czwartek, 29 grudnia 2011

10.5. Doktor i Barbara czyli Wreszcie Się Nażarło Złe

Dobry wieczór, drodzy moi
Dziś kolejna część analizy o przygodach Barbary w kosmosie. Zaiste będzie się działo gdyż: poznamy wcielenie Mistycznego Odkurzacza Siedmiu Wichrów, dowiemy się, jak wspaniałą osobą jest boCHaterka i zaznamy wielkiej nadziei. Poza tym- burdel. Fajnie, nie? ^^

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział IX - Pani już podziękujemy
Uczta była wspaniała. Siedzieliśmy przy zastawionym stole i jedliśmy. Kucharz musiał być prawdziwym mistrzem. Żałowałam, że nie uczył gotowania mojej mamy. Oj przydałoby się jej, przydało. Nie żeby przygotowywała niesmaczne potrawy – po prostu wszystkie były takie zwyczajne. Uwielbiam bogactwo smaków. Może poproszę Doktora abyśmy odwiedzili tego kucharza i wezmę kilka przepisów? [A po co poznawać nowe cywilizacje i kultury, oglądać niesamowite rzeczy i zdobywać krzepę uprawiając bieg z przeszkodami? Przepisy są ważne!]
A właśnie Doktor. Po moim pocałunku zrobił się jakiś milczący i zamyślony. Nie chciałam przerywać jego zadumy, gdyż miałam coś innego do robienia (jedzenie) [(facepalm)], jednak kiedy nasyciłam głód i spostrzegłam, że jeszcze kęs a pęknę niczym balon, postanowiłam zająć się czymś, co odwróci moją uwagę od ciągle piętrzących się na stole pyszności. Możliwość miałam tylko jedną – Doktora [Oczywiście mogłabyś też porozważać to, że zostawiłaś swoją drogą mamę i ciotkę (a pewnie i resztę rodziny) bez słowa wyjaśnienia a każda przygoda z Doktorem to ryzykowanie życia – co wieszczy, że możesz już nie wrócić. Ale przecież jesteś tylko MarySue i zbrodnią byłoby oczekiwać, że będziesz się interesowała czymś poza michą i TruLawerem].
- Czy już ci podziękowałam za tę ucztę? – zwróciłam się do niego, ale biedaczek chyba mnie nie usłyszał, bo nawet na mnie nie spojrzał ["Jeśli będę patrzył w inną stronę i udawał, że nie istnieje to może naprawdę zniknie?"]. Nadal siedział taki milczący i [miał] smuty. Żal mi się go zrobiło, bo z natury jestem bardzo uczuciowym człowiekiem [*przewija stronę i czyta raz jeszcze jej głębokie przemyślenia na temat żarcia* Tak, faktycznie. Taka empatyczna i czuła]. Nie potrafię przejść obojętnie obok wszystkich potrzebujących, a w tym momencie Doktor wydał mi się takim nieszczęśnikiem. Zapewne potrzebuje mojego towarzystwa, rozmowy, serdeczności [a może właśnie nie jest tobą zainteresowany w żaden sposób i nie bardzo wie, jak to okazać? Pomyślałaś o tym?].
Wstałam z fotela i podeszłam do niego. Moja ręka jakoś tak mimowolnie sama wyciągnęła się w jego kierunku i pogłaskała go po głowie. A nie mówiłam, że jestem pełna współczucia? [No rzeczywiście, pogłaskałaś go po głowie. Matka Teresa właśnie sama się ugryzła w tyłek z zazdrości] Jestem rewelacyjne, cudowna, jedyna [a jaka skromna! Powinni o tobie zrobić film biograficzny!]. Doktor powinien być niezwykle szczęśliwy z faktu, że towarzyszę mu w podróży [Czego on jej dodał do żarcia? -.-].
Niestety bidulek nie znał się chyba na moim wspaniałym charakterze, gdyż gdy tylko poczuł mój współczujący dotyk [współczujący dotyk boli przez całe życie], natychmiast poderwał się na równe nogi i podskoczył jak oparzony. No widok był kapitalny – boki można zrywać. Poważny, zamyślony facet w garniturku, nagle podskakuje do góry, wrzeszcząc przy tym – Aaaaaaaa [Aaaa - Johnny pokiwał mądrze głową. Po chwili dodał - Ten opis ssie jak mistyczny Odkurzacz Siedmiu Wichrów!]. Przez moment poczułam się najokropniejszym stworem we wszechświecie, ale nie, przecież nawet na widok Daleków Doktorek nie robi takiej paniki [a jak się robi panikę? Mikserem?].
- Przepraszam - było mi głupio i najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale akurat pod moimi nogami nie było ziemi, tylko podłoga Tardis [Przeniknij przez nią i zapadnij się w przestrzeń kosmiczną PRRROSZĘ!].
- To ja przepraszam Barbaro. Byłem trochę zamyślony…
Może myślał o mnie? [Nawet nie bierzesz pod uwagę innych opcji, prawda?] Ciekawe…
- Zastanawiałem się czy powinniśmy odesłać stół i zastawę. Czy to nie zakłóci obrazu świata [Doktor nie wie, że jeśli nie odeśle stołu w odpowiednim momencie, Lady Gaga zostanie Prezydentem Stanów Zjednoczonych! Zgroza! Zgroza!].
No pięknie, rzeczywiście fajne myśli. Siedzi przy stole, w moim czarującym towarzystwie i rozważa, czy małe pożyczenie uczty nie zmieni przyszłości pewnego kucharza z przeszłości. Znowu poczułam się niedoceniona i w ogóle strasznie zawiedziona. Może ja też jestem takim przedmiotem, który należy odstawić? [ciebie należy odstawić jak butelkę złego bimbru - daleko i bez ceregieli]
Odechciało mi się rozmów. Potrzebowałam chwili spokoju. Poszłam do swojej maciupeńkiej sypialni i nawet nie zakładając piżamy, tak jak stałam, położyłam się do łóżka. Trudy dzisiejszego dnia dały mi się we znaki, bo momentalnie zasnęłam [Oto modelowy przykład śpiączki opkowej. Ale wiecie co? Tak naprawdę aŁtorki sięgają do wyższej kultury: w oryginalnej „Pięknej i Bestii” (nie tej Disneyowskiej) Pulcheryja też ze zgryzoty zasypiała. W „Pożegnaniu z Afryką” też była taka scena. Smutne, prawda?].
Śniło mi się, że boskie istoty, które naprawdę były obślizgłymi potworami, gonią mnie przez indyjski busz. Uciekam gubiąc buty. Nagle wpadam na dziedziniec piramidy i widzę wynurzające się z tunelu [przedsionki przedpokoi] postacie bogów [Bogowie mieli swoje własne postacie do przynoszenia kawy i masowania stóp? Wypas!]. Z jednej strony idą na mnie ziejące smrodem potwory, z drugiej zbliżają się, wymachując piętnastoma parami rąk uzbrojonych w sztylety, bogowie – zesłańcy z innych planet [planet? Myślałem, że ta cała banda była z jednej...]. Nie miałam gdzie uciekać. Stwory otoczyły mnie i rechocząc z radości zaczęły zacieśniać krąg wkoło mnie. Było coraz mniej miejsca. Ohydne oblicza pochylały się nade mną… Co miałam robić? [Lepiej opisać swoje starcia z nimi! AŁtorko, czy naprawdę uważasz, że będziemy się przejmować "powrotem" tych potworów, skoro do tej pory nic z nimi nie zrobiłaś?] Jedyna myśl jaka przyszła mi do głowy to obrona do końca. Zamachnęłam się ręką i z całej siły uderzyłam w oblicze najbliższego stwora [pozostawiając bez szwanku jego fizis, twarz i mordę].
Krzyk który usłyszałam, nie pochodził z mojego snu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Doktora stojącego obok mojego łóżka i trzymającego się za prawe oko.
- Ale masz cios! – jęknął masując bolące miejsce.
- Co tu robisz? Zakradasz się nocą do mojej sypialni? [„Zakradasz się do mojej sypialni, Davidzie Tennancie, a ja taka ubrana!”]
- Chciałem cię przeprosić, ale widzę, że nie mam szans błagać o wybaczenie.
- Przeprosić? – ta opcja bardzo mnie zainteresowała. Czyżby Doktorek zrozumiał, że źle mnie traktował? [Jak on śmiał, nakarmić cię, uratować od twojej własnej głupoty i zabawiać rozmową! Chamiszcze!]
- No tak. Wiesz odwykłem od towarzystwa. Nie lubię przywiązywać się do ludzi, bo oni odchodzą, a ja dalej zostaję sam. Jesteś wyjątkowa i jak dziś mnie pocałowałaś zrozumiałem, że bardzo cię lubię. [Doktorze... *wciska mu do ręki wizytówkę* Zadzwoń i powiedz, że ja cię przysłałem. To będzie znacznie lepsze dla ciebie, dla nas, dla czytelników...] [*nuci złowróżbnie* "Miłe panie..."]
Moje serce zatańczyło dziki taniec radości. Lubi mnie, o matusiu kochana, on mnie lubi. To już coś. Do tej pory nigdy mi tego nie powiedział. Chyba częściej będę się składać w ofierze bogom, a później dawać mu buziaki [...Odmawiam komentarza] [Ale skarb... Kontrakt...] [Gdzieś mam kontrakty! Moje zdrowie psychiczne ważniejsze!].
- Chyba nie mamy wyjścia.
Tak! Tak! Tak! Już widziałam napis „i żyli długo i szczęśliwie”. Jak w bajce. Uwielbiam takie zakończenia. Hura mój Doktorek naprawdę jest mój! Będziemy podróżować razem po świecie i wszechświecie. Będziemy odwiedzać przeróżnych kosmitów [„Ach, droga pani Dalek, cóż za sophsticated ciasteczka!”]. I będziemy razem! Razem! ["I będę go trzymać na takiej złotej smyczy i będzie miał miseczkę i będę go głaskać i czesać i będzie mi kupował drogie przedmioty i zabierał mnie do drogich restauracji! Jak z całą pewnością zawsze marzył!"]
Miałam ochotę uściskać go ze szczęścia, ale powstrzymałam się przed tym, gdyż Doktor z uwagą wpatrywał się w czubki swoich butów, tak jakby zobaczył na nich któryś tam cud świata, a przynajmniej coś równie interesującego. Dlaczego on się nie cieszy? Powinien być przeszczęśliwy. Mega szczęśliwy.
- W związku z tym pomyślałem, że najlepszym wyjściem będzie, jak odwiozę cię do domu – dokończył nie patrząc na mnie. [Czyżby?... Nie, to nie może być prawda...]
Halo? Chyba się przesłyszałam. Co on powiedział? Że najlepszym wyjściem będzie odwiezienie mnie do domu? Do jakiego domu? Do mojego, czy do jego? Ale przecież jego dom to Tardis, a tu już jesteśmy…[Jeśli zaraz zacznie szukać sypialni, to ja przestaję czytać!]
- Zbieraj się Barbaro – odwrócił się do mnie plecami i podszedł do drzwi. – Przyszedłem cię obudzić, gdyż znajdujemy się przed twoim domem. Wracasz do siebie [TAK! Rozsądek zwyciężył! Hurrrra!].
Do siebie? To wydawało mi się nieprawdopodobne. Pewnie żartuje! Wyminęłam Doktora i pierwsza wybiegłam z sypialni. Szybko [Zaraz, zaraz, WRRRRÓĆ! Johnny Zaitgeiscie, czy mogę wiedzieć skąd cie znają w takich miejscach?!] [Hm?] [...Komentarz kilka linijek temu...] [*sprawdza* Aaa! Wiesz... kiedyś... tego, przeprowadzałem zagubioną szwaczkę przez ulicę...] [*wzdych* Enyłej, jeszcze do tego wrócimy. A teraz: z powrotem do akcji!] znalazłam się przed drzwiami Tardis. Z nadzieją, że to tylko żart, otworzyłam je i zobaczyłam znajomy ogród. Na wprost znajdowało się wejście do mojego domu. Było ciemno, ale w świetle padającym z latarni wyraźnie widziałam okna swojego pokoju… Tuż obok sypialni rodziców. Kilka lat temu, pewnej nocy obudził mnie hałas dolatujący z zewnątrz. W samej koszuli nocnej wyszłam przed dom i zobaczyłam niebieską budkę policyjną, stojącą w naszym ogrodzie [Witaj, historio Amy Pond, spotykamy się w naprawdę ciekawych miejscach... Mam świadomość, że aŁtorka najpewniej pisała swoje dziełko przed piątą serią, ale podobieństwa są... niepokojące]. Jakże się wtedy zdziwiłam. Oglądałam ją z każdej strony, gdy nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty mężczyzna. Nie wiem dlaczego, chociaż to pewnie głupie, ale od razu uwierzyłam mu że jest kosmitą i może podróżować w czasie [i pewnie jeszcze obiecał ci cukierki?] [Tak, dla mnie jest to też dużo bardziej wiarygodna wersji niż to, że np. grupa podpitych studentów po sesji postanowiła zrobić ci kawał!]. No bo niby skąd znalazłby się w środku noc w naszym ogrodzie? I to w dodatku w zabytkowej budce policyjnej, jakie czasem widywałam na starych filmach. Zapomniałam o mamie i tacie i wsiadłam na pokład jego dziwnego statku. [*rozkminu rozkminu* Wyszła w samej koszuli nocnej i tak poleciała w pierwszą podróż, tak? W takim razie... czemu dwie sceny temu ubierała się w ciuchy Donny? Nie miała żadnych swoich rzeczy w TARDIS? Przez wszystkie ich przygody popylała w koszuli nocnej?]
- To noc, kiedy zabrałem cię w pierwszą podróż – Doktorek podszedł do mnie i spojrzał w tym samym kierunku co ja. – Minęło zaledwie kilka minut, chociaż tobie zdawało się, że trwało to całe lata [I co? Po drodze ją odmłodziłeś, albo cuś w tym stylu? Bo wiecie, czas w TARDIS płynie normalnie...]. Jesteś tą samą nastoletnią dziewczyną, którą ciekawość zaprowadziła na krańce wszechświata. Będę o tobie pamiętał, bo wniosłaś do mego życia dużo radości [„... kiedy w zaciszu swej sypialni płakałem ze śmiechu nad twą głupotą...”]. Miałaś niesamowite pomysły i energię, jakiej jeszcze nie spotkałem. Cieszę się, że mogłem cię poznać Barbaro Kent. Wracasz tam skąd przyszłaś i będziesz szczęśliwa. To jest twoje życie.
Odwróciłam się do niego. Jak łatwo przyszło mu rozstać się ze mną [Nie tak łatwo jak nam, UWIERZ]. Z satysfakcją spostrzegłam, że dookoła oka, które zdzieliłam pięścią pojawił się siniak. Szkoda, że nie walnęłam dwoma pięściami. Zasłużył sobie! Całe moje współczucie ulotniło się w ciągu sekundy.
- Żegnaj Barbaro – wyciągnął do mnie dłoń.
O nie Doktorku, to jeszcze nie koniec. [A właśnie, że tak! Prawda? PRAWDA?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz