wtorek, 9 kwietnia 2013

26.1 Wampiry, boysbandy i piłka nożna, czyli Wróciliśmy!

Cześć, moi kochani!
Dzięki tym, którzy wciąż tu zaglądają i cały czas mieli Ministerstw Głupich Tekstów we wdzięcznej pamięci!
Czy jesteście zaskoczeni widząc kolejny post na Ministerstwie? Wierzcie lub nie, ale my trochę też ^^
Zrobiliśmy sobie przerwę na jakiś czas ze względu na moją sesję, chorobę, ogólnie bardziej napięty okres w życiu a potem ta przerwa się przedłużała i przedłużała... Aż stanęliśmy przed faktem, że Ministerstwo zdechło. Co wzbudziło nasz bunt (słuszny czy nie- to się okaże) i decyzję o powrocie do gry. Wciąż jeszcze żyjemy!
Żyjemy, ale wprowadzamy też kilka zmian. Analizowanie codziennie było fajnym eksperymentem i lubiliśmy to, ale w którymś momencie zaczęliśmy się bardziej martwić o termin publikacji niż o jakość analizy. A nie o to przecież w tym wszystkim chodzi. Dlatego dziś wracamy i zamieszczamy analizę, następne postaramy się wstawiać regularnie ale uczciwie przyznajemy, że póki co nie jesteśmy PLUSem ani NAKWą i, mówiąc brutalnie, mamy życie i nie zawsze możemy regularnie analizować (a czasem zwyczajnie nie możemy znaleźć nic dostatecznie głupiego. Ciekawe czy źle szukamy czy świat idzie ku dobremu). Żeby nie było nieporozumień przy wstępie do analizy każdej nowej historii będziemy określali częstotliwość pojawiania się jego analiz- opko, które man dziś przedstawiamy analizowane będzie na przykład we wtorki i czwartki.
Do zobaczenia pojutrze!

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
No, to wróciliśmy.
I cóż ach cóż ciocia Ithil i wujek Johnny mają dla swoich milusińskich? Czy to aby nie kolejne wampirze opko? Oczywiście, że tak! Przykro mi, najwyraźniej nie byliście zbyt grzeczni, kiedy nas nie było.
Mam nadzieję, że lubicie potłuczoną narrację, absurdalne cytaty i intrygujące rozwiązania biologiczne, bo jest ich tu mnogość. Spotkamy także dyskutujące lampy, obżerające się złotem wampiry, Viggo Mortensena i różne części jeleni. Jakie? To już w tekście.
Zapraszamy!

Zanalizowali: Ithil Johnny Zeitgeist

Prolog
"Był chwilą, którą warto było łapać" [Ciekawe za co łapie się facetów, którzy są jednocześnie chwilami...]

Patrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Leżał spokojnie. Wiedział, żę rana go zabija, jednak nie chciał mi tego pokazać [Tis but a scratch!]. Nie wiedziałam co robić! Dopóki nóż tkwił w jego sercu-żył [Zacznij od niewyciągania go...] [to musiał być bardzo ciekawie skonstruowany nóż].
- Kocham cię. – wyszeptał ochryple
- Nie, nie rób tego! Rozumiesz? Nie mów tego tak , jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć!
Uśmiechnął się delikatnie. Wiedziałam, że jeśli on umrze to ja pójdę w jego ślady [A ty świnko! Nie martwisz się o kolegę tylko o własny, nieumarły tyłek!]. Jednak nie oto się martwiłam. Całe moje wampirze życie poświęciłam na walkę-z krwiożercami i uczuciem [Sama jesteś krwiożercą, więc ta walka była z góry przegrana. A i ta druga, jak widać, nie poszła ci zbyt dobrze...]. Cały czas mi powtarzali-jak się zakochasz, to umrzesz i trafisz do piekła! Będziesz cierpieć wiecznie. [Nie, to tylko jak się ożenisz, hłe hłe hłe...]
Jeszcze raz spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione bólem. Resztkami sił podniósł rękę i pogładził mnie po mokrym od łez policzku. Stałam przed trudnym wyborem. Mogłam zamienić go w wampira. Wtedy przeżylibyśmy i on, i ja. Jednak skazałabym go na wieczne potępienie. Jeśli on by umarł na pewno poszedł by prosto do Nieba, ja wprost do szatana [Rozumiem, że nie rozważali Państwo ateizmu? Nie słyszeliście, że umarł Bóg, nie potrzebuje go nikt?] [Szatan mogłaby mieć na ten temat coś do powiedzenia, szkoda, że jej dziś nie ma... A skoro już przy ty jesteśmy: słuchajcie mnie, aŁtorki które piszą o wampirach, PRZESTAŃCIE ściągać ze „Zmierzchu” ten głupi i bezsensowny motyw samoudręczania się i „o boże, on jest taki cudowny/a a ja taka głupi/a, ciach ciach ciach”]. Zapatrzyłam się na wystającą część noża [to się nazywa „rękojeść”. Albo ktoś zrobił tutaj coś bardzo źle...].
- Nie pozwolę ci tego zrobić. Wtedy i ty umrzesz… - wyszeptał prawie niesłyszalnie
Życie u jego boku przez całą wieczność? O ile ktoś nas nie zbije… [Nie no, nie przesadzaj, za to mama cię na pewno nie zbije!] [Za to fani literatury mogą was porządnie pokiereszować...]
- Przepraszam… - wyszeptałam przez łzy
Wzięłam głęboki wdech. Byłam pewna tej decyzji…

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
No i mamy prolog za sobą. Przepraszamy, że taki krótki ale obiecujemy, że rozdział będzie już dłuższy. Bohaterów postaramy się dodać lada dzień. [Bo każdy wie, że najlepszym sposobem na poznanie bohaterów opowieści jest specjalna zakładka na blogu, a nie sama opowieść]

Rozdział pierwszy
„Tęsknię za chwilami, których nigdy nie przeżyłam…” [„Weronika dostała konwulsji i zaczęła wymiotować” - Paulo Coelho]

Dłuższą chwilę zajęło mi zlokalizowanie mięśni odpowiadających za otwieranie oczu [jeśli nie spędziłaś ostatniej nocy z pijanym Victorem von Frankensteinem, to pewnie są tam, gdzie je zostawiłaś]. W końcu dźwignęłam powieki i zaraz pozwoliłam im bezwładnie opaść [*próbuje opaść swoje powieki* Sorry, nic z tego. Do tego też używa się mięśni], porażona nieokreślonym blaskiem [Proszę, niech to nie będzie boski ryj niby-Edwarda, proszę, niech to nie będzie boski ryj niby-Edwarda, proszę, niech...].
Gdzie ja jestem?!
Próbując przypomnieć sobie, jak się tu znalazłam, natrafiłam na pustkę. Próbowałam ją ominąć, albo przebić, ale im bardziej napierałam na nią w moim umyśle tym mocniejsze pulsowanie skroni odczuwałam [To najbardziej poetycki opis kaca-giganta od czasu Pratchetta] [Rany, albo mój mózg jest wyjątkowo niemrawy albo ja jakaś upośledzona jestem. Jak można omijać coś albo przebijać we własnym umyśle? To nie Need For Speed ani GTA, to nawet nie jest poetycka metafora- to bełkot].

Patrzyłam na rudowłosą dziewczynę siedzącą w kącie pokoju. Była widocznie przerażona. Nie ruszyła się od momentu przebudzenia. Obejmowała rękami kolana. Jej jeszcze czerwone oczy panicznie rozglądały się po pomieszczeniu. Pokój, w którym się znajdowała, był salą przesłuchań [A po co wampirom coś takiego? Tak często biorą jeńców i muszą ich przesłuchiwać?]. Na środku stał niewielki stolik z dwoma krzesłami. Nad nim znajdowała się lampa, która moim skromnym zdaniem, dogorywała [mrugała w morsie „Dobij mnie. Dobij”] [Tak naprawdę tańczyła kankana w tęczowym tutu]. Ja stałam za weneckim lustrem, dzięki czemu nowonarodzona mnie nie widziała.
- To jej akta. – dobiegło zza moich pleców.
Młodo wyglądający mężczyzna podał mi niewielką teczkę. Przyjrzałam się jej.
-Nawet moja była większa… - mruknęłam
[Nie porównuj się z innymi, to niezdrowo. Zresztą, ważniejsze jak wykorzystujesz swoją... teczkę].
Chłopak posłał mi ciepły uśmiech.
- Powodzenia! – rzucił przez ramię wychodząc.
Ja stanęłam przy szybie i jeszcze raz przyjrzałam się dziewczynie. Westchnęłam i zaczęłam przeglądać jej papiery
[Czy ona przygotowuje się do rozmowy kwalifikacyjnej? „A zatem uważasz, że możesz zostać nieumarłym, morderczym krwiopijcą? A co taka osoba jak ty może dać naszej społeczności? Gdzie widzisz siebie za trzysta lat?”].

Siedziałam skulona i odliczałam sekundy.
…465, 466…
Obejmując rękami kolana dygotałam ze strachu.
…715, 716…
Starałam się wsłuchać w bicie własnego serca, ale nie mogłam go wychwycić.
…873, 874… [„875, 867... Kurczę! Jeszcze raz! 1, 2, 3...”] [15 minut. Niecałe nawet. Nie rozumiem, o co to całe sześć linijek]
Nagle kawałek czarnej ściany poruszył się i dopiero po chwili zorientowałam się, że to drzwi! [Woooooha! Szalona!] [Rany, nawet Goku za młodu był bardziej rozgarnięty, a trzeba mu było tłumaczyć, że dziewczynki są inaczej zbudowane...] Do pomieszczenia weszła, stukając obcasami, szczupła, elegancko ubrana kobieta. Nie przewidziałam tego, co stało się chwilę potem. Cofnęłam się kilka kroków w głąb pokoju, zgięłam kolana, napięłam mięśnie i… rzuciłam się jej do gardła [oczywiście! Podstawowy ludzki odruch, który nikogo nie dziwi i nikogo nie powinien wprawiać w zakłopotanie!] [Ekskjuzmi, czy to nie jest aby jej ciało? Wszczepili jej aliena czy co, że nagle ze zdumieniem obserwuje lewica, co czyni prawica?]. Jednak nawet nie musnęłam jej skóry. Złapała mnie za ramiona i odepchnęła z siłą, której bym się po niej nie spodziewała.
- Usiądź. - usłyszałam jej melodyjny głos
Zignorowałam prośbę. A raczej rozkaz. Sama rozsiadła się na krześle zakładając nogę na nogę. Rozłożyła jakieś papiery na stoliku, którego wcześniej nie dostrzegłam [bo to był taki stolik–ninja. Tak to już jest, kiedy dwie osoby piszą ten sam tekst, ale nie uznają za stosowne go redagować...]. Czytała je. Widziałam, jak poruszają się mięśnie jej szyi [Czytała, mozolnie literując, czy też kręciła głową jak bohaterowie kreskówek piszący na maszynie?].
Gdy tak siedziała, miałam okazję się jej przyjrzeć. Regularne rysy twarzy, jasna skóra, długie rzęsy, pełne wargi. Była piękna [przynajmniej składała się z czegoś więcej niż tylko oczu i włosów. Ale nadal nie ma nosa...]. Patrząc na jej szczupłe, zgrabne łydki, przypomniały mi się występy baletnic przy praskiej fontannie [kicia, widziałaś ty kiedy baletnicę z bliska? Mają łydy jak Pudzian. Przykro mi, ale te nogi muszą wytrzymać takie obciążenia, że byś się zdziwiła].
- A więc urodziłaś się w Polsce, masz jedną młodszą siostrę, a raczej miałaś [a co, siostrę też zaciukali?], lubisz koty i książki [z cytryną i sosem tabasco], pomagasz ludziom… kujonka [przepraszam, ja też mam młodszą siostrę, dwa koty i lubię książki. Pomagam ludziom. A pomimo to kujonką nie jestem. Co to za wnioskowanie?].- z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
Na te słowa z głębi mojego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Słysząc go, uśmiechnęła się.

[Uwaga, będzie wywód: Takie żonglowanie narracją pierwszoosobową jest bardzo, bardzo niewłaściwe. Przy tym typie narracji, bardzo ważnym elementem jest przekazywanie czytelnikowi emocji bohatera, jego przemyśleń i przeżyć. W tym tekście jest to niemożliwe – mamy dwie postacie o różnym poziomie wiedzy i doświadczenia – jedna jest przerażoną swoją sytuacją, druga raczej znudzona. Nie miałbym pretensji, gdyby aŁtoreczki wymieniały się rozdziałami – niestety, obie próbuj ą opisać tę samą scenę, przerzucając się narracją jak piłeczką. Kiepsko to ze sobą współgra, czytelnikowi wszystko się miesza, a analizator się irytuje. Koniec wywodu]

- Dobrze. – powiedziałam powstrzymując śmiech – Nazywasz się, a zresztą nieważne [cóż za piękne, staropolskie imię...]. Masz 18 lat, a raczej rok... [Że nie mówi dziewczynie jak się nazywa- niby logiczne (w końcu miała 18 lat, żeby zapamiętać). Ale dlaczego w związku z tym uznała za stosowne poinformować ją, ile ma lat?]
- Słucham? – spytała patrząc się na mnie, jak na idiotkę. [Oj, chyba słusznie, gdyż...]
- Wampiry liczą lata od momentu śmierci… [… co jest idiotyczne. Dlaczego niby, do dziesięciu tysięcy pijanych Lugosich, wampiry miałyby się w to bawić? Trzeba znaleźć schronienie, żarcie, unikać prawych wieśniaków z widłami, a nie zmieniać metryczkę!]
W tym momencie dziewczyna spojrzała na mnie zszokowana. Powoli zaczęła się ode mnie oddalać. W jej oczach widziałam przerażenie. Nagle z ogromną prędkością pobiegła w stronę ściany, gdzie wcześniej znajdowały się drzwi [teraz stał tam, pomalowany w zielone grochy, słonik-miniaturka]. Zaczęła szukać klamki [ku uciesze słonika].
- Nie wiem czego się boisz. – powiedziałam czytając dalej jej akta.
- Nie wiem kim ty jesteś albo czym ale masz się do mnie nie zbliżać! – powiedziała opierając się o ścianę.
Odwróciłam się. Rudowłosa patrzyła na mnie, jak na jakiegoś potwora. Może miała rację…
- Masz rację. Nie wiesz kim jestem! Nazywam się Jasmine Sophie Stewart [A ja nazywam się Jonathan Jahangir Zeitgeist, miło mi] [A ja... Ithil. Szlag!].
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco łagodniej. Westchnęłam.
- Posłuchaj… Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… Wiem, że możesz mnie wziąć za wariatkę ale… - próbowałam łagodnie – Jesteś wampirem [Cóż, mi też kiedyś wmawiali rożne śmieszne rzeczy, ale żeby aż tak? Dziewczyno, przystopuj z...] [Ithil, Ithil! Ciężarówka wioząca lody czekoladowe i szampana wywróciła się na Viggo Mortensena! Jest teraz cały słodki i figlarny!] […Zaraz wracam].
W tym momencie nowonarodzona wybuchła niepohamowanym śmiechem. Ja wstałam i wyprostowałam się.
- To żart! – rzuciła w moją stronę [Łups! Plask...]– Jestem w ukrytej kamerze?!
Ja stanęłam koło stołu. Wyjęłam spod teczki scyzoryk [Przyniosła go czy leżał na stole już wcześniej? Tak czy siak, też musiał być niezłym ninja, że tak go nie zauważyła...].
- Może mi powiesz, że ty też jesteś wampirem! – mówiła ciągle śmiejąc się.
Otworzyłam przyrząd [licznik Geigera to „przyrząd”. Scyzoryk to najwyżej narzędzie] tak, że nóż zalśnił w świetle lampy, gasząc uśmiech u dziewczyny. Znowu spojrzała na mnie przerażona. Ja złapałam narzędzie w prawą rękę i odsłoniłam lewy nadgarstek. Przyłożyłam ostrze do skóry. Czerwone oczy panicznie przyglądały się moim działaniom. Z całej siły pociągnęłam za rączkę. Usłyszałam wrzask.
- To… To… Niemożliwe!!! – rudowłosa krzyknęła patrząc na mój nadgarstek.
Nie było na nim śladu zadrapania [Brawo. Znalazłaś najbardziej tępy scyzoryk na powierzchni Ziemi. A co, przepraszam, chciałaś udowodnić?]. Rzuciłam scyzoryk w stronę dziewczyny.
- Spróbuj zrobić to samo. – powiedziałam [Wiecie, przypomina mi się dowcip o Supermanie...]
Złapałam za teczkę i spokojnie wyszłam z pokoju, zostawiają w nim znowu zwiniętą w kulkę dziewczynę [bardzo humanitarnie z twojej strony].

- Może najwyższy czas do niej pójść… - powiedział młody mężczyzna zza moich pleców
Westchnęłam. Cały [bliżej nieokreślony] czas przyglądałam się dziewczynie, która teraz siedziała [na pupci] na krzesełku przy stoliku. Odwróciłam się.
- Masz rację. Daj mi klucz do jej pokoju. – mówiąc to złapałam za jej teczkę.
Wyszłam z jednego pomieszczenia, by stanąć przed drzwiami to drugiego. Gdy weszłam do pokoju dziewczyna nawet nie zareagowała.
- Od kiedy? – zapytała [reagując] wpatrując się tępo w blat stołu.
- Rozumiem, że pogodziłaś się z faktem bycia wampirem. [Czemu? Równie dobrze mogła mieć na myśli „Od kiedy mnie więzicie”, albo „Od kiedy produkują takie tępe scyzoryki”...] – powiedziałam patrząc na stępiony już scyzoryk [Rany, kolejna z marmurową skórą?].
Usiadłam naprzeciwko dziewczyny. Lekko uniosła głowę. Zauważyłam, że jej do niedawna krwisto czerwone oczy, jakby lekko złapały [za nóżki] odcień złota [i robiły mu bardzo nieprzystoje rzeczy, próbując zmusić do zmienienia się w złoto].
- Więc moja droga… umarłaś. [„A czy to poważne, pani doktor?”]
- Kiedy?
- Dwa lata temu. [zaraz, chwila: wcześniej mówiła, że dziewczyna ma rok. Teraz, że została przemieniona dwa lata temu... Czy ona przez rok czochrała się tym scyzorykiem? Nic dziwnego, że stępiał...] [Tak swoją drogą, to ma dziewczyna refleks: po roku główkowania wygłówkowała, że się jednak NIE potnie]
Młoda wampirzyca spojrzała na mnie tak jakby miała się zaraz rozpłakać. Złapała się rękami za głowę i położyła ją na blacie. Zrobiło mi się jej strasznie żal [No co ty! Jaki wypas! Do cyrku ją sprzedajcie, nie każdy ma głowę przymocowaną na [osikowy...] kołeczek!]. Przypominała mi mnie. Wtedy…
- Najprawdopodobniej- zaczęłam – wracając z imprezy zostałaś zaatakowana przez krwiożercę [mógł to być też pomarańczowy muflon. Śledztwo trwa] [naszą poszlaką jest to, że znaleźliśmy cię całą pokrytą trotylem...]. Nie wiemy dokładnie czemu nie wypił z ciebie krwi tylko wpuścił jad [Miałabym kilka pomysłów...] [Wajcha mu się pomyliła]. Tak czy siak, znalazł cię nasz wywiad i natychmiast zostałaś skierowana tu.
- Co z moją rodziną?
- Dostali informację, że nie żyjesz ale podobno cały czas cię szukają.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami.
- Wampiry mogą płakać? – zapytała gdy zorientowała się przecierając oczy [„nie. To nie są łzy. Tak naprawdę, to nie są nawet oczy. To na czym siedzisz, to wcale nie krzesło, a mnie tu wcale nie ma”] [„Wybierasz niebieską czy czerwoną tabletkę?”]
Pokiwałam lekko głową. Zastanowiła się.
- Możesz mi opowiedzieć wszystko? – spytała [Nie rozumiem. Jeśli wampiry mogą płakać to po pierwsze- czemu w końcu nie zapłakała i po drugie- czemu w ogóle zapytała? A jeśli nie mogą- czemu kiwasz głową?]
- Wampiry dzielą się na krwiożerców i złotożerców [którzy żywią się tylko pseudoraperami obwieszonymi blingiem?] [Ja obstawiam, że żrą pierścionki babci. Przychodzi taki do ciebie i !@#$%$#@! znika cała biżuteria. Ciekawe, czy chorują po tombaku...]. Ty jesteś na razie nowonarodzoną.
- Nie rozumiem…
- Nowonarodzeni to takie nie do końca wampiry [Noworodki to tacy nie do końca ludzie, czyż nie?] [Wersje demo]. Okres ten trwa trzy lata [Lol, długo dość. Mój siostrzeniec ma dwa i pół roku, chodzi już do żłobka i nieźle mówi. I co, on jeszcze nie ludź? A ja już mogę?]. Przez ten czas musisz wybrać, czy chcesz być krwiożercą, czy złotożercą [A także określić swój Charakter i przydzielić Punkty Umiejętności. Potem wyślemy cię do jakieś puszczy i każemy uzbierać piętnaście jelenich moszn, tak dla zgrywy] [Mogę na nią nasłać orka +20 do siły? Mogę mogę mogę? *szczeniaka oczy mode on*].
- Czym…
- Się różnią? Otóż krwiożercy żywią się ludzką krwią, a złotożercy zwierzęcą lub zwykłym jedzeniem [ale wcześniej maczają je w złotej farbie, stąd nazwa. Innej możliwości nie widzę].
- To czemu taka dzika nazwa? –spytała. [Wyrwała nam się i uciekła z wrzaskiem. Nikt póki co nie może jej zwabić i oswoić]
- Po kolorze tęczówki.
Prychnęła [Słusznie. Gdyby nazwa pochodziła od koloru oczu, nazywaliby się „Złotoocy!”] [Przeczytałam „Złotopolscy”. Seriale oglądane przez moja babcię właśnie zyskały nowy wymiar...].
- Krwiożercy żyją po to, by uprzykrzać ludziom życie [A to do mleka nasikają, a to sznurówki zawiążą w supełek, a to pornografię na nie swoje nazwisko zamówią. Skaranie z nimi!] [A to przylecą, podręczą... Ale tylko pełnoletnie!]. My nie. Jeśli przez te trzy lata powstrzymasz się od picia ludzkiej krwi dostaniesz tak zwany „dar człowieczeństwa” [Dokładnie trzy lata. Jesteś wampirem jesteś, żadne zmiany w tobie nie zachodzą a tu nagle surprise change! Fizjologia wampirów jest naprawdę zabawna...].
- Tak jest mistrzu Yoda. – powiedziała rozbawiona [„Do tego nie mieszaj mnie. Zbyt w uszach cienka jesteś”].
- Już się nie boisz? – spytałam unosząc brwi – „Dar człowieczeństwa” polega na tym, że możesz żyć normalnie, jak człowiek.
- Bardzo odkrywcze…
Spojrzałam na nią wściekła. Coraz bardziej przypominała mi mnie.
- Jeszcze nie wiesz, ale te złe wampiry są dość łatwe do odróżnienia. Szczególnie w słonecznie dni. Po prostu błyszczą się [Mam pytanie do aŁtorki: wiem, kochanie, że fajnie się kopiuje (kiepskie) pomysły innych, ale jak konkretnie to sobie wyobrażasz? Wampiryzmem zarażasz się przez ukąszenie- ok, nihil novi sub sole. Ale w jaki sposób od ukąszenia skóra zaczyna błyszczeć? Czy jad wampirów zawiera związek chemiczny, który łączy się z ludzką krwią i sprawia, że zaczyna fosforować? A nawet jeśli, to nie byłoby to widoczne spod skóry. Chyba, że częścią przemiany w wampira jest obdarcie człowieka ze skóry i wytarzanie w cyrkoniach, o czym pani Mayer łaskawie zmilczała. Why, aŁtorki, why?!]. Ich tęczówki mają krwawy kolor, można je zabić rozszarpując i paląc [te tęczówki?], i jak już wspominałam żywią się ludzką krwią. A my nie. Możemy z łatwością wmieszać się w tłum. Żyć jak inni. Niestety, często musimy zmieniać miejsce zamieszkania. Nie starzejemy się, więc ludzie mogliby się czegoś domyśleć. [Biorąc pod uwagę całość dostępnych dla nas informacji, ośmielę się zadać pytanie – dlaczego istnieją jeszcze „złe” wampiry? Przecież żarcie złota daje same plusy i leczyć się z tego nie trzeba, a żywienie się krwią powoduje przewlekłe błyszczenie skóry, co utrudnia polowanie. Ergo, żywisz się krwią – umierasz. Znowu]
- Czyli mogę sobie żyć z innymi, normalnie uczyć się, jeść, pić, i tak dalej, tylko mam nikomu nie mówić, że już nie żyję? To mi pasuje. – powiedziała, uśmiechając się – Chcę być złotożercą, czy jakoś tak.
- Tutaj w Anglii jest nasza stacja dowodzenia [Na falach krótkich i długich, nadaje Stacja Dowodzenia, Twoje Codzienne Źródło Rozkazów i Tureckiego Disco!]. Co jakiś czas możesz być wzywana do walki z tymi złymi. Jednak naj…
- Jesteśmy w Anglii?!
- Możesz mi nie przerywać?! – powiedziałam przez zęby – Jednak najpierw musisz przejść dziesięcioletnie szkoleniem które nauczy cię bycia człowiekiem [Nie, żebyś była nim przez dwadzieścia lat czy coś...].
- Co?! Przecież ja jeszcze pamiętam, jak się normalnie żyło. Chyba… Wszyscy fajni chłopcy poumierają! [I już się żaden nigdy nie narodzi!]
Spojrzałam na nią zszokowanym wzrokiem.
- Nie możesz się zakochać! To jest zakazane!
- Miłość jest zakazana?! Niby co się stanie, gdy oddam swe serce jakiemuś osobnikowi płci męskiej? [Ja wezmę! Przycisk do papieru mi potrzebny!] – zapytała uśmiechając się.
- Umrzesz… - powiedziałam, powodując, że uśmiech znikł z jej twarzy [Jednym słowem: jedyną słuszną drogą jest homoseksualizm? Me gusta!]
- Przecież ja nie żyję!
- Teoretycznie nie… Słuchaj! Z chwilą z którą stałaś się wampirem utraciłaś duszę. Czyli jedyną możliwość dostania się do Nieba [Aha, czyli trzylatek to jeszcze nie człowiek ale w niebo to się wierzy, co? Ktoś tu się plącze w zeznaniach!]. Złotożerców nie można zabić, dopóki się nie zakochają. Jeśli twoim wybrankiem będzie wampir to tracisz dar nieśmiertelności, będę mogła cię zabić w taki sposób jak człowieka [swoją drogą... pokażcie mi kogoś, kto przeżyłby kołek wbity w serce. Tak tylko wspominam] [A teraz cofnijmy się pamięcią do wstępu: „Mogłam zamienić go w wampira. Wtedy przeżylibyśmy i on, i ja.”. To w końcu przeżyliby czy umarli? I, tak już całkiem na marginesie, czy faceci odczuwają takie same konsekwencje miłości czy to tylko posiadaczki wagin mają przesrane?]. Wystarczy na przykład, że wsadzę cię do lodowatej wody, a po pewnym czasie… - zamyśliłam się
- A jeśli zakocham się w człowieku? – po chwili zapytała.
- Zasada jest ta sama. Tylko jest większa szansa, że on umrze [Powiem więcej: jeśli jest człowiekiem jest GWARANCJA, że umrze!].
- Znowu cię nie rozumiem.
- W obydwu przypadkach zasada jest ta sama. Jeśli zakochasz się i twoja bratnia dusza umrze, ty robisz dokładnie to samo i lądujesz prosto w piekle [Którego istnienie jest już udowodnione. Tak samo jak to, że trzylatki to nie ludzie ^^]. Ludzie się starzeją i umierają to normalne.
- Wampir zakochuje się tylko raz w życiu? – zapytała.
Pokiwałam głową.
- A można… zajść w ciążę?
Wybuchłam śmiechem.
- Można, ale zaraz po urodzeniu dziecka kobieta umiera. [Rany, czemu? Jakaś strasznie pokićkana ta wampirza biologia... ]
- Kiepska sprawa…
- Niestety… To co? Chcesz zacząć szkolenie? [„Czemu nie, co tu będę siedzieć...”]
Pokiwała głową i obydwie ruszyłyśmy w stronę drzwi.
- A, żebym nie zapomniała. – powiedziałam już za drzwiami pokoju - Nie możesz mieć polskiego imienia. Od dzisiaj nazywasz się Alice Charlotte Pagello. [Doskonałe imię, żeby nie wyróżniać się z tłumu! A tak w ogóle, jaki sens ma pochodzenie boCHaterki z Polski, jeżeli wszystkie łączące ją z krajem więzi zostaną przerwane? Toż to Marysujstwo dla samego Marysujstwa, wstydźcie się, aŁtorki!]

>>>>>>>>>>>>>>>>
Mamy nadzieję, że podobał wam się pierwszy rozdział [NIE!]. Prosimy o komentarze i wasze opnie na temat bloga. Być może ten rozdział mógł być trochę nudny ale musiałyśmy wam jakoś przedstawić zasady obowiązujące w "naszym" świecie:D [Owszem. Ale mogłyście to zrobić niejako w trakcie historii, zamiast wylewać na nas wiadro informacji pozbawionych kontekstu]
Miłego czytania!
Rooksha&Wariatka

P.S.
Od Wariatki:
Fanki piłki nożnej: Jak tam po wczorajszym meczu z Czarnogórą? Podobała wam się gra naszych chłopców?:) [Zaczynam czuć się represjonowany. Ałtorkom najwyraźniej nawet przez myśl nie przeszło, że ich wypociny może czytać jakiś facet...]


4 komentarze:

  1. Hej, to ja - jedna z niesławnych ałtorek. Cóż mogę powiedzieć? To nie był nasz najlepszy rozdział, zdecydowanie jesteśmy tego świadome. Moim zdaniem kolejne części są lepsze i bardziej dopracowane. Fragment, który w swej łaskawości raczyliście "objechać", jest pierwszym, jaki dodałyśmy na bloga. Nie byłyśmy do końca zsynchronizowane, to było coś nowego, zupełnie obcego, wcześniej pisałyśmy oddzielnie. A co do ewentualnych literówek - serio, mogliście sobie odpuścić. Nikt nie jest doskonały i na pewno Nobla za to nie oczekiwałyśmy. Pozostaje mi więc chyba jedna kwestia - Zmierzch. Rozumiem, że nie każdemu twórczość Meyer przypadła do gustu i całkowicie to szanuję. Zainspirowałyśmy się tą historią, "pożyczyłyśmy" kilku bohaterów, niektóre fakty zmodyfikowałyśmy - żeby nie kopiować pomysłu Meyer, a tylko oprzeć na nim swoje koncepcje. Pod którymś z kolejnych rozdziałów, nie pamiętam dokładnie którym, wyjaśniłyśmy nasze połączenia ze Zmierzchem i ich sens. Ale jeśli czyta się wyłącznie pierwsze części, kiedy sami autorzy nie są do końca pewni jak się dalej potoczą losy bohaterów... Uczczenie tego fragmentu ciszą wydaje się odpowiednie. Niemniej jednak, dzięki za ocenę, analizę, czy jak tam to nazywacie. Miło wiedzieć, że nie piszemy w pustkę, że do kogoś to trafia. Ach, no i jeszcze sprawa "represji". Nie spodziewałyśmy się żadnego chłopaka/faceta na blogu o 1D, wampirach itp. Bez obaw, następnym razem nie zapomnimy o płci brzydkiej.
    Pozdrawiam,
    Rooksha.
    P.S. Ze wstępu wnioskuję, że zamierzacie kontynuować analizę, oraz, że określiliście nasze opowiadanie mianem "głupiego". Cóż, komplementy zawsze mile widziane. Jeśli zaprzestalibyście oceniania naszego bloga - byłybyśmy wdzięczne. Gdyby jednak wyśmiewanie innych okazało się zbyt wielką przyjemnością, by z niej zrezygnować - będziemy w kontakcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Rooksha, fajnie, że wpadłaś!
      Zanim przystąpię do odpowiadania ci, chcę sprostować pewną kwestię: Wydaje mi się, że wychodzisz z założenia, że robimy to, co robimy, bo cię nienawidzimy, chcemy pognębić, ośmieszyć i ogólnie rzecz ujmując życzymy ci śmierci albo i gorzej. A nie, nie chcemy. Chcemy ci co najwyżej pokazać błędy, które robisz ty i inne osoby w nadziei, że przestaniecie. Coś takiego jak analiza w internecie jest chyba bardziej zapamiętywane niż np. sugestia mamy, że "tu to chyba błąd jest". Oczywiście analizy zawierają również element komediowy: robimy sobie żarty z tekstu, nie wszystkie są inteligentne i niosące kaganek oświaty, część to po prostu żarty sytuacyjne, nasze skojarzenia i tego typu rzeczy. Ale nie wyśmiewamy się z Ciebie- absolutnie nie! Zresztą piszesz grzecznie i sensownie co pozwala wnioskować, że w osobistym zetknięciu też byłabyś miłą osobą- tylko pokazujemy twoje błędy żebyś ich więcej nie robiła a przy okazji bawimy się nieźle. W poszanowaniu Ciebie ale i z uśmiechem.

      Ok, wiec teraz po kolei:
      1. "To nie był nasz najlepszy rozdział, zdecydowanie jesteśmy tego świadome." oraz "Nie byłyśmy do końca zsynchronizowane (...)"- Więc czemu go opublikowałyście w internecie? Czy nie można było poczekać trochę, może przyszłyby wam jakieś lepsze pomysły na rozwiązania stylistyczne i przede wszystkim obgadać to sobie i zsynchronizować? Kiepski rozdział, brak weny, drewniane opisy- trafia się każdemu i dobrze o tym wiem. Ale wtedy nie publikuj tego w internecie (czy gdziekolwiek) z dopiskiem "Trochę mi nie wyszło" tylko poczekaj i popraw
      2. "Moim zdaniem kolejne części są lepsze i bardziej dopracowane".- Niestety nie. Zanim wzięliśmy się do analizy przeczytaliśmy prawie wszystko i niestety potem nie jest lepiej. Nie będę teraz tłumaczyła dlaczego, jeśli odwiedzisz nas dziś po dwudziestej dowiesz się, jakie błędy popełniłyście.
      3. "A co do ewentualnych literówek - serio, mogliście sobie odpuścić. Nikt nie jest doskonały i na pewno Nobla za to nie oczekiwałyśmy."- Poprawna pisownia nie jest czymś godnym Nobla tylko do opanowania w codziennym życiu. No i wtedy robiłybyście je dalej, a chodzi o to, żebyście nie robiły.
      Tak na marginesie: przeleciałam wzrokiem analizę i znalazłam tylko jeden czep do literówki- więc nie mówię, że nie ma ich więcej, ale też wcale nie tak dużo. Głównie wytykaliśmy błędy w logice.
      4. Kwestia "Zmierzchu"- ok. Nie ma nic złego w twórczej inspiracji a wasza jest dość twórcza- może faktycznie niedostatecznie to podkreśliliśmy. Niemniej zainspirowałyście się... cóż, złymi rzeczami. Przykro mi to mówić ale taka prawda. Nie wiem kto musiałby się inspirować "Zmierzchem" żeby odratować te pomysły, Sapkowski? Ale to dygresja. Złotożercy? Błyszczenie? Czemu?! No i koronne: motyw z samego początku czyli "OMG, jestem taka zła i pójdę do piekła ale on pójdzie do nieba bo jest lepszy ode mnie i ma taką kryształową duszę (której istnienie jest udowodnione tak samo, jak to, że trzylatki to nie ludzie- przepraszam, nie mogę tego przeboleć)". To samoudręczanie się z jednoczesnym gloryfikowaniem kogoś innego nie jest fajne tylko znamionuje problemy psychiczne.
      5. "Gdyby jednak wyśmiewanie innych okazało się zbyt wielką przyjemnością (...)"- nie wyśmiewamy się ani z Ciebie ani z Wariatki. Każdy był młody i zaczynał swoją przygodę z pisaniem (nie każdy wystawiał się wtedy na krytykę publikując swoją twórczość szerokiej publiczności). Po prostu weźcie sobie nasze uwagi do serca i wyeliminujcie błędy.
      Uff, ale się rozpisałam :) Komentarz na cała stronę w Wordzie, to jedna piąta analizy. Mam nadzieję, że wyjaśniłam niektóre kwestie, jeśli nie to przykro mi i pytaj dalej. Prawdopodobnie spotkamy się w komentarzach pod dzisiejszą analizą ale mam szczerą nadzieję, że nie będzie to w duchu „Wy @#$%***^$#@#$%^, jak możecie dalej to publikować?!” tylko „Nie popatrzyłyśmy na to w ten sposób”

      Pozdrawiam,
      Ithil

      Usuń
  2. Witajcie!
    Tak to ja - druga nieudolna pisarka:)
    Cieszy mnie wiadomość, że zanalizowaliście naszego bloga. Zawsze chciałam, żeby jakieś neutralne osoby (nie koleżanki ze szkoły) powiedziały, co myślą o naszej pisaninie. Rozumiem, że w pierwszym rozdziale było wszystko i można się było pogubić. Jednak dlatego założyłyśmy zakładkę, w której wyjaśniamy zasady panujące w "naszym" świecie. Jeśli chodzi o samą fabułę, to ona cały czas się zmienia. Jak zakładałyśmy bloga, to spisałyśmy sobie całą historię, rozplanowałyśmy rozdziały... Teraz patrząc na to, śmiejemy się. Mam przeczucie, że nasi bohaterowie żyją własnym życiem:) Jest oczywiście wątek główny, którego się trzymamy. Na pewno teraz nie łatwo to zrozumieć, jednak z każdym nowym rozdziałem chcemy trochę wyjaśniać. Na "dzień dobry" postawiłyśmy, że nie będzie, to standardowe opowiadanie i kontrowersję mogą się zdarzyć.
    Chciałabym poruszyć jeszcze jedną sprawę i mam przeczucie, że tutaj może dojść do kłótni. Nie za bardzo podoba mi się sposób waszej analizy. Jak przeczytałam w poprzednim komentarzu, nie chcecie nas pognębić, ośmieszyć, itp. Jednak ja trochę urażona się poczułam. Nie jestem Wisławą Szymborską, ani Sienkiewiczem, ale najgorszą "pisarką" na świecie też nie. Lubię czytać opowiadania i ciągle jakieś znajduję, dzięki czemu mogę porównać nasz styl do innych. Naprawdę nie ma tragedii (tak wiem, jestem bardzo skromna:)).
    Jak już wspominałam, cieszę się, że zrobiliście analizę, jednak mogliście nas o tym wcześniej poinformować. Może osoba, której opowiadanie skomentowaliście, nie życzy sobie tego? To tak na przyszłość...
    Rozumiem, że jesteście w trakcie (albo już po) analizowania kolejnego rozdziału. Jednak miałabym do was jedną prośbę. Nie chcę, żeby wasza robota szła na marne, więc opublikujcie ją. Jednak proszę was, żeby to był już ostatni raz. Zrozumiałyśmy błędy. Wystarczy. Opowiadanie nie przypadło wam do gustu? Trudno. Żył podcinać sobie z tego powodu nie będę. Ja wychodzę z założenia, że jeśli blog mi się nie podoba, to go nie czytam.
    Pozdrawiam
    Wariatka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja – drugi analizator! I zanim przejdę do odpowiadania – wielkie dzięki za Wasze komentarze. A teraz, żeby nie przedłużać:
      „Jednak ja trochę urażona się poczułam. Nie jestem Wisławą Szymborską, ani Sienkiewiczem, ale najgorszą "pisarką" na świecie też nie.”
      Z całą pewnością nie jesteś najgorsza. Zawsze będę utrzymywał, że najgorszą przeczytaną przeze mnie książką jest „Magia ognia. Kraina Azastesa” (być może kiedyś ją zanalizujemy). Do mistrzostwa (czy nawet profesjonalizmu) trochę Ci jednak brakuje.
      I czy mogłabyś opowiedzieć nam, w jaki sposób Cię uraziliśmy? Bo obrażanie ludzi nie jest naszym celem. Powiedz, czym poczułaś się zraniona, a my postaramy się tego uniknąć w przyszłości.

      „Rozumiem, że w pierwszym rozdziale było wszystko i można się było pogubić. Jednak dlatego założyłyśmy zakładkę, w której wyjaśniamy zasady panujące w "naszym" świecie.”
      I to jest błąd. Wielki, wielki błąd, którego popełniać nie wolno. Skoro piszecie OPOWIADANIE, a nie jakąś multimedialną bzdurkę, OPOWIEDZCIE mi, co się dzieje. Nie cierpię zakładek. List postaci z towarzyszącymi im zdjęciami też. I to nie jest przytyk do Was, tylko do całego, poronionego procesu twórczego na współczesnych blogaskach. Który jest tym dla profesjonalnego tworzenia tekstów, czym strzał w głowę dla profesjonalnego fryzjerstwa.

      „Jak już wspominałam, cieszę się, że zrobiliście analizę, jednak mogliście nas o tym wcześniej poinformować. Może osoba, której opowiadanie skomentowaliście, nie życzy sobie tego? To tak na przyszłość...”
      Wybacz, ale nie tak to działa. Umieszczacie tekst w Internecie, gdzie WSZYSCY mogą go przeczytać. I to właśnie zrobiliśmy. Przedstawiłyście szerokiej publiczności produkt niedopracowany. I właśnie te błędy i problemu wytykamy, dodając po drodze kilka żartów i popkulturowych nawiązań. Dlatego nie będziemy pytać o prawo do analizowania. Udzieliłyście nam go, publikując swoje opowiadanie na ogólnodostępnym blogu.

      „Rozumiem, że jesteście w trakcie (albo już po) analizowania kolejnego rozdziału. Jednak miałabym do was jedną prośbę. Nie chcę, żeby wasza robota szła na marne, więc opublikujcie ją. Jednak proszę was, żeby to był już ostatni raz. Zrozumiałyśmy błędy. Wystarczy. Opowiadanie nie przypadło wam do gustu? Trudno. Żył podcinać sobie z tego powodu nie będę. Ja wychodzę z założenia, że jeśli blog mi się nie podoba, to go nie czytam.”
      Przykro mi, ale dopiero się rozkręcamy. Jesteśmy w tym momencie w trakcie analizowania rozdziału piątego i nie mogę obiecać, że nie pójdziemy dalej. Wasz tekst nie jest dobry. Nie jest dobry na kilka sposobów i, jako neutralna osoba nie będąca koleżanką ze szkoły, zamierzam Wam o tym opowiedzieć. . Dlatego może potraktuj naszą złośliwą krytykę jak złośliwą, KONSTRUKTYWNĄ krytykę i wyciągnij wnioski? Nam tylko o to chodzi.
      Do przeczytania,
      Johnny

      Usuń