!] Mimo to krzyknął zdziwiony [to nie było zdziwienie!] [chyba, że był zaskoczony, że Sebastian ma takiego maluśkiego], gdy Sebastian w niego wszedł, po czym na chwilę zatrzymał się, by chłopiec mógł przystosować się do tej, nowej dla siebie, sytuacji [To się nazywa „buforowanie” ^^],

On, Grell, też by tak chciał…
[Kto? Co? Jak? Skąd tutaj wzięła się moja najmniej ulubiona postać w całej serii?]

A dopiero potem zaczął się w nim poruszać. Powoli, rytmicznie, z czasem coraz szybciej, ciągle pieszcząc Ciela, gładząc jego członka, całując jego szyję, niebezpiecznie blisko pulsującej tętnicy
[A Ciel miał to w... kieszeni, bo właśnie próbował nie zeżreć sobie ręki z bólu]. Aż w końcu… [Sempiterna Ciela eksplodowała od takiego natężenia bólu i złego seksu]

Rozległ się donośny krzyk Williama „wstawaj, znowu zaspałeś!"
[Gdzie?], a shinigami przetarł zaspane oczy. Przysiągł na swoja piłę, że ostatni raz je na kolację ślimaki marynowane w soku śliwkowym. Nie dość, że potem ma dziwne sny, to jeszcze musi schudnąć, a jedzenie w nocy, jak głoszą wszystkie magazyny dla kobiet, jest bardzo tuczące! [chciałbym wykorzystać ten moment, żeby powiedzieć, jak bardzo nie cierpię snów w literaturze i fakt, że całe opko tak naprawdę się nie wydarzyło NIE JEST żadnym wytłumaczeniem, ani wymówką. Dziękuję za uwagę]

5 komentarzy:

  1. Dobra, jak obiecałam, tak się przeniosłam, proszę o fanfary w tle i tak dalej. A teraz lecą pretensje, te słuszne i te mniej.
    Ale po pierwsze: bardzo dziękuję za poinformowanie mnie o analizie.

    No to teraz lecę z pretensjami.
    Wiem, że blog zajmuje się analizami, wpadałam na niego wcześniej, posty mnie jakoś nie urzekły pięknem ani dowcipem, dlatego komentuję dopiero teraz. Czemu służą analizy? Głównie piętnowaniu głupoty, słitaśności, onetowych idiotyzmów itepe. Dlatego nie widzę sensu w analizowaniu czegoś, co w zamierzeniu miało być PARODIĄ i dlatego właśnie jest tak WIDOCZNIE kiepskie i DOSZLIFOWANE w swojej kiepskości.

    Nie uważam także wyboru tekstu za szczególnie trafny. Analiza powinna dotyczyć, moim zdaniem ofc, czegoś dłuższego niż dwie strony TMR12, żeby mieć jak rozwinąć skrzydła. A najlepiej czegoś pisanego w odcinkach, bo to pozwala czytelnikowi mieć możliwość bardziej wyważonej oceny twórczości danej autoreczki lub autorki.

    Po wtóre, pisanie we wstępie, że aUtorka tego koszmaru jest w ogóle to dobrą autorką, stanowi swego rodzaju strzał w stopę. To bo skoro niby dobra, to po kie licho ją męczyć? Mało to różu i dziwactw na onecie? A skoro takie to złe, to jak ludzie wejdę na moje konto i zobaczą, że reszta niekoniecznie lepsza (moim autorskim zdaniem)...

    A teraz zacznę to wreszcie czytać, choć jako aUtorka chyba ograniczę się do nawiasów.

    Dobra, teraz wyjdzie ze mnie jędzowatość. Czy NAPRAWDĘ nie widać, że to miała być parodia? Toż sam język tekstu, wtrącający się narrator, spłaszczone postaci i pewna przesada w opisie to sugeruje. Chryste, czy wy to naprawdę analizowałyście jako coś pisanego sztywniacko prosto, bez uśmiechu w stronę czytelnika, bez takiego "no, wszyscy wiemy, że wszystkie fanki to sobie tak wyobrażają..."?
    (Naprawdę tego nie widać? Zła ze mnie parodystka )

    Dagulec/Oti

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że lubię, kiedy autorki analizowanych przez nas tekstów wchodzą z nami dialog. To bardzo miłe, kiedy ludzie nie traktują nas jako bezduszne potwory, żywiące się cudzymi błędami.
    A zatem, pozwolę sobie odpowiedzieć, bez jakiejś konkretnej kolejności:

    "Toż sam język tekstu, wtrącający się narrator, spłaszczone postaci i pewna przesada w opisie to sugeruje."
    Sugerują też nieznajomość zasad pisania tekstu. Często się z tym spotykamy podczas analizowania innych tekstów, więc nie spodziewałem się, że jest to zabieg celowy. Na przyszłość ostrzegaj.

    "Czy NAPRAWDĘ nie widać, że to miała być parodia?" itd.
    Jedną z definicji parodii jest to, że jakieś elementy dzieła parodiowanego zostają uwydatnione, albo powiększone ponad miarę, co w założeniu ma prowadzić do komicznych rezultatów. U Ciebie nic powiększone nie jest, wszystko jest dokładnie tak samo niemądre jak w typowych blogaskach. Moim zdaniem parodia jest czymś więcej, niż ironicznym naśladownictwem. Ten akurat eksperyment pisarski nie za bardzo Ci wyszedł.

    "Nie uważam także wyboru tekstu za szczególnie trafny. Analiza powinna dotyczyć, moim zdaniem ofc, czegoś dłuższego niż dwie strony TMR12, żeby mieć jak rozwinąć skrzydła. A najlepiej czegoś pisanego w odcinkach, bo to pozwala czytelnikowi mieć możliwość bardziej wyważonej oceny twórczości danej autoreczki lub autorki."
    Tutaj nasze opinie się różnią. Format Ministerstwa jest, na dobre czy na złe, inny od innych analizatorni (krótkie analizy od poniedziałku do piątku zamiast jednej długiej raz na tydzień), więc pozwala nam od czasu do czasu zanalizować coś krótszego, w ramach przerwy. Taki tekst, jak krótki by nie był, także może zawierać błędy i pewne "spłaszczenia", więc nie widzę jakiegoś szczególnego powodu, dla którego miałby zostać pominięty.

    "Po wtóre, pisanie we wstępie, że aUtorka tego koszmaru jest w ogóle to dobrą autorką, stanowi swego rodzaju strzał w stopę. To bo skoro niby dobra, to po kie licho ją męczyć?"
    Czy wolałabyś, gdybyśmy odsądzili Cię od czci i wiary? Poza tym, raczej męczymy TEKST niż jego autorkę. Zauważ, że jedyna wypowiedź niezwiązana z treścią tekstu jest raczej apelem do wszystkich piszących, a nie wycieczką osobistą. Dlatego, jeśli można powiedzieć coś miłego o autorce (lub autorze) analizowanego tekstu to na pewno to zrobimy.

    "czy wy to naprawdę analizowałyście"
    A tak kompletnie przy okazji - jestem facetem.

    Mam nadzieję, że mimo wszystko bawiłaś się przy czytaniu tej analizy przynajmniej w połowie tak, jak my przy jej powstawaniu. I zapraszamy na przyszłość!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, obawiam się, że jestem zbyt inteligentna, żeby histeryzować w komentarzu (a co by to dało?), grozić wam tatusiem ze znajomościami w rządzie (no i co z tego?) czy psioczyć, że przecież nie macie prawa (bo wiem, że macie). Poza tym, cóż, wierzę w Moc Rozmowy. Coraz mniej, ale jednak.

    Problem w tym, że ostrzegłam. W opisie tekstu (na dA jest taki cuś pod tekstem, o to mi chodzi) zaznaczyłam wyraźnie, że jest to parodia. Co, moim zdaniem, tłumaczy w wystarczającym stopniu, że tekst nie był pisany na serio i nie należy go tak odbierać.

    Nie nazywałabym tego górnolotnie "eksperymentem". Ten tekst pisałam dla żartu, na prośbę znajomej i tyle, i już. Nic więcej.
    Napisałabym, że prześmiewczości tekstu nie widać, jeśli nie przeczytało się wcześniej kilku moich opowiadań, ale nie wierzę, że tego nie zrobiliście (lub że Ithil tego nie zrobiła, bo w gruncie rzeczy tylko jej obecność na moim koncie zauważyłam). Dlatego, kurczę, zaczęło mi być trochę przykro, że wzięliście to na serio, bo... No, ale rozumiem, że działalność analizatorska obliguje do brania głupoty na serio.

    Hej, nie mówię wcale, że ten wstęp nie jest miły. Uważam go po prostu - jako czytelnik - za niepotrzebny.

    Okej, niniejszym zapisuję cię na mojej liście facetów, którzy czytują slash (... a tak swoją drogą, "yaoi" tyczy się tylko i wyłącznie m&a, więc termin "yaoi fanfick" jest zwyczajnie niepoprawny). Jesteś drugi.
    To zwyczajnie zbyt niespotykane, żeby z góry zakładać coś innego, tak jak większość ludzi zakładała swego czasu, że moja "połówka" jest facetem. Dlatego przepraszam, ale nie kajam się, bo takie życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja od siebie dwa słowa:
    1. Wydaje mi się trochę dziwne pisanie parodii która jest parodią tylko jeśli zna się twoje inne teksty. Tym bardziej, że ja znam twoje inne teksty i zauważane różnice na moje oko wynikały z tematyki opowiadania- z doświadczenia wiem, jak kretyńsko brzmią sceny erotyczne pisane po raz pierwszy (czy nawet drugi, trzeci i kolejne- aż się nie wyćwiczy).
    2. Sprawa wstępu, potrzebny czy nie: moim zdaniem tak. Razem z Johnnym staramy się podchodzić do sprawy edukacyjnie i ganić rzeczy godne przygany ale chwalić rzeczy dobre. To co piszesz Ty jest dobre więc nie widzę powodu, żeby nie polecić tego innym ludziom, którzy być może czytają nas nie znając Ciebie. Ot i wszystko.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ithil, po pierwsze, sceny erotyczne to ja pisywałam na dłuuugo przed tym tekstem i pewnie rzeczywiście wychodziły mi kretyńsko, bo wszystko początkowo wychodzi kretyńsko. W każdym razie mi. Tak samo ta parodia mogła mi kretyńsko wyjść, jeśli porównać ją do tego, jak piszę obecnie (a minęły ze dwa lata od jej publikacji; wstawiłam dość niedawno tekst singielkowo podobny, wcześniej o studencie z Wawy, możesz sobie porównać, bo moim zdaniem robię jednak jakieś postępy) i dzisiaj pewnie napisałabym ją zupełnie inaczej, przez co naprawdę ciężko mi się odnosić do jej poziomu.
    Po drugie, źle mnie zrozumiałaś. Parodia - jako, powiedzmy, gatunek - nie morfuje w taką na przykład nowelkę w zależności od tego, czy znamy wcześniejsze twory autora czy też nie. Chodziło mi o to, że częścią mojej parodii jest, nie przymierzając, głupota, właściwa populacji autorek zaludniającej obficie onet i jest ona użyta świadomie, żeby wyśmiać dzieła tychże. To, że została ona wprowadzona celowo, łatwiej jest zauważyć (jeśli się, rzecz jasna, nie czyta opisów) po przeczytaniu kilku innych moich opowiadań, w których - mam nadzieję - braku inteligencji na skalą masową nie stwierdzono.

    Jeśli staracie się podchodzić do sprawy edukacyjnie, czemu nie zauważyłam na privie/pod artem waszej krytyki? Prawdopodobnie dlatego, że chcecie masom ciemnym nieść ten oświaty kaganiec, a pisanie jednej autorce, że mogłaby się bardziej postarać, nie robić głupich błędów itede jest nieefektywne. Problem w tym, że na blogu nie zauważyłam właściwie wcale komentarzy, ergo: nie macie zbyt wielu osób, które w ten sposób można wyedukować. Może w takim wypadku - nie, nie zieję jędzowatością, zastanawiam się nad tym naprawdę - poskutkowałoby pisanie maili/pmek z radami, konstruktywną krytyką, jak pisać należy, a jak nie? Albo stworzenia, ja wiem, listy najczęściej popełnianych błędów? Poradnika? Centrum pomocy? A, co ważniejsze: jakiegoś wypromowania bloga? (to ostatnie jest zadaniem paskudnym, moim zdaniem, ale życie to ogólnie paskudna sprawa :<)

    OdpowiedzUsuń