sobota, 14 stycznia 2012

12.4. Badassowata Bella i mimozyjny Edward tugeder czyli "Drogie Bravo, mój penis drgnął"


Dobry wieczór, kochani czytelnicy!
Dziś, zgodnie z obietnicą Johnny’egom, analiza, która powinniście byli przeczytać wczoraj (nie ma zmiłuj, synek, przeczytacie ją czy tego chcecie czy nie!). A w niej: impreza u Belli. A w niej: Jakob, Edward, hektolitry alkoholu i zagubione dzieci. A w nich…! No, już bez przesady.
Tak czy inaczej będzie wesoło
Trzymajcie się, oto nadciąga analiza!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Chapter 04
*BellaPov*
Reszta tygodnia była kurewsko nudna [Czyli Bella nie spełniła się jako kurwa]. Cztery pierwsze lekcje to totalne dno i zamulanie. Potem nastawał lunch [i oto nastał lunch i przerwa obiadowa, dzień czwarty] [i wiedzieli analizatorzy, że to było dobre!] i cała godzina gapienia się w boga seksu [ekhem, z tego co wiem „bogiem seksu” nazywamy kogoś, kto dobrze uprawia seks, a nie kogoś, kto ładnie wygląda / o kim dobrze się fantazjuje] [Bogiem seksu jest Ron Jeremy, a nie ta metroseksualna ciapa!] , na drugim końcu stołówki. Alice mało co zwracała na mnie uwagę, bo sama wpatrywała się w swojego Jasperka. Natomiast Rose i Em całą godzinę migdalili się przy naszym stoliku. Jestem ciekawa czemu jeszcze nikt nie zwrócił im na to uwagi. Przecież to wygląda jak uprawianie seksu [powiedziała Wielce-Cnotliwa-Bella-z-Forks] i to przy kilku setkach ludzi [Owszem, wygląda. Jeśli masz maksymalnie trzynaście lat i nie wiesz jak wygląda uprawianie seksu]. Mi to tam w sumie nie przeszkadza, ale na pewno są takie osoby, które mają na ten widok mdłości [i ataki zazdrości, tak, wiemy]. Alice co jakiś czas dostawała wizji [oO?! Hej, czy aŁtorka w opisie bloga nie napisała, że nie będzie tutaj wampiryzmu i innych takich?] [Owszem, zrobiła to. I?] [Ech… Już nic] wystroju mojego domu na zbliżającą się imprezę i czasami opowiadała mi co już kupiła, co gdzie powiesi, jaką muzykę puści i inne gówna, ale nie pamiętam niczego więcej, bo na ogół ją ignorowałam [Gospodyni pełną gębą…]. Tak minął czwartek i dokładnie tak samo piątek [od rana wszystkich kopnęło silne uczucie deja vu]. Jedyną pozytywną rzeczą tych dwóch dni było siedzenie na biologii z gorącym Cullenem [Hmmm…. ”I’m too sexy for my shirt…”?]. Nie gadaliśmy za dużo na lekcjach, bo Edward wolał skupić się na bezsensownej paplaninie Bannera niż dać wciągnąć się w jakąś ciekawą rozmowę [Np. O tym kto, w jaki sposób i jak często się onanizuje…]. No cóż. Jego wybór. Odbijemy sobie to na imprezie. Ogólnie to zauważyłam, że cała szkoła huczy tym 'wydarzeniem' [„Och, Tony! Ślepnę, a do tego jestem w ciąży z twoim złym bratem bliźniakiem, Fredem! Ponadto mam raka pępka!” „A co mnie to? BĘDZIE IMPREZA U BELLI!”]. Nie wiem co ten jebany chochlik zrobił, że tak szybko wieści się rozniosły, ale jestem pewna, że mój dom będzie kompletnie zatłoczony. Jestem cholernie ciekawa jak będzie się wtedy zachowywał abstynent alkoholowy Eddie pianista, pedał Cullen [„Miiiłość rośnie wokół nas! W spokojną jasną noooc!”]. Pożyjemy zobaczymy.
