piątek, 1 lipca 2011

2.2. Mrocznej Siły Miłości część druga, czyli Alojzy i spółka wkraczają do akcji


Witam was, Drodzy Czytelnicy, w naszej kolejnej analizie.
W tym tygodniu kontynuujemy historię Delfiny Logan- choć, oczywiście, nie zapominamy o Edwardzie, nie niecierpliwcie się [Nie zapominamy. Choć BARDZO byśmy chcieli...].
Dziś będziemy mieli do czynienia z narratorem biorącym udział w historii i podkradającym (czy raczej „podkradającą”, bo jak się okazuje narrator była kobietą) boCHaterkom ciuchy. Ponadto odnajdziemy ukrytego Alojzego oraz brązowookiego diabła tasmańskiego ściągającego skarpety.
Odnajdziemy też wszystkie możliwe punkty klastycznego opka. [*wzdycha* Hurra...]
Będzie więc klasycznie, kleptomańsko i trochę zakonnie.
Dobrej zabawy!

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział II
Hej! Dziękuje wszystkim osobom, które zamieściły pod moim opowiadaniem swoje komentarze, jesteście koffani :* [Och, dziękujemy, dziękujemy ^^] [My też Loffciamy cię jak cholera...] Ale to troche nie jest motywujące ze jest ich tak mało, mam nadzieję, że sie postaracie bardziej [Ależ OCZYWIŚCIE!]
Sorry ze musieliscie tak długo czekać, ale nocia jest dluga i hmm mam nadzieję ze sie wam spodoba, a niedługo nowa! [Hurra!]
-Delfi, ty krwawisz! - jęknęła Mirabella [„Na mój dywan! To oryginalny, perski! Jak ci nie wstyd?!”] [Delfi”? To już tylko krok do „Delfy”- boCHaterka jest świątynią grecką?]
-Oj, to tylko skalecznie - opuściłam głowę w dół i spojrzałam na ranę z której wypływała rubinowa ciecz po czym skapywała na podłogę.
- Ona ma rację, trzeba cię opatrzeć i zabrać do szpitala - powiedział Cedrick. [To już trzeci sposób zapisania imienia tej postaci. To on w końcu jest Cedric, Cedrik czy Cedrick? Wiecie co? Będę nazywał go Alojzy...]
Valdimir tymczasem zdodał się opanować. Z troska ujął moją dłoń w swoją. - Och - wyszeptałam, był tak blisko.
- Ja cie tam zawiozę - powiedział, ale nie zdążył zareagować, bo wtrącił się Cedric.
- Uważam ze to zły pomysł - powiedział spokojnie blondwłosy, patrząc na niego groźnie.
- Chłopaki, nie kłóćcie sie - powiedziała uśmiechnięta Mirabella. - Delfi potrzebuje teraz spokoju, może ja ją zawiozę do szpitala, a wy pojedziecie ze mną ok?
Chłopcy na całe szczęście się zgodzili [Chwała Manwemu choć za to!] , no i pojechali. W szpitalu pani pielęgniarka powiedziała że w sumie powinnam zostać na obserwacji [po głupim przejechaniu nożem po paluchu?! Ona chleb kroiła piła mechaniczną czy toporem?], ale ja chciałam wracać do domu, co by było gdyby ojciec odkrył, że nie ma jego samochodu, na pewno by się wściekł. Jednak czułam się zadowolona, poniewarz Cedric patrzył na mnie tak troskliwie, a Vladimir zaniepokojony [„a Vladimir zaniepokojony” co? To jego tutył może? „Vladimir Zaniepokojony III”- w sumie ładnie].
- To co Delfi wracamy na przyjęcie? - spytała się Mirabella.
- Nieee musze jechać już do domu odpowiedziałam [Co to za strumień świadomość wymruczał Johnny niewyraźnie].
- Szkoda- zmartwiła się ta.
- Może chłopcy cię odwiozą jakby było niebezpiecznie? [Czy oni wszyscy już zapomnieli, że facet się na nią rzucił z mordem w oczach? Nie żebym miała coś przeciwko zejściu ze świata tej smarkuli, ale bitwa wampirów w aucie jadącym po uczęszczanych wszakże drogach to chyba kiepski pomysł?] Ale ja czułam że z jakiegoś powodu nie jest to dobry pomysł. - Nieee pojade sama powiedziałam. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. W połowie drogi coś sie nagle zaczęło psuć. [… Ogarnijmy to razem: Mirabella zaproponowała koleżance, że Vladimir i Alojzy odwiozą ją do domu po czym na głos wyznała, że tak naprawdę, to nie uważa tego za dobry pomysł. Następnie narratorowi psuje się auto. Ke?]
- OK - pomyślałam zdesperowana, - co mam robić. Powinnam pójść do warsztatu, zastanawiała się Delfina, tylko gdzie to jest? A, już pamiętam. Warsztat był 1km od miejsca wypadku, wiec dotarła tam szybko. – [Tego, jak szybko ona zmienia sposoby narracji i co mówi / myśli sama a co załatwia za nią narrator nie ogarnie najdzielniejszy kocur…]
Hej, jest tu właściciel, zapytała i nagle zobaczyła wyłaniającą sie z wnętrza pomieszczenia postać o umiesionym torsie i czekoladowych oczach [Czekoladowe oczy? Kurczę, sam bym zjadł!] [Postać składała się tylko z torsu i oczu. Lewitowały nad ziemią. Bo to był potomek partnerki seksualnej niewidzialnego człowieka].
-O hej - zarumnieła się.
- Jesteś mechanikiem?
-Tak... [„Nie, tak tylko przyszedłem nawąchać się benzyny... Oczywiście, że jestem mechanikiem, do prostytutki biedy!”]
-Bo widzisz, mam problem, szukam warsztatu i samochód mi się zepsuł, pomugłbyś skoro jesteś mechanikiem?
[- Nie, dopóki się nie nauczysz, że „o” ze słowa „pomoc” wymienia się na „ó” w słowie „pomógłbyś”]
-Jasne, o co chodzi?
-Tutaj niedaleko stoi... [Ale on nie o to pytał… „- Dziś sobota, zabrałeś płaszcz? // - Żyję w wielkim kuble…”]
Poszli razem do zostawionego niedaleko samochodu. Chłopak "pogrzebał" chwilę pod maskę będąc obserwowanym przez błękitne oczy Delfi [jej zielone oczy gapiły się w niebo, a piwne w tym czasie drzemały], która wyglądała zjawiskowo w niebieskiej sukience.
-Niestety - powiedział i westchnął - czeka go dłuższa naprawa, muszę odcholować go do warsztatu i tam się z nim pobawię.
- Ojej! Ile to będzie kosztować? Ojciec mnie zabije... bo widzisz, on mnie nienawidzi [No to jest ciekawa rzecz do wplatania w codzienną rozmowę... „- Cześć, która godzina? // - Za dziesięć druga, mama biła mnie kablem od żelazka.”] [xD] a ja ten samochód wzięłam bez jego wiedzy i wogóle...
-Jak dla ciebie ślicznotko zrobię to za darmo - błysnął ostrymi zębami w uśmiechu.
Nowopoznany postanowił odwieźć Delfi do domu swoim samochodem, ponieważ dziewczyna nie miała co ze sobom zrobić [soby to takie małe zwierzątka futerkowe jak rozumiem? To „z sobom”, dziecko *włącza jej się tryb „wujek Dobra Rada”*]. Kiedy podjechali pod dom okazało sie że świecą się światła [Zazwyczaj światła były cholernie ciemne].
- Ojej - powiedziała zmartwiona Delfi - chyba bedzie awantura. I miała rację, na progu właśnie stał wkurzony ojciec, który właśnie robił awanturę, ze wzięła jego samochód [Właśnie robił awanturę choć jej tam jeszcze nie było? To co, wrzeszczał na powietrze? Fajną ona ma tą rodzinę… Ja tam bym w takim razie zostawiła auto, weszła do domu, położyła się do łóżka i udawała, że to nie ja brałam. Skoro ojciec nie zauważył przy awanturze z córką braku córki to może nie zauważyłby też pojawienia się przedmiotu sporu?]. Delfina nie wiedziała co robić, spojrzała na chłopca szukając u niego oparcia, ale ten nic nie mówił, tymczasem ojciec dalej krzyczał coś o samochodzie i kosztach naprawy.
- Ale to będzie za darmo! - Wyrwało się jej. Twarz Edwarda zakwitła purpurową czerwienią. [po czym zzieleniał interesującą mieszkanką żółci i oktaryny] - Taaak? Ciekawe jak, puściłaś sie z serwisantem za samochodem? - zadrwił szyderczo. Delfi nie była w stanie wytrzymać tego psychicznie, weszła na górę trzaskając drzwiami. Usiadła na łóżku i niewiedziała co ze sobą zrobić. Robiła jej sie sie smutniej i smutniej i smutniej [aUtorka zaczyna się powtarzać: dwa „sie” (co to jest „sie”?), potem trzy „i smutniej”... To chyba jakaś choroba jest, jak się człowiek „zawiesza” i robi mechanicznie cały czas to samo? Ostatnio w Hausie o tym było…] Po policzku spłynęła jej pierwsza samotna łza [HaHA! Czyli że mamy do czynienia z opkiem Classic!].. Oprucz smutku czuła coś innego, była to wściekłość. Dlaczego to mi musiała trafić się taka rodzina? - zadała sobie pytania [Tym bardziej, że to jedno pytanie jest. Jak liczba mnoga to znaczy, że zadawała je sobie kilka razy nie pojmując, że pyta wciąż o to samo. Wniosek? Napady włosoruchowe, objawiające się mechanicznym powtarzaniem tych samych czynności- tako naucza nas mistrz House!], po czym gwałtownie cisnęła poduszką w ścianę i zaczęła chodzić z wściekłością po pokoju. Wydawało sie że przedmioty podzielają jej uczucia i również drżą z wściekłości, a nawet...latają. Delfi przetarła oczy, nie...to niemożliwe - pomyślała. nagle drgnęła, wyczuła w pokoju czyjaś obecność.
- Jak...jak sie tu dostałeś? - zapytała bez tchu.
- To nieistotne - powiedział przybysz, w którym dziewczyna rozpoznała mechanika. Usiedli oboje na łóżku.
- Jak masz na imię? - zapytała nieśmiało. [To w końcu kluczowa informacja jest kiedy obcy, wielki facet nagle po prostu materializuje się w twoim pokoju. Detterick’ówny byłyby ZACHWYCONE twoją postawą]
- Gaspard [„a moi bracia nazywają się Odilon, Serais, Armand i Pafnucy...”], a ty? - uśmiechnął sie do niej, także poczuła się niepewnie [A gdzie on dał jej do zrozumienia że czuje się niepewnie? Wskakując do pokoju mimo zamkniętych drzwi czy wwalając się na łóżko?].
- Delfina - odpowiedziała cicho.
- Pięknie - on sie znowu uśmiechnął i powiedział - Wogóle jesteś piękną dziewczyna, dlaczego płaczesz?
Delfina zwruciła na niego beznadziejny wzrok [Beznadziejny wzrok? W sensie, że się zacinał? *zaciesza*].
- Wiesz - powiedziała - to moja rodzina. czasami mam wrażenie, że jestem całkiem inna, nikt mnie tu nie rozumie [Tak samo jak, niech pomyślę... WSZYSTKIE INNE nastolatki?].
- Och, ja cie rozumiem - przerwał jej ciepło, po czym kontynuował z bolesnym uśmiechem - rozumiem, bo moja rodzina - zawiesił głos.
Delfina zaintrygowana spytała - No?
-Nieważne... ty jesteś ważna - spojrzał głęboko niebieskookiej w oczy [A blondwłosej we włosy. Wszy szukał. Tych z poprzedniej analizy]. Atmosfera zrobiła się duszna i napięta. Coś wisiało na powietrzu [wisiało NA powietrzu?]. Dotkną jej dłoni. Ona dotknęła jego [jego CZEGO?!] [… Nie chcesz wiedzieć…] [Wiesz, że masz rację? Nie chcę wiedzieć. Cofam to pytanie] [Jak cię znam, to skoro cofasz, to znaczy, że już sama sobie na nie odpowiedziałaś] [Ahaś… *ze zbolałym wyrazem twarzy* I teraz bardzo chcę zapomnieć…] [*w milczeniu ze współczuciem poklepuje ją po ramieniu*]. Ale przypomniała sobie o Valdim [Valduś, mam pomysła! Spierniczamy z tego opka!]. I Cedricku, więc szybko się odsunęła.
-Sądzę ze, powinieneś już pujść.
-Ah tak... mam nadzieję ze się spotkamy
-Pewnie jeszcze nieraz - uśmiech słabo zagościł na jej ustach [Zagościł tam tak słabo, że po chwili się przekrzywił, będąc zbyt subtelnym, aby mocniej się uchwycić ust]. Dobranoc - powiedziałam
- Dobranoc - powiedział w tym samym czasie i wybuchnęliśmy śmiechem [*wybucha śmiechem* AhaHAha... WyBORna krotochwila! *ociera łezkę z oka i poważnieje* Mogę już iść? Proszę...].
-To ja już pójdę - powiedziałam, po czym zniknął [To co, w końcu ona wychodzi a on zostaje? Nie ogarniam…]. Nie potrafiłam wytłumaczyć jak, poprostu. Zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam, trwało to jednosiemdziesiatna sekundy [*parsk*] zaledwie i jego nie było. Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Z burzą w głowie dziwnych myśli poszłam spać [Brzmi jak tomik poezji współczesnej: „Z burzą w głowie dziwnych myśli”].
Delfina otworzyła oczy. Była wiosna, tak...Słuchała gorącego falowania blasku [O.O Ona SLUCHAŁA falowania?! Na dodatek istotą falującą był BLASK?! Kurde, niezły stuff..] [pełny surreal...kochanie, gdzie moja szisza?] [O tu, skarbie *podaje*] [Dziękuję, niewiasto *zaciąga się głęboko* Taaaak. Witaj, różowy latający niewidzialny wampirze, czy pokonwersujemy dziś o transcendencji bytu?] [*przysiada obok i nieśmiało pyka z fajki*], szumu ciepłego wiatru miedzy omdlałymi liśćmi [omdlałe liście to chyba raczej na jesieni?], śledziła szmery za oknem [uzbrojona w kraciasty płaszcz, za duże buty, śmieszną czapkę i lupę te szmery śledziła]. Promienie słońca delikatnie tańczyły po jej twarzy. Otworzyła oczy, wiec pomyślała, że musi iść do szkoły [taki odruch bezwarunkowy: Otwiera oczy- „O, musze iść do szkoły!”. Mruganie musiało być dla niej istną udręką…]. ciekawe, jakie dziś ma lekcje,. No nic, najważniejsze, żeby się ubrać [*parsk*] [No… Jakby nie patrzeć… *powstrzymuje atak głupawki*]. A potem może pójdzie z Mirabellą na zakupy? Wybrała krótką cielistą sukienkę i pasujący do niej paseczek, po czym uczesała włosy i zrobiła sobie delikatny niewidoczny makijaż [Jak niewidoczny to na huk go robiła?]. Zeszła na dół, gdzie jej rodzina właśnie kończyła posiłek, Obrucili ja ponurymi spojrzeniami [wzrokowo wyobracali ją na wszystkie strony. I zmieszali z błotem] , ale sie nie odezwali, nawet jej malutki Marc, którego kochała przecież ani Blaki [Cóż za nowatorska konstrukcja gramatyczna! *podziwia*]. Pewnie są źli, no ale przecież to był wypadek, co mogłam zrobić? [Och, no naprawdę nie wiem… A co powiesz na NIE DOTYKANIE SAMOCHODU OJCA BEZ JEGO WIEDZY I ZGODY?!?!?!] Wzruszyła ramionami. Po czym poszła do szkoły [Prześledźmy jej drogę: wstała, ubrała się, zrobiła letki makijaż, weszła do jadalni, wzruszyła ramionami, wyszła z domu. Spoczko], po drodze okazało sie, że dzisiaj miał być polski - fajnie, chemia i różne takie nieinteresujące rzeczy. Ale Mirabel [czy aŁtorka mogłaby się zdecydować, jak w końcu nazywają się jej postacie? To chyba nie jest aż takie trudne?] pewnie tak nie uważa, skoro sie ze mną nie zgodziła, kiedy to powiedziałam, uświadomiła sobie. [„>>Ale Mirabella pewnie tak nie uważa, skoro sie ze mną nie zgodziła kiedy to powiedziałam<< uświadomiła sobie”- przepraszam, drodzy moi, nie mogłam się powstrzymać. To biedne dziecko ma chyba uczulenie na cudzysłowy, za to przecinki ciepie gdzie popadnie. Prawie nigdy we właściwe miejsca ale za to jest ich dużo]
Delfina doszła na szkoły. Nie popatrzyła wczoraj przez to wszystko na plan lekcji, wiec zapytała Mirci, co mają teraz. Okazało sie że chemię. Delfi stwierdziła że nie odrobiła zadania domowego, więc nie może sie pokazać w takim stanie na lekcji [Tak, to na pewno poprawi twoją sytuację. Wagarowanie]. Poszła do szkolnej toalety i usiadła przed lustrem, po czy zadumała sie patrząc w nie. Powiedział że jestem piękna... - pomyślała.. [„kłamał żeby dostać się to twoich majtek” odparł zza drzwi Johnny] Ciekawe czy to prawda. Spojrzała w lustro, które objało ją [Łaaa! *odskakuje przerażona* Lustro, które huga! Powinno jeszcze zapytać dziecięcym głosikiem „Are you my mummy?” Brrrr…]. Miała pszeniczno złociste włosy, topazowe oczy i labastrową cerę [co to jest labaster? Kochanie, czy ja też mogę mieć labastrą cerę?] [Tylko jeśli będziesz grzeczny] [Czyli że nie mogę] [*nie bez pewnej satysfakcji przecząco kręci głową*]. Wydawało sie jej, że chłopakom się podobała, przynajmniej w miarę, no ale w jej starej mieścinie wszyscy woleli te Barbie. Tutaj chyba jest jakoś inaczej, pomyślała. Nagle do toalety ktoś wpadł. A, to tylko sprzątaczka, pomyślała Delfi, obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem [Grrrr…. Grrrr… *warczy głucho* Johnny, weź mnie trzymaj bo ją trzepnę!] [*podaje jej tytanowy kij bejzbolowy, bazookę i samonaprowadzającą się trzepaczkę do dywanów*]. Weszła i wyszła, ale potem przyszedł ktoś inny.
Okazało się ze to Eve Angelique, która była najbardziej popularna i pusta w szkole. Uśmiechnęła sie do Delfi protekcjonalnie i zakpiła - Może byś się tak odsunęła, co? [doprawdy, kpina pierwszej klasy. Oscar Wilde byłby dumny jak jasna cholera...] Delfi spojrzała na nią nierozumiejącym wzrokiem, nie wiedziała o co jej chodziło. - Od czego? - zapytała. Eve uśmiechnęła sie znacząco.
- Od lustra, no chyba ze myślisz ze jesteś taka ładna - powiedziała sarkaztycznie
- Ale ja nie mogę - powiedziała cicho Delfi.
- Bo co?
- Bo jestem zajęta. Myślę. [zajęta myśleniem? Czyli, że nie potrafisz robić dwóch rzeczy naraz? Czy przed każdym istotnym procesem mózgowym bierzesz głęboki oddech?] [Chyba nie zrozumiałeś. BoCHaterka w ten subtelny a jednocześnie dowcipny sposób dała Eve do zrozumienia, że w przeciwieństwie do niektórych myśli, więc ma większe prawo stać przy lustrze] - powiedziała blondwłosa i odwruciła sie zpowrotem do lustra. Eve szarpnęła ją za ramię.
- Myślisz ze ci teraz wszystko wolno? Vladimir cię nie uratuje - powiedziała dostrzegając zaskoczenie z oczach dziewczyny [zaskoczenie przyjęło formę takich małych pytajników na tęczówkach dziewczyny]. Popchnęła ją na ścianę, Delfi udeżyła się i przewróciła, z kieszeni jej ślicznej białej sukienki w kwiatki [… a teraz cofnijmy się o półtorej akapitu „Wybrała krótką cielistą sukienkę i pasujący do niej paseczek, po czym uczesała włosy i zrobiła sobie delikatny niewidoczny makijaż”. Taaaak…. Johnny, czepiam się nieistotnych szczegółów, prawda?] [I na dodatek chcesz, żeby aŁtorka pamiętała w co ubrała swoją MarySue, choć to było więcej niż trzy zdania temu. Bluźnisz.] [Masz rację. Idę klęczeć na grochu] wypadła jej puderniczka i się rozbiła razem z lusterkiem, które w niej było.
- Och, nieeee...- wyszeptała Delfi ze łzami w oczach, zbierając kawałki przedmiotu z podłogi. Eve Angelique patrzyła na to z pogardą.
- No to 7 lat nieszczęścia, ha ha - zaśmiała się, obruciła napiencie [… że jak?] [napiencie. W sensie, że spięta była jak się odwracała chyba] [pozwól, że wymażę to zdanie ze swej pamięci, ok?] [„Precz z mej pamięci! (…)”] i wyszła. Delfina rozpłakała się, jej życie tak było wystarczająco skomplikowane, a tu jeszcze to [No, faktycznie. Puder ci się rozwalił. Tragedia. Jak myślisz, urządzą żałobną akademię w szkole?]! Zauważyła ze zza stłóczonego lustra wystaje jakiś papier, ale nie zastanawiała się nad tym, wepchnęła wszytko do kieszeni, przy tym zraniła sobie rękę szkłem i rozmazała rubinową ciecz [och. Diamentowe łzy, rubinowa krew… Na MarySue można nieźle zarobić… Skarb, założymy farmę?] [Nie opłaca się, kamienie szlachetne w formie ciekłej są znacznie mniej warte, a sposób wydobycia... nieelegancki] [Aj tam: nieelegancki. Fortuna czeka! (A przy okazji zrobimy dobry uczynek, bo jak się je wszystkie zbierze w jednym miejscu, to przestaną zatruwać Internet)] [I założymy fundacje dla pokrzywdzonych przez opka?] [Genialne, skarbie!] [Ok, zróbmy to! *idzie konstruować pułapki na MarySue*] skapującą z jej ręki po jedwabistej sukience sycząc z bólu. Wiedziała, że nieszczęścia sie dopiero zaczęły.
Zrozpaczona Delfi powolnym krokiem poszła do sali gdzie miała teraz lekcje z Alexandrem [Johnny, co mówiłeś o nieumiejętności ustalenia imion bohaterów?] [że ona jej nie posiadła. I to najwidoczniej postępuje]. Naprawdę nie chciałam przerabiać głupich czasowników [widzę! Choć chyba jednak warto by było żebyś się zmusiła zanim zaczniesz pisać w Internecie]. Tym bardziej, że moja piękna, biała sukienka do kolan na cieniutkich ramionczkach i troszkę odważnym dekoltem [troszkę odważnym. Dekolt jednym okiem łypał zza głazu i krzyczał „Walcz ze mną, dziewice pożerający Smoku!” ale zaraz potem z powrotem się chował. Taki odzieżowy Papkin] się zniszczyła. Ale rodzina ją zabije jeśli znowu będzie miała jakieś nieobecności. Delfi otworzyła drzwi i wolno nacisnęła klamkę nieśmiało wsuwając się do środka.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie- wyszeptała cicho i pomknęła do swojej ławki. Alejandro obrzucił ją serią irocznicznych spojrzeń [serie ironicznych spojrzeń przelatywały nad głowami skulonych w zaimprowizowanych okopach uczniów] [następnie rzucił w nich bumerangiem swego ironicznego uśmieszku, który jak na amerykańskich filmach ściął komuś pół czaszki i cisnął w nich granat rozpryskowy kąśliwej uwagi].
-Jak ty wyglądasz, coś ty robiła, nie życzę sobie abyś w takim stanie przybywała [przybywała. Karocą pewnie] na moje lekcje, gdzie trzeba jakoś wyglądać, a ty nawet jakoś nie wyglądasz!!! - wyrzucił przez zaciśnięte szczęki nauczyciel [„Zachowuj się! Byle jak ale się zachowuj!”].
- Ona nie wygląda?! Pan nie wygląda! - obruszył się Valdimir. Podziękowałam mu nieśmiałym uśmiechem [Co za cięta riposta! *podziwia* Ale… tak naprawdę to jak ty mu pojechałeś?] [kolejny Mistrz Ciętej Riposty... Ja nie strzymam...].
-Zamknij się kretynie! Za drzwi dyrektora! - Valdimir zmierzył go przenikliwym spojrzeniem swoich piwnych spojówek [xD!!! *turla się*] [Hej, za picie w szkole to chyba kary jakieś są, co?], wolno, bardzo wolno podniósł się z miejsca i z wysoko uniesioną głową i zadartym podbródkiem wyszedł na zewnątrz [*parska i prycha na wszystkie strony* Włączył tryb slow motion? xD Hej, serio, aŁtorko, coś takiego było oznaką pogardy w przedszkolu może, potem jest po prostu śmieszne]
Alejandro z satysfakcja spojrzał za odchodzącym.
- Siadaj - huknął na zapłakaną Delfi, którą wszyscy w klasie obrzucali nieżyczliwymi spojrzeniami. Oprócz Mirci ewidentnie [znacie ten dowcip?], ale jej nie było [czyli, że jednak WSZYSCY obrzucali ją nieżyczliwymi spojrzeniami. Ze mną i Ithil włącznie] [Aha! *zgarnia dodatkowe wiaderko nieżyczliwych spojrzeń, podaje Johnny'emu*] [Dzięki *bierze wiaderko i wyrzuca jego zawartość na Delfinę*] [*ukradkiem dorzuca od siebie kilka skórek od bananów i zgniłych jaj*]. Alejandro zagłębił się w tłumaczenie motywów literatury wiejskiej w literaturze polskiej i odmienie przez nie form czasowników [O.o A zaraz potem uczył ich alfabetu na „Bogurodzicy”, prawda? Czy może uczył czytać dając do przeczytania na jutro „Pana Tadeusza”?] [czemu robił to w otoczeniu, w którym NIKT nie ma polskobrzmiących imion, pozostanie tajemnicą]. Delfi ignorowała to, mogła myśleć tylko o jednym. To znaczy właściwie o czymś więcej. Miała w głowie mętlik myśli, które przez nią przelatywały [W sensie, że jej głowa pełna była przepędzanych przeciągiem wełnistych kłębków ? To nie myśli, to kurz]. Jak pięknie i stanowczo wyglądał dziś Vladimir, było w nim cos tajemniczego co ją fascynowało, a jednocześnie był taki męski i pociągający [… Osz kurnać… Wiecie, trochę brak mi słów] [*Przypatruje się czemuś na karku Vladimira* Hej, tutaj jest napisane „Czarujący Drań, Fałszywy wabik na MarySójki, Model Standardowy, Numer Produkcji 120901434”...To wszystko wyjaśnia!].. Inaczej niż Cedric, on wydawał się przyjazny [faktycznie. Chciał zaprzyjaźnić swoje kły z twoją krwią, dziecko. To NIE jest oznaka sympatii], ale też skrywał jakąś tajemnicę. A Gaspard? Co mogło znaczyć jego dziwne zachowanie wczoraj? Delfina uniosła głowę i zobaczyła ze nad nią stoi uśmiechający sie złośliwie Alejandro.
- No no - zakpił. - Widze ze sobie nie radzisz, może zostaniesz po lekcji? Delfi wzruszyła ramionami. Po lekcji który spędziła w swoim świecie podeszła do biurka nauczyciela. [A tym razem to Alejandro wywalił narratora z posady. Wyszło mu to w sumie na dobre, bo im więcej gada tym mniej zostaje weny na gadanie boCHaterki] - Usiądź polecił, nie podnosząc głowy. Z roztargnieniem jadł paczka [umm... Umieć jechać trawnik? Ciekawe: to do kogo była ta paczka?]. wreszcie spojrzał na nią i obdarzył ja promiennym uśmiechem.
- Delfi - powiedział - mogę tak do ciebie mówić? ja nie wiem, nie spodziewałam sie po tobie takiego zachowania, przecież to takie łatwe... - uśmiechnął sie znaczaco. Delfi zauważyła ze nauczyciel z roztargnienia położył jej rękę na kolanie ale z grzeczności postanowiła nic nie mówić [A od kiedy ona taka grzeczna, murwa kać? Panienka już zapomniała o pogardliwych spojrzeniach pod adresem sprzątaczki? I impertynencji względem Alojzego na którego ONA wpadła?].
- Może by ci tak...pomóc z tymi czasownikami po lekcji? [Hej, przecież już jest po lekcji? Czy on odstawia ten denny podryw przy całej klasie?]
Jakimi czasownikami? - zdziwiła sie Delfina, myśląc o czym innym.
- No wiesz...na przykład robić...uprawiać... Delfi patrzyła wyczekująco. -..sztukę...pięknego języka polskiego... - dokończył Alejandro. Delfi nie wiedziała co powiedzieć, nagle w drzwiach ktoś stanął, Vladimir.
- Delfi i ja wychodzimy - powiedział kasztanowowłosy chłodno i zanim dziewczyna zdążyła coś powiedzieć, chwycił ja za rękę i wyciągnął z sali.
-Co ty wyprawiasz!? Dlaczego wyciągasz mnie z sali?! Teraz napewno się na mnie zemści! - załkałam w pierś chłopaka.
-Ten stary zbok cię macał!
-Nieprawda! [„Wcale nie jest stary!”]
-Prawda! Widziałem jak na ciebie patrzył.
- A ty tak w ogóle dlaczego nie jesteś u dyra?
- Co, myślisz, że będę tego oblecha słuchał? - brwi ironicznie [Kochanie, powinienem napisać tutaj „ironia nie działa w tej sposób”?] [Lepiej nie, chyba że chcesz być znany wyłącznie jako facet, który wskazuje złe użycie słowa „ironia” w opkach] [Aha. To nie napiszę] podskoczyły do góry [O kurde… Moje brwi nie potrafią takich sztuczek. Za to bardzo ładnie aportują].
Poza tym...
- Co poza tym?
- Poza tym, ja... nieważne. W tym momencie spojrzenie tych jakże pięknych, tajemniczych i szarych oczu [aŁtorce chyba mylą się wampiry: Vladimir miał brązowe oczy. To Alojzy miał szare…] opadło na dłoń zaciskającą się na przegubie dziewczyny, oraz na kilka siniaków na niej. –
O Boże... co ja zrobiłem... ja... przepraszam cię... bardzo! - wyszeptał w gorączce [Z tego zdenerwowania ciśnienie mu tak skoczyło, że już gorączki dostał? … A w ogóle, to czy jest sens zwracać uwagę na to, jak strasznie aŁtorka zżyna ze „Zmierzchu”?] odwrócił się jak wiatr [… Jak się odwraca wiatr?] [To daleko idąca sugestia, kochany, nasza aŁtorka stosuje ja od czasu do czasu. Pozwól mi wyjaśnić Ci: wiesz, kiedy wiatr się kręci?] [Kiedy jest trąbą powietrzną?] [No właśnie. A kto jeszcze biega wyglądając jak trąba powietrzna?] [Diabeł tasmański z Looney Tunes!] [No właśnie! xD *duma*] [*lekko zaniepokojony* Czyli, że Vladimir to tak naprawdę Taz z opcją ściągania skarpetek?] [Nom.] i pognał przed siebie. Delfi stała samotnie na parkingu szkoły patrząc za oddalającą się na horyzoncie sylwetką.
Wróciła do domu, ignorując ojca i matkę, której nie było [dlatego też zignorowała ją z niesamowitą łatwością, prawie nie angażując do tego mózgu, który i tak był zajęty oddychaniem]. Weszła do swojego pokoju, usiadła, położyła nogi na stoliku, wzięła laptopa i go włączyła. Zdenerwowana weszła na jakiś czat, podpisała sie jako "zdesperowana". Po chwili dostała wiadomość
"Hej kochanie, widzę ze potrzebujesz pociechy?" od kogoś podpisanego jako MrocznyKochanek. " [A tu niech przemówi MUZYKA] [Wiadomość do admina: Przepraszamy MrocznyKochanku, ale twój nick jest zbyt pretensjonalny i idiotyczny. Dostajesz bana. Na cały Internet. Na zawsze.]
Jak zgadłeś" –odpisała [Spójrz na swój nick i zastanów się nad odpowiedzią na to pytanie] [Nie dawaj jej takich trudnych zadań, bo nam się dziewczyna przegrzeje, w bezsenność popadnie].
" A co się stało"
"Moje życie nie ma sensu [Owszem, ale z powodów, których nawet nie podejrzewasz] ...ktoś mi bliski dziwnie sie zachowuje, dzieją sie wokół mnie dziwne rzeczy..." [Ten „jej bliski” to Vladimir niby? Czy Gaspard? Kurcze, dziewczyna szybko nawiązuje więź emocjonalną, nie ma co xD]
"Oj no to masz problem kochana ale nie przejmuj się"
"Dzięki...chociaż ty mnie rozumiesz" [*parsk* Szybko poszło] [Beznadzieja życia mijająca po jednym frazesie przypadkowej osoby? Też tak chcę!]
"Zawsze dousług"
"Muszę już iść umówiłam sie z koleżanką na zakupy jeszcze pogadamy papatki" [Dostrzegam niepokojące podobieństwo do tych ludzi. Na szczególna uwagę zasługuje tekst „Nikt mnie nie koffa. Ide na mo$ciq :( / Jootro impra u Anusi :*”]
"Cieszę się pa"
Delfina wyszła przed dom, gdzie czekała uśmiechnięta Mirabella.
- Hejka, to idziemy?
- Idziemy - zgodziła się Delfina. Poszły do sklepu, który znajdował się średnio daleko od ich domu. było to nowoczesne centrum handlowe z mnóstwem wind i innych bajerów [No rzeczywiście, winda to taki bajer, że ja cię przepraszam. Powiedz jeszcze, że mieli oczka wodne i sztuczne palmy].
- Delfi co ci jest? - zapytała zatroskana Mirabella - jesteś jakaś nieswoja, co ci się stało?
Delfi westchnęła smutno, po czym opowiedziała Mirci całe zajście z Eve Angelique. Mirabella przejęła się, ale nie dało tego po sobie poznać [Jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało]. Weszły na pierwsze piętro gdzie znajdowała się biżuteria [Całe piętro w wypaśnym centrum handlowym poświęcone tylko na biżuterię? No dobra…]. Delfina kupiła sobie śliczne długie i czerwone kolczyki z kwiatkami, a Mirabella żółto czarna opaskę na nadgarstek i jeszcze na palec [Opaska na palec? Czy to nie jest... bolesne?] [To się nazywa pierścionek, mój Sssskarbie ^^]. Oprócz tego kupiły sobie po pierścionku, ten Delfiny był niebieski i turkusowy ze złotem, a Mirabelli srebrny z szafirkami pod kolor oczu. Delfina kupiła jeszcze czarne wąskie dżinsy a Mirabella tiulową zieloną spódnicę w kwiatki, czerwoną bluzeczkę i zielona bluzę. Złotowłosej po przejściu przez sklep spodobała sie też czerwona wąska bluzeczka z niewielkim dekoltem [niestety, nie mogła jej kupić, gdyż spieszyła się na spotkanie z Trzema Misiami], która miała cieniutkie ramiączka, wiec dorzuciła ja do listy zakupów. Zastanawiałam się też nad minisukienką z ramiączkami z jakichś kamieni ale nie mogłam się zdecydować [O, narrator to kobieta i dołączyła do naszych boCHaterek. Awangarda w literaturze]. ubrałam ja i zapytałam: - No i jak?
- No ślicznie - powiedziała ekspedientką - pasuje do pani włosów. No wiec ją tez kupiłam [Narrator podkupujący ubrania sprzed nosa głównej bohaterki? Tego jeszcze nie było!]. Mirabella namówiła mnie jeszcze na złocisty [szczerozłoty - z najczystrzego tombaku!] łańcuszek z serduszkiem. Potem przeszłyśmy do działu pantofelków. Mirci wybrała sobie śliczne i zieloniutkie ze szpickami i na obcasie, a ja jak zwykle nie mogłam sie zdecydować. W końcu wzięłam butki bardzo podobne do tych jej zieloniutkich, tylko że nie były zieloniutkie tylko niebieskie i ze ślicznym czupem [Narratorka wrzasnęła przeszywająco „MOJE!” i wyrwała ubrania z rąk zaskoczonej Delfiny. To przez ten czup. Mało która potrafi się oprzeć czupowi, zwłaszcza jeśli jest śliczny... Kochanie, tak właściwie to co to jest „czup”?] [Taki CzupaCzups, tylko że malutki. Wiesz, w razie gdyby MarySue zachciało się nagle żuć buty. Przy ich ilorazie inteligencji to się zdarza…].
- No a teraz - powiedziała uśmiechnięta Mirci - najważniejsze, musimy wybrać sobie sukienki na bal!
- Jaki bal - zdziwiła sie Delfina [zdziwienie odreagowała, nerwowo zagryzając pytajnikiem] [A ja nie jestem zaskoczona nic a nic. Opko bez balu to jak żołnierz bez karabinu. To naprawdę jest opko classic].
- Jak to, nie wiesz? za miesiąc w naszej szkole jest bal, musimy mieć kreacje!
- No nie wiem...pewnie i tak nie będę miała z kim pójść...
- No co ty! - Mirci była wstrząśniętą. - Na pewno będziesz miała mnóstwo chętnych, a teraz choć, idziemy!
Poprzeglądały mnóstwo ubrań, kreacje, wzory, kroje, ubrania im się mieszały kiedy zobaczyła dwie idealne sukienki dla siebie [To zdanie jest... złe. Niewłaściwe. Gdyby poloniści byli wampirami, pełniłoby funkcję krucyfiksu]. Szybko pobiegły w tamtą stronę [w razie, jakby sukienki zaczęły uciekać] dochodząc do sklepu [to w końcu biegły czy szły?] i weszły do niego.
- Och spójrz! - zawołała Mirci - Ta prosta kremowa z wycięciem na udzie i koronką będzie w sam raz dla ciebie! Załóż jeszcze czarne podkolanówki - zażartowała.
-Faktycznie, piękna! Muszę ją przymierzyć! - Porwała sukienkę do przymierzalni. Po chwili wyszła z ubraniem na sobie.
- I jak? - zapytałam niepewnie obkręcając się [*bicz na aŁtorki pojawia się w jego dłoni, a kapelusz Indiany Jonesa na głowie* To zdanie powinno trafić do Muzem! Najlepiej Osobliwości!] [Lata czytania takich głupot wreszcie dają o sobie znać, co?] [To nie lata, kochanie, to przebieg...] przez lewe ramię do okoła.
-Och, cudownie! Tak, zdecydowanie powinnaś ją kupić!
Delfi radośnie odwróciła się do tyłu chcąc wejść z powrotem do środka i przebrać się, kiedy koronka zaczepiła o wystający gwuźdź i rozerwała się.
-Och, Mirci! Przecież miałam mieć 7 lat nieszczęść! I faktycznie... co ja teraz zrobię... – łkałam [-.- BoCHaterko, umrzyj. Teraz].
-Przecież to się poprawi, moja mam jest krawcową, nie kupuj tej sukienki tylko z powodu jakiejś głupiej koronki.
-Co ja bym bez ciebie zrobiła...
Mirci kupiła sobie granatową sukienkę ozdobionej mnóstwem cekinów i bufiastymi rękawami. Miała wycięcie na plecach i sięgało kolan. Była zachwycona [Tak, skakała z radości ta sukienka do kolan. Bo to taka spersonifikowana, pigmejska sukienka była].
-Chodźmy do domu, zakupy się udały – powiedziałam [Proszę, przynajmniej narratorka jest zadowolona... Tak to jest jak się wyrywa najlepsze ciuchy postaciom!]. Poszłyśmy do schodów, weszłyśmy i nagle rozległ się trzask, a schody stanęły w miejscu [Schody zazwyczaj stoją w miejscu. Nie widziałam nigdy spacerujących schodów. Domyślam się, że masz na myśli eskalator, zwany potocznie „Schodami ruchomymi”]. Po chwili rozległ sie jeszcze większy trzask i na dziewczyny poleciały okruchy tynku. Po czym ujrzały lecący na nie żyrandol [To on, to upiór tej opery!!!] […] [Wybacz, nie mogłam się powstrzymać ^^ *skruszona*].
-Uciekajmy! - pisnęła Mirci i rzuciła się do biegu. Delfi jednak wpatrywała się weń jak zahipnotyzowana. Nagle poczuła mocne szarpnięcie w talii i znalazła się na dole. Spojrzała w górę i ujrzała brązowookiego Gasparda [który przejął niewdzięczną rolę podrywania głównej bohaterki od piwnookiego Gasparda, który dyskretnie umknął za scenę].
- O..hej, co ty tu robisz? - spytała Delfi. - nie...znaczy...to głupie... [W istocie. Bardzo, bardzo głupie. To bardzo głupie, prawda, kochanie?] [Kolosalnie wręcz, skarbie. Kolosalnie]- plątała się.
- Dziękuję - wyszeptała - uratowałeś mi życie. Gaspard uśmiechnął sie tajemniczo. –
Wiesz ze dla ciebie zrobiłbym wszystko - powiedział poważnie [Nie, nie wie. Widziała go... raz w życiu? Serio, od „cześć, jak masz na imię” do „zrobię wszystko dla Ciebie, najdroższsiejsza moja” jest seria kroków, które najwyraźniej zostały pominięte. Drogie aŁtorki zanim napiszecie takie monstrualne bzdury, pomyślcie o tych wszystkich dzieciach w Etiopii, które nie mają takich romansów jak wy! Pomyślcie... *smutno spuszcza głowę*].
Nagle przez tłum przepchnął sie zdenerwowany Cedric.
- Delfi, co ty z nim robisz? - spytał wyraźnie zirytowany. [To kluczowa sprawa kiedy właśnie omal nie zginęłaś- dlaczego w promieniu trzech metrów od ciebie jest jakiś inny mężczyzna?!]
- Bo co? - spytał wyzywająco Gaspard.
- chyba sam wiesz najlepiej zripostował Cedric. [riposta była tak cięta, że raniła Gasparda w policzek, zostawiając brzydką bliznę] - Chyba powinieneś już iść.
- taaak? - zdziwił sie Gaspard.
- Tak - odparł Cedric.
Delfina patrzyła na to nierozumiejącym wzrokiem.
- Chłopcy, no co wy... - zaczęła.
- Nie wtrącaj sie [„… kiedy się o ciebie kłócimy, kobieto! To nie twoja sprawa!”]- warknął Gaspard i pchnął Cedricka na na [nananana... BATMAN!] wieszak z damskimi ubraniami, wydawało sie, że chłopak się przewróci, ale nie, jakimś cudem sie to nie stało [„Suspens”. „Drama”. „Akcja”. To tylko kilka słów, których znaczenia nasza aŁtorka nie zna...]. Delfina wybuchnęła płaczem i uciekła, nie chciała na to patrzeć.
- Delfi! - usłyszała za sobą czyjeś wołanie, ale nie zareagowała, biegła i biegła, aż dobiegła do domu, podczas drogi miała wrażenie że ktoś ja obserwuje. Zapłakana przeszła obok wściekłego ojca, rzuciła sie do swojego pokoju i włączyła czat. ... już tam był [DAM DAM DAA... A nie, przecież to złowieszczy akord. To opko nie obchodzi mnie na tyle, by używać w nim złowieszczych akordów...]

5 komentarzy:

  1. Tak z ciekawości, jak trafiliście na to opko?
    Ukwikałam się. Analiza niezła, choć z tak koszmarnego materiału dałoby się jeszcze wyciągnąć znacznie więcej. Srsly, to nie jest prowokacja? Czytałam mnóstwo koszmarnie głupich blogasków, ale ten mnie jakoś przerasta.
    Mam nadzieję na dalszą część. Pozdrawiam i powodzenia w kolejnych analizach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prowokacja? Nie sądzę... Prowokacją był blog Emo-Martynki, może pamiętasz. Tam to było widać. A to, jeśli jest prowokacją, to naprawdę dobrą.
    Dziękujemy, mam nadzieję, że będzie ma się wiodło :) (A jak nie będzie, to już wiem, że nie pozwolisz nam tego nie dostrzec >.<)

    A na opko nie pamiętam jak trafiłam. Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam, nie obrażajcie się :) po prostu ręce opadły mi niżej podłogi na widok takiego debilizmu. I tak podziwiam, że komuś się chce to konstruktywnie komentować.
    LiveJournal się na mnie fochnął, a możliwości komentowania anonimowego niestety nie macie, więc mimo iż widać, dodam, że to pisałam ja! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A Emo-Martynkę pamiętam, to już w końcu swoista klasyka, nawet ma własne hasło na nonsensopedii :). Dżonasek, Pudzianek i zachodzenie w ciążę z papierosem są kultowe. Podziwiam te dziewczyny, że chciało im się pisać takie brednie, to też wymaga pewnej inteligencji, więc gratuluję posiadania takowej w tak młodym wieku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale my się wcale nie obrażamy! Wręcz przeciwnie: ja bardzo lubię czytać konstruktywną krytykę, bo przynajmniej wiem, że ktoś to przeczytał i się chwilę zastanowił. Prowadzenie bloga to nie tylko zachwyty czytelników.
    Tym bardziej, że po ponownym przeczytaniu po jakimś czasie też doszłam do wniosku, że miewaliśmy lepsze analizy xD
    Niemożność anonimowego komentowania to nie nasza wina, przykro mi ^^"
    Ooooch... Emo-Martynka! Wciąż pamiętam to poruszenie w mojej szkole w ostatnich dniach, kiedy stała się sławna, zaraz było rozwiązanie bloga i wszyscy się zastanawiali, czy to możliwe, żeby żył ktoś tak GŁUPI jak ona. I wyszło na moje, bo ja obstawiałam, że to prowokacja! xD (Choć teraz, z perspektywy czasu, mogę Ci się przyznać, że obstawiałam tak zwyczajnie ze strachu >.<)

    OdpowiedzUsuń