piątek, 26 sierpnia 2011

1.6. Badassowaty Edward po raz szósty, czyli randkowanie pokemonów

Witajcie, Drodzy Czytelnicy!
W dzisiejszej analizie będziemy obserwować postępującą przemianę Edwarda. Poznamy także przepis na udany podryw, zetkniemy się z arabską propagandą oraz dużą ilością przemocy a także poznamy kilka kolejnych ofiar Edwarda- będzie wiec zaskakująco dużo nieplanowanego yaoi. AŁtorka serwuje nam także kolejną porcję filozofii rzyciowych Belli, jej głębokich przemyśleń na temat życia, śmierci oraz prawdziwej miłości, co zmusi nas do zredefiniowania słowa „romantyzm”.
Miłego czytania!
PS. Opowiem wam historyjkę. Przy analizie tego tekstu, nauczona doświadczeniem, postanowiłam wklepać jeden z okrąglutkich truizmów, jakie wygłasza Bella żeby sprawdzić, czyj cytat tym razem sobie zawłaszczyła. W ramach eksperymenty zróbcie to także i wy: wrzućcie w wyszukiwarkę Google „W prawdziwej miłości tak właśnie musi być.” (nie zapomnijcie o cudzysłowiu), wejdźcie w pierwszą stronę, która wam wyskoczy i poczytajcie.
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
Rozdział VI
Siedzieliśmy wszyscy w BARN, a Mianowice Jazz [Jazz jako postać kojarzy mi się wyłącznie z Transformerem...] [Wszyscy już chyba wiemy, że jesteś nerdem. Jak nie możesz poznać, że „Jazz” to nowa, cudowna, wzięta niewiadomo-skąd ksywka Jaspera!] [Bo mam chromosom Y i zawsze będę myślał o wielkich robotach jeśli pojawi się taka możliwość?] [A ja nie mam chromosomu Y więc myślę teraz o Jasperze jako o młodym chłopaku, z blond włosami poskręcanymi w klucze wiolinowe oraz powpinanymi w nie nutami, z trąbką w futerale i w za dużym szaliku] z Alice, Em z Rose i ja z Bella.
Gadaliśmy o różnych szkolnych pierdołach.
Ale marzyłem tylko o jednym.
Pojechać w końcu z Bella na łąkę.
Być tylko z nią.
Wkurzają mnie wszyscy, tylko nie ona.
[I dlatego ze wszystkimi się kumpluje, a ją zamierza wykorzystać: przelecieć i zostawić. To nie ma sensu] [Kapitan Oczywistość- jak zawsze w gotowości]
Gdy tak myślałem nad tym co zrobić aby wyciągnąć Belle z klubu do naszego stolika podeszły Jess, Lauren i Emilly…
Wspaniale.
Trzy, które pieprzyłem.
[A ostały się jeszcze jakieś, których NIE pieprzyłeś? Poza Bellą?]Jedna nadal się do mnie dobiera, druga mnie nie cierpi, a trzecia skompromitowała mnie przy znajomych.
-Cześć Wam- Jess „słodko” się uśmiechnęła.
-Witaj Bello- powiedziała Emilly. – Angela Cię pozdrawia.
-Dziękuje- odpowiedziała Bella.
-Czego chcecie?- spytałem „lekko” już wkurzony.
-Jak to czego?- powiedziała Lauren- największa żmija z tej paczki.- Właśnie zauważyłyśmy że spotkały się tu wszystkie, które bzykałeś.
[Mam rozumieć że Mister Universe Edward Cullen przespał się z trzema dziewczynami i wyrobił sobie takie mniemanie o sobie? Ktoś tu żyje w świecie fantazji...] Nie zauważyłeś? Oczywiście nie chodzi mi o Alice i Rose… [Skoro jeszcze zanim one podeszły były tu wszystkie, które bzykał Edward- oprócz Alice i Rosalie, a i o Belli wiemy, że jeszcze nie, to pozostają nam tylko… Jasper i Emmett? …Yay, yaoi!]
-Zamknijcie się
-Nie, nie, nie. Belli tez nie zaliczyłeś. A skąd to wiem? Bo już byś tu z nim nie siedziała złociutka.
Po tych słowach poszły, a ja miałem wielką ochotę, zniknąć.
["A po tych słowach skonał" (Dz 7, 5-60)]
Niepewnie spojrzałem na Belle.
Miała spuszczoną głowę.
-Ja… Chyba już pójdę.- nagle powiedziała.
-Ja też. Odwiozę cię
Pożegnaliśmy się i odjechaliśmy.
W czasie jazdy Bella nie odzywała się w ogóle.
Po pewnym czasie, ja spróbowałem się odezwać.
[Co za porywająca akcja, naprawdę. Johnny, obudź mnie jak wreszcie coś się stanie…] [*znad swojej kopii „Autostopem Przez Galaktykę”* Mhm. Jasne.]
-No i przyszła jesień- wyczuła niechęć do tej pory roku.
Bella opierała się głową o szybę i patrzyła się na ulice.
-Lubię jesień. Deszcz odświeża dawną samotność, a drzewa odsłonią swa nagość.
[… Jak rany koguta! Dziewczyno, przestań pisać życiowe mądrości, bo jesteś na to za cienka w uszach. Jedyne, co osiągnęłaś, to to, że mam wizję drzew w bikini. Domyślam się, że nie o to chodziło]
Nie wiem czemu ale wyczułem jakieś dziwne znaczenie w tym zdaniu.
Chciała mi cos przekazać?
[Jak znam Edka, to pewnie zrozumie to jako aluzję, że powinien natychmiast wyskoczyć z ciuchów…]
Po chwili, znów się odezwałem.
-Pojedziesz ze mną do sklepu? Od dawna chce kupić płytę Kings of Leon, wiec może…
-Jasne. Tez ich lubię.
-Miło
Przez te całe trzy tygodnie, byliśmy z Bella praktycznie nierozłączni a teraz. Oboje czuliśmy tą napiętą atmosferę.
[No zgadnij czemu…] [Ja nie mam pojęcia] [Ja w sumie też nie. Ale to na pewno wina Belli!] [Niechybnie]To było nie do wytrzymania.
Weszliśmy do sklepu z płytami i już na progu, żałowałem że wziąłem ze sobą Belle.
Dlaczego Kate musi akurat dziś pracować?!
Wziąłem co miałem wziąć, i podszedłem do kasy, przy której stała już Bella.
Podałem towar i a Kate go skasowała.
Kim była Kate?
Żoną właściciela tego sklepu.
Spałem z nią kiedyś.
[*facepalm* Powtarzam pytanie: czy jest ktoś z kim NIE spałeś?]
Parę razy.
A gdy chciałem z tym skończyć , cały czas do mnie dzwoniła.
W końcu powiedziałem ze ma dąć mi spokój.
I właśnie od wtedy przyrzekłem sobie ze już nigdy nie będę bzykał laski dwa raz.
Nigdy!
-Mój mąż wyjechał. Jestem sama…
[„Chociaż przyznaję, że odkąd nie grozi mi oskarżenie o pedofilię, seks z tobą stracił ten smaczek”... Serio, ktoś tu ma nierówno pod sufitem – Kate, aŁtorka, albo ja! I naprawdę nie jestem pewien, jaka jest prawidłowa odpowiedź!]
Po tym zdaniu, Bella poszła oglądać jakiś regał.
[„To był bardzo interesujący regał. Bella w życiu nie widziała takiego układu paproszków w sklejce. Po chwili zrzuciła z regału książki, aby móc przyjrzeć mu się lepiej. Jak te paproszki się ułożyły? Niesamowite….”]
Kurwa…
-Nie przyjdę- odpowiedziałem krótko i podszedłem do Belli.
Bez słowa chwyciłem ja za ramię i wyciągnąłem ze sklepu.
Posadziłem w aucie i zaraz sam usiadłem.
Nie ruszyłem.
Chwile milczeliśmy.
-Nie zgodziłem się
-Dobrze
-To tylko seks Bello
-To twoje życie Edwardzie
[„Właśnie mówię. To tylko seks. Wspominałem już, jaką obmierzłą kreaturą jestem?”]
-Chcę wiedzieć co myślisz.
[Już ci chyba dała do zrozumienia co myśli? Ktoś tu nie umie czytać sygnałów…]
Ja naprawdę chce wiedzieć…
[Ithil, patrz! Smętna pozostałość po telepatycznych zdolnościach oryginalnego Edka to czy jednak smętny pseudoromantyzm?] [*ostrożnie bierze pęsetą* Trzeba przebadać w laboratorium, wtedy będziemy mieć pewność!]
Kurwa!
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
[„ - Bello, masz takie piękne oczy”
- Edwardzie, masz takie... co to właściwie jest za kolor?
- Zwyrodnialcza zieleń”]
-Wydaje mi się ze dla niektórych kobiet- dla większości kobiet, seks nie jest jak mycie zębów. Ty go tak traktujesz. Dla mnie seks to inaczej kochanie się z kimś, a nie bzykanie kogoś.
[No… gdybyś Ty kogoś bzykała to poczułabym się trochę niedoświadczona…]
Bella odwróciła wzrok.
Po chwili ruszyłem.
Gdy byliśmy już pod domem Belli, spróbowałem ponownie się wytłumaczyć.
-Bello ona…
-One.
Ok.
-One.., wiedziały na czym stoją.
[A także na czym leżą, niach niach niach!] […] [Rassilonie.. Co się ze mną dzieje... To zaczyna na mnie wpływać... Kochanie, walnij mnie w łeb, jeśli jeszcze kiedyś zejdę do tego poziomu!] [PLASK!] [Ałć! Za co?] [Testowo :3] Był jasny układ.
-A pomyślałeś ze niektóre z nich miały nadzieje? Może nie myślałeś o tym bo chciałeś tylko się zaspokoić. I nie mowie o wszystkich kobietach. Wiem jakie niektóre potrafią być… Ale widziałam oczy tej kobiety ze sklepu. Ona… -uśmiechnęła się krzywo
[Uśmiech z natury jest chyba dość zakrzywiony?].- I tak jeszcze tego nie zrozumiesz. Edward mam nadzieje ze kiedyś to się zmieni. Ze przestaniesz traktować kobiety tylko jak ciało… A teraz… musze iść. Robi się późno. Dobranoc. Do jutra- i wyszła z auta.
Czy ja naprawdę jestem takim skurwysynem?!
[TAK!!! TAK, JESTEŚ!!! MÓWIMY CI O TYM Z JOHNNYM OD POCZĄTKU, OD TRZECH MIESIĘCY!!] [Nie no, jego mamy się może nie czepiaj…] [Ok, wiesz, że nie to miałam na myśli. Ale ogólnie rzecz biorąc mam rację?] [Ogólnie rzecz biorąc zgadzam się z Tobą. W sumie to nawet cieszę się, że Ty napisałaś ten komentarz: ja dorzuciłbym jeszcze kilka wykrzykników i niecenzuralnych słów…]Tak Edwardzie Cullen- jesteś nim.
A niby co robisz teraz?
Z Bella?
Kurwa…
Pojechałem do domu.
Gdy wszedłem przez drzwi
zawołał mnie mój tata.
Jutro znów wyjeżdżają…
Super.
-O co chodzi?- spytałem
-Szukałem czegoś w praniu i…
Zaciął się.
[Krew siknęła na ścianę]
-I…?
-Znalazłem to.- położył na stół prezerwatywy. Moje gumki.
-Y…
-Nie pokazałem mamie.
[„Myśl, że jesteś odpowiedzialny... To by ją zabiło!”] Oczywiście oboje zdajemy sobie sprawę ze mnichem nie jesteś. Ale… Spotykasz się z Bella. To wyjątkowa dziewczyna. To już kobieta. Nie chce byś to zniszczył. [Skoro ma gumki, to chyba to jest właśnie znak, że nie zniszczy? No bo wiecie, ciężko o trudniejszą próbę dla licealnego związku niż nieplanowana ciąża. Chyba, że Edward przyklejał na gumkach karteczki „Dla Annie”, „Dla Kate” i tak dalej, że ojciec wiedział, że to znak jego niewierności…]
-Nie zniszczę- powiedziałem zdecydowanie
Mój tata jakby w ogóle mnie nie słuchał, kontynuował.
-Edward…. Faceci to osły
[Hej! Jako kobieta czuję się w obowiązku zaprotestować: znam przynajmniej pięciu facetów, którzy według wszelkich standardów są naprawdę ok. [Właśnie! Powiedz im, kochanie!] Więc podaję do twej wiadomości, że głupota nie zależy od płci. U was to widocznie sprawa dziedziczna…]. Jesteśmy głupcami i rzadko widzimy na tyle dobrze, żeby dostrzec, ile wspaniałych rzeczy mamy przed oczami. Pomyśl o tym synu…- powiedziawszy to wstał i poszedł na gore.
Ja zamknąłem się w swoim pokoju i puściłem płytę która dziś nabyłem
[drogą kupna].
Leżałem i próbowałem poukładać wszystko sobie w swojej głowie.
Nie chce zranić Belli.
Ale nie szukam związków.
Nie mogę tez się już wycofać.
Po za tym za bardzo ja pragnę.
[„JEJ pragnę”, niechaj na ród Twój do siódmego pokolenia spadnie plaga!]Musze zwlaczyć to dziwne cos co się we mnie włącza gdy choćby o niej pomyśle. [Pstryk!] [Tak, a potem nie zapomnij zwalczyć zła i występku w Townsville!] [Hej, serio, to zdanie jest straszne śmieszne: „Muszę zwalczyć w sobie to dziwne coś, co mi się włącza!”. Ne, skarbie, a jak ja o Tobie myślę, to nic mi się nie włącza!] [Nie szkodzi, kochanie, nie szkodzi… *poklepuje ją po głowie*] [W tym szale rozbawienia zapomnieliśmy pochwalić aŁtorkę za napisanie „włącza”. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy dziewoja owa zdecydowała się na użycie polskich znaków]
Tylko ona to potrafi włączyć, ale co z tego?
Nie mogę być z Bella.
Nie mogę być z nikim.
Nie zależy mi na tym.
Chce być sam.
Chce się bawić.
[Forever alone party?] [*nuci* „W co się bawić, w co się bawić?’]
I tyle…
I tego musze się trzymać.

Na szczęście przespałem cała noc.
[Po raz pierwszy nie budził się cztery razy w nocy żeby poszukać cyca do possania?]
W końcu.
Ostatnio mam z tym kłopoty.
Dzisiaj jest wyjątkowy dzien.
Urodziny mojej…
Urodziny Belli, po prostu.
Zamierzam wziąć ja na łąkę.
A tam będzie czekać niespodzianka.
Z zaskoczenia… zacznę gwałcić jej nogę! Niach niach niach *Edward zatonął w słodkich marzeniach*] [PLASK!]
Napisałem jej SMS, ze będę po nią tak o 20.
Chce żeby było już ciemno.
Lepszy nastrój.
A mi w końcu został tydzień!
Tydzień…
I będę miał Belle.
A potem ja stracę…
Ale tego właśnie chciałem, czyż nie?
Kupiłem Belli, śliczny łańcuszek z koniczynka.
Symbol szczęścia.
A ona na nie zasługuje.
Na dom z ogródkiem, dużego psa, dzieci,…. kochającego męża.
Dlaczego myśl o innym facecie u boku Belli tak mnie wkurwia?!!
[Zdaje się, że w końcu wyrosło ci sumienie i nie mas pojęcia jak sobie z nim radzić. Dlatego reagujesz agresywnie. Ciesz się, że Freud nie komentuje z nami, bo usłyszałbyś wiele ciekawych rzeczy na temat swojej matki...]
No dlaczego?
Cale popołudnie rozmyślałem, słuchałem muzyki, ale unikałem spotkań z tata, mama.
Nie odbierałem telefonów od nikogo.
Po prostu wyłączyłem telefon.
Jakoś po 18 pojechałem na lakę wszystko przygotować.
Gdy byłem na miejscu już rozłożyłem koc.
Pozapalałem dodo kola świece.
Kupiłem szampana i zamówiłem kolacje.
[I jaki podał adres? „Łączka tak na lewo od tego świerczka co… no wie pani, no TEGO no!”?] [Domyślam się, ze raczej „Łączka na lewo od tego świerczka na którym zdradziłem Cię z Twoją dziewczyną…”] [?!?] [^^]
Musze przyznać że wyglądało to nieźle.
[Szkoda, że świece się wypalą zanim dotrzesz tam z dziewczyną] [Albo wiatr je zdmuchnie] [Albo pójdzie iskra i zrobisz sztuczkę z płonącym lasem]
Gwiazdy pięknie święciły, wiec dodawało to większego uroku.
Gdy jechałem już po Belle, doszedłem do wniosku, ze jeszcze dla nikogo nie zrobiłem choćby cos podobnego.
[*kontempluje urodę tej składni*] [*po prostu kątem pluje*]
Nawet dla mamy.
Co Bella ze mną zrobiła?
To ja ją miałem zmienić na rozpustnice a jest na odwrót.
[Ona Ciebie zmienia w rozpustnika? No, skoro to jest rozpusta, to to jego „bzykanie się” z dziewczynami naprawdę mogło polegać na skakaniu nad nimi w stroju pszczółki Mai. Rozpustność na maksa]
Do czego ja dopuściłem?!
Gdy dojechałem do Belli, trochę się denerwowałem.
Następne zaskoczenie.
No ale…
Zadzwoniłem do drzwi Belli.
Otworzył mi jej tata.
-Dzień dobry- powiedziałem
-Witaj Edwardzie. Wchodź- odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
[Jego wąsy były w szczytowej formie!]
-Cześć Edward- nagle pojawiła się mama Belli.
-Dzień dobry
-Bella zaraz zejdzie. Ooo już idzie. Słyszę drzwi.- oznajmiła
[Drodzy państwo, znaleźliśmy się w radiowej sztuce teatralnej, gdzie trzeba oznajmiać każdą rzecz, żeby słuchacz się nie pogubił!... Serio, czy to było konieczne?]
-Jeszcze nigdy nie widziałem żeby się tak stroiła. – uśmiechnął się do mnie Charlie.
Nigdy…
Czy ona naprawdę traktuje mnie jakoś wyjątkowo?
[Nieeeeeee! Nieeee, skąąąd? Skąd Ci to przyszło do głowy, Edwardzie? Jestem pewna, że Bella robi z siebie taka szmatę przed każdym…]
Spojrzałem w gore na schody i zamarłem.
Żaden wamp- po prostu Bella.
Moja Bella.
Piękna Bella.
[„Ma bella Bella!”... To brzmi jak mowa pokemonów. Bella mogłaby podskakiwać i powtarzać „Bella! Bella!”, a Edward toczyłby się powoli i skrzeczał „Kurwa! Kurwa!”]


Wyglądała tak naturalnie i świeżo. [To dlatego, że nie miała głowy. Nie mogła być nieświeża. Każda ryba psuje się od głowy. Kiedy nie ma głowy- nie ma problemu. Cholera, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?]
Nie miała ani grama makijażu
[To smutne, że młodzież liczy makijaż na gramy, nie uważasz?], nic nie robiła z włosami a wyglądała jak anioł. [Czy to dobry moment na przypomnienie że anioły w Biblii wyglądają przerażająco i nieludzko? Wiele kończyn, oczy w różnych dziwnych miejscach... To że coś wygląda jak anioł, wcale nie znaczy, że jest ładne!]
Delikatnie… Niewinnie…
Cudownie!
Gdy zeszła na dół usłyszałem jak jej rodzice Ida do innego pokoju.
Byłem cały czas w stanie zachwytu.
[To obok stanu Waszyngton?]
Nie umiałem oderwać wzroku od Belli.
-Alice, mi kupiła..- powiedziała po cichutku a ja jej wszedłem w słowo.
-Jesteś piękna- wyszeptałem.
[Dlaczego aŁtorka uważa, że wyznania czynione szeptem mają +20 do romantyczności? Nie ma nic romantycznego w „Co mówiłeś? Bo akurat przewróciła się szklanka?” (przejechał samochód, ktoś zakasłał… cokolwiek). Nie mówiąc już o tym, że szeptanie dużo częściej niż o gardle ściśniętym ze wzruszenia świadczy o tym, że wstydzimy się tego, co mówimy]
Spojrzała na mnie zszokowana i oblała się rumieńcem.
Staliśmy tak chwile patrząc sobie w oczy.
Jeżeli Bella zauważyła w moich oczach to co ja widziałem w jej, to ten wieczór będzie bardzo niezręczny
[Jeżeli zobaczył w jej oczach, że zamierza mu się dobrać do majtek, a w ogóle, to uważa, że ślicznie mu w tej sukience, to faktycznie może być nieco… krępująco…].
-Idziemy?- spytaliśmy równocześnie i uśmiechnęliśmy się.
-Chodźmy- powiedziałem – Dobranoc państwu- dodałem a oni również się pożegnali
Ruszyliśmy z Bella do mojego samochodu.
Gdy byliśmy już w środku, Bella zapytała?
[Nie jesteś pewien?]
-Jaka to niespodzianka?
[„Taki niebieski karzełek z dużą paczką. Cały czas chichocze, więc musi być dobra, prawda?”]
-Niespodzianka to niespodzianka.- uśmiechnąłem się łobuzersko, na co Bella znów spłonęła rumieńcem, a przy tym wyglądała tak uroczo, ze….
-Jesteś naprawdę urocza gdy tak robisz- wyszeptałem
[„Że co?! Przepraszam, Edwardzie, musisz mówić głośniej, przez ten silnik w ogóle cię nie słyszę!”]
-Jak?
-Rumienisz się. To słodkie. Tylko ty tak potrafisz.
[„Nikt inny nie ma takich niezależnych od woli, napadowych zaczerwienień skóry!”]
Uśmiechnęła się delikatnie i spuściła głowę.
Po chwili ruszyłem.
Byliśmy w pobliżu łąki.
Zatrzymałem auto i kazałem Belli założyć czarna opaskę na oczy.
Posłuchała chociaż była zdziwiona.
[Kiedy największy pies na baby w okolicy wywozi cię do lasu i każe Ci zasłonić oczy to… przygotuj gaz pieprzowy! (A przy okazji wiedz, że coś się dzieje >.<)]
Podjechałem na sama Lake i pomogłem Belli wyjść.
Skierowałem ja żeby miała dobry widok i ściągnąłem jej opaskę.
Stałem za nią, wiec nie widziałem jej wyrazu twarzy.
Nagle odwróciła się do mnie.
Miała łzy o oczach.
[To od zapachu!] [PLASK!]
-To naprawdę dla mnie?- spytała
-Tylko dla ciebie
Jej twarz przybrała promienny uśmiech, który tak kochałem.
[Jej twarz podreptała do kwiaciarni, a po chwili wróciła z bukietem świeżo przybranych uśmiechów]
-Dziękuje
-Nie ma za co. Chodź- mówiąc to chwyciłem jej dłoń, chcąc zaprowadzić ja na miejsce.
Ale obydwoje się nie ruszyliśmy, tylko na siebie spojrzeliśmy.
Bella tez czuła ten prąd.
Ten cholernie dziwny i cholernie przyjemny prąd.
[Czyżby Edward był z tych, którzy lubią poczuć zaciski końcówek biegunowych akumulatora na sutkach? ^^]
Musiałem go zignorować, wiec pociągnąłem Belle na koc.
-Wiem, ze bardzo lubisz kurczaka w ziołach, wiec oto jest- pokazałem jej danie.
-Uwielbiam
[„ale wolę kiedy jest... wiesz… UPIECZONY. Ale pachnie ładnie..”]
Nalałem szampana do kieliszków.
Stłukliśmy się kieliszkami
[krwi! Krwi! Analizatorzy chcą krwi!] [… *ciut filozoficznie* „A nie sprawią wszystkie Króla konie ni żołnierze, że w jedną Humpty Dumpty całość znów się zbierze”….] i wypiliśmy po łyku [krwi przeciwnika].
-Wiesz ze ostatnio w ogóle nie przerabiamy biologii- zauważyłem.
-To nie profesjonalne- uśmiechnęła się do mnie
-Bardzo. Ale milsze- dodałem szeptem
Spojrzała na mnie.
-Milsze- wyszeptała
[jakby chciała dodać „jak udało Ci się poderwać tyle kobiet skoro wszystkie twoje teksty to takie suchary?”] i zaraz odwróciła wzrok.
-Mam cos dla ciebie- powiedziałem
-Dla mnie? A to dziś tutaj zrobiłeś nie wystarczy? Edward…
-Ty zasługujesz na więcej.- powiedziałem zgodnie z prawda.
Zasługuje na więcej.
Na pewno nie na to ze siedzisz tu ze mną.
Jesteś za dobra…
Wyścignąłem
[Wyśmignął go?] [Wiesz, ze sklepu. Tak, że niby nigdy nic i „a w ogóle, to pamiętasz, jak uprawiałem z tobą seks, ekspedientko? Powspominaj to, kiedy bramki będą piszczały…”] łańcuszek.
-Mogę?- spytałem wskazując ręką jej szyje.
[On ją zaraz udusi! Mówię wam!]
Domyśliła się o co chodzi i odwróciła do mnie plecami.
Założyłem jej łańcuszek.
[Chyba grzeczniej byłoby najpierw pozwolić jej obejrzeć prezent, ale co ja tam wiem…]
Musnąłem kilka razy jej ramiona i szyje.
Miała dreszcze a mi było tak przyjemnie…
[Nie chcę myśleć, co on sobie robił, jak jej zapinał ten zameczek, ale od razu przypomina mi się moja wizyta w Egipcie…] [Edward jest arabem?] [Na to wygląda…]
-Drżysz…- powiedziałem jej do ucha
[„przejechałem jej językiem po czole, zlizując pot i po raz kolejny zastanawiając się, czemu nie mam przyjaciół wśród płci przeciwnej...”]
Minęła chwila nim się odwróciła.
Spojrzała na łańcuszek.
[Chyba tymi oczami na szypułkach…]
-Dziękuje- po tych słowach podniosła wzrok, spojrzała na mnie i dodała- Jest śliczny
[„a teraz czy możesz przestać bawić się moimi włosami? Proszę...”] [Aj tam, Johnny, „bawić się włosami”! Jak dla mnie najgorsze, co faceci robią w takich chwilach, to masaż, który tak DELIKATNIE i NIEPOSTRZEŻENIE zmierza ku piersiom. To takie... niezręczne jest ;/]
Chwile na siebie patrzyliśmy, Az Bella nagle pocałowała mnie w policzek i szybko usiadła na miejsce.
Matko!
To tylko policzek, a ja…
Jej wargi…
Zauważyłem ze jest speszona, wiec powiedziałem:
-Zjedzmy cos
Przytaknęła i zaczęliśmy jeść.
W czasie kolacji Bella nagle się odezwała.
-Pamiętasz jak ci opowiadałam o tym starym facecie, który się do mnie dobierał?
[„ Wiesz, bardzo mi go przypominasz…”]
-Pamiętam
-I ze uciekłam i się przestraszyłam.
-Tak.
-Chce ci podziękować, ze przy tobie się nie boje. Wiem ze mnie nie wykorzystasz.
[jesteś bardziej tępa niż worek młotków w fabryce papieru ściernego i zasługujesz na wszystko, co cię spotka, durna babo!] [A tu się z Tobą nie zgodzę, Johnny. Dla mnie to, że Bella ufa Edwardowi, w którym się zakochała jest dość naturalne, nawet jeżeli nielogiczne. Automatycznie idealizujemy ludzi, w których jesteśmy zakochani, więc ona też, prawem swego niedoświadczenia, może sobie naiwnie wierzyć, że Edward się zmienił, że ona jedna ma monopol na prawdziwe poznanie jego duszy- a przy okazji też, że obroni ją przed każdą przeciwnością losu. Wiec ja jej raczej współczuje tego, co ją czeka (a przy Edwardzie czeka pewnie niemało), bo aŁtorce wyszła całkiem urocza, choć ciut przesłodzona i bardzo jednowymiarowa postać. Ale to już krok w dobrą stronę] – mówiąc to objęła moją dłoń. [W sensie jak? *próbuje objąć dłoń Johnnego* Bella musiała mieć bardzo mały biust… (albo Edward bardzo duże dłonie- takie mniej więcej jak klapa do śmietnika)]Dziękuje mi…?
Ona mi ufa.
Właśnie mi.
Temu przed którym powinna uciekać.
Ja naprawdę jestem draniem…
[Aha] [Aha. Jesteś]
Cholernym draniem.
-Edward?- spytała po chwili, cichutko.
-Tak?- spojrzałem na nią.
Wzrok wbity miała w swoje nogi.
Ja tam wołałem nie patrzeć.
Była w sukience, tak?
[A sukienki są brzydkie? Czy Bella miała miniówę do obojczyka i nie mogłeś się powstrzymać?]
No właśnie…
-Naucz mnie czegoś
-Czego?- spytałem
Przecież to ona mnie cały czas uczy.
Tyle ze życia…
-Po… Pocałunku
[COOOOOOOOOOOO?! Odwołuję to, co powiedziałam: ona jest słodka jak landrynka w syropie klonowym. Albo nawet jak „bułeczka namoczona w mleczku” (uech…). Znaj proporcjum, mocium aŁtorko!]
Ze co…?
[Nie, to MOJA kwestia!] [Moja też!] [Nasza. To NASZA kwestia]
-Słucham?
-Naucz mnie, proszę…
Nie wiedziałem co zrobić.
Czyż nie o tym marzyłem?
Tak o tym marzyłeś, ciulu.
Cale wątpliwości zniknęły gdy na mnie spojrzała.
Przybliżyłem się do niej.
Nie odrywaliśmy od siebie wzroku.
Byliśmy naprawdę blisko.
Bella dotknęła wargami moich ust i wtedy nie wytrzymałem.
Ja jej wargi zmiażdżyłem.
[„ od razu począłem zlizywać rubinowy płyn, chichocząc maniakalnie”] [PLASK!] [Za co?!] [Za dobrze ci wychodzą te teksty...]
Jednak Bella cały czas miała zamknięte usta.
-Rozchyl wargi Bello…- wyszeptałem
Zrobiła to.
Mogłem spokojnie wsadzić język w jej usta.
Poczułem jej smak.
Słodki.
Najlepszy.
[*czeka* Masz zamiar coś tu dodać od siebie?] [Nie ma takiej potrzeby. Sam z siebie brzmi jak psychopata, nie muszę mu pomagać...] [PLASK! Leniuch...]
Bella po chwili zaczęła oddawać pocałunki.
Zaczęła poruszać językiem tak jak ja.
[It’s not super effektive…]
Nie wytrzymałem.
Zacząłem ja całować coraz gwałtowniej.
Krew we buzowała.
Nagle Bella się oderwała.
[POK! *dźwięk odrywanej przyssawki*]
Chwile milczeliśmy i słychać było tylko nasze oddechy.
-Przepraszam- zdołałem powiedzieć.
Ale tak naprawdę nie chciałem przepraszać.
-Przecież cie prosiłam
-Zagalopowałem się
-Nie przepraszaj
[„chociaż muszę przyznać, że nawet nie zauważyłam, kiedy zdjąłeś swoje spodnie. I moje też... W czymś jednak jesteś dobry!”]
Znów nastała cisza.
Jeszcze żaden pocałunek nie wzbudził we mnie takiej reakcji.
Byłem nawet wzruszony tym jak próbowała mi dorównać „kroku”
Matko!
Bella!
-Jedzmy już, dobrze? – odezwała się
-Na razie nie mogę wstać dziecinko- uśmiechnąłem się do niej
[*rzyga* *na chwile przestaje* O, widzisz, Johnny. Po co my się zastanawialiśmy co najobleśniejszego może zrobić facet? Z mistrzynią poniżania swoich bohaterów nie wygramy… ]
-Dlaczego?
Jak mam jej kurwa wyjaśnić ze tak mnie podnieciła ze mi stanął?!
[Chłopie, weź go sobie przywiąż do nogi czy do urologa z tym pójdź… No bo to serio nie jest zdrowe...]Dzieje się to pierwszy raz ze po pocałunku mi stanął.
Wiec…
Spojrzała tam gdzie spojrzeć nie powinna i od razu odwróciła wzrok.
-Ochh
-No właśnie
Poczekaliśmy chwile.
W milczeniu.
[I oboje skrzętnie udawali, że wcale nie myślą o stanie jego penisa… Tak, to na pewno pomoże mu się rozluźnić!] [Penisowi?!] [Miałam na myśli Edwarda, ale w sumie… ^^]
W drodze powrotnej do domu Belli , również się nie odzywaliśmy.
Powiedzieliśmy sobie dobranoc i tyle.
[zważywszy na okoliczności Edkowi poszło całkiem nieźle. Nie zamordował jej samym swoim libido, trzeba to docenić...]
Jadąc wmówiłem sobie ze po prostu musze Belle zaliczyć i wszystko minie.
[I o by było na tyle jeśli idzie o romantyczne uniesienia Edwarda. Wracajmy do BARN! *zrezygnowana*]
Pojechałem do BARN. Był tam Jasper.
Opowiedziałem mu o tym pocałunku z Bella.
-Bella sama mi powiedziała ze nigdy nawet się z żadnym facetem nie spotykała. A mnie poprosiła o pocałunek…
Jasper milczał i przyglądał mi się badawczo.
[„Jak możesz być tak ślepy, ty durniu! Moje serce krwawi do ciebie...”] [Heeej! Doszukiwanie się yaoi tam, gdzie go nie ma to MOJA domena!]
W końcu się odezwał.
-To może dowiedz się dlaczego, a wtedy najpewniej odkryjesz ból, który będziesz musiał uleczyć.
[Nastolatek mówi tak do swojego kumpla z klasy? OCZYWIŚCIE *kiwa głową*]
Jasper!
-Och zamknij Se
[zamknij se klapę od szamba i komórkę. A potem podedźże no do płota jako i ja podchodzę]. Nic nie wiesz.- odezwałem sie
-Wiem więcej niż ty. I wiesz co ci radze? Otwórz serce i posłuchaj co ci mówi, ty durniu. Nie zobaczysz celu z zamkniętym sercem i oczami.
-Odkąd zrobiłeś się taki poetycki?- spytałem bo chmielem
[chmiel brzmi dobrze. Będę potrzebował dużo chmielu żeby przetrwać ten rozdział...] to obrócić w żart, ale słowa Jaspera dużo mi powiedziały.
Nie.
Właśnie nic mi nie powiedziały.
[Parsk!]
Nic nie rozumiem…
Wszyscy wiedza.
Tylko oczywiście nie ja.
-Odkąd przejrzałem na oczy. Tobie tez radze to samo. A teraz sorry ale jestem umówiony z Alice, wiec… Na razie.- powiedział i wyszedł.
Nie minęła minuta a do mojego stolika podszedł do mnie Eric. Mój stary kumpel.
[Eric Yorkie? Ten koleś, który w oryginale próbował poderwać Bellę? Tak, na pewno]
-Hej Ed! – zawołał.
-Cześć- uśmiechnąłem się do niego.
-Gdzie masz swoja dziewczynę?
Bella…
Nie.
Bella nie jest moja a ja nie jestem jej.
-Ja nie mam dziewczyny. Nigdy na stale.
-To dobrze, bo mam ci do przedstawienia świeży towarek.
[„Patrz, tu, pod płaszczykiem: nadmuchiwana lalka a tu trochę kokainy. Mówię Ci, stary, jak zażyjesz, to ta lalka zacznie jęczeć i drapać Cię po plecach w czasie seksu. W życiu nie miałeś takiej kochanki jak ta lalka”]
Nic nie czujesz to Belli.
Tu chodzi tylko o honor i zakład.
[faktycznie, skrzywdzenie dziewczyny tak bardzo żeby zgodziła się przespać z cyborgiem jest BARDZO honorowe]
Jebany zakład.
Tylko tyle
Zapamiętaj to sobie!
-No to nie krępuj się- powiedziałem
Podeszliśmy do stolika, gdzie siedziały dwie naprawdę ponętne laski.
-Witaj- przywitały się równocześnie
[O, wspólny mózg. Jak miło, już się bałam, że nie zobaczę go w tym opku. A opko bez grupy postaci ze wspólną świadomością to już nie to samo…]
-Edward
-To Liv, jest ze mną. A to… Vici, jest sama- powiedział dość wymownie Eric.
Wszystko mijało tak szybko.
W ogóle nikogo nie słuchałem.
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się w samochodzie z ta cala Vici i zacząłem się z nią liżąc.
[„Zacząłem się z nią bawić w łapki liżąc lizaka”, prawda?] [Znów bohaterka pozostawia fragmenty akcji do naszej dyspozycji. Ja obstawiałabym raczej „i zacząłem się z nią przechadzać po parku (do którego zawiozłem ją moim samochodem), liżąc przy tym loda i opowiadając jej o swoich ulubionych tezach Marcina Lutra. Victoria okazała się naprawdę doskonałą rozmówczynią, a w niedługim czasie także moja przyjaciółką. Kiedy opowiedziałem jej o Belli użyła swej kobiecej intuicji i dała mi wiele cennych wskazówek, dzięki którym przestałem zachowywać się jak kretyn i już nie pieprzyłem wszystkiego, co się rusza”. Nie? Szkoda…]
Ściągnąłem jej bluzkę a ona zaczynała rozpinać mi spodnie, gdy nagle zadzwonił telefon.
Spojrzałem na wyświetlacz.
Bella.
Kurwa…
Bella…
Vici wyrwała mi telefon z reki i rozłączyła się.
[Oderwała sobie górną część ciała od dolnej? Czy raczej lewą od prawej? Tak czy siak- musiało być fajnie!]
Ja pierdole!
Ty szmato!
[żeby korzystać z cudzej komórki bez pytania! To w oczywisty sposób jedyna wykonywana przez ciebie czynność, która niesie ze sobą brak szacunku do ciebie!]
-Co ty kurwa wyprawisz?!-wrzasnąłem na nią
-Ja to co? Przeszkodziła nam
-Wypierdalaj stad!
-Ale…
-Wypierdalaj stad mowie!
[To się nazywa „mieszane sygnały”. Dupku]
Zabrała swoje rzeczy i szybko wyszła z mojego wozu.
Nie zadzwoniłem do Belli.
Pojechałem do niej.
Co ty ciulu robisz?!
Jeszcze chwila a właśnie teraz pieprzyłbyś się z ta dziwka!
[Nie Edek, dziwkom się płaci. To była zbałamucona przez ciebie dziewczyna, która nie zna się na ludziach. Jest różnica, nie?]
Co się ze mną dzieje?!
Dotarłem pod dom Belli.
Zadzwoniłem do drzwi, mając nadzieje ze nie obudzę rodziców Belli.
Było już po 22
[w domu Belli]. [Szczęśliwie, na mocy bardzo potężnego zaklęcia rzuconego przez wróżkę, jej rodzice między godziną 22 a 6 rano stawali się głusi jak ten pień]
I nie zawiodłem się.
Drzwi otworzyła mi Bella.
-Edward
-Dzwoniłaś
-Myślałam ze ci przeszkadzam.
Nie dziecinko…
[Co on ma z tą „dziecinką”? Jakiś pedofilski fetysz?]
-Nigdy nie przeszkadzasz
-Gdzie byłeś?
Bells…
-Pojedziemy na łąkę?- spytałem
[w środku nocy ma zamiar wywieźć cię w sobie tylko znane miejsce... Sprawdź, czy nie ma siekiery za plecami, bardzo cię proszę...]
Proszę nie domyślaj się Bells…
Proszę.
-Dobrze- wyszeptała
Domyśliła się.
[… i dlatego z tobą pojedzie. Bardzo logiczne.] [W sumie, to naprawdę jest logiczne. O ile na łące Bella zapyta go, czy może go zainteresować Bogiem i zacznie wykład o moralności…]
Proszę Bello.
Wybacz mi.
-Przepraszam- -powiedziałem nawet nie wiem kiedy.
Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
-Jedzmy- oznajmiła
Znaleźliśmy się na lace i od razu położyliśmy się na trawie.
[„było zimno. Mogłem pamiętać żeby wziąć koc, ale nieee, byłem zbyt skupiony na tym żeby nie zabrać przez przypadek piły do kości... to będzie niespodzianka na nasz następny wypad!”]
Długo milczeliśmy.
-Edward?
-Tak?
-Powiedz mi dlaczego tak żyjesz? Wiesz, chodzi mi o seks ltd
[w sumie to spłycenie całego życia Edka do sformułowania „seks i tak dalej” to nie jest wcale spłycenie, prawda?]… Po co to?
-Takie Zycie mi się podoba. Jestem wolny, Bello.
-Mogę ci cos szczerze powiedzieć?
-Wyłącznie
-Nie jesteś wolny. Co dzień popadasz za to w niewole. Wiesz dlaczego? Bo wolność kojarzymy ci się z brakiem granic i odpowiedzialności. A to wcale nie jest wolność.
[Bardzo głębokie. Nie, czekaj... Jaki jest antonim do słowa „głęboki”?] [Płytki?] [Właśnie. Bardzo płytkie. I głupie, na dodatek] [Zmartwię Cię, ale to JEST jedno z pojęć wolności, Bello…]
Nie odpowiedziałem.
Nie wiedziałem co.
Bella ma racje.
Tylko dlaczego ja nie potrafię zmienić swojego życia?
[Bo to cholernie trudne i wymaga długiej terapii?]
Dlaczego nie chce?
[To, że chcesz się zmienić, nie znaczy, że masz w sobie dość siły. Potrzebujesz wsparcia, porady, a do tego jeszcze...]
Bo jesteś tchórzem Edwardzie Cullen.
[Ech... już nic...]
Bella postanowiła zmienić temat.
-Wiesz jest jedna rzecz, znaczy są dwie, ale to nie ważne. No wiec jest jedna rzecz, której pragnę. Chciałabym wiedzieć pewna rzecz. Wiesz moja babcia, zaraz po moim urodzeniu wyjechała do Francji. Została zmuszona do poślubienia mojego dziadka, wiesz jak kiedyś było.
[Kiedy? W średniowieczu?] [W pewnych środowiskach wciąż tak jest…] Dziadek zmarł nim go poznałam, jeszcze przed wyjazdem babci [Eeee… to znaczy, że dziadek poślubił babcię na odległość, i zmarł, nim do niego przyjechała? Chyba coś mi umyka…]. Wiec wyjechała, gdy wiedziała ze moja mama nie zostaje sama. Ze ma miłość w postaci mojego taty i mnie..A tam, poznała kogoś i …
-…się zakochała- dokończyłem za nią.
Bella spojrzała na mnie i delikatnie cofnęła rękę, która miała kolo mojej. Uciekała przede mną, ale nie odsunąłem reki i trzymałem ja w bliskiej odległości od jej dłoni
[Czyli, że jak ona zabrała rękę, to sięgnął za nią, tak, by jego dłoń wciąż była blisko, tak?].
Chwile milczeliśmy.
-Tak. Znaleźli ich ciała w jej hotelowym pokoju. On był w garniturze, a ona w sukni ślubnej. Popełnili samobójstwo. Chciałabym wiedzieć dlaczego. Moja mama mi powtarza ze jestem do babci podobna. Staroświecka i wielka romantyczka. Za wielka.- dodała po cichu
[„te 40 kilo nadwagi…” dodała Ithil jeszcze ciszej].
-Była piękna
-Skąd wiesz? -uśmiechnęła się.
-W końcu jesteś do niej podobna
[Suchar! Suchar! Suchar!] – gdy to powiedziałem zarumieniła się, ale nie spuściła wzroku. Wiedziałem ze jest zmieszana wiec dodałem:
-Musieli się bardzo kochać
[ale nie aż tak bardzo żeby chcieć spędzić z sobą resztę naturalnego życia...]
-O tak. Myślę ze zakochali się w sobie, jeszcze zanim się poznali. W prawdziwej miłości tak właśnie musi być.
[Już wiemy, skąd się biorą TruLoFFy w opkach! On Manwe, mam nadzieję, że poza aŁtorkami niewiele młodych osób podziela tę opinię! AŁtorko, do Twojej wiadomości: jeżeli naprawdę narzucisz sobie taki imperatyw, to wylądujesz z gościem, który będzie pił, bił Cię i poniżał. A w ogóle, to bądź uprzejma nie mylić zakochania z miłością- to wbrew pozorom nie to samo…]
-Zakochać się , a dopiero potem poznać?
[to jest albo bardzo energooszczędne, albo bardzo kretyńskie... TY zdecyduj, Internecie!]
-Zakochać się, a potem zatrącić się
[„zatrącić” to znaczy napomknąć o czymś, wtrącić. Jak można się w czymś zatrącić?] w tej miłości, chociażby ta miłość okazała się zgubna.
Tak.
Być może to właśnie jest miłość.
[Nie, to psychopatyczna kuzynka miłości, która straciła wszelki kontakt z rzeczywistością i za rzadko wychodzi na świeże powietrze]
Inna jej definicja. Siła, która jest zdolna sprawić, ze zapomni się o wszelkich zasadach.
[Nie]
O czasie.
[Nie]
O wszystkim, co się wokół dzieje.
[Nie]
O wszystkim…
[Tym bardziej NIE. Miłość na tym NIE polega. Na tym może trochę polegać zakochanie, fascynacja… A miłość polega na trosce o drugą osobę, na pragnieniu jej szczęścia,.. Tak w ogóle, to od wieków ludzie próbują ustalić, czym jest miłość i ja nieszczególnie czuję się powołana do wyrokowania w tej kwestii. Ale na pewno nie ma ona nic wspólnego z życiem w malignie]
Przeszedł mnie dreszcz.
O czym ty myślisz…?!
-Ciekawe dlaczego miłość wyciska na nas takie piętno … -odezwałem się.
-Bo to cos najcudowniejszego co może nas spotkać.
Spojrzeliśmy na siebie i nasze dłonie się zetknęły,
Co się ze mną dzieje…?
-Kiedyś wezmę Cie do Francji. I odkryjemy tajemnice twojej babci i tego mężczyzny. Razem.- uśmiechnąłem się do niej , a ona odwzajemniła ten uśmiech swoim najsłodszym.
[czyli jednak mam uznać dwoje zabijających się ludzi za coś romantycznego? Czyli, że powstanie w Libii to niemal Romans Wszech Czasów?] [A Hitler był większym kochankiem niż Don Juan, markiz de Sade i Szybki Lopez w jednym! :/]
-Wypijemy za ich miłość? Mamy tylko wodę, ale zawsze coś.
Stukliśmy się butelkami.
[Butelki zrobiły smętne „plup”, bo były z plastiku] [Za to po chwili byli cali w siniakach, dodatkowo Belli ciekła krew z rozciętej brwi a Edward miał wybite dwa zęby i złamany nos… No co?! Taka butelka z wodą naprawdę potrafi być ciężka!]
Znów musnąłem palcem rękę Belli. Przeszedł mnie dreszcz pożądania.
[*bije go gazetą po łapie* Znaj! Czas! I! Miejsce! Debilu!] Tym razem otworzyła dłoń. Poczułem gorąco. Byliśmy jak dwie półkule w płomieniach.
Księżyc staczał się wielki, intensywny w kolorze ochry.
[czyli taki jakby brązowawy? Rhhhhhomantique!]
Widok był cudowny.
-Widziałeś kiedyś coś takiego?
-Nigdy
-Czujesz to ciepło, które z tamta idzie?
[z przestrzeni kosmicznej? Chyba coś ci się pomyliło...] -Bella zamknęła oczy.
-Jedyne co wiem, to to , ze czuje coś czego nigdy w życiu nie czułem.
Co ty gadasz?
Prawdę.
To prawda…
Przybliżyłem się do Belli.
Pieściłem wolno niepewnie kontur ust Belli. Chciałem znów ja poczuć, ale nie chciałem jej spłoszyć. Balem się ze namiętność poniesie mnie zbyt mocno. Ale kurwa nie mogłem się opanować!
W każdym razie nie mogły się opanować moje ręce, które zsunęły się od mlecznej szyi , od miejsca gdzie zaczynała się pulsująca skora
[zważywszy na to, że Skora to taka rzeczka w dolnośląskim… Bella musiała wyglądać naprawdę dziwnie!] , musnęły dekolt i znalazły się miedzy dwoma wzgórkami, które odpowiedziały żywym napięciem. [Sprawa pierwsza: Nie chcesz jej całować zbyt szybko, żeby jej nie spłoszyć, więc uważasz, że masaż biustu to dobry pomysł? Taaaak… Sprawa druga: Z czego, u diabła, Bella miała zrobione piersi, że się NAPINAŁY?! Implanty miała, że jej stały na baczność?] [6:14- 6:33]
Czułem jak jej ciało sztywnieje. Nadal nie otwierała oczu. Jej usta były rozchylone i wilgotne. Takie słodkie. Jakby czekały na mój pocałunek.
Wszystko wokół zniknęło.
[Wszechświat wymknął się po angielsku, chcąc być jak najdalej od Edwarda w rui]
Kim jestem?
Jak się nazywam?
Wszystko pogrążyło się we śnie.
Wszystko z wyjątkiem naszych ciał i dusz.
I wtedy właśnie, gdy miałem Belle pocałować, mój telefon zadzwonił.
[O. To zaskakujące. Naprawdę. Jestem taka zaskoczona. No bo wiecie, to wcale nie jest tak, że tak się dzieje zawsze, na wszystkich filmach, a aŁtoreczka się ich naoglądała. Wcale]
Kurwa mac!
Bella otworzyła oczy i szybko wstała.
Nie spojrzała na mnie.
Gdy szok tak jakby minął odebrałem ten zasrany telefon.
[Kiedy tak jakby przestały mi się trząść łapy z wściekłości a serce jakby przestało być słyszalne na skutek tego jazgotliwego dźwięku rozlegającego się zupełnie nagle, w absolutnej ciszy i tuż przy mnie…]
-Czego?
-Tu Jasper
-Wiem
-Gdzie jesteś?
-Gdzieś
[„Gdzieś” to czasem jest określenie dupy…] [Tutaj to chyba jednak określenie zupełnie z dupy wziętej, para-romantycznej sceny]
-Ej co jest?
-Nic, kurwa. O co chodzi?
-Chciałem wiedzieć czy u ciebie wszystko w porządku. Ja wyjeżdżałem nie miałeś najlepszego humoru.
[I że niby Jasper dzwoni do niego po nocy bo się o niego martwi? Szukanie tutaj yaoi to jak kopanie szczeniaczka]
-Teraz mam gorszy, wiec lepiej się rozłącz
-Dobrze. Na razie
[Jasper zwalczył w sobie chęć powiedzenia „całuski, do jutra, tygrysku!”]
Rozłączyłem się.
Bella stała przy samochodzie Tylem do mnie.
-Edward…- wyszeptała
-Nie zostawiaj mnie dziś.
[A jakiś powód? Czy w jego życiu wydarzyło się coś traumatycznego- poza tym, że dziś jeszcze z nikim nie uprawiał seksu i mu ciśnienie rosło? Czy ma JAKIKOLWIEK powód, usprawiedliwiający to, że wywiózł ja z domu w środku nocy, zwalił jej na głowę część swoich brudów, po czym naraża ją na napastowanie i problemy ze strony rodziców, którzy rano nie znajdą Belli w jej łóżku, choć z cała pewnością się do niego kładła? Jakikolwiek?]
Matko…
-Nie bój się. Rodziców nie ma, wiec będziesz miała cale duże łóżko dla siebie. Ufasz mi?
-Ufam…
[Niesłusznie]
Nastąpiła chwila ciszy, która przerwała Bella.
-Wiec jedzmy
Zgodziła się.
Co ja robie?
Będzie u mnie spala!
[będzie mogli zrobić sobie pidżama party i opowiadać ploteczki o chłopcach i kosmetykach!]
Kurwa…
Mam tydzień.
Niech te wszystkie myśli wyjdą mi z głowy.!!!
[niech pójdą w ślad całej reszty jego myśli…]
Wsiedliśmy do samochodu.
Zanim ruszyłem, znów ktoś zadzwonił.
Nawet nie spojrzałem kto to.
Po prostu odebrałem.
-Słucham?
-Tu Mike.
Mike….
-Co chcesz?
-Masz jeszcze tydzień. Robisz coś w tym kierunku?
[jest koło północy. Ja rozumiem, cyborg i w ogóle, ale czy on nie sypia? Albo nie rozumie, że inni sypiają?]
Bella będzie u mnie spala.
Nie.
Tak.
[Niezdecydowany jak panienka…]
-Można tak powiedzieć.
-Spiesz się
[„wiem gdzie mieszkasz. Wiem, gdzie chodzisz na zakupy. Jeśli mnie zawiedziesz to... pogrożę ci placem. Bardzo groźnie”]
-Dobranoc- rzuciłem ostro i rozłączyłem się.
Bella się spytała kto to był, wiec sam jej powiedziałem.
-To Mika
Kurwa…
Ty tępaku.
[Mam ochotę powiedzieć to samo, wiecie?]
-Mika? Co chciał?
-Jak zwykle. Pierdoły. Wmawia sobie ze się kumplujemy
[I dlatego dzwoni do Ciebie o północy? To musiałaby być dość… bliska znajomość]
-Aha- uśmiechnęła się delikatnie
-Jedziemy? -spytałem
-Jedziemy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz