piątek, 30 grudnia 2011

10.6. Doktor i Barbara, czyli Marysujka Listy Pisze i O Koku Marzy

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
A jednak się, psiajucha, nie udało!
Tak, nadal męczymy was (i siebie też) przygody Barbary Skupionej-Głównie-Na-Jedzeniu. Jest strasznie, żałośnie, ale przede wszystkim chyba jednak śmiesznie.
W tym odcinku czekają nas: timeskip, historie nigdy nie opowiedziane i metastrych!
Bierzcie i bawcie się z tego wszyscy!
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
Rozdział X - Listy z przeszłości
Cztery lata później.
Zajęcia zakończyłam dziś wcześniej i wracając do mieszkania wynajmowanego wspólnie z koleżanką ze studiów, weszłam do sklepu spożywczego, aby kupić coś do jedzenie [pewne rzeczy się nie zmieniają, prawda?]. Odkąd opuściłam rodzinny dom i przeniosłam się do Londynu musiałam radzić sobie całkiem sama [I jeszcze żyjesz? Podejrzewam ingerencję Super Świnki...]. W zeszłym roku rozpoczęłam studia na kierunku astrofizyka [z tego, co się orientuję, żeby studiować astrofizykę, trzeba najpierw ukończy fizykę classic. Uwierzę, że istnieje machina czasu, ale żeby Barbara była dość inteligentna na naukę fizyki? To za dużo, nawet jak dla mnie!]. Ciągle nie mogłam zapomnieć moich podróży z Doktorem [Hm, naprawdę? Niezwykłe...]. Niby wydawały mi się tylko pięknym snem, ale czułam, że były prawdziwe. Nadal nie mogłam zrozumieć, dlaczego odstawił mnie wtedy do domu. Dlaczego zamknął drzwi Tardis i zniknął z mego życia? [… sprawdź sobie nasze analizy poprzednich rozdziałów, tam masz listę powodów...]
Na początku było mi trudno. Wróciłam do swojego pokoju, gdzie wszystko było takie samo jak tuż przed moim odejściem. Jednak ja byłam już inna. Miałam nadzieję, że Doktor zaraz wróci i przeprosi mnie za to pozostawienie [Ty to się ciesz, lala, że cię do drzewa przy autostradzie nie przywiązał. Ja bym nie była taka litościwa...]. Czekałam kiedy znowu usłyszę jego głos. Każdej nocy patrzyłam na gwiazdy i starałam się go tam wypatrzeć. Był gdzieś tam, samotny, smutny, milczący [...no, to najprawdopodobniej najodleglejszy od prawdy opis Doktora EVER. Według tego klucza, Aragorn jest tchórzliwym idiotą, Darth Vader jest Mężem i Ojcem Tysiąclecia a Harry Potter ma magnetyczną osobowość!]. I z podbitym okiem… [Siniaki robione przez MarySójki- przetrwają całe lata!] Tak, jakimś dziwnym trafem ciągle pamiętałam jego wyraz twarzy, kiedy mnie żegnał. Opuchnięte prawe oko dawało mi pewną satysfakcję, że w pełni sobie na to zasłużył. Jak mógł tak po prostu wyrzucić mnie ze swego życia? [Ej tam, tylko z TARDIS. Z traumy jaką byłaś wygrzebywał się jeszcze długo po tym...]
Z czasem myślałam o nim coraz mniej. Nadal był w mojej pamięci, ale przestałam wierzyć, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Zajęłam się nauką i przygotowaniami na studia. W wolnych chwilach, w gwieździste noce, siadałam jednak przy oknie i pisałam listy. Listy do mojego Doktora. Wszystkie chowałam do pudełka po butach, łudząc się, że kiedyś je przeczyta [Wiecie co? W tym momencie serii na Ziemi są przynajmniej trzy organizacje, które wiedzą, kim jest Doktor. Jedna z nich to ONZ! Jeśli chciała coś przekazać Doktorowi, trzeba było wejść w kontakt z którąś z nich. W końcu by doszło. Ale to by zrobiło z Baśki postać, która coś próbuje osiągnąć, prawda? Poza tym, trzeba by uważać przy oglądaniu...].
W zeszłym roku, wraz z moją przeprowadzką do Londynu, nastąpiły zmiany w życiu całej mojej rodziny. Rodzice uznali, że dom jest dla nich za duży i aby być bliżej mnie kupili sobie niewielki domek na przedmieściach stolicy [„Całej rodziny”- czyli jaka rewolucja się wydarzyła z ciotką? O reszcie rodziny nie wspominając?]. Mogłam częściej do nich wpadać, a i oni mieli na mnie oko. Nasz stary dom został wystawiony na sprzedaż, ale na razie nie znalazł nabywcy. Było mi go żal bo tam zostały wszystkie moje wspomnienia. Nawet listy do Doktora, które schowałam na strychu [Nie mogłaś ich po prostu wziąć ze sobą?] [Cichaj, pewnie w tym momencie to pudełko rozrosło się do całego wagonu pudełek- wszystkie z wyznaniami miłości do Davida Tennanta]. Pewnie gdy kolejny właściciel je znajdzie, wyrzuci po prostu do kosza. Trudno.
W sklepie spożywczym było sporo ludzi i musiałam stać w kolejce. Nie lubię takiego marnowania czasu. Czasu… Znowu wspomniałam Doktora. Chyba będzie mnie prześladował do końca życia [Ale i tak mówisz „Nie wróci po mnie? Trudno” oraz „Zabiorą moje listy w których zapisałam pół mojego życia i wiele ważnych rzeczy? Trudno!” O tak, bardzo wierzę!]. Po zakupach wróciłam do małego mieszkanka, którego jedyną zaletą był niski czynsz [Jesteś studentką- zaletą tego mieszkania są ściany i dach! A jeśli masz tam kibelek, kuchenkę i kaloryfer w pokoju, nie musisz robić paleniska, to już w ogóle szał ciał i uprzęży]. Jako studentka musiałam się liczyć z każdym groszem. Marthy nie było w domu, pewnie znowu poszła na jakąś randkę. Wszystkie dziewczyny ode mnie z roku latały za chłopakami i tylko ja jedna stałam zawsze z boku. Owszem, miałam powodzenie, ale żaden z moich wielbicieli nie dorównywał Doktorowi [oczywiście, tylko TruLower jest godny Marysujki! To nie jest tak, że można... po prostu poznawać ludzi i dobrze się bawić! Kontakty międzyludzkie są głupie!] [I śmierdzą]. Trudno, pewnie zostanę starą panną. Zgorzkniała i wredną dla innych. Kupie sobie stado kotów i razem będziemy spoglądać na gwiazdy. Jak mogłeś mi to zrobić Doktorku? [Jak mogłeś pokazać jej świat pełen cudowności, a potem zwrócić jej życie w stanie nienaruszonym! Ty bydlaku! Mogłeś przewidzieć, że będzie marnować swoje życie na robieniu dokładnego przeciwieństwa tego, co próbowałeś ją nauczyć! Ja ci nie wstyd, Doktorze!]
***
Niebieska budka wyłoniła się z oparów mgły [Zapewne była właśnie pełnia i księżyc świecił niezwykle jasno. Zgadłam?]. Stawała się coraz wyraźniejsza, aż w końcu nabrała realnych kształtów [A wcześniej miała... nierealny kształt? Kształt potwora błotnego? To skąd wiedziałaś, że to niebieska budka? A tak serio: niebieski jest kolorem najgorzej widziany na odległość na palecie kolorów. Gdyby TARDIS była czerwona albo chociaż żółta- wtedy mogłabyś ją zobaczyć z daleka (choć niezbyt dużego)]. Drzwi otworzyły się i stanął w nich Doktor. Przez te cztery lata nie zmienił się nic. Zresztą dla niego cztery lata wydawały się chwilą [poza tym, dla niego mogła faktycznie minąć chwila. Albo dziesięć lat. Albo sto. Piszesz o podróży w czasie, aŁtorko! Weź to wykorzystaj!] [AŁtorka: „NIEEEEEEEE!!!”]. Wyszedł z budki i popatrzył na dom. Pamiętał Barbarę, nie mógł o niej zapomnieć. Miał wyrzuty sumienia, że kazał jej odejść. Wiedział, że była dla niego kimś szczególnym, może aż nazbyt szczególnym [Zakochany Doktor? Niech przemówi Lord Vader]. Przestraszył się wtedy tego uczucia i dlatego zdecydował się ją odesłać [Tak swoją drogą to urocze, że Doktor stał się tu osobą w klasyczny, holiłudzki wręcz sposób uciekającą przed uczuciami. AŁtorko, pamiętasz Marthę Jones? Ona też się kochała w Doktorze. Wiesz, jak Doktor rozwiązał ten problem? ...Wcale go nie rozwiązał, bo nic nie zauważył. TO jest Doktor!]. Żałował swojej decyzji i zamierzał ją zmienić [A mało to dziewczyn na Ziemi? Musiał akurat do niej? Serio, od tamtego czasu Doktor poznał i Donnę, i Marthę, i Ace, i Susan, i Sarah Jane, i Jo Grant... No, rozumiem, że do Donny już nie wróci, ale ma taki wybór! Czemu się uparł na tę wywłokę?!]. Dosyć już miał samotnych wypraw lub chwilowych towarzyszy podróży [*parsk!* Przepraszam, czy tylko mi „chwilowi towarzysze” kojarzą się z przygodnymi partnerkami?] [A w takim razie co z „samotnymi wyprawami”?] . Dlaczego miałby nie skorzystać z okazji? Barbara była wyjątkowa i mogłaby zostać z nim na zawsze.
Podczas swojej ostatniej podróży na planetę Zachodzącego Księżyca Kasjopei [planeta księżyca?] [Nie czepiaj się. Planet of the Moon brzmi trochę jak tytuł z klasycznej serii...] spotkał pradawną istotę zwaną Prawdą Życia, która zdradziła mu sekret [Ihihihi... To tak głupie, że nawet nie wymaga komentarza, broni się samo. Ja tylko nadmienię po cichutku, że jak powszechnie wiadomo są trzy prawdy: Cała Prawda, Tyż Prawda i … no właśnie!]. Dzięki niemu mógłby zatrzymać Barbarę przy sobie. Wtedy zdecydował, że wróci. I wrócił [Halo? Interesujący fragmencie fabuły? Gdzie jesteś?].
Dom Barbary wydawał się opuszczony. Doktor przy pomocy swojego sonicznego śrubokręta otworzył drzwi wejściowe i wszedł do środka. Pusto. Brak mebli. Szedł zdziwiony rozglądając się po opustoszałych pomieszczeniach. Wszedł na górę, tam gdzie znajdował się pokój Barbary. Tu także nic nie było. Przestraszył się, że być może znowu zagubił się w czasie. A jeśli jej pieśń dobiegła już końca? Jeśli minęło zbyt wiele lat? [To się weźmie i cofnie w czasie. Bo ma machinę czasu i może robić takie rzeczy. AŁtorko? Czy podczas oglądania serialu zwracałaś uwagę na coś innego niż kształtny tyłek Tennanta?]
Pomyślał o strychu. Tam zawsze wszyscy gromadzili ślady swojej przeszłości [a jeśli ktoś nie miał strychu? Ja nie mam... Czy istnieje jakiś metastrych, na który trafiają ślady przeszłości całej reszty?]. Może i Barbara zostawiła tam coś, co pozwoli mu poznać jej historię. Nie pomylił się, w tym pustym domu, tylko strych zastawiony był przeróżnymi rupieciami. Wśród stosu kartonów, starych obrazów, zardzewiałego dziecinnego rowerka [który był tak stary, że nie wynaleźli jeszcze wtedy chromowania?] i zakurzonych książek, jego wzrok wyłowił proste, podłużne pudełko z nalepką, na której równym starannym pismem ktoś wykaligrafował „Dla Doktora” [*facepalm* Wiecie, to jak pisać pamiętnik w zeszycie opatrzonym okładką „Ściśle tajne! Nie czytać!”]. Barbara pamiętała o nim i zostawiła mu wiadomość.
Wziął pudełko do rąk i usiadł na starym, bujanym fotelu. Ostrożnie otworzył zakurzone wieczko [„... I poprawił na nosie okulary na łańcuszku. A następnie zza pleców wyciągnął swoja robótkę na drutach” ^^]. Wyjął z środka plik listów. Na chybi trafi rozwinął pierwszy z brzegu. [Siedzicie wygodnie? A zatem zaczynam!]
***
Zjadłam kolację, jak zwykle w doborowym, własnym towarzystwie. Nawet lubię takie towarzystwo. [„Samochwała w kącie stała i tak wciąż opowiadała:”] Inteligentne, światowe, obyte no i bardzo kulturalne [„Zdolna jestem niesłychanie, najpiękniejsze mam ubranie!”]. Chciałabym dodać że i bardzo piękne, ale o tym to i tak wszyscy wiedzą [„Moja buzia tryska zdrowiem!”]. W końcu jestem cudną blondynką o błękitnych oczach . No tak, moje włosy są farbowane, ale kto by się przejmował szczegółami [„Jak coś powiem, to już powiem! Jak odpowiem, to roztropnie...”]. Dodatkowo jestem wysoka, szczupła i bardzo seksowna [„... W szkole mam najlepsze stopnie! Świetnie jeżdżę na rowerze!” I tak dalej, i tak dalej...]. Widzę jak faceci na mnie patrzą [myśląc „słonko... makijaż się zmywa, a nie nakłada wciąż nowy...”] To miłe, ale ja bym wolała aby ktoś inny tak na mnie patrzył. Ale jego nie ma i nie będzie… Trudno… Staropanieństwo też ma swoje dobre strony. Przynajmniej dla kotów. Zawsze miałam dobre serce i chętnie przygarnę całe zastępy mruczących przyjaciół [Taaak... czemu cały zamysł kojarzy mi się z tym rysunkiem?]. Tylko na mleko będę wydawać fortunę [Hahaha!... Nie. Większość kotów nie toleruje laktozy zawartej w krowim mleku. Upsik]. Chociaż to i tak pewnie taniej wyniesie niż utrzymanie np. własnego maleństwa. Takie bobasy to albo ryczą po nocach, albo trzeba im zmieniać cuchnące pieluszki, albo karmić papkami, które uwielbiają wypluwać na swojego opiekuna. Wiem coś o tym, bo przez dwa lata byłam opiekunką do dzieci [Pytanie pierwsze: Kiedy? Pytanie drugie, ważniejsze: Co za sadysta oddał swoje niemowlę muszące jeszcze ssać cyca mamy obcej, NIEWYKFALIFIKOWANEJ nastce?]. Koszmar. A gdy takie potworki dorastają zaczynają domagać się mnóstwa rzeczy. Wszystko jest im niezbędne, wręcz konieczne do życia, a wszystko to kosztuje fortunę [Kto to w ogóle pomyślał, żeby dziecko jadło codziennie? Albo piło? Ach, to współczesne, miękkie wychowanie...]. Więc w gruncie rzeczy, mój wybór aby posiadać stado kotów jest bardziej ekonomiczny.
Zawsze byłam genialna i to mi zostało. A pewnie będę jeszcze bardziej, jak skończę studia. Zostanę panią profesor i wszyscy będą mi się kłaniać. Wreszcie to ja będę postrachem. Ha, ha. Uwielbiam to. Szkoda tylko, że Doktor tego nie zobaczy. Pewnie by się zdziwił. Ta Barbara, która pakowała się w niebywałe kłopoty zostanie stateczną panią profesor z kokiem na głowie i kociakami na smyczy [straciłem całą wiarę w szkolnictwo wyższe w Europie...] [*zaczyna obmyślać wstęp do listu do Obrońców Praw Zwierząt”*].
Zrobiło mi się smutno. To nie jest to czego pragnęłam. Mówi się trudno i żyje się dalej.
***
Doktor złożył ostatni, przeczytany list. Teraz już znał prawdę. Musiał ją odnaleźć. Może jeszcze miał czas. Czas? Przecież ma go całe mnóstwo! Jest w końcu Władcą Czasu! [Time Lord Victorious? Nibi już o tym wspominała w komentarzach – to się może dziać po odcinku, w którym Doktorowi odbiło i chciał manipulować historią. To by wyjaśniało tak wiele...]
Dziękuję za pomoc w pisaniu tego rozdziału Prithice. Pomysł był mój, ale dzięki Twojej pomocy nabrało to ładniejszego kształtu. Dzięki Mamo. [A analizatorzy zrobili „Awwww!” :3]

1 komentarz:

  1. "Czas? Przecież ma go całe mnóstwo! Jest w końcu Władcą Czasu!"
    *siedzi porażona własną przenikliwością* to naprawdę wszystko tłumaczy...
    "Wiecie co? W tym momencie serii na Ziemi są przynajmniej trzy organizacje, które wiedzą, kim jest Doktor. Jedna z nich to ONZ! Jeśli chciała coś przekazać Doktorowi, trzeba było wejść w kontakt z którąś z nich. W końcu by doszło."
    e, jestem pewna, że treść tych listów była zbyt nieprzyzwoita, żeby przekazywać je jakiejkolwiek organizacji :>
    "Serio, od tamtego czasu Doktor poznał i Donnę, i Marthę, i Ace, i Susan, i Sarah Jane, i Jo Grant..."
    i Romanę, zwłaszcza Drugą... (tak, jestem głęboko przekonana, że Doktor i Romana się kochali :D).

    OdpowiedzUsuń