poniedziałek, 3 września 2012

21.1 Logan w Śródziemiu czyli You Can Wstrząsać mózgiem

Dobry wieczór, kochani
Tak, jak już Johnny zapowiadał w sobotę, dziś pierwsza powakacyjna analiza i mam zaszczyt was powitać w jej preludium.
A co was dziś czeka? Bolesne opko o Loganie (tak tak, TYM Loganie) w Śródziemiu. Nie pytajcie, jak to się stało, bo nie mamy pojęcia i chyba nawet nie chcemy wiedzieć. Na zachętę powiem jednak, że opko to zawiera koktajl-mózgotrzep, kilka rzeczy, o których byście Wolverina nigdy nie podejrzewali oraz zdrowa garść nerdzenia Johnny'ego. To żadna nowość, bo Johnny zawsze nerdzi...
Bierzcie i cieszcie się, oto jest bowiem analiza nasza!


Adres blogaska: http://antubis0.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 
 
Rozdział pierwszy: Początek
- Jasna cholera! - To był jego pierwsze słowa [Serio?].
Nic dziwnego gdy po locie w nicości [„Nicość” to nowy model iksmenmobilu [*nerdu-nerdu* pojazd X-Menów to myśliwiec i nazywa się Blackbird], czy też Logan uskuteczniał jednak lot PRZEZ nicość?] spada się na twardą ziemię [Wiecie, jak Logan nazywa spadanie z wysokości na twardą powierzchnię? Wtorek...]. Nieco obolały podniósł się na kolana [Hej, serio aŁtorko- ja wiem, że Wolverine miał czaszkę pokrytą adamantium, ale mózg pod tą czaszką był całkiem przeciętny. I po takim szejken-szejken jaki został mu właśnie zafundowany to nic, tylko wsadzić mu słomkę przez ucho i nachrzaniać koktajl-party] [Przesadzasz, Logan twardy jest... Co widać na załączonych obrazkach LINKI]. Niezwykle jasne południowe słońce oślepiło go. Zasłaniając oczy dłonią, rozejrzał się. Nawet nie potrafił opisać tego uczucia, które go ogarnęło gdy dostrzegł że otacza go pusty, bardzo pusty step [Sądzę, że to mogło być zdziwienie]. Nie zdążył się jednak zastanowić nad tym gdzie jest, gdy step przestał być pusty. Poprzez cichnący, natrętny pisk przebił się tentent [tĘtent, do cholery!] i niespodziewane rżenie spłoszonego konia. Odruchowo padł na ziemię, gdy nad głową przeleciały mu podkute kopyta [Zabawne, z moich doświadczeń wynika, że odruchem u Wolverine'a było raczej krzyczenie i wysuwanie pazurów żeby zrobić z ewentualnego napastnika poplasterkowaną szynkę]. - Stój!- Usłyszał czyjś głos. Męski, pewny i władczy. - Kim jesteś?! - Krzyknął jeździec. Logan z powrotem unosząc się na kolana, powoli odwrócił się w jego stronę. I aż zaniemówił z wrażenia.
- Co to za cyrk! - pomyślał. [„Tak się nie zapisuje myśli” pomyślała Ithil]
- Kim jesteś?! - Jeździec zdecydowanie ponowił pytanie. [„O tak, z całą pewnością było to ponowne zadanie pytania!” zadecydował Logan, wysuwając język żeby mózg mu się nie przegrzał] - Jeśli należysz do sług Saurona nie zaznasz litości!! - Zagroził [A tymczasem Logan zastanawiał się, dlaczego ten dziwny facet mówi o pterodaktylu z Savage Land...].
Nie mogąc doczekać się odpowiedzi, ruszył konia i zbliżył wyciągnięty miecz ku piersi Logana [Ciekawam, co zamierzał mu tym mieczem zrobić. Bo wiesz, ałtorko, miecz działa trochę inaczej niż włócznia. Na przykład nie używa się go z konia. Na przykład nie służy do nadziewania z małej odległości- takie coś potrzebuje ROZMACHU].
- Hej, spokojnie!! - Krzyknął ten. - Jestem nieuzbrojony! [Ha. HaHaHa. HaHa. Ha] [Dla bardzo dokładnie określonej wartości „nieuzbrojonego”...]
By to udowodnić rozłożył ręce na boki, powoli wstał z kolan i obrócił się w miejscu. W rzeczywistości po głowie kołatała mu się zwyczajowa, w podobnych sytuacjach myśl:
- Tknij mnie tylko, a poznasz smak Adamentium [AdamAntium, na dziesięć tysięcy włochatych Xavierów!]. [Tajemnicą pozostaje, co powstrzymuje Wolverine'a od pokawałkowania go już teraz]
W zasadzie mógł tak zrobić od razu, nie bawiąc się w ceregiele, natychmiast zabić napastnika, ale NIE! [LINK Ani Mru Mru] Postanowienie, które tak niedawno złożył, było szczere, i zamierzał je dotrzymać [Acha, czyli jakieś randomowe postanowienie. Czy aŁtorka zamierza nam wyjaśnić na czym właściwie polegało i czemu Logan postanowił pozbawić się możliwości obrony podczas gdy na jego życie dybie sporo niebezpiecznych gości?]. Będzie panował nad swoim gniewem, nad swoimi instynktami. Dlatego wysłucha dziwaka w średniowiecznym stroju, dowie się dlaczego ten grozi mu mieczem i przede wszystkim, dowie się gdzie jest. Bez rozlewu krwi.
Jeździec także wydawał się nieco uspokoić. Ręka z mieczem opadła, a na twarzy wymalowało coś co przypominało zdziwienie [tak naprawdę było to coś zupełnie innego. Noce takie długie i zimne...].
- Skąd się tu wziąłeś? - spytał. - Jeszcze przed chwilą step wydawał mi się pusty. Dziwnie wyglądasz, obco. Ale niegroźnie. [Ha. HaHaHa. HaHaHaHaHa. HaHa. HaHaHa] [Metr sześćdziesiąt w kapeluszu, owłosiony na całym ciele i z bokobrodami, których nie powstydziłby się yeti... Niegroźnie!]
Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Logan jeszcze raz się rozejrzał.
- Ja nawet nie wiem GDZIE jestem - przyznał.
- Jak to gdzie? - zdziwił się jeździec. - To przecież Zachodni Emnet, niedaleko Wrót Rohanu - wytłumaczył. [Nie wiem, skąd aŁtorka zaczerpnęła wiedzy, ale pochwalam ją za risercz. Emnet nie jest popularną krainą]
Logan otworzył usta i zamknął je. W głowie jeszcze raz powtórzył dziwne nazwy.
- Gdzie? - Spytał zupełnie nic nie rozumiejąc. - A w jakiej części Ameryki to leży? - zaryzykował pytanie [zapytał facet, który większość życia spędził w rozjazdach POZA Ameryką Północną... Czasami jednak wychodzi z ciebie zaściankowy Kanadyjczyk, Wolvie..].
Jeździec zrobił duże oczy.
- Ameryka? - powtórzył. - A co to jest Ameryka? Jesteśmy przecież w Śródziemiu.
- Śródziemie - pomyślał Logan. - Albo oszalałem, albo nie żyje. Albo... [„O nie... - wyszeptał Logan ustami sinymi ze zgrozy – Jestem... jestem w blogasku! - równinę przeszył nieludzki krzyk...]
Tu uważnie spojrzał na jeźdźca. Ten miał na sobie ciemny kaftan skórzany, spod którego dostrzegł wystający krótki, ciemno czerwony prawy rękaw i kawałek kolczugi. Resztę dość szczelnie zakrywał długi, aksamitny płaszcz oblamowany [laminatem] futrem. Mężczyzna prócz miecza miał też okrągłą tarczę, która teraz wisiała przy siodle rosłego, kasztanowego wierzchowca. Te krótkie oględziny przeraziły Logana [Ani chybi transwestyta bojowy!].
- Boże! Nie cofnąłem się chyba do średniowiecza! - pomyślał, przecierając twarz dłonią [„Znowu! Przecież dziś dopiero wtorek...”].
- Jak ja się tu dostałem? - spytał sam siebie, jednak pytanie nie pozostało w jego głowie, bo usta wypowiedziały je samowolnie.
- Przykro mi... kimkolwiek jesteś...- zaczął jeździec.
- Nazywam się Logan! - warknął przerywając mu.
- Więc, panie Logan - mężczyzna schował miecz. - Niestety nie mogę ci pomóc, jadę z misją do Imladris i muszę tam dotrzeć jak najszybciej. Mogę ci jedynie dać to.
To mówiąc, sięgnął do jednej z sakw przy przednim łęku i wyciągnął z niej złożoną, pożółkłą kartkę. Logan wziął ją i rozwinął. To była mapa [Bo każdy podróżny ma przy sobie pięć map, to wcale nie jest tak, że były one wtedy rysowane odręcznie i zazwyczaj była jedna na miasto, w związku z czym, kiedy ktoś już miał jedną ze sobą, to dbał o nią i nie oddawał randomom którzy mogą być szpiegami tylko próbował za jej pomocą... ja wiem... dotrzeć do celu?]. W lewym dolnym rogu, narysowana była zdobna ramka a w niej czerwonym tuszem, krętymi literami napisano: "Śródziemie". Jeździec pochylił się w siodle i pokazał mu miejsce, w którym się obecnie znajdowali, tuż przy napisie: "Wrota Rohanu". [klasycznym alfabetem łacińskim, bo niby czemuż by nie...]
- Skieruj się do Edoras [Mają tam akurat vacat na stanowisku zdradliwego dziada]- powiedział przesuwając palec po mapie. - Rohirrimowie to dobrzy ludzie, na pewno ci pomogą. Jeśli spotkasz w drodze eored...
- Eored?
- To oddział rohirrimów. [Toś mu wyjaśnił...]
- Aa... [Logan zamyślił się głęboko. Po czym zapytał konwersacyjnym tonem „A w mordę byś nie chciał?”]
- Jeśli ich spotkasz, powołaj się na moje imię, Boromira z Gondoru. Znają mnie w Edoras, niedawno tam byłem, powinni ci pomóc.
- Powinni?! - pomyślał Logan sceptycznie. - Eee... Dziękuję. - Dodał na głos lekko zakłopotany, bo jeździec o dziwo, okazał się życzliwy. Dobrze, że go nie zabił [HaHaHaHaHa. Ha. HaHaHa. HaHaHaHaHa. HaHa. HaHaHaHaHa. HaHaHa]. Uścisnął wyciągniętą ku sobie dłoń.
- Powodzenia. - Powiedział Boromir, i uderzył konia piętami ruszając galopem na zachód [Skąd on wie, że na zachód?]. Logan jeszcze przez chwilę stał i patrzył za nim, mając nadzieję że albo jeździec albo on rozpłynie się, i wszystko okaże się snem. Niestety. Boromir zniknął w oddali, a on nadal tu był. Gdziekolwiek to TU jest. Nie mając innego wyboru złożył mapę, schował ją do kieszeni spodni, i ruszył w wyznaczonym kierunku.
Szedł cały czas przed siebie i zastanawiał się gdzie jest [W Śródziemiu, ile tej krowie trzeba powtarzać, żeby to ogarnąć?], jak znalazł się w tym dziwacznym miejscu. Ostatnie co pamiętał to to, że jechał na motocyklu [co niewiele mu mówiło, bo to trzecia najczęściej wykonywana przez Logana czynność. Po piciu piwa i cięciu czegoś na plasterki...]. Tak, na pewno, przed nim ciągnęła się czarna asfaltówka..., więc jak?... Zastanawiał się też, czy aby na pewno nie śni, ale szedł kolejne godziny i nie budził się [Logiczny wniosek to wypadek i w jego efekcie śpiączka. Albo, że powinien zdekapitować następną napotkaną osobę przy próbie wydobycia z niej, kto wpadł na pomysł tego durnego żartu. Opcjonalne jest darcie ryja. To zawsze wychodziło mu doskonale...]. Ta myśl zaczęła rozpływać się w rosnącej irytacji. Był tu, w tym świecie, zaledwie chwilę a już go nie lubił, tego monotonnego krajobrazu, który w ogóle się nie zmieniał [Powiedział facet z Kanady]. Wokół było tylko zielone, falujące morze. Szedł godzinę, dwie i więcej, aż zapadł zmierzch.
Nie zatrzymywał się, aż do północy. Wtedy poczuł, że jest zmęczony i musi się trochę przespać. Postanowił więc, że zaczeka z dalszą wędrówką do rana.

1 komentarz:

  1. Lololololololo, co to jest?
    The Fuck?
    Nie ogarniam, serio... Ja rozumiem crosy, ale... Tak czy inaczej, idę czytać dalej.
    Ciesze się, że wróciliście ;)

    Karenaj

    OdpowiedzUsuń