środa, 12 września 2012

22.3 Susan de Pferd, czyli Krzyżaku, Podaj Imię Swego Konia A Powiem Ci Kim Jesteś

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Jeśli jeszcze nie uwierzyliście w tematykę naszego nowego blogaska, to chyba najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, bo oto kontynuacja Krzyżaków z perspektywy duńskiej kobyły.
W dzisiejszym odcinku kończymy rozdział drugi, a w nim: parzystokopytny radykalizm, akcja „Przygarnij Berserka” i burak, który okazuje się być Zbyszkiem z Bogdańca. Serio mówię.
Serdecznie zapraszamy!

Adres blogaska: http://suzan.blog4u.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist 

15 Lipiec 1399, gościniec niedaleko Krakowa.

- Na cóż nam to posłowanie Hektorze? – Suzan odchyliła delikatnie łeb w stronę karego, masywnego ogiera idącego obok niej, którego dosiadał Zygfryd de L
ӧwe [Czy konie potrafią iść do przodu pomimo łba zwróconego w bok? Czy też Rotgier właśnie zrobił Zygfrydowi de Lӧwe wjazd na kolana?].
- Ileż razy mam powtarzać? – Karosz zrobił znudzoną minę. – Żmudź się burzy… Należy ona do nas
[Całkiem radykalne poglądy polityczne, jak na środek lokomocji „nadejdą czasy, gdy żelazne kopyto spadnie na tę ziemię! I będą wiedzieli, że imię moje jest KOŃ, kiedy wywrę na nich swą pomstę!”], ale znajduje się tam nie tylko wielu Litwinów, ale także Polaków, którzy pomagają buntującym się tam poganom… No i przy okazji jedziemy na chrzciny dziedziczki tronu polskiego…
Klacz rozdęła chrapy w zamyśleniu.
- Jakież to pogmatwane…
[Wcale nie! Chrzest to chrzest i kropka. Tak w ogóle, to nie chcę nic mówić, ale jadą na chrzest dziecka od dwóch dni martwego. W zasadzie mogli po prostu nie wiedzieć, ale mimo wszystko sądzę, że coś takiego jak śmierć małoletniej dziedziczki tronu byłaby dość głośną sprawą i wiedzieć jednak powinni. A w buntach Żmudzi, która nagle po prostu przeszła z łapek do łapek też nie ma nic szczególnie tajemniczego...] - mruknęła w zadumie odchylając delikatnie uszy do tyłu i wstrząsając grzywą.
- Młoda jeszcze jesteś… Nie dla ciebie jak na razie te sprawy… - odpowiedział po chwili Hektor. – Teraz zwłaszcza powinnaś przyzwyczajać się do długich marszów bez postojów, czy do różnych wypraw wojennych
[A właśnie, czy aŁtorka nie wspominała przypadkiem, że ona jest wyszkolona na RUMAKA BOJOWEGO? Kochanie, za tym idzie coś więcej, niż tylko lanserskie brzmienie...]… Wojna wisi w powietrzu… Królowa Jadwiga ją nawet przepowiadała, a powiadają że ona święta… [MASSIVE HISTORICAL BULLSHIT! Królowa Jadwiga została uznana za świętą w roku 1997!]
- Do długich marszów przywykłam, a i miecze i armaty
[ciekawe, skąd ona tak wie o armatach, skoro to właśnie bitwa pod Grunwaldem była pierwszą w historii bitwą z istotnym wykorzystaniem broni palnej] mnie nie straszne… - siwka dziarsko przekrzywiła łeb spoglądając na towarzysza bystro, ale zaraz też została podciągnięta wodzą.
- Nie wątpię… Ale pamiętaj że odwaga i zapalczywość to nie wszystko
[Berserkowie spojrzeli na Hektora smutno] [Przygarnij berserka!]
Po tych słowach nastąpiła cisza przerywana rozmowami Zygfryda, Rotgiera oraz przybyłego z Malborka Kunona von Lichtensteina.
Wyjechali z lasu po czym dalej kierując się gościńcem ruszyli w stronę miasta. W oddali majaczyła Wisła odbijająca poranne promienie słoneczne w swojej pofalowanej tafli
[„łiiiiicha!” zaśmiewała się Wisła grając z niebem w Moby Blaster promieniami słonecznymi]. Szli stępa nie spiesząc się zbytnio. Była to niewielka grupka rycerzy zakonnych wysłanych przez wielkiego mistrza jako posłowie do Krakowa. Wśród nich były takie osoby jak Hugo de Danveld komtur Szczytna [już chyba czwarty w tym tekście...], Zygfryd de Lӧwe, gość zakonu De Fourycy, Przybyły z Malborka Kuno von Lichtenstein, oraz Gotfryd i Rotgier razem z Suzan, która pierwszy raz miała okazję brać udział w dłuższym wyjeździe [zastanawia mnie, dlaczego inni nie zostali wymienieni z... ehu, ehu... koni]. Teraz klacz miała na sobie nieskazitelnie białą paradną uprząż, zdobioną drobnymi, różnokolorowymi szlachetnymi kamieniami razem z napierśnikiem [konie nie mają napierśników, konie mają ladry], oraz tegoż samego koloru siodło [Paradna uprząż jest po to, żeby z daleka (i z bliska) widać było, że oto jedzie wielka i bogata szycha. W związku z czym ubieranie białego konia w białą paradną uprząż jest głupie. Złoto, purpura... Poza tym po co im w ogóle paradna uprząż w środku pola? Mają za dużo kamieni szlachetnych?]. Jechali tak przez dobrą chwilę. Nagle z naprzeciwka wyłonił się polski orszak. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby niespodziewanie jeden z młodszych, polskich rycerzy nie spiął konia i nie ruszył z głośnym „Nastaw kopię!” [a temu co? Przysiągł na swój herb, że dopóki trzech Krzyżaków jak burak nie zaatakuje znienacka i nie powali, to będzie musiał żyć w celibacie?], nastawiając przy okazji swoją, na Kunona von Lichtensteina, który zatrzymał swojego rumaka i stał niewzruszony. Śmiałek nie chybnie trupem by go położył gdyby nie zastąpił mu drogi sam Powała z Taczewa [Gdyż Kunonowi łapki upieprzyło przy samej dupce i nie mógł sam wyciągnąć... choćby i miecza].
- Cóż czynisz szalony człecze?! – Zawołał chwytając jego konia za wodzę i starając się opanować swojego karosza. – Toż to poseł wielkiego mistrza do króla pana naszego! Chowajże miecz bo z konia zwalę!
- Ktoś zać? – odezwał się rycerzyk chowając na wpół wyciągnięty miecz do pochwy
[przed chwilą miał w ręku kopię. AŁtorko, rozumiesz chyba, że to nie jest to samo?].
- Jam Powała z Taczewa knechcie
[ignorując postać historyczną ex krzaki – knechci byli PIECHURAMI]! Obraziłeś majestat króla! Zapłacisz za to głową! – rzekł na odchodne po czym spiął swojego rumaka i ruszył na przód [Przód skulił się trwożliwie, nie wiedząc, co zawinił Powale z Taczewa. Zaraz jednak przypomniał sobie z rezygnacją o aŁtorkach, którym nie chce się sprawdzić, czy na pewno napisały „naprzód”].

* * *

Gościnne stajnie wawelskie były duże, a boksy dla rumaków przestronne. Suzan powoli uniosła łeb przeżuwając podaną wcześniej paszę. Wychyliła zaciekawiona łeb nastawiając uszu. Po chwili obserwacji odwróciła się w stronę Hektora, który miał swoje miejsce po lewej stronie.
- Któż to? Ten młodzik polski, który naszego rycerza znieważył? – zapytała odrzucając z oczu natrętną grzywkę
[Co się dzieje? Czy Suzan nie było przy tym wydarzeniu? A jeśli była, to dlaczego nie zapytała od razu, tylko została odprowadzona do stajni, tam sobie pojadła i dopiero...?].
- Niejaki Zbyszko z Bogdańca… - odpowiedział obojętnie ogier przeżuwając swoją paszę
[a skąd on to wie? Czy Krzyżacy wydają jakieś „Who is Who wśród polskiego rycerstwa”, a jeśli tak, to jak on to przeczytał?].
- Nie zrobił mości Kunonowi nic?
- Nie zdążył… - wtrącił kasztanowaty arab z białą odmianą na czole
[czyli że nagle czoło mu się odmieniło? AŁtorko, jeszcze raz, powoli – fachowe terminy nie są fajne dla samej fachowości. Czytelnik też musi wiedzieć, co piszesz!] odchylając delikatnie uszu. – Nim dogalopował do nas, drogę zagrodził mu sam Powała z Taczewa…
Siwka uśmiechnęła się lekko.
[*klik*]
- Zdradźcie swe imię mości panie…
- Imię moje to Amhara… Wierzchowiec Kunona von Lichtensteina do waszych usług…
[który, jako Niemiec i chrześcijanin, na pewno nazwałby swojego konia jakby z arabska...] - To mówiąc skłonił się lekko.
- Suzan… - siwka odchyliła delikatnie łeb rozdymając chrapy. – Mój pan zwie się Rotgier, jeden z komturów szczytnijskich.
[No, ciekawe ilu komturów miało Szczytno...]
- Skąd pochodzicie mości Suzan?
- Z Danii, z dworu królowej Małgorzaty, chociaż matka moja była Polką… Zwano ją Sylvia
[nie mogła być Polką, BYŁA KONIEM! Albo ja czegoś bardzo, ale to bardzo nie rozumiem...]. Ojca nie znam, ale słyszałam że pochodził właśnie stąd, z Prus…[Aha, więc to matka uczyła Suzan nieufności do Krzyżaków! xD]
Po tych słowach nastała cisza. Klacz jeszcze przez chwilę strzygła uszami aż w końcu przymknęła oczy odciążając tylnie kopyto
[a co to za szalony mechanizm? Miała w powiekach sznureczki doczepione do zadu? I jak zamykała powieki, to pociągała za sznurki, zad się podnosił i odciążał nogi? Bo to nadal nie miałoby sensu!] i drzemiąc zmęczona po długiej podróży.

Kolejny rozdział... Zdecydowanie dłuższy i więcej się w nim dzieje... Rozdziały nie będą się pojawiały aż tak często... wiecie... szkoła... nie mam już 13 lat jak wtedy kiedy pisałam pierwotną Suzan
[Hh. Dla naszego wspólnego dobra mam nadzieję, że nigdy nie znajdziemy tego tekstu...] tylko 16 i teraz idę do liceum... Myślę że prawdziwy rozkwit tego opowiadania będzie w czasie wakacji, kiedy będę miała więcej czasu i w ogóle :) Pozdrawiam wszystkich czytelników i zapraszam do komentowania ^^ [Ok]

4 komentarze:

  1. To.Coś.Jest.W.Moim.Wieku...
    O Mój BORZE!

    Właśnie przekonałam się, że takie istoty naprawdę istnieją (patrzy na swoje teksty, kiedy lat miała 11-12 - za wiele to się nie różni...)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, wszyscy byliśmy młodzi i próbowaliśmy swoich sił jako pisarze. Po prostu nie wszyscy byliśmy aż tak niezdrowo zafascynowani końmi. I nie wszyscy czytając "Krzyżaków" myśleliśmy "Wiecie, co by się przydało tej historii? Gadające zwierzęta!"

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkolona została na konia bojowego, ale nikt na niej nie jeździł? To co, strzelała z łuku?!

    OdpowiedzUsuń