wtorek, 7 lutego 2012

14.4. Banalność, sztampa i nielogiczność zła czyli wampir, pośredniak Voldemorta i Mistyczny Odkurzacz


Dobry wieczór, drodzy Czytelnicy!
Dziś, jak się pewnie domyślacie, wciąż towarzyszymy naszej potterowej Bezimiennej, a raczej jej śmierciożernej ciotki-podlotki, która powraca by porozmawiać z Voldemortem o kwiatkach i pszczółkach oraz swoim życiu emocjonalnym. A także powrót znanego wam już Mistycznego Odkurzacza Siedmiu Wichrów.
Bawcie się!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

ROZDZIAŁ 4: ,,Będę znów ci służyć''
Blondwłosa kobieta szybowała w powietrzu [*próbuje szybować przez skały* Ałć!], co chwilę spoglądając w dół na budzące się ze snu miasto. Na jej bladej twarzy zagościł uśmiech na samą myśl o Londynie. W prawdzie wiązały się z nim głównie negatywne wspomnienia, lecz dobrze było znaleźć się jej tam ponownie [To ma sens. Skrzętnie ukryty, ale ma!] [Wcale nie tak skrzętnie- po prostu to emocjonalna masochistka]. Szczególnie po tylu latach podróży [„latach”? A nie zmachała się?]. To tutaj się wychowała, tutaj poznała przyjaciół, tutaj ich utraciła, tak samo zresztą jak rodzinę [Faktycznie: dobrze się tu znów pojawić. Może tym razem padnie na Ciebie?]. Jej ojciec zmarł, pracował jako uzdrowiciel i został zamordowany przez jednego z pacjentów [Umm... aŁtorko, skąd ta patologiczna potrzeba mordowania rodziców? Czemu idea szczęśliwej rodziny nieskażonej tragedią wydaje się być dla ciebie nie do pomyślenia?]. Przez wiele lat opłakiwała z matką jego śmierć. Nadal bardzo tęskniła za rodziną, choć tak naprawdę dobrze wiedziała, że jej nie miała; brat owej kobiety [której? Pacjentki? Matki? Tej latawicy?], Carl, opuścił dom jeszcze jako młodzieniec, zostawiając schorowaną matkę z młodszą siostrą. Nigdy nie traktowała go tak jak powinna i to z wzajemnością [no to przynajmniej tyle, że z wzajemnością. Wzajemność najważniejsza!] [Byłabym doprawdy oburzona, gdyby on nie traktował jej tak jak powinien! ...Cokolwiek to właściwie ma znaczyć]. Nie kochała go, lecz także nie nienawidziła. Po prostu nic do niego nie czuła; kompletna pustka, gdy myślała o bracie, jeśli w ogóle mogła go tak nazwać.
Jednakże znała go bardzo dobrze. Wiedziała, czego pragnie, a co odrzuci, jak zmienił się przez te wszystkie lata i co zrobił. Nie umiała go zrozumieć [W takim razie skąd to wszystko wiedziała? Coś takiego wymaga choć minimalnego wczucia się w czyjąś sytuację i czyjeś postrzeganie świata...], ale była świadoma, dlaczego popełnił tyle zbrodni. Zawładnęła nim chora pasja, coś, czego nie można było wytłumaczyć słowami. Dostał obsesji na punkcie złota, chciał mieć go więcej i więcej, nie zwracając uwagi na to, ile ludzi skrzywdzi [Dla mnie to dość jasne wyjaśnienie jego obsesji... Poza tym w morderstwach rabunkowych nie ma nic tajemniczego i mrocznego. Tylko bardzo, bardzo głupiego i złego]. Nie wydawał go, o nie. Można by powiedzieć, że kolekcjonował pieniądze [To się nazywa oszczędzanie]. W jego skrytce w Banku Gringotta, zapewnie było już tysiące galeonów, jakie odziedziczył po śmierci żony, którą sam zamordował [To... głupie. Serio, aŁtorka staje na głowie, żebyśmy znienawidzili ojca boCHaterki, dodając mu do listy coraz do nowsze i gorsze zbrodnie, robiąc z niego kartonowego złoczyńcę chyba tylko po to, żebyśmy zaakceptowali Mary Sue pracującą dla Voldemorta. Który i tak robił gorsze rzeczy. Ach, sensie, sensie, gdzie jesteś?].
Nie był szlachetnym czarodziejem, choć nawet matka, która próbowała zdławić jego okrutne względem innych zachowanie, poległa [Rany, albo ten związek przyczynowo skutkowy zasysa jak Mistyczny Odkurzacz Siedmiu Wichrów albo aŁtorka nie umie używać arcytrudnego słówka „choć”]. Nie miała już siły – wprawdzie kochała go, lecz nie mogła znieść zachowania Carla. Cierpiała, patrząc na kolejne nieszczęścia, jakie były skutkami czynów syna [Skutkiem jego czynów była góra galeonów na dywaniku w salonie- nie martwiłabym się nią za bardzo. Za to sama istota jego czynów już jest trochę zasmucająca...]. A potem umarła z tęsknoty. Miała Siennę, ale tak bardzo pragnęła obecności obojga dzieci, że na pomoc przyszło jej tylko jedno – śmierć [Śmierć spojrzało z pewnym zdziwieniem na swój brak vulvas po czym stwierdziło „CÓŻ, WIDYWAŁEM JUŻ ROZSĄDNIEJSZE ROZWIAZANIA...”].
Kobieta zniżyła lot, ujrzawszy posiadłość, do której zmierzała przez tyle godzin. Wprawdzie mogła się teleportować, lecz nie miała na to ochoty [-.-]. Kochała czuć ten powiew chłodnego wiatru, ciszę panującą wokoło, gdy wznosi się w powietrze [Zauważę jednakowoż, że cisza ta nie była zbyt cicha, bo wiatr świszczy w uszach, ubrania łopoczą...].
Bezszelestnie wylądowała przed drzwiami i zapukała mosiężną kołatką. Niecierpliwie czekała kilka chwil, aż w końcu w progu pojawił się niewysoki, pulchny mężczyzna, przypominający szczura [„pulchny”, to jest Timothy Spall. Opis wyglądu Pettigrew sugerował, że schudł z powodu stresu...]. Przez chwilę przyglądał się kobiecie, jak gdyby chciał sobie coś przypomnieć, lecz ta, nie chcąc czekać dłużej, weszła do domu, odpychając Glizdogona na bok.
- Co ty…?! – wychrypiał, wyciągając różdżkę. – Nie wolno ci tu wchodzić!
Sienna wywróciła ostentacyjnie oczami i, dalej stojąc do niego plecami, powiedziała:
- Opuść to, Pettigrew, jeśli ci życie miłe. To jest dom mojej bratanicy, wątpię, by miała coś przeciwko mojej obecności. [Manwe mój, kolejna arogancka dziewucha. MarySue II?]– Obróciła się do niego przodem, z drwiącym uśmiechem na krwistoczerwonych ustach. Pokazała swoje wampirze kły [jeszcze wąpierza dodała, kurde balans... Wiem, że w świecie Pottera są wampiry, ale czy naprawdę trzeba je pakować do wszystkiego? Kurczę, teraz boję się otworzyć lodówkę...], które zazwyczaj ukrywa, na co Szczur od razu schował różdżkę.– Nie pamiętasz mnie, Glizdogonie? Niegdyś się za tobą wstawiłam, powinieneś mieć do mnie więcej szacunku.
- Ja… - wyjąkał, lecz przerwał, chyląc głową. Prychnęła cicho i obróciła się na pięcie, a w jej oczach natychmiast pojawił się znajomy błysk. Teraz wiedziała, że nie przed nią Peter się kłaniał [O plugawiec!]; na szczycie schodów stał Czarny Pan, który ze złością spoglądał na rozgrywającą się u dołu scenę. Najwyraźniej był wzburzony tym, iż ktoś zagłuszył ciszę, panującą w domu [„Próbuję” wycedził Lord Voldemort dźgając powietrze oskarżycielsko palcem „Oglądać mój serial. ].
- Więc to prawda… - wyszeptała blondwłosa kobieta, jak gdyby chciała tylko potwierdzić usłyszane wcześniej słowa. W jednej sekundzie pojawiła się przed Riddle’m z uwielbieniem wypisanym na twarzy. – Wróciłeś [wampirzyca, która fanuje wujka Voldzia? *wkłada hełm, w dłoni ściska tarczę* Dawaj! Pokaż, co potrafisz!].
Czarny Pan patrzył na nią niewzruszony. Sienna uklękła przed nim i delikatnie musnęła wierzch jego dłoni ustami w geście szacunku [*ślurp-ślurpŚLURP*] [Raczej „*niuch niuch* Panie mój, nie umyłeś rąk po sikaniu, to takie wspaniałe... Od dziś i ja nie będę ich myła! ...Zaraz zaraz! Panie mój, czy to tykwa?!”].
- Kto jak to, ale ty Sienno powinnaś wierzyć, że mój powrót nastąpi – wysyczał. Na usta kobiety wpełzł jadowity uśmiech [pasujący do całej sytuacji jak pięść do nosa] [Mam dziwne przeczucie, że aŁtorka zwampirzyła Bellatrix. Jest mi smutno *zwija się w emo-kąciku i popiskuje*].
- Wierzyłam. Jak w nic innego – powiedziała, kątem oka obserwując Glizdogona, który wchodził do jednej z komnat, wciąż chyląc pokłony. – Chciałam mieć tylko pewność. Całkowitą.
- Lecz nie to było celem twojej wizyty? [ooo! Zasmuciłaś Voldemorta! Tak chciał, żeby ktoś go odwiedził...]
- Nie tylko – mówiła. – Chciałam… chciałam zobaczyć się z Eireen. Wyjaśnić jej kilka spraw.
Voldemort spojrzał na nią swoimi krwistoczerwonymi oczyma. Po chwili skinął sztywno głową i obrócił się, dając do zrozumienia, by kobieta poszła za nim. Samej Siennie też nie uśmiechało się mówić na środku holu o tak… osobistych sprawach [Czyżby przyszła do bratanicy porozmawiać o kwiatkach i pszczółkach i że kiedy mamusia i tatuś bardzo mocno się przytulają...?].
Weszła za Voldemortem do komnaty, w której nie było niczego innego oprócz dużego, kamiennego tronu oraz kominka.
- Nie ma jej tu, prawda? – spytała z lekkim zawahaniem. – W Hogwarcie także. Byłam u Severusa, pytałam się [pytałaś siebie? Masz drugą osobowość, która może wiedzieć takie rzeczy?]
Czarny Pan usiadł na tronie, uważnie przyglądając się sie kobiecie. Zawsze dziwiło go to, jak Sienna przywiązuje się do ludzi, a w szczególności właśnie do Eireen [Gdyż Voldemort nie ma nic ciekawszego do obmyślania jak życie uczuciowe jego popleczników!]. Widziała ją tylko kilka razy, a już tak strasznie się o nią martwiła [Mary Sue. Co pan poradzisz? Nic pan nie poradzisz...].
- Zapewne jest zła o to, że tak wiele ukrywamy, lecz ty powinieneś wiedzieć gdzie jest, panie – kontynuowała. Wiedziała, że Voldemort nie powie jej wprost tego, gdzie jest dziewczyna, choć wiedział, jak jej na tym zależy [Voldemor jak świat długi i szeroki był znany bowiem jako miłośnik zagadek, gierek słownych i anagramów!].
Miała wątpliwości. Nie tylko co do Eireen, ale i do Czarnego Pana, i tego, jak powinna się względem niego zachowywać. Dawno temu, gdy jeszcze byli w szkole, sprawy układały sie inaczej. Tom, Tom, Tom… teraz nie odważyłaby się do niego tak zwrócić. [Obstawiajcie: szkolna TruLoFF? Zaginiona siostra? Tatko Vader? Dumbledore w charakteryzacji?]
- Jest u Sandmana. Ale nie pójdziesz tam – odpowiedział stanowczo. Na twarzy Sienny pojawił się cień strachu.
- On ją zabije – rzekła. – Przecież dobrze wiesz, jaki jest Carl. Czemu na to pozwoliłeś? [Voldemort popatrzył na nią jak na idiotkę i powiedział „Duuh!”]
Czarny Pan wykrzywił się w grymasie złości, ale był wprawdzie usatysfakcjonowany [AŁtorka ponad wszelką wątpliwość nie rozumie przynajmniej części używanych przez siebie słów]. Sienna, która kiedyś zapowiadała się na naprawdę dobrą śmierciożerczynię [czy to słowo się odmienia?], która w ukrywaniu uczuć i kłamstwie mogła dorównać nawet jemu, stała się… słaba.
- Podróże z Sanguinim i innymi… wampirami najwyraźniej niczego cię nie nauczyły. Rozpuściły cie [powiedz jeszcze „jak dziadowski bicz”, proszę! Wtedy będę mógł udawać, że nie jesteś Voldemortem, tylko jego sobowtórem zatrudnionym dla zmylenia śladów...]. Stałaś się zbyt miękka.
- Po prostu nie chce dłużej być kimś takim, jak Carl – powiedziała, choć wiedziała, że nie o to mu dokładnie chodzi. - Śmierć jest dla mnie niczym, lecz zabijam tylko dlatego, by przeżyć [co nadal czyni z ciebie morderczynię i straszną, straszną osobę]. Nie czerpię z tego chorej satysfakcji i nie robię też tego bez wyrzutów sumienia [mam pomysł – zainwestuj w bank krwi. Albo skontaktuj się z kimś, kogo kręci upływ krwi. Albo NIE WYPIJAJ JEJ DO KOŃCA! Głupia nietoperzyco...]. A właśnie Sangiuni mnie tego nauczył. Inni wprawdzie też. 
- Dlatego też powtarzałem ci, że lepiej byłoby, gdybyś została. Osiągnęłabyś więcej, dużo więcej. Przecież tego pragnęłaś [A teraz wujcio Voldzio wziął się za pracę w pośredniaku? -.-].
- Już mi nie zależy – rzekła, choć spuściła głowę, wlepiając wzrok w podłogę. – Zmieniłam się, panie. Teraz jedyne czego chcę, to żyć w spokoju. Bez chaosu, który kiedyś wkradł mi się do życia [„i tak średnio co noc zabijać czyjegoś ojca, czyjąś matkę, albo czyjeś dziecko. Jestem taką pozytywną postacią!”]. To nieosiągalne, wiem – mówiła, zaczynając żałować, iż tak się otwiera. Nie ma jednak wyboru, bo prędzej czy później Czarny Pan wdarłby się do jej umysłu [z pewnością. I zrobiłby to tylko po to, by poznać twoje plany na życie. I czy przy seksie od przodu trzymasz nogi wysoko czy raczej nisko], a Sienna nie miała na tyle siły, by się bronić. – Chcę jednak iść po Eireen. Od dawna także wyczekuję spotkania z Carlem.
- A co później? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zastąpisz jej matkę? – wysyczał z czystą drwiną.
- Nie – zaprzeczyła od razu. – Chcę…
- A co dasz w zamian, jeśli ci pozwolę, Sienno? – przerwał jej Voldemort, patrząc na nią wręcz z zaciekawieniem [*parsk* „Co mi dasz za to, że zrobisz coś, na co kompletnie nie mam wpływu?” Voldziu, obsuwasz się jako złoczyńca, martwię się...].
- Będę… - zawahała się. Nie chciała znów pogrążać się w magii, szczególnie tej czarnej. Od ponad dwóch lat nie używała swojej różdżki, korzystając tylko i wyłącznie ze swojej wampirzej mocy [Czemu? Magia nie ma negatywnych skutków, nie uzależnia, zęby od niej nie żółkną... Jedyne, co można się od niej nabawić, to lenistwo. Nie absolutnie żadnego logicznego powodu, żeby ktoś rezygnował z takiej magii! Ałtorko, myśl, proszę!]. Ale tęskniła za tym. Tęskniła za byciem czarownicą, za światem czarów. Wiedziała, że nigdy nie pozbędzie się swoich nawyków, które zdobyła przez te lata; picie krwi na zawsze będzie częścią jej życia. [A więc picie krwi dla wampirów to tylko NAWYK?! Nie lubię!] – Będę znów ci służyć.
Na twarzy Czarnego Pana pojawił się oznaka tryumfu [Voldzio nie nałożył rano swojej maści na czyraki i oznaki tryumfu...]. Już gdy powrócił chciał, by owa kobieta dołączyła do jego śmierciożerców. [Zaraz, czyli to, że Sienna go lubi ma być dla wujka Voldzia nagrodą?! AŁtorko, chyb nie przeczytałaś książek uważnie!]
Sienna skarciła się w duchu za słowa. Nie zmieni ich, nie odwoła, chyba, że ceną byłaby śmierć.
- Dobrze więc – powiedział Voldemort, a Sienna nie czekając dłużej, zmieniła się w czarną jak smołę mgłę i wyleciała przez otwarte okno. [Smolista mgła- brzmi nieźle]

***
Jestem beznadziejna [Nie przesadzaj. Mało błędów, od czasu do czasu dobra scena się trafi... Gdybyś tylko częściej myślała...]. Jestem wyprana z emocji. Nawet nie potrafię sobie zrobić jakiegoś konkretnego szablonu. Znowu podzieliłam jeden rozdział na dwa, ale nie chciałam dłużej przeciągać dodania kolejnego rozdziału. Mam przynajmniej nadzieję, że Voldemort wyszedł taki, jak ma być, hehe :D [Nadzieja, niestety, płonna] Wprowadziłam Sienne, ale.. no cóż, nie wiem dokładnie czemu zrobiłam ja wampirem [„Bo ja rzadko kiedy myślę alem za to chyża w dziele!”]. Chyba dlatego, by było ciekawiej. Zawsze jakaś odmiana. (ostrzegam, że to będzie wampiryzm według Mirabelli, a nie ten ze ,, Zmierzchu'' czy z ,,Pamiętników'' :D)
No i na blogu zajdzie kilka zmian. Usunę subskrycję i zrobię normalną listę tych, którzy chcą być informowani. Dojdzie też zakładka ,, Powiadomienia'', gdzie proszę o informowanie o nn u Was.
Postanowiłam trochę zmienić fabułę, jednak nie będzie zmian w poprzednich, jednakże mówię, bo w ,,zapowiedziach'' napisałam co innego niż to, co tu przedstawiłam
[No, zasadziłaś tam niezłego autospoilera...]. Ogólnie? Rozdział mi się nawet... podoba. Byłby dłuższy, gdybym miała więcej czasu. Taa... Dobra. Koniec. Idę czytać u Was, bo tam też mam nie małe zaległości ;)

Dedykacja dla
Klaudii oraz Natalii. Wiecie, że Was kocham? ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz