piątek, 27 stycznia 2012

13.5. Moda na Lwy czyli "Powrócimy tu jeszcze..."

Dobry wieczór!
Dziś ostatnia analiza przed weekendem, z tego (i paru innych o czym się przekonacie jak doczytacie do końca) powodu jest odrobinę dłuzsza od swych poprzedniczek z tygodnia. A i dzieją się w niej rzeczy... cóż, może nie ciekawsze... W każdym razie dzieją się rzeczy ^^ Będą na przykład gumowe motolwy z pustyni, klasyczna aŁtoreczkowa amnezja oraz słów kilka o dojrzałości i małżeństwach władców państw.
A reszty dowiecie się jak przeczytacie ^^

Adres bloga: http://happy-lionking.blog.onet.pl/
Zanalizowała: Ithil

XIII rozdział - Zrospaczona Tani [Zrobiona ze spaczonej rosy, dobrze rozumiem?]
URU: - Hmmm...Kovito, niewiesz gdzie sie podział Tinn?
KOVITA: - Podobno uciekł [*parsk* No spoczko. Książę uciekł na sąsiednie ziemie. Kto by się tym przejmował]
URU: - CO?!
KOVITA: - Twoja matka mi powiedziała. Na Rajską Ziemię. Jest tam z Febe.
URU: - Z Febe?! Zdradził Tani dla Febe?! [No, to faktycznie kluczowe jeśli się zauważy, że w tej sytuacji Zła Ziemia jest pozbawiona następcy...]
KOVITA: - Niewiem czy zdradził...w każdym bądż razie to bez znaczenia.
URU: - Bez znaczenia?! To mój brat!!!
KOVITA: - Spokojnie, wróci. A jak Ci sie układa a Ahadim? [„Anyway, how is your sex life?”]
URU: - Zaraz do niego ide... A jak tak Kimba?
KOVITA: - Już wiesz?
URU: - Od dawna.
KOVITA: - Hmm...myślimy o Potomstwie [Mam niejasne wrażenie że coś mnie ominęło...]
URU: - My też. Ok, ja ide [przerwa na kawę jej się skończyła]
KOVITA: - Powodzenia [„przy robieniu dzieci. Nie żebyśmy mieszkały razem czy coś...”]
Uru była zaskoczona.
URU: - Ahadi...jak ty urosłeś! [Też jestem zaskoczona. Od tak dawna nie widziała TruLoFFera że ma przywidzenia?]
URU: - A jak ty! [Chyba tak...]
AHADI: - Cieszę się, że znowu Cię widzę.
URU: - Ja też. A jak tam Twój ojciec? [„A co tam u żony?” Hej, bez jaj, czytając ich porywające dialogi mam wrażenie, jakbym czytała stenogram z rozmów w „przerwie na papieroska” w stereotypowej firmie. Tylko dać im do łap piankowe kubki z kawą xP]
AHADI: - Nie najlepiej, choruje na coś. Zjadł chyba chorą zebrę...
URU: - Ty ją upolowałeś?
AHADI: - Tani.
URU: - Chyba nie zrobiła tego celowo?
AHADI: - Niewiem...mogła chcieć pomścić matkę. I jest roztrzęsiona. [Pewnie w ciąży]
URU: - Chodzi o Tinna?
AHADI: - Tak.
W tym czasie obok przeszła Tani.
AHADI: - Co zrobiłaś ojcu [suko]?! [*sturluje się z krzesła*]
Uciekła
URU: - Uspokuj się Ahadi. Ma na oku mroczny znak. Jest wściekła i zrospaczona [Czemu? Bo przecież śmierć matki Tani miała głęboko w zadzie. Czyżby TruLoFFerska plotka znów założyła siedmiomilowe buty?]. Jednym słowem: ma mrok w sercu. Tak jak Tinn.
AHADI: - Tinn? Nie sądzę
URU: - Słuchaj, kiedy wreszcie będziemy razem?
AHADI: - Już nie długo. Wydaje mi sie, że mój ojciec już długo nie pociągnmie. [Stary niedługo wyciągnie kopyta] - westchnął - a wtedy ja zajmę miejsce na tronie...
W tym czasie usłyszeli ryk... [to ja ryczałam. Kuriozalność tych dialogów doprowadziła mnie na skraj rozpaczy]


XIV- Śmierć króla
AHADI: - Ojcze...OJCZE!!! [Niezły jest. Usłyszał ryk i od razu wie, że coś się stało jego ojcu... Wniosek: Maczał w tym palce a teraz udaje świętego!]
Ahadi biegł na Lwią Skałę ile sił w łapach. Uru biegła za nim [na Lwią Skałę]. Gdy dobiegli na Lwią Skałę, ujrzeli ojca Ahadi'ego, bezradnie leżącego na [lwiej] skale, ledwo żyjącego. Obok niego stanęły lwice ze [skały?] stada [Ooooch...].
AHADI: - Tato! Co Ci się stało?!
OJCIEC: - Synu...Ahadi. Ty jesteś królem, ty z Uru [Stary ogarnął, że jest w opku i nie ma dla niego ratunku, bo jako rodzic musi umrzeć]. Życzę Wam szczęścia w życiu. Kres mojego panowania zaszedł [Kres zaszedł? Chyba w ciążę...], a wz[e]szedł dla Ciebie. Jako nowego króla. Jesteś moim synem i jedynym prawowitym Władcą Lwiej Krainy [Wyczuwam zbliżające się „Ahadi... Jestem twoim starszym bratem! I prawowitym władcą Lwiej Ziemi! (A to moja żona i nasza dwudziestka dzieci...)”]. A ty...Uru...opiekuj się Ahadim.
URU: - Oczywiście.
OJCIEC: -Żegnaj, synu...
AHADI: - Tato, proszę, nie umieraj!!! [Aha, czyli Ahadi już sobie radośnie zapomniał, że jego ojciec ubił matkę bez żadnego powodu, bo mu ciśnienie skoczyło?]
Ale było już za puźno. Król odszedł. Ahadi łkał żałośnie. Nie mógł się z tym pogodzić.
URU: - Spokojnie. Teraz ty jesteś królem. Jesteś Królem Lwem!!! [„Czanić ojca- dorwałeś się do stołkaaaa!”]
Te słowa dodały Ahadi'emu otuchy. Zauważył, że z boku siedzi Tani. Podszedł do niej wściekły.



XV rozdział – Wygnanie
AHADI: - Wiesz...gdybyś nie miała tej szramy to ja bym Ci ją zrobił. [?!]
Nie odpowiedziała nic. Ahadi zwrócił się do lwic ze stada. Wszystkie oddały mu pokłon.
AHADI: - To ona, moja rodzona siostra, zabiła swojego własnego ojca [Hej, a co to za daleko idące wnioski? Uważaj jak szafujesz oskarżeniami, bo dla mnie to ona sobie spokojnie siedzi a ty ubiłeś starego a teraz odwracasz uwagę oskarżając innych!]. Otruła go. Zamordowała króla!
Lwice były zdezorintowane [„Gdzie jest krzy... król!?”], nie wiedząc co mają robić, rzuciły się na Tani [Eee... Aha. „Nie wiesz co zrobić- popełnij morderstwo!”]. Wystraszona lwica rzuciła się do ucieczki.
URU: - Co ty wyprawiasz?!
AHADI: - [„Nie widzisz? Usuwam niewygodnych świadków i ewentualną konkurencję. Lepiej już zacznij pakować walizkę bo jesteś następna w kolejce”] Ja nie jestem zdolny do morderstwa. Lwice mają zadanie ją wypędzić.
Ahadi wszedł na skalny wystep, pod którym znajdowała się otoczona Tani. Lwice już chciały się na nią rzucić, kiedy Ahadi krzyknął:
AHADI: - NIE! Ja nie jestem nią! Nie zabijecie mojej siostry. Ja ją skarze. Teraz wydam wyrok. WYGNANIE! WYNOŚ SIĘ STĄD I NIE WRACAJ! NIGDY!!!
URU: - NIE! [„Ona nie jest już jeeeedną z nas!” Hoc, hoc, hoc! *Ithil przytupuje nóżką*] To nie tak miało być! Celem życia jest zjednoczenie ziem, a nie wyganianie z nich!!!
AHADI: - Przykro mi. Zdania nie zmienię [Ergo: Tak naprawdę wcale nie jest ci przykro. Jakby było spróbowałbyś naprawić błąd].
Uru była zawiedziona. Tani natomiast odeszła bez słowa.



XVI rozdział - Wyprawa Tani
Nie wiedziała co ma robić. Czy iść na Złą Ziemię? Wrócić i stawić czoła bratu? Nie. Najpierw musi znaleźć Tinna [A co to za imperatyw?]. Wyruszyła na Rajską Ziemię.
Zrobiła błąd - nie szła wąwozem z prawej tylko z lewej strony [To straszne- ale czy coś z tego wynika?]. Z dołu wspięła się na górę [Z dołu na górę? Niezwykłe...]. Potykając się o kamienie, wpadła z prędkością w kolczaste krzaki [A, już rozumiem. Tani wpadła w te krzaki bo biegła z lewej strony wąwozu. Jakby jechała, jak Prawo Drogowe przykazało, prawą stroną jezdni to byłoby wszystko cacy...]. Cała pokłuta jakoś przeszła [Opony jakoś wytrzymały]. Dostała się na Pustynną Ziemię [Teraz wchodzimy w tryb „Rajd Dakkar”]. Udało się jej jeszcze dojrzeć Lwią Skałę, poczym zemdlała z upału [Hej, ale przecież ta skała na Rajskiej Ziemi to była podobno tylko bardzo podobna? Czy może to te ziemie u nich takie wielkości chusteczki?]. A kilka kroków dalej już była Rajska Ziemia...
Tinn ujrzał sępy zwabione ciałem Tani. Postanowił je przegonić, aby dowiedzieć się, po co przyleciały.
TINN: - Wrrraął!!! [„Wrzasnął Tani dosiadając swego oswojonego guźca a surykatka strzeliła lejcami”]
Wszystkie sępy odleciały, ukazując ciło Tani [Tani była oclona? Przez kogo, o Manwe?!].
TINN: - Ta...Tan...TANI!!!
Tinn pobiegł do niej ile sił w łapach. Żyje. [O, skok czasowy. Tęskniłam za tobą] Odetchnął z ulgą. Zaniusł ją szybko dowody. Otknęła się.
TANI: - Gdzie...TINN!
Lwica radośnie pisnęła. [-.- Piszcząca lwica. Pewnie gumowa. Idealna zabawka do kąpieli dla twojego dziecka]
TANI: - A jednak Cię znalazłam!
TINN: - Po co mnie szukałaś? [Chce zakończyć wszystkie swoje sprawy i iść na nowe. Nie wiem czy pamiętasz, ale zostawiłeś ją bez słowa]
TANI: - Mój ojciec zmarł, a Ahadi wygnał mnie z Lwiej Ziemi.
TINN: - Co? Co się stało Twemu ojcu? I czemu Ahadi Cię wygnał?
TANI: - Ja zabiam ojca. Upolowałam dla niego zatrutą, chorą antylopę [Czy mogę wiedzieć z jakiej paki po sawannie hasała zatruta antylopa (i kto ją zatruł)? Poza tym lwy zazwyczaj zabijają chore zwierzęta- bo najwolniej przed nimi uciekają]. Ahadi jest królem, wie o tym że zabiłam ojca, miał prawo mnie wygnać.
TINN: - A Uru jest...? [To kluczowe. „Zawaliło Ci się całe życie. Czy moja siostra jest już ustawiona?”]
TANI: - Tak.
TINN: - No nie! Moja rodzona siostra! Jak matka się dowie, to nie będzie miło. [Hi hi, ależ słitaśny eufemizm. „Opuściła nas następczyni tronu, zdradziła swoich ludzi w imię faceta z dużym... orszakiem poddanych a ja jedyne co mogę zrobić to przywlec do domu znalezioną na drodze dziewczynę- będzie niemiło”]
TANI: - Słuchaj Tinn. Dowiedziałam się o Tobie i Febe...
TINN: - Yyy...
TANI: -...i błagam Cię, wróć ze mną na Złą Ziemię! [oO] Ja jestem już sama, nie mam nikogo!!! [Wow... Ta dziewczyna to nawet na półce nie stała obok godności!]
TINN: - Tani, ja...
TANI: - Błagam!!! [Kochanie, imaginuj, że on cię zostawił, uciekł do sąsiedniego kraju i żyje z obcą księżniczką. Po pierwsze: kim by nie był, w takiej sytuacji tekst „błagam (!), wróć do mnie” po prostu nie działa, bo nie da się kogoś zmusić do miłości a między wami ewidentnie nie zaskoczyło, skoro cię rzucił w tak obrzydliwy sposób. Po drugie: Jak już wspomniałam to książę, który zdezerterował. W takiej sytuacji nie sądzę, żeby w ogóle mógł wrócić do kraju, nie wspominając o chęciach. Po trzecie: bawi mnie w ogóle sama wizja takich stosunków między państwowych: „Ta flama, księżniczka francuska zostawiła mnie dla króla hiszpańskiego! Dziś wyślę swego posłańca żeby nasikał im do butów!”]
TINN: - Dobrze. Wrócę z Tobą... [… Zapomnij, że w ogóle coś mówiłam]
TANI: - Dziękuję Ci!
TINN: -...ale najpierw muszę zawiadomić Febe [Powiało grozą]. Choć ze mną...



XVII rozdział - Walka i powrót na Złą Ziemię
FEBE: - Tinn! W końcu jesteś...z kim ty idziesz?! [Przecież one się poznały?]
TINN: - Febe...to jest Tani. Moja narzeczona.
FEBE: - CO?!
TINN: - Wszystko wyjaśnię. Ojciec Tani zmarł, Ahadi ją wygnał, jest sama, całkiem sama. Ma tylko mnie. [To żaden powód. Na świecie jest w pytę samotnych lwic- Tinn przygarnia każdą? Co on jest, fundacja charytatywna „I ty możesz mieć własne królestwo”?]
FEBE: - I co zamierzasz?!
TINN: - Wrócę z nią na Złą Ziemię.
FEBE: - A nie interesuje Cię to, że teraz ja będę sama?! [oO Nie, aŁtorko, nie wmówisz mi, że to jest właśnie największy problem przy związkach między państwami!]
TINN: - Ty masz Kimbę.
FEBE: - NIE!!! Kimba jest z Kovitą!
TINN: - No to przykro mi. My idziemy. [xD Cięta riposta jest cięta (A dojrzałe związki bardzo dojrzałe)]
FEBE: - O nie! Nie pozwole na to!
I rzuciła się na Tani. Obie lwice walczyły zawzięcie, dopóki Tinn ich nie rozdzielił [Rozumiem, że to jedno zdanie ma nam starczyć za cały opis tej strasznej walki?]. Febe miała nadgryzione gardło i łapę, a Tani niesprawny ogon i nadgryzione ucho. Uciekli na Złą Ziemię. Po powrocie do domu, matka Tinna przyjacielsko ich powitała [*wsadza do chlebaka najpotrzebniejsze rzeczy, zdjęcie Johnny'ego i książkę po czym wyrusza na poszukiwanie aŁtorki żeby nauczyć ją pisać porządne opisy*].
MATKA: - Cieszę się, Tani, że należysz do naszej rodziny!
TANI: - Ja też się cieszę.
Tani opowiedziała, co zrobiła swemu ojcu i kto ją wygnał. [Osoba, która wygnała Tani mieszka w domku z żółtym dachem a jej sąsiad czyta Timesa i ma papugę]
MATKA: - Nie wierze, że Uru przeszła na dobrą drogę!
TINN: - Ja też nie! Ale przynajmniej ja i Tani władamy Złą Ziemią!
MATKA: - Tak...Tani, czy mogę Cię traktować jak córkę? [Oho, matka już stawia fundamenty pod „ale przecież jestem waszą matką, nie możecie mnie wywalić na zbity pysk! Tani, córeczko, ty mnie chyba rozumiesz?”]
Po policzkach Tani popłnęły łzy. Przypomniała sobie swoją matkę. [Ciekawe: śni jej się kolejne morderstwo czy incest?]
TANI: - Oczywiście!
MATKA: - Och...szkoda że ojciec tego nie widzi... Atakujemy zaraz po tym, gdy Wasze przyszłe potomstwo dorośnie [xD To ciekawe! A co zaplanowałaś na wieczór?]. Pośpieszcie się więc! [„No. ...No!” „Co?” „No nie mówcie mi, że potrzebujecie prywatności!”]
TINN: - Atakujemy? Potomstwo?
TANI: - Tak! Wymordujemy wszystkie lwy z Lwiej Ziemi!
TINN: -Nie! Po co mamy atakować! [Z tego oburzenia aż pytajnik zgubił... Czy może to z ochoty?]
MATKA: - By pomścić ojca i zdobyć kolejne Ziemie!
Wszystkie lwice zebrały się w okół. [Wszystkie w jednym oku? Że też nie było im ciasno...]
MATKA: - Nasze stado jest ogromne, niedługo będzie jeszcze większe... [„A teraz nadstawiajcie kupry” kontynuowała MATKA „Mój syn będzie zapładniał!”]



XVIII rozdział - Król i Królowa
AHADI: - Uru, prześpij, się dzisiaj ze mną [xD W sumie to niezły tekst. Przynajmniej nie owija w bawełnę...], w moim domu, jutro wytłumaczysz się matce.
URU: - Myślisz, że byłby to dobry pomysł?
AHADI: - Oczywiście! [Wyobraźmy sobie taką scenę: przychodzi książę Karol do królowej Elżbiety i mówi „Mamusiu, to jest Diana. Czy może dziś u nas spać?”]
URU: - I tak w ogóle nie martwisz się o Tani?
AHADI: - Na pewno poszła na Złą Ziemię. Dam głó[k]wę. [*ma zbereźne myśli. Nie sądziła, że przydarzy jej się to do „Króla lwa”*]
URU: - Hmm...raczej nie. Biegła w stronę wąwozu.
AHADI: - Oh, daj spokój, na pewno nic jej nie będzie!
I poszli spać. [So wrong on so many levels...]

Ranem [Ran to... rana płci męskiej? Właśnie wyobraziłam sobie Uru odchodzącą w stronę zachodzącego słońca i powiewającą takim wielkim strupem... To było złe] Uru pożegnała się z Ahadim i z wielkim smutkiem odeszła z Lwiej Ziemi, by powiedzieć matce, że już nie wróci [Wraca żeby powiedzieć, że nie wróci- czy tylko ja widzę w tym coś nieznośnie... kobiecego?].
URU: - Matko, muszę z tobą poroz...Tinn! Co ty tu robisz?!
TINN: - Chyba raczej co TY tu robisz. Zdradziłaś nam! [CO im zdradziła?]
URU: - Tak jak ty zdradziłeś Tani! [Aha, czyli zdezerterowała ze swojego królestwa w akcie jakiejś dziwnej solidarności jajników?]
Tani wyszczerzyła do niej kły.
MATKA: - Po coś tu wróciła?!
URU: - Żeby powiedzieć, że więcej mnie już nie zobaczysz. Jestem królową Lwiej Ziemi. Dziś ja z Ahadim bierzemy "ślub". [Jak się zaraz okaże- Ahadi jeszcze o tym nie wie xP]
MATKA: - Więc co tu jeszcze robisz?! Wynoś się!
Uru szybko obróciła się, by ukryć łzę [Pojedynczą?]. Nie wierzyła, że jej matka może być tak okrutna... z jaką nienawiścią do niej mówiła. [Co jest dla nas bardzo dużym zaskoczeniem po tym, jak sama mówiłaś, że twoja matka jest zła i pała nienawiścią do wszystkiego co dobre. Ale skoro bardzo musisz robić dramę... To się nie krępuj]
AHADI: - Uru, coś się stało?
URU: - Nie, nic. [>.<]
AHADI: - Jesteś przygnębiona!
URU: - Raczej zła na matkę.
AHADI: - Spokojnie...to kiedy bierzemy "ślub"? [Ten „ślub” z cudzysłowem czy bez niego niesamowicie mnie śmieszy. Nie potrafię zdefiniować dlaczego konkretnie ale jest w nic coś tak... opkowatego, tak dziecięco naiwnego...]
URU: - Teraz! Zwołaj wszystkich!
AHADI: - Już?!
URU: - Tak, pośpiesz się! [Bo co, dni płodne jej miną?]
Ahadi pobiegł [poturlał się] zwołać [poklepać] lwice [ptaki] i pawiana, mandryla, Rafiki'ego [Bożydara], szamana [rybaka]. Uru wraz z innymi lwicami już czekały [I on z nimi wszystkimi miał wziąć „ślub”? ...To byłoby sensowne. Bo wiecie, lwy są poligamiczne...]. Była tak radosna... W tej chwili przybiegł Ahadi, a tuż za nim szedł Rafiki. Pawian pobłogosławił kijem "nowożeńcom" [Wykrzykując pradawną weselną inkantację „A pudzies ty, a pudzies! A gdzie w szkodę lezie!”]. Przechodzili przez rząd lwic, który oddawały in pokłon. Stanęli na skalnym występie i zaryczeli radośnie. Po nich reszta lwic ze stada. Rafiki ukłonił się. [Przygniotła go do ziemi świadomość jak kiepsko została opisana scena kończąca drugą część „Króla lwa”...]
AHADI: - Uru, ja mam dla Ciebie prezent...
URU: - Oh, naprawdę? Jaki?
AHADI: - Kiedyś, moja mama dała mi go na szczęście. - i pokazał lwicy przepiękny wisiorek z kamieniem.
URU: - Och, jest cudny! - mówiąc to założyła go na szyję [Chyba siłą osobowości, bo raczej nie łapami...]. Wyglądała w nim ślicznie.
URU: - Hmmm...właściwie ja też mam dla Ciebie prezent.
AHADI: - Oooo....jaki?
URU: - Jestem... w ciąży!!!
AHADI: - CO?!
c.d.n.

To zakończenie nie wymagało chyba komentarza, co? ^^ Tak swoja drogą to niezła jest- on jej biżuterię a ona jemu dziecko... Chyba bym nie poszła na taka wymianę
Oto koniec Tygodnia z Ithil. Oczywiście nie jest to koniec opka i jeśli kiedyś Johnny znów będzie niedysponowany poznacie dalsze przygody wesołej gromadki. Póki co jednak- od poniedziałku wracamy do Badassowatej Belli (yay!). A na zakończenie garść komentarza ogólnego:
Johnny odmówił komentowania tego opka ze względu na to, że dziewczyna stwierdziła, że to niemądre i zawiesiła działalność. Ja stwierdziłam, że co z tego i okazało się, że miałam rację, bo w czas potem niedługi znaleźliśmy łudząco podobne opko i istnieje podejrzenie, że napisała je ta sama Satini. Przyznać jej jednak trzeba kilka rzeczy, przede wszystkim to, że faktycznie użyła Worda do poprawienia błędów, choć nie wszystkie wyłapała. Po drugie, co odkryliśmy dopiero dzisiaj, faktycznie zrobiła risercz gdyż w „A Tale of Two Brothers” (Opowieść o dwóch braciach) faktycznie władcą Lwiej Ziemi jest Ahadi, faktycznie jest ojcem Skazy i Mufasy a jego żona faktycznie nazywa się Uru. Skłoniło nas to do odnalezienia reszty imion z tego opka i dowiedzieliśmy się paru ciekawych rzeczy:
W suahili „Tani” znaczy „siła”
Tinn” nie znaczy nic, bo to imię aŁtorka wymyśliła. Podobnie jak „Kovita”, „Febe”, „Natu” i „Nikka”
Ahadi” znaczy „obietnica”
Uru” to „diamenty”
Ale za to „Kimba” znaczy... „łajno”. Albo „zwłoki”, co wolicie. Ciekawe, czy to było zamierzone xD
I tym pozytywnym akcentem żegnam się z państwem, życzę miłego weekendu i odwiedzajcie nas częściej (i zostawiajcie KOMCIE! KOOOOMCIU-KOMCIU!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz