czwartek, 26 stycznia 2012

13.4. Moda na lwy czyli "Kelner, w mojej TruLoFF jest por!"

Dobry wieczór, mili
Nie wiem jak wy, ale ja ciesze się, że jutro ostatnia (póki co ostatnia, tak naprawdę to opko ciągnie się jeszcze i ciągnie) „Mody na Lwy”. Jednak póki jeszcze jest dziś spotkacie Kościół Olśniewającego Pora i kolwieki, poznacie także kolejne nieznane dotąd fakty z życia Mufasy i weźmiemy udział w lekcji geografii według aŁtorki.
Miłej zabawy

Adres bloga: http://happy-lionking.blog.onet.pl/
Zanalizowała: Ithil

X rozdział - Oni i my to jedno
Uru po powrocie nie miała miłego powitania...
MATKA URU: - Gdzie ty sie włóczysz [opowiadając] o tych porach?! [Uru była bowiem gorliwą wyznawczynią Kościoła Olśniewającego Pora (w skrócie KOP) i wystarczyło na chwilę spuścić ją z oka a do razu wymykała się z domu by nawracać gazele na sawannie. Pukała do ich drzwi i pytała „Przepraszam, czy mogę zainteresować państwa porami?”]
URU: - To nie Twoja sprawa, matko.
MATKA: - Jak śmiesz!
I już chciała pacnąć w Uru, kiedy przybiegł lew... [Chyba jestem zbyt plebejska żeby zrozumieć dlaczego ją to powstrzymało...]
MATKA: - Co...? Kim ty jesteś?!
LEW: - Jestem Kimba, a ty niemasz prawa bić Uru! [SZOOOOOOK!]
Lew był tak potężny [mimo, że jest w wieku Uru], że matka Uru wycofała się. Kimba puścił oczko Uru, po czym pobiegł do Kovity [(nie Uru)] i zniknęli w mroku. Tinn [(chłopak Uru)] właśnie wrócił z kolacją [dla Uru. Nie dowiemy się dlaczego Tinn polował, prawda?].
MATKA: - No, chociaż ty się na coś przydjesz!
TINN: - Hej, ale matko...to moja kolacja!
Tinn pożałował, że nie zjadł tego sam, wcześniej. [Nasza postać pozytywna!]
URU: - Hej Tinn.
TINN: - Hej Uru.
URU: - Jak Wam się układa?
TINN: - Dobrze. A Wam?
URU: - Myślimy o potomstwie... [*wraca do tej sceny* No kto by pomyślał...] 

TINN: - Już?!
URU: - Taaak...
TINN: - Ciesz się, że matka tego nie słyszy!
URU: - A czy sądzisz, że kiedyś będziemy musieli ze sobą walczeć? [*parsk* „Jak się miewasz? Jak tam związek? Czy wiesz, że kiedyś Cię prawdopodobnie zabiję?”]
TINN: - To oczywiste, że tak.
URU: - Ale ja niechce.
TINN: - Och, jesteś ode mnie starsza, a zachowujesz się jak bachor. [„Kto to widział tak nie chcieć pozbawiać swojego brata życia, no naprawdę!? Ogarnij się wreszcie!”]
URU: - Bez przesady!
TINN: - My pujdziemy na Złą Ziemię. Zło tkwi w moim sercu. [Że tak zacytuję „Jest wpół do trzeciej, matka bije mnie kablem od żelazka”]
Będziemy walczyć, założymy własne stado. [Zarz zaraz, skoro oni już wiedzą, że Uru i Ahadi będą rządzili Lwią Ziemią a Tinn i Tani- Złą to po cholerę w ogóle mają walczyć?]
URU: - Chcerz pomścić ojca?!
TINN: - Tak.
URU: - To bez sensu. [Fakt, ten kawałek jest bez sensu]
TINN: - Wcale nie!
URU: - A więc zabijesz własną siostrę i przyjaciół bo masz mrok w sercu?!!! [*klik*]
TINN: - Nie dokładnie oto mi chodziło...
URU: - A właśnie że oto! [„Wiem lepiej o co ci chodziło, w końcu siedzę w twojej głowie i znam każdą twoją myśl! (Przy okazji- przystopuj proszę z tymi małpimi pornosami, ok? Masz po nich naprawdę obrzydliwe fantazje, ostatnio nie mogłam przez to jeść przez tydzień)”]
TINN: - A jaki ty masz cel w życiu?
URU: - Chcę zjednoczyć wszystkie stada, by wszyscy się wzajemnie miłowali i szanowali! [„Chcę, żeby był pokój na świecie! *machu* *machu* *machu*”] Powiem ci coś, co kidyś, gdy byłam mała, powiedział mi ojciec: "Oni i my to jedno" [Dzięki temu opku dowiedziałam się bardzo wielu rzeczy o Mufasie. Nie dość, że był transwestytą, mówił „hi hi hi” i był psychopatą to jeszcze zdradzał Sarabi!]. Dziękuję Ci. Przed chwilą jeszcze tego nie rozumiałam, ty pomogłeś mi to zrozumieć [Mogę wiedzieć w jaki sposób? Poza tym dla mnie „Oni i my to jedno” jest dość proste do zrozumienia].




XI rozdział - Ratunek Febe
Następnego dnia Tinn wstał szybko [Zazwyczaj wstawał w slow motion].
Poleciał do wogopoju [Miejsce do pojenia... Vogonów? (Mam ochotę powiedzieć, że wagin i że to bardzo sympatyczna nazwa dla męskiego lupanaru ale...)], by przejrzeć sie w wozie [Wóz drabiniasty znam. Wóz strażacki też. Ale wóz lustrzany?]. Grzywa wyrosła już na klatce piersiowej, grzbiecie i głowie. [Znów ekspresowo]
TINN: - ,,Pobiegnę na Rajską Ziemię, muszę spotkać Febe!" - pomyślał. [„Ona musi się nauczyć poprawnie zapisywać dialogi” pomyślała Ithil pogryzając solone paluszki]
Nie wiedział, że obserwuje go bacznie jego matka.
Był już pustej, Pustynnej Ziemi., [Cholera, ile oni tam mają tych ziem? Poza tym w ogóle ukształtowanie terenu w tym opku jest dość szczególne: lwy w dżungli, pośród sawanny pustynia a pośrodku tej pustyni wąwóz...] doszedł do wąwozu gdy zobaczył Febe...spadającą ze skały wąwozu! [I tak sobie spadała i spadała czekając aż ktoś ją wreszcie zobaczy i uratuje]
TINN: - Feeeeeebeeeeeeeeeeee!!!
Tinn nie wiedział kto ją zepchnął. By ją ratować sam rzucił się w dół.
MATKA: Tinn! Nieee!!!
Tinn nie przejmował się krzykiem matki. Wiedział, że musi ją uratować. [A nie był zaskoczony bo co? Ma matkę wbudowana w siebie samego, jak w „Psycho”?]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdy był już na dole [w sensie... spadł w wąwóz? oO], zaczął jej szukać. Wszędzie unosił się kurz, więc trudno było coś kolwiek [co to są kolwieki i skąd wzięły Cosie?] wypatrzeć [AŁtorko, patrzEsz czy patrzysz?]. Nagle ją zobaczył! [A nie patatjała nad nią gazela?]
TINN: - Febe..FEBE!!!

Leżała całkowicie bezbronna. Chciał jej pomóc...
Jego rozwścieczona matka, która zepchnęła Febe, kopnęła w kamień, który z taką prędkością spadł
na dół [spadanie pod górę szło mu bowiem nieco opornie], przy tym ocierając się o inne skały, że zaczął się palić! [Płonący kamień? Ależ oczywiście!]
A z nim inne skały [-.- AŁtorko, którą KONKRETNIE część skały uważasz za łatwopalną?] i wysuszone rośliny. Wystraszony Tinn chciał podnieść Febe, ale za tumanami kurzu, pyłu i ognia wyglądał strasznie [A tu się nie będę śmiała, ja też się boję tumanów ognia. Czymkolwiek są] ...przerażona Febe zemdlała [Czyli po upadku z urwiska była przytomna? Czy to są lwy z kauczuku?]. Podniósł ją na plecy i begł [*szuka na swoim ciele begła* Ooooch, jestem wybrakowana... :c]. Niechcący jednak się potknął i wpadł z nią do jeziora... [Wpadanie do jeziora w trakcie pożaru wydaje mi się całkiem sensowne...] Udało mu się ją "wyłowić" i wypłynął na brzeg. Gdy obejrzał się za siebie ujrzał... NAJPIĘKNIEJSZĄ KRAINĘ NA ŚWIECIE! [No, była taka... spalona. Sam seks]
Lwica otknęła się... [Czyliii... coś ją tknęło?]
FEBE: - Kim...kim ty jesteś?
TINN: - To ja, Tinn.
FEBE: Tinn..?
TINN: - Tak.
[„FEBE: Więc to Ty, Tinn?
TINN: Tak, to ja, Febe!
FEBE: Naprawdę, Tinn?!
TINN: Oczywiście, Febe!
FEBE: Ale czy naprawdę to ty, Tinn?
TINN: Tak, Febe!
FEBE: A więc to naprawdę Ty, Tinn!
TINN: Tak, to ja, Febe!
FEBE: Ale to ja jestem…! Zaraz, czekaj…]
Radosna lwica przywitała się z Tinnem. [Radosna... Ze śmiercią jej pewnie do twarzy...]
FEBE: - Z kąd ty się tu wziołeś?!
TINN: - Ja...
I w tym momencie usłyszał ryk lwa. To był ojciec Febe.
OJCIEC: - Po co tu przyszedłeś?! - zapytał z goryczą. [„Chciałem się pozbyć smarkuli a tu o!”]
FEBE: - Ojcze, on uratował mi życie!
OJCIEC: - Czyżby?!
FEBE: - Tak.
OJCIEC: - To za kogo ty się uważasz, że masz prawo ratować moją córkę?! [… Serio? AŁtorko, jaja sobie ze mnie robisz]

TINN: - Jestem Tinn, książę Złej Ziemi.
OJCIEC: - Więc czego szukasz tutaj?!
TINN: - Ja nie jestem już z nimi. Odszedłem. Przymij mnie proszę do swego stada... [*klik* Tylko, że tutaj miało to sens]
OJCIEC: - Nie! Nie przyjmujemy obcych lwów! [„Zapisy skończyły się tydzień temu! Tydzień temu, chłopcze! Nieee, teraz musisz czekać aż znów ogłosimy nabór!”]
FEBE: - Tato, on uratował mi życie! - powturzyła
Ogromny lew zaczął krążyć, namyślając się.
FEBE: - Tato, proszę...
OJCIEC: - Dobrze. Możesz iść z nami. Ale bez żadnych sztuczek!
TINN: - Oczywiście panie. [… Panie?! To mówi napałany nienawiścią do świata książę sąsiednich terenów?!]



XII rozdział - Miłość w raju [Jak dla mnie to brzmi dość pornolowato ale ja w ogóle zdegenerowana jestem...]
Po chwili doszli do skały, tylko troche podobnej do lwiej. 

Tinn chciał wejść do środka, ale ojciec Febe zaszedł mu drogę. 
 OJCIEC: - Jeszcze Ci nie ufam! [A co ma piernik do wiatraka? (Tak, ja wiem co, ale to dlatego, że oglądałam film i rozpoznaję ten jakże przemyślnie ukryty motyw)]
Zasmucony Tinn poszedł spać w cień skałki [Ekhem, jaka jest pora dnia? Jeśli noc, to nie było tam żadnego cienia. Jeśli dzień- po cholerę wszyscy wchodzą do jaskini i idą spać?]. Po chwili podeszła do niego FEBE. 
FEBE: - Czemu nie wejdziesz do środka? 
TINN: - Twój ojciec mi nie ufa. [To wszystko wyjaśnia!]
EBE: - Grrrr! - warknęła [O rly?]- Nie przejmuj sie nim [„To tylko władca tych ziem który w każdej chwili może nam obojgu zrobić z dupska jesień średniowiecza- ale jak każdy rodzic jest głupi i śmierdzi i w ogóle się nim nie przejmujmy, bo przecież wiemy lepiej!”]. 
TINN: - Spokojnie, moge spać tu. 
Febe polizała go na dobranoc. 
 Następnego ranka Tinn wstał bardzo wcześnie. Wiedział dobrze, że Febe go kocha [eee... Tak? Rany, biedny Kovu, a on się tyle męczył nad uwiedzeniem Kiary...], on ją też, ale przecież nie może zostawić Tani... [Przy Kovicie mu to nie przeszkadzało...]
FEBE: - O czym tak myślisz?
TINN: - Wooow, aleś mnie wystraszyła! 
FEBE: - Słuchaj Tinn, musimy pogadać. Widzę, że coś Cię męczy... 
TINN: - Tak, masz rację. Porozmawiajmy... 
FEBE: - Ja pierwsza - chcę iść z Tobą na Złą Ziemię. [A tak w ogóle to nie zapominajmy, że to nadal nastolatki. Rany, jaka ja muszę być niedojrzała- ja w gimnazjum/liceum nawet nie myślałam o mieszkaniu z moim chłopakiem i o dzieciach...]
TINN: - Ja...CO?! 
FEBE: - Chcę iść z Tobą na Złą Ziemię - powturzyła. 
TINN: - Ale ty...nie możesz!!! 
FEBE: - Dlaczego? Nie chcesz, żebym z Tobą szła?    
TINN: - Nie, nie oto chodzi, chcę, bardzo! Ale...    
FEBE: - Więc w czym problem?    
TINN: -...ale ja i Tani jesteśmy parą.    
FEBE: - Bład - byliście. Teraz my jesteśmy parą. [A tak konkretnie to co o tym świadczy?]
TINN: - Nie, Febe ty nierozumiesz.. 
Pocałowała go. [Tia. Swoimi wery seksi wargami]
TINN: - Wiesz...może zostanę jeszcze troszkę z Tobą tutaj. 
Resztę dnia spędzili razem [Śpiewając o tym, że hipopo tu i hipopo tam i nosorożcach ruszających w tan].     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz