wtorek, 23 kwietnia 2013

26.5 Wampiry, boysbandy i piłka nożna, czyli randka kontrolowana

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Witajcie w kolejnej części przygód Jasmine i Alice, wampirzyc bardziej zainteresowanych facetami niż porządnym wampirzeniem. W tej części śledzić będziemy Jasmine i jej randkę, dzielnie monitorowaną przez kwiat polskiego futbolu, rozważymy pomocnego taksówkarza, a także usta jak brzoskwinie.
Miłego czytania!
PS. Ponieważ ta analiza jest dłuższa niż zazwyczaj nie damy kolejnej w czwartek a dopiero w przyszły wtorek. Ale i tak zajrzyjcie do nas w czwartek- Johnny szykuje dla was prezent! :)

Zanalizowali: Ithil Johnny Zeitgeist

Rozdział piąty

"Niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać..." [„...a my mamy Hulka”]

Siedziałam przed lustrem w swoim pokoju, który nic się nie zmienił od chwili kiedy widziałam go po raz ostatni [pomijając metrową warstwę kurzu]. Nagle usłyszałam pukanie.
- Proszę! – krzyknęłam.

Zza drzwi wychylił się Alex. Uśmiechnął się szeroko. Szybko wstałam i ruszyłam w jego stronę. Przytuliłam go z całej siły [Od tego uścisku straciłam dech. I dlatego nagle stałam się niezdolna do pisania zdań złożonych]. Nie widziałam go rok! W sumie dobrze, że tylko rok! Gdyby nie samoloty, to pewnie bym go zobaczyła pierwszy raz od piętnastu lat [ponieważ kolej nie istnieje. Ani samochody. Ani statki. Ani Internet, a wraz z nim Skype. Rany, gdzie byśmy byli bez samolotów?] [Jestem ciekawa, czy to Alex przybywał do niej na białym samolocie czy też ona odwiedzała jego- co skrzętnie urywała przed podopieczną].
- Co tam u ciebie? – zapytał, wyswobadzając się z mojego uścisku.
- O to samo powinnam zapytać ciebie
[ktoś tu unika odpowiedzi...]. Jak tam Sara?
- Dobrze. – odpowiedział.
Sara była jego dziewczyną. Co prawda bycie z kimś kto jest tej samej rasy nie jest zabronione, ale już ludzkiej
 [Szkoda, że nie powiedziałyście tego w pierwszy rozdziale gdzie jak wół stoi „miłość jest zakazana”] [Nie lubię, kiedy mówi się o "rasach", kiedy ma się na myśli "gatunek". Chyba, że wampiry to podgrupa rasy białej, czy coś takiego...] Niestety Sara jest człowiekiem. Jednak mimo to, Rada w końcu zaakceptowała ich związek. Szczerze mówiąc nie wiem, jak on to zrobił [No to w takim razie po kiego grzyba ta cała szopka?! Skoro istnieją precedensy, cały system wali się jak domek z kart zbudowany na krawędzi urwiska!] [Poza tym z tego co zrozumiałam to nie jest kwestia zgody rady albo jej braku tylko tego, że jak się zakochasz to umierasz czy coś tam takiego...]. Poznali się 12 lat temu. Teraz ona ma 31 lat [Alex poznał Sarę 12 lat temu. Teraz ona ma 31 lat (z czego wynika, że miała wtedy 19 lat i była z gościem, który wygląda mniej-więcej na trzydziestolatka, fajnie). Kiedy się poznawali wiek Alexa stanowił trzydziestokrotną wartość ich różnicy wieku. Co pije krowa?]. Podobno planują ślub.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytałam szczerząc się, jak głupia.
- Można tak powiedzieć. – spuścił głowę.
- Wszystko okej?
Nie odpowiedział. Cały czas gapił się na swoje stopy. Nastała krępująca cisza.
- Jasmine…
[„Sara bije mnie porami po pośladkach, nie wiem co z tym zrobić, czuje się taki niemęski, nie mam komu o tym powiedzieć, proszę, pomóż mi, to mnie wykańcza. Nienawidzę siebie, nienawidzę każdej chwili spędzonej z nią, czuję się chory...”] Zostaniesz moją świadkową? – zapytał nagle, a mnie zatkało. [Mnie też. Serio, porami?]
Patrzyłam na niego zszokowana. W końcu dotarło to do mnie
[musiała się poważnie zastanowić, co znaczy słowo „świadkowa”? Od kiedy Jasmine jest taka tępa?]. Uśmiechnęłam się szeroko i pokiwałam głową. On zadowolony wstał, podniósł mnie i obrócił wokół własnej osi [Robo-dęs, robo-robo-robo-dęs...].
- Tylko jest jeszcze jeden mały problem. – powiedział stawiając mnie na ziemi – Musisz sobie znaleźć partnera.
- Co?!
[To będzie zabójczo dobry ślub! (przypominam: związki są zakazane, zakochasz się-umrzesz i.t.d) xD]
- Sara nie ma pomysłu na świadka
[nikogo nie zna, rodzina jej wymarła, a sama zapytać nie może...].
- A Alice?
- Dobra. Tylko która z was przebierze się za faceta? – zapytał uśmiechając się
[A co to za imperatyw, że świadkowie muszą być chłopakiem i dziewczyną?]
.
Odwzajemniłam ten gest. Spojrzałam mu w oczy. Miały taki błagalny wyraz. Kurde, chłopak umie wziąć mnie pod włos [„Byłabym gotowa zginąć za niego... Dosłownie! Jak będę miała partnera zginę!”].
- Okej… - powiedziałam markotnym tonem – Ale nie licz na niewiadomo kogo.
- Spokojnie. W ostateczności możesz poprosić Esme. Ona nawet nie będzie musiała się przebierać.
[Ahahaha, brak szacunku dla władzy - podstawą kadry kierowniczej!]
Oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem
. W końcu chłopak pocałował mnie w policzek i zaczął kierować się w stronę wyjścia [Ach, te niekończące się pogaduchy przyjaciół po roku rozłąki! „Biorę ślub”-„ok”-„Bądź moim świadkiem”-„no dobra”-„fajnie, to pa”-„pa”. Co za huragan emocji i pragnień!] [I czy on nie mógłby po prostu wyjść? Takie "zaczynanie kierowania się" musi być strasznie męczące].
- Zaraz, zaraz! A ty właściwie, gdzie się tak stroisz? – zapytał patrząc na mój strój.
- Idę szukać ci świadka. – powiedziałam.
Posłał mi uroczy uśmiech i zniknął za drzwiami. Ja wróciłam do szykowania się.

Jasmine poszła na randkę?! Albo świat się kończy, albo jestem ostro naćpana. [Cudnie. Kolejna przeszkoda na drodze do obdarzenia Alice sympatią. Zaczynam traktować to jako wyzwanie...]
Cóż, obydwie propozycje są w miarę do przyjęcia. Podniosłam się z podłogi i założyłam buty [Co ona robi na podłodze bez butów?]
. Ciągle chodził mi po głowie pewien loczkowany chłopak. Jego usta dorodne jak dwie brzoskwinie [*klik*] i te magnetyzujące zielone tęczówki. Zaraz, o czym ja myślę? Potrząsnęłam głową wprowadzając moje włosy w jeszcze większy nieład [fryzura do walki, czyż nie? W razie czego będzie mogła zatłuc przeciwnika naprędce złożonym warkoczem bojowym]. Rude fale były piękne, ale czasami miała ich dość [Hops! Cześć, narracjo trzecioosobowa!]. Złapałam przewieszony przez oparcie sofy płaszcz i gasząc światło wyszłam ze swojego pokoju. Moja opiekunka randkowała, a ja miałam wampira do zabicia [płaszcz, rozpuszczone włosy... Może jeszcze robi to w szpilkach, okularach przeciwsłonecznych i z tipsami? Mucho profesjonalne].

Równo o dziewiętnastej byłam na lotnisku
[umówili się na lotnisku? Zamierza ją zabrać do budy z kebabem, czy co?]. Chłopaka jeszcze nie było. Patrzyłam na ludzi. Wyglądali, jakby było im zimno, więc postanowiłam też „wczuć się w rolę”. [Aha, czyli wampiry nie czują zimna i temu podobnych (to w sumie zabawne, bo oznacza, że nie maja krążenia krwi a to z kolei pociąga za sobą sporo konsekwencji). Ważna informacja, zapamiętam!]
- Cześć! – usłyszałam za swoimi plecami.
Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Kuba 
[niczym Wenus wyłonił się z pianki do golenia]. Był ubrany tak, jak wszyscy: ciepło [Wszystkie człowieki są równe? Czy może jednak jakiś bardziej konkretny opis byłby na miejscu, hem hem?]. Ja spojrzałam na swój strój i doszłam do wniosku, że mogłam włożyć zimowy, a nie jesienny płaszczyk [Prawdziwa specjalistka od kontrwywiadu i zadań specjalnych...].
- Nie jest ci zimno? – zapytał.
- Troszeczkę. Może pójdziemy jakieś ciepłe miejsce? 
[Umieć jechać trawnik?] – powiedziałam „trzęsąc się” z zimna.
Pokiwał głową. Zawołał jakąś taksówkę. Wsiedliśmy do niej. Chłopak podał taksówkarzowi adres [Nazywać trzydziestoletniego faceta „chłopakiem” to trochę naciągane, nie uważacie?]. Droga mijała nam w cisz, trochę niezręcznej ciszy [czujecie? To chemia między nimi!] [Z tej niezręczności Kuba (albo Jasmine, mnie to za jedno) zaczął pogryzać literki].
- Coś kiepsko idzie wam ta randka. – nagle odezwał się kierowca
[Ciekawe, czy rzucał tym tekstem we wszystkich. Rodzeństwo wracające z pogrzebu matki (ci to dopiero mieliby nieudaną randkę, cały czas by płakali!), biznesmenów na wyjazdach służbowych...] 
[Albo do obściskujących się par ledwo powstrzymujących się od zrywania ciuchów...].
- Słucham? – zapytał zdziwionym głosem Kuba.
- Powiedziałem, że…
- Wiem co pan powiedział. – dołączyłam się - A co pan ma na myśli?
- No wiedzą państwo. Ja od piętnastu lat jestem taksówkarzem i przywykłem, że [póki mi nie demolują samochodu to mam siedzieć cicho bo ludzie są różni a czasem to i po łbie można dostać za głupie komentarze] siedzące za mną pary randkę zaczynają od całowania się albo… - nie dokończył
[zmełł tylko w ustach przekleństwo i wymamrotał „a potem muszę po nich sprzątać, taka ich mać...”].
Obydwoje spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem w oczach. Kierowca zaczął się śmiać. Po chwili dołączyliśmy do niego.
- No, czułem, że źle zaczęliśmy randkę. – powiedział 
[kierowca?] w końcu i zarumienił się [ponieważ każda randka, która zaczyna się od poznawania się nawzajem jest randką straconą! Rany, dziewczyno, ogarnij się].
Uśmiechnęłam się szeroko. Chciałam coś dodać, ale już dojechaliśmy [„mogę rozmawiać tylko na siedząco. Taka choroba”]. Kuba zapłacił i pokierował mnie do środka restauracji. Wnętrze było bardzo przytulne. Zajęliśmy miejsce w kącie, przy wielkim parawanie [Wszystkie inne pary będące w restauracji wolały miejsca przy łazience (bo blisko do kibelka), przy kuchni (bo zapachy śliczne) i przy oknie (bo niech ten plebs z ulicy wie, że jemy drogi rzeczy i nam smakuje). NIKT nie chciał odrobiny prywatności ze swoim wybrankiem]. Chłopak pomógł mi usiąść [Sama nie potrafi?]. Za chwilę przyszedł kelner i odebrał od nas zamówienie. Znowu zapadła niezręczna cisza. Przyjrzałam się chłopakowi. Wyglądał na dość skrępowanego.
- Byłeś kiedyś na randce? – zapytałam nagle.
Spojrzała na mnie lekko zdziwiony.
- Tak. – odpowiedział
[„wiesz, w prawdziwym świecie mam żonę. Ale tutaj najwyraźniej jestem pozbawioną osobowości dziewicą. Cóż zrobić...”].
- Ile razy? – zapytałam z uśmiechem.
- Tak strasznie widać? – zapytał.
[Manwe mój, dlaczego?! Dlaczego robicie z Błaszczykowskiego niedoświadczonego chłopaczka? Same napisałyście, że on i jego koledzy byli w szoku, że ktoś ich może nie znać- i co, krępuje się pogadać z obcą kobietą? Nigdy żadna go nie podrywała, nie próbowała mu wskoczyć do łóżka?] 
[Może przygodny seks z dziewczyną, która przez cały czas krzyczy "Rany! Znany piłkarz strzela do mojej bramki! A ja bawię się jego piłeczkami!" nie liczy się jako randka?]
Zaczęłam się śmiać.
- Dwa, trzy razy. A ty?
Uśmiech znikł mi z twarzy.
- Rozumiem, że masz na koncie sporo zdobyczy. – powiedział.
- Nie do końca. Kiedyś trochę szalałam. Potem pewien incydent sprawił, że… spoważniałam.
[co znakomicie widać po całym twoim zachowaniu] – odpowiedziałam i spuściła głowę, która zapełniła się teraz smutnymi wspomnieniami.
- Nie widać. – odpowiedział z troskliwym uśmiechem.
[„Nie ważne, że się puszczałaś. Ja cię naprawię...”] [Wybaczcie, ale mi też „troskliwy uśmiech” kojarzy się albo ze sztucznym grymasem pielęgniarki do pacjenta przypiętego pasami do łóżka w psychuszce albo z uśmiechem matki do ssącego cyca brzdąca. Tak czy inaczej mocno creepy]
Od razu się rozpogodziłam. Chwilę później kelner przyniósł nam nasze dania. Rozmawialiśmy chwilę o głupotach. Opowiedziałam mu koleją zmyśloną historię mojego życia
[Wskazówka: ustal jedna wersję i trzymaj się jej stale. To ci pomoże kiedy np. twój chłopak pozna twoich znajomych. Dla zilustrowania o co mi chodzi: *klik*].
- A tak właściwie, to jeśli oczywiście mogę spytać, ile masz lat? – troszeczkę zszokował mnie tym pytaniem
[Fakt, nie wie, że kobiet się o wiek nie pyta?].
Uśmiechnęłam się, jednocześnie kalkulując w głowie ile to ja lat mogę mieć. Już miałam odpowiedzieć, gdy…
- Co za pacan! Pytać się o wiek na pierwszej randce. – usłyszeliśmy polski szept
[„polski szept” jest wtedy, kiedy szepczący mamrocze, zagryzając polską kiełbasą].
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni. Nagle Kuba ciężko westchnął.
- chłopaki, możecie już wyjść… - powiedział
[właśnie miałam pytać skąd ten „polski szept” wie, że to pierwsza randka. Choć to i tak oryginalne zapraszać kolegów z siłowni na romantyczną kolacje przy świecach... I czy tylko mi wydaje się, że ich troska poszła o trzy kroczki za daleko?] 
[Mnie bardziej nurtuje to, że Błaszczykowski nie jest specjalnie zdziwiony ich obecnością. Często tak się dzieje? Pod prysznicem też go podglądają? Albo podpowiadają, jaki dżem będzie najlepszy na śniadanie, stłoczeni pod umywalką? Gdzie kończy się przyjaźń, a zaczyna kiepski sitcom?] [Cóż, jeżeli robią to na każdej randce to rzuca to wiele światła na kwestie jego samotności. I jeszcze jedno: jak to się stało, że żadne z nich nie usłyszało, że trzech rosłych gości obserwuje ich zza parawanu (rany, jak to brzmi). Nawet gdyby siedzieli tym parawanem odgrodzeni od całej reszty sali to, żeby się trzymać tego, co zostało powiedziane w samolocie: nikt z sali nie zawołał "Spójrz, to ci znani piłkarze, proszę  autograf"?].
Chwilę potem, zza parawanu, wyszli Łukasz, Robert i jeden facet, którego nie znałam. Ustawili się w rządku. Wszyscy mieli spuszczone głowy [ani chybi boją się, że dostaną gazetą] [Ani chybi jeden z nich zaraz oznajmi, że przyda się ktoś rozumny w tej misji... wyprawie. Tym czymś!] [A Jasmine z wyrozumiałym uśmiechem oznajmi, że nie zapraszała ich na tę randkę?] [Mogę ich wszystkich wrzucić do Góry Przeznaczenia? *szczenięce spojrzenie*] [Wkrótce...].
[BTW. Sporo mają miejsca za tym parawanem, co? Żeby się tak trzech barczystych facetów zmieściło między stolikami, w rządku i nikt nie psuł ich skruchy łokciem w krocze przy każdym podniesieniu widelca do ust...]
- Czekam na wytłumaczenie. – powiedział nagle Kuba.
- No bo my… - zaczął jeden z nich
[„jesteśmy twoimi zwariowanymi kumplami, no. W każdym opku tacy są. Mnie nie pytaj, od rana zastanawiam się, czy nie jestem przypadkiem żonaty..."].
Zaczęłam się śmiać. Cała czwórka spojrzała na mnie, jak na wariatkę.
- Jasmine jestem. – powiedziałam wyciągają dłoń do nieznajomego.
- Wojtek… - powiedział lekko zszokowany
.
- Długo nas podsłuchujecie? – zapytałam.
Nie odpowiedzieli. Znowu się uśmiechnęłam. Spojrzałam na Kubę. Był widocznie zły. Zerknęłam na jego talerz. Był pusty, zupełnie, jak mój.
[Zastanawiam się, co ta wzmianka robi w tym miejscu. Jakie to ma w tej chwili znaczenie?] 
[I kiedy kelner zdążył przynieść ich zamówienia? I dlaczego zignorował trzech znanych piłkarzy podsłuchujących zza winkla? Czy w drugiej sali Johnny Depp właśnie stwierdził "wiecie co? Te ubrania są mi kompletnie niepotrzebne!" i wszystko inna straciło znaczenie?]
- Dobrze moi panowie. –zaczęłam – Rozumiem, że martwicie się o kolegę, ale to była przesada. Dlatego za karę to wy zapłacicie za naszą kolację. -
powiedziałam i wstałam. Mój towarzysz zrobił to samo. Obydwoje wzięliśmy kurtki i ruszyliśmy w stronę drzwi
[Chwilę potem zostali zatrzymani przez trzech miłych kelnerów, zainteresowanych, czemuż to nasze gołąbki zjadły i nie zamierzają zapłacić- bo koledzy mają pełne prawo nie płacić za cudze żarło. To trochę zepsuło efekt].
- Miło było poznać! – rzuciłam w kierunku nowo poznanego.
Kuba posłał im mordercze spojrzenia. Zostawiliśmy ich zszokowanych, stojących na środku sali restauracyjnej.
[A teraz, kochani, zagrajmy w małą grę. Jest prosta, i dobra tak przy tworzeniu, jak i odbieraniu dzieł kultury. Rozważmy przyjaciół Kuby. Czy potrafimy wyliczyć przynajmniej po trzy cechy, które sprawiają, że każdy z nich jest w jakiś sposób wyjątkowy i różni się od innych? Nie? W takim razie albo należy ich porządniej opisać, albo ograniczyć się tylko do jednego idiotycznego kolegi. Spróbujcie, to dobry wyznacznik!]
Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi wyjściowe, zaczęłam się śmiać. Ledwie trzymałam się na nogach. Chłopak tak po prostu stał i patrzył się na mnie z lekkim politowaniem
[Nie dziwię mu się].
- Spoważniałaś, tak? – zapytał uśmiechając się.
Spojrzałam na niego powstrzymując kolejną salwę śmiechu.
- Odprowadzić cię? – zaproponował.
Spojrzałam na zegarek. Była dwunasta
[Czyli pięć godzin zajęła im jazda taksówką i jedzenie obiadu? I RANY, jakie restauracje są otwarte do północy?! Zrobiliśmy z Johnnym nasz risercz 
[dzięki chytremu użyciu Googla i niczego więcej] i przejrzeliśmy kilka restauracji do których mogliby dojść z lotniska w pół godziny i gdzie możnaby bez obciachu zabrać dziewczynę na pierwszą randkę. Żadna z nich nie jest otwarta do północy, co najwyżej do dwudziestej drugiej. On ją chyba naprawdę zabrał na kebab...].
- Jutro o tej porze będzie nowy rok… – powiedziałam – Możesz odprowadzić mnie na lotnisko.
- Słucham? – spytał
Zaśmiałam się.
- Nie mogę ci zdradzić miejsca swojego zamieszkania, ale z lotniska mam niedaleko 
[tak w ogóle, to lotnisko w Londynie jest położone na samiuśkich obrzeżach [jak to lotniska mają w zwyczaju]... Więc co? Tajna Kwatera Wampirstwa w Anglii i Na Całym Świecie to bungalow na przedmieściach?], więc tam będzie w sam raz [Przedstawia się innym imieniem niż w dowodzie, mając dwadzieścia kilka lat rzuca ciężkie jak kowadło hinty, że ma za sobą nie-wiadomo-ile lat doświadczeń i oznajmia, że mieszka w super tajnym miejscu- nieodrodna z niej córka Stirlitza!] .
Wzruszył ramionami. Ruszyliśmy. Do lotniska było pół godziny. Szliśmy w ciszy. Głupio mi było [Słusznie!]. Mam nadzieję, że nie wziął mnie za wariatkę. Nie mogłam mu zdradzić miejsca swojego zamieszkania. Nasz dom był ściśle tajny [to chyba faktycznie jest bungalow... Rany, jakie tam muszą być kolejki do łazienki!]. Jakby go ktoś tam zauważył… Spojrzałam na chłopaka. Szedł ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Znowu zrobiło mi się go żal [Żal, że będąc na randce idzie nie zwracając najmniejszej uwagi na partnerkę? Rozmową nie bawi, nawet się nie rozgląda]. Nagle coś sobie uświadomiłam.
- 27 – powiedziałam.
Wyrwałam go z rozmyślań. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Mam 27 lat – powtórzyłam.
[Jasssne, wracaj do drażliwego tematu i rzucaj ważną informację jak ochłap psu w nadziei, że to mu poprawi humor]
Uśmiechnął się.
- Ja też. – odpowiedział.
- To był ten cały Wojtek do którego przylecieliście na Sylwestra?
- Ta…
- Chłopskiego Sylwestra? – zapytałam uśmiechając się
[Jasne! Kiełbaska już ocieka tłuszczem, a kiepska wódka dosłownie leje się strumieniami! Skończymy jeszcze tylko niewprawnie heblować drewniane ławy i załatwimy najlepszą remizową kapelę jak stąd do Wąchocka! Fajfokloki będą zazdrościć].
Zaśmiał się, ale za chwilę spoważniał.
- Ewa – żona Łukasza - pojechała do rodziny, a on wyrwał się na pierwszego samotnego Sylwka od paru lat
[Aha, czyli Łukasz jednak ma żonę! Ciekawe, że musi się od niej „wyrywać” żeby pospędzać trochę czasu z kumplami- i ucieka aż do Anglii]. To samo tyczy się Roberta i Wojtka. Tylko, że oni mają dziewczyny 
[Wszystkie nazywają się "Ewa" i pojechały do rodziny].
- A ty? – zapytałam.
Nie odpowiedział. Zrozumiałam, że trafiłam w czuły punkt.
- Jeśli cię to pocieszy to ja też nie mam „drugiej połówki”.
- Nie potrzebuję pocieszenia! – powiedział i przyśpieszył 
[tupiąc nóżkami i w myślach układając już sonet na temat samotności, wbijającej się jak cierń w bok białej łasicy smutku, albo coś w tym guście].
Podgoniłam go. Nie sprawiło mi to dużego wysiłku. Spojrzałam jeszcze raz na niego. Zaczęłam się zastanawiać nad nowym tematem.
- Co jutro robicie? – zapytałam nagle.
- Idziemy na bal przebierańców do jakiegoś klubu. – odpowiedział oschle
[Nasza kadra narodowa... Na balu przebierańców? Może niech przebiorą się za dobrych piłkarzy?].
- Tak? My też!
[To bardzo elitarna impreza. Tak elitarna, że Czytelnicy nie zostali na nią zaproszeni, ani nawet poinformowani...]
Spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiła się iskierka. Stanęliśmy. Byliśmy już na miejscu.
[To tak dynamiczna scena. Że aż dostałam. Zadyszki] Patrzyliśmy się na siebie jeszcze przez kilka minut. Nie wiem dlaczego. Coś w nim było [W... minutu?].
- Mam nadzieję , że to ten sam bal
[ciężko się zdziwię, jeśli wydarzy się cokolwiek innego]. – powiedział nagle. – Idziesz sama?
- Z przyjaciółką.
Obejrzałam się za siebie. Właśnie podjechała taksówka.
- Jedź pierwsza. – powiedział wskazując na nią
[Łał, jaki wielkoduszny... A mówią, że nie ma już dżentelmenów]
.
Uśmiechnęłam się i zrobiłam coś czego nie powinnam była robić [pomyślałaś o konsekwencjach?]. Podeszłam do niego bliżej i pocałowałam go. Na szczęście tylko w policzek [A co, już się bała, jakie figle może jej spłatać fabuła? xD]
- Dziękuję. – szepnęłam i ruszyłam w stronę samochodu. – Mam nadzieję, że się spotkamy!
- Zaraz! Przecież nie wiem za co będziesz przebrana! – krzyknął.
- Zobaczysz… - powiedziałam wsiadając do taksówki.
[No chyba tylko jeśli na tym balu będą oni we dwójkę i pies. Toż to o to chodzi w balach przebierańców- żeby cię nikt nie poznał i żeby się można było wyszaleć bez skrępowania!] [może przebierze się za FemDraculę? To by było wcale sprytne...]
Podałam kierowcy adres. Ruszyliśmy. Ostatni raz obejrzałam się za siebie. Chłopak stał jeszcze w tym samym miejscu. Na jego jasne włosy spadały płatki śniegu. Wyglądał pięknie.

- „Boże! Jasmine! O czym ty myślisz?!” – skarciłam się w duchu.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu
[Lol, zawał].

- Proszę, nie rób mi krzywdy! Ja naprawdę nie.. to nie była moja wina! Oni nie pokazali mi innego sposobu pożywiania, przysięgam! Jestem niewinny! Nie zabi… - lamenty tego łgarza przerwał chrzęst jego kręgów szyjnych. Bezwładne ciało opadło na ziemię, brudząc mi buty krwią. Skrzywiłam się z odrazą. Przeklęty krwiożerca. [Ok. Mordowanie ludzi nie jest w porządku. Wiemy. Ale czym różni się mordowanie w wersji krwiożercy od wersji Alice, która zachowuje się tutaj naprawdę obrzydliwie? Od razu zakłada, że jej ofiara (bo przecież nie przeciwnik) kłamie, ignoruje błagania o litość, bardziej obchodzi ją stan obuwia niż to, że właśnie kogoś zabija... Kurczę, nawet Geralt miewał wyrzuty sumienia!] Otrzepując ubranie z trocin [zabiła stracha na wróble?] [Doktor Crane jest teraz niedostępny. Ale jeśli chcielibyście zostawić wiadomość...] ruszyłam w stronę auta. Z przyjemnością wsunęłam się na siedzenie kierowcy i odpaliłam silnik [Czemu ta smarkula ma auto a jej starsza koleżanka musi się tłuc taksówkami i komunikacją miejską? I czy ma to jakiś związek z tym, że wyjątkowo łatwo ją poznać?].
Nie znoszę tej roboty. Ciągle krew i inne płyny wewnętrzne ludzi i innych stworzeń brudzące moje ubrania [Widzicie o co mi chodzi? Nie zabijanie jej przeszkadza, tylko ubrudzone ubrania. Czasami fajnie czyta się o taki postaciach, fakt, ale zawsze z niecierpliwością czeka się na prawdziwego protagonistę, który zrobi z nimi porządek!]. W takim tempie zbankrutuję na ciągłej wymianie garderoby [Odkryłaś już pralkę? Use zimna woda and woda utleniona]. Samochód z cichym pomrukiem przecinał mrok nocy. Rozluźniłam spięte mięśnie i przymknęłam oczy. W głowie zaczęły mi się przesuwać obrazy wszystkich morderstw jakich dokonałam [Szlag. To już nawet nie jest zabawne. Nie „stoczonych pojedynków”, nie „pokonanych wrogów”, nawet nie „egzekucji”... Od razu przyznaje, że popełnia morderstwa. Blade, proszę, wracaj do ojczyzny i zatłucz tę wywłokę!]. W różnych miejscach, o różnych porach, różnymi narzędziami, na różnych osobach. Twarze ich wszystkich wykrzywione w bólu i te oczy. Każde o innym kształcie, innym kolorze, jednak wszystkie wpatrzone we mnie w niemej prośbie o litość. Która nigdy nie nadchodzi. Ciąg obrazów przerwał dźwięki wibrowania na sąsiednim fotelu. Otworzyłam szeroko oczy [prowadziła auto na ślepo? To jakaś zaawansowana wersja „mamo, patrz, jadę bez trzymanki”?] i tłumiąc ziewnięcie sięgnęłam po swój telefon. Timothy 
[teraz mnie tknęło. Czy na przestrzeni dotychczasowego tekstu spotkaliśmy Tima? Był wspomniany kilka razy, ale nie wiem, jak wygląda, co robi, jakie ma poglądy... Tak tylko od czasu do czasu coś powie. Równie dobrze mógłby być zmyślonym przyjacielem Alice, powstałym w wyniku traumy po śmierci rodziców...]. Jak zwykle dzwoni o wymarzonej porze…
- Czego chcesz[,] pasożycie?
W słuchawce rozbrzmiał jego dźwięczny śmiech.
- Czyżbyś była nie w humorze, cukiereczku? Ofiara ci uciekła?
Na te słowa warknęłam do telefonu, słysząc w zamian kolejny wybuch śmiechu.
- Gadaj po co dzwonisz i spadaj, jeśli ci życie miłe, bo jestem niewyspana i wściekła [Ach, a już liczyłam, że jak ją tak wzięło na wspominki minionych zabójstw to pokusi się o jakieś „po co to wszystko, Timothy?”. Ale nie. AŁtorki konsekwentnie dbają, bym nie polubiła Alice].
- Spokojnie pasikoniku [Wyluzuj, szarańczko ty moja]. Wdech i wydech. Dzwonię, bo od godziny atakuje mnie telefonicznie jakiś człowiek, który chce z tobą koniecznie porozmawiać. Twierdzi, że nazywa się Harry, ale sądząc po jego bełkotliwym głosie, nie byłbym tego taki pewien.
Harry. Cholera. Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam [Dlaczego ona w ogóle podała mu telefon do kolegi? Chciała się pobawić w swatkę?].
Tim’a najwyraźniej zaniepokoiło moje milczenie, bo odezwał się niepewnym tonem: - Wszystko ok, Alice?
- Tak – westchnęłam. – Myślę, że wiem kto to.
- W takim razie dlaczego dzwonił do mnie, a nie do ciebie i skąd miał mój numer?
- Nie wiem Tim. Nasze pierwsze i jak dotąd jedyne spotkanie polegało na zostawianiu sobie malinek gdzie się tylko dało, więc nie bardzo wiem jak mógł zdobyć twój numer. Ale mógł grzebać w moim telefonie, albo ja sama podałam mu ten numer, nie pamiętam dokładnie. [Hurra. Dyscyplina wewnętrzna jak w legendach o Armii Czerwonej...]
Po drugiej stronie usłyszałam stłumiony chichot. Palant.
- Kochana, nie znałem cię od tej strony. A tak na poważnie [„Atak na poważnie” to my przeprowadzamy z Ithil już trzeci tydzień...] to co mam mu powiedzieć, jeśli jeszcze raz zadzwoni?
Zastanowiłam się chwilę, po czym mruknęłam do słuchawki: - Powiedz mu, że spotkamy się tam gdzie ostatnio.

***

- Alice, tęskniłem za Tobą!!!- takim okrzykiem zostałam powitana zaraz po wejściu do wyjątkowo pustego dziś klubu [To bardzo ciekawe, bo gdybym ja dowiedział się, że to jakiegoś klubu przychodzi gość z One Direction... to w życiu bym do niego nie poszedł. Ale z jakiegoś powodu jestem w mniejszości]. Westchnęłam. Był narąbany. Miałam ochotę na dokończenie tego co zaczęliśmy wtedy w łazience, bo chłopak był wart uwagi, ale jego stan stanowczo mnie zniechęcał. Alkohol spowalnia przepływ krwi, także jej dopływ do męskich interesów. Tej nocy Harry nie byłby dobrym kochankiem. Podeszłam do jego stolika, przy którym siedziało pięciu chłopaków. Najwyższy był ledwo przytomny od stężenia różnorakich trunków we krwi, ale reszta zdawała się być w miarę świadoma [teoretycznie wszyscy są pełnoletni, więc do tego przyczepiać się nie będę... Przyczepię się natomiast do tego, że nie wiem, który z nich jest najwyższy, a dalszego rozwoju akcji nie wynika jednoznacznie, który z nich jest pijany w trzy dupy. Opisy. Są fajne, n'est-ce pas?
]. Zatrzymałam się skonsternowana kilka metrów przed stolikiem. Harry nie mówił, że przyprowadzi kolegów. Westchnęłam ponownie i pokonałam ostatnie centymetry dzielące mnie od mężczyzn [idąc na opuszkach palców, z zamkniętymi oczami i palcem wetkniętym niedbale w nozdrze aż do trzeciego stawu, bo tylko w ten sposób byłoby coś do pokonywania] [Wiecie, dwa ostatnie zdania pozwalają mi sądzić, że ona tam poszła w bardzo konkretnym celu o którym wiedzę pobieram nie z opek, ale z red tube. Zakładka „gangbang”]. Loczek, gdy tylko mnie spostrzegł uśmiechnął się szeroko, choć spojrzenie nadal miał zamglone. Pozostała czwórka przyglądała mi się z zainteresowaniem. 
- Hej, jestem Alice. – powiedziałam siląc się na przyjazny ton, co nie było łatwe po prawie sześćdziesięciu godzinach na nogach [To po coś przyszła? Wyspać się trzeba, inaczej następna ofiara ci ucieknie. Znaczy, „krwiopijca”. Wiecie co? Myśl mnie trafiła. Gdybym to ja byś nieśmiertelnym, wszechpotężnym sukinsynem, zorganizowałbym sobie dwie grupy i każdej wmówił, że ta druga jest zła i niegodziwa. A potem skołowałbym popcorn i obserwował płomienie]. Jak ja nie cierpię [smerfów?] polować na krwiożerców [blisko]. Siedzący po prawej stronie Harry’ego chłopak uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. – Jestem Louis. A to są Zayn, – wskazał ręką na perfekcyjnie uczesanego mulata – Liam – siedzący z brzegu ciemny blondyn pomachał mi, dając znać, że to o nim mowa – i oczywiście Niall.
Ostatni był blondynem, na 200 % farbowanym, ale było mu całkiem do twarzy w tym kolorze. Zajadał orzeszki ziemne stojące na stoliku [W tym opisie żaden z nich nie wygląda jakby zaliczył zgon. Proszę, nie zmuszajcie mnie, żebym sprawdzała i porównywała wzrost członków One Direction, są takie miejsca w internecie, których wolę nie odwiedzać...].
Już miałam coś powiedzieć, jednak w tym momencie Harry wypalił:
- Musisz być wykończona, bo przebiegasz przez moje myśli calutki dzień.
Niall wybuchnął śmiechem, Zayn westchnął, Louis przewrócił oczami, a Liam schował twarz w dłoniach [Johnny zaczął skandować „Mamy suchara! Mamy suchara!” i podskakiwać, jakby faktycznie było się z czego cieszyć] [*Ithil też zrobiła coś fajnego*]
1. Ja natomiast zmarszczyłam brwi i powiedziałam:
- Mi też miło cię widzieć, Harry. Jestem tylko trochę zaskoczona, bo nie wspominałeś, że następnym razem przyjdziesz z kolegami.
Loczek już otwierał usta, zapewne by jeszcze bardziej się pogrążyć, ale ubiegł go ciemny blondyn.
- Harry chciał przyjść sam, ale jeszcze zanim tu przyszedł był lekko wstawiony, więc wolałem przyjść tu razem z nim [Nie uznał za stosowne zatrzymać go w domu na wytrzeźwienie zanim zacznie się umawiać z dziewczynami? Dostrzegam zaskakująco dużo analogii miedzy bohaterkami: TruLoFF tego samego dnia, na dodatek obydwaj są sabotowani przez własnych przyjaciół...]. A że mamy stąd blisko do studia, przyszliśmy wszyscy.
Do studia? O co mu chodziło? Patrząc na włosy mulata to chyba do studia urody. Louis musiał dostrzec moją coraz bardziej zdziwioną minę, bo zaczął wyjaśniać mi o jakie studio chodzi [szkoda więc, że nie wytłumaczono tego nam. Nie powinnyście zakładać, że wiemy, o jakie studio chodzi. Poza wstępem, który, umówmy się, nie każdy musi czytać, nie ma żadnych poszlak, ze to One Direction], a Niall w tym czasie podsunął mi krzesło z sąsiedniego stolika, bo przez cały ten czas stałam nad nimi jak śmierć nad ofiarą. Hmm, co za interesujący dobór słów… [Niespecjalnie. Śmierć nie ma ofiar, to zdarzenie dotykające wszystkich. Seryjni mordercy mają ofiary. Wampiry mają ofiary. Ty... no właśnie]
- Jesteśmy muzykami 
[no, nie przesadzajmy...], śpiewamy w zespole. 
Nadal nie wiele mi to mówiło. Domyślałam się, że w takim razie chodziło im o studio nagraniowe, ale Liam patrzył na mnie z takim wyczekiwaniem, jakbym nie skapowała czegoś, co powinnam zrozumieć od razu. Wymienił z Zayn’em [który z nudów wyhodował zbędny apostrof w swoim imieniu] porozumiewawcze spojrzenie.
- Naprawdę nie wiesz kim jesteśmy? – zapytał ostrożnie mulat.
- Jak dotąd wiem, że jesteście muzykami i przyjaciółmi najbardziej pokręconego chłopaka, jakiego miałam okazję poznać. – mówiąc to uśmiechnęłam się w stronę Harry’ego [nie wychodzisz zbyt często, prawda?]. [Rany, i kolejna, która w wolnych chwilach trzyma głowę w słoiku po dżemie, żeby przypadkiem nic nie zobaczyć ani nie usłyszeć. Nawet ja wiem, jak wyglądają One Direction a ich nie słucham, nie oglądam stacji muzycznych, nie przeglądam forów fanowskich ani w ogóle nic, skąd mogłabym pobrać taką wiedzę].
- Oj, nie gadaj. Na pewno nas znasz. Wszystkie dziewczyny za nami szaleją! – odezwał się niecierpliwie Niall [„no dalej, obca dziewczyno. Podsyć moje ego. Inaczej całe moje życie jest bez sensu” Hm. To akurat może być autentyczne...]. Zaśmiałam się.
- Teraz wiem też, że jesteście niebywale skromni, a przynajmniej ty, Niall.
Na twarz blondynka wystąpiły rumieńce, przez co nagle zrobiłam się głodna. [A właśnie, interesująca kwestia: krwiożercy żrą krew (duuh!) a złotożercy krew zwierząt (wut?) i normalne, ludzkie jedzenie. Czy krew krwiożerców liczy się jako ludzka czy zwierzęca i czy w związku z tym Alice może zjadać swoje ofiary?] 
[Nie może, bo wtedy w jej aurze byłoby widać ślady diablerii, i Esme ogłosiła by Krwawe Łowy i...] [Johnny... Co mówiliśmy o nawiązywaniu do lepiej napisanych wampirów?] [Że nikt nie rozumie moich aluzji, a poza tym wpadam w depresję, kiedy porównam analizowany tekst do wampirzych erpegów?] [Właśnie. I co masz robić, kiedy zaczynasz tak nerdzić?] [Poleżeć i poczekać aż mi przejdzie?] [Grzeczny nerd. A teraz zrób mi herbaty]
Niedobrze.
Czując sunący z głębi organizmu apetyt na krew, potrząsnęłam głową, targając swoje rude fale [czy ona powinna tak reagować? Znaczy, wcześniej krew była traktowana tylko jako pożywienie, a tu nagle z trudem można się powstrzymać od picia jej? Rozumiem, że to się akurat zgadza z ogólną, popkulturową wizją wampirów, ale warto by było wspomnieć o tym wcześniej...].
-Wybaczcie chłopaki, miło było was poznać, ale muszę już lecieć. [Metoda hit & run, fajnie. Tylko po co? Żebyś chociaż w ciąży była...]
- JUŻ?! – odezwał się milczący dotąd Harry. Miałam na niego niezłą ochotę, ale nie mogłam zostać. Nie w takim stanie. Poza tym i tak był pijany.
- Tak, Hazz. Niektórzy ludzie mają własne życie, ty pokręcony kociaku [pokraczny misiaczku ty, żabko z poskręcanymi kończynkami]. – odezwał się Louis, patrząc z politowaniem na pijanego kolegę [DLACZEGO Louis mówi do Harry'ego "ty pokręcony kociaku"?!].
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i rzucając im przez ramię ostatnie spojrzenie wyszłam z klubu, zostawiając zdezorientowanych muzyków w jego wnętrzu.
Starałam się stłumić głód, zepchnąć go na skraj świadomości, ale rozpraszało mnie dosłownie wszystko, nawet odgłos własnego oddechu [Który nie ma żadnego sensu gdyż nie ma krążenia krwi więc oddychanie (które zazwyczaj odbywa się, by krew mogła rozprowadzić po naszych tkankach tlen) jest całkowicie zbędne. Tak jak- hahaha- uprawianie seksu i miziane się z Harrym bo- przypominam- nie czujecie chłodu ani niczego! Co de facto przekreśla cała resztę waszej fabuły, bo skoro nasze wampiraski nie mają czucia to np. Jasmine nie poczuła, jak ktoś ją szturcha w ramię w samolocie, Alice nie czuła dłoni ani ust Harry'ego... i tak dalej ^^].
Zniecierpliwiona stanęłam gwałtownie i zamknęłam oczy.
Zapomnij o głodzie. Zapomnij o kusząco purpurowych rumieńcach na twarzy nowopoznanego blondyna. Zapomnij o przyspieszonym pulsie Harry’ego tamtego dnia w obskurnej toalecie. Zapomnij o kałuży krwi, jaką zostawiła po sobie twoja dzisiejsza ofiara. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. Zapomnij o krwi. O krwi. Krwi. Krwi. KRWI!!! [A chcesz do tego frytki?]

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Hej, nareszcie nowy rozdział :) Szóstkabyćmoże pojawi się jeszcze dziś, choć na razie to nic pewnego.Jak podobał się Wam mecz z Anglią? :D
Poza tym, jako fanka 1D muszę wyrazić swe ubolewanie nad nową fryzurą Liama. Przecież to były tylko włosy! [Przecież to tylko znana osoba, co go obchodzi wygląd xD] Czy są dla niego tak ważne, że musiał coś z nimi zrobić?! [A to jest urocze. Serio] [A co, tobie nigdy nie przeszkadzała czyjaś zmiana w wyglądzie?] [Nie, nigdy] [Na pewno?] [T-tak!] [Na pewno?] [… Rany, czemu zmienili projekt Beasta? Tamten był dobry, koci taki, nadawał mu charakteru, Grant Morrison i Joss Whedon właśnie o takim Hanku pisali... Ten nowy wygląd jest kompletnie bez wyrazu!] [Mój nerd kochany *głaska*] Dobra, koniec tych lamentów sfrustrowanej nastolatki. Mamy nadzieje, że podobał Wam się rozdział, a na opinie czekamy w komentarzach. Ach, i jeszcze pojawiła się nowa zakładka - Info. Przeczytajcie co tam napisałyśmy i ewentualnie odpowiedzcie.
Z góry dzięki :D


A tu dygresja mało związana z analizą jako taką za to sporo z procesem tworzenia. Ponieważ na komputerze siła rzeczy komentarze może pisać tylko jedna osoba na raz czasem z Johnnym piszemy sobie nawzajem komentarze albo chociaż zaznaczamy nawiasami miejsce, gdzie ta druga osoba powinna coś powiedzieć. Tu Johnny napisał dokładnie to- "Ithil tez robi coś fajnego"- i podkreślił to, żeby pamiętać o zmianie. Jednak kiedy dorwałam się do analizy rozbawiło mnie to tak bardzo, ze nie miałam serca tego wykasować. Mam nadzieję, ze wybaczycie nam to >.<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz