piątek, 16 grudnia 2011

10.1. Doktor i Barbara czyli Tylko miłość potrafi zawiązać sznurówki

Dzień dobry, drodzy Czytelnicy!
Dziś opko, przy analizowaniu którego rozlegał się regularny odgłos naszych dłoni zderzających się z naszymi czołami. I najchętniej to pozostawilibyśmy jako jedyny komentarz, bo niektórych z tych rzeczy po prostu nie da się skomentować bardziej konstruktywnie jak tylko- facepalmem. Ale my i tak spróbowaliśmy.
Dziś czeka was gwałt zadawany ulubionemu serialowi Johnny'ego (a mojemu przy okazji). Czeka was najbardziej irytująca i fajtłapowata boCHterka, z jaką się dotychczas spotkaliśmy opisująca breloczek, lecz nie opisująca atakujących ją potworów.
Poza tym, by oddać aŁtorce sprawiedliwość, trzeba przyznać, że dziewczyna ma talent. Jej Elementy Komiczne są w istocie dość komiczne (to komplement), choć ciepane w najmniej odpowiednich miejscach. Tak naprawdę, to głównym jej niedostatkiem jest brak cierpliwości do opisów. No i zalofcianie w Davidzie Tennancie.

Krótka wyjaśnienie, o co chodzi w serialu „Doctor Who” (inspirowane Neilem Gaimanem): Jest sobie facet, który nazywa siebie Doktorem i jest zajebisty. Ma taką niebieską budkę, która jest większa w środku i pozwala mu podróżować w czasie i przestrzeni i jest zajebista. Gdzie pojawia się Doktor, tam są kłopoty, ale on zawsze jest w stanie je rozwiązać, ponieważ jest mądry, ma gigantyczną wiedzę, ma soniczny śrubokręt i jest zajebisty. A teraz idźcie i oglądajcie odcinki napisane przez Moffata!
PS – Colin Baker też jest zajebisty. I Paul McGann i [Dziękuję Johnny! A teraz zapraszamy do czytania!]

Adres: http://doctor-who-i-barbara.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział I - Początek
Szłam pustą drogą. Był paskudny, listopadowy wieczór. Deszcz padał i było zimno. Idąc pomiędzy dwoma, opustoszałymi budynkami poczułam strach. Doleciał mnie jakiś dziwny szelest. Wstrzymałam oddech i wtedy nagle wyskoczyły na mnie jakieś potwory [Wyskoczyły na nią jakieś potwory i zawyły dziko „Zanalizujemy twoje OOOPKOOOO! UuuuuUuu! Twoje opko jest już nasze!”]. Pojawiły się znikąd. Nie widziałam ich dobrze, ale czułam na sobie ich odrażający zapach [Gdzie ty masz zmysł węchu, kobieto? Pod naskórkiem?] [Nie, zapach ją po prostu oblepiał. Nigdy nie miałeś takiego wrażenia, kiedy w autobusie koło ciebie usiadł jakiś Chester A. Bum?]. Zaczęłam uciekać, byle jak najdalej od tego miejsca. Jednak potwory mnie doganiały, zbliżały się nieubłaganie. Wyciągały do mnie swoje zakrzywione szpony. Na szczęście wzeszło słońce i przepłoszyło stwory. Widocznie bały się jasności. [Dynamika tej sceny mnie poraża. ] [To teraz opowiem wam ze szczegółami jak smarowałam kanapkę masłem... Serio, pamiętacie tego faceta z analiz PLUSa? Pana „a potem podszedł do następnego strażnika- i zabił go”? Nawet on miał bardziej dynamiczne i wciągające opisy!]
Nie przestawałam uciekać, biegłam dalej bojąc się powrotu intruzów. Z ulgą dostrzegłam swój dom, tam mogłabym się poczuć bezpiecznie [Schowaj się za kanapę, to zawsze działa!]. Dopadłam do drzwi wejściowych i drżącą ręką zaczęłam próbować włożyć klucz w zamek [A może po prostu włóż klucz w zamek?]. Zadanie było trudniejsze niż się spodziewałam. Nigdy wcześniej nie miałam takich problemów z własnym kluczem. Breloczek upadł do moich stóp i przychyliłam się aby go podnieść. [Twój breloczek na pewno jest uroczy. A nie mogłabyś, ja wiem, OPISAĆ POTWORÓW? Chyba są ciut ważniejsze od twojej umiejętności obsługi drzwi!] Zerknęłam do tyłu. Uliczka nadal była pusta. Tym razem udało mi się otworzyć drzwi i weszłam do środka. Zamknęłam wszystkie zamki. Byłam bezpieczna, ale ten stan mógł nie trwać długo [Za chwilę spodziewasz się ataku potworów. Czy w takiej sytuacji czujesz się bezpieczna? No właśnie]. Może potwory mnie śledziły? Czego w ogóle chciały ode mnie? Czy to mogło mieć związek z Doktorem? Pozasuwałam wszystkie okna i schowałam się pod kołdrę [it's f***in' foolproof!]. Leżałam nasłuchując każdego szmeru. Jeśli przyjdą tu po mnie? Nie miałam jednak żadnej możliwości ratunku. W tym opuszczonym mieście byłam zupełnie sama. Musiałam czekać na powrót Doktora. Ale czy on w ogóle wróci?
Przerażającą ciszę przerwał dzwonek telefonu. Spojrzałam na numer. Tak! To był on! [Ciekawe, jaki Doktor ma numer. I jaki jest kierunkowy do TARDIS? Bo, pomimo iż ta scena jest napisana w wybitnie kretyński sposób, to jednak w zasadzie jest kanoniczna...] Szybko zaakceptowałam rozmowę.
- Barbara – powiedział spokojnym, dźwięcznym głosem.
- Nareszcie – krzyknęłam – Gdzie ty się podziewałeś? Zostawiłeś mnie zupełnie samą na takim odludziu! Dziś goniły mnie potwory! Ledwie uciekłam! One mogą wrócić! Boję się! [„A ty pewnie szlajasz się gdzieś z dziwkami! Chlejesz całą noc! A ja tu siedzę, czekam na Ciebie i się denerwuję! Obdzwoniłam już wszystkie szpitale i komisariaty! A Ty nic, nic się mną nie przejmujesz! Mną i moimi uczuciami! Ty *chlip* Ty... *chlip chlip* Ty już mnie chyba wcale nie KOOOCHAAAASZ!”] [Doktor: „Ale... Ale żabciu...!”] [Barbara: *jebs wałkiem przez łeb* *jebs!*][Doktor westchnął ciężko i pomyślał „Rose nigdy mnie nie biła. Ani Martha. Ani Sarah Jane. Ani Tegan. Ani Nys... O rany, ja się faktycznie szlajam!”]
- Czy jesteś gotowa na nowe przygody? - zapytał spokojnie, nie zważając na mój ton [Dziesiąty w w życiu nie zapytał by „spokojnie”. I nigdy nie posunąłby się do TAKICH schematów!]
- No pewnie, że jestem! - krzyknęłam uradowana. Marzyłam aby uciec z tego miejsca [Gdzie ona właściwie jest? W Silent Hill? Czy w Koluszkach?].
- Zaraz u Ciebie będę – powiedział i rozłączył się. W tej samej chwili zaszumiało [TARDIS nie szumi, TARDIS robi „Vworp! Vworp!”] i na środku pokoju pojawiła się niebieska budka. Drzwi otworzyły się i w progu stanął uśmiechnięty Doktor.

Rozdział II - Dylematy Barbary
Niebieska budka wylądowała na środku pustego skrzyżowania. Z środka wyszedł Doktor. Ja trochę niepewnie, ciągle obawiając się potworów, wyszłam tuż za nim. Starałam się być blisko niego, tak żeby w potrzebie móc się schronić za jego plecami. To egoistyczne, ale niestety nie jestem miłośniczką wszelakich dziwnych, obślizgłych stworów [Znaczy, towarzyszka w stylu klasycznej serii. Myślałem, że pozbyliśmy się wszystkich wrzeszczących, zajmujących miejsce panienek, kiedy pojawiła się Ace ze swoim kijem bejsbolowym i materiałami wybuchowymi domowej roboty...].
- Czy jesteś pewien, że właśnie tu mają swoją kryjówkę? - zapytałam drżącym głosem.
- Jestem tego pewien – spojrzał na swój zegarek i coś przy nim manipulował. - Wskaźniki pokazują wzrost energii. W pobliżu musi być gniazdo potworów [A jakieś szczegóły? Albo opisy? Szczegóły i opisy są fajne...].
- Gniazdo? - zmartwiałam z wrażenia. Jeśli tu było gniazdo to musiało w nim znajdować się mnóstwo tych istot [OoO Co za dedukcja!]. Może są głodne i przeznaczą nas na pokarm dla swoich młodych? Przez głowę przeleciały mi setki przerażających myśli. Jedna z nich było wyobrażenie mnie samej połykanej przez jaszczurko podobnego bobasa [Aha! Czyli potwory są gadami! Nie można tak było od razu?]. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Jak chcesz je złapać i unieszkodliwić?
- Jeszcze nad tym się nie zastanawiałem – odpowiedział jak zwykle niefrasobliwie.
Czasem wkurzało mnie to jego beztroskie podejście do życia. No jasne, rozumiem on jako władca czasu nie musi się martwić czymś tak prozaicznym jak zjedzenie przez potwora [Musi, na wpół przetrawiony nie będzie się mógł zregenerować]. W końcu zawsze się odrodzi. Jest niezniszczalny [regeneracja nie działa jak dodatkowe życia w grze komputerowej. Nie przywraca Władcy Czasu do życia po śmierci, pozwala mu tylko wrócić, kiedy śmierć jest bardzo blisko. No i to bardzo traumatyczne przeżycie, które kompletnie zmienia jego ciało i częściowo umysł. Poza tym, Doktorowi zostało niewiele regeneracji, więc będzie kitrał pozostałe jak najdłużej]. Ja niestety miałam tylko jedno życie i bynajmniej nie chciałam go zakończyć jako przystawka lub danie główne. W ogóle nie jestem smaczna, doszłam do takiego wniosku. Może potworza mama dba o zdrowie swoich pociech i nie karmi ich pokarmem bez atestu CZDz [Hej, w sumie całkiem udany Element Komiczny! Ciekawe, czy jeszcze się z nim spotkamy...]. W końcu mam farbowane na blond włosy [jesteś pewna, że tylko farbowane?] – to może być niebezpieczne dla takich maluchów. Ta... Takie potwory pewnie mają to wszystko w nosie. Nawet nie spojrzą na moje syntetyczne ubranie. Klapną raz zębami i po sprawie... Po mnie... Brrr. Otrząsnęłam się ze strachem. Nadstawiłam uszu, gdyż wydało mi się, ze coś słyszę. Tak jakieś klekotanie. Jakby stado boćków zajadało żaby... Żaby? [boćków? Zjadało? Stado? Próbuję zrozumieć, czy to miało być straszne, czy nie...]
- Będziesz długo tak stała z otwartą buzią? - zapytał Doktor patrząc na mnie podejrzliwie. [DZIĘKUJĘ, Doktorze! Właśnie o to samo chciałam zapytać! No bo przecież oni wyszli z TARDIS i... co? Stoją i ona ma przemyślenia a on czeka, aż jej przejdzie?]
Dopiero teraz spostrzegłam, ze zatopiona w swoich wyobrażeniach zapomniałam o bożym świecie. Stanęłam na ulicy i z inteligentnym wyrazem twarzy, otwartymi ustami wpatrywałam się w budynek znajdujący się na wprost mnie. [Doktor tymczasem marzył o powrocie mechanicznego psa, stewardessy, albo nauczycielki historii, bo każde z nich byłoby lepsze niż to coś, co ze sobą przywlókł...]
- Dobrze wyczaiłaś, tam właśnie są – przytaknął wskazując na budynek, który był przedmiotem mojego niezamierzonego podziwu.
- Tam? - głupie nogi nie chciały mnie słuchać. Wydawały się przyrośnięte do asfaltu. Co to się dzieje? Pierwsza przygoda po tak długim czasie, a ja wymiękam [no... chyba raczej sztywniejesz]
- Idziemy?
Chciałam iść, ale nogi nadal nie. Zaparły się na całego. Polubiły ten kawałek ulicy [„Móóój jest ten kawałek asfaltuuuu”].
- Ruszcie się – przemówiłam do nich w myślach. - No raz dwa do przodu. Lewa, prawa, lewa prawa... - Niestety lewa nie chciała być lewą a prawa udawała, że to nie ona. Jakby się sprzysięgły przeciwko mnie [aŁtorka skupia się na zabawnych szczegółach, zapominając o TREŚCI!] [„Wołając treści, treści... Treści!”].
Doktor poszedł do przodu a ja nadal stałam i próbowałam przemówić sobie do rozumu, a raczej do nóg. W końcu chyba uznały, ze nie wygrają ze mną i ruszyły, tyle tylko iż zrobiły to jednocześnie. Prawa wraz z lewą dały krok do przodu, tak iż jak długa wywaliłam się na asfalt [Nawet chodzić nie potrafi... Doktorze, ja wiem, że czasy ciężkie, ale na pewno możesz znaleźć kogoś lepszego! Na przykład mnie! WEŹ MNIE ZE SOBĄ! Chcę zobaczyć gwiaaazdyyyy...] [...Za dużo yaoi, za dużo yaoi, yaoi za dużo... Ok, a teraz do rzeczy: Sprawa pierwsza- „iż”. Nie ma nic elofajnego w mówieniu „iż”, brzmisz po prostu głupio. Sprawa druga: Hahaha, pośmialiśmy się z twojego Elementu Komicznego. A teraz powiedz czy znasz kogoś, komu zdarzyło się kiedyś coś takiego? Znasz chociaż kogoś kto słyszał o kimś, komu się coś takiego przydarzyło? ...No właśnie]. Zadudniło, jakby ktoś zdetonował ładunki wybuchowe [BoCHaterka jest zrobiona z pustaków?]. Doktor zamarł w bezruchu [„Co to jest? Ale co, gdzie, co to jest? Ci! … Dalek może przeszkodzić nammmm....”] i odwrócił się do mnie w zwolnionym tempie [„TĘSKNIIIIŁEEEEM!!!”]. Wyglądał na totalnie zaskoczonego. Zmarszczył brwi co było u niego oznaką prawdziwego podziwu [Z moich doświadczeń wynika, że Dziesiąty, tak jak większość humanoidów, marszczy brwi ze zdziwienia, nie podziwu...]. Musiał uznać mnie za któryś tam cud świata [Myślę, że słowo „cudak” byłoby bardziej adekwatne]. W chwili obecnej nie wiedziałam który, gdyż mój mózg został brutalnie wstrząśnięty [nie zmieszany] łomocząc w krawężnik [e tam, i tak go nie używałaś...].
- Co ty robisz? - głos Doktora dolatywał do mnie jakby przez grubą tubę.
- Ale śmiesznie mówisz – rozśmiałam się głośno [O Manwe, co za ograniczona istota -.-]. W tym momencie nie bałam się żadnych potworów, Byłam taka szczęśliwa, silna, mogłam góry przenosić [A wszystko to przez to, że się przewróciła?]... Chwila, najpierw musiałam podnieść siebie [swoją osobę], a nie było to wcale takie łatwe. Świat wirował jak opętany, a moje kochane nóżki znów zaczęły dyskusję, która z nich jest prawa [rączki zaczęły tańczyć kankana, oczka przypomniały sobie starą reklamę katarakty, a nosek oświadczył, że jest najpiękniejszy w świecie... Serio, WCIĄŻ ciągniemy ten dowcip?].
- Cisza tam – krzyknęłam aby je uciszyć. Doktor wytrzeszczył oczy. - Nie ważne która jest prawa. Ważne aby jedna dała dobry przykład i ruszyła pierwsza [Doktorze? Uśmiechaj się i powoli idź w stronę TARDIS... Może uda Ci się uciec zanim jej odbije i będzie chciała nosić twój skalp jako Naszyjnik Płodności...].
- Dobrze się czujesz? - podszedł do mnie i energicznym ruchem podciągnął mnie do góry, automatycznie zakańczając spór moich dolnych kończyn. Znowu stałam na obu nogach i chociaż nadal kręciło mi się w głowie to jednak odwaga wypełniła całe moje ciało [To nie odwaga, to krwotok wewnętrzny].
- Ciii – uciszył mnie, gdyż klekotanie dobiegające z budynku nagle ucichło.
Oj, nie zważałam na jego gest [W końcu jest tylko Władcą Czasu i osobą, która się po prostu ZNA] [Czymże jest Władca Czasu przy zajebistości MarySue?] [Niestety, brakuje mi argumentów]. Jeśli tam są potwory, to ja dzielna podróżniczka Barbara dam im radę. O dziwo udało mi się postąpić kilka kroków do przodu [Ale z ciebie dzielna podróżniczka! A wyżynają Ci się już ząbki?]. Stanęłam przed drzwiami i nie słuchając ostrzegawczego pisku Doktora [… ostrzegawczego pisku... OSTRZEGAWCZEGO PISKU?!] [*zasłania mu oczy* Nie patrz na to, Johnny. Ona nie wie, co czyni!] nacisnęłam klamkę. Podmuch wiatru i obrzydliwego, zatęchłego zapachu uderzył mnie w twarz [Solidaryzuję się ze smrodem!] [Nie smrodem właśnie. Zauważ, że pomimo tego, że był zatęchły i obrzydliwy nadal był ZAPACHEM] [No to z zapachem też się solidaryzuję. W sumie to tylko lepiej dla mnie- walnę ją dwa razy za spłodzenie PISZCZĄCEGO Doktora].

Rozdział III - Jestem w niebie?
Ocknęłam się w cudnym, baśniowym miejscu. Nie pamiętałam jak się tu znalazłam, ale było mi to całkowicie obojętne. Najważniejsze, że w chwili obecnej leżałam na mięciutkiej, gęstej, zielonej trawie, a wkoło mnie rosły kolorowe kwiaty [Szemrał strumyczek, w którym pływały takie tycie kaczuszki a kucyponki kupciały tęczą. Nie martw się, zaraz obudzisz się NAPRAWDĘ]. Niebo nade mną miało barwę tak błękitną, że z zachwytu zapomniałam nawet jak mam na imię [Kurcze, ona jest lepsza niż Bella, która jarała się kurzem! Tamto było przynajmniej wytłumaczalne - głupio, ale zawsze]. Ta kraina była pod każdym względem doskonała i czułam się tu bardzo bezpieczna. Jak miło, jak przyjemnie, jak błogo. Leciutki wietrzyk muskał moją twarz, a ja leżałam rozkoszując się zaistniała sytuacją. Chciałam tak trwać na wieki. Leniwie przewróciłam się na bok i spojrzałam na rosnący tuż przy mojej głowie, prześliczny, różowy kwiatek [Kucyponki robią się coraz bardziej prawdopodobne!]. Wyciągnęłam do niego rękę, ale zanim moje palce dotknęły jego płatków, on jak żywy cofną się lękając mojego gestu [Insynuujesz, że każda żywa istota cofa się przed tobą z obrzydzeniem? To... przykre! (Choć skłamałabym gdybym powiedziała, że tak całkiem ich nie rozumiem)]. Zaśmiałam się perliście i przemówiłam do niego najczulej jak potrafiłam.
- Kochany kwiatuszku nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy [towarzysze Doktora pełnią wiele funkcji – przede wszystkim jednak są najbliżej publiczności i teoretycznie mamy się z nimi utożsamiać... Oj, ktoś mnie tutaj uważa za kretyna, i nie wiem, czy to aŁtorka, Barbara, czy Wszechświat...].
Usiadłam na trawie rozkoszując się cudownym aromatem, jakim przepełniona była ta kraina. W tym momencie dostrzegłam przepiękne istoty unoszące się w powietrzu. Na razie były dość daleko ode mnie, ale bez trudu rozpoznałam ludzkie sylwetki. Ich smukłe, wiotkie ciała wyposażone były w parę świetlistych skrzydeł, dzięki którym mogli fruwać jak ptaki. [To Płaczące Anioły! TAK!!!]
- Jesteście tacy cudni – krzyknęłam do nich. - Chodźcie do mnie! Chcę was poznać! [*trzyma kciuki w napięciu*]
Postacie zaczęły zbliżać się ku mnie. Nadlatywały z każdej strony, tworząc niemalże okrąg, który zacieśniał się wkoło mnie. Przyzywałam ich do siebie, szeroko wyciągając ręce. Jakże chciałam stać się taka jak one. A może to możliwe? [nasza boCHaterka, panie i panowie! Za głupia, żeby chodzić i nie potrafi rozpoznać zagrożenia!]
Piękne twarze istot stawały się coraz wyraźniejsze, były już naprawdę blisko. Cieszyłam się, podskakiwałam w miejscu, tańcząc dziki taniec radości [Eeeeeeh, macarena!].
Nagle jakaś okropna siła schwyciła mnie za ramiona i podciągnęła do góry. Zawyłam z bólu i próbowałam się wyszarpnąć, ale nieznany mi intruz był silniejszy. Podciągnął mnie wysoko, tak iż istoty zostały w dole. Teraz były tuż pode mną i piszcząc coś w niezrozumiałym dla mnie języku, wyciągały ku mnie swoje smukłe ręce [O Manwe, czy naprawdę jej wymarzone istoty PISZCZĄ?].
Tak bardzo chciałam aby mnie dosięgły. Szamotałam się próbując dostać do nich. W akcie całkowitej desperacji odwróciła głowę do tyłu, ku swojemu okrutnemu prześladowcy i z całym impetem wyrżnęłam [bardzo literackie słowo] go głową w podbródek.
Zawył, ale nie zwolnił uścisku. Jednak poprawił trochę dłoń tak, iż przechylając się bez trudu ugryzłam go w przedramię. Moje ostre ząbki z łatwością wgryzły się w tkaninę i dosięgły skóry. A niech ma bandyta jeden! Chce mnie zabrać z tego raju! Niedoczekanie jego! [… Ssssserio? Taki jest twój tok narracji?]
- Uspokój się! - syknął nieprzyjemnie. Skądś znałam ten głos, tylko skąd? Raczej nie zadaję się z podejrzanymi indywiduami. [Z nikim się nie zadajesz, skoro mieszkałaś w wymarłym mieście pełnym potworów! Chyba, że wśród nich też są porządne osoby! „Dzień dobry, Pani Hhhgr$ffff! Co u synka? I jakie ładne ma dziś pani ząbki!”]
- To mnie puść – pisnęłam. Ja chcę tu zostać! Kim jesteś że zabierasz mnie z raju!
- To nie raj – nieznajomy, którego twarzy za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć, ciągnął mnie w kierunku błękitnego nieba. Czyżby to wysłannik niebios? Nie skąd! To zapewne diabeł jaki... [Oj, panocku, przyjeciało tu takie cuś, niebieskie było, wyszoł z niego facyt z takym dziwnym świcącym cusiem w rynku i coś gadał o kywantach! Ja tam się z żadnym kywantami nie zadaję!] [Johnny, skończ z góralską gwarą] [Ale paniusiu...] [Skończ!]
- Opierałam się z całych sił, ale moje wysiłki na niewiele się zdały. Cudne istoty goniły mnie i już miałam nadzieje, że dopadną złoczyńcę, ale gbur puścił moje jedno ramie i z kieszeni swojego ohydnego płaszcza wyciągnął coś, co przypominało długopis albo śrubokręt [dobra, ja wiem, że chodzi o soniczny śrubokręt... Ale on w ogóle nie przypomina śrubokrętu! I nawet nie jest soniczny!]. Nie wiedziałam dobrze co to, bo w głowie zaczęło mi dziwnie szumieć, tak jakby ktoś rozregulował radio.
Niesympatyczny jegomość wymierzył ten długopiso-śrubokręt w kierunku cudnych postaci i nacisnąwszy jakiś przycisk potraktował ich strumieniem błękitnego światła. Biedne istoty zawyły nieziemsko, tak iż włosy zjeżyły mi się na głowie, a ponieważ mam długie to musiał to być fajny widok, jak tak wszystkie naraz stanęły na baczność [...]. Zmartwiłam się, że będę wyglądać bardzo niekorzystnie, a nie mam ze sobą grzebienia [*najbardziej epicki facepalm w historii*] [… Ale trzeba jej przyznać, że to w sumie całkiem niezły Element Koniczny...] [Tak. Ale w takiej chwili?!] [Nie pocieszałem Ciebie tylko siebie]. Lustro też by się przydało w końcu Doktor... Doktor? Kto to taki? Może byłam chora i jakiś medyk się mną zajmował? Dlaczego akurat w tak dramatycznym momencie, gdy ten podelec [„Pudelec” w ogóle. Nie krępuj się] [„Czwarty wymiar”] [Fakt] [*nuci smętnie* „Czwarty wymiar nienawiści...”] ubija boskie istoty ja zaczynam myśleć o jakimś lekarzu? [jeśli widzisz boskie istoty, lekarz ci się niechybnie przyda!]

Rozdział IV - Przebudzenie
- Zaraz wszystko będzie dobrze! - morderca boskich istot z nutką triumfu w głosie, wlókł mnie dalej wprost w błękit nieba [Czy on dalej zamierza ją zaciągnąć do gniazda potworów?].
Dopiero teraz zauważyłam, że na nieboskłonie widać jakby zarys drzwi. Niesamowite, skąd w niebie jakieś wrota? [Ktoś mógłby powiedzieć... Gwiezdne Wrota! Hejoooo!] Zaintrygowało mnie to tak bardzo, że na moment zapomniałam o niebiańskich stworzeniach. Patrzyłam tylko na ten, coraz bardziej wyraźny zarys. Zbliżyliśmy się do niego tak bardzo, że dostrzegłam także klamkę. Mój oprawca nacisnął na klamkę i zrobił dziurę w niebie. Poczułam podmuch wiatru na twarzy, a cudny błękit został zabrudzony ohydną brązową plamą, która wylewała się wprost z otwartych drzwi.
- Morderco – krzyknęłam, ale mój opór zaczął słabnąć. Coś dziwnego działo się z moim mózgiem. Nagle zaczęłam sobie przypominać dziwne, głupie rzeczy. Jakaś podróż niebieską budką? Czy ja oszalałam? [Nie, ty tylko chcesz sobie igrać na niebiańskiej łące pośród kucyponków i istot, które chcą wyssać szpik z twoich kości. Dla mnie to doskonale normalne] Podróżująca budka telefoniczna? [*ryk rannego łosia* POLICYJNA!!!] Przemieszczanie się w czasie? Mam problemy z głową, muszę skorzystać z porady specjalisty. Koniecznie. Przydałby się jakiś doktor. Doktor… Znowu to słowo. Doktor, doktor, doktor… Moment! Przecież już pamiętam! To jest Doktor! Mój Doktor Who! [*w niemej rozpaczy otwiera i zamyka usta oraz gestykuluje*]
Obejrzałam się do tyłu. Niebiańska kraina przemieniała się w krainę cienia. Błękit i zieleń znikały pod grubą warstwą brązu. Kwiatowy aromat ulotnił się gdzieś i teraz bardzo wyraźnie czułam odór stęchniętych [stęchłych] śmieci. Istoty nie były już tak piękne. Ich uduchowione oblicza zaczęły przemieniać się w potworne maski, pokryte łuskami. Oto goniły nas najohydniejsze stwory w galaktyce [fani Reality Show?].
- Ratunku – krzyknęłam ponownie, teraz jednak dla odmiany uwieszając się na szyj Doktora. – Ja nie chcę umierać! Jestem jeszcze taka młoda! [O rany, dziewczyno, i to ty jesteś Towarzyszką Doktora?! Mam nadzieję, że chociaż w łóżku jesteś dobra!]
- Nie panikuj – uspokoił mnie, wyciągając przez drzwi wprost na zalaną słońcem ulicę. Potwory dobiegły do progu i także chciały się wydostać za nami, ale widok słońca skutecznie jej odstraszył. Zasyczały i cofnęły się w głąb budynku.
- Co to było? – zapytałam, gdy już trochę doszłam do siebie i gdy bezpieczni schroniliśmy się w niebieskiej budce [Kiepsko napisana scena, w której szczegóły kompletnie zalały fabułę, a co?].

5 komentarzy:

  1. ARGHwuew! *oddycha głęboko*
    przepraszam. troszeczkę wyprowadziło mnie to z równowagi... ech, Doktorze, przecież na mózg padnie Ci dopiero w "Waters of Mars", nie wierzę, żebyś w normalnym stanie ciągał ze sobą taką mameję :(
    i nie Płaczące Anioły, ona nie zasługuje na taką ładną śmierć, prędzej te roboty z Titanica!
    "Znaczy, towarzyszka w stylu klasycznej serii. Myślałem, że pozbyliśmy się wszystkich wrzeszczących, zajmujących miejsce panienek, kiedy pojawiła się Ace ze swoim kijem bejsbolowym i materiałami wybuchowymi domowej roboty..."
    była jeszcze Romana ;u; to znaczy nie wiem, jak pierwsza, bo jeszcze nie oglądałam odcinków z nią, ale druga spokojnie dawała sobie radę sama :D i już wiem, odcinki z jaką towarzyszką będę tera oglądać, dziękuję ;)
    *idzie obejrzeć "Fires of Pompeii" na pocieszenie*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Doktorze, przecież na mózg padnie Ci dopiero w "Waters of Mars", nie wierzę, żebyś w normalnym stanie ciągał ze sobą taką mameję :("
    Właśnie! Z późniejszych rozdziałów (i tak - bolą moją fanowską duszę) dowiadujemy się, że opko dzieje się po serii czwartej. Chyba podpowiedziałaś nam relatywnie kanoniczne wytłumaczenie, czemu Doktor tacha za sobą tę wywłokę. Dzięki!... Chyba.
    "była jeszcze Romana"
    I Leela też dawała radę. Ale to Ace rozwaliła Daleka kijem bejzbolowym ;). Dlatego zasługuje na wyszczególnienie!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Właśnie! Z późniejszych rozdziałów (i tak - bolą moją fanowską duszę) dowiadujemy się, że opko dzieje się po serii czwartej."
    całkowicie łączę się w bólu fanowskiej duszy ;u;
    "Chyba podpowiedziałaś nam relatywnie kanoniczne wytłumaczenie, czemu Doktor tacha za sobą tę wywłokę. Dzięki!... Chyba."
    ależ proszę :) chyba. bo mimo wszystko nie jestem w stanie uwierzyć, że Doktor nawet po tej dziwnej zmianie osobowości zdecydował się zaproponować tej personie wspólne podróżowanie.
    "Ale to Ace rozwaliła Daleka kijem bejzbolowym ;). Dlatego zasługuje na wyszczególnienie!"
    mógłbyś się podzielić tytułem odcinka, bardzo proszę? bo stare serie oglądam wybitnie nie po kolei ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. "Remembrance of the Daleks". Miłego oglądania!

    OdpowiedzUsuń