***
W sobotę rano obudziło mnie trąbienie przed domem. Zaspana wyszłam z łóżka i wyjrzałam przez otwarte okno.
- What the fuck, Alice? - krzyknęłam wkurwiona [Rozumiem, że do tej pory wszyscy rozmawiali wyłącznie po polsku? Ale, co bardziej prawdopodobne, użycie języka polskiego ma tak naprawdę oznaczać rozmowę po angielsku. Co zatem usłyszała Alice? Czyste suahili, czy może „Chciałabym zjeść twoją stopę”? Nie dowiemy się nigdy…].
- Już dziesiąta! Złaź na dół i mnie wpuść do środka. Dorób mi kiedyś klucze, bo będziesz skazana na takie pobudki dużo częściej. [Zabawne. Mam wrażenie, że moje koty też to często mówią rano...] Ale teraz musimy zrobić dekoracje i wszystkim się zająć. Och [„na mą duszę!”]. To będzie cudowna impreza. Mam przeczucie, że jedna z najlepszych w naszym życiu.
- O cholera. Co za pierdolony cud. Chochlik dał mi spać do dziesiątej! - powiedziałam ściszając głos. - A o kluczach zapomnij.
- Słyszałam to Isabello Swan i szczerze mówiąc powstrzymywałam się od szóstej żeby tutaj nie przyjechać [czy ona w ogóle sypia? A może ma kofeinę zamiast krwi?]. Więc bądź łaskaw[a] i wpuść mnie do tego cholernego domu zanim wyrwę drzwi z zawiasów [Alice! SMASH!], okej? - łał. Co to było? Alice Brandon była wpieniona? Ten skrzat jest niemożliwy.
- Idę już, idę.
Gdy otworzyłam drzwi wejściowe stała już na ganku z kilkoma, a może nawet kilkunastoma siatami [„Inspektor Gadget, u-Uu!”]. Nie mam pojęcia co ona w nich miała, ale szczerze mówiąc, nie chciałam tego wiedzieć [„W końcu to tylko impreza w moim domu, który potem SAMA będę musiała posprzątać w jeden dzień”]. Kazała mi iść do jej auta jeszcze po resztę rzeczy i zjawić się zaraz w jadalni. Gdy Alice zaczynała coś urządzać bądź dekorować, lepiej jej słuchać. To był jej żywioł, a że była w tym na prawdę niesamowita, to nie chciałam jej za bardzo wkurwiać. Gdy wróciłam z resztą toreb umówiłyśmy się, że ja wyniosę wszystkie wartościowe rzeczy do pokoi na górze i je zamknę. Było tego cholernie dużo, więc zajęło mi to w chuj czasu [przepraszam, ale ja zwyczajnie przeboleć nie mogę, że naprawdę istnieją osoby, które uważają sformułowanie „w chuj czasu” za poprawne i słuszne. Nie mogę. Nie mogę…]. Musiałam wziąć z kuchni, jadalni, salonu oraz łazienki wszystkie drogie kosmetyki, obrazy, rzeźby, pamiątki, sprzęty, które można łatwo uszkodzić i inne gówna [Zaufanie – klucz do zbudowania relacji!] [Ja tam ja akurat rozumiem. Tym bardziej, że aŁtorka chyba naprawdę sprosiła na tę ich imprezę cała szkołę z panem Zdzisiem włącznie]. W tym samym czasie Chochlik zamieniał mój dom w klub [Czyli…. wyburzała ściany?].
Ludzie mieli zacząć się schodzić po dwudziestej, więc o dziewiętnastej wszystko było gotowe. W kuchni zostawiłyśmy trochę chipsów i drobnych przekąsek, a do otworzonego barku wstawiłyśmy alkohol. Sporo tego było, bo do zapasów Charliego, Alice dokupiła [parę przecinków?] jeszcze kilkadziesiąt piw i kilkanaście butelek innych mocniejszych trunków [ile oni tam planują osób? Pół szkoły łącznie z woźnym? Czy może musimy dodać picie alkoholu do listy rzeczy, o których aŁtorka tylko udaje, że ma pojęcie?]. Pod tym względem warto jest mieć bogatą przyjaciółkę. W salonie nagle zrobiło się mnóstwo wolnej przestrzeni [spokojnie. Zaraz ktoś zacznie uprawiać tam seks, albo wymiotować, albo szukać portalu do Narni…]. Nigdy nie zdawałam sobie tak właściwie sprawy jakie to pomieszczenie jest wielkie. Wszystkie meble zostały przysunięte do ścian, tylko kanapa i dwa fotele zostały przy średnich rozmiarów stoliku, który teraz nie znajdował się po środku pokoju, jak zazwyczaj, ale dużo bliżej ściany. Gdzieniegdzie były powieszone czarne zasłony, które zakrywały jasny kolor ścian i dawały salonowi mroczności i klimatu [mroczność nie jest klimatyczny, jest kiczowata] [A potem poszły na górę przebrać się w swoje gotyckie suknie, rozpuścić włosy na twarze, pomalować usta i oczy na czarno i jeszcze raz powtórzyć tę kwestię o bezsensowności życia]. Alice jak zwykle spisała się wspaniale. Wszystko wyglądało kurewsko idealnie [Czyli pokój był udekorowany mrocznymi dildo? Coś mi to przypomina…] i za to byłam jej strasznie wdzięczna, bo mój dom nie był tak zajebiście urządzony jak jej czy Emmeta, więc bałam się tego trochę jak ludzie zareagują na takie miejsce, bo w końcu są przyzwyczajeni do innych standardów na imprezach. Choć w sumie.. Miałabym to głęboko w dupie.
Za piętnaście dwudziesta zaczęli schodzić się goście. Razem z Alice niecierpliwie czekałyśmy na pojawienie się Cullenów. Czatowałyśmy pod wejściem do domu i w końcu się pojawili. Nie mogłam się powstrzymać i jęknęłam. Edward wyglądał cudownie. Był cały ubrany na czarno, co bosko kontrastowało z jego bladą cerą. Miał obcisłą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i kilka rozpiętych górnych guzików, więc było trochę widać jego zajebistą, gładką i umięśnioną klatę [Po czym rozpoznać, że aŁtorka nie wyszła jeszcze z gimnazjum? Już się interesuje chłopcami, ale póki co priorytetem jest, żeby miał niebrzydką twarz, a klatkę piersiową bez pryszczy i plugawego owłosienia…]. Mój umysł zaczął oczywiście snuć fantazje o zdzieraniu tej koszuli, całowaniu i ssaniu jego klaty.. O Boże, nie wiem jak dzisiaj wytrzymam z tym facetem pod jednym dachem.

*EdwardPov*
Wszedłem z Jasperem do skromnego białego domu Belli [jak się zaraz okaże- DOKŁADNIE tego o którym wszyscy teraz myślimy!] i od razu ją zobaczyłem. Miała cudownie obcisłe jeansy, który uwydatniały jej piękne krągłości [Och, czyżby zaokrągliła się przez wakacje? ;>]. Jej szczupłe nogi, zaokrąglone biodra i boską pupę [Rozumem, że Bella zapobiegawczo od razu ustawiła się dupą do drzwi, w razie jakby ktoś musiał już?]. Dodatkowo miała ładne, czarne szpilki na wysokim obcasie [BARDZO praktyczne w domu], dzięki którym jej nogi wydawały się długie aż do nieba. Gdy podniosłem wzrok trochę wyżej opadła mi szczęka. Miała granatowy, cekinowy top bez ramiączek [„Pół miesiąca takiego szukałem! W sklepie powiedzieli, że już wszystkie wyprzedali!”]. Był luźny, ale strasznie kobiecy. Na dodatek widać było jej piersi [… CYYYYYCKI!], przez co myślałem zaraz, że zacznie kapać mi ślina. Albo mi się wydawało, albo mój penis zaczął twardnieć [pytanie do panów: czy KIEDYKOLWIEK stanął wam na widok kawałka cycka? Czy to tylko ja jestem jaki… inny?]. Cholera, nigdy nie podnieciłem się na widok dziewczyny [… Manwe, śmianie się z tego to jak kopanie szczeniaczka…] . W ogóle to chyba tylko raz czy dwa razy w życiu się masturbowałem i to wtedy jak zaczynałem dojrzewać [Rozumiem, że teraz jesteś już dojrzałym, siedemnastoletnim mężczyzną?] [Hej, nikt nie stwierdza „Hm, dojrzewam… Czas na masturbację! Masturbacjo, oto nadchodzę!”!] [It’s masturbacja time! :3]. Szczerze mówiąc to mało co mnie nawet podniecały pornosy, które czasami Jasper oglądał w internecie [„Kolega brata mojej kuzynki miał kiedyś taką gazetkę…”]. Kompletnie nie spodziewałem się, że mogę poczuć podniecenie na widok Belli i to w ubraniu [to zdejmij ubranie, skoro ci tak niewygodnie]. Uch [bodaj to wciórności!]. Co by było, gdybym zobaczył ją nagą. O cholera, mój penis na tę myśl stwardniał jeszcze bardziej, a wtedy Bella obróciła się w moim kierunku i uśmiechnęła się [ONA WIE! Ona wie co się dzieje w twoich spodniach!]. Nie mogłem zareagować inaczej i odwzajemniłem jej uśmiech. Podeszła z Alice w naszą stronę patrząc mi głęboko w oczy i nadal się szeroko uśmiechając. To był na prawdę zapierające dech w piersiach widok. Niesamowicie piękna kobieta, bardzo seksownie ubrana szła w moją stronę, patrząc mi głęboko w oczy i dodatkowo promiennie się uśmiechając [Cztery razy pod rząd napisałaś, że Bella się uśmiechnęła. Czy ona się uśmiecha coraz bardziej i bardziej aż odpadnie jej czubek głowy? Czy jej uśmiech jest jak MonyOgg - że zęby ścigają człowieka po całym pomieszczeniu?]. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może ona odwzajemnia moje uczucia, ale szybko wybiłem sobie tą idiotyczną nadzieję z głowy. Nie mam szans u kogoś takiego [„Wszak ona ma CYCKI (i chętną dupę)! Jak mogłaby spojrzeć na kogoś takiego jak ja?!”]. Nie byłem przecież w jej typie [to nie jest tak, że rzucała tonowe aluzje i praktycznie rozrywała twoje ubranie ilekroć cię widziała…]. Momentalnie posmutniałem. Myśl, że Bella nigdy nie poczuje do mnie choć w ułamku tego co ja do niej, zabijała mnie.
- Cześć chłopcy! Jak wam się podoba? - powiedziała energicznie jak zawsze wesoła Alice.
- Świetnie, Alice. Same to wszystko zrobiłyście? Tutaj jest jak w prawdziwym klubie! - Powiedział Jazz, chyba starając się flirtować z Chochlikiem. Pff. Nie wychodziło mu to za bardzo [hej, zawsze mógł powiedzieć, że jest klimat jak w remizie…].
- Pff. Ja to sama zrobiłam. Bells się wolała obijać.
- Jasne. Ja się niby obijałam? Musiałam powynosić wszystko co wartościowe do pokoi [„do tego pokoju po lewej stronie korytarza do którego klucz ukryłam w słoiku na ciasteczka- czy wszyscy słyszeli?”], a co najważniejsze doprowadzić siebie do porządku [rozumiem, że dla Belli umycie zębów i uczesanie włosów było takim świętem, że zaznaczała to w kalendarzyku?], bo mnie po raz kolejny brutalnie obudziłaś! - powiedziała Bella, swoim aksamitnym głosem, na dźwięk którego totalnie się rozpływam.
- No, gdyby mnie tutaj wcześniej nie było to nie poznałbym tego domu. Niezła robota, Alice - dodałem, na co się uśmiechnęła, a Bella prychnęła.
- Okej chodźcie pokażę wam, gdzie są procenty i inne rzeczy - powiedziała Bella patrząc się cały czas na mnie.
Poszedłem z nią, ale nie słuchałem tego co mówi oraz nie patrzyłem na to co pokazuje [bardzo romantyczne z twojej strony. „Mogłabyś mówić nieco ciszej? Próbuję się na ciebie gapić!”]. Po prostu nie mogłem spuścić z oczu tej pięknej kobiety. Nie mogłem się przyzwyczaić do tego jaka jest cudowna. Była idealna [idealna? Klnie jak marynarz i jest bardziej zjechana niż ulubiona klacz sułtana! Co w tym idealnego?!] i za każdym razem gdy ją widziałem zapierało mi dech w piersi. Zastanawiam się czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do jej zdumiewającej urody.
Po kilku minutach usiedliśmy na kanapie, gadaliśmy i żartowaliśmy. W pewnym momencie, sam nawet nie wiem jak do tego doszło, bo oczywiście byłem zajęty wpatrywaniem się w Belle, Alice i Jazz zaczęli się całować, przytulać, macać [„Alice, twoje cycki robią boing-boing! To takie fajne!” *boing-boing-boingboingboing*]. Bella prychnęła i odeszła szybkim krokiem od stolika. Nie wiedziałem kompletnie co zrobić. Nie chciałem gapić się jak Chochlik z moim bratem prawie uprawiają seks [kolejny, który nie wie, ze seks polega na czymś całkiem innym], ale nie wiedziałem też czy mogę pójść za Bellą. Mogła mnie wziąć za jakiegoś natręta czy coś [ten człowiek żyje w inne rzeczywistości…]. Ale w końcu pomyślałem, że mam to gdzieś i poszedłem w stronę, w którą się udała. Gdy ją znalazłem doznałem totalnego szoku. Poczułem jak moje serce rozpada się na miliony drobnych kawałeczków. Jakiś wysoki, szeroki chłopak [Przepraszam, jaki? Wysoki to rozumiem, ale jak wygląda „szeroki chłopak”? W sensie taki miły pan jak góra i w dresiku?] o ciemnej karnacji i długich czarnych włosach przyciskał Bellę do ściany i praktycznie zjadał jej twraz [Zombie! Zombie atakują! AAAAAAA!]. W oczach prawie stanęły mi łzy. Widziałem jak Bells kładzie swoje drobne dłonie na jego rozpuszczonych włosach i bawi się nimi. To był widok, który na pewno długo zostanie mi w pamięci [Mi też…] [Fuj!]. A dodatkowo wiem teraz, że nic dla niej nie znaczę. Uciekłem stamtąd szybko i podszedłem do Jazza i Alice. Poprosiłem dziewczynę o klucze do jakiegoś pokoju, gdzie móglbym pobyć troche sam w świętym spokoju [będzie ryczał w poduszkę, mówię wam!]. Trochę się zdziwiła, ale szybko wyciagnęła z kieszeni jakiś kluczyk rzucając pośpiesznie, że to do pokoju Belli. Wziąłem je od razu i pobiegłem na górę. Nie wiedziałem, który pokój był czyj, więc trochę błądziłem po korytarzu [„Po drodze znalazłem biedne, chude ciemnoskóre dziecko od trzech lat szukające toalety…”]. W końcu odnalazłem właściwe pomieszczenie i wszedłem do środka. Pokój nie był urządzony bardzo dziewczęco i słodko, ale też nie nowocześnie. Był po prostu bardzo przytulny [zwłaszcza zestaw dildo różnych kształtów i rozmiarów stojący na półce wzbudzał w Edwardzie przyjemne uczucia…]. Miał jedno dużej wielkości okno, przy którym rosło wysokie i masywane drzewo [*śpiewa* Posadziłem drzewo, u mnie przy dużej wielkości oknie!]. W pomieszczeniu było spore łóżko, biurko, stolik nocny, wielka szafa i na ścianach były powieszone przeróżne zdjęcia, plakaty i inne tego typu rzeczy. Podszedłem do jednej fotografii i przyjżałem jej się dokładnie. Przedstawiała Bellę oraz Alice w wieku mniej więcej czternastu lat. Były w strojach kąpielowych na plaży. Obie bardzo uśmiechnięte. Bella już twedy była przepiekną [i tweedową] dziewczyną. Podszedłem do innejgo zdjęcia, które było powieszone w najbardziej ozdobionej, posrebrzanej ramce. Znajdowała się na niej kobieta w wieku mniej więcej 28 lat [precyzyjny ma ten pierwszy rzut oka!] i mała dziewczynka. Gdy wpatrywałem sie w rysy obu postaci poznałem w dziecku Bellę, więc zakładałem, że kobieta trzymająca ją za rękę musi być jej mamą. Nigdy nie zastanawiało mnie to, gdzie jest jej matka. Bella mi nigdy o niej nie wpominała, zresztą tak samo jak wszyscy inni [Koledzy z klasy nie opowiadali mu o swoich matkach? Dziwne…]. Pomyślełem, że zapytam ją kiedyś bardzo delikatnie o tą sprawę [„Bella… twoja matka nie żyje? Czy się z kimś puszcza?”]. Gdy usłyszałem otwieranie drzwi do pokoju szybko usiadłem na łóżku. W drzwiach zobaczyłem nie kogo innego, [j]a[k] Bellę. Zauważyłem, że miała rozczochrane włosy i lekko napuchnięte wargi [od kiedy kobietom rosną wargi wraz z podnieceniem?] [wiesz… może on myślał o tych drugich wargach, że tak powiem…]. Nie dziwię się, w końcu ten koleś na dole nie wyglądał na delikatnego [Komuś by tu nie zaszkodziła ponowna lektura oryginału- tek ktoś dowiedział by się wielu zaskakujących rzeczy, na przykład, że Jakob (zapewne to on był tym długowłosym facetem) obchodził się z Bellą dużo delikatniej i taktowniej niż jej własny luby]. Lecz moją uwagę przykuło coś jeszcze. Miała w ręcę butelkę jakiegoś alkoholu. Uśmiechnęła się do mnie, gdy zauważyła jak się jej uważnie przyglądam i zaczeła podchodzić do łóżka. Zdziwiło mnie trochę, że nie jest wściekła, że siedzę sam w jej pokoju i naruszam jej prywatność. Dziwne, ale zauważyłem w jej oczach jakiegoś rodzaju radość i ekscytacje, a nawet podniecenie [o rly?]. Nie ma co się oszukiwać. Było ono na pewno spowodowane 'spotkaniem' z indianinem [ten „wysoki, szeroki chłopak” to miał być Jacob? Cóż, przynajmniej się pojawił, w Badassowatym Edwardzie nie było o nim ani słowa…], a nie ze mną. Usiadła na łóżku przodem do mojego boku [a o ile stopni była wygięta i w którą stronę? Czytelnicy muszą to wiedzieć!] [DAJ MI WIĘCEJ SZCZEGÓŁÓÓÓÓW!!!]. Obróciłem się do niej i nasza bliskość mnie zatkała [Od patrzenia na Bellę dostał zaparcia. Spoko, każdemu się może zdarzyć…]. Nie wiedziałem, że jest aż tak blisko mnie. Popatrzyłem jej głęboko w oczy i zobaczyłem w nich jeszcze więcej podniecenia niż przedtem [zaczęła przebierać niecierpliwie nogami]. Czyli jendak to ja spowodowałem to uczucie? Na myśl o tym mój penis stwardniał [męczy mnie to od początku rozdziału, ale… który facet mówi o swoim penisie… no… „penis”? Tak naprawdę? Śmiało, panowie, przyznawać się!]. Przełknąłem głośno ślinę, a ona zaczeła się przybliżać do mnie. Gdy nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów pół jęknęła, pół powiedziała "Edward". Mój penis ponownie drgnął [„Eeeeeeeh, Macarena!”], a jej ciepłe wargi musnęły moje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz