sobota, 20 sierpnia 2011

1.5. Badassowaty Edward Numer 5 - Bez Rzeźni, Za To z Jimem Morrisonem

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
I oto znów powracamy do naszych korzeni! Do pierwszego opka, na któreśmy natrafili! Pierwszego i jednego z najgorszych! Edward Cullen nadal jest pomyłką genetyczną tylko udającą człowieka, Bella Swan nadal jest kompletnie pozbawiana własnej godności! Ale to nie wszystko! Albowiem powiadam wam!...
[Streszczaj się! Tracisz czytelników. Mnie, na ten przykład!] *Ciężki wzdech* No dooobra. Zapraszamy na opis jakże-dojrzałej imprezy urodzinowej Edzia, oraz co z niej wynikło!
PS - Przepraszamy za opóźnienie! Kochajcie nas! 

 

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
 
Rozdział V

-Edward!- Bella zachichotała w moim kierunku. [najpierw wykalibrowała dokładnie, wymierzyła kąt strzału po czym z iście snajperską precyzją zaczęła chichotać]
Właśnie rzuciłem w nią balonem.
Dzisiaj moje urodziny.
18-te urodziny.
Cudownie.
[No nie wiem, prawdopodobnie właśnie uzyskałeś prawa wyborcze…]
Minęły dwa tygodnie. Z Bella spotykamy się codziennie. Uczymy się a potem jedziemy do klubu lub do znajomych
[Że też im się nie znudzi, przez dwa tygodnie dzień w dzień to samo…] [Oni mają jakichś wspólnych znajomych?] [Ta, jeżdżą do Jaspera i Alice, którzy jak na opkowe standardy są już małżeństwem z długim stażem…].
Poznałem ja, a ona starała się poznac mnie.
Ale ja nie moglem pokazac jej do konca jaki naprawde jestem.
[*z wyrzutem* Ją to oszczędzasz, a my musimy!]
To nie realne, bo ucieknie ode mnie.
[Ja też mam ochotę od Ciebie uciec. Z wrzaskiem]
A tego bardzo nie chce.
Zostały mi następne dwa
[dwa co?] na to aby zaciągnąć Belle do łóżka.
Idzie mi na prawdę dobrze więc, może…
[AŁtorka najwyraźniej rzuciła swą pogardę na kończenie zdań po ludzku. Osiągnęła już ten poziom aŁtoreckowości, że już naprawdę nikt jej nie rozumie] [Masz na myśli] [*w pierwszym odruchu otrzepuje swoje myśli, a potem…* O nie! Johnny! Ciebie też dotknęła ta plaga? To widocznie zar!] [*szuka odpowiedniego kontr-zaklęcia w swym egzemplarzu „Woodoo dla (t)opornych”* Spróbuj teraz?] [Już lepiej, dziękuję ^^]
Nie , nie ma „może”.
Bzyknę ja i koniec.
[Koniec już szykuje wazelinę…] [Albo packę na muchy…]
Taki był plan i Edwardzie Cullen- masz się go trzymać!
Nagle poczułem jak Bella również we mnie czymś rzuciła.
[*trzyma kciuki żeby „coś” okazało się szesnastotonowym odważnikiem*]
Zaczęliśmy się wygłupiać, gdy do domu weszli Jasper z Alice i Emmett z Rose.
[Ale wcześniej, zanim drzwi nie skrzypnęły przed pierwszymi gośćmi, w grobowej ciszy wiązali baloniki tasiemkami. A przy okazji: wyobrażacie sobie osiemnastkę jakiegokolwiek nastolatka z balonikami? Ciekawe, czy na ścianach wisiały udrapowane szarfy, portrety Edwarda przedstawiające jak się zmieniał z upływem czasu oraz czy bawili się w piniatę oraz przyczepianie osłu ogona?]
-Bells!- zawołały dziewczyny i podleciały do niej.
-Kochana moja. Przywiozłam ci cudowna sukienkę
[Jak zaczniesz się w niej pocierać, to spełni twoje trzy życzenia. A jak poliżesz kołnierzyk, to zmądrzejesz]. Słyszałam ze masz żadnych w szafie [Każda prawdziwa kobieta powinna mieć w szafie małą czarną, szpilki i… cudowną sukienkę spełniającą życzenia] [Awangarda w modzie], wie aprosze. [„wie aprosze”? To po francusku?] [Raczej po węgiersku] Oto jest.- zapiszczała Rosalie.
Bella posłała mi spojrzenie męczennika, a ja uśmiechnąłem się do niej nim Alice i Roslie ja „porwały” do innego pokoju.
No panowie, będziemy musieli sami zając się przygotowaniami- odezwał się Emmett.
[Wyobrażam sobie trzech osiemnastoletnich byków siedzących ramię w ramię i dmuchających balony. Pewnie jeszcze różowiaste albo w innym, sWeEtAsHnIuTkIm kolorku]
-Kupiliśmy już wszystkie potrzebne rzeczy- powiadomiłem.
-Kupiliśmy?
-No…ja i Bella- odwróciłem się do nich plecami.
[Ażeby nie zobaczyli, jakim rumieńcem zapałało me pyszczydło. Niechybnie zaczęliby wtedy śpiewać „Zakochana para, Jacek i Barbara…”]
-To wy już jesteście: „My”? – dopytywał się Em
[Ale ostatnimi czasy M była kobietą! *słabo próbuje protestować*] [Słuchaj no: Masz do wyboru albo, żeby M (Em) jednak była mężczyzną albo żeby od teraz M (My) byli Bella i Edward] [Świat czeka zagłada… *ze stoickim spokojem zabiera laptopa i poduszkę, po czym schodzi do bunkra*]
kurwa!
Przyczepili się.
[Pokryj się teflonem. To nam wszystkim wyjdzie na zdrowie] [*nuci* „Cellophane, Mister Cellophane”]
Tak, kurwa: My!
I koniec tematu!
-Chodźcie, rozpakujemy żarcie
-Och Ed – westchnął Jasper
[dyskretnie ocierał przy tym oczy. Po troszę dlatego, że jego Ed dorasta i nie wiadomo kiedy to się stało a po troszę z powodu odrzuconej miłości: „Och Ed, jak mogłeś mi to zrobić?!...”]
-A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego
-Dzięki- mruknąłem
Cały dzień nie widziałem Belli.
[Wait, what?! Przecież jeszcze przed chwilą rzucaliście w siebie balonikami i szesnastotonowymi odważnikami!]
Cholernie jej wspułczulem.
[o.O] [No! Tyle czasu bez oglądania twego boskiego ryja! O, Edwardzie, jakże smutną musi być jej egzystencja!]
Wiem, ze nie lubi strojenia się itd.
A tu siedzi już pare godzin na gorze a te dwie malpy ja torturuja.
[Taaak, najpierw upchnęły ją pod stołem, a potem założyły na głowę czepek kąpielowy, owinęły prześcieradłem i wcisnęły do wanny z wrzątkiem] [A potem zaczęły się nawzajem iskać] [A to małpy!] Wrrr…
Wszystko było już gotowe.
Ludzie mieli się schodzic o 20.
[Koło ósmej Edward wypuścił swoich gości z klatek na spacerniak, więc o dwudziestej będą tak schodzeni, że już nic tylko padną na kanapy i będą pić. W ten sposób Edward uzyska zamierzony efekt: goście nie będą uciekać od jego koszmarnej osobowości i nawet nie będzie ich musiał przywiązywać do mebli, tak, jak rok temu!]
Wiec za jakies piętnaście minut już ktos powinien być.
Siedzielismy z chłopakami na dole gdy usłyszeliśmy jak dziewczyny schodza ze schodow.
[„ŁUP! ŁUP! ŁUP!”]
-No kurwa w koncu- szepnął Em
Jasper i ja zachichotalsimy.
Pierwsze do pokoju weszly Roslie i Alice i od razu podbiegly do swoich „mężczyzn”
[Dlaczego w cudzysłowu?] [Bo przy Edwardzie żaden mężczyzna nie jest prawdziwie męski. To elementarne, drogi Watsonie!] [Jestem rozdarty. Nie wiem, czy wolę, żeby było tak, bo Edward jest tak super-hiper-męski czy by było tak, bo z Edwarda taka fajna dupa. Pierwsze godzi w mężczyzn- czyli poniekąd trochę też we mnie- a drugie jest po prostu… uech!] [*sprawnie go zszywa* Nie wiem. A teraz [o nie…] SSIJ MĄ LUPĘĘĘ!!! xD]
Hehh
Zaraz za nimi szla Bella…
Wygladala kurwa…
[Ha HA! *mała kurwa wyglądała zza załomu niczym szpieg z krainy Deszczowców*]

Matko jedyna… [Ten jeden raz zgadzam się z swym zdumieniem, Edwardzie: aŁtorka zastąpiła jej głowę BUTAMI] [„Czy ktoś widział moją matkę? Ma buty zamiast twarzy...” mamrotał Edward odbijając się od mięciutkich ścian swojego lokum]
Bella.
Krutka spodniczka.
Jej nogi.
O ja pierdole…
Bog mnie nienawidzi.
[Nie on jeden...]
I jak mam zachowac wstrzemięźliwość?!
[Odpowiem Ci: jeśli teraz nie rzucisz się i nie zaczniesz gwałcić jej nogi- na co wyraźnie masz ochotę- będzie to zupełnie zadowalające]
-Bells, wygladasz zaje…- zaczal Emmet ale Jasper mu przerwal.
-Wspaniale
[Gdzieś w tle słychać motyw muzyczny z Tytanica. Jak znam wyobraźnię aŁtorek, to zapewne stali ramię w ramię z otwartymi ustami i ślina im kapała na podłogę- tacy byli olśnieni Bellą. A Alice i Rosalie im sekundowały (jako najlepsze przyjaciółki nie mogą być przecież zazdrosne, to by było passe)]
Bella zarumienila się i spuściła glowe.
Dalej stala przy drzwiach.
Podeszlem do niej.
[Pełen dumy nie zauważył, że kroczy po truchle słowa „podszedłem”]
-Bells…- odezwałem się
-Edward nie patrz tak. Wiem jak wygladam. Strasznie. Mowilam im żeby tego nie robily bo…
-Wygladasz pieknie- wyszeptałem.
[Albo Jasper, Alice i reszta naprawdę stali w absolutnym milczeniu, olśnieni urodą Belli, albo dziewczyna powinna teraz spojrzeć na niego dziwnie i zapytać „Co mówiłeś? Nie dosłyszałam…”]
Bella spojrzała na mnie zszokowana.
Ja tez czulem się dziwnie.
[Coś w nim wzbierało, wzbierało… Aż wybuchnął śmiechem. Po chwili, dalej się trzęsąc i krztusząc, wystękał zaskoczonej dziewczynie „Przepraszam, ale weź serio, zrób coś z tymi butami. Wyglądają kretyńsko…”]
To nie był plan.
Ja po prostu powiedziałem co widze, ale..
Niegdy zadnej lasce nie powiedziałem ze jest pienkna.
[I całe szczęście. Dziewczyna na wiadomość, że jest „pienkna” mogłaby umrzeć ze śmiechu]
Nawet wlasnej matce.
[No gdybyś to powiedział mamie zaczęło by się robić cokolwiek dziwnie]
Bella nie była laska ona jest kobieta.
Piekna, dojrzala kobieta.
[Osiemnastoletnia „dojrzała kobieta”. W takim razie ja już jestem niemal staruszką *łka w kącie*]
Przestraszylem się wlanych odczuc.
Mogłbym spędzić tak reszte dnia.
Patrzec na jej oczy.
Podziwiac.
Ale coz mile chwile zawsze szybko się koncza.
Ktos zadzwonil do drzwi.
No to zaczynamy.
Parę godzin pozniej.
[*macha chorągiewką* Fajna impreza?] [*bansuje*] [*chrupie przekąski*] [*rozrzuca konfetti*] [*dmucha w trąbkę*] [*rzuca w niego balonikiem*] [*odrzuca jej balonika*] [*bansują*] [*kroi tort*] [*popija coca-colę*] [*bawi się w rzucanie lotkami*] [*rozwala piniatę*] [*przypina osłu ogon*] [Ponieważ aŁtorka poskąpiła nam opisu imprezy-widocznie uznała, że w rozdziale o imprezie impreza jest zbędna- sami postanowiliśmy ją sobie urządzić] [*podaje jej kawałek tortu na talerzyku*] [*rozsypuje więcej konfetti*] Była naprawde bardzo fajna zabawa.
Ale wkurzała mnie obecność dwoch osob.
Mika i Jess.
[To na cholerę ich zapraszałeś?]
Niby przyszli razem, ale ten ciul ciagle wlepial galy w Bella
[Brał gałę, smarował klejem i „PLASK!” do Belli] [Zaraz po wyciągnięciu gały z oczodołu z głębi czaszki wytaczała się kolejna] [Pamiętajmy- cyborg!] a Jesscia probowala mnie oczarowac swoim szmatowatym uśmieszkiem. [O takim]
Wiadomo było ze dla tej pary ten wieczor skonczy się dzikim seksem
[nie jestem tego taki pewien. Cholera wie jak to robią cyborgi, równie dobrze to może być tylko Input/output i tak do rana...], ale to nie przeszkadzlo im flirtowac z innymi. [To się nazywa otwarty związek, Edwardzie. Kto jak kto, ale TY nie powinieneś ich potępiać]
kurwa…
Gadam jak Bella.
Przeciez sam tak robie.
[Parsk!]
Bella wlasnie, poszla po sok i od razu zaproponowala ze wezmie mi piwo.
I w tym momencie gdy na nia czekalem podszedł do mnie Mika.
[Czekał na nią tylko przez moment, potem poleciał na szybki numerek w jakimś kącie tak, żeby zdążyć wrócić zanim Bella wróci z piwem]
-I jak ci idzie?- spytal a mna wstrząsnął dreszcz.
Tak.
Edward Cullne- zalicza Belle Swan i oddaje ja w rece Mika Netwona.
Tego skurwiela.
[Faktycznie, taka była umowa... ale Edek zawsze może się z niej wycofać prawda? Jedyne, co straci to 200 złotych! Czemu Edek dalej w to brnie?] [Kochanie? Popatrz tutaj *wskazuje wielki napis „LOGIKA RAUS!” widniejący na ścianie domu Cullenów] [Aha. Już nic]
Już miałem mu cos powiedziec, gdy podeszla do nas Bella.
kurwa jebana mac…
Podala mi piwo.
[Już wiem! Edek ma Zespół Tourette'a! To wszystko wyjaśnia!] [Czy to znaczy, że powinniśmy mu współczuć?] [Nadal sypia z kim popadnie i traktuje ludzi jak zabawki, więc nie. Nie powinniśmy] [Dobrze]
-Dzieki- powiedziałam troche zdenerwowany.
[Czuł zionącą ode mnie nienawiść. Dlatego tak się zestresował]
Nasza trojka nie powinna się spotkac razem.
[Wasza trójka nie powinna istnieć w tym samym Wszechświecie co istoty oparte na białku. Ale mówi się trudno i analizuje się dalej...]
O nie!
-Czesc Bells- odezwal się Mika.
Bella, kretynie.
[Dobra, nie będę się czepiała twojej niestałości emocjonalnej, bo równie dobrze mogłabym gadać do swojego biurka- z tym, że ono mnie prędzej posłucha. Ale z tego, co pamiętam, ostatnimi czasy Bella była kobietą…]
Dla ciebie Bella.
-Zmiataj stad- nie wytrzymalem i musialem mu to powiedziec.
-Slucham?
[Luch. Czyli, że Mike poszedł zaktualizować dane, bo coś już mu nie stykało? Bycie cyborgiem to ciężki kawałek chleba…] [Sowiecki cyborg. Ja pierniczę…]
-Zmiataj stad
Stal jeszcze chwile zaskoczony, po czym
[posłusznie odszedł zamiatać stada. Za pierwszym razem miał nadzieję, ze źle usłyszał, ale teraz…] chyba pomyślał ze w tej sposób chce mu pomoc i sobie poszedł.
Zle pomyślał.
Nie o to mi chodzilo.
Ale ten temat pominmy.
[Już go wyczerpaliśmy, nie ma co pomijać]
-Edward…- szepnęła Bella.
-Oj, nie lubie go –tlumaczylem się.
[Ojojoj...]
-Ok. Tym razem ci odpuszcze- odparla żartobliwym tonem
[„lubię jak rozbiera mnie wzrokiem i okazuje kompletny brak szacunku! Chociaż nie, nie lubię. Czemu ta sytuacja mnie bawi?”]
-Dziekuje- uśmiechnąłem się.- A jak się bawisz?
-Calkiem dobrze
-Calkiem dobrze?- spytałem, unosząc jedna brew.
-Och no. Bardzo dobrze.
Usmiechnalem się do niej.
[Wymuszanie na niej mówienia tego, o co mi chodzi, wychodziło mu coraz lepiej]
-Trzeba doniesc chipsow- odezwałem się
-Przyniose
-Nie. Ja przyniose. Ty jestes moim gosciem. Honorowym gosciem- puściłem do niej oczko.
Zaczerwienila się.
Nadal się do tego nie przyzwyczilem.
[Że się rumieni? Że jest honorowym gościem? Że puszczasz do niej oczko?]
-Pomoge ci, chociaż.- szepnęła blagalnym tonem.
[„Proszę, Edwardzie, pozwól mi wsypać chipsy do swej świętej miski! *ładnie oczka*”] -No chodz, chodz
Razem poszliśmy do kuchni.
Bella zaczela rozpakowywac chipsy a ja kurwa stalem i się na nia patrzyłem.
[*śpiewa, w duchu romantyzmu tej sceny *„Miłość rośnie wokół nas!”]
Nie umialem zrobic kroku.
Ruszyc reka.
Nic!
[Udaru dostał, czy co?]
Ciemne rumience na jej policzku
[tylko na jednym?] sprawialy, ze oczy Belli wydawaly się jeszcze ciemniejsze, jeszcze bardziej brazowe. [Brąz jest seksowny] [Jest?] [Najwyraźniej] Wygladala tak slicznie, świeżo i elegancko. [„Okres ważności mijał jej w następny dziesięcioleciu!”] Miala taka klase i tyle seksu, ze poczułem kurwa ogarniające pozadanie. [Czy ktoś mówił aŁtorce, że w ogóle nie zna się na romantyzmie? Bo się nie zna. W ogóle] [Wiesz... My. Od początku istnienia strony jej to mówimy] [Ano, faktycznie] Powodowany impulsem wyciągnąłem reke by chwycic w palce jeden z jej brazowych lokow.
Bella spojrzała na mnie zaskoczona.
-Mialas tam jakis kruszek [Małą wioskę. Nie zauważyłaś?] - zmyśliłem, zmieszany cofając reke.
Nastapila chwila ciszy.
[Cała impreza zamilkła] [Jasper wręcz przestał oddychać!]
-Chodzmy-zaproponowalem.
Musialem isc jak najszybciej do mojego pokoju i sobie ulzyc, kurwa.
[-.- Czy ona pozwoli Edwardowi choć przez pieć sekund nie myśleć penisem? Byłabym wdzięczna…]
Ruszyla w strone salonu a ja podążyłem za nia.
Dlaczego ta dziewczyna musi być tak bardzo pociagajaca?
[*zaciesza* A, to dlatego! Bella go pociąga, więc za nią łazi- w sumie logiczne xP]
-Bells. Ide na chwile do siebie. Zaraz wracam.
-Dobrze- uśmiechnęła się delikatnie i weszla do salonu.
Cieszylem się w duchu ze nie zauważyła mojego bardzo widocznego podniecenia.
Szybko wparowałem do pokoju, zamknąłem drzwi, weszlem do lazienki i…
[on ma w pokoju łazienkę? W hotelu mieszka czy w chlewie?] ulżyłem sobie w koncu. [*spokojnym tonem człowieka na granicy załamania nerwowego* Kiedy czytam takie zdania, czuję się brudny...]
Przed oczami miałem tylko Belle.
Jej nogi, piersi, obojczyk, szyje
[To ona ma dwie szyje?!], usta…, oczy…, wlosy…
Tylko Bella.
Po mojej wyczerpującej czynności
[…zapewne też porannej…] [O rany! *załamuje się, widząc to zdanie*] miałem już wychodzic, gdy zauważyłem przy drzwiach Jesscie.
-Czesc przystojniaczku- wepchnęła mnie powrotem do pokoju.
[A on tak się dał? Ciota…]
-Co ty tu robisz?- warknąłem.
-Jak to co? Przyszlam się zabawic. Z Toba
[,] oczywiście
-Chyba cos ci się pomylilo- wyszeptala uwodzicielsko
[Aż sprawdziłam, ale nie, przekopiowaliśmy dobrze. AŁtorka w pędzie do kolejnego poniżenia swych bohaterów zjadła odpowiedź Edwarda] [Nie wiem jak Ty, ale ja nie żałuję…] , a jej reka znalazla się na moim przyrodzeniu.
Mimowolnie wciągnąłem powietrze.
Zaczela poruszac reka a ja momentalnie stalem się kurwa gotowy.
[*Krzyczy i wali głową w ścianę*]
Nie myślałem rozumiem.
Mysla;Em fiutem.
[Tak dla odmiany, jak rozumiem?]
Wiedzialem ze bzykając ja zlamie swoje zasady wiec…
-Nie będziemy się pieprzyc, ale jeśli chcesz mi zrobic prezent to…- zacząłem odpinac spodnie i spojrzałem na nia wymownie.
[O kurwa. No to rzeczywiście, ale jesteś uczciwy i prostolinijny. Od dziś staniesz się moim wzorem. Narysuję sobie Cię na ścianie. I będę rzucał lotkami w punkty newralgiczne tak długo, aż nie poodłupuję tynku] [Niedobrze mi się robi jak to czytam]
-Z przyjemnościa.
Sciagnalem spodnie i stalem w samych bokserkach.
-Wiec bierz się do roboty – chwyciłem jej glowe i przyciagnalme w dol.
[Przyciągnął (do siebie) czy pociągnął (w dół)? Oto jest pytanie…]
Kleczala nade mna i już miala ściągnąć mi bokserki , gdy otworzyly się drzwi.
A w nich stala… Bella!
[Dam Dam DAAAAM!] [W ogóle nie jestem zdziwiona. To było oczywiste, że Bella wejdzie do pokoju kiedy on będzie się tak kurczowo trzymać swoich zasad]
Moja Bella.
[Mam nadzieję, że już nie twoja…]
Momentalnie odepchnąłem Jesscice od siebie i włożyłem spodnie.
[„Kochanie, to nie tak jak myślisz! My tylko... trenowaliśmy do paraolimpiady!”]
-Ja… Wolali cie… Ja. Przepraszam- wyjąkała i uciekla.
Nie wiedziałem co się dzieje.
Bella zobaczyla mnie z Jess!
[O, czyli jednak wiedziałeś. Powinszować bystrości…]
Stalem jak wryty.
-No, no. Masz pecha- odezwala się rozesmiana Jess.
-Zamknij się
-Może teraz, gdy twoja ulubienica o wszystkim wie, dokończymy to co zaczęliśmy, co?
-Spierdalaj!
Czym prędzej wybieglem z pokoju.
[Po czym malowniczo wypieprzył się na progu, bo w szale zapomniał podciągnąć spodnie…]
Miałem tylko jeden cel: znalesc Belle, wszstko jej wytłumaczyć. Powiedziec to wina alkoholu.
[„Kiedy piję, staję się innym człowiekiem, a moralność i ludzkie uczucia są dla mnie kompletnie obce!” Taaak, to na pewno zadziała...] No nie wiem. Cokolwiek.
Przeciez musi mi wybaczyc.
Nie mogę jej stracic…
kurwa co ja gadam?!
Nie mogę przegrac z Mikiem.
O to mi chodzi!
Przynajmniej powinno…
W calym domu jej nie było, wiec wybieglem z niego i zacząłem rozglądać się dokolola.
Zauwazylem ja.
Szla chodnikiem w strone swojego domu.
Matko!
[Co on ma z tą matką? Chce się bawić w Jima Morrisona, czy jak?]
Czym prędzej, pobiegłem w jej storne.
-Bells! – zawołałem i chwycielem jej ramie, odwracając do mnie.
Miala spuszczona glowe.
-Bells…- wyszeptałem
-Ja.. Nie chciałam. Mialam cie zawołać. Naprawde przepraszam.
[Tak, z jakiegoś powodu to JEJ wina... Ona jest gorsza od tej oryginalnej Belli. Myślałam, że to niemożliwe]
-Nie, nie! Nie przepraszaj. I spojrz na mnie.
Minela chwila zanim spełniła moja prosbe.
I wtedy to zobaczyłem.
Bol w jej oczach.
Rozczarowanie.
Lzy…
-Bells, ja..
-Nie tłumacz się. To nie moja sprawa.
-Troche wypilem i… Jestem facetem Bells… Ja. kurwa
[Taki powinien być tytuł autobiografii Edka. „Ja, kurwa”]
-Edward ty…
-Ona sama do mnie przyszla. Nie zapraszałem jej.
[„Skoro tak, to wracajmy!” radośnie odparła Bella „Czy po drodze chciałbyś może kompletnie obedrzeć mnie z godności? Wiem, że lubisz!”]
Spojrzala na mnie i widac było ze się zdenerwowala.
-Z twojego punktu widzenia kobieta to tylko cialo. Najlepiej żeby było zgrabne i chetne. Jednym z wielu.
-Bells to Jesscia, zaczela. Nie prosilem jej. Naprawde. Ona nie jest taka jak ty. Zrozum to.
-Nie rozumiesz Edward. Seks dla kobiet nie jest jak mycie zebow. Traktujesz je jak swój materac.
[Bardziej jak pierdzącą poduszkę] Materac, który często lubisz zmieniac.
Patrzylem na nia i nie umielam wydobyc slowa.
Czulem ze cos trace.
I nie seks z nia.
Czulem ze trace, jej uśmiech specjalnie dla mnie.
Jej slowa, kierowane do mnie.
Po prostu ja.
[A niechęć aŁtorki do polskich znaków umożliwia nam zinterpretowanie tych słów jako koronny przejaw egoizmu Edka, a nie jako wyznanie miłości]
Cale dwa tygodnie poszly gdzies, po jedny moim głupim wybryku.
Dlaczego musze być taki tepy?!
[Geny, moim zdaniem]
-Chce się przejść. Sama. Wracaj na przyjecie- mówiąc to nie patrzyla na mnie.
Zaraz potem poszla, w strone swojego domu.
Wszysktiego mi się odechcialo.
Wszystkiego.
[*z nadzieją* A żyć może też ci się odechciało?]
Miałem dosc siebie i wszystkich dookoła.
Najchetniej wyrzuciłbym ich do domu i pozamykal się na wszystkie zamki.
Poczulem bol tam gdzie klucz miala tylko Bella.
[W schowku na miotły?]
Nie umialem jeszcze tego nazwac.
Ale czulem to…
Cholernie to czulem…
Wlasnie zmierzałem w strone schodow aby udac się do siebie do pokoju isc spac, gdy znalazł mnie Jasper.
-Hej Ed. Co jest? Wszyscy cie szukamy. Gdzie Bella?
-Poszla do domu. A ja ide spac. – chciałem ruszyc ale zatrzymal mnie jego glos.
-Poszla sobie? Ale jak? Co się stalo?
-Zobaczyla mnie z Jess.
-Z Jes?? kurwa Edward!
[Tak. Dokładnie tym jest Edward. Chipsa? Szkoda żeby się zmarnowały...]
-Dobranoc- miałem dosc.
Nie chciałem znow słuchać jaki ze mnie ciul.
Doskonale sam to wiem.
Nie umialem zasnąć.
Slyszalem pukanie do swoich drzwi i cala zabawe.
W pewnym momencie wszystko ucichlo.
Jasper przez drzwi powiadomil mnie ze wszyscy poszli i on tez się zmywa.
No i zostalem sam.
A mogla ze mna być Bella.
Duren ze mnie.
Byłem już prawie gotowy żeby zasnąć, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.
Spojrzalem na zegarek.
3.15!
[Co ta aŁtorka ma z tymi równymi godziami?] [To u aŁtorek naturalne. One to wszystkie mają zaprogramowane]
No kurwa.
Porabalo kogos?!
Nie otwieram.
Znow dzwonek.
Nie, nie, nie!
[Tak, tak, tak? - spróbował podchwytliwie Johnny]
Wstalem i w samych bokserkach zeszlem na dol.
Otworzylem drzwi i osupialem.
Widzialem Tyl Belli!
[przy czym Tył ten był tak potężny, że zasługiwał na wielką literę]
To ona tu robi?
-Bells?
Powoli odwróciła się twarza do mnie.
-Ja… Nikogo już nie ma.
-Wszyscy poszli.
Boze!
Dziekuje!
Jest tu!
Nastala chwila ciszy.
Krempujacej ciszy.
[Może jeszcze kremowej?]
-Bells… - zacząlem lecz mi przerwala.
-Przepraszam. Za to co powiedziałam…
Zatkalo mnie.
[Mnie też. Czy ona W OGÓLE nie ma szacunku do siebie?]
Co moglem powiedziec?
Przeciez to co powiedziala było prawda…
Kuzwa!
Poniekad .
[Znaczy, Jessica tylko poniekąd klęczała przed tobą ściągając ci bokserki? Czy to była Laska Schrödingera?]
I tyle.
-Wejdziesz? – spytałem troche niepewnie.
Innym razem po prostu wciągnąłbym laske i zrobil z nia co należy ale z Bella…
kurwa, dzieje się ze mna cos niezbyt ciekawego…
-Rodzice. Jak się dowiedza ze mnie nie ma…
Prowadzony przez impuls, pode szlem do niej dosc blisko.
-Przeciez twoi rodzice spia…- wyszeptałem niskim glosem.
Stykalismy się cialami
[zazwyczaj stykały się tylko ich bliźniacze dusze]
Slychac było tylko nasze oddechy i… serca.
[te serca to taka niespodzianka?]
Miałem tak wielka ochote dotknąć jej, pocałować.
[skoro wasze ciała się stykaja to znaczy, że już jej dotykasz, przykro mi]
Po prostu wziasc to czego oczekawilo to miejsce we mnie gdzie klucz miala tylko Bella.
Tak bardzo bym chciał.
Ale poczułem tez cos innego…
Poczulem chec by ta dziewczyna mi zaufala.
[„ A także potworną chęć żeby zmiażdżyć jej malutką duszyczkę w moich silnych, męskich dłoniach tak, żeby już nigdy nie zaufała żadnemu mężczyźnie... Czy jestem złym człowiekiem?... Nie, mój plakat Jima Morrisona powiedziałby mi przecież...”]
By była pewna, a nie żeby odpowiadaly za nia emocje.
By była moja…
Chcoc na chwile…
-Odwioze cie…- usłyszałem wlasny glos.
kurwa!
Ze mna naprawde cos jest nie tak…
Od niedawna…
Od dwoch tygodni…
Szybko się ubralem i razem pojechaliśmy pod dom Belli.
Nic nie mówiliśmy.
Gdy byliśmy już na miejscu, Bella odwróciła się w moja strone.
-Może mialbys ochote się ze mna jutro gdzies przejść?
Oooooo!
[Eeeeee!] [Uuuuuu!]
-Wszedzie
Usmiechnelismy się do siebie.
-Ok. To będzie niespodzianka.
Lubie niespodzianki.
[Nie dziwię się. Jego „niespodzianki” najczęściej zawierają kobiece usta w okolicach jego krocza]
-Będę o 12, ok.?
-Jasne. Może przyjde rano pomoc ci posprzątać co?
-Nie trzeba Bello. Jasper ma przyjść.
-Ok…- wyszeptala.
[„A tak chciałam posprzątać jak każda prawdziwa kobieta powinna!”]
-Dobranoc Bello
-Dobranoc Edwardzie- po tych slowach już miala wychodzic gdy nagle się odwróciła i powiedziala:
-Wszystkiego najlepszego- dopiero wtedy wyszla.
Z uśmiechem na twarzy odjechałem do siebie do domu.
Nastepnego dnia Jasper zjawil się już o 9.
Nie wiem jak on to zrobil ze Umi chodzic.
[No, umi. Stowia jedna gira za druga, to i umi!] [Co to była za gwara?] [Nie mam bladego pojęcia]
Troche wypil z tego co widziałem.
No ale…
-I jak? Pogodziles z Bella?- spytal, gdy wlasnie popijaliśmy piwko po skończonym sprzątaniu.
-Była u mnie wczoraj. Nie. Juz dzisiaj.- odpowiedziałem calkiem swobodnie, ale gdy tylko wspomne tamte chwile, Az mnie skreca.
-Ze co?
-No była i…
-I kurwa co? Edward nie mow ze zrobiles z nia to! Niemozliwe!
-Slucham?
-No… Przeciez ona tak naprawde tego nie chciala… Znaczy, nie chciala tak szybko. Wykorzystales to ze… kurwa!
-Co wykorzystałem?- spytałem się.
[ŻE ONA LECI NA CIEBIE MIMO ŻE NIE MA TO ŻADNEGO SENSU! Mam to wyryć komuś na czole żebyś to sobie uświadomił?]
Wiedzialem ze ten dupek cos wie, i nie chce mi powiedziec.
-Nic.
Nastapila chwila ciszy.
[A czy była „krempujaca”?]
-Niczego nie było. No powiedzmy. Ale nawet jej nie dotknąłem, wiec… Fizycznie nic nie było, ale o szczegóły nie pytaj. Jasper wyluzuj! Rozumiem ze nie to znaczy nie.
-Proponowales jej?- wybuchnął Jasper.
-Nie kurwa!
-Mowisz o tym wszystkim w sposób niezwykle nonszalancki.
[Zanotować: powtarzanie „kurwa” wciąż i wciąż jest równoznaczne z nonszalancją]- zauważył ironicznie mój przyjaciel, po dlugiej chwili milczenia.
Nie wytrzymalem!
Niech on się odwali ode mnie!
-Jezu Jasper! Czego ty chcesz?! Mam się w niej zakochac?! Nie szukam miłości. Lubie kobiety i lubie się z nimi po prostu bawic. Tyle.
-Edward powiedz mi cos. Czy jest jakas roznica miedzy Bella a innymi które bzykales?
Milaczalem.
Glupie pytanie.
Oczywiście ze tak…
Nie.
Nie może być.
Ale z nim będę szczery.
Oszukuje sam siebie.
Jasper będzie znal prawde.
-Jest
-I?
Spojrzalem na niego wkurwiony.
Czego on chce?!
-U tamtych był wazny tylko wyglad. Z Bella jest inaczej…
-Wlasnie- skomentowal i powrocil do picia piwa.

-Co kurwa wlasnie? Jasper! Mam ja zaliczyc. I tyle! Ok.? Tyle!
-Pomysl Edward. Zastanow się nim będzie za pozno.
[Jasper zdecydował, że skoro nie może mieć Edwarda, przynajmniej pomoże mu znaleźć szczęście. Bardzo szlachetne, moim zdaniem]
kurwa kiedys go zabije.
O co mu chodzi?
Matko!
Zaczalem pic piwo i w pewnym momencie spojrzaelm na zegarek.
kurwa!
Już 11.45!
-Zabieraj swój Tylek.
[Ona ma jakiś fetysz, mówię wam] Musze jechac po Belle.
-Po co?
-Zabiera mnie gdzies. To niespodzianka. – uśmiechnąłem się pod nosem.
Wstalem i razem z Jasperem podeszliśmy pod drzwi.
Glos przyjaciela mnie zatrzymal.
-Ed… Proszę. Nie zran jej.
-Ale..
[„Ale ja tak bardzo, bardzo chcę!... Co to tym myślisz, plakacie Jima Morrisona?... Plakat Jima Morrisona się zgadza”]
-Po prostu pomysl. Zyj tak jak czujesz a nie tak jak wydaje ci się ze masz zyc.
[Wow. Oryginalne] A wtedy jej nie zranisz. Na razie. Pozdrow Belle.
Po tychg slowach wyszedl a ja stalem jak wryty.
Nie wiedziałem co myslec.
Wszystko platalo mi się w głowie.
Co Jasper chce ze mna zrobic?
Jeszcze niedawno sam bzykal wszystko co się rusza.
Ja pierdole…
[Właśnie nie. I to cię martwi, prawda?]
Pojechalem po Belle.
Szczerze nie umialem się doczekac jaka to niespodzianka.
I jakie to miejsce.
W czasie jazdy próbowałem wypytac ja ale nic mi nei zdradzila.
W koncu dotarliśmy do jakiegos osrodka.
Wchodzilismy tylnym wejscie, abym nie mogl przeczytac co to jest.
-Bella, gdzie my jesteśmy?
-Musisz kogos poznac…
Slucham?????
Wlasnie wchodziliśmy do jakiegos pomieszczenia.
I wszystko stalo się jasne.
Był to osrodek dla chorych dzieci.
[Jakie to... ogólne i pozbawione szacunku!]
-Jestesmy. To moje miejsce- Bella poslala mi uśmiech
Probowalem go odwzajemnic ale jakos mi nie wychodzilo.
-Poznasz mężczyznę mojego zycia.
Co?
Aaaa Frankie.
I w lasnie wtedy wszedł.
[Damn, jak się wchodzi „w lansie”? Bo brzmi zajebiście i muszę się tego nauczyć]
Rzucil się Belli na szyje.
-Dzwoneczek- zawołał i mocno ja przytulil.
-Witaj Piotrusiu
Dzwoneczek?
Piotrus?
Aaa Piotrus Pan.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
To słodkie.
[Nie, to zarąbiście smutne i lekkim smrodkiem żałosności. Ale co kto lubi…] -Edwardzie poznaj Frankiego- Bella zwróciła się do mnie
-Frankie do Edward mój… przyjaciel
Maly rzucil mi się na szyje.
Musi bardzo kochac Belle.
Wystarczy ze przedstawila mnie jako swojego…. Przyjaciela i od razu mnie polubil.
Franki poszedł do ubikacji a ja w tym czasie postanowiłem spytac.
-Dlaczego Frankie tutaj mieszka? Gdzie jego rodzice?
Bella posmutniala.
-Ojciec pil a matka zostala prostytutka i w koncu uciekla. Bili Frankiego. – zauważyłem lzy w jej oczach.
Chcialem ja objac, pocieszyc, ale w tym momencie wrócił maly.
Bella zaczela się z nim bawic a ja…
Zdalem sobie sprawe ze moje Zycie to raj.
[„Tak moje Życie to raj, w porównaniu z nic nie wartym życiem tego małego Jakmutam...”]
Chlopak ma porazenie mozgowe, był bity chociaż ma tak malo latek.
[Litości... „mało latek”? Czy my jesteśmy w przedszkolu?]
A ja narzekam bo nie mam na nowe radio do samochodu.
Boze!
[Ojej, czyżby aŁtorka w ten jakże subtelny sposób daje nam do zrozumienia, że Edka ruszyło sumienie? Czyżby zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że jest obrzydliwym dupkiem?]
Zaczalem się rozglądać po pomieszczeniu.
Było tu wiecej takich dzieci ale widac było ze sa strasze.
[Straszne] [Chyba jednak „starsze”…]
Nie umialem tego znieść.
Czym prędzej wybieglem.
Usiadlem na lawce przed osrodkiem
Zaczalem glosno oddychac.
Chwile pozniej znalazla się przy mnie Bella.
[*puf!*]
Nie będę plakal!
Nie będę!
kurwa, poczułem lzy w oczch.
[-.- No bez jaj…] [Połączenie nawracania się na właściwą drogę, jego ogromnej wrażliwości i „kurwy” jest wyjątkowo chybione…]
Edward?- wyszeptala Bella.
Nie spojrzałem na nia.
-Chodz tu…
Bella chwycila moja glowe w dlonie i oparla sobie na swoje kolana.
[Tak! Znowu zwróciła całą uwagę na ciebie, a nie na te chore dzieci, ty obrzydliwy mały egoisto!]
Zaczela mnie głaskać po wlosach.
Powoli się uspokajałem.
Podnioslem się i spojrzałem na nia z zachwytem.
-Jak ty to robisz? Jak… Jak możesz tak kochac ludzi?
[„Przecież są tacy obrzydliwi! Śmierdzą i wcale nie są tacy przystojni jak ja!- zachwyt Edwarda rósł z sekundy na sekundę” *zniesmaczenie mode on*]
Chwile milczała.
-Czasami… możesz zrobic dla innych cos… czego nie możesz zrobic dla siebie….
-A bol? Cierpisz z nimi. Oddajesz…
-Przyjąć dobrowolnie cierpienie za drugiego człowieka to coś więcej niż tylko cierpieć. Na taką decyzję mogą się zdobyć tylko ludzie wewnętrznie wolni
[Bullshit…]. Ja jestem wolna. Bo chce nia być. Czas przemija Edwardzie nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet mnie to dotyczy. Dlaczego wiec mam tego czasu nie poswiecic dla innych. [Aha... *kiwa mądrze głową* Twoja wewnętrzna filozofia to kompletna bzdura wymieszana z banałem, to chciałaś powiedzieć?]
-A ty?
-Co ja?
-Masz czas by zrobic cos dla siebie?
-Kocham tych ludzi. Nie mogłabym zyc bez Frankiego.
-Nie mowie o tym Bello. Mowie o… miłości do mezczyzny na przykład…
[wink-wink, nudge-nudge]
Sam nie wiem jak mi to przeszlo przez gardlo.
Pierwszy raz mam z tym problemy- nie wiem co gadac.
Twarz Belli zrobila się bardzo dziwna.
Zaskoczona, przerazona.
Spuscila wzrok.
O co chodzi?
-Pamietasz sama powiedziałaś ze nadzieje przychodzi wraz z drugim człowiekiem
[O, Dante. Damn it, facet, co Ty tu robisz?] [Klik!].- drazylem.
-Ja… Nie rozumiesz- wyszeptala ze spuszczona Glowa.
-Wytlumacz mi. Boisz się?
Wkoncu spojrzała na mnie.
-Ogarnia mnie przerażenie, lęk, którego nie sposób nazwać słowami
[O, bynajmniej, jest mnóstwo takich słów: cykor, obawa, przerażenie, strach, trwoga, bojaźń, groza, panika, przestrach, złe przeczucie... Teraz, kiedy już je znasz, wybierz sobie któreś!]. Może jest to obawa bycia wzgardzonym, odrzuconym, obawa, że pryśnie czar? Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się czuje.
- Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać. Trzeba wystawiać się na ryzyko.
-Nie rozumiesz…
Niec wiecej nie dodalem.
Nie rozumiem.
Ale chce zrozumiec.
Siedzieliśmy długo w milczeniu. Czytałem w jej oczach lęk, ale i wiare. Wierzy w milosc. Chce jej ale się boi. Dlaczego? I dlaczego mnie to interesuje. Dlaczego myśląc milosc widziałem siebie u jej boku a kazde najmniejsze wyobrażenie innego faceta wprawialo mnie w… lek.
-Jedziemy do ć wrócić zanim Bella wróci z piwem]? – spytałem
[Edek, nie mogą znieść miotających nim uczuć, zresetował się pozycji wejściowej]
-Jasne
Na miejscu byliśmy po 15 minutach.
Było malo ludzi i dobrze.
Spokojnie pogadamy.
Usiedlismy na miejsce.
Zamowilismy cole i po chwili już ja sączyliśmy.
-Bells, zaraz wracam ide do kibla
[„A chcesz wiedzieć, co będę tam robił? Bo jak chcesz, to ci powiem!” to jest ta nonszalancja, jak rozumiem?]
-Ok.- uśmiechnęła się
Szybko załatwiłem to co miałem załatwić i już wracałem gdy z daleka zobaczyłem jak jakis skurwiel dobiera się do Belli.
Czym prędzej tam podbieglem i wpierdolilem temu fiutowi.
[takie zdanie pada pół strony po „głębokich” przemyśleniach Edwarda... On się nie uczy na błędach, on jest ledwo wytresowany do życia w społeczeństwie...]
-kurwa! Odbilo ci?! – krzyknął
-Tobie odbilo ciulu! Jeżeli jeszcze raz choćby na nia spojrzysz będzie z Toba gorzej!
[Och! Jakiż on rhomantyczny!]
-Edward…- Bella probowala mnie uspokoic.
-To kurwa zwykla lalunia. Nie mow ze zaprosiles ja tu żeby porozmawiac
Nie tego za wiele.
Już mu chciałem wpieprzyc ale Bella mnie powstrzymala.
-Edward, on nie jest tego wart. Proszę. Nie. Zrob to dla mnie… - wyszeptala.
Spojrzalem na nia.
Ten dupek odszedł.
[Mamrocząc pod nosem „Jeszcze cię dopadnę, Gadżet... znaczy – Edward!”]
-To nie fair Bello…
-Nie fair?
-„Zrob to dla mnie”- to nie fair
kurwa!
Czy ja wlasnie się przyznałem ze zrobie dla niej wszystko?
[Nie. Przyznałeś się, że proszenie cię o coś, czego nie chcesz robić uważasz prawie za zamach na własną niepodległość. I że to jej wina]
-On nie był tego wart…
-Ale zasłużył. Chodzmy stad.
-Dobrze
Szybko wyszliśmy przed klub a ja zapaliłem fajke.
-Zaraz pojedziemy. Musze zapalic.
-Za duzo palisz- odparla żartobliwym tonem.
-Och Bello…- słuchać było ze nadal jestem wkurzony.
Ledwo co się powstrzymywałem żeby nie wrócić do klubu i mu dowalic.
Ale wtedy odezwala się Bella.
-Już raz mialam podobna sytuacje…- wyznala
-Slucham?
-No… może nie podobna. Ale no… Był taki jeden co mnie podrywal w bardzo nie fajny sposób.
-Co takiego robil?
-Gadal dziwne rzeczy. Z polowy tego co gadal nie rozumiałam. I na dodatek miał 40 lat- mówiła to bradzo swobodnym tonem, chyab dlatego żebym się rozluźnił.
[To nie jest powód do rozluźniania. Do powód do wzywania policji. A kto tu jest córką szefa? Serio, powinna wiedzieć lepiej!]
Troche pomagalo.
Rozmowa z nia zawsze pomaga.
-I co zrobilas?
-Jak to co? Ucieklam
-Ucieklas?- rozśmieszyła mnie troche.
[„Phi! Ten facet był tylko dwa razy starszy od ciebie i proponował ci różne nieprzyzwoite rzeczy! Mnie takie rzeczy zdarzają się codziennie!”] [Oo. M-mogę znać szczegóły?] [Nie. Nie możesz]
-Przestraszylam się
-Bells…
-Czasami mysle ze wolalabym być facetem. To wy macie wieksze prawo odkrywac…rozne rzeczy i nikt was nie osadza.
-Swiat otzymalby wielka strate. Pieknosc.
-I wlasnie to mnie martwi najbardziej. A mianowicie: Mezczyzni zwracaja uwage przede wszystkim na wyglad. Moje wnetrze się nie liczy. Nie wazne SA
[chyba założę taką firmę: „Nie ważne S.A.” Będziemy się zajmować wyszukiwaniem nowych aŁtorek, gotowych zalać internet nowymi blogaskami. A potem będziemy na nie krzyczeć tak długo, aż im przejdzie] moje marzenia i mysli. Nikt mnie o nie nie pyta.
Bella nie chciala by ja postrzegana za doskonałość.
Chyba troche się jej nie dziwie.
Każdy marzy o jej ciele a nie o tym aby odwiedzac z nia wolontariat.
Chwile milczeliśmy.

-Naprawde nigdy nie bylas zakochana… Wczesniej. – dodalem bo nie chciielm jej zmuszasz aby powiedziala Czy jest teraz ktos.
Ale mam nadzieje ze nie.
Nie.
Na pewno nie.
-Podobal mi się jeden- uśmiechnęła się- I to jak poodbal- zaczela się glosno smiac- Mialam 11 lat. Miał na imie Jason. Kochalam go z calych sil. Ale on wolal moja koleżankę. Spytal czy dowiem się czy ona tez go lubi. Nie lubila. Ale dla mnie to już nie mialo znaczenia.
[I później już nic? Ktoś tu ma poważne problemy z rozwojem emocjonalnym...] Mialam zlamane serce- powiedziala z udawanym dramatyzmem.
Rownoczesnie zaczęliśmy się smiac.
-Spojrzelismy na siebie i momentalnie spoważnieliśmy.
-Jakie masz marzenie Bello?
Troche zwlekala z odowiedzia.
-Wziasc slub w tym koscile w którym brali go moi rodzice- wyszeptala.
Slub…
Jej marzenie to tylko milosc.
[Nie, jej marzenie to tylko podstawówkowa interpretacja miłości. Pewnie jeszcze mają odjechać spod kościoła karetą zaprzęgniętą w cztery białe konie?]
Tylko?
Jeżeli będzie spotykala takich jak ja to Bedzie ciezko.
Wypalilem papierosa.
-Jedzmy
Było już dosc pozno.
Sciemnialo się.
Byliśmy pod jej domem.
Nie umialem się powstrzymac i schyliłem się w jej kierunku aby oprzec swoje czolo o jej.
-Przepraszam- wyszeptałem
-Ty? Za co?
Ze mam cie bzyknąć dla kasy.
[Ponownie – może to odwołać i straci tylko 200 złotych. Jest honor między złodziejami, to może jest też honor pośród licealnych playboy'ów?]
Miedzy innymi.
["I za to, że puszczam się na prawo i lewo. I za to, że manipuluję Tobą od począku znajomości. I za to, że..."]
- Ze zostawiłem cie sama. Jak wyjechałem z tym o tej piękności…
Bella dostknela palcem moich warg, a one momentalnie się rozczylimy.
Jej cieplo…
kurwa!
-Ciii- wyszeptala.- Nie masz za przepraszac – po tych slowach pocałowała mnie w czolo.
W czolo.
Zwykle czolo, kurwa, a mój fiut stanal.
[Mnie natomiast wszystko opadło. Czy aŁtorka uważa, że faceci myślą wyłącznie o seksie? Otóż tak nie jest!] [Powiedz jej, Johnny!] [Jest jeszcze jedzenie!] [… czytajmy dalej...]
Uspokój się.
Bella chciala już wychodzic gdy nagle wyrwalo mi się.
-Mogę cie gdzies teraz zabrac?
-Gdzie?
-Ty zabrałaś mnie w swoje miejsce teraz ja chciałbym..
-Masz swoje?
-Miałem…- wyszeptałem.
Tak miałem.
Ostatnio byłem tam, prawie dwa lata temu.
Wtedy po raz pierwszy rodzice zaczeli wyjeżdżać z domu.
-Pomyslalem sobie ze warto by było sprawdzic czy cos się zmienilo.
-Z przyjemnością
Usmiechnelismy się do siebie.
Dojechalismy tam w 25 minut.
Było już dosc ciemno i swiecily tylko gwiazdy na niebie.
[Po 25 minutach drogi znaleźli się tak daleko za miastem, że nie było widać świateł budynków? Coś małe to Forks...]
Bardzo… romantycznie?
[Nie wiesz? Może potrzebujesz Jaspera podpowiadającego ci z krzaków? „Nie, jeszcze nie zdejmuj spodni!”, albo „Nie opowiadaj o Jimie Morrisonie!”]
Moje miejsce to łąka.
Niezwykla.
Piekna.
Wzialem koc i razem z Bella poszliśmy na sam jej srodek.
Był piekny widok.
Cudowny.
[A jakieś... szczegóły? Opisu! Królestwo za opis...]
Usiedlismy na kocu.
-Tu jest pieknie. Tylko tak cicho…- wyszeptala Bella.
-Nie lubisz ciszy?
-Bardzo lubie. Tylko czasami mnie przeraza…
-Dlaczego?- spytałem zaciekawiony.
-Bo cisz pokazuje prawde
[Jaki cisz? Cis chyba... *zauważa stary cis, którego największa gałąź wskazuje tabliczkę z napisem „Edward chce cię dostać do majtek Belli”*]
Cos w tym jest.
Spojrzelismy na siebie.
-Przeraza cie ten moment?
-Nie. Bo ty tu jestes – wyszeptala i uśmiechnęła się delikatnie i nieśmiało, po czym spuściła wzrok.
Sciasnalem jej dlon. Ponownie na mnie spojrzała. Usmiechnalem się do niej a ona ten uśmiech oddala.
[Z obrzydzeniem na twarzy wcisnęła mu jego lepki uśmiech tam, skąd go wyjął]
Tak jak to lubie.
Slodko i kobieco.
Boze ona naprawde jest piekna!
[I jeszcze pokryta lukrem! Ja cię, ale czad!]
Dlugo leżeliśmy nic nie mowic, Az w koncu Bella się odezwala.
-Wiesz, nie rozumiem, tych wszystkich uprzedzen ludzi.
-Dlaczego?
-Każdy człowiek jest jak jedna gwiazda na niebie. A Niebo jest jedno. Wszyscy jestemy tacy sami, jak gwiazdy.
[jesteśmy ciałami niebieskimi w gigantycznej odległości od siebie?] Roznia się one blaskiem, ale wnetrze maja takie same.
To prawda.
Z Bella przez dwa tygodnie nauczyłem się wiecej niż przez cale Zycie.
[No, nie przesadzajmy. Przez życie, najwyżej. Albo nawet przez rzycie...]
I zdalem sobie sparwe ze mądrość ludzka nie polega na umiejetnosic rozwiązania zadania matematycznego tylko na wiedzy o zyciu.
[Wow. Głębokie. *ziewa*]
A Bella taka posiadala.
Wlasnie… Wiedza.
Chyba oboje zapomnieliśmy o naszych korepetycjach.
Co się dzieje…?
Ze mna…
Chce tylko na to znac odpowiedz…
[Czujesz to ukłucie? To sumienie. Boli, prawda? Przyzwyczajaj się, Edziu. Przyzwyczajaj]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz