wtorek, 30 kwietnia 2013

26.6 Wampiry, boysbandy i piłka nożna, czyli We Francuskim Pokoju, Na Wiktoriańskim Stoliku Leżała Wenecka Maska


Cześć kochani.
Mam dzisiaj dużo nauki i nie chce mi się pisać wstępów.
Bawcie się dobrze!
I tak was kochamy. Nawet jeśli jesteśmy zmęczeni, albo nie mamy weny do pisania wstępów. Pamiętajcie o tym, zawsze!

Zanalizowali: Ithil Johnny Zeitgeist


"Doświadczenie jest sumą naszych rozczarowań..." [BAM! BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM!BAM! - Lindsey Lohan. Serio]

- „Bal przebierańców.” Nie wiem czemu się tak boję. Może dlatego, że nie mam 
jeszcze sukienki [Szczerze mówiąc brak kiecki na imprezę wydaje mi się raczej kiepskim powodem do strachu dla przedwiecznej, która na dodatek (przynajmniej w założeniu) codziennie walczy na śmierć i życie ze złymi wampirami i jest tajna agentką. Pewnie się nie nam]! Cholera jasna! Jutro bal, a ja NIE mam sukienki. Skąd ja o 3.30, wytrzasnę kieckę w stylu wiktoriańskim?!” [z własnej szafy? Albo pożycz od jakiejś nieco tylko starszej koleżanki] – pomyślałam.
Siedziałam na krześle przy toaletce i wgapiałam się w zaproszenie.
- „Konieczny strój w stylu wiktoriańskim i maska” – zacytowałam – Zachciało im się, cholera, balu weneckiego!
[słoma z butów wychodzi organizatorom. Owszem, istnieje coś takiego jak „maska wenecka”, ale nie łączy się jej ze stylem wiktoriańskim! *zakłada mądre okulary* Weneckie maski są nierozerwalnie związane z Karnawałem w Wenecji, którego początki sięgają dwunastego wieku. Jednak impreza została zakazana w roku1797 (maski zostały zakazane. Prawnie!), i nie wróciła aż do 1979. Okres wiktoriański nie styka się więc w żadnym punkcie z okresem Karnawału. O!]
- Nie przesadzaj! – powiedziała powstrzymując się od śmiechu Alice.
- Tobie łatwiej mówić! Ty masz kieckę od miesiąca!
[Naprawdę, te wampiry to chyba innych zmartwień nie maja w swoim nieskończonym nie-życiu]
- A to podobno ty jesteś bardziej zorganizowana! – powiedziała wystawiając język.
Posłałam jej spojrzenie typu „nie pyskuj”
[Does Jasmine is gonna have to choke a bitch?!] i wzięłam się za przeszukiwanie swojej szafy [A tak w ogóle, to czy nie może się ubrać w jakąkolwiek sukienkę (np. stara dobra mała czarna) i udawać, że tak ma być? Ja kiedyś na bal przebierańców swojej drużyny harcerskiej który miał być utrzymany w klimatach dzikiego zachodu poszłam w dżinsach i koszulce z cekinową wieżą Eiffla. Dorobiłam do tego trzyzdaniową historię i nikt się nie czepiał, bo wszyscy dobrze wiedzieli, że o zabawę tu chodzi, a nie o odjechaną kreację].
- Dobrze, że przynajmniej maskę masz. – powiedziała siadając przy komputerze.
Wystukała coś na klawiaturze. Ja wróciłam do grzebania w szafie.
- Kiedy się urodziłaś?- zapytała nagle.
Zastanowiłam się chwilę.
- W 1820 roku.
- Tu jest napisane, że styl wiktoriański „panował” od 1850 do 1870
[...Nie. Styl wiktoriański „panował” razem z królową Wiktorią [któżby na to wpadł?]. Od około 1837 do początków dwudziestego wieku ]. To znaczy, że powinnaś mieć jaką kieckę, nie?
Spojrzałam w głąb garderoby. Miałam coś, raczej. Chyba, że ją mole zżarły, co jest bardzo prawdopodobne
[Jak duża jest jej szafa, że można w niej tak sobie po prostu nie zauważyć sukienki?].
Zniknęłam na chwilę w szafie
[Aha] [„Pan Tumnus pomachał mi i odszedł...”], by wrócić za chwilę z wielkim pudłem. Postawiłam je na środku pokoju. Patrzyłam na nie.
- Otworzysz? – zapytała wreszcie Alice.
- Ty to zrób. – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od pudła
[smerf Zgrywus dotarł nawet tutaj, nie chciała ryzykować...].
Dziewczyna podeszła i otworzyła . Powoli zaczęła wyciągać z niej śnieżnobiałą suknię.
- Nic się nie zmieniła. – szepnęłam, uśmiechając się
[Przez DWIEŚCIE lat bez mała ta kiecka pozostała śnieżnobiała jak w chwili kupienia. W Narni mają chyba rzeki płynące Perwollem 3000, skoro po tylu latach zapomnienia ona wciąż wygląda jak nowa].
Po wyciągnięciu kreacji z welonem, Alice spojrzała na mnie z obrażoną miną.
- Jesteś mi winna wyjaśnienia. – powiedziała
[„Miałaś przeszłość? Jak Ci nie wstyd!]
Ja cały czas siedziałam na łóżku i uśmiechałam się, jak głupia
[Co w kontekście tego, co zaraz przeczytamy jest cholernie dziwne i co najmniej nie na miejscu].
- Rose? Rose? Gdzie jesteś?
Brązowowłosa dziewczyna podeszła do kobiety ze spuszczoną głową.
- Nie wiem, mamo. – powiedziała.
- Czego nie wiesz? Skarbie,
[„jak doskonale wiesz...”], jutro wychodzisz za mąż. Będzie to wielkie święto. Tak, jak zawsze chciałaś! [mocniej ścisnęła jej ramię w żelaznym uścisku. Usta wykrzywiły się nienaturalnym uśmiechu – Prawda? - wysyczała przez zęby. Dziewczyna bała się odezwać] – podeszła i pogładziła córkę po policzku. - Potem będzie już tylko lepiej.
Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło do matki. Wierzyła jej. Wierzyła w każde jej słowo
[I właśnie dlatego chwilę temu wyglądała na ciężko straumatyzowaną gapiąc się w swoje stopy i stwierdzając, że nie we, gdzie jest...]. Stanęła na środku pokoju i zakręciła się.
- Masz racje! Podoba mi się! – krzyknęła, podskakując, jak mała dziewczynka
Matka zaśmiała się. Nagle do pokoju z impetem wszedł mężczyzna.
- Panienko! John nie żyje! – krzyknął
[YAFUD, do mistrza delikatności to mu jeszcze trochę brakuje!].
Okeej? Ile można siedzieć w jednym miejscu, zupełnie nieruchomo, uśmiechając się jak po porządnej dawce marihuany? [ Jass ciągle siedziała na łóżku jak rzeźba. Cholera, jeszcze tego mi było trzeba. Nie dość, że muszę się wbić w jakąś totalnie niewygodną kiecę, to jeszcze moja „mentorka” postanowiła zamienić się w marmurowy posążek o tytule „Zakochane cielę” [Zareagowała tak na- przypomnijmy- wspomnienie wiadomości o śmierci ukochanego w dniu ślubu. Chyba, że ona nie była tą szczęśliwą szatynką tylko jej najlepszą a zawistną przyjaciółką] [Albo śmierć Johna otworzyła jej drogę do poślubianie jego niegrzecznego, hojniej obdarzonego przez naturę brata Alfonso].
- Jasmine, ocknij się. - zero reakcji.
- Jasmine? Nie śpij? – zero reakcji.
Potrząsnęłam jej ramieniem – Halo, Ziemia do wampira! [Wampirze, nie masz pojęcia! Wampiry wampirom zgotowały ten los! Wampir wampirowi wilkołakiem... Widzicie jak to brzmi? Sztucznie i głupawo!]
To ją chyba ocuciło, bo uśmiech zszedł z jej twarzy, po czym potrząsnęła głową.
- Przepraszam. - odezwała się cicho.
- Co to było? – zażądałam wyjaśnień.
- Co masz na myśli? – zapytała głupio.
- Jasmine, może jestem od Ciebie młodsza, ale na pewno nie jestem głupia [To nie jest temat do dyskusji... gdyż z całą pewnością się mylisz]. Co było tak ważne, że musiałaś zatopić się we wspomnieniach, zupełnie zapominając o mojej wspaniałej osobie? – zapytałam z zadziornym uśmiechem.
- Myślałam po prostu o tym, jak wielki to dla mnie zaszczyt móc przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu. Ba, w jednym budynku. – odpowiedziała, patrząc na mnie z politowaniem.
- Ma się ten gest. – rzekłam, pokazując jej język. [Spróbowałam powiedzieć „ma się ten gest” pokazując Johnnemu język. Mało nie umarł ze śmiechu, choć chyba niewiele zrozumiał (choć tak między musztardą a prawdą: powyższy fragment jest niczego sobie)]
- Alice, nadal nie mam sukienki.- wróciła do tematu sprzed swojego odpłynięcia.
- Jak to nie masz? Przecież ta biała jest doskonała na taki bal. – powiedziałam.
Popatrzyła na mnie niepewnie.
- Tak myślisz? [jasne. Włóż swoją suknię ślubną na imprezę zorganizowaną przez ludzi, którzy nie odróżniają Wenecji od królowej Wiktorii...]
Westchnęłam. Niby to ona jest starsza, ale jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie. [odwrotność „niby ona jest starsza” to „na pewno ja jestem młodsza” ^^] [Szybkość i zdolność do podejmowania decyzji nie są w żaden sposób powiązane z wiekiem]
- Tak, tak właśnie myślę. Idź ją przymierz, bo zaraz ci przyłożę, ty niezdecydowana marzycielko…

Stałyśmy z Alice przed XIX-wiecznym budynkiem, ubrane w piękne wiktoriańskie sukienki
[Wiktoriańskie to raczej suknie. Czy to albo to wygląda wam na „sukienkę”?]. Wzięłam głęboki wdech. Ta suknia przywoływała złe wspomnienia [ale przed chwilą szczerzyłaś się na jej widok! Weź się zdecyduj, Pani Zaburzenie Afektywne Dwubiegunowe!]. Obejrzałam się na towarzyszkę. Szarpała się z gorsetem. Zaśmiałam się.
- Naprawdę bardzo śmieszne. – powiedziała sarkastycznie.
Kiedy Alice ogarnęła się, ruszyłyśmy w stronę wejścia. W drzwiach stał wysoki, postawny mężczyzna, ubrany w smoking. Automatycznie pokazałam zaproszenia
[Zawsze jak widzi postawnego faceta w smokingu pokazuje mu zaproszenie? [Albo numer telefonu] Rany, życie w czasach, w których się urodziła, musiało być prawdziwą katorgą!... Chyba, że było to zaproszenie do jej łóżka xD].
- Maski. – powiedział zatrzymując mnie.
Spojrzałam na niego z wyższością. Nałożyłam na twarz śliczną, białą maskę z piórkami. Alice włożyła swoją. Wchodząc uśmiechnęła się jeszcze wrednie do ochroniarza
[Przepraszam, co to za obyczaje, żeby 1. zmuszać gości pod groźbą nie wpuszczenia na bal do ubrania się tak czy inaczej 2. teoretycznie cywilizowane osoby zachowywały się w taki sposób wobec człowieka, który po prostu wykonuje swoje obowiązki?].
- Uspokój się. Wpędzisz nas w kłopoty! – powiedziałam.
Ona tylko przewróciła oczami. Weszłyśmy do sali balowej. Było tam mnóstwo par, ubranych podobnie jak my. Właśnie to, dekoracje, no i oczywiście oświetlenie, tworzyły nastrój wręcz tajemniczy i lekko straszny. Od razu przypomniał mi się „Upiór w Operze”
[którego akcja dzieje się w Paryżu. Wybierzcie jakiś punkt geograficzny i trzymajcie się go, proszę].
- Idę znaleźć bar. – powiedziała Alice odchodząc
[Co na takim super wypaśnym i och-tak-ekskluzywnym zgromadzeniu robi BAR? A gdzie kelnerzy z tacami, gdzie szwedzki stół (znów kogel-mogel geograficzny)?].
Ja rozejrzałam się po sali. Patrzyłam na ludzi, szczególnie mężczyzn. Nagle ujrzałam znajome mi postacie. Czterech chłopaków stało w kącie pokoju. Dwóch z nich było widocznie niezadowolonych. Wszyscy byli ubrani w smokingi. Jedyne co ich różniło to maski
[Wiem, że mają takie same osobowości, ale sugerowanie, że są tego samego wzrostu, wagi i mają taki sam kolor włosów to już lekka przesada]. W pewnej chwili trzech z nich zaczęło kierować się w stronę baru [i tak zaczynali, jeden przez drugiego. „Ależ proszę, idź przodem!” „Gdzież bym śmiał! Ty idź!” „Sądzisz, że się boję?” „Ja tak” „Ja też. Tam jest strasznie.”]. Został jeden, blondyn. Rozmawiał z jakąś dziewczyną. Postanowiłam podejść. Gdy znalazłam się koło niego, nieznajoma spojrzała na mnie z przerażeniem i zniknęła.
- Pięknie – pomyślałam – Pewnie mi się make-up rozmazał
[sugerujesz, że umalowałaś maskę? Faktycznie, można by się było przestraszyć].
Chłopak odwrócił się moją stronę. Uśmiechnął się.
- Ładną ma pani maskę. – powiedział.
- Pan również. - odpowiedziałam
[I tu rodzi się pytanie: Czy Bałszczykowski też miał na twarzy tonę cekinów i piórek? ...Musiał wyglądać intrygująco...].
Nagle zabrzmiała muzyka. Mężczyzna podał mi rękę. Ruszyliśmy na parkiet. Dołączyliśmy do pozostałych par tańczących walca.
- Skąd znasz walca? – zapytałam po angielsku.
- Nie wierzysz, że jestem po prostu bardzo utalentowany, Jasmine? – odpowiedział pytaniem po polsku
[Nie, bo choć walc nie jest skomplikowanym tańcem, zanim się wyjdzie na parkiet trzeba go zatańczyć choć raz].
Zaśmiałam się.
- Widziałeś od początku?
- A co? Chciałaś grać nieznajomą?
- I takim oto sposobem mnie przejrzałeś. – posłałam mu złośliwy uśmieszek
Dalej tańczyliśmy. Podczas tego nic już nie mówiliśmy. Daliśmy się porwać muzyce
[Milczenie nie jest romantyczne! Jest niezręczne, i sugeruje brak wspólnych tematów. Ludzie, którzy czują do siebie sympatię rozmawiają, bo w ten sposób lepiej się poznają i zwiększają uczucie sympatii].


Po nieprzespanej nocy [znojnej, której jeszcze masz na ustach ślad?] miałam ochotę się nawalić. Nic tak nie przekonuje człowieka do spania niż całonocne szukanie zaproszenia na bal… Koszmar. [Czyżby większym niż codzienne morderstwa? Poza tym Alice chyba naprawdę musi mieszkać w dwustumetrowym apartamencie, żeby szukać zaproszenia przez całą noc. Ja tyle nie szukam nawet rzeczy, których zapomniałam w czasach podstawówki!]
Jasmine nic nie wiedziała, w sumie to dobrze. Pewnie znowu walnęłaby mi kazanie o odpowiedzialności i konsekwencjach bałaganiarstwa. Co ja poradzę, że nie nadaję się do sprzątania? Poza tym, to był tylko świstek papieru. Chyba miał prawo się zgubić, prawda? Ech, kogo ja oszukuję. I tak na zawsze pozostanę chodzącym nieporządkiem [Co jest bez sensu. Alice jest żołnierzem. Można to nazywać na różne sposoby, ale taką właśnie pełni funkcję. A żołnierze muszą być zdyscyplinowani. Piętnaście lat szkolenia, i nikt nie wbił jej tego do łba? Nie wierzę!]. Cała wieczność szukania rzeczy zagubionych w moim bałaganie. Boże. Na tą myśl otworzyłam szeroko oczy. O czym ja rozmyślam? Potrząsnęłam głową, starając się nie zniszczyć przy tym misternie ułożonej przez Jass fryzury.
Ciągnąc warstwy tej piekielnie niewygodnej sukni, podeszłam do baru.
- Whisky z lodem. – powiedziałam do barmana, nawet nie próbując być uprzejmą.
- Whisky na sam początek? Ciekaw jestem, po co sięgniesz pod koniec imprezy. – usłyszałam drwiący głos Andersa [który nie wiadomo skąd się wziął. Chyba naprawdę jest jej zmyślonym przyjacielem].
- Zacznę spuszczać z ludzi krew. Ten trunek jest zdecydowanie moim ulubionym. – odpowiedziałam sarkastycznie, biorąc do ręki szklankę z ukochanym trunkiem. Zimny alkohol gładko spłynął wzdłuż przełyku, ogrzewając mnie od środka. Dar człowieczeństwa ma swoje dobre strony [Niestety, jak wiemy dzięki niedyskrecji Jasmine, dar człowieczeństwa nie przywraca krążenia, więc jednak nie, nie rozgrzała cię].
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na koniec balu i mieć nadzieję, że podzielisz się ze swoim najlepszym przyjacielem. – powiedział z szelmowskim uśmiechem. Zerknęłam na niego pobłażliwie.
- Chyba nie mówisz o sobie, Tim.
Posłał mi spojrzenie spod przymrużonych powiek i ruszył za jakąś ponętną blondynką w karminowej sukni. Babiarz [Nie, nie „babiarz”. Samobójca!].
Rozejrzałam się po sali, w poszukiwaniu mojej mentorki. Dostrzegłam ją wirującą na parkiecie z jakimś niezbyt wysokim blondasem. Cóż, dobrze, że chociaż ona się dobrze bawi. Nagle mignęła mi przed oczami lokowana czupryna, umiejscowiona na głowie dość wysokiego mężczyzny [Pomiędzy Błaszczykowskim a Stylesem jest pięć centymetrów różnicy (tak, Błaszczykowski jest niższy. Nie, nie cieszę się, że to wiem). Ale i tak powiedziałbym, że obaj są średniego wzrostu, hmm?].
Harry?
Odstawiłam pustą szklankę na blat baru i powoli wlokąc się w swojej beznadziejnej sukni, poszłam za niepokojąco znajomym facetem.
Obejrzał się, a ja błyskawicznie rozpoczęłam rozmowę z jakimś nieznajomym gościem.
- Piękny bal, nieprawdaż? – zagaiłam do brodatego facecika w brązowym fraku i – o, zgrozo – białej peruce na głowie [No i co z tego? Aty masz na twarzy głupia maskę z piórkami] [Broda, brązowy frak, peruka... a maska?]. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale odpowiedział – Zaiste, panienko. Muzyka wyjątkowo poprawia mi dziś nastrój. Czy zechciałaby panienka towarzyszyć mi w tańcu? – mówiąc to, wyciągnął dłoń z lekkim ukłonem. Cholera. Walc to zdecydowanie nie jest coś, w czym jestem dobra.
- Uczyniłabym to z największą przyjemnością, ale…
- Alice? – usłyszałam za sobą znajomy głos.
- … ale mój narzeczony właśnie zabiera mnie na spacer. – dokończyłam z uśmiechem [a analizatorzy zaczęli się zastanawiać, po co w ogóle zaczęła tę rozmowę] i nie czekając na reakcję brodacza, ukłoniłam się delikatnie. Złapałam Harry’ego za ramię i pociągnęłam w stronę parkietu [Ciekawe co by było, gdyby to jednak nie był Harry...].
- Ani słowa. – uprzedziłam go. Zmarszczył brwi.
- Nawet jeśli chcę powiedzieć, że miło Cię znów zobaczyć, i że pięknie wyglądasz w tej sukni?
Westchnęłam bezradnie, ale słysząc jego słowa mimowolnie się uśmiechnęłam. [Tutaj zaczyna się całkiem dobrze napisany fragment, który ma tylko kilka drobnych usterek... które i tak wytkniemy, albowiem jesteśmy wredni]
- Mi też [O, właśnie. Powinno być „,mnie”] miło Cię widzieć. Choć nasze ostatnie spotkanie z pewnością przemawia na Twoją niekorzyść. – dodałam.
- Jakie spotkanie? – zapytał zdezorientowany. Zmarszczyłam brwi.
- Nic nie pamiętasz? – gdy pokręcił głową, zaczęłam się śmiać. Biedaczek.
- A powinienem? Co się wydarzyło?
Znowu się zaśmiałam. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Och, jestem za dobra.
- Wydzwaniałeś do mojego przyjaciela, choć nadal nie wiem skąd miałeś jego numer, chciałeś się ze mną spotkać, więc pojechałam do tego klubu co ostatnio. Tam zastałam Cię narąbanego jak świnia razem z czwórką Twoich przyjaciół. Jako że Ty nie byłeś w stanie prowadzić rozmowy, pogadałam trochę z nimi. Tak na marginesie, pozdrów ich, szczególnie Louis’ego [Luisjiego? „Louisa”, albo „Louiego”]. – trochę podkolorowałam, ale jego zszokowana i jednocześnie zawstydzona mina była tego warta.
- A.. a wygadywałem coś jeszcze? - zapytał niepewnie, błądząc wzrokiem po podłodze. Uroczy był, gdy się tak zawstydził. Zaraz, o czym ja myślę? Przywołałam się do porządku.
- Nie mówiłeś nic, przez co musiałbyś czuć się winny, albo zawstydzony, Harry. Wszystko w porządku. Szkoda tylko, że nie pamiętasz. – odpowiedziałam z uśmiechem. Cholera, coś ze mną nie tak ostatnio. Za dużo dobroci, za mało złośliwości. Ech, starzeję się…
Najwyraźniej to co powiedziałam go przekonało, bo na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
- Tak w ogóle, to co tu robisz? – zainteresował się.
- Przyszłam tu z przyjaciółką. Nadal nie wiem, jak udało jej się namówić mnie na wbicie się w tą koszmarnie niewygodną kieckę. – mruknęłam, poprawiając materiał znienawidzonego stroju.
- Masz za to śliczną maskę. – powiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się nieśmiało w odpowiedzi.
No żesz kurwa mać, co się ze mną dzieje?! Ja i nieśmiałość?! [Nieśmiałe osoby zwykle nie klną jak marynarze] Doszłam do wniosku, że muszę się napić. To też oznajmiłam Loczkowi. Kiwnął głową na znak zgody i ujmując mnie pod rękę poprowadził w stronę baru.
Tam zastaliśmy trójkę rozbawionych mężczyzn, każdego we fraku, każdego ze szklanką trunku w dłoni.
- Przepraszam. – odezwałam się, jak zawsze dotąd, po angielsku [>.< Uwielbiam takie wstawki. „Kochana córko, jak dobrze wiesz, za godzinę bierzesz ślub”, „Jak co dzień od piętnastu lat powiedziałam to po angielsku”...] [„Sowa” pomyślał Stirlitz].
- Tak, już. – powiedział jeden z nich, ku mojemu zdziwieniu, po polsku. Uśmiechnęłam się szeroko. Jak dobrze po tylu latach usłyszeć ojczysty język!
- Panowie są z Polski? – zapytałam całej trójki, która już miała się oddalić, ale mój głos, w dodatku gadający po polsku [Czemu jej głos gada?] [O.O] [Co?] [Ithil, nie rozumiesz? To wyjaśnia wszystko! Alice miała gadający głos i przez to, choć sama grzeczna jak aniołek, zawsze była wywalana z zajęć! To dlatego niczego jej nie nauczyli i miała tyle kar!] [O.O] [O.O] [Gadający głos, straszna choroba. A ty i tak powiesz, że to rozpuszczona małolata] [Datki na osoby cierpiące na tą straszliwą przypadłość prosimy wysyłać na nasze konta, na pewno oddamy je, komu trzeba], zatrzymał ich w miejscu.
Odwrócili się w moją stronę, a jeden z nich, wysoki i czarnowłosy, wyciągnął do mnie rękę.
- Owszem. Dobrze poznać kogoś, kto mówi po polsku. Jestem Robert Lewandowski. – przedstawił się, a gdy i ja wyciągnęłam rękę, ujął moją dłoń i ucałował delikatnie jej wierzch.
- Mi także jest miło usłyszeć ojczysty język. Nazywam się Alice Pagello [Dlaczego, do cholery, wszyscy tam jesteście tacy tępi?! Mówisz im, że polski to twój rodowity język i dosłownie w następnym zdaniu przedstawiasz się jako włoszka albo przynajmniej osoba tego pochodzenia. Co, na piekło, jest z tobą nie tak?!], a to mój przyjaciel – wskazałam na Loczka – Harry Styles. Chłopak nie rozumiał ani słowa i błądził wzrokiem po naszej czwórce [Ona wciąż to mówi, tak?], ale gdy tylko usłyszał swoje nazwisko spojrzał na mnie pytająco [Zamiast jak człowiek otworzyć usta i zapytać „Co o mnie mówisz?”].
- Ci panowie są z Polski, skąd pochodzę. Zapomniała Ci powiedzieć [Kto zapomniał i czemu w ogóle miałby, zważywszy na to, że widzą się trzeci raz, z czego dopiero pierwszy na trzeźwo]. – przetłumaczyłam. Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, ale nic nie powiedział tylko kiwnął głową i przysunąwszy się bliżej objął mnie w talii. Samiec [po czym walnął ją w łeb maczugę, i zaczął znaczyć swoje terytorium po całym parkiecie. Samiec!].
Robertowi trochę zrzedła mina na widok innego faceta obejmującego mnie ściśle, ale nie stracił werwy i przedstawił swoich towarzyszy.
- To jest Łukasz Piszczek, a to Wojtek Szczęsny.
Uśmiechnęli się kolejno i podali mi dłonie, rezygnując z całowania mojej – co w sumie było całkiem higieniczne. Głowa Harry’ego ponownie podskoczyła, gdy skierował ją gwałtownie na – o ile mi wiadomo – Wojtka.
- Szczezny? – odezwał się łamaną polszczyzną [co dziwne, ponieważ jeśli powinien mieć z czymś problem, to z „Szcz”, a nie z całkiem zwyczajnym „s”...], na co wspomniany Wojtek uśmiechnął się. Podali sobie dłonie.
Spojrzałam na nich zdębiała. Co tu się do cholery dzieje?!
- To najlepszy bramkarz, jakiego miał kiedykolwiek Arsenal. – wyjaśnił mi Loczek. Acha. No tak, to wiele wyjaśnia.
- Mam rozumieć, że jesteście piłkarzami? – zapytałam całej nowopoznanej trójki. Kiwnęli głowami odzianymi w maski. Odlot. Najpierw znani muzycy, potem piłkarze światowej klasy… Krąg znajomości się rozrasta [ponieważ przez całe piętnaście lat twój krąg znajomych stanowiła kobieta, które przekazała ci dwie złe wiadomości a potem wyjechała, oraz głos w twojej głowie. Mhm. Tak to musiało wyglądać].
Potrząsnęłam głową. Korzystając z mojej chwilowej nieuwagi, mężczyźni, jak to mężczyźni, zaczęli gadać o piłce nożnej [w życiu nie rozmawiałem o piłce nożnej. Czy to znaczy, że nie jestem mężczyzną?]. Wzruszyłam ramionami i poprosiłam barmana o lampkę czerwonego wina. W tej chwili potrzebowałam czegoś wytrawnego [Czerwone wino nie zawsze jest wytrawne. Powiem więcej: na tym przyjęciu w ogóle nie powinno go być, bo czerwone, wytrawne wino najlepiej pasuje do dziczyzny. Atu nigdzie dziczyzny niet...] [raczej spodziewałbym się szampana...]. Nie dość, że muszę dusić się w fałdach tej okropnej sukienki i chodzić w masce, jak jakiś ludzki przestępca [a wampiry nie mają przestępców? Krwiopijcy Ci się z niczym nie kojarzą?], to jeszcze moje myśli kompletnie zajmuje pewna loczkowata głowa. Te jego uśmiechy, zawstydzone spojrzenia, obejmowanie w talii – to wszystko sprawia, że nie jestem sobą. Starą, dobrą, złośliwą i bezczelną sobą [złośliwość i bezczelność to prawdopodobnie główne powody, dla których twój krąg znajomych jest tak niesamowicie mały]. Nie wiem co za uczucie zaczęło pojawiać się w mojej głowie, ale na pewno nie chciałam dowiedzieć się jakie. [Przypominam, że kiedy tylko została przemieniona w wampira jej pierwszym problemem było „wszyscy fajni chłopcy mi umrą”. I mam uwierzyć, że nigdy nie była zakochania?]
Słysząc za plecami zażartą dyskusję w dwóch językach jednocześnie, oparłam podbródek na ramieniu i przymknęłam oczy, marząc, by cała ta farsa nareszcie dobiegła końca.

- Masz ochotę na drinka? – zapytał, gdy muzyka ucichła.
Pokiwałam głową. Zaprowadził mnie w stronę baru, gdzie Alice stała z czterema chłopakami. Trzema mi już znanymi.
- Ta to ma rozrzut. – powiedziałam, wskazując głową na dziewczynę. [A co, ci czterej chłopcy stali w różnych miejscach a koło każdego leżał jeden kawałek Alice?]
- Znasz ją? – zapytał rozbawiony.
- Podop… Przyjaciółka. – posłałam mu szeroki uśmiech.2
On posłał mi spojrzenie typu: „wiem, że coś ukrywasz i nawet wiem co”. Przeszły mnie dreszcze. Podeszliśmy do towarzystwa. Mężczyźni zwrócili na nas uwagę.
- Witam jaśnie panią! My się chyba nie znamy. – powiedział Wojtek, całując moją rękę
- Nie wiem… Czy to nie ty płaciłeś ostatnio za mój obiad? – zapytałam, co spowodowało, że spoważniał [Buchnięcie w mankiet było u niego przejawem poczucia humoru?].
Towarzystwo się zaśmiało.
- Właśnie poznałem twoją przyjaciółkę, tak? – zapytał patrząc na Alice.
- Ratuj! – odpowiedziała po węgiersku [Będę chwalił. Nie sądziłem, że z tego niemądrego dowcipu coś wyniknie. A jednak!].
Zaśmiałam się.
- Skąd znacie tyle języków? – zapytał Kuba.
- Jesteśmy tłumaczami, zapomniałeś? –zapytałam rechocząc [xD To takie dystyngowane!].
Dziewczyna nie wyglądała na rozbawioną. Chłopcy stali zszokowani. Mój wzrok w tej chwili skoncentrował się na nieznajomym, który cały czas sprawiał wrażenie, że nic nie rozumie.
- Jak się nazywasz? –zapytałam, a on spojrzał na mnie zdezorientowany.
- On nie mówi po polsku. – odpowiedziała Alice.
- Jasmine. – powiedziałam uśmiechając się i wyciągając rękę [Aha, czyli na angielskim przyjęciu Anglika traktujemy jako pocieszną małpkę, takiego futrzaczka, co ładnie wygląda ale nic nie rozumie? …To takie prawdziwe!] [Ja Tarzan, ty pretensjonalne babsko!].
- Harry. – odpowiedział.
Chwilę później na parkiecie rozbrzmiał utwór Coldplay.
- Coldplay! – wrzasnął Robert – Chodźcie zanim ktoś mnie uszczypnie! [jakie to miłe, kiedy twoi bohaterowie lubią to samo, co ty. Wszystkie postaci pisane przeze mnie będą fanami Doctora Who, Blues Brothers i Neila Gaimana] [Nawet gdybyś pisał o Neilu Gaimanie?] [Zwłaszcza, gdybym o nim pisał!]
Mówiąc to zaczął ciągnąć Łukasza i Wojtka na parkiet [będą tańczyć w kółeczku?]. Kuba posłał mi pytające spojrzenie. Pokiwałam głową i ruszyliśmy w ślady chłopaków, zostawiając Alice z nieznajomym mężczyzną [Hm, czyli dwydziestotrzy, dwuziestosiedmio i dwudziestodwulatek to „chłopaki” ale dziewiętnastoletni Harry to „mężczyzna”. Spoko!].

***

10, 9, 8, 7…
Zaczęło się odliczanie. Wszyscy staliśmy na środku sali.
3,2,1!
- Pomyśl życzenie… - szepnął mi do ucha Kuba
- SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!! – ryknęli wszyscy .
Ja spojrzałam na Wojtka. Całował się z jakąś dziewczyną [Hej! Przecież napisałyście w poprzednim rozdziale, że on ma dziewczynę!] [Ale nie jest wampirzycą, ani celebrytką. Jako taka nie istotna dla rozwoju fabuły]. Spojrzałam na Alice i Harry’ego. Całowali się. Westchnęłam. Pewnie Łukasz i Robert też się cału… zaraz, chyba wolałam nie wiedzieć, więc spojrzałam na Kubę. Uśmiechnął się. Był naprawdę uroczy.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – powiedział.
- Nawzajem.
Przytuliliśmy się do siebie. Tak po… przyjacielsku. Trwając w jego uścisku wypowiedziałam życzenie:
-„Żeby ten rok był tak cudowny, jak dzisiejszy dzień” – pomyślałam [to w końcu wypowiedziała czy pomyślała?] i poczułam dziwne ukłucie w sercu [Zawał Two: Electric Boogaloo].
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Jest, jest! Udało mi się! Wątpię, czy ktoś zagląda tu o tej porze, alei tak jestem dumna, że skończyłam jeszcze w weekend :D
W najbliższych dniach postaramy się dodawać też muzykę do rozdziałów :)
Zajrzyjcie też do zakładki "bohaterowie". Dodałyśmy parę osób ale to jeszcze nie koniec.
Całusy,
Rooksha&Wariatka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz