poniedziałek, 10 września 2012

22.1 Suzan de Pferd, czyli Przyczynek Do Biografii Johnny'ego

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Ummm....
Każdy z nas miał kiedyś taki moment. Taki, w którym język staje kołkiem, słowa więzną w gardle, a wszelka kreatywność zamiera. Kiedy ma się absolutną, kompletną świadomość, że nie można powiedzieć nic, co byłoby odpowiednie dla chwili. Dla sytuacji. Dla zdrowia psychicznego.
Dla mnie to jest właśnie taka chwila.
Mogę wam powiedzieć jedno: mamy przed sobą koncepcję bardziej obraźliwą niż pół-wampirza córka Javerta. Uwłaczająca wszelkim kanonom i faktom bardziej niż wampirzyca w Śródziemiu. I dziwniejszą niż romans Doktora House'a z Edem Elriciem.
Przed wami fabuła „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza opisana z perspektywy konia.
Tak.
Serio.
Gotowi? Start!

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/archiwum-2010-8.html
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 

Rozdział I Jak to się wszystko zaczęło
Maj, rok 1399
Nad Szczytnem [W Szczytnie mówisz? Notka dla moich przyszłym biografów – urodziłem się i wychowałem w Szczytnie. Z rozkoszą dowiem się, co też aŁtoreczka sądzi o moim mieście rodzinnym...] zaczęło powoli wschodzić słońce, łagodnie rozpraszając mgłę zebraną na polach i pastwiskach [Jak wygląda mgła zebrana na polach? Powiązana w snopki? Leży na stogach?]. Pachołkowie uwijali się z pracą wyprowadzając jeszcze ospałe nieco konie. Mieszkał tam jeden szlachcic, najwyraźniej z możniejszego rodu [W czternastym wieku mówimy raczej o rycerzu. Poza tym, Szczytno (czy raczej Ortelsburg) w tym czasie było wiochą, z bartnikami i jedną, smętną strażnicą. Komturię dodał nam Sienkiewicz, kompletnie niezasłużenie zresztą]. Miał on piękne stajnie i przepastne padoki [Zazwyczaj kiedy mowa o szlachcicu wspominane są jego piękne posiadłości i uroki dworku. Ten ma przepastne padoki]. Stajenni nadal jeszcze czując poranną ospałość poczęli wyprowadzać konie na pastwiska [Rozumiem, że ten szlachcic miał dwa sorty robotników? Jednych, którzy się uwijali przy wyprowadzaniu zaspanych koni i drugich, którzy jak mucha w smole wlekli się do tych narowistych?] [Wyobraź sobie lepiej taki pochód ślamazarnych pachołów prowadzących ślamazarne konie. Przy okazji: skoro konie były zaspane to jak to wyglądało? „Wyłaź!” mówił pachołek ciągnąc konia za uzdę, „Jeszcze pięć miiiiiiiiiichnutek!” rżał zaspany koń?] W jednym z boksów stała klacz. Inna zupełnie niż wszystkie sylwetką[była idealnie okrągła, jak piłeczka]. Jej długa biała grzywa łagodnie opadała na srebrzystą sierść. Ogon był bujny oraz lekko uniesiony. Jedwabista grzywka spadała na wklęsłe czoło klaczy, zakrywając częściowo lewe, czarne jak u łani oko [Ok, nie znam się, ale chyba ci parobkowie się trochę za bardzo obijali, skoro pozwolili, by koniowi grzywka wpadała do oczu? Z tego co wiem, zwierze może nawet oślepnać od tego...]. Koń był smukły o szczupakowatej sylwetce, delikatnej budowy [po tym zdaniu można poznać, że aŁtorka wie coś niecoś o koniach. A przynajmniej udaje. Można również poznać, że nie uzna za stosowne tłumaczyć terminologii zwykłym śmiertelnikom, psując tym pozytywny efekt]. Na przedniej prawej nodze i tylniej lewej widniała czarna zmiana ciągnąca się od kopyta po same nadpęcie. Klacz łagodnie schyliła łeb patrząc z zainteresowaniem na pracę pachołków. Była to Suzan [imię, które nie ma ŻADNEGO sensu w ŻADNYM okresie historycznym]... najnowszy nabytek zza morza, owego szlachcica [Pomijając ten przecinek wprost z dupy- zza jakiego morza? Z Arabii? Ałtoreczko, ktoś, komu opłacałoby się sprowadzać konia z Arabii nie mieszkałby w Szczytnie. No, chyba, że miałaś na myśli Szwecję...]. Kosztowała mniej więcej tyle sztuk złota ile sama ważyła [„sztuki złota” nie są zbyt jasno określoną walutą...]. Pachołek podszedł do klaczy i przypiął postronek do jej kantara, wyprowadzając ją ze stajni i wypuszczając na padok. Suzan jak by na to czekała gdyż zerwała się do lekkiego galopu unosząc majestatycznie ogon. Podeszła do płotu i nastawiła uszy [po czym dostojnie zrodziła kilka wonnych, końskich jabłek (wonnych fiołkami, oczywiście)]. Powiał północny wiatr rozwiewając jej długą grzywę.
- Czego więcej można chcieć od życia? – Mruknęła schylając łeb i zbierając co najlepsze źdźbła trawy. – Pasza tutaj soczysta i bujna, padoki przepastne
[1. Już widzę, jak koń je trawę po źdźble, ale co tam. 2. Jak padoki w ogóle mogą być przepastne? Konie się w nich gubią?]... Nawet u królowej Małgorzaty nie było tak pięknie […nie uwierzycie, w tym okresie faktycznie panowała królowa Małgorzata]...
Po tych słowach padła na ziemię tarzając się w mokrej jeszcze od rosy trawie
[A tu kapka riserczu. Konie tarzają się nie w porannej rosie ale w BŁOCIE. Żeby ochronić się od insektów. Przykro mi, że rujnuję aŁtorce romantyczną wizję]. Świeży zapach od razu uderzył w jej chrapy. Leżała tak przez chwilę... Nagle uniosła lekko łeb nastawiając wysoko uszy. Usłyszała wyraźny tętent kopyt, masywnych koni. Powoli wstała i podeszła lekkim kłusem [aŁtorko, jak często czołgasz się truchtem? Bo to ma mniej-więcej tyle samo sensu] do płotu skąd był widok na cały dziedziniec dworku jej pana. Na karych, masywnych koniach wjechali rycerze w białych płaszczach... W bieli tych płaszczy utopiony był czarny krzyż na boku [ja mam TAKIE skojarzenia].
- Krzyżacy... – pomyślała klacz.
[„Sama jesteś sowa” pomyślał Stirlitz] [A jaki z tej zamorskiej klaczy spec od sytuacji politycznej! Pozazdrościć]
Było ich trzech
[w każdym z nich inna krew!]. Zeskoczyli zgrabnymi skokami z końskich grzbietów. Na dziedziniec, wyszedł mężczyzna, w kwiecie wieku, o łagodnych rysach i wesołym spojrzeniu [oraz wyjątkowo owłosionych stopach]
- Cóż szlachetnych panów rycerzy sprowadza do mnie? – zapytał.
- Dajcie nam Janie spocząć po dalekiej drodze... Konie nasze zmachane, a i my po ciężkiej jeździe zmęczeni – Rzekł jeden z krzyżaków
[Odnoszę smutne wrażenie, że nie bez kozery przypomniał mi się właśnie dowcip o Janie i hrabi...].
- Gość w dom, Bóg w dom... - uśmiechnął się szlachcic wskazując na drzwi. - Zapraszam was pobożny komturze de L
ӧwe i was bracia [Aha. Komtur, wielka szycha i istotny element struktury politycznej Zakonu tak sobie samotrzeć popyla przez wrogie, bo zamieszkane przez Polaków, tereny? AŁtorko, spróbuj jeszcze raz, ale tym razem myśl!].
Jeden z młodszych braci stojący przy komturze spojrzał w stronę padoków i zaczął się przyglądać, stojącej przy płocie klaczy. Od razu uderzyła go łagodna uroda konia
[Hm, słyszałam już określenie „dyskretna uroda”. Czy „łagodna uroda” to to samo?], długie i zgrabne nogi oraz wysoki ogon. Szybka musi być... [„Jechałbym!” pomyślał rycerz] Suzan schyliła łeb po czym odeszła od płotu. Zakonnik tylko uśmiechnął się po czym wszedł do izby [a jak w ogóle aŁtorka wyobraża sobie tę średniowieczną posiadłość tego polskiego rycerza? Jak dworek z „Pana Tadeusza”, otoczony polami malowanymi zbożem rozmaitem, a gdzieniegdzie padok tudzież stajnia się trafi?].
Było już późne popołudnie. Z posiadłości Jana
[A tak w ogóle, to pozwólcież, że zacytuję Mistrza: „pies Burek, kot Mruczek a dziewczyna- Maryśka!”. Najwidoczniej również Polak- Jan...] powoli wyszedł ów młodu komtur, który wcześniej przyglądał się klaczy [który żadnych innych cech charakterystycznych nie posiadał. Za jego plecami mówiono na niego Brat, Który Gapi się Na Klacze, z niemieckiego Frater Klaczengapiertt]. Podszedł do ogrodzenia i oparł się o nie spoglądając na spokojnie szczypiącą trawę, klacz [Jako i ja patrzę na ten kompletnie zbędny, przecinek]. Suzan jak by poczuła na sobie czyjś wzrok gdyż uniosła łeb i nastawiła delikatnie uszu. Powoli podeszła do komtura [jaki komtur? Komturem jest de Lӧwe! Ałtorko, to nie jest po prostu fajne słowo. Naucz się go właściwie używać!] i zaczęła niepewnie obwąchiwać jego rękę, odsuwając gwałtownie łeb przy każdym ruchu jak by z obawy przed niebezpieczeństwem [Składnia to rzecz trudna- przykład 275309: Z tego zdania wynika, że klacz poruszała się za każdym razem jak się poruszała. W zasadzie to prawda, ale po cholerę o tym pisać? Poza tym za chwilę się dowiemy, że to koń bojowy (koń bojowy z niej taki, jak z koziej dupy trąbka ale nie w tym rzecz)- strach przed najmniejszym poruszeniem to nie jest cecha ceniona na polu walki]
- Piękna jesteś... - mruknął kładąc rękę na jej głowie
[zaczynam czuć się nieswojo...].
Suzan odsunęła łeb unosząc go dumnie i spoglądając na komtura. Zarżała tylko po czym zaczęła kłusować po wybiegu.
- Suzan to wspaniały koń... - rzekł za zakonnikiem szlachcic kładąc rękę na jego ramieniu. – Jednak naturę ma nieujarzmioną...
- Cóż wam po nieujeżdżonym koniu? – zapytał krzyżak spoglądając na mężczyznę.
[Tak sobie tylko cichutką wspomnę, że inna rzecz nieujarzmiona dusza a inna rzecz nieujeżdżony grzbiet]
- Tyle złota ile sama waży za nią oddałem... Ale najwyraźniej na darmo gdyż nikt się na niej nie utrzymał dłużej od jednego pacierza... Dajcie pięćdziesiąt grzywien i będzie wasza skoro tak oczami za nią wodzicie...
- Pięćdziesiąt grzywien za nieujeżdżonego konia?! – Zdziwił się komtur . – dwadzieścia!
[….targuje się jak przekupka na bazarze, a nie komtur Zakonu Krzyżackiego...] [Ale on NIE jest komturem!] - To nie jest zwykły koń... To czysta krew arabska! Komturze! Taki koń z powodzeniem mógłby być rumakiem samego wielkiego mistrza! Wyszkolona na konia bojowego jeno nie w każdym sensie jest niezajeżdżona [To chyba dobrze? Zajeżdżona=Martwa]... Nie pozwoli byle komu dosiąść swojego grzbietu [na przykład, bo ja wiem... TOBIE! Czego w słowie „nieujeżdżony”, nie rozumiesz, bracie Klaczengapiertt?], a w razie potrzeby to jeszcze wam życie uratuje! Czterdzieści!
Komtur przemierzył mężczyznę dziwnym wzrokiem
[Jego wzrok w błazeńskiej czapce rozpoczął mozolną wędrówkę poprzez twarz Jana i dłuższy popas urządził sobie dopiero w okolicach jego krocza...]
- Trzydzieści pięć, i ani denara
[teraz skupcie się, bo będę gratulować – aŁtorka zrobiła swój risercz dotyczący walut obowiązujących na ziemiach Zakonu. Najwyższą wartość miała grzywna, a najniższą – denar. Grzywna była równa 180 gramom srebra. Swoją drogą, tania ta Suzan...] więcej!
- Niech wam będzie Rotgierze... - mruknął ze zrezygnowaniem szlachcic.
Krzyżak uśmiechnął się po czym rzucił szlachcicowi spory trzos
[Rotgier Klaczengapiertt znany był również z tego, że zawsze nosił przy sobie kilka trzosów, po trzydzieści pięć grzywien w każdym. Poza tym- hej, sam trzos chyba też miał jakąś cenę, co? Ja wiem, że w grach komputerowych to oni rozrzucają te woreczki jak popadnie, ale to nie gra komputerowa!].
- Cieszę się Janie żeśmy do porozumienia doszli... Przygotować ją do drogi... - odpowiedział, po czym wrócił na dziedziniec gdzie byli już pozostali bracia. Zaraz też pachołkowie wzięli wyrywającą się nieco jeszcze klacz na uwiąz. Rotgier dosiadł swojego rumaka po czym przejął postronek i wszyscy ruszyli na zamek.
Kolejny rozdział już nie długo... przepraszam że taki krótki... kolejny jest o wiele dłuższy... Pozdrawiam was kochani czytelnicy :)

2 komentarze:

  1. Dobra, to ja się troszkę powymądrzam ;)>

    "[Ok, nie znam się, ale chyba ci parobkowie się trochę za bardzo obijali, skoro pozwolili, by koniowi grzywka wpadała do oczu? Z tego co wiem, zwierze może nawet oślepnać od tego...]"
    - część koni (i innych zwierząt, zwłaszcza ssaków), niemalże nie widzi bez grzywki, która jest dla nich swojego rodzaju "okularami słonecznymi". Inna sprawa, że nijak się ma ta grzywka do opisu smukłej klaczy, bo takie konie są raczej krępe...


    "Powoli wstała i podeszła lekkim kłusem [aŁtorko, jak często czołgasz się truchtem? Bo to ma mniej-więcej tyle samo sensu]"
    - uśmiałam się jak dawno nie. Aż mi się przypomniało "powolne wkraczanie biegiem"

    Ochhh, poprawiłam sobie nastrój tym rozdziałem (po odkryciu, że nie ma - albo ja nie mogę znaleźć - ani jednego teamYuetsu po polsku...).
    Zdecydowanie lepszy od łagodnego Wolverina!

    OdpowiedzUsuń
  2. >- część koni (i innych zwierząt, zwłaszcza ssaków), niemalże nie widzi bez grzywki, która jest dla nich swojego rodzaju "okularami słonecznymi".>
    Dobrze wiedzieć. To naprawdę pożyteczna informacja. Całkiem możliwe, że aŁtorka o tym wiedziała, ale postanowiła nie wspominać o tym w tekście, co zrobiła z KAŻDYM specjalistycznym terminem. Nie wiedzieć czemu. Może myślała, że tłumaczenia odciągną czytelników o ogólnej intrygi?

    OdpowiedzUsuń