czwartek, 11 kwietnia 2013

26.2 Wampiry, boysbandy i piłka nożna, czyli Gotuj Żółwie Z Achillesem

Dobry wieczór, kochani!
Jak to miło spojrzeć w okno i zobaczyć zmrok a nie środek nocy! I miło znów do was mówić, brakowało mi tego.
Czy otrząsnęliście się już z szoku że ja i Johnny żyjemy? I czy przyswoiliście już meandry wampirzej biologii i wiedzy o społeczeństwie? To dobrze, więc szybko pozapominajcie czego się nauczyliście przedwczoraj, bo do aŁtorek najwyraźniej dotarło, że niektóre aspekty wampiryzmu opisane w pierwszym rozdziale są bardzo niewygodne, więc teraz tworzą tysiące precedensów albo po prostu zapominają, co napisały wcześniej. Tendencja ta towarzyszyć nam będzie przez cała resztę opka i to wcale nie oznacza zmiany na sensowniejsze!
Póki co jednak objawiona nam zostanie Ta Zła, poznamy szczegóły wampirzego szkolnictwa oraz przewietrzymy nieco pojęcie opiekuńczości. Przyjrzymy się też jajnikom bohaterek. Czujecie się zachęceni?

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział drugi

"Jesteśmy marionetkami naszej nieświadomości" [„Nieruchoma, naga i plastikooowaaaaa! Mogę zrobić z Tobą to, to co chcę!”]

Odprowadziłam naszą nowonarodzoną do pokoju, a sama udałam się do swojej przełożonej. Stojąc przed drzwiami gabinetu, westchnęłam. Miałam złe przeczucia. Leciutko zapukałam i nacisnęłam klamkę.
- Nikt nie nauczył cię pukać? – usłyszałam na wejściu
- Pukałam. [Ciekawe kiedy ostatnio...*]
Kobieta stojąca przy biurku [była pozbawiona orzeczenia]. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem. Wzrokiem wskazała, żebym usiadła. Dumnie podeszłam do krzesła i z gracją Elżbiety II usiadłam [czyli jak? Artretycznie i z wyraźnym drżeniem?] [I z zadyszką, jak widać]. Szefowa wzięła do ręki parę kartek.
- Więc, Jasmine… Jak ci idzie z naszą nową podopieczną? – posłała mi wymuszony uśmiech.
- Bardzo dobrze. Chyba nareszcie pogodziła się z tą sytuacją. Dałam jej podręczniki i plan zajęć… [*parsk* Wyobraźcie sobie, kochani, podręcznik do wampirstwa. „Kłapanie kłami dla początkujących”, „Uwodzenie Pożywienia, Tom Pierwszy – Właściwa aplikacja brokatu”, „Wampiry w literaturze i dlaczego prawie wszystkie są lepsze od nas”...]
- „Chyba się z tym pogodziła”? Raczej „Nareszcie się z tym pogodziła”
- Wcale nie trwało to tak długo! Pamiętam przypadki kiedy…
- Tak. Trzy lata zajęło jej dźganie się nożem, żeby wreszcie zrozumieć, że jest nieśmiertelna [Nie, trzy lata trwa okres nowonarodzenia. Mary Sue Numer 1 przeszła do dźgania albo po piętnastu minutach, albo po dwóch latach, zależy, które fragmenty poprzedniego rozdziału uznać za wiążące].
Posłałam jej piorunujące spojrzenie. Ona uśmiechnęła się z wyższością. Tym razem podeszła do okna. Przez chwilę panowała cisza.
- Otóż wezwałam cię tu…
- By zniszczyć mi ten piękny poranek. – mruknęłam [...udowadniając, że dojrzałość to stan umysłu nie związany z długością życia. Odznaczę to sobie na swojej liście rzeczy, które muszą pojawić się w opku żeby wywołać u mnie migrenę...].
Kobieta odwróciła się powoli na pięcie. Spojrzała się na mnie tak, że przysięgam, gdym żyła to teraz leżałbym u jej stóp martwa [Czyli „Gdybym żyła to bym nie żyła”. Ach, te paradoksy...] [Achilles nigdy nie prześcignie żółwia, ale zna świetny przepis na zupę żółwiową]. Jednak zważając na okoliczności, po prostu uśmiechnęłam się niewinnie.
- Masz się nią opiekować, to twoja podopieczna. Pokaż jej cały ośrodek i pilnuj by nie wpakowała się w kłopoty. Choć znając życie już coś narozrabiała [jak? Zaczęła pokazywać wszystkim napotkanym osobom, jakie tępe scyzoryki teraz produkują?]. Za bardzo przypomina mi ciebie. Wątpię w to, że teraz siedzi w pokoju i czyta podręczniki. [„I żeby ci to powiedzieć wezwałam cię do swojego gabinetu, gdzie nie możesz jej pilnować”- GENIUS!!!]
Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniały mi się czasy kiedy sama byłam nowonarodzoną. Te wszystkie numery, które wycinałam innym [Rozumiem, że okres bycia młodym wampirem automatycznie sprowadza cie do poziomu niesfornego gimbusa? No fajnie, bycie wampirem ma coraz więcej plusów...].
- My zajmiemy się jej rodzicami. – mówiąc to znowu odwróciła się do okna.
- Jak to się zajmiecie?! Przecież ona dla nic nie żyje! Została zamordowana! Już nie pamiętasz?! Sam wymyśliłaś tą historyjkę. – wstałam i podeszłam do niej.
- Niestety okoliczności zmuszają nas by ich… usunąć [„wiesz czemu? Bo dzisiaj jest wtorek. A to jest mój dzień na bycie dwa razy bardziej nieznośną suczą niż zwykle. Nawet nie wiem, gdzie mieszkają. Jeśli ich nie znajdę, każę komuś zabić nowo narodzonego kotka. Kredkami bambino. Muhahahaha, ależ jestem suczniastyczna i jednowymiarowa, oj tak!”].
Kobieta odwróciła się w moją stronę. Widziałam w jej oczach śmierć, chęć mordu. Nie mogłam jej pozwolić zabić rodziców Alice! Ona nigdy by mi tego nie wybaczyła [Co mnie obchodzi gdyyyyż...?!]! To, że ja nie mogłam ocalić swoich bliskich, to nie znaczy, że nie mogę pomóc im.
Stałyśmy naprzeciwko siebie. Patrzyłyśmy się sobie prosto w oczy. Czułam od niej bijącą nienawiść do mnie [„która tu jestem i uprawiam potłuczoną narrację”]. Wiedziałam dokładnie skąd biorą się jej uczucia względem mnie. Parę lat temu pokrzyżowałam jej plany zdobycia władzy. Nie obeszło się bez ofiar… Tak czy siak, stałyśmy tam dobrych kilka minut [To musiała być naprawę błyskawiczna wojna o władzę...] [Stały i się na siebie gapiły, a dookoła mężczyźni popełniali zbiorowe seppuku żeby tragizmowi stało się zadość]. Nie mogłam znieść jej wzroku. Czułam rosnącą we mnie złość. Ścisnęłam ręce w pięść. Szykowałam się do ataku [Ale rozumiem, że nadal mówimy o cywilizowanych istotach które zbudowały społeczeństwo? No, ciekawe...]. Kobieta chyba wyczuła moje zamiary bo w jej oczach zauważyłam promyczek radości. Natychmiast rozluźniłam wszystkie mięśnie [Muszę powstrzymać się od dowcipów skatologicznych, muszę, muszę...]. Nie mogłam dać jej tej satysfakcji i tak po prostu zaatakować! Odeszłam od niej kilka kroków [Zaatakuję ją z rozbiegu!].
- Jakie są te okoliczności? – zapytałam [stojąc na korytarzu i] wbijając wzrok w podłogę.
- Cały czas wierzą, że żyje i jej szukają. – odpowiedział odchodząc od okna widocznie zawiedziona [Też bym była zawiedziona gdybym tak spontanicznie co chwila zmieniała płeć...] [No to kiepsko wam wyszło podkładanie dowodów. Co zrobiliście, wysłaliście stypendystkę? „Ona jest totalnie martwa proszę państwa i nie ma sensu jest szukać, słowo. Przy okazji, będą państwo jeść tego kota?”].
- Uświadomię im, że to nieprawda.
- Masz rację. Uświadomisz.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie przypuszczałam, że tak łatwo się zgodzi. Ona usiadła z swoim biurkiem i podała mi kartkę.
- Uświadomisz ale nie w taki sposób, jak byś chciała. Masz tutaj adres jej rodziny. Pojedziesz tam i ich… usuniesz. [„Kropniesz. Inhumujesz! Puścisz wolno! Skrócisz termin ich ważności! Umieścisz w koszu, klikniesz prawym przyciskiem myszy, a potem opróżnisz ten kosz! Ahahaha, metafory na zabijanie ludzi są takie fajne!”] [Co pozwala wam myśleć, że zamaskowanie zniknięcia całej rodziny pójdzie wam lepiej niż zamaskowanie zniknięcia jednej nastolatki?]
- Nie mogę!! Nie zrobię tego!! – zaczęłam wrzeszczeć.
- Takie są procedury. – powiedziawszy to z pomocą wampirze :mocy” [to znaczy, jak? Nałożyła sobie jakiś filtr w edytorze dźwięków?] podbiegła do szafki i wyjęła z niej książkę. – Zasada mówi: „Jeśli rodzina swoimi działaniami, naraża nasze społeczeństwo na ujawnienie musi zostać usunięta.” [Ale w jaki sposób konkretnie oni zagrażają społeczności wampirów?]
- Czym oni się tak narazili?!
- Cały czas szukają jej. Trzy lata temu, zaraz po jej przemianie, zaaranżowaliśmy jej samobójstwo. Jednak ta mądra rodzina zrobiła sekcję zwłok i wyszło na jaw, że to nie ona [Mądra czy niemądra- kto w Polsce zgodził się na sekcję zwłok załamanej nastolatki?]. Oni cały czas jej szukają i są blisko znalezienia naszej kryjówki. [A nie mogliście zorganizować czegoś mniej... identyfikowalnego? Pożaru, albo zmiażdżenia przez szesnastokołowca? Albo sfałszować wyniki sekcji? Oj, kiepscy w tym jesteście, kiepściuchni...]
- Nie zrobię tego!
- Zrobisz. Wczoraj odbyło się zebranie, na którym zapadła decyzja, że trzeba się ich pozbyć. Doszłam do wniosku, że najlepiej by było , żeby opiekun się im zajął [CZYM się im zajął?] [Dziećmi na przykład...]. Reszta mnie poparła. – powiedziała z uśmiechem.
- Edward by się na to nie zgodził!
- Masz rację ale, jak wiesz jest demokracja [wiesz, w społeczeństwie większym niż dziesięć osób demokracja działa trochę inaczej!]. Większość mnie poparła. – podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu – Doszli do wniosku, że dobrze ci to zrobi.
Odwróciłam się szybko i złapałam ją za rękę. Znowu uśmiechnęła się.
- A co jeśli tego nie zrobię? – powiedziałam przez zęby
- Ja to zrobię. Zrobię to tak by umierali przez co najmniej parę dni, na jej oczach… [Faaaajnie. Ale mam lepszy pomysł! Niech ona sama to zrobi! Powiedzcie jej, że w ten sposób zostanie Bździochojadkiem, nową wariacją wampira, która żywi się tylko dźwiękiem dzwonów i tytułami piosenek! Nic złego nie wyjdzie z tego planu, o nie!]
Patrzyłam na nią zszokowanym wzrokiem. Nie wiedziałam, że nawet w wampirach może być tyle zła.
- Morderca... – szepnęłam gdy znowu zaczęła kierować się wstanę biurka [No to wstań...]
Kobieta usłyszała to. Szybko podbiegła w moją stronę i złapała mnie za ramiona.
- NIE JA TU JESTEM MORDERCĄ! – krzyczała z całych sił – TO NIE JA ZABIŁAM MOJEGO UKOCHANEGO! [A-haaa. Koniec-końców zawsze wszystko rozbija się o jajniki... Dlaczego aŁtorki potrafią być tak mizoginistyczne?]
- Ty go wcale nie kochałaś! [Maaaaaaamo! Ona mi nie chce pożyczyć, a wcale się nim nie bawiiiii!]
- KOCHAŁAM!
- Skoro tak, to czemu żyjesz? [Rany, co to za nieśmiertelność, jeśli na każdym kroku można znaleźć przyczynę śmierci]
Rozluźniła lekko uścisk. Odeszła parę centymetrów ode mnie. Brała głębokie wdechy i wolno wypuszczała powietrze. Nigdy nie widziałam, żeby była aż tak wściekła. Nagle złapała mnie za szyję unosząc ponad ziemię.
- Jutro masz mi powiedzieć czy podejmujesz się tego zadania, Jasne?! [I znów: nie, żeby to był rozkaz przełożonych czy coś...] Jeśli tak to pojutrze wyjeżdżasz do Polski i robisz to co musisz! Przez ten okres Alice zajmie się ktoś inny. – mówiąc ostatnie zdanie puściła mnie. - Dowiedzenia. [Paradoksalnie ma to sens: w końcu przy najbliższym spotkaniu jedna z nich ma się czegoś dowiedzieć...]
Odwróciła się i ruszyłam w stronę wyjścia. Ona spokojnie usiadła za biurkiem.
- Jasmine! – krzyknęła gdy stałam już w drzwiach – Zastanawiając się nad tym rozważ moje słowa, słowa Esme Cullen. [„Bo tak się nazywam. Cullen. Esme. Przez 'es'. Zapamiętasz? Czekaj, mam tu gdzieś wizytówkę...”]
Wampiry – bracia, nie potwory”
„Wampiryzm w życiu codziennym”
„Jak pić krew i nie zwariować – poradnik dla nowonarodzonych”
„Likantrop – przyjaciel czy wróg?”
Okeeeej…? [Pfff. Moje były lepsze]
Coraz mniej to wszystko ogarniałam. Po rozmowie z Jasmine nie wiedziałam już niczego. Kim jestem? Człowiekiem? Wampirem? I do tego nie wolno mi się zakochać? Co to za cholerna polityka „prorodzinna”?! [antyrodzinna, jeśli już. Poza tym, strasznie mi to wszystko zalatuje Zakonem Jedi z Nowej Trylogii. A to źle. Bardzo]
Rozejrzałam się po pokoju. Granatowe ściany, proste, czarne łóżko, biurko, stolik i trzy krzesła z ciemnego drewna [Po co w pokoju w akademiku aż trzy krzesła na jednego studenta?] [Żeby w razie czego ułatwić robotę ewentualnym łowcom wampirów, którzy się tam dostaną? Niech nikt nie mówi, że brytyjskie wampiry nie mają sportowego ducha!] [A może na wypadek odwiedzin rodziców? Jeden dla wampiraska i dwa dla mamusi i tatusia... oh, wait!]. W rogu stała wielka szafa od podłogi do sufitu. Podeszłam do okna zasłoniętego czarnymi roletami. Podniosłam je i zmrużyłam oczy pod wpływem światła. Naraz przypomniało mi się jak mama budziła mnie rano, odsłaniając żaluzje w moim oknie. Tak samo jak teraz mrużyłam powieki. Nieoczekiwanie zalała mnie fala wspomnień [Czyliii... za każdym razem jak mruży oczy przypomina jej się matka? To musi być uciążliwe...].
Zapach bzu w naszym ogrodzie, dotyk chłodnej trawy pod moimi stopami, śmiech mojej siostry, gdy budziłam ją łaskotkami [Sielanka. Nigdy się nie kłóciły, nigdy żadna drugiej nie ciągnęła za włosy, wrzeszcząc w niebogłosy, nigdy nie próbowały sobie po przytrzaskiwać łbów drzwiami i nie dostały zapalenia płuc od tej trawy. Nigdy.]. Na moje usta mimowolnie wkradł się uśmiech. Ale zaraz przypomniałam sobie dzisiejszy poranek.
Żadnej trawy, żadnego bzu, żadnego śmiechu. Tylko bolesna, brutalna rzeczywistość. I świadomość, że to wszystko mi nagle odebrano [dwa lata ciężko uznać za „nagle”. Ale nie przeszkadzaj sobie].
Ogarnęła mnie wściekłość.
Nikt nie będzie mi odbierał rodziny [Trochę późno się ocknęłaś].
Okruchy szyby zachrzęściły pod moimi stopami.
Nikt nie zabierze mi życia. [Nie można zabrać, czego już nie ma...]
Pióra z rozerwanej poduszki osiadły na moich włosach.
Nikt nie zmusi mnie do picia krwi [No, właśnie cały myk jest w tym, że masz NIE PIĆ krwi. Jak uczy poprzedni rozdział „Złotożercy żywią się krwią zwierząt lub zwykłym jedzeniem”] [Hehehe... „uczy”! Hohoho!].
Nogi krzeseł fruwały po całym pokoju.
Nikt nigdy nie zakaże mi się zakochać [Ten zakaz już istnieje, więc musztarda po pozłacanym obiedzie, tak jakby].
Wielka szafa uderzyła z hukiem o podłogę, wzbijając w powietrze wszystko co na niej osiadło.
Pióra, okruchy szkła, drzazgi i wióry.
NIKT! [Fajnie. No to, według dziwacznych zasad rządzących twoim uniwersum, masz przewidywalną długość życia jak kostka lodu w piekarniku. Stojącym na pustyni. Wysypanej na samym dnie Piekła. Baw się dobrze!]

Podeszłam do drzwi pokoju Alice. Cały czas miałam w głowie to co przed sekundą powiedziała mi Esme. Chciałam zapukać ale zawahałam się. Nagle usłyszałam huk. Wywarzyłam drzwi i moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Alice stała na środku pokoju. Dookoła niej fruwały resztki tego co kiedyś było jej sypialnią. Szefowa miała rację, zupełnie, jak ja… [Przy okazji: zauważcie, że nawet w świetle ostatnich wydarzeń Jasmine i tak w myślach nazywa Esme „szefową”. Nie „tą starą !@#$%$#@”, nawet nie po imieniu. Szacuneczek w domu i zagrodzie...]
- Możesz mi to wyjaśnić? – zapytałam – Właśnie złamałaś zasadę numer 3: „Nie wolno niszczyć mienia należącego do ośrodka”. [Wyjaśnienie: złamała ją] [I to jest w tym momencie największym problemem?]
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła się na mnie z furią w oczach. Szybko złapałam ją za ręce i usadziła na resztkach łóżka.
- A teraz zasadę numer 4: „ Nie wolno atakować opiekuna”. [I znów: Jasmine jest taka, kurczę, opiekuńcza ale kiedy dziewczyna szaleje i rozwala co się da - nie widzi problemu tylko złamane podpunkty]
- Ja nie chcę! Ja chcę do Polski! – powiedziała zrozpaczonym głosem [Po co, na Belzebuba? Dyskusja polityczna na poziomie powyżej piaskownicy wprawia cię w zbyt duże zakłopotanie? Czujesz się niezręcznie w pobliżu fanów Beatlesów? Masz niegrzeczne myśli względem królowej?]
Usiadłam obok niej. Wampirzyca schowała twarz w rękach [na czarną godzinę, musiała mieć łapy jak Hagrid] i zaczęła cichutko szlochać. Zobaczyła, że pod czymś co kiedyś było szafą leżały podręczniki. Westchnęłam. Leciutko zerknęłam w jej stronę. Żal mi się jej zrobiło. Nieśmiało przytuliłam ją.
- Ja chcę do mamy, do taty, do siostry! Tęsknię za nimi! – mówiła przez łzy [Kolejna ciekawostka: ona ma, lekko licząc, 20 lat]
- Oni nie żyją… - wypaliłam [Genialne! Nic złego nie może z tego wyjść!]
Dziewczyna spojrzała na mnie mokrymi oczami i wybuchła jeszcze większym płaczem. Wstał i pobiegła w kąt pokoju. Skuliła się i usiadł na podłodze, znowu kryjąc twarz w dłoniach.
Siedziałam z nią tak w pokoju przez tydzień [przez cały tydzień- jedna w jednym rogu, druga w drugim i toniemy we łzach poklepywane teleskopowym ramieniem wampira] [jak to dobrze, że na nieumarłym tyłku nie tworzą się odleżyny...] [Jak to dobrze (nie, żeby był to najważniejszy problem), że Esme zgodziła się czekać tyle na decyzję! Czy może nasza mistrzyni dyskrecji rozmawiała z nią w międzyczasie przez telefon i podczas tej rozmowy omawiały szczegóły śmiercionośnej eskapady?]. Sama rozmyślałam nad swoim życiem, nad jej, nad moją „misją”.
- Jak zginęli?- odezwała się w końcu [Wiecie co? Ona WIE, że jest teraz częścią organizacji, która kłamie odnośnie śmierci- ostatecznie robią to z nią samą, opowiadając, że jest martwa podczas, kiedy ma się kwitnąco. Sądzę, że w świetle tej wiedzy sprawdziłabym najpierw fakt śmierci rodziców a dopiero potem wzięła się za opłakiwanie ich].
Zamyśliłam się. Przecież nie mogę jej powiedzieć, że zostaną zamordowani przez wampirzycę, która dostała taki rozkaz od Rady Wampirów.
- Zginęli… w wypadku samochodowym. Tir w nich wjechał. – powiedziałam patrząc się na nią niepewnie. [„W całą twoją najbliższą rodzinę. A wszystkie ciotki i wujkowie weszli w pakt samobójczy z daleką rodziną Batmana. A twoi kuzyni zginęli na wojnie... któreś tam. Chyba w Burkina Faso. Wierzysz mi, prawda?”]
Ona wstała i usiadła koła mnie. Przez chwilę nic nie mówiła.
- Dlaczego? – zapytała nagle – Dlaczego i oni musieli zginąć? Dlaczego nie mogli zostać wampirami?
- Każdy z nas urodził się w jakimś celu. Ich był taki, a widocznie twój był inny skoro jeszcze żyjesz, teoretycznie… [Tak. Oni urodzili się, żeby umrzeć bez sensu. Ty urodziłaś się, że zyskać zajebistą nieśmiertelność w imieniu Księżyca, czy coś takiego. Sprawiedliwość!]
- Co teraz ze mną będzie? – spojrzała na mnie błagalnie.
- Zostaniesz tutaj. Wyszkolą cię na wampira. Będziesz wiodła normalne życie, tylko czasami będziesz musiała walczyć z krwiożercami. [Walka z tymi złymi leży w kompetencji każdego wampira? Czemu? Nie ma osób, które mają jakieś predyspozycje do walki, albo chociażby takich, które chcą to robić? Trzeba wysyłać wszystkich – każdą przemienioną staruszkę, smarkulę, wszystkie zwampirzone dzieci? Niewidomych, kalekich też? Jaki to ma sens?] Oczywiście miłość…
- Tak, tak, wiem. Jest zakazana. Słyszę to odkąd tu jestem
Uśmiechnęłam się. Wstałam i otrzepałam spódnicę z resztek pyłu.
- Posprzątaj tutaj. – powiedziałam spokojnie – Zajęcia zaczynają się jutro o ósmej [Na pewno zdążysz do tego czasu odbudować łózko, wygrzebać z gruzów książki... Nie zapomnij kupić kociołka!]. Masz być w sali 110. Tam ci wszystko powiedzą. Ja pojutrze wyjeżdżam na trochę.
- Na długo?
- Nie wiem. Dostaniesz na ten czas nowego opiekuna.
- Gdzie jedziesz?
Zawahałam się.
- Do Polski [Czemu to powiedziała? Serio, zaczęła rozmowę od wielkiego kłamstwa o śmierci całej jej rodziny, nie mogła powiedzieć, że jedzie do Nikaragui, albo na Marsa? Ktoś tu ma naprawdę porąbany system odróżniania dobra od zła!].
- Czy mogłabyś… postawić świeczkę…. [Pamiętaj tylko, żeby zabrać ogarek. Dla Esme]
- Tak.
- Będę do ciebie pisać. – powiedziała z uśmiechem, który odwzajemniłam [„Postaram się utrzymywać jak najcieplejsze stosunki z osobą, z którą jak dotąd mam same złe doświadczenia...”] [Powiedziała Anastasia Steele]
Wyszłam z pokoju. Dziewczyna wyjrzała za mną.
- Do zobaczenia wkrótce! – krzyknęła machając mi ręką.
- Do zobaczenia! – odmachałam – Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. – dodałam niemalże szeptem… [Czego Alice NA PEWNO nie usłyszała bo właśnie miała napad głuchoty i debilizmu]

* Komentarz ten był sponsorowany przez stowarzyszenie „Stare panny sp. z.o.o”

5 komentarzy:

  1. Hej, znowu ja :) Zapomniałam chyba dodać ostatnio, że ubawiłam się nieźle podczas czytania Waszej analizy, to samo muszę powiedzieć teraz. Oczywiście znów mam nadzieję, że porzucicie to jakże zabawne zajęcie i całe zagadnienie pt. Wampiry, boysbandy i piłka nożna. Niemniej jednak, chyba już wpadłam na to, dlaczego to "dogryzanie" bohaterkom tak nas boli. Nieświadomie i zupełnie niekontrolowanie utożsamiamy się z nimi, więc uwagi i obelgi skierowane do nich, przyjmujemy jakby na własne konto. Ale to tak na marginesie - jeśli byłam lub będę w przyszłości niemiła - znacie jedną z głównych przyczyn. Z tą "prorodzinnością" chodziło oczywiście o sarkazm, więc uwaga znajdującą się potem wydaje mi się niepotrzebna.
    No i końcowa "głuchota i debilizm" Alice - nie bardzo rozumiem, o co Ci w tej chwili chodzi, Ithil. Jasmine szepnęła coś sobie pod nosem, wychodząc, oddalając się od Alice - to chyba całkiem możliwe, że ta druga nie usłyszała słów pierwszej. Dobra, nie będę robić analizy analizy, bo sensu w tym brak. Dzięki za Waszą pracę, bo na pewno takową włożyliście w powyższe "dzieło". Ponawiam prośbę o zaprzestanie analizy naszego bloga - czym zapewne tylko Was podsycam i zachęcam do dalszych działań (negocjatorem nie będę, mówi się trudno). Serce mi krwawi, ale "zew nauki zabrzmiał w mych uszach" - egzaminy za niecałe dwa tygodnie (jak bardzo głupie będzie, jeśli poproszę Was o trzymanie kciuków?).
    Pozdrawiam,
    Rooksha

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, fajnie, że wciąż się odzywasz!
    Cieszę się, że nasze analizy mimo wszystko cię bawią. A jeśli przy okazji wyniesiesz z nich jakąś naukę- a wszystko wskazuje na to, że wynosisz- to jest to szczyt naszych marzeń ^^
    Jeśli chodzi o identyfikowanie się z bohaterami: mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona, ale to dla nas żadna nowość. Kurczę, chyba każdy, kto próbował swoich sił z pisaniem stworzył w taki lub inny sposób totalnego przekoksa, który pruje przez życie i wszystko mu się udaje, wszyscy go kochają (ze szczególnym uwzględnieniem prywatnych idoli aŁtora) ponieważ jest ulubioną postacią TFUrcy który kształtuje rzeczywistość literacką tak, by jak najbardziej uwydatnić „wspaniałość” swojego bohatera. Przejrzyj sobie inne analizy- nasze lub niekoniecznie- a w 9 na 10 przypadkach zobaczysz takie samo zjawisko. I w gruncie rzeczy nie ma w tym nic złego- wymyślamy jakieś tam niskie bzdurki być może lecząc w ten sposób część swoich kompleksów (bo naturalne jest, że np. dziewczyna, która w realnym życiu jest brzydką grubaską stworzy MarySue, która powala wszystkich swą urodą i kocha się w niej każdy, kto ją zobaczy), marzenia są ok. Ale- Johnny od kilku dni pisze o tym bardzo mądry artykuł który, mam nadzieję, ujrzy światło dzienne- prawdziwy autor, taki chcący pisać ciekawe historie, musi się nauczyć stawiać przed swoim bohaterem wyzwania. Johnny mówi na to „musi się nauczyć nienawidzić swojego bohatera” ale dla mnie to zbyt mocne określenie. Fakt faktem, że miłość aŁtorów jest po prostu toksyczna, bohater, który w założeniu miał być ucieleśnieniem wszelkich cnót i najlepszą postacią w uniwersum w praktyce jest nudny, płaski, a zazwyczaj przez czytelników odbierany jako irytujący, impertynencki gnój. Żeby nie było watpliwości: mówię to o opkach w ogólności, a nie punktowo o waszych postaciach choć chyba sama zauważysz pewne zgadzające się punkty: miłość waszych prywatnych mistrzów do waszych MarySue, moce wampirze, które tak naprawdę istnieją dla samego lansu, bo bohater i tak zaraz dostaje „dar człowieczeństwa” który sprawia, że wampiryzm nie ma żadnych konsekwencji...
    Osobna sprawa interpunkcja, literówki i tego typu sprawy. Nie każdy musi mieć talent pisarski ale nie poprawiania błędów tego typu nic nie usprawiedliwia.
    Jak widzisz niechcący trafiłaś na mój „punkt gadanego” xD W dużym skrócie: atakując bohaterki nie atakujemy aŁtorek. Naucz się oddzielać siebie od swojego dzieła bo w przeciwnym razie każda krytyka będzie cię bolała a przy okazji nigdy się nie rozwiniesz jako autor.
    Co do głuchoty i debilizmu: nie wiem, może to ja mieszkam w jakiejś okropnie ciasnej klitce ale nawet przeprowadziliśmy z Johnnym eksperyment i kiedy on szeptał coś stojąc w drzwiach mojego pokoju słyszałam to- chociaż, że coś tam mruczy pod nosem. On mnie też słyszał, nawet, kiedy stałam do niego plecami. Zdziwiło mnie więc to, że Alice nie tylko nie usłyszała szeptu, ale nawet nie zobaczyła ruchu warg- przecież chwilę wcześniej się żegnały, Jasmine wciąż jeszcze macha albo skończyła przed sekundą! A tak swoja drogą: jak często mówisz sama do siebie na głos? Takie rzeczy załatwia się w myślach!
    Czuje się prawie urażona, że masz nas za jakieś drapieżniki, które atakują najsłabszą ofiarę. Nie podnieca mnie to, że prosisz, żebyśmy przestali! I nie przestajemy nie dlatego, że jesteśmy wredni i chcemy wam zrobić na złość tylko dlatego, że jeśli uwierzysz, że Alice i Jasmin to fikcyjne postacie, w żaden sposób nie połączone z Tobą i Wariatką i zaczniecie spokojnie przyjmować krytykę możecie zacząć pisać wartościowe rzeczy- czy to nie byłoby fajne? Poza tym- nie ukrywam, że szkoda mi naszej pracy, jest już prawie skończona.
    Tak swoja drogą, to urocza jesteś >.< To nie ironia ani sarkazm. Na pewno będziemy trzymać za ciebie kciuki a ty odpuść sobie analizy na jakiś czas- obiecuję, że jak wrócisz, wciąż tu będziemy ;) Z czego ten egzamin?

    Pozdrawiam,
    Ithil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka!
      Kolejna analiza i kłamać nie będę, bo podobała mi się. Muszę przyznać, że coraz bardziej was lubię. Szczególnie czytając wasze odpowiedzi na nasze komentarze.Naprawdę udowadniacie mi, że zależy wam, żebyśmy poprawiały swoje błędy.
      Chciałabym zaznaczyć jeszcze jedną rzecz. Jak już wcześniej pisałam, nasze opowiadanie nie jest standardowe. Wiem, że teraz może wam się tak wydawać, jednak obiecuję, że tak nie będzie. Myślę, że mogłybyśmy was naprawdę zaskoczyć;D To, że opisujemy naszych bohaterów tak, to nie znaczy, że do samego końca tacy będą. To był chyba powód, przez który zabolała mnie ta analiza. Nie chciałam żebyście oceniali tego bloga, jak nie jest jeszcze skończony.
      Johnny rozumiem twoją nienawiść do zakładek:) Nie podobał nam się pomysł ze wstawieniem zasad, jednak tego chcieli nasi czytelnicy. My chciałyśmy ujawniania tego wszystkiego powolutku. Niestety nie wyszło. Nie wiem. Może zrobiłyśmy to "pod publikę"?
      Nie będę wam już więcej prosić, żebyście zaprzestali analizy naszego bloga. Zaczęło mi się to nawet podobać (po przeczytaniu wszystkiego na spokojnie jeszcze raz). Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego jakieś wnioski.
      Pozdrawiam
      Wariatka
      Ps. Egzaminy mamy w przyszłym tygodniu. Niby nic wielkiego, bo to tylko gimnazjalne, jednak biorąc pod uwagę, jakie sobie postawiłyśmy wymagania... Lepiej wezmę się do nauki:)

      Usuń
    2. Egzamin gimnazjalny - i choć jest mi to mocno nie na rękę, to bardzo dużo od niego zależy. Ale ja nie o tym. Jestem urocza? Gdybyś mnie poznała, z pewnością zmieniłabyś zdanie ;D Nie wiem w sumie jak z tym szeptaniem na odległość, nie sprawdzałam - kłócić się nie zamierzam. Co do bohaterów to może masz rację - im bardziej się od nich "odepniemy", tym bardziej obiektywnie i krytycznie podejdziemy do całej sprawy :) Muszę przyznać, że choć na początku podchodziłam do całej tej analizy sceptycznie i niechętnie, to jednak w pewnym sensie trochę mi to dało. Wolałabym usłyszeć krytykę w bardziej prywatny sposób, ale niech Wam będzie. Ach no i słowo wyjaśnienia - nie uważam Was za drapieżniki. Po prostu bycie złośliwym i irytującym wychodzi mi najlepiej, więc i Was nie ominął pokaz tych szlachetnych "umiejętności" :) Kurde, nie mogę przeboleć, że nazwałaś mnie "uroczą" - Wariatka nie da mi teraz spokoju ;D Dzięki jeszcze raz i (nie dacie nam odpocząć, co? ^^) do następnej analizy,
      R.

      Usuń
    3. Wiem co czujesz, bo mam siostrę (cioteczną), która też teraz będzie podchodziła do testu gimnazjalnego więc widzę, jak ona się denerwuje. Na pewno będę za was trzymała kciuki a ze swej strony mogę zasugerować, żebyście pamiętały o przecinkach bo w tekście ale i w waszych komentarzach znalazłam kilka przecinków nie-wiadomo-skąd-i-po-co. Pewnie to przez nieuwagę, niemniej warto o nich pamiętać :)
      Masz rację, przeholowałam z tą uroczą! Johnny cały czas mówi, że jestem "słodka" a ja mam wtedy ochotę przegryźć mu gardło więc nie powinnam rzucać podobnymi rzeczami w ciebie ("Nie rób drugiemu" i tak dalej). Ale jakoś tak ujęłaś mnie tą prośbą o trzymanie kciuków, że nie mogłam się powstrzymać! Tak czy siak przepraszam za ten niekontrolowany wybuch czułości. Wariatko- odwołaj bilbordy! :)
      W pełni zgadzam się z twoimi wnioskami co do krytycznego podejścia do własnej twórczości i cieszę się, że jednak nie uważasz nas za drapieżniki a nasza praca trochę ci się podoba. Liczę, że dalej będzie lepiej i że będziesz nas odwiedzała także kiedy już skończymy z "Wampirami, boysbandami i piłka nożną"
      A teraz śmigaj do nauki!

      Usuń