piątek, 29 lipca 2011

2.4. Mroczna Siła Miłości w dwóch odsłonach czyli bójcie się dwa razy bardziej niż zwykle

Drodzy panie i panowie, chłopcy i dziewczęta!
Dziś przed wami odcinek z bonusem! *pisk fanek i trzask rozdzieranych ubrań tychże*
Dzięki czujności Assire natrafiliśmy na piąty i- póki co- ostatni rozdział „Mrocznej Siły Miłości”. [Kurde balans! Czemu dopiero TERAZ dowiaduję się, że to draństwo ma dalszy ciąg?] [Jak mówiłam: Assire o tym wspominała w komentarzach pod szóstą analizą. Nie zauważyłeś?] [To my mamy komentarze na naszej stronie? TO KTOŚ TO W OGÓLE CZYTA?] [...Gratulujemy organizacji, Panie Ministrze...]
Ponieważ jest on jednak zbyt krótki na analizę mamy dla was prezent w postaci komentarzy spod wszystkich rozdziałów „Mrocznej Siły”. Przygotujcie kubły zawczasu, bo po ich przeczytaniu będziecie rzygać tęczą.
W dzisiejszej analizie (poza rzyganiem tęczą) odkrywamy u aŁtorki talent do języków obcych u boCHaterki zaś skłonność do niezwykle głębokich (nawet jak na MarySue!) przemyśleń. Ja zaś musze przyznać, że poczułam się bardzo niedoświadczona czytając ten rozdział. Jeszcze nigdy żadnemu mężczyźnie na mój widok nie wypadła odbytnica…
Bierzcie i czytajcie to wszyscy! Oto jest bowiem analiza nasza!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist


Rozdział V
Moi drodzy! Przez ten rok wiele się w moim życiu wydarzyło… przepraszam wszystkim za to że opuściłam was bez apowiedzi [Co to jest „a-powiedź”?] [Kojarzy mi się trochę ze spowiedzią. Ale przedrostek „a” sugeruje przeciwieństwo więc… że opuściła nas bez uprzedniego uczczenia Szatana?] [Nie gniewamy się, dziecko!] …nie miałam weny cóż zdarza się….
Mam nadzieję że tym razem zainteresowanie będzie większe… proszę o konstruktywną krytykę… [ok] [nie ma sprawy]
Emanuel, co u ciebie i twojego chłopaka? Wybacz że ci nie poradziłam… mam nadzieję że już ok… cóż nie wszyscy mogą być jak edward… [Z całą pewnością. Nie wszyscy moją być zaborczymi krwiopijcami o zdolnościach aktorskich bliskich zeru... A do czego zmierzałaś?]
Byłam bardzo przejęta moim nowym zadaniem, wyzwaniem jakie się przede mną roztaczało [Zadanie się roztaczało? Zadanie to może co najwyżej czekać, a roztaczają się widoki (na przykład takie na przyszłość)] [nasze widoki zwierają w sobie paskudną składnię, błędy gramatyczne i absolutny brak sensu. Hmmmm...]. Oczywiście nie powiedziałam o tym tym [co to są „tym-ty”?] ludziom, których nazywałam rodzicami, nobo poco [„nobo poco” (czyt. nobopoko). Ładnie brzmi. Jak przekleństwo w suahili. I nawet pasowałoby do kontekstu…]. I tak by nic nie zrozumieli. Przez całą noc miałam czytać scenariusz, no ale o tym zapomniałam, pogrążona w rozmyślaniach o tych niesamowicie dziwnych rzeczach, które wydarzyły się w moim życiu ostatnio. W szczególności myślałam o domu Vladimira, to niesamowite, że wcześniej mi o tym nie powiedział, jak mógł?! [O tym, że ma dom?] [To faktycznie musi być największa zmora, kiedy okazuje się, że twój kumpel z klasy- z nadzieją na coś więcej- to wampir: „Dlaczego nic mi nie powiedział?!”] Ciekawe czy docieranie się do szkoły sprawiało mu mnóstwo problemów [*parsk!* A teraz to już mnie rozłożyłaś na łopatki xD xD xD].
Czułam że jego rasa jest niesłychanie podniecająca, n o iw ogóle , ja w musicalu… [Też się zastanawiam co jest dziwniejsze: to, że Twój kumpel [z nadzieją na więcej!] jest wampirem czy to, że przyjęli Cię do „światowego musicalu” bez żadnego przygotowania…]
Zasnęłam dopiero o 5.33 i odrazu się obuzdiłam [To warte odnotowania. Zasypiając patrzyła na zegarek więc wie, że obudziła się od razu]. Och nie, pomysłam, przecież miałam czytać scenariusz musicalu, no ale jest jeszcze tyle czasu.
\Przeczytałam go w drodze do szkoły, co prawda jakiś kretyn o mało mnie nie potrącił, mógłby mi wtedy zabrudzić moją piękną zółtą sukienkę w w różowe kwiaty [… Ona jest niemożliwa. Lezie jak krowa, środkiem ulicy, i jeszcze ma pretensje do człowieka, że jej o mało co nie zabił. Ale w śmierci swej najgorszym jawi jej się nie odpłyniecie w niebyt lecz zniszczona sukienka!] [Priorytety!]. Moja bohaterka była ubogą sierotą, którą przygarnia francuski rewolucjonista, z pochodzenia japończyk [Oo] [T-to ma sens!] [Nie, Johnny, nie ma. Przykro mi tak niszczyć twe złudzenia, ale to nie ma sensu] [Okłamujesz mnie! *z szaleństwem w oczach rzuca się na to zdanie* To ma sens, zaraz Ci pokażę…!] [Nie, Johnny *ze smutkiem odciąga oszalałego Johnnego od zdania* To nie ma sensu, musisz się z tym pogodzić…] [Kłamiesz! To musi mieć sens! MUSI!]. Zakochuje się w zwajemnością w takim chłopaku o fiołkowych oczach, niestety okazuje się że jej ukochany ma żonę i ginie, więc wyjeżdza z ojcem na dziki zachód, gdzie spotyka tajemniczego chłopaka [O mój!... Odsuńcie się! *majstruje sonicznym śrubokrętem* Brawo, aŁtorko! Wymyśliłaś coś, co jest dosłownie zbyt głupie, żeby istnieć. Ta koncepcja o mało co nie zawaliła całego wszechświata, szczęście, że byłem w pobliżu...]. Więcej nie zdążyłam przeczytać, bo doszłam, ale na pewno jest fascynująco.
Na korytarzu spotkałam Cedricka [raz...], co prawda byłam na niego obrażona od kiedy nie przyszedł na bal, no ale przecież moigłam z nim trochę porozmawiać, nie.
- Czemu nie byłeś na balu? – sptyłam się.
Cedric [...dwa...] zrobił dziwną minę wymijająco [jak można zrobić minę wymijającą? Zaczął kręcić głową zgodnie z ruchem wskazówek zegara?] [On nie zrobił wymijającej miny tylko zrobił minę wymijająco: to znaczy wymijając ją chyba?] [Jak wymijająco, to chyba raczej tak, że Delfi nie zobaczyła, że robi minę? Tak, że niby robi cos innego, a tak naprawdę to zrobił minę?] [O Manwe! Dwoje dorosłych ludzi a żadne z nas nigdy się nie spotkało z wymijającym robieniem min!] [Nom. AŁtorki są niezgłębioną studnią wiedzy o życiu…].
Poczym zmienił zdanie.
- Powinienem być z tobą szczery – westchnął a ja zamarłam.
- Nie mogłem być ztobom bo byłem na zebraniu u naszego króla.
Mineło dokładnie półtorej minuty, zanim zorientowałam się że mnie okłamuje [Wyczerpała swój limit myślenia na dziś, trybiki w mózgu jej się zacierają…]. Przecież u nas nie ma króla [Wiesz, nie jestem taki pewien. Znaczy, gdzie to się właściwie dzieje?].
Wydawało się że czyta mi w myślach.
- Bo widziesz jestem elfem powiedział. [Hej, Ithil?] [Hm?] [Jestem Władcą Czasu] [To miło, skarb. Ja jestem reinkarnacją Morrigan, celtyckiej bogini wojny i zniszczenia] [O, fajnie] [To co, chcesz herbaty?] [Poproszę. Jedna łyżeczka cukru.]
- Ooooooch – westchnęłam.
- No i co z tego zapytałam? [*parsk* To się nazywa stoicyzm!] [*wrzask* To się nazywa nieumiejętność zapisywania dialogów i używania znaków interpunkcyjnych!]
- Umiem i dowolnie zmieniać kształt, chodzimy po ziemi w proze zmierzchu [Patrzę na to zdanie i gubię się. Pięć błędów w jednym zdaniu?!] [No to wal po kolei…] [1. Elfickość dała Alojzemu skilla na mówienie staropolszczyzną najwyraźniej: „Umiem i dowolny kształt na swą postać przyoblekać!”] [2. Skoro chodzicie po Ziemi tylko po zmierzchu to jakim cudem do szkoły chodzisz, chłoptasiu?] [Bo to w sensie, że może postawić elficką swą stopę tylko na wydaniu prozy Stephanie Mayer. Uważam, że to jedyne do czego się nadają te książki] [Popieram] [3. Elfy mogą pokazywać się na ulicach tylko po zmierzchu. Po ZMIERZCHU?! Dlaczego ta pora doby nagle została tak ukochana przez aŁtoreczki?] [No bo…] [Nie odpowiadaj, to było pytanie retoryczne] [4. Proza zmierzchu? Jesteś pewna, aŁtorko, że nie mogą wychodzić w poezję nowiu?] [5. Skoro po ziemi chodzą tylko w porze zmierzchu, to po czym chodzą w inne pory dnia?]. Mamy włosy blond albo srebrzyste albo czarne [Nie jestem pewien, są przecież nad oczyma i nie mogę ich zobaczyć!] [Hej, skoro elfy mogą dowolnie zmieniać kształty, to dlaczego on ma ograniczenie tylko tych trzech kolorów sierści wszelakiej?].
- Och to niesamowite – powiedziałam.
Cedrik [i trzy! Ta sama postać nazwana inaczej trzy razy po kolei! To się nazywa FAIL! *otwiera butelkę szampana* To trzeba uczcić!] [*patrzy na niego dziwnie* Szampanem będziesz czcił? *wyciąga zza pazuchy manierkę mirivoru*] patrzyl na mnie dziwnie poczułąm takie niesamowite uczucie [Poczuła uczucie? Faktycznie niesamowite!]… na szczeście przerwał nam Damiano Alexandro, który na mój widok też się zachowywał dziwnie, nie wiem o co mu chodziło! Normalnie jakby miał mukowiscytozę! [… *Ithil dusi się ze śmiechu w absolutnej ciszy. Po dwóch minutach i trzydziestu dwóch sekundach przestaje, wstaje z podłogi i bierze się do komentowania* Mukowiscydoza, tak? Czyli, że na twój widok Damiano Alejandro (czy tam Alexandro) zaczynał pluć krwią, zaczynało go boleć czoło, szczęka, nasada nosa, czubek głowy lub ucho, a ponadto dopadał go przewlekły kaszel? Czy też miał obfite, cuchnące, tłuszczowe stolce, marskość wątroby, osteoporozę i wypadała mu odbytnica? Tak czy inaczej- niewesoło… *przecząc sama sobie zaczyna się jeszcze bardziej pokładać ze śmiechu*], Obrażona weszłam do środka.
Na miejscu okazało się że Cedrick ma grać ze mną tajemniczego opiekuna! Ale nie tego Francuza, tylko innego, tajemniczego [To się nazywa „alfons”, moja droga. Jesteśmy w Internecie, wszyscy znamy to słowo] [Tajemniczy opiekun jest tajemniczy. Zapamiętajcie, Czytelnicy. TAJEMNICZY] . Nie przeczytałam o tym scenariuszu ale to nic [Pewnie. Wszak jesteś MarySue. Wasz światowy reżyser na pewno przerwie próby aby opowiedzieć Ci całą akcję!] . Niestety poczułam się pszygnębiona [że jaka?! -.-], kiedy się okazało, że Paulla także ma grać, żonę mojej miłości, tej pierwszej.
Na razie były to tylko wstępne próby, trochę śpiewaliśmy. Kiedy wróciłam wrzuciłam sowje wykonanie na YouTube. I nagle okazało się że skomentował je MrocznyKochanek! [O rajuśku!] [O ja chromolę!] [Oż Ty, w kuper kopany!] [Ithil, bez przesady, obrażasz uczucia polityczne!] [*skruszona* Przepraszam…] Pwoedział że mam najlepszy musicalowy Gos w Ameryce i Europie [Która wcale nie jest częścią Eurazji…] a nawet Eurazji. Poczułam się strasznie wzruszona i zaczęły mi cieknąć łzy [Jak i mnie. Z rozpaczy, że po ziemi chodzą ludzie gotowi spłodzić coś tak durnego jak ten akapit…].





A teraz przyobiecany BONUS
Macie pod ręką swoje kubły? No to JAZDA!

Rozdział I

Świetny klimat, taki tajemniczy i nawet troszkę mroczny. Bardzo mi się podoba ;) Czekam na nowy rozdział =)
~Balbina ;* 2010-06-14 18:23
[„troszkę” w sformułowaniu „troszkę mroczny” w odniesieniu do klimatu tego opka jest… sporym nadużyciem, czyż nie?] [Zależy. Jeśli ma się na myśli mroki umysłu to jest raczej niedopowiedzeniem…]
Jej to jest śliczne!!1 i takie z dreszczykiem, ja to z napięca paznokcie gryzłam, haha :) Pisz koniecznie kochana, już sie nie moge astępnych częsci doczekać!
~PinkMilady 2010-06-18 23:10
[Ja i te panie w oczywisty sposób czytaliśmy kompletnie różne teksty. Może potrzebuję więcej różu w organizmie, żeby Mroczna Siła Miłości miała dla mnie sens?]

Wspaniały blogasek, złociutka[,] już nie mogę się doczekać kolejnych części.
Ci mężczyźni przez ciebie opisani są tacy męscy i wogóle wspaniali na miarę mojej idolki Stefani Meyer.
Wróże ci wielkom przyszłość w pisaniu bo potrafisz wciongnąć.
Brawo, bende codziennie zaglondać!!!!
Buziaczki :*:*:*:*
~Emaniuella, 2010-06-19 00:01
[Stephanie Mayer jest Twoja idolką- ale nie potrafisz poprawnie zapisać jej imienia. Poza tym pragnę zauważyć, że od Gasparda, Alojzego i Vladimira bardziej męska była nawet moja kanapka, co ją sobie jadłam na śniadanko.] [Mnie zaś zastanawia, co też takiego mogła wyciągnąć aŁtorka, że tak zachwyciła te dwie dziewczyny. Zastanawia mnie, lecz chyba nie chcę, żebyście odpowiadali na to pytanie…] [Za to oboje zdecydowanie pochwalamy czytelniczkę codziennie dorzucającą do tego blogaska porcję glonów- jesteśmy pewni, że to bardzo ubogaci akcję] [Niechybnie]



Rozdział II

haha przed chwilą prosiłam o nową nocię, szybka jesteś! Pzzeczytałam jednym tchem, to okropnie wciąga naprawdę. I ten Vladimir, jakie cisteczko :P chciałabym takiego spotkać naprawdę.
trzymaj się cieplutko i pisz jak najszybciej xoxoxoxo
~PinkMilady, 2010-06-19 00:22
[Wciąga. Jak bagno] [Oh, Johnny, nie przesadzaj. Bagno nie zawiera w sobie takich „ciasteczek” jak Vladimir xP] [„Ciasteczek”? Rzekłbym raczej „trujących oparów”. A tych akurat na bagnach nie brakuje…] [W sumie… ustaliliśmy, że Vladimir to Taz z opcja ściągania skarpetek. Jak te skarpetki były trochę nieświeże, to i za samą postacią snuł się charakterystyczny „zapaszek”. Wszystko pasuje] [Zauważ, że PinkMilady pyła tak „wciagnieta” w czytanie opka, że podczas pisania słowa „przeczytałam” zdążyła się zdrzemnąć] [Zauważam. Ale póki co jestem zbyt zajęta zastanawianiem się co oznacza „xoxoxoxo”] [Najdzielniejszy kocur tego nie ogarnie. Chodź, idziemy dalej *ciągnie ja za rekę*]
O dobrze, że nie zdonżyłam wyjść....Taka część wspaniała! Jesteś złota moja Roziu ukochana. Z zapartym tchem czekam na kolejnom część.
Vladimir jest aghhrrrr super ciasteczkowy. Zupełnie przypomina bosskiego Edwarda.
Buziolki kicia :*:*:*
~Emaniuella, 2010-06-19 00:26
[„Bossskiego Edwarda” to raczej Alojzy przypomina. Przynajmniej mi. Choć z drugiej strony jak wiemy z piątego rozdziału inspiracją dla niego był raczej Mike Netwon ^^] [Czemu? *nie czytał „Zmierzchu” i wcale nie jest mu wstyd!*] [No bo Alojzy okazuje się elfem, a Belli Mike przypominał elfa.] [Serio?] [Serio-serio. Nie mówiąc już o tym, że dla mnie Vladimir jest raczej „aghhrrrr” niż „super ciasteczkowy”, ale to tylko ja…] [A mi „Buziolki” kojarzą się z Zozolami. Z tą różnicą, że Zozole lubię]



Rozdział III

ojej zabijanie wampirów różami, jakie to romantyczne ! Ty to masz pomysły jak ja ci zazorszczę........... Naprawdę powinnaś zostać pisaką, była byś sławna !!!1 czekam na następną nocię, papatki i całuski!
~PinkMilady, 2010-06-21 23:10
[Owszem, zabijanie wampirów zielskiem jest bardzo romantyczne. Jeśli przez „romantyczne” rozumiemy „kompletnie kretyńskie”] [Johnny, a wiesz, co jest bardzo smutne w tym komentarzu?] [Jak dla mnie to wszystko, począwszy od treści a kończąc na zapisie] [Cóż, też racja… Ale dla mnie najsmutniejsze jest to, że ta dziewczyna może mieć rację] [?] [Ona naprawdę może zostać sławną pisarką. Skoro Stephanie Mayer nią została i tyle innych osób piszących teraz wampiryczny chłam to i to-to może znaleźć swoich odbiorców i kiedyś ukazać się w druku…] [Cholera, ty masz rację! A jak ktoś próbuje wydać coś dobrego to mu wszędzie pokazują drzwi…] [Ne, Johnny…?] [?] [Chodź, pójdziemy umrzeć… *ciągnie go za rękę*] [Nie ma tak dobrze *osadza ją w miejscu* Zobacz ile komentarzy jeszcze przed nami!] [Hura! *anemicznie macha chorągiewką*]
Rosalie, jesteś wielka! Zakochałabym się w tobie, ale jestem dziewczyną( hihi) :*:*:* Życze ci, żebyś spotkała takiego ciastkowego seksi boja jak boski Edi. Ojejku...lubię twojego blogaska, codziennie pszeglondam czy jest jakaś nowa nocia. kocham cie rozi!
Buziaki i causki! :*:*:*
~Emaniuella, 2010-06-21 23:15
[Hej, mamy XXI wiek! Bycie dziewczyną już nie jest przeszkodą w zakochiwaniu się w innej dziewczynie! Poza tym, mam problem ze sformułowaniem „ciasteczkowy seksi boj”. Jest... uech. Po prostu uech.] [Wiesz, to zależy... Dla mnie on jest całkiem seksi] [Tak, dodaj sobie do niego wielkie kły i smród przepoconych skarpet] [… Masz rację *szybko odsuwa się od ciastkowego seksi boja*]



Rozdział IV

Roooozi! Krwiopijna bestyjko!
Kazałaś na siebieę długo czekac! Normalnie, codziennie patrzyłam, czy na moim ulofcianym blogasku nie ma nowej noci.
Bosh... *rozsiewa tysiąc serduszek, takch uber różowiótkich*
Jaka akcja, normalnie spadłam i złamałam sobie lewy tips.... Czaisz? Tak mnom wstrzonsasz, że zapominam o moim chłopaku Damianie i on później ma wyrzyty że myśle o TOBIE i TWOIM blogasku.
Mój Damianek kochany, mógłby się upodobnic do Edłorda albo chciaż Władymira, oni są tacy SŁIIIIIIT! ( hi hi hi)
Kochana musze ci dac mojego imejla i gygy to sobie pogadamy, moj zwionzek z Damiankiem przechodzi, MEGA!!!! Kryzys....!
Ale ciebie kocham z wzajemnością!
Buziaki KISS KISS :*:*:*:*:**
~Emaniuella, 2010-07-29 16:37
[JoHnNy… Ekhm, przepraszam, spróbujmy jeszcze raz: Johnny, co to jest?!] [Nie wiem, kochanie. Nie wiem… *przygarnia ją do siebie i uspokajająco gładzi po głowie, gotów zasłonić Ithil własnym ciałem w razie jakby okazało się, że ta fontanna ekscytacji jest agresywna i lubi śliczne dziewczyny*] [Ale wiesz, jak tak na to patrzę *wtulając nos w jego tors i wcale nie patrząc* to przychylam się do opinii assire-de. To chyba rzeczywiście musi być prowokacja. Nie wierze w to, że ktoś NAPRAWDĘ może tak pisać] [Póki w to wierzysz jest dobrze, kochanie *próbuje ochronić ją przed straszną prawdą*] [Nie brzmisz na przekonanego…] […] [To co, spróbujemy się wziąć?] [*nie odpowiada, bo próbuje za pomocą sonicznego śrubokręta odeprzeć atak tysiąca über różowiutkich serduszek*] [Daj, pomogę Ci *wspólnymi siłami radzą sobie z agresywną miłością czytelniczki*] [No to teraz po kolei: słowo „ulofciany”?] [Brzydal!] [Brzydal. Złamany lewy tips?] [Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś to napisał serio. Ponad to jestem zawiedziona absolutnym brakiem opisu tipsa] [„wstrzonasanie mnom” mną wstrząsnęło, nie wiem jak Tobą. Sądziłem, że po tylu blogaskach już się uodporniłem ale nie!] [Mogę nie odpowiadać na to pytanie?] [Zezwalam. „wyrzyty” brzmią boleśnie. Trochę jak „nieżyty” tylko ekstrawertycznie i z błędem] [Jej chłopak zmienił się w działko wyrzucające jakieś obrzydliwe choróbsko. Wszystko przez tego blogaska] [Rozumiemy to i łączymy się z chłopakiem w bólu] [Zdecydowanie. Tym bardziej, że on ma wyrzyty z jej powodu. Zrozumiałabym jeszcze, gdyby robił jej wyrzuty- czy nawet wyrzyty. Ale tak? Damian cierpi za nie swoje winy!] [*wypycha lateksową rękawiczkę watą, mocuje ją na końcu długiego kija i z bezpiecznej odległości, żeby się nie zarazić, współczująco poklepuje Damiana po ramieniu*] [A, i jeszcze jedno: skarbie, czy gdyby nasz związek przechodził „MEGA!! !! Kryzys. ...!” to chciałbyś, żebym omawiała to (prawdopodobnie ze szczegółami) z totalnie nieznaną mi dziewczyną?] [Gdybym był działkiem wyrzucającym wyrzyty dlatego, że tobie się zachciało czytać blogasków to prawdopodobnie byłoby mi już wszystko jedno] [Atteint!]
Ojejku Delifi zagra w muzzikalu?? jak ślicznie , śiwetny pomysl!!!! Na pewno będzie wielką gwiazdą jak Mili Cyrus!!!!!1 a to miasto to było straszne naprawde, gęsiom skórke miałam!!!! Czekam na nową nocię papatki i całuski i pisz szybko !!!!!
~PinkMilady, 2010-07-29 16:48
[No, Delfi zagra w musicalu. Naprawdę, jakże nam z tego powodu sWeEtAsHnIe -.-] [*rzyga tęczą* A w ogóle, to przepraszam bardzo, odkąd „Mili Cyrus” jest wielka gwiazdą?] [Wiesz, Johnny, ostatnio w Auchan widziałam tort z nią… (To była bardzo smutna chwila mego życia)] [To jeszcze o niczym nie świadczy. Skoro ona jest „wielką gwiazdą” to co powiecie o Presleyu, co?] [Sądzisz, że słyszały o kimś takim? O, naiwności!] [Ale w jednym się zgadzam z czytelniczkami] [oO] [To miasto faktycznie było straszne. Tez miałem gęsia skórkę. Pewnie z innych powodów niż one, ale efekt był ten sam] [Co fakt to fakt…]
No fajnie fajnie...tylko czemu tak mało Cedricka, to mój ulubiony bohater :D
~Alutka, 2010-08-11 20:06
[Mój też xD] [Serio?] [Serio. No błagam Cię, gdzie indziej znajdę tak plagiatowego boCHatera?] [Co racja to racja. Ja tam jednak wolę Gasparda. Zapewnia mi stały zapas czekoladowych oczu!]
Niestety zapomniałam loginu do tego bloga :( Ale założyłam nowy z kontynuacją tej historii, podaję adres: http://mrocznasilamilosciixx.blog.onet.pl/
Mam nadzieję że przeczytacie ten komć i wpadniecie!!!
~Rosalie, 2011-07-09 18:01
[Dzięki za dawanie mi fałszywej nadziei, „Rozi“, bardzo jestem wdzięczny... A serio – jak można zapomnieć loginu do własnego bloga?] [Właściwie to można. Ale większość ludzi wpisuje wtedy swój adres e-mail i każe sobie na niego wysłać przypomnienie / nowe hasło, a nie zakłada nowego bloga] [Większość ludzi nie komcia] […Nie bądź tego taki pewien] [Nawet mnie tak nie strasz!] [>.<]

piątek, 22 lipca 2011

1.4. Miłość rośnie wokół nas, czyli Edward, Bella i całe mnóstwo prostytutek

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy,
Jak nieświeża kolacja powraca Edward „Przelecę Wszystko Co Się Da” Cullen.
Jest nam z tego powodu bardzo (nie)miło.
W tym odcinku:
Rozwija się, z braku lepszego słowa, romans. [Jest na to dużo lepsze słowo i brzmi ono „obsesja”]
Nieudana operacja plastyczna Renee.
Wąsy Charliego (wraz z Charliem) [Nie przesadzaj. Charlie ma tylko dwie kwestie. A jego wąsy? Sam wiesz! Co to są za wąsy… *rozmarza [rozmazuje] się*]
I pisanie od nowej linijki.
Dużo pisania od nowej linijki.

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział IV
Początek nowego tygodnia.
Początek mojego "zadania".
Początek przyjemności. [Bo wcześniej był wszakże brud, smród i trucie dupy. A co z niesamowitym powodzeniem, dziewczynami, które bezinteresownie proponują ci zrobienie „loda”, codziennymi wypadami do klubów i oczywiście absolutnie zerową koniecznością przygotowania się do szkoły?]
Początek oczekiwania aż w końcu bedę miał Belle. [Czy nie efektywniej będzie zrobić coś po temu, a nie tylko czekać?]
A potem [Ja z synowcem na czele i] jakoś to będzie.
Musi być...
-Hej Edward. Co jest?- z zamyśleń wyrwał mnie Emmett. -Co? Nie nic. Wszystko ok. [- Naprawdę? Wyglądasz dziś na przybitego…- Emmett położył mu rękę na ramieniu i spojrzał badawczo w oczy- Nie bój się, bracie, mnie możesz się zwierzyć!]
-Pytałem czy idziemy dziś do clubu? [Emmett nie jest pewien czy pytał. Najpierw musi się upewnić u pana swego mózgu]
-Ja nie ide. - odpowiedziałem.
-Dlaczego jak mozna wiedziec [„Jak możesz wiedzieć coś takiego?!”]. Nie powiesz chyba ze nie masz ochoty na jakas chetna laske. - odezwał sie Jasper [… i zawiedziony chował za plecy przygotowaną uprzednio specjalnie na tę okazję sukienkę, która choć z początku ukryłaby jego męskość i pozwoliła mu zaciągnąć Edwarda w jakieś bardziej ustronne miejsce, gdzie mógłby mu swą namiętność wyrazić językiem ciała]
-Nie chodzi o to.
-A wiec o co?- dopytywał sie Emmett
-Dzis mam korepetycje z Bella- odpowiedzialem z zadowolonym usmieszkiem [Uśmieszek, zadowolony gdyż trafił dziś szóstkę w Totka, dreptał z nim pod rękę].
-Achh... Mamy rozumiec ze zaczynasz wprowadzac swoj plan w zycie? [A docelowo, to nawet w rzycie… ;]
-Zaczyna oszukiwac Belle... Edward ja nie wiem czy potrafie tak [powiedział z dupy wzięty mistrz Yoda]. Ona jest przyjaciolka Alice. Sa jak siostry. Gdy wszystko wyjdzie na jaw...
-Nic nie wyjdzie na jaw. Po prostu sie z nia przespie. Bede mial nowe radio i cholerna satysfakcje. Tyle. [Co mówiłeś o tym celu, do którego można dążyć? ^^] [*bicz na aŁtorki z trzaskiem pęka w jego zaciśniętej dłoni*]-Moze dla ciebie. Pomyslales co poczuje Bella? Ona nie odda ci sie ot tak. Bedzie musiala cos do ciebie poczuc. [A może być odraza?] A ty ja tak po prostu nagle zostawisz. - slychac bylo ze Jasper coraz bardziej sie wkurwia.
Szczerze?
Nie pomyslales o Belli [Hihi! Planujesz poderwać dziewczynę nie myśląc o dziewczynie? Nowatorskie, nie powiem…] [Może i nowatorskie, ale chyba mało efektywne…].
Zdaje sobie sprawe ze nie jest latwa.
Ze jest romantyczka i bla bla bla. [Bella jest bla bla bla? Czy to smaczne?]
Ale nie moge o tym myslec, bo jeszcze nabiore poczucia winy a tego Edward Cullen nie posiada. [Jak nabierzesz to będzie posiadał. Poza tym skoro już knujesz chytry plan uwiedzenia dziewczyny to fajnie byłoby go dostosować do jej preferencji] [Że nie wspomnę o tej nieszczęsnej trzeciej osobie liczby pojedynczej w odniesieniu do siebie samego, co nigdy nie jest dobrym pomysłem]
-Dobra, skonczy moj temat [kto? Edward ma specjalnych ludzi od rozmawiania o rzeczach, o których jemu osobiście się nie chce? Też takich chcę!]. Lepiej powiedz jak tam z Alice?
Jasper usmiechnal sie pod nosem.
-Dobrze
-Dobrze? Moze cos wiecej co...?
-Jestesmy umowieni na srode. Moi i jej rodzice wyjezdzaja [godna podziwu synchronizacja] wiec... Ma do mnie przyjsc. - byl z troche zaklopotany.
Emmett zachichotal i powiedzial:
-Wyglada na to ze ona taka swieta jak twoja-tu zwrocil sie w moja strone- Bella ... [rzeczywiście, po trzech rozmowach leci do pustego domu swojego kolegi z klasy. I jak znam blogaski, to bynajmniej nie będą oglądali znaczków. Święta od uszu do ogona]
-Nie powiedzialbym... No wiecie. To bedzie jej pierwszy raz [A w jaki sposób to świadczy o tym, że nie jest grzeczną dziewczynką?]. Ze mna. Nawet nie wiecie jakie to wspaniale uczucie. Byc z dziewczyna ktora sie kocha [tak przy Tobie? Sama siebie? Ech, ta dzisiejsza młodzież…] i ona kocha ciebie. I oddaje ci sie z cala ufnoscia. To naprawde... Nigdy sie tak nie czulem nawet jak bzykalem inne. Sama swiadomosc ze Alice mi sie odda jest cudowna... Nie macie pojecia jak to jest- wyznal Jasper. [„oddawanie się z ufnością”, w ogóle samo „oddawanie się”… Skarbie, czy to są słowa, jakich użyłby siedemnastolatek wobec swoich kumpli z klasy. Bo mam pewne wątpliwości]
-Ja mam. Ja tez bylem pierwszym facetem Ross - oznajmil Emmett.
Ok kurwa juz rozumiem.
To jest wspaniale. [O.O *umiera ze śmiechu*] [Oto, drodzy czytelnicy, byliście świadkami cudownej iluminacji Edwarda. Oczekiwalibyście teraz, by w przebłysku zrozumienia dojrzał wszystkie swe błędy, po czym dla odkupienia win poszedł na pielgrzymkę i wstąpił do zakonu? I my byśmy oczekiwali. Niestety to tylko przebłysk. Bardzo śmieszny przebłysk, muszę przyznać]
Ale moze byscie tak na tym konczyli co?!
-Super... -skomentowalem
-A ty ciulu tez bedziesz mial ten zaszczyt, choc wcale na to nie zaslugujesz. I jeszcze kurwa dla ciebie to bedzie zabawa.
Zamknij morde Jasper!
Wiem, wiem, juz to mowiles tysiac razy.
Ale zaraz skad on jest taki pewny? [na pewno nie ma to żadnego związku z tym, że zawsze Ci się udawało!]
-Skad wiesz ze mi sie uda , co? - spytalem mruzac oczy. […Przez co wyglądałem jeszcze głupiej niż zazwyczaj]
Jasper widocznie sie zmieszal.
Spuscil wzrok.
-Nie mam takiej pewnosci. Podejrzewam tylko... Koniec tematu.
Kurwa kretynie! [Nie „kurwa” tylko „Bella”. Ostatnio rozmawialiście o Belli. Skup się trochę z łaski swojej]
Po co ja sie godzilem na te jego cholerne slowko znaczace "STOP" ?! [To brzmi niemal jak słowo-klucz wśród fanów BDSM... Wiecie co? Zapomnijcie o tej uwadze.]
-Dobra zmiejmy temat- zaproponowal Emmett - Ed jak ci ida przygotowania do urodzin?
No tak urodziny...
Za tydzien. [Zgadnijcie, co Edzio dostanie w prezencie od Belli…] [Mogę zaspoilerować?] [A co mi tam, możesz!] [Otóż przygotujcie się na ogromny szok gdyż… wcale nie to, co myślicie! Co prawda Bella da mu dłuższą chwilę sam na sam w środku nocy, ale do poznania w sensie biblijnym nie dojdzie! Ha! Ale teraz musicie mieć miny!]
Wspaniale.
-Nie myslalem o tym...
-Wypadaja ci w poniedzialek dla przypomnienia [urodziny do niego wpadają, żeby mu o sobie przypomnieć? Już drugi raz w tym rozdziale zazdroszczę Edwardowi. Chyba coś jest ze mną nie tak]
-Zabawne- usmiechnalem sie sarkastycznie [sarkazm nie działa itd., itp...] - Nie wiem, no... Pewnie zrobie jakas imprezke w domu w sobote. - dodalem juz powaznie
Dobrze ze starych wiecznie nie ma. [Ekhm… W pierwszym rozdziale we wstępie jak wół stoi, że „starzy zazwyczaj w weekendy siedzą w domu”…]
Jeden problem z glowy.
No i jest cholerny plus w tych urodzinach. [Czyli, że to są urodziny „18+”? Po Twoim zachowaniu tego nie widać…]
Bede mial 18 lat!
Bede kurwa w koncu pelnoletni! [Tak, to rzeczywiście będzie odmiana. Wreszcie będziesz mógł palić, pić i uprawiać seks!]
I niech wszyscy mnie w dupe cmokna! [Mogę Ci tam najwyżej wsadzić rozżarzony do czerwoności pręt!]
Bede kurwa mogl oficjalnie dymac wszystkie 30-stki w Forks.
Oficjalnie oczywiscie...
Nie umialem sie doczekac tej zasranej biologii. [„Jadą dwa tramwaje: jeden w lewo a drugi też jest czerwony”- co ma biologia do twoich osiemnastych urodzin? Chodzenie na lekcje biologii to jakiś rytuał przejścia, tylko dzięki nim nadchodzą urodziny? To już wiem, czemu czuję się tak młodo…]

W koncu bede mogl spojrzec na naprawde pozadna laske w tej szkole... [„… szkoda, że żeby to zrobić będę musiał zaciągnąć gdzieś Jaspera i zmusić go do obnażenia się przede mną. Zawsze się, cholera, opiera” xP]
Kurwa faceci lubia poogladac sobie fajne nozki i laske ktora kreci dupa. [Nie jestem pewna gdzie powinno stać tu „ą”. Czy aŁtorka miała na myśli „laskę, która kręci dupą” czy „laskę, którą kręci dupa”?] [A jak lubisz patrzeć na „fajne nóżki” to zapraszam do Carrefoura, tam masz nogi kurczęce za 599 za kilogram. Promocja jest. Bardzo fajna] [Sądzę, że martwe kurczaki z supermarketu to jedyne ciała, z jakimi Edward powinien mieć jakiekolwiek interakcje] [Popieram]
Ale wtedy myslimy o tym zeby ta laske przeleciec.
Tylko i wylacznie. [Zdziwisz się, ale nie tylko]
A Bella...
Zdziwicie sie ale naprawde jestem ciekaw co ta mala ma jeszcze ciekawego do powiedzenia.
Pierwszy raz spotykam sie z taka. [To wiele tłumaczy: Skarb, pamiętasz jak w pierwszej analizie dziwiliśmy się, czemu Bella miałaby mieć z nim nieudany pierwszy raz? Sprawa się wyjaśniła: Edward nie słucha dziewczyn, więc jest głuchy również na wszelkie wskazówki w stylu „szybciej”, „delikatniej”, „bardziej na lewo”…]
Wszedlem do klasy, a Bella byla juz na miejscu. [Zna swoje miejsce! Zasłużyła na ciasteczko!]
Pisala cos w zeszycie. wiec nawet nie zauwazyla jak wchodzimy z Jasperem. [*zbereźne myśli*]
Dopiero jak moj przyjaciel sie z nia przywital, spojrzala w strone wejscia i nasze oczy sie zetknely... [Taaak... stukanie się gałkami ocznymi... Veri romantico xP]
O kurwa!
Nie, nie, nie! [To w końcu kurwa czy nie?]
Jestes Edward Cullen- pamietaj o tym! [Czego on tak sobie ciągle powtarza jak ma na imię? Zapamiętać nie może czy co?]
Usmiechnalem sie do niej ,a ona jak zawsze zalala sie purpura ale rowniez delikatnie sie usmiechnela po czym spuscila wzrok.
Dosiadlem sie i spojrzalem na nia.
-Witaj- przywitalem się [*z niedowierzaniem* Nie! Serio?!] [Serio serio!]
Spojrzala na mnie.
-Witaj- powiedziala cichutko
-Jak tam po sobocie? Zyjesz?- usmiechnalem sie do niej przyjaznie.
-Nic nie pilam, wiec raczej nic mi nie bylo- oddala usmiech [za pokwitowaniem].
No tak... Pamietam.
Soczek.
Ale ma to swoj urok... [Czy tylko mnie to stwierdzenie wydaje się niesamowicie wręcz obleśne?]
-Dzisiaj nadal aktualne? -spytalem.
Bella rozpromienila sie choc wydawalo mi sie ze probowala to ukryc.
Ciekawe...[Detektyw się znalazł...]
-Jasne.
-To gdzie sie spotykamy? -przepraszam bardzo ale nie umialem inaczej tego powiedziec, nie majac na mysli upojnej nocy z nia. [A czy jest coś, co potrafisz powiedzieć bez tej myśli? Bez myśli o upojnej nocy z kimkolwiek?]
-Mozemy u mnie... -powiedziala lekko speszona. - Jezeli nie masz nic przeciwko.
Ja mialbym miec cos przeciwko?!
No prosze cie![Nie ma zmiłuj, synek, nie ma zmiłuj...]
Jestem pierwszym ktorego zaprosi do domu. [Skąd wiesz?]
Pierwszym ktorego pocaluje.
I perwszym z ktorym sie przespi. [Brzmi jak plan! Zróbmy tak! ...Albo lepiej nie]
Bella Swan.
Moja! [Edward! Wypluj Bellę, ale już!]
-Nie mam nic przeciwko. -odpowiedzialem. Pozostaje jeszcze jedna kwestia - A twoi rodziece wiedza [że będziesz się uczyć]? - sprobowalem aby to pytanie zabrzmialo jak najbardziej swobodnie.
-Wiedza ale i tak ich nie ma
Łał! Myslalem ze jej rodzice to tacy "Straznicy cnoty Belli Swan". [A co z ich rozwodem?] [Kanon leży i kwiczy]
No prosze.
Chyba jednka tacy sztywni nie sa. [To zaskakujące. Zawsze myślałam, że dla MarySue idealni rodzice to MARTWI rodzice] [Przecież to Edward jest tutaj MarySue?...] [A, fakt. A Bella jest TruLoFFem]
Co za odkrycie.
-Na ktora mam byc?
-Moze o 17? Jade jeszcze do Frankiego i...
-Spoko- przerwalem jej z usmiechem na ustach.
Jakos przy Belli latwo mi sie usmiechalo.
Gorzej z ukladaniem sensownych zdan. [Bez niej też nie idzie Ci to najlepiej, więc w sumie żadna odmiana]
-No to bede czekac - powiedziala i zaraz potem do klasy wszedl nauczyciel.
-Wyciagamy karteczki
Super.
Kartkowka. [Stolowka, kratkowka…]
No Edward postaraj sie zdobyc 2.
W koncu jestes kiepski z biologii. [Jeśli wcześniej miał znośne oceny (w co wątpię) to jedna dwója nie uczyni jego historyjki bardziej wiarygodną. A tak w ogóle to w Stanach jest inny system oceniania]

Lekcja minela szybko, poniewaz kurwa caly czas patrzylem na Belle.
To chore.
Nie.
To ja jestem chory. [TAK, DO PROSTYTUTKI BIEDY, TAK!] [Owszem! Na tak wiele chorób, od wenerycznych po chorobliwe używanie słowa „kurwa”, że najwybitniejszy Hałs ich nie zliczy]

Zaraz po dzwonku dziewczyna powiedziala "do popoludnia" i ulotnila sie. [Zmieniła stan skupienia? To pewnie od tych twoich gorących spojrzeń xP]
A mialem nadzieje ze uda mi sie ja zawiesc [na szczyt wzgórza chyba. Ewentualnie na złą drogę. Bo „zawieźć” pochodzi od „wozić”].
Trudno.
Bede zmuszony na samotna jazde. [W kontekście braku dziewczyny zabrzmiało mi to dziwnie dwuznacznie xP]

Wrocilem do domu, nastawilem budzik i poszedlem kimac [Że co poszedł zrobić?].
Bylem kurewsko zmeczony.
Jeszcze od tej soboty mnie trzymalo.
Troche zaszalalem.
A jak Bella poszla to dopiero.
Oczywiscie nie moglo byc inaczej- zaliczylem jakas panienke.
Byla dwa lata starsza ode mnie.
Sasiadka Jaspera.
To ta typu "Przelec mnie w kiblu"
I jak chciala, tak tez miala. [Mam zamiar przeżyć resztę życia udając, że nie przeczytałem tego fragmentu] [Jak widać ŻADNE opko nie może się obyć bez seksu w kiblu… To obrzydliwe]

Obudzilem sie o 16 i zaraz wskoczylem pod prysznic.
Czemu?
Nie wiem, kurwa. [Bo chciałeś być czysty?]
Ale pierwsza mysla z jaka to robilem bylo: "Co Bella powie?" [„O rany, ty jednak nie jesteś opalony!”]
No kurwa.
Jakby mnie to obchodzilo... [Skoro się nad tym zastanawiasz, to znak, że Cię obchodzi. Przykro mi niezmiernie (aŁtorko, bo bardzo miłe, że próbujesz być głęboka i ukazać powolną przemianę Edwarda. Ale. Ci. Nie. Wychodzi.)]

Wyjechalem z domu o 16.25 -dokladnie.
Nie wiem kurwa dlaczego tak wczesnie.
Nie pytajcie, bo kurwa cholera nie wiem. [Kurwa cholera ja cię pierdykam w koparę chrzaniony ja też nie!]
I chyba nie chce wiedziec... [„Podejrzewam bowiem, że może mieć to związek z wiadomościami emitowanymi wprost do mojego mózgu przez badassożernych kosmitów. Wcale nie z tym, że po prostu nie chcę się spóźnić od razu pierwszego dnia!”]
Bylem pod domem Belli o 16.35. [Jechał równiutko 10 minut. Ze stoperem w ręku] [Obstawiam, że krążył wokół domu Belli tak, by zatrzymać się dokładnie o 16.35. Tak, żeby łatwo było zapamiętać godzinę do późniejszego zapisania]Super kurwa. [To ptak! To samolot! Nie, to...]
Mam jeszcze sporo czasu.
Nie bede pukal. [*próbuje powstrzymać się od komentarza na temat pukania*]
A jezeli Bella tez sie przygotowuje? [Na pukanie? *szybko zasłania oburącz usta*] [Kochanie! *z wyrzutem* Miałaś się powstrzymać od tego komentarza!] [Przepraszam *skruszona* Wymsknęło mi się…]
Postanowilem usiasc na schodkach przed jej domem. [Zdradzę Ci, że to nie najlepsze miejsce, jeśli chcesz zamaskować fakt przyjścia wcześniej] [Dlaczego? Moja koleżanka z gimnazjum też tak robiła- zrywała się z lekcji siadając pod klasą… I wiesz co? Nigdy jej nie złapali! xD] [Widocznie Edward nie jest tak sprytny jak twoja koleżanka, gdyż…]
Posiedzialem z jakies piec minut gdy nagle uslyszalem glos otwieranych drzwi.
-Edward? - uslyszalem glos Belli i momentalnie wstajac na rowne nogi, spojrzalem na nia [Tą głos? Bella jest bardzo kobiecą kobietą, skoro nawet jej głos ma żeńskie zaimki. A Edward jest bardzo dziwny skoro widzi dźwięki] [*z pewną dozą niepewności* Wcale niekoniecznie…] [Jak to?] [Niedawno to sobie przypominaliśmy, powinieneś skojarzyć: Pratchettowskie wilkołaki też widziały zapachy i dźwięki. Czyżby Edward zamienił wampirzą skórkę na wilkołacze futerko? Czyżby aŁtorka pomyliła absurd z głupotą i bezsensem?] [Ta wizja zbytnio mnie przeraża] [Wiem, wiem *poklepuje krzepiąco po ramieniu* Mnie też nie jest łatwo].
-Bella... Czesc. Przyjechalem wczesniej i tak...
-Dlaczego nie zadzwoniles. Wpuscilabym cie do srodka. - usmiechnela sie- Wlasnie mialam isc po mleko, ale pozniej to zrobie. Wchodz - otworzyla drzwi i wskazala reka ze mam wejsc do srodka. [Spróbuj kilka razy wejść na zewnątrz. To podobno terapeutycznie działa na tautologię]
No to zrobilem to.
Miala naprawde ladny dom.
Nie bogaty.
Bardzo skromny, ale taki przytulny.
Domowy. [Ty popatrz, ja mam biurowy dom, a Ithil ma polny!] [Domowy dom?! Ja pierniczę... *podziwia*]
I ten zapach...
-Chodzmy na gore do mojego pokoju- powiedziala i zaczela isc po schodach [Gorejąc z pożądania].
Poszedlem za nia.
Pokoj rowniez miala przytulny.
I co dziwne.
Zadnych dodatkow typowych dla "grzecznych dziewczynek". [Armia pluszowych zwierzątek patrzyła oskarżycielsko przez zamknięte drzwi szafy]
Nie jest z nia tak zle.
Wlasnie sciagnela sweter i pokazala sie w bialej bluzce na grubych ramiaczkach, delikatnie odslaniajacej jej brzuch.
Nie zdecydowanie nie jest z nia zle...
Matko! [Kwałek gołego brzucha kojarzy mu się z matką? Doktor Freud zaprasza na kozetkę!]
Nie umialem oderwac wzroku od jej kawalka golego brzucha.
Nawet cycek nie jakies laski nie robi na mnie takiego wrazenia jak kawalek ciala Belli.
Cholera!
Musze ja miec i koniec!

-Siadaj -wskazala miesce na lozku.
Usiadlem a Bella po chwili zrobila to samo. [już myślałem, że zacznie robić pajacyki...]
Od razu zaczela wyciagac ksiazki z biologii. [D-dlaczego ona trzyma książkę w biologii?! Gdzie ona w ogóle ma biologię!? Bo kojarzy mi się tylko TO]
-To czego nie wiesz? -spytala patrzac na mnie.
-Wszystkiego - przynajmnej wiecej godzin bedziemy razem.
-Napewno cos wiesz. Miedzy innymi jak sie dzieci robi - powiedziala i zaraz zrobila sie cala czerwona po czym spuscila wzrok.
No to zdanie troszke mnie zaskoczylo z jej ust, ale bez przesady, no...
-Przepraszam - wyszeptala unikacjac mojego wzroku. [Jak mogłam pomyśleć, że posiadłeś najbardziej podstawową wiedzę biologiczną *idzie na pielgrzymkę do Mekki celem odkupienia win*]
-Nic sie nie stalo. Przeciez mialas racej. No ale nie do konca.. Ja... -przerwala mi.
-Ty dzieci nie robisz- zrobila sie jeszcze bardziej czerwona.
-Edward ja...
-Ej niec sie nie stalo. Luz. Naprawde- wyciagnalem dlon i musnalem jej.
Kurwa. [Czyli, że kobieta która posiada dłonie to TEŻ kurwa? Ja się gubię... Ja się po prostu gubię...]
Co to bylo?
Prad mnie porazil?
Nie.
To bylo kurwa przyjemne... [Dla niektórych porażenie prądem JEST przyjemne. Może Edek ma więcej skłonności masochistycznych niż byśmy go podejrzewali?] [On przebywa ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Sądzisz, że można być większym masochistą?]
Bella, spojrzala na mnie ale szybko cofnela reke.
-To moze zacznijmu od 5 rozdzialu, dobrze?
-Dobrze

No i tak minal na wieczor. [i poranek, dzień pierwszy]
Siedzialem u Belli do 20.30.
Nawet mi kolacje zrobila.
Byla bardzo smaczna. [Bella? (Wiecie, kanoniczny Edward jest wampirem. To by miało sens)]
To bylo naprawde slodkie. [Słodka kolacja? Co, lody mu zrobiła? *czyta co przed chwilą napisał* Eeee...] [Johnny!] [JA NIE CHCIAŁEM! Samo wyszło...]

Oczywiscie udawalem kompletnego durnia [Uwierz mi, nikt nie umie tak znakomicie udawać].
W koncu niby cos zalapalem i Bella mnie przepytala.
Nie bylo tak zle,ale ja mialbym ciekawsze pomysly, z nia i mna w roli glownej.

Bella odrowadzila mnie [odrobaczyła go!] [A fe!] do drzwi.
-Dziekuje Bells
Zarumienila sie.
-Jezeli moge cie tak nazywac...
-Jasne. Nie mam nic przeciwko -usmiechnela sie.
Juz mialem wychodzic ale zatrzymal mnie jej glos. [Ciągnął go za rękaw]
-Pamietasz jak mowilam ci o twoich niesmialych wielbicielkach?- spytala.
No cos tam pamietam.
Ale dlaczego tak nagle z tym wyjechala?
-Pamietam
-No to jedna z nich wie ze masz za tydzien urodziny i sklada ci wszystkiego najlepszego - usmichnela sie do mnie promiennie. [CO?! Ona się przed nim poniża na tak wiele sposobów, że jako kobieta czuję się zawstydzona i upokorzona]
Ok.
Dobrze wiedziec,
-Dzieki. -usmiechnalem sie rowniez. - Kurde, jakos nie zauwazam tych niesmialych, marzacych o mnie w kacie.
-No wlasnie. No a przeciez powierzchownosc nie powinna byc taka wazna jak wnetrze. Wyglad to tylko rekwizyt Edward, wszystko czego potrzebujemy jest w nas. [Pozwólcie, że w tym miejscu ponownie wspomogę się Pratchettem: „Jakby jakiś facet zakochał się kiedyś w parze nerek”] Mam nadzieje ze kiedys to zrozumiesz. Dobranoc Edward - powiedziala i zamknela drzwi.
Rekwizyt...
Ta dziewczyna ma za duzo w glowie.
I czemu do cholery nagle zaczalem wierzyc w te slowa.
Nigdy sie czyms takim nie przejmowalem.
Masakra. [Chciałbym!]

Lezac juz w swoim lozku, dostalem od Belli SmS o tresci : " Nie bedzie mnie jutro w szkole. Ale nasza nauka o 17 -aktualna. Dobranoc"
Nie bedzie jej jutro w szkole?
I na kogo ja bede patrzyl?! [Na Jaspera i jego dyskretnie pomalowane wargi] [Letki makijaż? xD]

Nastepnego dnia dowiedzialem sie co jest przyczyna nieobecmoci Belli.
Wyjechala do dziadka i babci na ich rocznice.
No fajnie.
Mogla mnie zabrac ze soba...

Pod domem Belli, bylem punk 17 [Pozostałych szesnastu punków poszło się napić].
Nie chialem skompromitowac sie po raz drugi [Tylko drugi? Optymista...].
Bella otworzyla mi drzwi z szerokim usmiechem.
-Hej- przywitalem sie - Jestes sama? - spytalem
-Nie. Rodzice sa.
O kurwa!
-O witaj Edwardzie. Duzo o tobie slyszalam - do przedpokoju weszla jakas bardzo atrakcyjna kobieta.
No, no..
Nawet bardzo, BARDZO. [„Jeden cycek większy od drugiego!”]
Pewnie mama Belli.
Wiadomo po kim odziedziczyla urode.
-Dzien dobry.- usmiechnalem sie do niej.
-Mamo to Edward,a to moja mama Renee
Skinalem glowa, a Renee usmiechnela sie do mnie.
I wtedy wszedl komendant.
Ten facet zawsze budzil we mnie respekt. [To te wąsy. Można by w nich schować kozę]
-Witaj Edwardzie- przywital sie
-Dzien dobry
-To moj tata Charlie- wtracila Bella.
-Tak wiem.
-Trudno zeby nie wiedzial - powedzial z szerokim usmiechem Charlie - Wkocu jestem tym wstretnym komendantem[Ja tam nie wiem kto jest komendantem w moim mieście. Czyżby Edek miał problemy z prawem? A skoro tak, to czemu Charlie jest taki miły dla niego? Logiko, wróć...]
-Nie.. Ja...
-Edward spoko. Zartuje tylko. Napijesz sie czego? Moze piwa? Wiem ze masz jakos urodziny wiec chyba nic sie nie stanie... [Czy to jest aŁtroreczkowa wizja „fajnego ojca”? Pojenie kierowcy alkoholem? Ktoś tu ma skrzywienia...]
-Tatao. Mysle ze powinnismy z Edwardem isc sie juz pouczyc- powiedziala Bella i pociagnela mnie za ramie na schody,
Co to kurwa bylo?!
To byl komendant?!
Nie. Musialo mi sie wydawac.
Nie tak go sobie wymyslilem.
Mial byc twardy i w ogole a on co? [„Nie zasłużył na takie wąsy!”]
Proponuje mi piwo.
-Przepraszam za tate- odezwala sie Bella, gdy juz bylismy w jej pokoju.
-Co ty?! Nic sie nie stalo. To spoko gosc.
-A jednk... -usmiechnela sie pod nosem Bella.
Nie skomentowalem tego, ale w myslach powtorzylem te zdanie [TO, werbalna kaleko! TO zdanie!]:
"A jednak..."

Byla godzina 19.45, gdy postanowilem w koncu spytac o cos Belle [Wcześniej od trzech minut co chwila zerkał na zegarek czekając na ładną, okrąglutką godzinę by jego pytanie nie padło o jakiejś plebejskiej 19.42 lub co gorsza „koło 20”].
-Bells... Moze wyskoczymy gdzies teraz? Na sok, czy cos? - zdecydowanie wole to "cos"
-Nie wiem...
-No chodz. Obecuje ze nie bede pil i odwioze cie cala i zdrowa do domu.
Widzialem wahanie w jej oczach wiec dodalem: - Nie dawaj sie namawiac. Chodz jedziemy - mowiac to wstalem, chwycilem ja za reke i podciagnalem.
Stalismy teraz naprzeciwko siebie patrzac sobie w oczy.
Mialem tak cholerna ochote ja pocalowac. [Romantyzmu w scenie nie stwierdzono] [ERROR 404 – Romanticism Not Found]
I w kazdym innym wypadku bym to zrobil, ale czulem ze z Bella trzeba inaczej.
Lagodniej.
A najdziwniejsze jest to, ze wcale mi to nie przeszkadzalo.
-Ide powiedziec rodzica [słowa Belli mają nawyraźniej siłę sprawczą: mówi i tworzy tym rodzica xP]- nagle odezwala sie Bella i wyszla z pokoju.

Nie pojechalismy tam gdzie zwykle.
Wzialem ja w jakies ciche, przytulne miejsce,
Sam bylem tam pierwszy raz, [Odczep się od tego entera nieszczęście ty moje!] [Eeeenter? Jaki eeenter?] [No masz komputer, przy komputerze klawiatura a na niej- enter!] [A jaaaaka raaasa? xD]
W tle leciala bardzo przyjemna muzyczka Jeffa Buckleya ( ;D ) [-_-']

Wlasnie siedzielismy przy stoliku, pijac soczek, gdy nagle Bella sie odezwala.
-Edwardzie jakie masz marzenie? - patrzyla mi gleboko w oczy.
-[Standardowe Marzenie #014:]Chce wyjechac z Forks i juz nigdy tu nie wrocic.
-To nie jest marzenie. Przeciez w kazdej chwili mozesz sie spakowac, wsiasc do auta i odjechac. [To jest myśl. Zrób to. Teraz.] Mozesz robic co zechcesz.
Chwile na siebie patrzylismy.
Ona ma kurwa racje.
Ale czy ja mam jakie marzenie?
Nie zastanawialem sie nad tym...
Przeciez nie bylo czasu, co nie...?
Zalosny jestem... [Owszem] [Owszem]
Bella spuscila wzrok.
Zaczela leciec moja ulubiona piosenka: Jeff Buckley : " Dancing In The Moonlight". [No to już wiemy jaka jest ulubiona piosenka aŁtorki...] [Nie przesadzaj. Edward kanonicznie najbardziej lubił ”Clair de Lune” Debussy’ego. Dziewczyna po prostu znalazła coś podobnego w nazwie] [*wkłada fajkę w zęby* Och, to elementarne! Niezbicie wskazuje na to emotka przy nazwisku Buckley'a te parę linijek temu!] [Według mnie wskazuje tylko na to, że nasza aŁtorka jest z siebie bardzo dumna, gdyż wynalazła coś tak alternatywnego. Któż teraz słyszał o Buckley’u?!] [Sądzę, że nie masz racji. Czytelnicy, rozsądźcie w sercach swoich (a potem możecie się z nami podzielić opinią, aby jasnym się stało, które z nas wygrało)!].
-Zatanczymy?- spytalem, lekko sie usmiechajac.
Spojrzala na mnie.
-Yyy... Mam klopoty z koordynacja wiec jak chcesz zyc to lepiej nie. [Witaj, o smętna pozostałości kanonu. Posiedź sobie samotnie w kącie]
-Zaryzykuje.
I nie czekajac na jej odpowiedz, chwycilem jej dlon, oczywiscie zignorowalem to dziwne cos co znow mna pokopalo [„Z kopa zasunem! Grubeszychy!”] i ruszylismy na parkiet.
Objalem ja.
Pierwszy raz w zyciu.
Matko to bylo wspaniale uczucie.
Tylko ja obejmowalem a...
Co ona ze mna robi?! [To się nazywam „budowanie relacji”. Wiesz, uczucia, te sprawy. To dla ciebie kompletnie niezbadane terytorium, Edziu, ale mam dla Ciebie radę – nie zdejmuj spodni dopóki ładnie nie poprosi] [Albo lepiej – w ogóle ich nie zdejmuj! …A przy okazji: Johnny, dziękuję Ci] [Za co?] [Gdyby nie Ty i twoja natychmiastowa reakcja w tym miejscu na pewno wsadziłabym jakiś niski w swej wymowie komentarz o tym, co cnotliwa Bella może robić Edwardowi, kiedy ich ciała ocierają się o siebie na parkiecie] […]
Tlumacze to sobie tak ze pewnie kazdy koles tez by tak mial.
Koniec tematu.
-Dlaczego zawsze noisz spiete wlosy? -spytalem
Spojrzala na mnie.
-Bo lubie. Edward wiem co ludzie mysla. Ze jezeli jestem corka policjanta, nie nosze wyzywajacych ciuchow, nie pije i mam zawsze kuck to jestes swieta [Edward jest świętą dlatego, że Bella jest córką policjanta, nie pije i nosi kuck? Co to w ogóle jest „kuck”?] [Kojarzy mi się z Irkuckiem. Święty Krzysztof został świętym za przeniesienie Jezusa przez rzekę na swoich barkach a Edward za to, że jego Bella targa całe, dość spore miasto]. Ja po prostu tak lubie i juz. Tak mi wygodnie. I wcale sie nie wstydze swoich zasad. Mam je i jestem z nich dumna. Kazdy powinien miec jakiej postanowienia. [Może, ale jest różnica pomiędzy „nie będę opowiadał kłamstw”, albo „będę dobry dla dzieci i zwierząt” a „będę nosić włosy związane w kucyk”. Tak tylko mówię...]
-Jakie ty masz na przyklad? - spytalem lagodni, ale chyab kurwa umiala wyczytac w moich myslach o co pytam [To kurwy czytają w myślach? Oo].
-Chodzi ci o ...seks? Wiem, ze ty go lubisz. Sam sie chwalisz. I moze ja tez go polubie. Ale narazie... Przeciez wiesz... I prosze skonczmy ten temat [Typowa kobieta! „Skończmy ten temat”! Zero logiki w wypowiedzi! I wiecie co jeszcze wam powiem?...] [No, co powiesz? *wbija mu paznokcie nie tylko w ramię*] [Um...]- poprosila, spuszczajac glowe.
Unioslem jej podbrodek.
-Hej dziecnko... Nie masz sie czego wstydzic. Wrecz przeciwnie... - wyszeptalem i przez chwile sam nie wierzylem we wlasne slowa.
Przeciez jeszcze nie tak dawno, smialem sie z dziewic, kurwa.
A teraz?
Co zrobila Bella?
Teraz je kurwa podziwiam. [Nooo, nie wyciągajmy pochopnych wniosków...]

Caly tydzien minal w taki sposob.
Najpierw sie uczylismy a potem "porywalem" Belle do tej samej knajpki.
Zawsze tez dawala mi taniec. [Gdzie dawała? W co dawała? Na DVD czy jak?]
Otwierala sie przede mna i ja przed nia.
Po prostu wydawalo mi sie to naturalne i juz...

Zawsze jednka jak wracalem do domu powtarzalem sobie:
"Jestes Edward Cullen" [Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die.]
Tak jestem
I co z tego [Ithil i ja musimy się z tobą męczyć, to z tego]


I mały bonusik dla was, czytelnicy: w tym rozdziale słowo „kurwa” zostało użyte 21 razy

piątek, 15 lipca 2011

2.3. Rozwiązanie kwestii "Mrocznej Siły Miłości"


Helo-oł! *macha czytelnikom*
W dzisiejszej analizie przedstawiamy dwa ostatnie opublikowane rozdziały „Mrocznej Siły Miłości” [Hurra! *macha chorągiewką*]. A będą one zaiście interesujące. AŁtorka roztworzy przed nami podwoje wampirzego miasteczka, które jest w Całkiem Innym Miejscu, stratuje kilka wątków pobocznych, zostanie primadonną ex machina (czyli w całkiem zwykły dla MarySue sposób) i załatwi jeszcze kilka punktów standardowego opka Classic.
Miłej zabawy!



Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział III
No i jest nocia tak jak obiecałam ;) Hihi komentujcie [Będziemy. Jeszcze zobaczysz. Hi. Hi. Hi.]

Delfina opowiedziała swojemu nieznajomemu [trzymała go w klatce pod łóżkiem i karmiła odpadkami?] całą sytuację, stwierdziła ze rozmawia jej się z nim dobrze jak z nikim [… A jak dobrze rozmawia jej się z nikim, skoro z nieznajomym rozmawia jej się tak samo?]. Codziennie prowadzili rozmowę, tymczasem bal szedł dużymi krokami [Gdzie się pchasz, chamie?! Lezie taki dużymi krokami i myśli, że wszystko mu wolno…] i załamana Delfina nie wiedziała, z kim ma na niego pójść, nawet Mirci nie rozumiała jej dylematów i twierdziła ze ktoś ją na pewno zaprosi [O, przyjaciółeczka nie rozumiejąca boCHaterki- jest!]. Rodzice nie odzywali się do niej już od miesiąca [Ja rozumiem, też bym traktował takie coś żyjące w domu jak powietrze... ale czy ona nie może nasłać na nich Rzecznika Praw Dziecka, czy czegoś takiego?] [Ta, a w odwecie oni nasłaliby na nią kuratora, bo dziewczyna jest zbyt głupia by samodzielnie oddychać, na dodatek niebezpieczna dla otoczenia bo kradnie ojcu samochód i cholera wie, co się może stać, kiedy ona siedzi za kółkiem. W efekcie zostałaby ubezwłasnowolniona i do końca życia skazana na łaskę lub niełaskę rodziny. Brzmi bajecznie xD], w szkole Alejandro ją ignorował, zresztą pozwalała żeby szkoła przelatywała wokół niej, znajdując się w swoim świecie [Ach... Hikkomori. Niedługo schowa się do szafy i nie będzie wychodzić nawet na posiłki...] [Po pierwsze: „Przelatywała obok niej” albo „krążyła wokół niej”, zdecyduj się, dziecko. Po drugie: Jestem zachwycona wizją naszej MarySue, wokół której- bez względu na to gdzie by nie poszła- orbituje budynek jej szkoły. W dodatku to będąca w swoim własnym świecie, rozmarzona szkoła]. Z tego wszystkiego zwierzała się nieznajomemu, zaczęła się zastanawiać kim on jest, rozumieli się jak nikt, pomyślała że intregujonco [intrYgujĄco, do jasnej cholery!] byłoby go spotkać, no ale to pewnie niemożliwe, pomyślała [Pomyślała dwa razy w jednym zdaniu? Łał, dziewczyno, bijesz rekordy! (Tylko dlaczego robisz to depcząc po truchle składni?)]. Tymczasem musze się martwic tym, z kim pójdę na bal, ale będzie obciach jeśli nikt mnie nie zaprosi! Co ja zrobię? [Narratorka ciut za bardzo wczuwa się w przeżycia swoich boCHaterów, nie sądzicie?]
W szkole była dziwna atmosfera. Wszyscy myśleli, mówili i słuchali o balu [Niektórzy nawet śpiewali i układali wiersze, a chłopaka, który próbował o balu tańczyć trzeba było zawieźć do szpitala]. Delfi była załamana, bo jej jeszcze nikt nie zaprosił.
-Erm... Delfi – powiedział [wyłaniający się nagle ni z gruchy, ni z pietruchy] Vladimir. - Czy zechdziałabyś...
-Taaaak? - zapytałam z nadzieją patrząc szerokimi oczami w jego stalowe [stalowe co?]
-Jak by ci to powiedzieć... Czy mogłabyś...
-Ale co? - moja nadzieja rosła, może mnie zaprosi?!?!?! [Nie licz na to. Karze ci umyć zęby albo coś takiego]
- Nieważne, przepraszam. - Patrzyłam zrozpaczona w oddalające się plecy [*parsk* Do tej szkoły chodzą Lewitujące Plecy! Choć w sumie, skoro- jak się zaraz dowiemy- truchtały po niej też włosy i oczymy (czymkolwiek są), więc chyba nie powinnam się dziwić…]. Kolejne lekcje były straszną mąką [pszenną chyba... Mmm, to mi podsuwa pewien pomysł... Kochanie, robimy pizzę!] [Dobrze skarbie. Ale koniecznie przy użyciu Strasznej Mąki Zagłady!]. Polski i rzeczowniki. Na przerwie podszedł Cedric z tymi swoimi lśniącoblond włosami i błękitnymi oczymi. [Oczy mi łzawią, jak patrzę na takie bzdury. Dziewczyno, nauczże się odmieniać. Poza tym wszystko wskazuje na to, że włosy szły obok Alojzego. Kuzyn Coś? W sumie on też był blondynem…]
-Hejka! Mam prośbę...
-Słucham? - byłam zrezygnowana, ale może nóż on mnie zaprosi? [Ja cię bardzo chętnie zaproszę na mój nóż. Tasak nawet. Dzidę bojową, kurde] [To źle zabrzmiało…] - Cedric błądził jasnoniebieskimi oczami po suficie.
- Bo ja chciałbym...
-Taaaaaak? - zapytałam naciskając. [a ponadto oblizując się zamaszyście i wlepiając w niego wygłodniałe oczy... Straszy ich i jeszcze się dziwi, że nikt nie chce zaprosić!]
- Pożyczyć zeszyt.
- Och - jęknęłam z zawodem. - Jasne. Masz. [Zacznij jeszcze burczeć pod nosem „A tak liczyłam, że mnie zaprosi na ten bal, no!” bo facet się na pewno jeszcze się nie domyślił]
Z trudem dowlokłam się do domu. Co robić, co robić powtarzałam sobie. W przypływie nagłego olśnienia wyszłam przez drzwi na zewnątrz [To warte odnotowania: zazwyczaj wychodziła przez komin i do środka]. I poszłam prosto [po czym wyrżnęła czołem w słup, aż echo oddało]. Sama nie wiedziała jak znalazła się pod drzwiami warsztatu, gdzie Gaspard naprawiał samochody. Akurat był w środku to weszłam. [Też zawsze uważałam, że narrator powinien wchodzić do pomieszczenia przed bohaterami. Żeby móc relacjonować co się dzieje kiedy są w środku] [narratorce plączą się miejsca, czasy i osoby… Wygląda na to, że Delfi narratorkę zaniosła na barana, po czym tamta weszła pogadać z mechanikiem, zostawiając boCHaterkę na parkingu]
-Hej...
-O, witaj! Dlaczego jesteś taka smutna?
-Bo bal jest w szkole... [Ja też przy każdym opku rozpaczam z tego powodu…] [„Bo bal jest w szkole… Znów zabierze mi pieniądze na drugie śniadanie i połamie wszystkie kredki…”]
-I? Na pewno nie wiesz z kim iść?
-No ba, nikt nie chce ze mną iść...
-Jak to?! Ja pójdę z tobą! [*rozważa różnicę wieku pomiędzy Gaspardem a boCHaterką* Creeepy…]
-Ojej! Naprawdę!? Kochany jesteś! *podaje datę i godzinę których teraz nie pamiętam*[Nie dość, że Narratorka podkupuje bohaterce ciuchy, żyje jej życiem towarzyskim to jeszcze jest zbyt leniwa żeby podawać datę i godzinę! Wstyd!] [Wiesz, mam ogromną ochotę coś tu napisać, ale na widok tej wstawki ręce mi opadły tak, że nie mogę ich podnieść]
-To do zobaczenia!! :*
Wieczorem w dzień balu ubrałam się w moją cudowną kreację i zbiegłam w lekkich [a także mokrych i zimnych] jak śnieg pantofelkach [Ciężar śniegu to ok. 249,7 kg/m3. Wbrew pozorom to wcale nie tak mało, ale jak tam sobie chcesz] na dół, Gaspard już czekał. Zawiózł mnie swoim wozem [drabiniastym] do szkoły, wysiedliśmy. W progu powitały nas zdziwione szepty wszystkich dziewczyn, zobaczyłam jak Eve Angelique patrzy na mnie z zawiścią, no ale się nie przejęłam, bo po co. Ona sama była uprana w jakąś okropną burozieloną sukienkę z niebieską koronka, phi, widać gustu nie mają w tej Francji [W końcu to absolutnie nie jest stolica mody! Poza tym nie każda dziewoja z francuskobrzmiacym imieniem jest reprezentatywną częścią narodu]. Z satysfakcją zauważyłam, że jestem najlepiej ubrana na sali [A jakże!]. Tańczyłam z Gaspardem pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piaty taniec [po czym skończyły jej się paluszki do liczenia tych tańców, bo druga ręka zajęta była graniem na nosie w kierunki Rywalki]. W przerwie podeszła do mnie Mirci, patrząc z podziwem na Gasparda, spytała szeptem:
- Delfi, skąd ty go wytrzasnęłaś?
Uśmiechnęłam się tajemniczo. Gaspard błysnął swoimi czekoladowymi oczami [No nie! To jeszcze błyszczyku dodali do tej czekolady? Już mi się nie chce tego jeść…] i uśmiechem [Czyżby tak?]. Z daleka widziałam Cedricka, no i Vladiego, nawet z jakąś dziewczyną [a już myślałam, że z Cedrickiem! *zawiedziona*], poczułam ukłucie w okolicy wysokiego żebra [wujek Gugiel na hasło „wysokie żebro” pokazuje rostbef. Nie mam. Więcej. Pytań.], no ale skoro mnie nie interesowali, to ja się nim też nie interesowałam [*parsk x2* Ta składnia to jednak ciężka sprawa jest…]. Tańczyłam właśnie w boskich [-.-] umięśnionych ramionach Gasparda, kiedy przemknął koło mnie Vladi, wyglądał na zaniepokojonego.
- Delfi [Vladi, Delfi, Mirci… Czekam jeszcze na „Gaspadi” i „Cedri” (opcjonalnie „Alojzi”)…]- syknął. - Musimy stąd iść.
- Ależ co ty sobie wyobrażasz - zaprotestowałam ze łzami w oczach [„To nie jest tak że mogę Cię... zignorować, czy coś!”]- jak możesz się ciągle wobec mnie tak zachowywać!
Gaspard tego nie widział [choć przecież Vladimir stał nie dalej jak 20 centymetrów od niego- przecież Delfina z nim tańczyła, a Vladi nie mógł stać za daleko bo porozumiewali się szeptem], bo właśnie zagadywała go Eve, trzepocząc rzęsami, byłam pełna politowania. Rozpłakałam się [Z tego politowania? Nie dziwię ci się, dziecko: za cholerę nie wiem co to jest ale brzmi poważnie i boleśnie. Idź z tym do lekarza] [Najlepiej od razu amputować…] [Co amputować?] [Skoro jest go pełna, to chyba wszystko… *nonszalancko wymachuje tępą piłą do kości*].
- Nie mam czasu na tłumaczenia - oznajmił dramatycznie Vladimir, chwycił mnie za rękę i pociągnął w tłum. Kątem tęczówki [*do opadniętych rąk dołączają cycki*] zauważyłam wchodzące na sale jakieś dziwne ciemne postacie [Mówi się afropostacie, rasistowska narrratorko ty!].
W tym momencie z głośników posypały się iskry a ja pisnęłam. Ciemnych postaci zrobiło się więcej.
-Co to ma znaczyć?! - krzyknęłam na Vladimira. Nie zdążył odpowiedzieć, bo dekoracje upadły z wielkim bum! [To „bum!” w języku literackim nazywamy hukiem, słonko] Dziewczyny krzyczały jak ostatnie idiotki, wszystcy uciekali, a chłopaki próbowały ich ratować [„chłopaki próbowały ich ratować”… *przepisuje na karteczkę, którą spala i głęboko się zaciąga” … A to zdanie przepiszę sobie zaraz jeszcze raz i będę się nim smagała jeśli zrobię coś wymagającego wyjątkowo okrutnej kary…].
-Brać ją! - krzyknęła jedna z postaci. Delfi z przerażeniem skostatowała [w sensie, że ze strachu zrobiła się koścista? (Tak, aŁtorko, jesteś bardzo fajna używając takich trudnych i długich- aż piec sylab!- słów. Ale naucz się jeszcze zapisywać je poprawnie zanim zaczniesz szpanować, ok?)] że to o niej. Pobiegła z krzykiem do przodu usiłując wyjść [Ale inne dziewczyny to wrzeszczały jak ostatniej idiotki, co? ;) Ty pewnie wrzeszczysz w wyjątkowo wysublimowany sposób] [Dla konesera jest wyraźna różnica pomiędzy strachliwym „PIIIIISK!” a przerażonym „AAAAAA!”]. Czyjeś ręce chwyciły ją za sukienkę, jednak szarpnięta pobiegła dalej [Ale już bez sukienki] [Nie. Skoro „szarpnięta” to przecież sukienka. Sukienka pobiegła dalej bez Delfiny] [xD].
-Chodź! - krzyknął Vladi. Po chwili poczułam że frunę. Było to oczywiście nie możliwe, ale jednak to czułam. Podmuchy wiatru na twarzy, pofalowanie włosów [ona jak lata to od razu zaczynają jej się falować włosy? A jak kopie tunele to pewnie skręcają jej się w pierścionki?], targanie sukienką [A kiedy spojrzała w dół zobaczyła cząsteczki powietrza ubrane w łachmany, szarpiące ją za sukienkę, patrzące olbrzymimi oczami i mówiące „Łan dolar! Pani, rodzina głodna! Bakszysz, łan dolar!”]. Po chwili lekko opadliśmy na ziemię przed schodami. Ciemne postacie zostały gdzieś dalej ale wciąż były blisko. Pobiegliśmy wspólnie dalej.
-Co to k***a było?! [Gościnny występ Badassowatego Edwarda?] [To się nazywa „dialog dzieł literackich”, skarbie *zadowolona, że wiedza zdobyta przez te trzy lata w liceum na coś się przydała*] [Dialog CZEGO?!] [No… Dzieł literackich ^^ Słuchaj, to nie moja wina, że tak to się nazywa!] [No dobra, ale CZEGO?!] […]
- No wiesz...
-Nie wiem!
-Wiesz! Daj mi skończyć! [Słowne przepychanki na poziomie przedszkolaków w momencie, kiedy dziewczyna ledwo uniknęła (i to w dość niekonwencjonalny sposób) śmierci. Ok.]
-Ciekawe co?!
-Jestem wampirem! [Dam dam daaam?]
-Co?
-Wampirem, nieumarłym, nosferatu...
- Nie wieżę ci. [A nawet nie zamkuję ani nie katedruję!]
-Patrz. Uniósł bladą dłoń, położył ostrą krawędź paznokcia na białej skórze przedramienia i mocno pociągnął [Składam reklamację: a gdzie mój przymiotnik do „przedramienia”?]. Rana nabiegła rubinowym płynem [kamieniem filozoficznym! *idzie dalej oglądać Fullmetal Alchemist*], by po chwili popłynął wartkim strumieniem skapując na jego koszulę, marynarkę, buty i spodnie [On się tak zaciął PAZNOKCIEM?! Wydelikacona ta dzisiejsza młodzież…].
-Patrz. Przesunął palcem po krawędzi rany i po resztkach cieczy nie zostało ani śladu.
Ojej... - skomentowałam. [Understatement of the YEAR!] [Nie chcę nic mówić, ale to w żaden sposób nie dowodzi wampiryzmu. David Copperfield też tak na pewno potrafi. Wybrałeś naprawdę kiepski moment na pokazy iluzji, stary]
Spojrzałam na niego z podziwem.
- Jak mogłam ci nie wierzyć - wyszeptałam. Valdi uśmiechnął się męczeńsko [tak, bo męczennicy są znani ze swoich szerokich uśmiechów!] [to nie uśmiech, to rigor mortis…] i przygarnął mnie do siebie.
- Ale dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytałam, gapiąc się niego [a po co miał mówić? Wampiry naturalnie wyczuwają Mary Sue i przedstawiają im swoje CV na zasadzie odruchu Pawłowa?].
- Nie chciałem narażać cie na niebezbieczeństwo [co to jest „bieczeństwo”? I czemu oni go nie mają bez?] - odparł smutno. - Ale teraz musisz, być świadoma, chodź, idziemy!
- Ale...gdzie? - zapytałam nieśmiało.
- Chcę ci pokazać... - urwał. - Nieważne, po prostu musisz mi zaufać. [Nie pozwól mu zabrać się w jakieś ciemne miejsce! I uważaj gdzie wkłada ręce!] [Wszak otwarcie jej powiedział, że chce jej pokazać! xD]
Podeszliśmy do jakiegoś starego drzewa. Patrzyłam zdziwiona na to. Vladi przejechał paznokciem po korze [niszczą pomnik przyrody!] i nagle drzewo sie przed nami otworzyło. Weszliśmy. Była ciemność, a potem nagle zauważyłam, ze znajduje sie zupełnie gdzie indziej [A gdzie wydawało ci się, że się znajdujecie wcześniej? Skoro jesteście w całkiem innym miejscu?].
- Gdzie...my jesteśmy? - zapytałam słabo.
W moim świecie - powiedział Vladi. Chcę ci cos pokazać, ale najpierw chcę ci opowiedzieć kim jestem, tak naprawdę [„Tak naprawdę nie jestem narratorem! Jestem niespełnioną uczuciowo małą dziewczynką, której nikt chyba nie lubi, więc uzewnętrzniam swe frustracje pisząc opka, w których po wielokroć mogę zemścić się na rodzicach i wszystkich, którzy na co dzień nie rozumieją mej jakże skomplikowanej i mrocznej duszy”]. Kiwnęłam głową, przez głowę przelatywały mi tysiące myśli, myślałam że to niesamowite, niewiarygodne, czego ja sie dowiedziałam... A w ogóle co sobie pomyśli Gaspard, jeszcze ta Eve go poderwie...no chyba musze wracać w takim razie. [Bo trzeba mieć, psia mać, jakieś priorytety!]
- To jakbyś mógł tak króciutko - uśmiechnęłam sie do Valdiego.
- OK - odparł. - No to świat nasz nas wampirów jest bardzo starożytny, istnieje kilka wieków dłużej niż ludzki [„sama rozumiesz, że tych pierwsze kilka wieków to głównie czekaliśmy, aż się jakieś jedzenie pojawi, ale naprawdę jesteśmy baaaardzo starożytni”]. Oczywiście to co ludzie wymyślają to bzdury. Światło nie robi nam nic złego, tylko trochę drażni, ale nosimy specjalne kremy i naszyjniki ochronne, tak ze jest spoko. Nie zabijają nas osinowe kołki, tylko róża [Jedna, konkretna róża? Czy może wampiry śmiertelnie boją się małych staruszek sprzedających kwiatki na rogu?]. No i nie możemy palić. mam swoje szkoły i społeczeńztwo oraz, elytę [elyta? Czy mogę to położyć na pizzę?] [Nie! No co ty, o „elycie” nie słyszałeś? To takie „O, patrz!” mówi Jędrek do Pietrka pod monopolowym „Z Warszawki ELYTA przyjechała, hłe hłe hłe!”]. Niestety jakiś czas temu...coś wymknęło się z pod kontroli. No ale tyle tego, reszty sie dowiesz jak poznasz mojich znajomych.
- Ojej – powiedziała

Rozdział IV [GHAH! RÓŻOWY! Wszędzie...różowy...] [Tak, Drodzy Czytelnicy, cały Rozdział IV jest pisanym takim właśnie uroczym kolorkiem...]
- Więc to jest mój świat, mroczny, straszny [...różowy...], nie miejsce dla delikatnego płatka jak ty - mruknął Valdimir.
Delfi rozejrzała się wokół szerokimi oczyma. - Oooo? - westchnęła.
Wszędzie było szaro, budynki były z kamienia, ulice też, chodnikami z kamienia spieszyli ludzie, czy raczej wampiry. Wzdrygnęła się na tą myśl. Minął ją jakiś chłopak o wzburzonych brązowych włosach i złocistym spojrzeniu na wpół się uśmiechając [pod nosem mamrotał „Bella! Bella, muszę do Belli…”]. Szedł z Vladimirem pod rękę i podążyli dalej [Próbuję ogarnąć to zdanie: Vladimir przyprowadził boCHaterkę do swego świata i oprowadza ją po nim. Mijają ich różni ludzie, co w miastach jest zjawiskiem dość naturalnym. Mija ich także kryptoEdward, który idzie z nagle homoseksualnym Vladimirem (tym oprowadzającym Delfinę). Razem odchodzą. Pomimo to Vladimir (choć najwyraźniej przed chwila sobie poszedł) nadal jest z dziewczyną. Pomóżcie mi, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem…] Burzowe chmury toczyły się po niebie. Minęli ich kolejne postacie, jakiś wyniosły arystokrata z laską w dłoni, o długich blond włosach i wyniosłym spojrzeniu [a pod nosem mamrotał „Louis! Louis, muszę do Louisa…”?], jakaś dziewczyna, nie tak w połowie ładna jak Delfi, ale ich minęła [łamiąc wszelkie konwenanse i zasady ruchu opkowego!], drzewa pochyliły się pod uderzeniem wichru. Grupka wampirów uciekła do domów.
- Chodź - powiedział Valdi, zaprowadzę cię do mojego domu.
Poszli więc.
Szli, szli, mijali kolejne kamienice,
[aż zaszli wprost do… nie powiem :x] mosty, Delfi podziwiała miasto, tak inne od tych w jej świecie [taaak, na Ziemi nikt nigdy nie wpadł na to, żeby budować z kamienia]. Weszli do parku, jednak poszli dalej [POMIMO tego, że weszli do PARKU?! Niesamowite…] [No! *pełen podziwu* Ja tam jak tylko przekroczę bramę staję w miejscu i nie mogę zrobić ani kroku dalej. Piękno przyrody tak na mnie działa. Dlatego, ze względów rozsądkowych, raczej unikam parków. Potem muszę czekać, aż ktoś pójdzie po rozum do głowy i mnie wyniesie z powrotem na ulicę. To trochę… kłopotliwe]. W oddali ujrzała wielki dom z białej cegły kryty czerwoną dachówką z czarnymi oknami i bladoróżowymi drzwiami wejściowymi [Dzięki kolorystyce zyskał sobie miano Château de Rzyg]. –
- Tam mieszkam. [Skarb, może jednak dałoby się coś zrobić z tym różem?] [*Wyciąga soniczny śrubokręt, trochę nim majstruje*]
- Aha.[Od razu lepiej! Dzięki!]
Poszli. Byli już prawie przy drzwiach kiedy wicher powiał gwałtowniej, szarpnął Valdimirem, a jakiś cień przemknął tuż obok chwycąc dziewczynę za rękę i odciągając w szarą dal [A ona tak się dała? Dotychczas żyłam w przeświadczeniu, że odciąganie kogoś za rękę wymaga interakcji z jego strony]. Valdi zaklnął […zaklął…], poderwał się, jednak nie był w stanie dogonić dwóch postaci [Choć jedna z nich, przynajmniej w teorii, powinna szorować nogami po ziemi, opierać się i krzyczeć. Nie mówiąc już o tym, że nie miała wampirzej szybkości].
Delfina czuła się zupełnie nieswojo, nie wiedziała co sie działo. W jednej chwili była ze swoim ukochanym i jedynym na świecie takim jak on Vladimirem [który jest jej ukochanym od… kiedy?], a w drugiej nie wiedziała co sie dzieje. W trzeciej chwili spróbowała ogarnąć situejszyn [iś za to nie ogarniać das kuweten] - coś się stało, jakiś facet gdzieś ją ciągnął.
- Co pan k*** [mówienie „ka-gwiazdka-gwiazdka-gwiazdka” musi być męczące] robi? Ja pana nie znam! - krzykła zdenerwowana [krzykła, rykła, pierdła i zmarła *szczera nadzieja pojawia się w jej zdezelowanym aŁtoreczkowymi pomysłami mózgu*].
Facet przystanął i Delfina mogła mu się przyjrzeć. Miał niesamowicie i dziwnie fascynującą twarz [a gdzie ją trzymał?] - był niski i miał ogoloną głowę oraz piękne niebieskie oczy jak dwa morskie jeziora promiejace [promem jadące?] dobrem wśród mroku [to nie dobro, to odpady radioaktywne z elektrowni atomowej].. –
Ale ja za to ciebie znam - uśmiechnął się tajemniczo - Nie sądzę żeby było to bezpiecznie, nie jesteś jeszcze świadoma swoich... - urwał.
- Ja nie jestem tu bezpieczna? - obruszyła się Delfina - Vladi mnie przed wszystkim ochroni! [*cichutko* Ale przed porwaniem cię nie ochronił…]
- Nie myślałem o tobie...- powiedział tajemniczy mężczyzna - raczej o innych.
Delfina zrobiła zdziwioną minę, nagle usłyszała jak coś się bezszelestnie skrada [Skoro swymi niedoskonałymi, ludzkimi uszami usłyszała bezszelestne skradanie, to chyba nie było zbyt bezszelestne, co?]. był to Vladimir. Rzócił [O.O] [*popada w stupor*] się on na niską istotę.
- Valdi! Co ty tu robisz? - wykrzyknęła uszczęśliwiona Delfina
- Jak nas tutaj znalazłeś tak szybko? [„-zapytał równie uszczęśliwiony Vladimir, który akurat szedł sobie na kawę kiedy Delfina na niego wpadła”?]
- Valdi spojrzał na nią z lekkim politowaniem acz z podziwem dla siebie. [1. Kto to powiedział? 2. Tego zachwytu samym sobą nie skomentuję gdyż bo ponieważ albowiem do mych opadniętych ręków i cycków dołączyły majtki i poziom adrenaliny we krwi]
- Jestem przecież najszybszym drapieżnikiem, nawet puma azjatycka [po wpisaniu w Gugla hasła „puma azjatycka” pojawia się… „Mroczna Siła Miłości”. Wyłącznie. To wystarcza za cały komentarz] nie jest w stanie mnie wyprzedzić [- Zakładając, że coś takiego istnieje [nie istnieje. Skoro gugiel o tym nie słyszał to nie istnieje], to co z gepardem? – zapytał z tłumu Johnny] [-Ciiicho!- syknęła na niego porażona zajebistością wampira Ithil. Nie każdy potrafi prześcignąć nieistniejącego futrzaka]- wyjaśnił.
- Delfino nie możesz sie do niego zbliżać! - powiedział mężczyzna.
- Bo co? - zadrwił sarkastycznie [tak właśnie działa sarkazm] [Co?! O.O] [Żartowałem. SARKAZM. TAK. NIE!!! DZIAŁA] Vladimir i zaatakował go. Ponieważ wiedział że niebezpiecznie jest walczyć gołymi dłońmi, ze swoją nadwampirzą siła wyrwał pobliskie drzewko i uderzył go [Odważny. A potem wyciągnął zza pazuchy tulipana jak zgaduję?]. Nagle stało sie coś nagłego [w moim maśle jest nad podziw dużo masła!] oraz nieoczekiwanego [„A łyżka na to: Niemożliwe!”]. Dłonie mezczyny zaczęły się formować jakby miała z nich wystrzelić kula ognia [Aha! *mądrze kiwa głową* Czyli jak?]. Po chwili jednak sie zreflektował patrząc na parę zamarło w oczekiwaniu [para w powietrzu zamarła w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków]. Delfina przypatrzyła sie temu w szoku czuła jak w nagłebszych zakamarkach jej pamięci rodzi się jakieś archaiczne wspomnienie [archaiczne wspomnienie czekających ludzi? A w ogóle, to co ją tak dziwi?], nie zdążyła się jednak nad tym zastanowić, gdyż coś spadło jej na głowę.
- Ach! - krzyknęła - Valdi ratuj!
- To tylko wiewiórka – powiedział i zdjął ją ze mnie, co było bardzo romantyczne [sam bym się nie domyślił]. Gdy spojrzeliśmy, mężczyzny już nie było [Przestraszył się wiewiórki. Bo to była Mroczna Wiewiórka Zagłady].
Kiedy wreszcie przybyli do domu Valdiego, rozsiedli się przy kominku i napili wina usiedli [To było wino marki „Usiedli”] [Nie znam tego gatunku...] [I całe szczęście! *oddycha z ulgą*].
- Wiesz, bałem się o ciebie-
- Niepotrzebnie, ten człowiek [„mógł mieć cukierki!”]
- Mógł cię skrzywdzić!
- Nieprawda!
- A skąd wiesz? Usta Delfi się zacisnęły.
-Dobrze, nie kłóćmy się [„Ten facet na pewno uprowadził cię w cholernie pokojowych zamiarach. Chciał zagrać w bierki. Mogę się dobrać do twojej krwi?”]
Zapadła przyjemna cisza. Dziewczyna oparła się o chłopaka i chłonęła chwilę. W pewnym momencie objął mnie i przytulił
[Narratorka wypchnęła Delfinę przez okno i sama rzuciła się w ramiona Vladimira, który w ciemności nie widział nic a nic…] [Patrząc na jej narrację czuję się jakbym oglądała mecz tenisa stołowego: ping-pong-ping-pong! Narracja pierwszoosobowa- trzecioosobowa- pierwszoosobowa - trzecioosobowa- ping- pong...]. Wargi musnęły moje ucho po czym zsunęły się na usta. Całowaliśmy się przez chwilę, to było cudowne! Nieziemskie! Tak pięknie pachniał i tak słodko mnie dotykał [mógł umyć rękę po pączkach…]. Ale piknęło mi coś w sercu i odsunęłam się na bezpieczną odległość [Wiecie, przez jedna, cudowną chwilę miałam nadzieję, że zejdzie na zawał…].
-Delfi - westchnął Valdimir. - Ja kocham
[co kochasz? Skoro pytanie pozostaje bez odpowiedzi, sam ją stworzę! Uwaga scena by Johnny wygląda tak: -Delfi - westchnął Valdimir. - Ja kocham… ogórki małosolne! – ku zaskoczeniu Delfiny, Vladimir wyciągnął zza pazuchy słoik ogórków i zabrał się do szamania, nawet się nie dzieląc]
- Muszę wracać - powiedziałam szybko - rodzice się będą martwić.
Wstałam z czerwonej kanapy na której siedzieliśmy i podeszłam do drzwi.
- Chodźmy.
Wróciłam smutna do mojego jakże nudnego i bezsensownego życia w domu gdzie nikt mnie nie doceniał
[ogarnij się, dziewczyno. Serio mówię]. Poszłam też następnie do szkoły, gdzie wpadłam na jakiegoś chłopaka o pięknych szarych oczach i kruczoczarnych włosach rozlepiającego ulotki na drzwiach [albo ona ma niskie standardy, albo do rozlepiania ulotek zatrudnia się modeli]. - Hej - powiedziałam zaskoczona.
- co robisz? - Ciepło błysnął ku mnie zębami rozciągniętymi w uśmiechu [Jak się ciepło błyska rozciągniętymi zębami?].
- Sama zobacz - powiedział.
Przeczytałam ulotkę. - NIEWAŻNE CZY JESTEŚ WYSOKIM BARYTONEM O BARWIE TENORU [a przy tym nosisz czerwoną bluzeczkę w odcieniu błękitu] CZY NISKIM DRŻACYM SOPRANEM! NIEWAŻNE, JAKIE SĄ TWOJE ZDOLNOŚCI! I TY MOŻESZ ZOSTAĆ GWIĄZDĄ NASZEGO WSPANIAŁEGO AMERYKAŃSKIEGO ŚWIATOWEGO TEATRU [Skoro akcja dzieje się w Ameryce, to czemu oni uczą się polskiego?... Moja głowa… moja biedna głowa…]! WEŹ UDZIAŁ W CASTINGU, JUTRO O 10.00 W SALI GIMNAZTYCZNEJ [No to faktycznie- światowe jak cholera] [Bo to była sala gimnastyczna w gimnazjum pewnie]. –
Ee, to chyba nie dla mnie - pomyślałam-
- No co ty - powiedziała Mirci, która wyrosła nagle obok mnie jak spod ziemi [Używaj MERYSUJOLU, dzięki niemu twoje przyjaciółeczki wyrosną na zdrowe, silne i PEŁNE UWIELBIENIA! Do kupienia w sklepiku Ministerstwa]. - na pewno masz niesamowite zdolności, po prostu o nich nie wiesz [no OCZYWIŚCIE, że tak. Przecież jesteś MarySue], bo nigdy do tej pory nie śpiewałaś, ale jutro wszystkich zakasujesz [Chrzanić ludzi, którzy przez długie lata ćwiczyli głos!]! Musisz koniecznie pójść, ja też mam zamiar, idę na przesłuchania do baletu [Przesłuchania do baletu? Ja wiem, że tak się czasem mówi, ale i tak wygląda głupio].
No więc następnego dnia stawiłam się na miejscu. Przesłuchania prowadził Damiano Alejandro - on też napisał tę sztukę [Tę światowo-amerykańską? Czy mogę tego nie komentować?] [Możesz, ale nie za to nam płacą] [To ktoś nam PŁACI?] [Eee… patrz! Błędy! Pośmiejmy się z nich!]. Nie miałam wprawdzie pojęcia, o czym ona jest, ale kiedy już dostane rolę, będę miała mnóstwo czasu, żeby ją przeczytać [-.-]. Przede mną występowało kilka jakichś dziewczyn, wszystkie były beznadziejne [a JAKŻE *zgrzyta zębami*], dopiero ostatnia piszczałą całkiem nieźle [była niezłą piszczałą. Nie jestem pewna, czy to komplement. Brzmi dość obraźliwie], i widziałam, ze Damiano zainteresował sie Paullą, bo tak brzmiało jej imię, [W skrócie. Naprawdę nazywała się Paulla Hortensja Eulalia Rywalka Annamaryja Buc]. Nie była co prawda tak ładna jak ja i z satysfakcją zauważyłam, że jej makijaż nie jest niewidoczny [słonka, przykro mi to mówić, ale brak makijażu to nie to samo co niewidoczny makijaż. Zresztą, główną funkcją makijażu jest to, że go WIDAĆ, prawda?]. Weszłam spokojnym zrównoważonym krokiem [kroki innych dziewcząt zataczały się i chichotały głupio] na scenę i zaczęłam śpiewać. W wokalizie czułam jak wzbijam sie na nieznane dotąd mi i nikomu wyżyny i niziny. Widziałam że wszyscy są pod moim niesamowitym wrażeniem, co prawda nie śpiewałam nigdy wcześniej, no ale w końcu miałam te 6 oktaw. [W pudełku, obok embriona]
- Gratulacje Delfi, dostajesz główną rolę [jesteśmy z Ithil bardzo zaskoczeniu takim obrotem spraw. Bardzo.] - powiedział Damiano. - Jutro zaczynamy próby.