czwartek, 5 stycznia 2012

10.10. Doktor i Barbara, czyli Eksterminować, Eksterminować, EKSTERMINOWAAAĆ!

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
HAAHAAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAH!
Ekhm. Przepraszam.
Ale jak się tu nie śmiać, kiedy niemal cały odcinek jest poświęcony Dalekom i ich chęci eksterminacji wszystkiego i wszystkich, a przede wszystkim naszej irytującej Mary Sue? Ponadto: zbyt długa dyskusja na temat przyssawki Daleków, robienie koki i zaskakujące zakończenie.
Dzisiejszy odcinek jest sponsorowany przez moje odczucie, że potrafię wcale nieźle naśladować Nicholasa Briggsa i że mój głos Daleka jest całkiem znośny.
Bawcie się!
A teraz słówko ode mnie: czy pamiętacie, jak w poniedziałek poprosiłam was, żebyście położyli na swoich biurkach poduszki? Apel do tych, którzy wtedy z nich skorzystali- znów połóżcie na swoich biurkach poduszki. Tym razem cztery. I może jedną dużą koło krzesła

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział XIV - Totalna eksterminacja [Mam dobre przeczucia! :3].
Naczelny Dalek patrzył z obrzydzeniem na leżącą na podłodze, skuloną, dziewczęcą postać [pamiętacie, jak do tej pory każdy rozdział z Barbarą w roli głównej był pisany z perspektywy pierwszej osoby? AŁtorka też nie!]. Gdyby miał uczucia mógłby jej nienawidzić, pogardzać nią, a nawet czuć satysfakcję, że udało mu się ją zniszczyć. Niestety Dalekowie byli pozbawieni jakichkolwiek ludzkich emocji [Nie. Dalekowie nie byli pozbawieni emocji – uważali je za słabość i manipulowali nimi u innych, ale sami byli bardzo dobrzy w czuciu nienawiści, gniewu i strachu. Raz jeden nawet błagał o litość! Bez emocji nie da się tego zrobić]. Dla nich liczyła się tylko totalna eksterminacja wszystkiego, co nie było nimi. Barbara miała pecha, iż oprócz tego, że była człowiekiem, była również kimś wyjątkowym dla Doctora. A Doctor był wrogiem numer jeden dla każdego Daleka we wszechświecie [Czyli jednak miały jakieś uczucia- nienawidziły Doktora].
Metaliczna, stożkowata sylwetka Daleka połyskiwała w bladym świetle padającym od komputerowych monitorów. Wystający pręt, z przyssawką zabójczo podobną do przepychaczki do zlewów [… aŁtorko, my – fani serialu – wiemy, jak wygląda przyssawka Daleków. Po prostu udajemy, że wcale nam się z tym nie kojarzy. Mogłabyś się chociaż SPRÓBOWAĆ zrobić z nich najstraszniejsze postacie w galaktyce?] [Cicho, Johnny. Nie gań jej za to, że daje opisy postaci i ogólnie dostosowuje opko do czytania przez osoby nie znające serialu (tzn. tak naprawdę tego nie robi, ale tak w tej chwili...). A to, że daje opis... hm... nieadekwatny- cóż. Umówmy się, że to naprawdę wygląda jak przepychaczka do kibla xD] [Ale zmiażdżyło człowiekowi głowę! Respektuj przyssawkę! Respektuj! Re-spe-ktuuuj!], nadawał mu wręcz komicznego wyglądu i zapewne Barbara mogłaby się nieźle uśmiać, gdyby nie fakt, że była już bardzo, ale to bardzo przestraszona. Z tymi stalowymi pudłami nie można było negocjować, ani dojść do porozumienia [Ależ można. Po prostu trzeba pamiętać, że i tak cię zabiją, tylko trochę później]. Pamiętała opowieści Doctora o wojnie czasu i o tym jakie zniszczenie siali ci kosmici [Acha czyli Doktor na dodatek opowiedział jej o zniszczeniu Gallifrey?].
- Twój koniec już blisko. – Metaliczny głos zdawał się być przepojony okrucieństwem. – Wkrótce przybędzie Doctor i zobaczy twoją śmierć.
- On mnie uratuje! – krzyknęła, próbując wstać z ziemi.
- Nie ma takiej opcji [Có-ru-chna, nie ma takie-go bi-ciaa!]. – Dalek wycelował w nią swoją przepychaczkę [*kuli się i śpiewa, kołysząc się łagodnie* „Manwe mój! Maaanwe mój! Czemuś mnie opuuuścił!?”] i w tym momencie poraził ją strumień światła [Czyli tajemnicą ochronienia się przed potworną i śmiercionośną mocą Daleków były... okulary przeciwsłoneczne?] [Dalekowie mają oddzielny... hm, „element”... do strzelania. I to nie jest tak, że jest ukryty. Z drugiej strony, mogła jeszcze stwierdzić, że wystrzelił promień z szypułki...]. Poczuła przejmujący ból i ponownie upadła. Wiła się przez chwilę na posadzce, a nastepnie znieruchomiała.
- Głupia samica. – Dalek odwrócił się do swojego, identycznie wyglądającego kompana. – Doctor otacza się coraz głupszymi pomocnikami [Dobrze gada! Polać mu!] [Ale... Dalekowie nie piją...] [To wylejemy mu szampana na pancerz!].
- To nie pomocnik. [Fakt. Pomocnicy są użyteczni!] – Sprostował kolejny Dalek – Ona jest dla niego wyjątkowa. To jego [samica!] kobieta.
- Już niedługo. Zeksterminujemy ich oboje, a później podbijemy cały wszechświat [Dzisiaj Doktor, jutro... cały świat!]. Zniszczymy każdą planetę, każdy przejaw życia. Nic co nie jest Dalekiem, nie ma prawa istnieć.
Barbara ocknęła się czując przeraźliwe zimno. Leżała na swoim łóżku, a na wprost niej, na szafie, wisiała ślubna sukienka. A więc to był tylko sen? Koszmarny, okropny sen [Na szczęście nie!].
Wstała z łóżka i wolnym krokiem poszła do przylegającej do pokoju łazienki. Zmyła z twarzy zaschniętą maseczkę i wklepała w policzki odrobinę kremu nawilżającego [Dobra, jestem tylko kobietą i raczej nie MarySue ale maseczki kosmetycznie służą do tego, żeby upiększyć twarz swoją. W związku z tym między innymi nawilżają- jak kremy, które są nawilżające, odchudzające i co chcecie, ale w gruncie rzeczy każdy nawilża, tylko jedne bardziej a inne mniej. Reasumując: zmywanie maseczki i nakładanie kremu nawilżającego to jak kąpanie się w wannie przed wejściem pod prysznic]. Resztki snu odpłynęły w niepamięć. Wróciła do pokoju. Nie mogła się powstrzymać, aby jeszcze raz nie przymierzyć swojej ślubnej kreacji. Założy ją dziś wieczór, ale przecież musi sprawdzić, jak wygląda w całości stroju. Raz dwa uporała się z sukienką i naciągnęła oraz zasznurowała długie, koronkowe kozaczki [czy tylko ja nie mogę przeboleć tych kozaczków?...]. Blond włosy okalały jej twarz i w nieładzie opadały na ramiona. Wieczorem zepnie je w koka [wkładając swojego sukienka. Nie zapominaj też o wsunięciu swojej buty na nogów!], to na razie próba. Uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze. Jak to dobrze, że to był tylko sen. Dziś pobierze się z Doctorem i nikt tego nie zepsuje. To najważniejszy dzień w jej życiu.
Nagle cały pokój utonął w oślepiającym świetle. Barbara zamknęła oczy, gdyż światło bardzo ją raziło [chciałbym kiedyś wejść w kontakt ze światłem, które zamiast razić – drapie po plecach..]. Światłość wypełniała dosłownie wszystko. Po chwili blask zaczął słabnąć i gdy otworzyła powieki zobaczyła, że stoi po środku pustego pomieszczenia, na wprost trzech Daleków.
- Nadszedł twój czas. – Jeden z metalicznych obcych podjechał do niej. – Doctor zaraz tu będzie. Szykuj się na śmierć [a tak w ogóle, to Dalekowie muszą myśleć, że jeszcze im się do czegoś przyda, skoro jej nie zabili. Tylko do czego? Chcą udowodnić Doktorowi, jak bardzo się stoczył, skoro naprawdę chciał się hajtać z taką wywłoką?... Nieźle!].
Odwróciła się w stronę skąd doleciało ją poświstywanie charakterystyczne dla pojawiającej się niebieskiej budki. Nie myliła się. Za moment w pobliżu stała Tardis.
Barbara chciała podbiec do niej, ale jakaś niewidoczna siła trzymała ją na uwięzi. Drzwi Tardis otworzyły się i stanął w nich Doctor. Poważny, zamyślony, ubrany w swój nieodłączny garnitur.
- Chcieliście abym przybył wiec jestem – odezwał się spokojnym głosem. - Jej w to nie mieszajcie, to na mnie wam zależy. Wypuśćcie ją [Przy okazji, trochę podobna sytuacja, trochę inny Doktor – kiedy Jedenastemu porwano jego towarzyszkę, zorganizował prawdziwy oddział osób, które były mu winne przysługę. A ten nic. Mógł przynajmniej zabrać ze sobą Jacka!] [Wiesz, właściwie...] [Wiem, co się dzieje później! Ale Doktor polega głównie na umiejętnościach swoich i przyjaciół, zamiast na Deus Ex Machina!].
- Dalekowie nie znają słowa wypuśćcie [„ani aglet. Ani rododendron. Musimy sobie zorganizować nowe słow-ni-kiii”].
- Po co wam ona? To tylko zwykła dziewczyna. – Próbował tłumaczyć Doctor [nie obrażaj dziewczyn w mojej obecności!].
- Jeśli jest taka zwykła, to nie będziesz miał nic przeciwko jeśli… [Będzie miał! Nawet jeśli nigdy wcześniej jej nie spotkał! Doktor szanuje każde życie, i Dalekowie powinni to wiedzieć! AŁTORKA POWINNA TO WIEDZIEĆ!] – jeden z Daleków wycelował w Barbarę snop światła [rozluźnił rękę z medalionem], znowu sprawiając jej niewysłowiony ból.
- Nie! – krzyknął Doctor [Barbossa] biegnąc do Barbary, ale momentalnie otoczyło go pole siłowe, coś na kształt klatki.
- Jesteś naszym jeńcem! Zginiesz!
- Barbaro! – Doctor już nie był taki spokojny. Pełnym przerażenia wzrokiem patrzył na płaczącą dziewczynę. Dzieliła ich niewielka przestrzeń i dwa pola siłowe [Rany, to TAKIE oklepane...]. Nie mogli podejść do siebie.
- Ja… Ja… – szepnęła, nie odrywając od niego spojrzenia. – Co oni nam zrobią? [Zakrzykną „Prima Aprilis!” i dadzą wam cukierki na drogę! A jak myślisz?]
- Chciałbym ci powiedzieć, że nic, ale… [„- Wiesz, jak to jest, kiedy dorośli mówią ci, że wszystko będzie dobrze, ale wiesz, że pewnie kłamią, żebyś poczuła się lepiej?
- Tak
- Wszystko będzie dobrze...”]
- Cisza! – Dalekowie rozjechali się w różne strony. Jedna ze ścian rozstąpiła się i do sali wpłynęły dziesiątki identycznie wyglądających stworów. – Wszyscy nasi bracia chcą zobaczyć koniec tego, który śmiał wystąpić przeciwko Dalekom. Tak giną nasi wrogowie… [Pragnę nadmienić, że dalej opisujesz istoty, które według Ciebie nie mają żadnych uczuć. A ja z każdą chwilą wierze Ci coraz bardziej...]
Pole siłowe zniknęło i Doctor wreszcie mógł dobiec do Barbary. Chwycił ją w objęcia, tuląc do siebie z całych sił.
- Nie patrz na to – szepnął do jej ucha. – To będzie trwało tylko chwile.
- A co później? – zapytała z nadzieją.
Nie odpowiedział tylko przywarł ustami do jej warg [Co równie dobrze jak pocałunek może oznaczać to, ze stuknął ją szczęką] [niezapytamniezapytamniezapytam...] [Ithil, co robisz?] [Które wargi?!] […] [… *żałośnie* To twoja wina...]
- Eksterminować! – Padła komenda naczelnego Daleka [Eksterminować!] [Eksterminować!].
Strumień fal spłynął z góry prosto na dwie, obejmujące się istoty. Trwało to ułamek sekundy, po chwili w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą był Doctor z Barbarą, znajdowała się pustka [… Czy ona NAPRAWDĘ zabiła Doktora i nie poświęciła temu nawet osobnego zdania?].
- Taki jest koniec ostatniego Władcy Czasu [Wiecie co? Steven Moffat napisał kiedyś taką parodię, z Rowanem Atkinsonem w roli głównej. Była bardzo dobra i zabawna, ale chodzi mi o scenę, w której Doktor regeneruje się trzy razy pod rząd przez głupie pomyłki. I TA scena nadal potraktowała śmierć Doktora z większym szacunkiem!]. Kolej na Ziemię. Gotowi do totalnej eksterminacji? – Dalek stanął na wprost zebranych w sali towarzyszy.
- [Totalnie!] Eksterminować! – krzyknęli zgodnym chórem.
Glob ziemski, widoczny na największym monitorze, wydawał się być pogrążonym we śnie. Otulały go chmury [jeśli znasz podstawową meteorologię, zgadniesz, co jest nie tak ze sformułowaniem „Glob ziemski otulały chmury”], sprawiając, że wyglądał na bezpieczny i ukryty przed wzrokiem obcych. Jakież to błędne rozumowanie! Setki, tysiące statków Daleków, zacumowanych po drugiej stronie K siężyca [liną cumowniczą firmy „Wania”... Wiecie co? Właśnie wyobraziłem sobie Daleka krzyczącego „Dz'ierży linu!”], właśnie szykowało się do ataku. Ostatnia osoba, która mogła zapobiec zagładzie, właśnie przestała istnieć [I to w jaki sposób!]. Czy jest coś, lub ktoś, kto powstrzyma tę inwazję? [No już powiedziałaś, że nie] Czy Ziemia przetrwa? [Kurde, no „nie”!] Gdzie jesteś Doctorze? Gdzie jesteś ostatni Władco Czasu? [„Obmacuję swoją irytującą dziewczynę w Krainie Wiecznych Łowów”] Czy tam gdzie się udałeś jesteś szczęśliwy ze swoją Barbarą? [„Prawdę mówiąc to nie bardzo...”] Ziemia pozostała bezbronna, a Dalekowie są coraz bliżej…
- Eksterminować!
[Witaj, zdjęcie Daleków z klasycznej serii, miło że ktoś cię docenił. To chyba z Remembrance of the Daleks, jeśli się nie mylę...]
Ostatni rozdział. Wybaczcie, ale nie mam siły pisać dalej [wybaczam, ale nie rozgrzeszam]. Miało się skończyć inaczej, skończyło się właśnie tak. Mam sporo nauki i w ogóle nie mam czasu. Szykują się u mnie duże zmiany i muszę się zająć ważniejszymi sprawami. Dzięki za czas poświęcony na czytanie mojego opowiadania. Jeśli ktoś jest chętny aby dokończyć pisanie tej historii to może się ze mną skontaktować. Pozdrawiam.

A my zapraszamy na jutro. Będziecie... zaskoczeni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz