piątek, 12 sierpnia 2011

3.2. Jod część druga, czyli Ed i Greg poznają świat

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Dzisiaj kończymy, nadgryziony w zeszyły tygodniu "Jod" - crackfic pisany po zażyciu czegoś nieoczyszczonego i eksperymentalnego. Do zeszłotygodniowych uczuć zagubienia i bezsensu dochodzi Odraza, przez duże "O". Czemu? Dowiecie się za chwilkę...
Niech Rassilon [i Manwe!] ma nas w opiece.


Adres bloga: http://yaoi-fma-ed-roy.blog.onet.pl/

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
-Co się z tobą stanie, gdy cię złapią? - Trzynaście pierwsza zadała pytanie.
-Co? - odpowiedź Eda była równie elokwentna co jego mina.[- Och, no przecież, że klepną mnie w ramię, a potem będzie moja kolej żeby gonić a ich żeby uciekać… ZA DEZERCJĘ IDZIE SIĘ POD SĄD, GŁUPIA KROWO!!!- wrzasnął Edward całkiem wyprowadzony z równowagi tak durnym pytaniem]
-Kiedy przyjdzie po ciebie wojsko. Wiesz, mundury, karabiny. – Taub zabrał się za wyjaśnienia [Jesteśmy mu wdzięczni za tak szczegółowe wyjaśnienia. Od razu pojąłem całą istotę służby wojskowej…].
-Skąd wy... Powiedziałeś im?!
House krótko kiwnął głową.
-Ty stary draniu! Mieliśmy umowę!
Chłopak złapał starszego mężczyznę za marynarkę, próbując nim potrząsnąć. W złotych oczach czaiła się panika.
-A gdzie się podziało "kochanie"? - Chase próbował rozluźnić atmosferę [xD W tej sytuacji to nienajlepszy sposób, stary >.<].
House jednak nie przejął się nim i uwolnił się z uścisku. Zrezygnowany chłopak odwrócił się w stronę jego zespołu [Nie przypominam sobie, żeby Edward go ściskał. Raczej szarpał za marynarkę. Poza tym dla Edwarda, którego znam, takie coś byłoby dopiero początkiem walki. Czy on chociaż raz użyje transmutacji?].
-Zostanę postawiony przez sąd wojskowy. Dezerterów karze się... śmiercią. [Tylko w czasie, wojny, nie dramatyzuj…]
Jedynie House i Foreman pozostali niewzruszeni na ta nowinę.
-Ale właściwie dlaczego pytacie?
Tym razem jedynie House nie zdziwił się pytaniem.
-Kiedy tak szedłeś zaczytany w moją książkę, mijałeś się z maniaczką protetyczką.
Edward zbladł. Nie, zrobił się niemal przezroczysty jak szklane drzwi gabinetu diagnostyki [No, to po kłopocie. Szklanego Edwarda nie zauważą] [Zaraz zaraz… Przezroczystość, szkło, błyszczenie (no i „Edward” jako taki)… Czyżby podprogowe nawiązanie do…? xD].
-Muszę wiać. Cholera! Wiedziałem, że to był zły pomysł! Powinienem był wziąć pieniądze i spieprzać jak najdalej stąd!
Zamachnął się, mając nadzieję uderzyć w coś twardego. Biała tablica legła na podłogę.
-Uspokój się - Wilson odezwał się pierwszy raz, odkąd House wciągnął go w dzisiejszą farsę. - Musimy wymyśić, jak ci to ułatwić [Ułatwić uspokojenie się, wzięcie pieniędzy…?] [I w ogóle, to skąd tam się wziął Wilson?] [Wilson ex machina] [Chcę jednakowoż przypomnieć, że House po całym zajściu z Winry popchnął Eda w stronę gabinetu i zaczął się drzeć. O ile jestem w stanie z trudem wyobrazić sobie, że zespół z Wilsonem na czele (a także pielęgniarki, sprzątaczki i pan Zdzisio) przybiegli słysząc jego wrzaski, o tyle biała tablica na korytarzu? W razie jakby House’a genialność kopnęła gdzieś poza gabinetem, tak?] [Tak. Ciągłe wymienianie drzwi po tym, jak zaczynał ryć w nich swe mądrości zaczynało być uciążliwe. Cuddy wolała zainwestować w białą tablice co 10 metrów].
-Chcecie mi pomagać?
-Ja się piszę - Trzynastka szturchnęła go w ramię.
-Może być zabawnie.
-Foreman, od kiedy liczy się dla ciebie zabawa? - wszyscy spojrzeli na
Tauba - Ok, jak szef karze to co mam mówić. [*gubi się* Foreman zaskakuje wszystkich swą rozrywkowością (a zryw ten narodowowyzwoleńczy odbywa się wciąż na środku korytarza, pamiętajmy!) więc wszyscy patrzą na Tauba?] [Taub dostał się do zespołu nie tylko ze względu na swoje uzdolnienia lecz także przez to, że był asertywny i nie miał problemu z przeciwstawianiem się szefowi- tak sobie tylko mówię! *z powrotem siada w kątku i dopisuje kolejny punkt na liście „Rzeczy z kanonu, które aŁtorka postanowiła olać”]
-Chase? - House uniósł znacząco brew.
-Wyrzucisz mnie, jeśi odmówię? - spojrzenie szefa, bezcenne - To co mam robić?
-Podnieś moją tablice. Gdzie jest mój marker? - Trzynaście podała szefowi pisak - Dobra moje dzieciaki. Rozstawiamy warty [Ehu, ehu tocałkiembezsensujest… *pokasłuje*].
***
Winry biegła tak szybko, jak pozwalały jej buty na wysokim obcasie. Była zaproszona na coniedzielny obiad u rodziny Hughesów. Musiała zresztą powiedzieć reszcie o tym, kogo znalazła. Wpadła na klatkę schodową i dobiegła do drzwi waląc w nie pięścią.
- Hej, Winry - otworzył jej delikatnie uśmiechnięty Al [Hmmm… Al się uśmiecha czyli nie jest wielką zbroją a Hughes wciąż żyje?] [Na dodatek Al otworzył jej drzwi na pełnym luzie i od razu wiedział kto zacz- co sugeruje, że Winry nie pierwszy raz wpada w gości, waląc w drzwi gospodarzy pięścią… Wiesz, to chyba jakaś alternatywna rzeczywistość jest…], próbując uspokoić wieszającą się na nim Elicie. W drzwiach do salony mignęła jej czarna czupryna pułkownika, a z kuchni słychać było żartujących z panią Glacier Havoc’a i Bredę. Pociągnęła Ala do jadalni, gdzie siedzieli już
pan Hughes, Riza, Fury i Falman. Usiadła na krześe, oddychając ciężko i zerkając na swojego najlepszego przyjaciela. On i Ed byli naprawdę podobni. Gdy wszyscy usiedli przy stole, wciągnęła głośno powietrze i zaczęła mówić.
- Byłam wczoraj w szpitalu u nowego klienta - na jej słowa wszyscy ucichli i zaczęli słuchać - Kiedy wychodziłam z jego sali potrąciłam pewnego mężczyznę, który chodził o lasce. W ramach zadośćuczynienia zaprosiłam go na kawę. Rozmawialiśmy dość długo i zaczęłam opowiadać i doszłam do Edwarda - spojrzała się na Ala, który zesztywniał. No tak, temat tabu - nie mówiłam nic istotnego, tylko to, że kiedyś uciekł i próbujemy go znaleźć [zupełnie jakby mówiła o zwierzątku, które przegryzło ogrodzenie, a nie o przyjacielu od najmłodszych lat...]. Potem do kawiarni weszła doktor Cuddy, pewnie ją znacie. Zawołała go, a on pożegnał mnie i nazwał protetyczką-maniaczką, po czym zwiał.
- Wiesz jak miał na nazwisko? Może to jakiś trop? [Hmmm... nie, nie zasłużyliście na moją Fajkę Detektywa. Najpierw musicie zacząć logicznie myśleć...] Byłaś na drugim końcu kraju, ale od czego są samoloty. Dla Edwarda to nie trudne się tam dostać? powiedziała Riza patrząc na Ala, który nie wyglądał najlepiej.
- Nie trzeba go szukać - powiedziała nastolatka - zobaczyłam go, jak stałam w windzie. Szedł w stronę tego lekarza, ale mnie na zauważył, czytał coś. Ale za to ten facet zobaczył wszystko i zanim winda się zamknęła widziałam, jak gdzieś z nim idzie i coś krzyczy.
- Widziałaś Eda? To był naprawdę on? - Al rozpromienił się i wyglądał na naprawdę szczęśiwego. Po raz pierwszy od czterech lat.
- Alphonse nie rób sobie nadziei, nie wiesz nawet, czy on chce cię widzieć - powiedział cicho pułkownik Mustang.
- Opisz nam jak wyglądał dokładnie, jakbyśmy go nie znali – dodał uśmiechnięty pan Hughes ignorując swojego przyjaciela.
[„- A więc.. Miał na sobie obcisłe, skórzane spodnie i…
- Fuuuuuj! Nie opowiadaj dalej!”]
- Miał długie blond włosy, gdzieś za łopatki, trochę krótsze od moich. Był rozczochrany i w ogóle wyglądał jakby wstał właśnie z łóżka. Miał duże złote oczy, około metr sześćdziesiąt pięć, jasną karnację. Był szczupły, miał trochę zadarty nos i prostokątne okulary na nosie, ale
chyba tylko do czytania bo potem zorientowałam się, że widziałam go jeszcze przedwczoraj bez nich. Ubrany był w koszulkę jakiegoś zespołu i miał na sobie twój rozpinany sweter oraz swoje czarne spodnie, te, w których podróżowaliście - zwróciła się do Ala - nie wyglądał na chorego, ale trochę zmęczonego, jakby źle spał. [Nieźle się przyjrzała jak na szok po nieoczekiwanym zobaczeniu przyjaciela i cholerne pół sekundy czasu]
- Łał, wszystko się zgadza - powiedział cicho Havoc - niski, zadarty nos - na te słowa wszyscy spojrzeli na twarz Ala - okulary od czytania w złym świetle i te ubrania. Chyba go mamy. [No tak. Bo tylko jedna osoba w całym wielkim świecie może posiadać zadarty nos, nosić okulary i koszulkę JAKIEGOŚ zespołu. Sam spełniam dwa z trzech podanych tu kryteriów! Winry podała kilka naprawdę sensownych znaków szczególnych, a ten się koszulki uczepił... *mamrocze*]
- O ile nie ucieknie, skoro już wie, że po niego przyjdziemy.
***
Dzień dziesiąty
Siedziałem jak na szpilkach w gabinecie House’a, patrząc w sufit i czekając na jego powrót. Przed wczoraj byłem w burdelu i mojemu szefowi mimo zarobków nie podobało się, że mnie nie ma, więc zostałem obdarowany pięknie opuchniętą szczęką i kolorowy siniakiem. Do tego House postanowił sobie pociupciać i jestem niewyspany. Czekam tylko na to, kiedy wojsko po mnie przyjdzie i postawią przed sąd wojenny za dezercję. Chyba, że mogę jeszcze liczyć na parę osób - pomyśałem o Scieszce [komu? xD Brzmi jak imię koleżanki po fachu] i panu Hughsie.
- Jest wojsko - do środka wtoczył się House w zakrwawionych rękawicach. Chyba wyleciał z przychodni. Po nim do środka wbiegli kolejno Trzynaście, Wilson, Chase, Foreman i Taub z tą samą nowiną. Greg wręczył swojemu zespołowi teczkę.
- Zdiagnozujecie pacjenta. Liczę na was. Mężczyzna w średnim wieku, wrócił z ryb. Ma katar, kaszel i podwyższoną temperaturę. Wiecie, co to może być? - powiedział sarkastycznie [Aha, Mylnie Pojęty Sarkazm, mój odwieczny wróg! Spotykamy się znowu, łotrze! En garde!], a oni weszli za oszkloną ścianę.
- Nie macie ochoty na lunch z trupami? - zwrócił się do mnie i Wilsona, zdejmując rękawiczki - będziemy liczyć na siłę perswazji Foremana.
***
Wyszliśmy powoli z gabinetu, jak gdyby nigdy nic. Rzuciliśmy do windy i zjechaliśmy na dół. Czułem, jak moje ręce się pocą i zaczynają trząść. Wysiadłem spuszczając głowę i gapiąc się tępo w podłogę.
- Edward! - rozglądnąłem się. Na drugim końcu korytarza stał Al. Uśmiechnąłem się smutno patrząc na niego tak czule, jak tylko mogłem. Nie chciałem, żeby był nieszczęśiwy. Spojrzeliśmy na siebie znacząco z Housem . Zanim wściekły Mustang i jakaś banda żołnierzy zdążyła do mnie dotrzeć, puściłem się biegiem w stronę klatki schodowej, na piętro gdzie
znajdował się oddział diagnostyki. Uśmiechnąłem się wiedząc, że oni pewnie pojechali windą na samą górę i wyszedłem, aby stanąć twarzą w twarz ze zdenerwowanym Bredą. Nagle mężczyzna upadł przede mną nieprzytomny.
- Pan wybaczy, celowałam w Edwarda - spojrzałem na wymawiającą te słowa doktor Cuddy [czym ona celowała? Od kiedy lekarze chodzą uzbrojeni? Ja wiem, że jak się pracuje z Housem trzeba być gotowym na WSZYSTKO, ale to już przegięcie...]. Chyba jest jeszcze paru ludzi, na których mogę liczyć. Posłałem jej trochę zdenerwowany uśmiech i ruszyłem w stronę gabinetu House’a.
- Mogą tam na ciebie czekać - powiedziała.
- Nie będą, ktoś miał ich przekonać, że lecę na dach - odpowiedziałem i ostrożnie wychyliłem się zza zakrętu. Stałem kilka metrów od wejścia do gabinetu. Z korytarza, którym przyszedłem wyłonili się żołnierze. Na drugim końcu stało ich jeszcze więcej.
- Stalowy, chodź tu i nie rób scen - powiedziała spokojnie porucznik Hawkeye. Ostatni raz uśmiechnąłem się do Ala, wiedząc, że jeśi teraz się zatrzymam to jego życie mogą wziąć jako uregulowanie długów w burdelu [Wy bydlaki! Zabiliście ją *tuli do piersi zwłoki Logiki, ranionej zbyt dużą dawka kretynizmu* Niech was piekło pochłonie, słyszeliście? PIEKŁO!].
- Leć - powiedział Wilson. Masz kluczyki do mieszkania. Zanim załatwią nakaz zdążysz zwiać. Mam nadzieję, że umiesz prowadzić motocykl.
- House o tym wie?
- Nie musi.
Popędziłem korytarzem, uderzając dwoje żołnierzy stojących mi na drodze, a za mną słyszałem jeszcze krzyki i słowa House’a.
- Bardzo panów żołnierzy przepraszam, cały czas ktoś potyka się o tą laskę. O nie! Chase, jak mogłeś być tak nieuważny i tak poważnie uderzyć pana drzwiami. A ty Trzynaście? Podeptałaś pana obcasami. Chyba nie może chodzić, jaka szkoda! Chase posprzątaj panów z przejścia, jak tak narozrabiałeś! [Ciut żenujący ten element komiczny. Choć ogólnie rzecz biorąc House jest zaskakująco kanoniczny…]
***
- O co tu do cholery chodzi? ? zapytał wściekły pułkownik Mustang, patrząc na leżących na ziemi i wijących się z bólu, lub nieprzytomnych żołnierzy. Nie znosił tych nowych idiotów.
Al spojrzał się na stojące obok siebie dwie kobiety i czterech mężczyzn. Lekarz o lasce, o którym mówiła Winry, gwizdał i patrzył się w sufit tupiąc nogą. Nagle jakby się ożywił i oznajmił beztrosko:
- Państwo wybaczą, mój pacjent właśnie krwawi z odbytu. [http://www.youtube.com/watch?v=3XnOIR7VkVw]
- Nie tak szybko - porucznik Hawkeye złapała go za tył marynarki - Wyjaśnicie, gdzie on jest, albo będziemy zmuszeni oskarżyć was o utrudnianie śedztwa.
- Przez panią właśnie umierają ludzie! Taub idź do przychodni, a Foreman, Chase i Trzynaście zrobią USG brzucha, badanie prostaty i tomografię głowy pacjentowi, który wrócił z ryb. Wiecie… Sądzę, że to może być przeziębienie. Trzeba poinformować jego żonę, to takie smutne - dodał udając poruszonego. [Tym razem już zdecydowanie żenujący element komiczny]
- Co ma odbyt do głowy? - zapytał ciekawy jeden z żołnierzy. [Parsk!]
- To, że niektórzy używają go częściej, niż mózgu [zignoruję oczywisty żart, jeśli ty też to zrobisz] [Dobra!] [No to gites] […] […] [aŁtorka zna to pewnie z autopsji...] [Hej!] [Przepraszam! Tak mi się wymsknęło!] - warknęła młoda, brązowowłosa kobieta nazywana Trzynaście. Wszyscy spojrzeli na nią zdezorientowani, a ona obdarzyła pana Hughesa, pułkownika i resztę wojskowych niezbyt przyjaznym spojrzeniem po czym ruszyła w stronę windy. Za nią podążyli mężczyźni.
- Nasza Trzynaście dorasta - wyszeptał wzruszony [O.O] House do stojącego obok niego Wilsona. Mężczyzna natomiast zwrócił się do zdenerwowanego Ala.
- Jesteś bratem Eda? Jesteście bardzo podobni.
- Sprawdźcie ich mieszkanie - powiedział powoli pułkownik.
- Nie macie nakazu.
- Zaraz go załatwimy. Nie ucieknie nam. Czeka już na niego generał Harlot [ke? Czy aŁtorce chodziło o Halcrowa? Dlaczego Edward za dezercję miałby stawać przed generałem Kwatery Wschodniej a nie od razu przed generałem armii?] - zaśmiał się nieprzyjemnie jeden z poruczników.
James Wilson poczuł jak jego serce podchodzi do gardła. To nie może być prawda. [Nikt nie może śmiać aż tak nieprzyjemnie!]
***
- Czekałem na ciebie - usłyszałem za sobą zimny głos. Czułem się jak sparaliżowany. Nienawiść. Strach. Nie panowałem nad własnymi myśami, kiedy się zbliżał, zacząłem biegać po pokoju jak zaszczute zwierzę, szukając wyjścia z mieszkania, w którym sam nas zamknąłem. Wyminął lampkę, którą zrzuciłem na ziemię i chwycił mnie za nadgarstki, a potem za pomocą alchemii przypiął je do ściany nad moją głową. Obrazy w mojej głowie zaczęły same pokazywać mi się przed oczami. Moje ciało, które kamienny mur ranił za każdym pchnięciem [Mur go pchał. Spoczko. Pewnie nożem, skoro przy okazji ranił]. Okładanie pięściami za krzyczenie o pomoc. Ręka szarpiąca włosy i głowę i wpychającą członka do ust. Po wyjątkowo brutalnym gwałcie głos każący po sobie sprzątać. Kopniaki wymierzone w brzuch, za pobrudzenie krwią podłogi. Zawsze lubił jak płakałem i mógł patrzeć mi w oczy.
Szybkim ruchem szarpnął za mój rozporek i ściągając bieliznę szybko we mnie wszedł. W tej jednej chwili znów miałem czternaście lat, metalowe kończyny i czułem się jak szmata. Po raz kolejny modliłem się do Boga, o coś, czego nigdy nie dostanę ponownie. Poczucie bezpieczeństwa.[Hm. A teraz wszyscy weźmy głęboki oddech i zastanówmy się, na spokojnie, CO TA OBRZYDLIWA SCENA TUTAJ ROBI?! To opko o gejowskiej miłości z wykorzystaniem postaci z dwóch kompletnie nie przystających do siebie mediów! Takie coś zwyczajnie! Nie! Pasuje! Gdyby aŁtorka chciała napisać o Myszce Minnie, pewnie wyrzuciłaby z siebie historię o tym, jak podczas ucieczki z Auschwitz została okaleczona przez Red Skulla! Gwałt to bardzo ciężki i trudny temat i nosi mnie, kiedy zostaje wykorzystywany jako tania sztuczka dramatyczna, zwłaszcza przez kogoś, kto uważa że House zapinający Eda Elrica w tyłek to dobry materiał na opowieść! Wstydź się, gówniaro. Wstydź!]
***
- I co teraz, kurwo? - warknął mi do ucha. Czułem nasienie spływające mi razem z krwią po nogach. Narysował szybko krąg transmutacji na ścianie i odpiął mi ręce. Wiedział, że nie mam nawet siły go zaatakować - Słyszałem, że jesteś tutejszą dziwką? Zawsze ci mówiłem, ze tylko do tego się nadajesz. Do rżnięcia. Pamiętam jak kiedyś w trakcie zacząłeś krzyczeć imię Mustanga. Chciałeś, żeby ci pomógł? On nawet ci nie wierzył! Czym różni się to i seks w burdelu? I tak jesteś już na dnie! Wiesz, że teraz czeka nas wieczność razem? Pewnie braciszek cię uratuje i razem przesiedzimy w kiciu do końca życia. Przynajmniej nie umrzesz.
Niech zobaczą, czym naprawdę jesteś! Ja im udowodnię, choćbym miał gnić w więzieniu. Żebyśmy nie mogli używać alchemii pewnie odetną ci ręce. Nienawidzą dezerterów.
Rzucił mnie na ziemię i stanął nogą na prawej dłoni . Zawyłem, kiedy miażdżył mi ją wojskowym butem przekręcając i depcząc, póki nie usłyszał dźwięku łamanych kości. Zanim zemdlałem z bólu, zobaczyłem jak idzie w moją stronę z kuchennym nożem.
Przepraszam, Al
[*Bez słowa wskazuje na fragment powyżej*]
***
- Obudził się - Roy Mustang spojrzał zmęczonym wzrokiem na doktor Cuddy i przełknął śinę. Edward leżał w szpitalu od miesiąca. Na chwiejących się nogach ruszył w stronę jego pokoju. Kiedy przyjechali do mieszkania House’a zastali generała Harlota znęcającego się nad chłopcem. Roy nie wiedział, co teraz ma zrobić. Ledwie tydzień temu pokrył z własnej kieszeni długi Edwarda w burdelu, odprowadzany wdzięcznymi spojrzeniami prostytutek. [Hej, a tak swoja drogą, to such a great plan: Zostałeś brutalnie zgwałcony i uciekłeś od oprawcy? Zostań dziwką!] Jedna podeszła nawet do niego i podziękowała, że wyciągnął stamtąd Eda. Teraz miał spojrzeć w oczy chłopcu, który został wielokrotnie zgwałcony, trafił do domu publicznego i był poważnie okaleczony z jego winy.
Roy wszedł do zasłoniętego żaluzjami pokoju i spojrzał na swojego podwładnego po raz pierwszy od wypadku. On jedyny czuwał w szpitalu. Al był pod opieką psychoterapeuty, a reszta wojskowych i dawnych przyjaciół nie mogła sobie wybaczyć, że zostawili go w takich okolicznościach. Spojrzał na chłopca leżącego i płaczącego cicho na łóżku.
- Cześć - powiedział niepewnie. W odpowiedzi usłyszał łkanie dochodzące spod kołdry. Roy bez słowa podszedł do niego i delikatnie dotknął lewej ręki. Mógł przysiąc, że siedział tak przez pół godziny, aż nagle wyłoniła się opuchnięta od płaczu twarz Edwarda.
- R- Roy?- jego głos drżał, kiedy to mówił.
- Tak - jego jedyną reakcją było to, że odwzajemnił uścisk dłoni - Generał Harlot nie żyje. Oficjalnie był to atak serca. Właściwie to zlinczowali go w areszcie. Spłaciłem wszystkie długi. Al będzie przy tobie, jak tylko otrząśnie się z szoku. [To miło, że aŁtorka pozbawiła swojego bohatera szansy na ostateczną konfrontację z jego nemezis. Przecież każdy spodziewał się, że coś takiego nastąpi, a tu ZONK! Ałtorka nas zaskoczyła swoim awangardowym podejściem do sztuki opowiadania historii!] [Kretyńskim, skarb. Kretyńskim] [Też dobrze]
- Pomóż mi wstać - powiedział beznamiętnie. Razem podnieśi się z łóżka [kiedy Mustaang zdążył się walnąć na łóżku Edwarda?] i po chwili stanęli naprzeciw lustra. Zażenowany Roy patrzył, jak Edward zdejmuje swoje ubrania i staje przed nim nagi [Kolejny doskonały pomysł. AŁtorko: nie wiesz, nie pisz. A skoro już musisz, to weź użyj intuicji lub kogoś spytaj]. Powoli wyciągnął lewą rękę i zaczął się dotykać. Ostrożnie, najpierw zaczął od szyi. Siniaki na klatce piersiowej i ręce, potem odwrócił się spoglądając na krąg transmutacyjny wyryty nożem na plecach. Na koniec zostawił prawe ramię. Delikatnie pogładził miejsce, w który powinna być jego ręka. Ręka, którą odcięto mu zaledwie miesiąc temu nożem kuchennym [kurczę, chciałbym mieć kuchenny nóż tak ostry, że przebija się przez kość][Mało użyteczny. Przekroi deskę, jeśli nie będziesz uważać. I ciężko się przechowuje...] [A ty skąd wiesz?] [Eeee... Patrz, błędy logiczne! Pośmiejmy się z nich!].
- Przed śmiercią kwalifikował się do szpitala psychiatrycznego. Godzinami opowiadał o tym wszystkim co ci robił. Ja… przepraszam. Jeśi to jest cena za bycie Fuhrerem to rezygnuję. [„Och, ależ to trudne! Okazuje się, że rządząc sporym państwem, spotykam... niemiłych ludzi! Kto by przypuszczał?”]
Chłopiec powoli ubrał się i usiadł na łóżku okrywając się. Pułkownik czuł, że po jego twarzy spływają łzy. Edward po chwili milczenia wyciągnął drżącą dłoń i dotknął jego twarzy.
- Nie rezygnuj. Od dzisiaj będziesz musiał chronić takich, jak ja. Nie wiem, czy nadaję się do pracy w wojsku, ale będę twoim sojusznikiem. Oni cię potrzebują. Ja cię potrzebuję.
- To ja powinienem cię pocieszać.
- Nie musisz. Ja… poproszę Winry o nową rękę. Myśisz, że się zgodzi?
- Tak, ona chce cię bardzo zobaczyć. I pomóc.
- Pocałujesz mnie? [*headdesk*]
- Co?
- Wiesz, oni nigdy tego nie robili? [Co za niewychowani faceci. Nie skręcali ci karku podczas seksu]
***
Przez szklane drzwi prowadzące do przychodni mógł obserwować mężczyznę, którego House przedstawił jako Mam-Nadzieję-W-Krótce-Byłego chłopaka Cuddy [jakie to miłe ze strony aŁtorki, że pod koniec swojego opka wprowadza kompletnie nieistotną postać z kanonu jak Element Komiczny! Wzruszonym, doprawdy]. Lucas stał oparty o ladę i rozmawiał z panią dziekan. Kobieta nie miała dziś jednak zbyt dużo czasu. House zadbał o to osobiście. Zostawiła go samego, posyłając mu przepraszające spojrzenie i prawie wybiegła przez drzwi, niemal potrącając przyglądających się jej dwóch nastolatków.
-Braciszku, jesteś pewien, że chcesz to robić?
-Jasne. W końcu jestem mu to winien.
-Ale...
-Daj spokój, Al. Będzie zabawnie.
Edward pchnął drzwi i skierował się w stronę niczego nie spodziewającego się mężczyzny. Gdzieś wśród pacjentów mignęła mu sylwetka House'a. Ostatnia obietnica, którą musi spełnić.
-Lucas?
Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na niego pytająco. Znał tego chłopaka. Swego czasu Lisa chciała, żeby go sprawdził. Co ciekawe, niewiele znalazł. [I wcale go to nie zainteresowało? Detektyw od siedmiu boleści...] Kiwnął głową.
-A ty jesteś?
-Jod. Dawno cię nie widziałem, Ella i Mona pytały, czemu już nie zamawiasz trójkątów.
Kilka osób wokół nich przystanęło i zaczęło nasłuchiwać.
-O czym ty mówisz?
Edward uśmiechnął się chytrze.
-Pewnie, znalazłeś sobie dziewczynę i już zapomniałeś jak często odwiedzałeś burdel?
Twarz Lucasa wyrażała czyste zdumienie. Co tu się do kurwy nędzy dzieje?! [My thoughts exactly!]
-Słuchaj dzieciaku, nie wiem czego ode mnie chcesz, ale nigdy nie byłem w burdelu.
Edward obszedł go dookoła i położył mu dłoń na ramieniu. Przesunął ją powoli w dół, po czym objął mężczyznę.
-Tego też nie pamiętasz?- spytał zmysłowym głosem, wpatrując się w niego maśanym wzrokiem. Lucas odskoczył od niego jak oparzony, Al widząc jak zachowuje się jego brat, mało nie dostał zawału, a House... House ryknął śmiechem, strasząc przy tym jakiegoś dzieciaka i jego matkę.
-Do końca życia będę mógł cię tym szantażować - powiedział, patrząc na Lucasa i machając mu przed oczami aparatem cyfrowym. [Gdyż Cuddy absolutnie, wcale, w ogóle nie rozpozna na zdjęciu Edwarda o którym wie, że jest dziwką i współpracuje z Housem]
-House? Mogłem się domyśić, że to wszystko twoja sprawka!
-Zemsta jest słodka!
House był nad wyraz zadowolony z przedstawienia, jakie zafundował mu jego mały przyjaciel. [Mały przyjaciel House’a? xD]
-Rozumiem, że jesteśmy kwita?
Edward podpierał się lewą ręką pod bok, prawą, która była na razie tylko plątaniną kabli, trzymając w kieszeni. Patrzył wyczekująco na House'a.
-Jasne, ale wiesz, jakbyś się kiedyś nudził...
-Znam numer. Ale podejrzewam, że już tu nie wrócę. Choć nie przeczę, że seks z tobą to czysta przyjemność.
Odwrócił się i odszedł, zgarniając po drodze ledwo żywego brata. Nie słyszał więc, jak tym razem Lucas naśmiewa się z House'a.
-Braciszku, ty na prawdę jesteś w tym dobry.
-Dobrze wiesz, że wolałbym nie być...
***
-Jesteś pewien, że chcesz tam wracać?
Pułkownik spojrzał na Eda proszącymi oczami.
-Zostało tam kilka rzeczy, które chciałbym odzyskać.
-Na przykład?
-Mój zegarek. Chce go mieć na pamiątkę .
-Skąd pewność, że wciąż tu jest?
-Dziewczyny na pewno przechowały moje rzeczy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo ludzie potrafią tu o siebie nawzajem dbać.
-Wiesz, że...
-Wiem.
Nacisnął klamkę i wszedł do tak bardzo znienawidzonego przez siebie budynku. Modlił się, żeby nie było szefa. Wiedział, że będzie chciał go tu z powrotem i wiedział też, że nie zawaha się użyć siły. I to samo mógł powiedzieć o Mustangu. Zajrzał do jedynego pomieszczenia, które względnie nadawało się do użytku. Pokój nazywany przez bywalców Gościńcem [bo był szeroki, utwardzany i można nim było dotrzeć w różne ciekawe miejsca?], służył jako poczekalnia dla klientów. Teraz było tu tylko kilka dziewcząt, większość niewiele starszych od Eda. Wszystkie ubrane i wyszykowane. Czyli szef dostał duże zamówienie [„Dwanaście dziewczyn na wieczór kawalerski kolegi poproszę. Nie, proszę nie pakować...”].
-Ed? To ty?
Średniego wzrostu brunetka podbiegła do niego i uścisnęła go mocno.
-Jannice... duszę się.
Po niej podeszła reszta dziewcząt witając go, jednak z zaniepokojonymi minami. Spojrzały na towarzyszącego mu mężczyznę.
-Dziewczęta, to jest...
Chciał go przedstawić, ale Jannice go ubiegła.
-To ten twój wybawiciel? Spotkaliśmy się, gdy byłeś tu ostatnio - zwróciła się do Mustanga.
-Co cię tu sprowadza? Chyba nie masz zamiaru tu wracać?- jedna z dziewcząt, krótko ostrzyżona blondynka, spojrzała na chłopaka ze strachem.
-Spokojnie, Elen. [ELLEN. Dwa razy „l”. Chyba że mówisz o celtyckiej bogini, ale takiej ewentualności nawet nie biorę pod uwagę, dla ochrony mojego biednego, skołatanego mózgu] Chce tylko zabrać swoje rzeczy. Przechowałyście je dla mnie może?
-Oczywiście, że tak!- Elen prawie krzyknęła z radości i szybko wybiegła, wracając po chwili z drewnianym pudełkiem.- Proszę, wszystko tak jak zostawiłeś.
Edward otworzył pudełko i zobaczył swój srebrny zegarek i kilkanaście fotografii zarówno z jego życia za czasów wojska, jak i okresu mieszkania tutaj [Bardzo mnie interesują zdjęcia Edwarda z burdelu].
-Dziękuję wam. Za wszystko.
-Trzymaj się i nie wracaj. A najlepiej trzymaj tego przystojniaka - Elen wskazała na pułkownika - blisko siebie, bo ładnie razem wyglądacie.
-Co to za burdel? [nooo... twój?] - barczysty mężczyzna wszedł do pomieszczenia, śmiejąc się ze swojego kiepskiego żartu - Jod. Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz.
Kpiący uśmieszek wstąpił na jego twarz, na widok Edwarda wśród tych dziewczyn.
-On nie...
-Zamknij mordę, Jannice - uciszył dziewczynę jednym spojrzeniem – I widzę, że przyprowadziłeś pierwszego klienta. Spłaciłeś go, żeby zgarnąć mi go na kilka miesięcy? - zwrócił się do Mustanga. - Co, nic nie powiesz? Ostatnim razem byłeś bardziej wygadany.
W głosie mężczyzny dało się słyszeć nutę agresji [bym się nie domyślił, jego kwestie można zinterpretować na tyle różnych sposobów!] [I właśnie to, drogie dzieci, jest sarkazm]. Ed wiedział co się za chwilę stanie. Lepiej byłoby, gdyby jak najszybciej stąd wyszli. Dwa kroki wystarczyły, żeby mężczyzna znalazł się przy chłopcu i szarpnął go za ramię.
-Na górę, bo jak nie...
-To co? - warknął Mustang. W wyciągniętej ręce trzymał pistolet, którego koniec omal nie dotykał skroni przeciwnika - Puszczaj, chyba że chcesz pożegnać się ze swoim żałosnym życiem.
Edward wyrwał się i stanął obok pułkownika.
-To jawna napaść!
-Zgadza się. Na oficera. [Mam rozumieć, że uniwersum House'a uznaje świat FMA, razem z jego siła zbrojnymi? *PRASK!* AŁĆ! To jest tak głupie, że mnie fizycznie zabolało! Będzie ślad!] Módl się, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
Mustang opuścił broń, jednak asekuracyjnie wolał ją mieć w pogotowiu. Skinął chłopakowi w stronę wyjścia [A gdzie chłopak ma wyjście?] [xD] [… Ok., po głębszej weryfikacji: nie chcę wiedzieć! Choć wciąż mnie zastanawia czemu Roy żegnał się z tyłkiem Edwarda] [xD xD xD] [*zrezygnowany* Włączył ci się tryb yaoi, prawda] [*potakuje energicznie*] [Dopiero teraz?] [Wcześniej to było tak żałosne, że wszystkie moje zmysły odsunęły się trwożliwie jak najdalej, żeby nie dostać rykoszetem kiedy waliłam głową w biurko] [To ma sens] [^^], dając mu znać, że ma iść pierwszy.
-Żegnajcie.
Ed pomachał dziewczynom na pożegnanie, zostawiając za sobą stare życie.
A teraz módlmy się wszyscy, żeby się udało i onet przestał robić problemy :/
[Modlę się, żeby onet robił problemy tak długo, aż dziewczynie odechce się tworzenia takiego chłamu]

7 komentarzy:

  1. Całkiem nieźle się bawiłam, czytając to, co napisaliście o ,,Jod”. Serio. Pomijając parę wybitnie głupkowatych (ale co to w porównaniu z tekstem, prawda?) uwag, analiza tekstu była bardzo… interesująca. Parę razy ( wiele razy) pozwoliłam sobie zaśmiać się nad własną głupotą. Czasami trzeba mieć dystans do siebie i innych, wiecie? Nie krytykują tego, co robicie. Piszecie, co myślicie o tekstach innych, w końcu każdy ma jakieś hobby. Co prawda nie wiem, w jakim celu, bo wolałabym przeczytać porządną recenzję na miarę jakże inteligentnych ludzi, jak wy. Ale trudno. Może za dużo wymagam? Osobiście wolę konstruktywną krytykę w komentarzu pod tekstem, niż kolorowe uwagi po każdym jego akapicie.

    To wszystko przypomina mi moje pierwsze ,,opowiadanie”, które zawierało Harry’ego Pottera w wersji emo, złego Rona i niesamowicie piękną Hermionę. Wierzcie mi, było w nim wszystko, oprócz znaków interpunkcyjnych.

    Nie będę się bronić, ani co gorsza zaprzeczać temu, co napisaliście. Wbrew temu, co pewnie myślicie również was nie przeklnę. ,, Jod” to nie opowiadanie najwyższych lotów, wręcz po przeczytaniu niektórych kawałków mam ochotę zapaść się pod ziemię, bo zdecydowana większość najgłupszych części jest mojego autorstwa. Ale dzięki temu mam szansę (oczywiście po tym, jak spalę się ze wstydu) doskonalić się. Zaczynając od takich właśnie głupot mogę się doskonalić i uczyć na własnych błędach. To chyba najlepszy sposób, aby dotrzeć do przyzwoitego poziomu. Małymi kroczkami, ale zawsze do czegoś dojdę. Nie wiem ile jeszcze moich wypocin trafi na bloga takiego, jak ten, ale wiem, że nie bez powodu. Boże. Brzmię, jak jakaś pieprzona niezrozumiana artystka. Padam na klęczki i błagam o wybaczenie.

    Podsumowując, stworzyłam kilkanaście stron wielkiego i śmierdzącego gówna. To dobrze. Miło, że ktoś podziela moją opinię.

    Green Lemon

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Green Lemon
    Bardzo się cieszymy, że pierwsza odpowiedź od twórcy komentowanego przez nas tekstu jest taka... nieagresywna. Aż miło czytać!
    Nasza analizatornia ma wiele założeń, a jednym z nich jest bawienie czytelników. Dlatego też taka, a nie inna forma. Dlatego głupkowate (ale od razu mówię, że te głupkowate to Johnny pisał! xD) uwagi. Czasami też chcemy zawstydzić twórcę komentowanego tekstu, żeby ten zastanowił się nad tym, co pisze i jak. Ciebie zawstydzać już nie musimy i bardzo nas to cieszy.
    Życzymy powodzenia, najgorsze błędy już popełniłaś i wyciągnęłaś z nich wnioski bez niczyjej pomocy.

    Ale mam kilka pytań, bo są sprawy, które nie dają nam spokoju: Czemu "Jod"? Kto to jest ta nieszczęsna Scieszka- bo mi się to plugawo kojarzy z kimś, kto "sciesza" klienta (słowotwórstwo zawsze w modzie)? No i generał Harlot- czytałam FMA, a takiej postaci nie pamiętam.

    Mamy też prośbę: nie chciałabyś przesłać mi tego potterowego opka, o którym napisałaś w komentarzu? Jeśli nie chcesz możemy go z Johnnym nie analizować na stronie (ani w ogóle) ale emowty Harry i cała reszta brzmi... rozkosznie sadystycznie :3

    Ach, i dobra rada: nie każdy ma zawsze dobre i mądre pomysły na opowiadanie i to jest normalne. Dlatego ja na przykład przed wrzuceniem czegoś swojego do internetu daje to najpierw do przeczytania mamie, siostrom, dwóm koleżankom, Johnnemu właśnie... Osobom, których zdanie się dla mnie liczy. Dzięki temu, że najpierw czyta to kilka osób w różnym wieku i o różnych upodobaniach wiem przed pochwaleniem się na szerszym forum czy to, co napisałam to nie jest chłam. A jeśli jest- to mogę to spokojnie poprawić :)

    Pozdrawiamy i życzymy powodzenia w dalszym doskonaleniu się. Mam nadzieję, że Twoja twórczość nie zagości już na żadnej analizatorni opek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, wierz mi, że ja również mam taką nadzieję.

    Opowiadania o Potterze niestety (naprawdę tego żałuję) nie mogę przesłać, bo je skasowałam. Zapomniałam o nim, a potem, gdy na nie przypadkowo natrafiłam, usunęłam. Żałuję mojej spontanicznej decyzji, bo teraz miałabym niezły ubaw zarówno czytając je, jaki i przesyłając do analizy. Wierz mi, że Harry'ego w wersji emo
    jest pełno w internecie.

    Właśnie szukam jakiegoś innego ,,wstydliwego" opowiadania, ale najwyraźniej pozbyłam się ich wszystkich razem z tym o Harrym.

    A teraz czas odpowiedzieć na Wasze pytania. Może zacznę od tytułu. Bardzo trudno było go wybrać mi i Akneisie. Jestem beznadziejna w wymyślaniu tego typu rzeczy (w przeciwieństwie do opisywania ohydnych scen seksu :D). Tak więc, kiedy padła taka propozycja, zaakceptowałam ją. Jakoś nie miało to dla mnie wcześniej wielkiego znaczenia.

    Generał Harlot to moja sprawka. Ten zboczony sadysta został wymyślony tylko i wyłącznie przeze mnie. Tu chyba powinnam się (po raz kolejny) spalić ze wstydu, ale wczoraj wróciłam z wakacji i mam zbyt dobry humor, aby zaprzątać tym sobie głowę. Odpisywanie Wam to (ku mojemu zdziwieniu) sama przyjemność. Tak, mówię to całkiem serio.

    Dziękuję za radę, choć została mi przesłana z pewnym opóźnieniem. Już zdążyłam ją zastosować w praktyce.

    Te wszystkie ,,małe pisarskie zbrodnie" popełniał kiedyś chyba każdy. Przynajmniej, z tego co słyszałam od znajomych. Kiedyś nasza polonistka przyniosła na lekcje swoje pierwsze wiersze. Dawno się tak dobrze nie bawiłam.

    Co za głupie próby tłumaczenia się. Jeśli już macie dość, to nie czytajcie kolejnego akapitu.

    Wychodzę z założenia, że od czegoś zawsze trzeba zacząć i przynajmniej raz zostać ostro skrytykowanym. Wy zrobiliście mi to jako pierwsi i jestem za to wdzięczna. Kiedy się dowiedziałam nie było to przyjemne, ale mam (albo mam przynajmniej taką nadzieję) wystarczająco rozum i dystansu do samej siebie, aby nie pogrążać się w depresji lub wściekać. Zazwyczaj swoje błędy zauważam po pewnym okresie czasu, więc kiedy coś napiszę powinnam zostawić, żeby trochę ,,ostygło". Niestety jestem zbyt spontaniczna.

    Zrobiłam się jakoś wyjątkowo wylewna. Raczcie mi wybaczyć.

    Green Lemon

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mamy czego wybaczać, naprawdę :)
    Bardzo szkoda, że wykasowałaś tego Harryego. Wiem, że głupich opowiadań o nim jest mnóstwo- sama czytałam kilkanaście plus kilka po zanalizowaniu- ale i tak fajnie byłoby przeczytać takie napisane przez Ciebie (A poza tym standardowo Hermiona może i jest piękna, ale Ron jest przygłupi a Dumbledore zły. Więc byłabyś poniekąd oryginalna! xD). Wiec w razie, jakbyś jednak coś znalazła, to nie krępuj się wysyłać, w moim profilu masz maila ^^
    Wyjaśniłaś już "Jod" i Harlota. A co ze Scieszką? Bo serio mnie ona zastanawia. Nawet jeszcze raz przejrzałam sobie mangę w nadziei, że nasuną mi się jakieś skojarzenia, ale jedyne na co wpadłam, to trochę podobnie brzmiąca Sheska.
    Fajnie, że wakacje się udały :) (Poczekaj jeszcze kilka lat: jak będziesz całe wakacje spędzała w mieście pracując to zrozumiesz naszą potrzebę pastwienia się nad aŁtorkami xD)
    Oczywiście, że nikt nie rodzi się od razu Tolkienem- ale od tego są właśnie rodzice i znajomi: żeby zrobić Ci darmową korektę tekstu ;)
    Nie musisz się pogrążać w depresji ani wściekać. Nie wiem, jak dawno napisałaś "Jod", ale skoro zobaczyłaś własne błędy, to po prostu staraj się już ich nie popełniać i uwierz, że ani ja ani Johnny pisząc swoje komentarze nie mieliśmy na celu zrobić Ci na złość- choć niewątpliwe jesteśmy wredni i podli ;)- tylko w zdecydowany sposób zwrócić na nie Twoją uwagę. Dlatego też linki do analiz zawsze pojawiają się pod analizowanymi tekstami: żeby aŁtor dzieUa mógł wejść sobie, przeczytać i wyciągnąć wnioski.
    Ach, i nie przepraszaj też za wylewność: ja uwielbiam długie komentarze :3 Wtedy mogę bez wyrzutów sumienia długo na nie odpisywać! Jak widzisz pod tym względem wcale Ci nie ustępuję. A i bardzo miło się rozmawia z kimś, kto nie rzuca we mnie kamieniami za to, że skrytykowałam jego tekst. Jeżeli Cię to podniesie na duchu, to pamiętam, jak kiedyś na Przyczajonej Logice, Ukrytym Słowniku po analizie opka o Dianie Lestrange (nawet nie pytaj) rozpętało się piekło, bo aŁtorka i jej koleżanki napadły na dziewczyny z tamtej analizatorni, zwyzywały je i zagroziły sądem za naruszenie praw autorskich (co oczywiście było bezpodstawne, bo istnieje prawo cytatu i.t.d). Przy czym groźby sądem były jednymi z tych bardziej... cywilizowanych gróźb. Więc jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości co do swojego rozsądku, rozumu i dystansu, to pomyśl o tych dziewczynach i porównaj swoje zachowanie z ich ;)
    Ach, i jako analizator nie mogę tego nie powiedzieć: "okres czasu" to tautologia. Albo "po pewnym okresie" albo "po pewnym czasie". Wiele osób popełnia ten błąd, nawet w telewizji, ale nie zmienia to faktu, że to błąd.

    Nie mamy Ci czego wybaczać!
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, rzeczywiście zapomniałam o Scieszce. Jak już się domyśliłaś to miała być Sheska.

    Opowiadania o Harrym na pewno nie znajdę.Pisałam je jak jeszcze byłam w podstawówce, jakieś sześć lat temu, o ile się nie mylę. Zostało na starym komputerze, który już niestety nie działa ze względu na swój wiek. A służył mi dzielnie.

    Nie przeglądam blogów z analizami opowiadań, bo po prostu nie lubię, choć o paru ,,akcjach" podobnych do tej z Dianą Lestrange słyszałam. Czemu nie lubię? Zwyczajnie uważam, że nawet te największe gnioty bez znaków interpunkcyjnych, z błędami ortograficznymi, brakiem sensu i dużych liter, napisane nawet przez najmłodszych, są coś warte. Dla takiego dziecka to początek przygody z pisarstwem, wielkie przeżycie. Łał, wreszcie stworzyłam coś własnego.

    Myślę, że nie powinno się ich zniechęcać, w końcu takie hobby jest lepsze niż oglądanie telenoweli, lub granie w gry komputerowe. W ten sposób są w stanie kształtować wyobraźnie i możliwe, że za parę lat w końcu do czegoś dojdą. Nie wiem, czy któreś z Was ma dziecko w rodzinie, ale ja wiem, że kiedy moja mała kuzynka pokazuje mi swoją historyjkę, napisaną na lekcji to cieszę się, jak cholera i nie zniechęcam jej, nawet jeśli to największy gniot na świecie.

    Przyznajmy szczerze, że to co robi się na blogach z analizami wcale nie jest konstruktywną krytyką, a zwykłym naśmiewaniem się. Jeśli ktoś: nastolatek, dziecko coś napisze to Wy (zapewne jesteście już dorośli) powinniście wytknąć mu jego słabe strony w komentarzu i dać parę rad, a nie tak poniżać. Tak, myślę, że niektórzy mogą wziąć coś takiego za poniżenie. Tylko dziwi mnie to, czemu później wszyscy narzekają na to, jak durna jest teraz młodzież, skoro sami zniechęcają ich, aby rozwijali się, uczyli na własnych błędach, kształtowali wyobraźnie.

    Nie mówiłam teraz o sobie, ale o młodszych lub bardziej wrażliwych na takie formy krytyki osobach. Ja osobiście szanuję ich pracę i wolę zachęcać do rozwijania, udzielając rad i wytykając błędy, niż nagle poddawać takiej próbie.

    Według mnie wyznacznikiem dojrzałości nie jest tylko to, jak i co piszemy, tylko czy szanujemy to, co napisali inni.

    Green Lemon

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgodziła bym się z tobą, gdyby mi jeden tyci szczególik: osoby, które publikują swoje opowiadania w internecie nie mają dziewięciu lat. To nie są już małe dzieci, na które trzeba uważać, żeby ich nie zniechęcić (tym bardziej, że co jak co, ale na brak zachęty aŁtorki raczej nie cierpią- zawsze się znajdzie ktoś, kto napisze słitaśnego komcia i będzie fajnie). Za to na pewno są to osoby, którym ktoś wreszcie powinien pokazać ich błędy, bo jesli tak się nie stanie, to dopiero wtedy będziemy mieli durną młodzież.
    I ważne: nikogo nie poniżamy. Ciebie personalnie czepnęliśmy się może ze dwa razy w ciągu całej analizy, ale temat, jaki wybrałaś w Jodzie sprawił, że mi włosy stanęły dęba. Więc o osobie, która pisze takie rzeczy, może się "wypsnąć" parę niemiłych rzeczy- wierzę, że od tamtego czasu się zmieniłaś. Czepiamy się opek, a nie aŁtorek (czy aŁtorów).
    I pragnę zauważyć, że nikt nigdzie nie mówi (ani w Ministerstwie ani w innych analizatorniach) "weź dziewczyno, przestań pisać, a najlepiej, to w ogóle umrzyj i ulżyj światu" tylko "przestań pisać taki chłam, istnieje coś takiego jak Word, który wyłapie Ci większość literówek, a jak przeczytasz swój tFFór chociaż raz, to nic Cię od tego nie zaboli"
    Takie jest moje zdanie. Howk

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Trudno jest ocenić wiek autorów, ale wiem z autopsji, że wiek dziewięciu lat to czas, kiedy zaczyna się myśleć o opublikowaniu czegoś własnego. Nawet jeśli nie jest się jeszcze zaznajomionym z językiem polski na tyle, aby stworzyć coś przyzwoitego.

    Zgodzę się z Tobą, że opowiadań nie publikują tylko małe dzieci, ale też młodzież, a nawet dorośli. Jeśli chcecie pokazywać komuś błędy, zróbcie to w taki sposób, aby nie zniżać się do poziomu tych samych autorów, z których pracy się naśmiewacie. Wytknijcie słabe strony, jeśli trzeba użyjcie mocnych słów, podajcie jakieś argumenty, poradźcie coś. Myślę, że to częściowo wasz obowiązek jako bardziej doświadczonych w pisaniu. Krytyka jest potrzebna, w przeciwieństwie do niektórych komentarzy, które udało mi się przeczytać na waszym blogu.

    Na zagranicznych forach, które przeglądam w większości przypadków panuje jedna ważna zasada: Don’t like Don’t read. I choćbym po raz setny czytała o wszechmogącym i wszechwiedzącym Harrym Potterze, który jest w połowie wilkołakiem, a w połowie rycerzem jedi, to kiedy zaglądam w komentarze znajduję konkretne uwagi dotyczące tekstu. Czy tekst jest poprawnie napisany? Jakie błędy stylistyczne lub ortograficzne autor najczęściej popełnia? Czy tekst jest logiczny i spójny? Czy czegoś w nim brakuje?

    W większości przypadków nie ma komentarzy o samej treści. Niekanoniczność postaci to już codzienność. Mieszanie fandomów tak samo, choć mi to nie przeszkadza. Crossover FMA i Króla Lwa, który niedawno przeczytałam nie był taki zły, na jakiego wyglądał.

    Pomysłów na opowiadania jest dużo. Niektóre są oryginalne, drugie mniej. Niektóre, tak jak Jod to porażka. Ale po napisaniu takiego czegoś już więcej nie podejmę się tego samego. Ed już nie będzie prostytutką, Greg frajerem, a Roy sukinsynem. Tak jak większość autorów, napiszę tekst bardziej logiczny, poukładany, kanoniczny. Ale nie przeszkadzają mi te wszystkie gnioty, o których piszecie. Od czegoś trzeba zacząć.

    Green Lemon

    OdpowiedzUsuń