czwartek, 13 września 2012

22.4 Susan de Pferd czyli "Uwaga, wysoki koń!"

Witajcie!
Jeśli już od wczoraj, od godziny 2045, zastanawiacie się, jakie aŁtoreczkowe niedorzeczności zaserwujemy wam dzisiaj to oto przybywam, by ukrócić wasze troski. Mamy dla was bowiem Zbyszka, który był robiony naleśnikiem, drapieżne konie a Suzan pokazuje nam się od gorszej strony (tak, JESZCZE gorszej)
Miłej zabawy!

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział III
Danuśka
17 lipiec 1399 rok
Ponad krakowski gród wzbiły się donośne dzwony [zatrzepotały skrzydłami i uleciały w kluczu na zachód]. Suzan przerwała zdziwiona poranny posiłek i uniosła łeb nastawiając uszu. Pod kłusowała pod płot padoku [zakładam że to część tego jej mitycznego szkolenia na rumaka bojowego: nauka robienia podkopów...], z którego był widok na dziedziniec wawelski.
- Cóż tam się stało? – Do klaczy podszedł powoli Amhara strzygąc uszami.
Suzan przymrużyła oczy i oparła łeb o ogrodzenie nastawiając jeszcze wyżej uszy
[A to zapewne koński odpowiednik opierania głowy o stół dla lepszego skupienia. A może to facepalm?] [Facehoof!].
- Musi ktoś znaczniejszy umarł... - odpowiedziała w zamyśleniu.
Nagle, ślizgowym lotem na jeden z pali od płotu zleciał szary gołąb, o „karpiatych" wzorkach na skrzydłach
[to znaczy jakich? W karpie? AŁtorko, nie jesteś mądrzejsza od używania takich słów!]. Wstrząsnął łebkiem strosząc lekko piórka, po czym spojrzał na klacz.
- Ktoś ty? – Zapytała siwka.
- Takie same stworzenie jak i ty mości Suzan
[„mości” to się mówiło do facetów. Znowu spontaniczna zmiana płci?]... - odpowiedział ptak przymrużając lekko oczy.
- Skąd znasz moje imię?
- Mieszkam w stajniach dla gości
[Aha, czyli w tym pożal się Boże zameczku goście śpią w stajniach? Super] i usłyszałam waszą rozmowę... - po tych słowach gołębica uśmiechnęła się w dziwny sposób [pewnie, że w dziwny. Jeszcze nigdy nie widziałem szczerzącego zęby gołębia, a wy?].
Arabka odchyliła uszy na znak lekkiej frustracji i zażenowania
[A czym była tak sfrustrowana i zażenowana? Omawiała ostatnimi czasy swoje ulubione pozycje z końskiej Kamasutry? Czy może chodziło jej o sztuczną szczękę, jaką wstawił sobie gołąb?]. Po chwili jednak udało jej się utrzymać nerwy na wodzy [postanowione- omawiana była Kamasutra. Albo Suzan jest gatunkistką i w swej nienawiści dla skrzydlatych braci frustruje ją, gdy któryś z nich się do niej odzywa] i zapytała już uprzejmiej.
- Wiesz już, co się stało?
- Wiem...
- Więc? – Wtrącił Amhara.
- Jej wysokość, królowa Jadwiga oraz nowonarodzona dziedziczka tronu nie żyją...
[hm. Się zgadza. *niechętnie przyznaje aŁtorce jeden smętny punkt*] - odpowiedział ptak.
- Chryste Panie... To wojna pewna... - szepnął kasztan
[ymm... czemu? Myślicie, że Jogajła tylko czekał, aż mu żonka zacznie stygnąć, żeby móc wywołać wojnę?].
Klacz jednak zachowała kamienną minę.
- Jak cię zwą mości ptaku? – Zapytała po chwili, unosząc dumnie łeb.
- Ludzie różnie na mnie wołają
[na przykład „Apudziesty”, alby „Będziemitupranieobsrywał”...]... Ale wśród towarzyszy przyjęło się dla mnie imię Una [które to imię jest irlandzkie i znaczy „jagnię”...]... Bywajcie „szlachetni" posłowie od wielkiego mistrza... - mruknęła z lekką ironią, po czym wzbiła się w powietrze klaskając swoimi skrzydłami [Na Manwego i jego Jasność, przez dziesięć lat hodowałam papugi i nigdy nie widziałam, żeby któraś klaskała skrzydłami... Czy, skoro już tak dobrze nam idzie szukanie analogii ze światem ludzi, to odpowiednik klaskania uszami?].
- Polacy... - prychnęła lekko klacz odchylając uszy.
- Coś mi się widzi, że nie za bardzo ich lubicie... - zaśmiał się Amhara.
- Jeśli mam być szczera, drogi Amharo, to są mi obojętni... - odpowiedziała siwka uśmiechając się.
[Też się uśmiechnęłam, bo każdy tak mówi: „są mi obojętni! Pod warunkiem, ze trzymają się z dala i nic nie wiem o ich istnieniu...”]– Ale z reguły spotykałam się tutaj z nieżyczliwością jeśli idzie o inne zwierzęta... Bo jestem rumakiem krzyżackim... rumakiem rycerza-zdrajcy, któremu nie można zaufać [Rany, co za kiep szykanuje KONIE ze względu na ich właścicieli? [Inne konie?] Nie mówiąc już o tym, że ile ona jest tym zdrajcowatym wierzchowcem, miesiąc?]... Ale czy każdy z nich jest tym przysłowiowym psubratem [ile znacie przysłów o psubratach? Śmiało, poczekam] [Eeee... „Psu, bracie, daj jeść, bo głodny”?]? Wszak zdarzają się wyjątki... Przed wami się jeszcze miarkują bo wasz pan coś znaczy w zakonie... A mój jest zwykłym komturem... [Komtur to była ważna szycha! Oj, coś mi się widzi że aŁtorce się komtur pomylił z kapralem...] - po tych słowach odchyliła znacznie uszy do tyłu.
- Nie przejmujcie się pospólstwem... - mruknął ogier.
- A ten Zbyszko? Co z nim?
- Sokoły z pałacowej wieży wspominały coś o tym, że skazano go na śmierć, za znieważenie posła
[z tych sokołów to straszni plotkarze... Zaraz, chwila! Sokoły, drogie, hodowlane ptaki tak sobie latają samopas? Jasssne]... Ale skoro teraz taka tragedia się zdarzyła na pewno odroczą kaźnie... [To ilu kmiotków znieważyło posła w tym tygodniu?]
- Ciekawe cóż go do tego nakłoniło... Chęć zdobycia sławy czy też głęboka nienawiść do naszych rycerzy?
- Nie nam o tym sądzić... Na niego wyrok już kasztelański sąd zdążył wydać...
Suzan bez słowa schyliła łeb po czym wróciła do poprzedniego zajęcia. Trawa była tutaj naprawdę soczysta i słodka, a owies wysokiej klasy
[-.- Rany, aŁtorka ględzi o tej trawie i owsie prawie jakby sama była koneserką. Czy gdybyś pisała o ludziach też w kółko byś opowiadała, jak smaczne było ich jedzenie?] [kochanie, to opko. Tutaj wszyscy tylko jedzą, gżą się i popełniają wykroczenia przeciw ortografii...]. Dbano tutaj o wierzchowce. Podobno Polska słynęła właśnie z najlepszych bojowych rumaków, toteż nie dziwota że konie miały bardzo dobre warunki. Przestronne i żyzne padoki obfitujące we wszelkiego rodzaju zioła i trawy, doskonały owies no i duże stajnie o przestronnych boksach. Przez chwilę zbierała spokojnie co najlepsze źdźbła trawy [ponownie – jedno po drugim, ponieważ dokładnie tak skonstruowane są końskie pyski...] oraz liście koniczyny po czym klękła [KLĘKNĘŁA, na Melkora!] na przednie kolana. Zaraz też opadła na bok i zaczęła się tarzać. Zapowiadało się na upalne południe. Już teraz, mimo tak wczesnej pory słońce łagodnie przygrzewało w końskie grzbiety. Klacz przez chwilę jeszcze leżała na grzbiecie czując jak poranna rosa lekko chłodzi jej sierść aż w końcu zgrabnym skokiem usiadła na zadzie [aŁtorko, nie jestem żadnym tam specem od koni, ale nawet ja wiem, że konie nie siadają. Jeśli leżą, to wstają bezpośrednio z boku. A jeśli koń siedzi na zadzie to znaczy, że coś brzydkiego mu się stało w tylne nogi] i wstała oblepiona źdźbłami trawy i koniczyny, oraz kilkoma mleczami wplątanymi w długą grzywę.
* * *
Minął już tydzień od pogrzebu królowej, a posłowie wielkiego mistrza nadal byli w Krakowie. Suzan zdążyła już poznać swoich współlokatorów oraz innych, zwierzęcych mieszkańców stajni i dworu królewskiego. Było to więc kilka sokołów z pałacowych wierz [Nie uwierzę póki nie zobaczę!], białozór Horus z królewskich ptaszarni [jakie te wszystkie zwierzaki mają wyszukane imiona... A gdzie Burek, Wronek i Sierściasta Cholera?], oraz gołębie mieszkające na strychu stajni. Dzień ten był o tyle wyjątkowy że dzisiaj miała się odbyć egzekucja na Polskim rycerzu, Zbyszku z Bogdańca [a nie będzie mu niewygodnie?], który jak wiadomo znieważył krzyżackiego posła ruszając na niego z nastawioną kopią. Od rana wśród rumaków gości panowało wielkie poruszenie. Na rynku zebrało się masę gapiów ciekawych okropnego widowiska [„okropnego”? Chyba z perspektywy smarkuli z dwudziestego pierwszego wieku, posiadającej stanowczo za dużo wiedzy o koniach. Dla ludzi z epoki był to odpowiednik telewizji]. Tak ciekawego, iż Suzan znieść nie mogła, że pan nie wziął jej ze sobą tylko szedł na piechotę [*skanduje miarowo* Krwi krwi krwi, konie chcą krwi krwi krwi...] [SZYNKA!]. Szczęście miały te rumaki, które były „zakwaterowane" na przeciwnej stronie stajni gdyż z tamtych okien widać było cały rynek [Czyliiii... ich zady mogły sobie popatrzeć? Bo z tego co kojarzę, konie w boksach raczej nie stoją pyskami do okna a pyskami do korytarzyka?]. Nagle jednak do budynku wleciał Horus po czym usiadł na parapecie od okna w boksie zaraz naprzeciwko miejsca Suzan.
- No co tam widzisz? – Zapytała po chwili klacz.
- Straszny tłok... - mruknął biały sokół
[AŁtorce chodziło zapewne o Białozora, nie o piosenkę ani drużynę piłki nożnej. Ale to akurat nie krytyka (bo białozor to faktycznie sokołowate)]   – Prowadzą skazańca...
- A pan mój gdzie?
- Ot tam na dzwonnicy z innymi...
[Wlazł z fonflami na dzwonnicę żeby lepiej widzieć]
Klacz skuliła uszy na znak zażenowania.
- Cwany czort... Mów, co dalej...? - mruknęła w końcu.
- Toć mówię że skazańca prowadzą... Podeszli pod stopień...
[„Kat trzyma tabliczkę z napisem, 'Uwaga, wysoki próg'...”]
- Szlag wy was wziął! – Zarżała klacz z frustracją, stając lekko dęba i kopiąc przednimi kopytami w bramkę od boksu.
- Czekaj! – Zawołał nagle ptak. – Coś się dzieje... Powała z Taczewa przyniósł jakąś młodą dziewkę do skazańca...
- Pewniakiem pożegnać się nie zdążyła... - mruknął Amhara.
[pewNIkiem, ofiaro językowych eksperymentów! Rozumiesz sytuację polityczną, a nie umiesz używać właściwych słów? Koń by się uśmiał...]
- Nałęczkę mu narzuciła!
Klacz już chciała coś powiedzieć gdy nagle przerwało jej rozpaczliwe „Mój ci on jest!".
[Albo stajnia stoi przy samym rynku (genius!) albo Danuśka naprawdę nieźle ryknęła. Dobrze, że jej w Wiedniu nie usłyszeli, bo kolejna ruchawka gotowa...]
- Co tam się dzieje! Mówże Horusie! – Zawołała w końcu siwka unosząc się na tylnich nogach starając się przy tym coś zobaczyć.
- To stary zwyczaj! Oznacza to że skazaniec należy do owej dziewki i nie można go uśmiercić... - odpowiedział białozór. – Idą na zamek!
[„Dziewka niesie chłopaka w zębach. Wygląda na zadowoloną. On wygląda na przemoczonego...”]

2 komentarze:

  1. ... Johny, Twój ostatni komentarz mnie zabił. Na amen!

    Yare, yare, fajnie, że wróciliście (a ja miałam czas, by poczytać).
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część - mam nadzieję, że równie dobrą ;)

    Swoją drogą, Ithil, zastanawiam się, kiedy będę miała okazję przeczytać to, o czym wspomniałaś mi na konwencie?
    Z innej beczki - będziecie na Hellconie?

    OdpowiedzUsuń
  2. >... Johny, Twój ostatni komentarz mnie zabił. Na amen!>
    Dzięki! Chociaż moim ulubionym komentarzem jeśli chodzi o Suzan to "Jechałbym!" to z pierwszego rozdziału. Nawet nie wiem dlaczego. Chyba po prostu lubię teksty krótkie i dosadne...
    >Z innej beczki - będziecie na Hellconie?>
    Planujemy być.
    A nasze dodatkowe projekty mające dodać nieco uroku Ministerstwu trochę ugrzęzły. Ale nie zapominamy o nich. Niech no tylko w naszym życiu pojawi się trochę równowagi (na normalność nie ma co liczyć)...

    OdpowiedzUsuń