piątek, 24 czerwca 2011

2.1. Mrocznej Siły Miłości część pierwsza czyli Opowieść Q Zakrzepieniu Serc

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy:
Dzisiaj, tak dla odmiany, opuszczamy [ale tylko na chwilę, obiecuję!] sympatycznego jak obślizgła maź Edwarda [nie przesadzaj, obślizgła maź nie jest taka zła. W sumie to nawet lubię mazie. W przeciwieństwie do Edwarda] i kierujemy się ku zieleńszym pastwiskom [pastwiskom dla BARANÓW, warto dodać]. Ściślej – zamiast czegoś, co Zmierzchem jest tylko z tytułu, zmierzymy się z czymś, co ze Zmierzchem ma podejrzanie wiele wspólnego [Masz na myśli chyba zmierzch literatury. Względnie zmierzch inspiracji klasykami na rzecz taniej zżynki z... no, nie powiem czego]. Poradzenie sobie z tym zadaniem wymagało wielu godzin wytężonej pracy całego Ministerstwa (podczas tej analizy dwukrotnie przekroczyliśmy budżet na Zdrowy Rozsądek, a mój gabinet czeka gruntowny remont [a tam twój remont! Muszę sobie wstawić sztuczna szczękę bo moje zęby całkiem się starły od zgrzytania]). Czekają was spotkania z postaciami o dziwnie znajomych imionach, słońce świecące bardzo wysoko, oraz nieoczekiwane orgazmy.
Miłego Czytania!
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział I
Hej :) witajcie na moim blogu :) Mam nadzieje, że sie spodoba... Liczę na sporo komentarzy...żeby wiedzieć co się podoba i czy jest sens to prowadzić...
Moje imię jest nieistotne. Mówcie mi: Rosalie, Rosi. [Już wkrótce dowiemy się, kogo rosi Rosalie] [I ABSOLUTNIE nie domyślamy się, skąd aŁtorka zaczerpnęła swój pseudonim]
Będzie to opowieść o wielkiej miłości...pożadaniu [dowiemy się tego po zadaniu. Pytania? Pracy domowej?]...intrydze....[Nadmiernym...używaniu...wielokropków...] [Przyganiał kocioł garnkowi!] [Mogę przestać… kiedy tylko zechcę!] zresztą sami zobaczycie:P

Delfina Logan spojrzała za okno[*parska* mnie „Delfina Logan” kojarzy się jednoznacznie...]. Świeciło słońce. Raz na jakiś czas może - pomyślała, po czym usłyszała donośne wołanie matki.
- Deeelfiiinaaa!
Delfina wesctchęła. zastanawiała się, po co matką ja woła, przecież i tak sie nią nie interesuje, cała uwagę przerzucając [szuflą tą uwagę przerzucała] na młodszego brata Marca lub na swojej ukochane zwierzęta. Miała przeczucie że jest w tej rodzinie przykrym obowiązkiem. Obowiązkiem, który spadł na głowę rodzicom, yyy tym ludziom, jak mawiała o nich w chwilach złości [WTF?! W chwili złości mówiła o nich „yyy ci ludzie”? Nacisk na „yyy” rozumiem? To jakaś wymyślna obelga? W takim razie mój roczny bratanek znieważa mnie na całego. I klnie na czym świat stoi] [Proszę bardzo: Zagadka dziecięcego gaworzenia rozwiązana. Wszystko dzięki aŁtorce. Dziękujemy Ci, aŁtorko!].
- Choćże wreszcie! - matka znowu się wydarła [z papieru chyba]. No tak, ani ona, ani ojciec, ciągle zajęci pracą nie mieli dla niej czasu [*czyta to zdanie raz po raz* Ke?] [Matka nie miała czasu odpowiedzieć na swoje własne wezwanie. Proste. Poza tym pierwsza nowatorska konstrukcja gramatyczna zaliczona. Ech.. A już chciałem chwalić aŁtorkę, że, jak na standardy blogaskowe, ma zaskakująco mało literówek…]. Albo zajmowali się zupełnie kimś innym. Po co k*** tu jestem - westchnęła i zeszła na dół. [Jak się mówi gwiazdkami?] [Gwiżdzesz. Względnie szczękasz zębami] Ojciec Edward [Edward został księdzem! *zaciesza* To doskonała odtrutka po „Badassowatym Edwardzie” z naszych pierwszych analiz] ciale pracował [ciałem pracował? Oo], nawet teraz przy stole był czymś zajęty, nie wiedziała czym, gdyż ciągle powtarzał, że jego praca jest supertajna, i dlatego z jej ukochanego domu i miejsca dziecinnych zabaw musieli przeprowadzić sie do tego ponurego Dorks [-.- AŁtorko, jesteś mistrzynią ukrywania inspiracji] [BUHAHAHAHAHAHA! *opanowuje się* Ekhm. Nie dość, że nazwa miasta dzieli tylko jedna litera od Forks, nie dość, że rzeczona litera jest tuż obok F na klawiaturze, to jeszcze miejscowość nazywa się CIOŁKI! BUHAHAHA!], gdzie nie miała przyjaciół. Myślała żeby go poprosić nad zmianą zdania ale wiedziała że ojciec ją ignoruje [Chciała go poprosić kiedy on akurat będzie zmieniał zdanie, tak? Podpowiem ci: it’s not super effektive] i na nic sie to nie przyda.
Matka Stephania [*kwiczy*] odnosiła się do niej z zimną obojętnością gdyż była badaczka delfinów [Była badaczką delfinów, więc stała się zimna i obślizgła jak one? Czy badała delfiny pływając wraz z nimi, w stadzie, więc w domu pojawiała się tylko kiedy akurat przepływali w pobliżu a i wtedy tylko siedziała w kuchni, w płetwach i masce do nurkowania, wpieprzając tuńczyki?] [Nie śmiej się. Delfiny to jedyny gatunek na Ziemi, poza ludźmi, który zabija dla zabawy. Delfiny są straszne, ludzie! Bójcie się delfinów!] [No dobrze, ale co to ma do uczuć rodzicielskich jej mamy?] [Nic, ale ludzie MUSZĄ wiedzieć!].
uważała ze matka ja skrzywdziła, nie mogła zrozumieć jej pasji a najbardziej TEGO, że mogła tak skrzywdzić swoje pierworodne dziecko nadając jej takie imię, moze myślała że dizzęki temu będzie jak to co kochała najbardziej na świecie, ale myliła się [Z tego zdania wynika, że bohaterka sama siebie nazwała Delfina a teraz jeszcze jęczy że brzydko]. Najwyraźniej nie spełniała oczekiwań matki i nie wiaziała dlaczego, była przecież ładna, miała same piatki i chetnie opiekowała sie bratem, ale jeszcze chętniej psem . [Bo trzeba mieć, psia mać, jakieś priorytety!] Czasami odnosiła wrażenie, że Blaki był/a jedyną istotą w tym domu, która poświęcała jej więcej uwagi [więcej niż kto?], i która ją nawet lubiła.
Delfina zareogowała w końcu na krzyk matki. Wstała i poszła do łazienki po czym zrobiła sobie lekki makijaż [jessst letki makijaż! Blogaskowy klasyk!] . Rzęsy pociągnęła wodootoporna maszkarą [nie dość że maszkara, to jeszcze ma topór zrobiony z wody? Chyba grałem w tego RPGa...], następnie wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Zastanawiała sie w co ubrać, w koncu wybrała czarne spodnie rurki i czerwoną bluzkę z niewielkim dekoltem [Czarne spodnie- rurki- są! Btw. Ona się tak przygotowuje do zejścia do mamy, żeby się dowiedzieć czego od niej chcą? Cholera, nie dziwię się, że nikt jej w tym domu nie lubi…]. Była już gotowa, wiec wyszła z pokoju i zeszła na dół, gdzie rodzina właśnie jadła śniadanie [Już schodziłaś na dół. Twoja rodzina wsuwa płatki z mlekiem w otchłani piekielnej?] . Matka spojrzała na nią obojętnie, ignorując ją [Mówienie do kogoś jest wszakże sposobem na zignorowanie go].
- Czego chcieliście? - zapytała ze łzami w oczach widząc spojrzenie matki.
- Delfino - matka zaczęła chłodno - bułki się skończył, idź kup [„Ja matka, ja kazać, ugh!”]. Pieniądze leżą w kuchni.
- Przecież wczoraj kupiłaś...
- Ale się skończył [*kwika* Ona naprawdę myśli, że bułki to rodzaj męski! xD]!
- Dobra już dobra - mruknęła po czym poszłam do sklepu.
Delfina wydszła [wydarła się? wydyszała?] z domu. Przechodząc spojrzała na samochód, prawo jazdy zdała za pierwszym jazdem [rozumiem, że jazd stał przed nią w kolejce czy jak?], ale ojciec oczywiście nie pozwalał jej brać swojego wozu, wiec musiała iść na piechotę [To potworne!... Hej, sklepik osiedlowy boCHaterki jest na Alasce, prawda?]. Powłócząc nogami szybko doszła do skelpu [po drodze skalpując przechodniów i robiąc z tych skalpów gustowny płaszczyk- na Alasce zimno wszakże]. Zrobiła umiejętnie zakupy [jak się „umiejętnie” robi zakupy?] przy czym upadł jej portfel. Bała sie ze ktoś go ukradnie, ale okazało sie ze podnosi go nieznajoma dziewczyna o ciemnych włosach i pomarańczowej sukience [Wiadomo wszak, że nieznajome dziewczyny o ciemnych włosach i w pomarańczowych sukienkach nigdy nie są złodziejkami] [A te w zielonych szortach proponują cukierki za dotknięcie nóżki wyżej kolana!].
- Dziękuję - powiedziała, - jak masz na imię?
- Mirabella a ty? [1. To spolszczone imię francuskie i oznacza kogoś wspaniałego. Fail. 2. Ktoś tu chyba ostatnio oglądał przygody Barbarelli w kosmosie…]- spytała ta z uśmiechem Delfina poczuła ze sie zarumieniła - Delfina powiedziała cichym szepctem [który jest naturalnym wrogiem szeptu głośnego].
- Ojej jak ładnie- zdizwiła sie Mirabella, - a gdzie mieszkasz?
- A tu niedaleko, w tym nowym domu - powiedziała Delfina.
Mirabella zdziwła sie bardzo. - Naprawdę? bo ja mieszkam zaraz obok. Ty chyba jesteś tu nowa? – zauważyła [„-Wszakże do domu tuż obok mojego domu co dzień ktoś się wprowadza, już tracę rachubę…”].
- Tak - powiedziała delfina.
-Może wrócimy razem do domu?
-Jasne, czemu nie?
Po drodze okazało się, że dziewczyny chodzą do tej samej szkoły. Nawet do tej samej klasy. Stwierdził, że będą siedzieć razem, w tej samej ławce. [a potem będą jeść z tej samej miski, myć się w tej samej wannie i spać w tym samym łóżku! *zapala się do tego pomysłu*] [???] [No co? Ty masz yaoi, ja też chcę mieć coś od życia! O kosmatej wyobraźni nie wspominając...] [Twoje kosmate myśli pominęły to, że tam ktoś decyduje o ich losie za nie. Jakiś facet. Ile one maja lat? Czy nie trzynaście przypadkiem? ;)]
-Do jakiej klasy trafiłaś? - zapytała Delfiny [Hej, czy one już przed chwilą nie doszły do tego, że są w tej samej klasie?] .
-Do Jones [*zaczyna nucić motyw z "Poszukiwaczy Zaginionej Arki"].
-Oj! To straszna piła, nie będzie lekko...
-Aż tak źle?
-Damy radę, o, mój dom [o, kompletny brak opisu!].
-Idziemy razem do szkoły?
-Pewnie! O 7:30 tu?
-Dojutrka ;) [To jakaś rasa krowy? Czy dziewczęta już ustalają ksywki do swoich przyszłych zabawach we wspólnej wannie i wspólnym łóżku? Poza tym znów ujawniają się ich hipermoce- mówią już nie tylko gwiazdkami ale też średnikami i nawiasami- jak TEGO dokonują, geniuszu?]
Delfina otworzyła oczy i spojrzała przez okno. Na dworze było ponuro, dzień zapowiadał sie niemiły "Mój pierwszy dzień w nowej szkole..." - pomyślała... "ciekawe jaki będzie..." Zastanawiała sie co ubrać w tym ważnym dniu, w końcu zdecydowała sie na niebieska sukienkę i zeszła na dół [Ubrała niebieską sukienkę w bluzeczkę i szorty, poubierała tez lalki… a sama co? Będzie robiła furorę w szkole, już wiem, czemu wcale-nie-Edward za chwile będzie za nią wodził wzrokiem xD] . Ojciec na jej widok uniósł gazetę, ale nic nie powiedział.Jadła bez apetytu śniadanie, pocieszając sie tylko tym, że ma sie zobaczyć z Mirabella. Czuła, ze znają sie od dawna [A tu mamy najlepszy przykład na to, że narządy nieużywane ulegają zanikowi: aŁtorce zżarło kawałki kory mózgowej, dziewczyna już nie pamięta, że poznały się wczoraj] . Po śniadaniu wyszła przed dom, gdzie czekała przyjaciółka, i poszły razem do szkoły. Mirabella wesoło przedstawiała jej wszystkich kolegów.
- To jest Mike - powiedziała wskazując na wysokiego blondyna - a to Jenny - powiedziała, machając dłonią do dziewczyny średniego wzrostu, w krótkiej fryzurze [krótka fryzura była trochę za ciasna na biodrach, ale czego się nie nosi żeby wyglądać modnie...] [Jenny, jak rozumiem, też była „kolegą”?] .
- A to kto? - zapytała Delfina, patrząc na wysokiego kasztanowłosego szatyna o ciemnych oczach. Mirabella zdziwiła się.
[- To Edward Cullen, a to jego rodzeństwo: Alice i Emmett Cullenowie oraz Rosalie i Jasper Hale- odparła z przyzwyczajenia. Plany akcji jej się trochę pomieszały, każdemu się może zdarzyć]
- Nie znam go. musi być nowy - powiedziała Mirabella. "Jak ja" - pomyślała Delfina. Mijając obcego przybysza poczuła dziwny irracjonalny dreszcz. Przystanęła i obejrzała sie za nim. "Nie...to niemożliwe, musiało mi się wydawać" pomysla [było niemożliwe to, żeby boCHaterkę przeszedł dreszcz? Rozumiem, że marySuistyczne dreszcze potrzebują specjalnego pozwolenia? I płacą za przejście? Czy może niemożliwym jest, żeby ona się obejrzała? Czy o co w ogóle chodzi?!]. Miała wrażenie, że nieznajomy sie na nia patrzy, wiec szybko podążyła za Mirabellą do klasy na lekcję. Pierwsza lekcja, historia, nie była wcale taka straszna, Delfina znała odpowiedź na wszystkie podchwytliwe pytania nauczyciela. Następny miał być polski, a prowadził ją Damiano Alejandro [*nie mogąc znaleźć słów, rytmicznie uderza głową o ścianę*] [A ściana odpowiada w rytm uderzeń: „Rah-rah-ah-ah-ah-ah, Roma-Roma-ma, Ga-ga-ooh-la-la- Want you Bad Romance!” xD]. Delfina postanowiła to opisać w swoim ukochanym pamiętniku [*facepalm z półobrotu*] :)
- Witam wsystkich. Na tej lekcji poznawać dogłębnie i zawile będziemy język polski - wskazawszy na godło Polski to powiedział [Jak widzę i nauczyciel i narrator składnię polską znają tylko w teorii].
- Czy ktokolwiek, cokolwiek umie? Nie? - uśmiechnął się nieco złoślwie [Łorany, nauczycielu! Ależ jesteś ironiczny i wredny! Normalnie wszystkie Hałsy przy tobie to cienkie Bolki są… ;/]- tak myślałem. Wiesz kim był Mickiewicz? - złośliwie zapytał jakąś dziewczyną z oczami jak 5zł [znaczy, są zrobione ze stopów, tęczówka z miedzioniklu a źrenica z brązalu?] [Skarb, używałeś Google'a żeby sprawiać wrażenie mądrego? Znowu?][M-może...] -Nie? A to pech. -Słowacki?! - zwrócił się do krótko ostrzyżonego bruneta.
- Sienkiewcz?! - zapytał mnie. Nie wiedziała, bo skąd? Przecież nie czytała takich rzeczy, to głupie i nudne - zawsze tak twierdziłam [Ta dziewczyna bije rekordy: żeby w jednym zdaniu trzy razy zmienić osobę narratora… Tego jeszcze nie było chyba nigdzie]. Ale przyznać musiałam, że nauczyciel był dość przystojny. Jak na starego 40letniego faceta [O.O Stary, koło czterdziestki?! Już idę kopać sobie grób, serio. U Badassowatego Edwarda będzie osiemnastoletnia „dojrzała kobieta”, tu czterdziestoletni staruszek… Czy to są opka z dwudziestolecia międzywojennego?]. Szkoda, że taki ostry [To był Evan Daniels w konspiracji]. Pytał, opowiadał i wprowadzał w temat do końca lekcji, a potem zadzwonił dzwonek, po czym wyszłam na przerwę zupełnie otumaniona. Ktoś mnie potrącił.
- Ej! Uważaj jak chodzisz! - powiedziałam do wysokiego szatyna. Nie widziałam takiego nigdy wcześniej. Te oczy. Rzęsy. Nos. [Ta grdyka! To fenomenalnie ukształtowane śródstopie!] Twarz o idealnych rysach. Elektryzujące spojrzenie, falujące włosy.
-Przepraszam - cicho mruknął. Nic ci się nie stało? [O, widzę narrator też się zatroskał o naszą MarySue?]
-Nic, odwal się. - poszłam szukać Mirabelli. Już do końca dnia czułam na sobie spojrzenie tego chłopaka. Coś z nim było nie tak, dowiem się co! [Nie, złotko, to z TOBĄ jest coś nie tak. Ja wiem, że arogancję masz jako MarySójka we krwi, ale chłopak się zatroskał a ty na niego warczysz- też bym się gapiła na taka osobę. Zastanawiając się, czy aby na pewno ma wszystkie klepki na miejscu] Kiedy wróciłam do domu zorientowałam się, że przecież to jego widziałam wcześniej na korytarzu. No tak...jak mogłam nie poznać tych oczu? A jednak było w nich cos zastanawiającego [„*rozkminu rozkminu* A, już wiem! Jego oczy na mój widok nie zmieniły koloru na różowy jak u innych ludzi którzy mnie zobaczą! I nad głowami reszty moich znajomych nie unosi się chyba ten wielki, kolorowy neon… Co tam było napisane? „TruLoFF”?”]. Nie zdawałam sobie sprawy, co, ale musze to odkryć.... Delfina odłożyła pamiętnik [kiedy go wzięła, bo chyba mi to umkło?] i zbiegła jak na skrzydłach na dół. Ojciec spojrzał na nia ponuro. - Zrób cos ze sobą - mruknął. Delfina spojrzała na niego nierozumiejacym wzrokiem. - No, ogarnij sie i daj mi święty spokój - uściślij ojciec. zaszkliły sie w jej oczach łzy i wybiegła na dwór, łkając i rozmazując je po twarzy [te łkania rozmazywała, jak rozumiem? Ja też rozcieram po swojej twarzy łkania jak widzę tak potworną składnie w zdaniu ;/]. Na szczęście maskara była wodoodporna i nic sie nie stało. "Wyglądałabym okropnie" uświadomiła sobie Delfina. [No! *usiłuje powstrzymać parskniecie* Chrzanić to, że ojciec właśnie sprawił ci przykrość- priorytet to perfekcyjny makijaż! xD] Westchnęła. Wiedziała, że nie może teraz wrócić do domu. Postanowiła przejść sie po pobliskim lesie, jeszcze tam nie była. Spacerowała, kompletując naturę, usłyszała nagle jakiś szelest. Przestraszyła się, bowiem zorientowała sie, że jest juz daleko od miejsca, które z konieczności musi nazywać domem, po czym odwróciła się. Za nią stał przystojny niebieskooki blondyn o platynowych włosach [za nim, w pewnym oddaleniu, stali: szatyn o piwnych, niepasteryzowanych oczach oraz olbrzym zgrzytający białymi zębiskami z czystego pirytu] i patrzył na nia z zagadkowym uśmiechem.
- Ojej - powiedziała, odetchnąwszy z ulgą. - Przestraszyłeś mnie. Obcy przybysz milczał.
- Jak...jak masz na imię? - zapytała.
- Cedrik - wyszeptał głośno. [NIEEEE! -krzyknął cicho Johnny - Gdzieś tam zza węgła wychylają się złowieszczo Harry, Neville i Severus...]
-O, miło cię poznać. Ja jestem Delfina. - przerwał jej.
-Wiem, jesteś nowa w szkole.
-A, tak, tak. Niedawno się przeprowadziłam.
Słońce zbliżało się q zachodowi [*popada w stupor* Słońce zbliżało się q zachodowi… Słońce zbliżało się Q zachodowi… *wpada w histeryczny śmiech* O qrwa…] [NIE! *uderza pięścią w stół* NIE zbliżało się nigdzie! Ja po prostu nie akceptuję tego zdania. Słońce wisiało cholernie wysoko! Słyszeliście, Drodzy Czytelnicy? CHOLERNIE WYSOKO!]. . Ostatnie, zabłąkane promyki przemykały przez leśny gąszcz i igrały na włosach chłopaka w kolorze platyny, które nadawały im specyficznego charakteru.
-Robi się późno, może cię odprowadzę? - zapytał.
-Nie, daj spokój, nie trzeba - odpowiedziałam. Ledwo go znałam, jak może mnie do domu odprowadzać, jest przystojny i te stalowe oczy [jego oczy pokrywały się organiczną stalą, co pozwalało mu łypać i mrugać z wielką mocą!] [Znowu czytałeś X-Menów, prawda?] [Żeby czytać „znowu”, musiałbym najpierw kiedyś przestać...]! ale bez przesady. - pomyślałam, odwróciłam się i pobiegłam do "domu".
Cedrik stał i z zagadkowym uśmiechem w jasnych, stalowoszarych oczach wpatrywał się w niknącą sylwetkę.
Delfina szybkim biegiem wróciła domu. Po drodze w sąsiedztwie natknęła się na Mirabellę.
- Hej, gdzie tak biegniesz - zapytała ta [„Dokąd tak kopytkujesz przepiękna gazelo?” xD].
- Yyy do domu - powiedziała Delfina.
- No nie tak szybko - powiedziała Mirabella. - Dzisiaj wieczorem jest party u Jenn, musisz koniecznie się wybrać.
- No nie wiem- Delfina nie wiedziała co powiedzieć.
- JA się wybieram - powiedziała Mirabella. - I ty też powinnaś, w końcu jesteś nowa, wszyscy będą chcieli cię poznać, jeśli nie, to stracisz szansę na poznanie najlepszych ludzi.
Delfina wciąż się wachała, kiedy Mirabella wspomniała mimohodem
- No i OCZYWIŚCIE będzie tam Valdimir [Ach tak! Staropolskie imię, oznaczające „pokój Valdiego”, czyli miejsce w który zdejmowało się onuce...] [No, czyli wszystko się zgadza! Pomieszczenie do zdejmowania onuc na imprezie dla nastolatków jest bardzo potrzebne! Co ty myślisz, że oni się w bieliźnie bawić będą? O, naiwności…].
Delfinie zabiło serce
- Taaak a kto to? - zapytała źle ukrywając zainteresowanie [Ona tak reaguje na samo imię, bez świadomości kto się za nim kryje? Spoko. Wyobraźmy sobie taka scenkę:
Koleżanka boCHaterki: No i ona wtedy, rozumiesz… O, Tomek! Cześć!
BoCHaterka: *orgazm*
Tomek: … A tej co?
Koleżanka: Nie wiem, chyba zaraz jej przejdzie
Tomek: Noooo dooobra? *trochę niepewny* Tak, właśnie idziemy z Markiem, Bartkiem i Gerwazym na piwo…oooo co chodzi twojej koleżance?
BoCHaterka: *kolejno: tonie w morzu własnej krwi, zaczyna ćwierkać i zmienia kolor na perłowy ze szlaczkiem*].
- No jak to ten nowy - powiedziała Mirabella.
- Aha - odpowiedziała delfina. - No ale wiesz, gdzie to będzie?
- No u Jenn - powiedziała Mirabella, wiesz, gdzie ona mieszka, c'nie? [b'stra t' mł'da dz'wcz'na! C'nie, k'chanie?] [Nie, skarbie. Według mnie jest tępa jak lewy but z prawej nogi Stephanie Meyer. Ponadto narrator zwraca się bezpośrednio do mnie i to niepokojące jest]
- No wiem - powiedziała Delfina - ale to daleko.
- Jak ja się tam dostanę? - zastanowiła się [Kto?].
- Wiesz, zabrałabym się ze sobą, ale obiecałam takiemu jednemu Tomowi że pojedziemy razem, nie mogę go zawieść.
- Och - powiedziała Delfina. - No to trudno. Do wieczoru. [wieczorA, kaleko werbalna!]
Wróciła do domu i zaczęła zastanawiać sie co ma zrobić. Tajemniczy obcy [TEN Obcy] ją intrygował i chciała sie znowu z nim zobaczyć. Postanowiła zabrać samochód ojca,. Przecież na pewno i tak się nie dowie. Ubrała sie w swoją niebieściutka sukienkę [włożyła do niej swój zieloniuchny kapelusz i jebitnie żółte pantofelki], w której wyglądała najlepiej, zeszła na podwórze, otworzyła drzwi, wsiadła do samochodu i odjechała. [To porywające jest, naprawdę. Johnny, obudź mnie jak już przejdziemy do jakiejś akcji, dobrze?] [*korzysta z okazji i przechodzi do akcji*] [Nie o to mi chodziło, zboczeńcu! … Chociaż po głębokim namyśle dochodzę do wniosku, że w sumie to nie przeszkadzaj sobie >.<] [^^]

Z pamiętnika Delfiny [Z pamiętnika młodej zielarki]
Przyjechała na miejsce wysiadwszy z samochodu [AAA! Samochód miał wszy!] poszła do drzwi, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Impreza trwała na całego, pary gibały się na środku pokoju [Co robiły te pary? To brzmi niebezpiecznie…] [„Wyginam śmiało ciało! Dla mnie to?”...] [Mało!], kilka par opcałowywało się po kontach [*krztusi się soczkiem* CO te pary robiły schowane za kontami bankowymi?!] [*próbuje wymyślić błyskotliwy dowcip, nie udaje mu się*...Nie wiem, nie chcę wiedzieć], w powietrzu unosił się papierosowy dym, który mnie dusił [Miał łapki i wredne zamiary. To był mój wysłannik, miał na celu skończenia jak najszybciej tego gwałtu zadawanego gramatyce, interpunkcji i logice] [*cicho kibicuje dymowi*]. Niezbyt mi się to podobało, ale cóż... Vladimir tu jest [*orgazm* Na marginesie: przypominam, że ona NADAL nie wie kim w ogóle jest ten Vladimir. Chyba, że to naprawdę pomieszczenie do pozbywania się skarpet…]. Rozejrzawszy się po parkiecie i nie dostrzegwszy [nie dostrzegła wszy? No, w zasadzie na tym polega cała zabawa z wszami. Że ich nie widać ale gryzą i są wredne] go, poszłam wgłąb [głąb to ty jesteś, dziecko] pomieszczenia. Spotkała kilka znajomych osób, chłopaki entuzjastycznie reagowali na jej [co to za „ona”? Przecież boCHaterka jeszcze nie znalazła Vladimira, nie zdążyła się pozbyć odzieży!] [oni tak entuzjastycznie reagują na MarySujkową aurę, wiszącą nad nią jak odor nad Pepé Le Swądem] widok, dziewczyny za to obrzucały ją niechętnymi spojrzeniami. Ktoś klepnął mnie w tyłek, wcisnął butelkę piwa w dłoń i porwał do tańca [Porwał na kawałeczki. A potem zabrał piwo i tyłek- to były jedyne fragmenty boCHaterki zasługujące na uwagę, przydadzą się na później] . Po 1h i siedmiu minutach [„Pip-pip! Pip-pip!” odliczał stoper w jej kieszeni] popisów na parkiecie wyszłam do sąsiedniego pomieszczenia i trafiłam na balkon. Na niebie świecił ksieżyc i gwiazdy, las szumiał ciszo szzzzz, sssssszzzzz, panował romantyczny nastrój [„jebs, jebs, JEBS” dźwięczało biurko Johnny'ego] [„oszfak, oszfak” wtórowała mu wciśnięta w swój emo-kącik Ithil]. Zeszłam do ogrodu i usiadłam na ławce chcąc odpocząć. Rozejrzała się wokuł [coś ją kuło w oku?]. Jakiś cień mignął pod ścianą domu, po chwili oświetlił go księżyc, Vladimir [Księżyc Luna miał tego dnia wychodne, odwiedzał kumpli znad Jowisza].
Nie wiedziałam, czy do niego podejsć, czy nie, ale czułam ze coś mnie do niego przyciąga. Nieśmiało ruszyłam w jego stronę. Przyglądał mi sie z tajemniczym uśmiechem [Och, czyżby… To niemożliwe… AŁtorka użyła w swoim opku bardziej klasycznej wersji wampira? Nie będzie sparklenia i emoszenia na każdym kroku? To zakrawa na świętokradztwo- prawdziwszy wampir w TYM- ale i tak… Chyba pochwalam aŁtorkę *w panice łapie się oburącz za usta*] [taaak, zwłaszcza, że KLASYCZNY wampir to chodzące zwłoki napędzane rządzą krwi, ze szczątkowym urokiem i instynktami buldoga na metamfetaminie...] [Dlatego napisałam "klasyczniejsza wersja" a nie "klasyczna" xP].
- hej – powiedział [Kolejny Mistrz Podrywu w akcji!].
- Hej - odpowiedziałam. - Co tu robisz? To znaczy... jak się nazywasz?
Co ja mówię, skarciłam się [Jak mawiał mój pan od polskiego w gimnazjum: „Ithil, co ty tu wyprawiasz?! Pociągnij się karcąco za ucho! Natychmiast!”]. Przecież wiedziałam, jak sie nazywa. A właściwie to nie wiedziałam. Ale czułam to. Kto inny mógłby być Vladimirem? Coś dziwnego mnie z nim łączyło. Nie odpowiedział na moje pytanie, tylko z tajemniczą miną pochylił sie nade mną. Zamarłam. I wtedy przypomniałam sobie o Cedricu. Sama nie wiedziałam co w tym jest, jak to, jednego dnia poznaje dwóch chłopaków i obaj... Nie wiedziałam, co sie ze mną dzieje. Nagle przerwał nam krzyk. Rozpoznałam Mirabellę. [Mirabella, zobaczyła ich, wrzasnęła, po czym zrobiła „w tył zwrot” i bawiła się dalej. O całym zajściu, oczywiście, nie pamiętała]
– Muszę iść do łazienki. -powiedziałam.
- OK - odparł Vladimir. [-Aprobuję samotne w łazience przebywanie, cna dziewico. Niechaj gwiazdy oświetlają twą drogę. Ja tu sobie na ciebie poczekam, herbatki się napiję… *po czym spod obszernego płaszcza wyciągnął wypełnioną wrzątkiem filiżankę na spodku oraz podkradziony skądś zużyty tampon*]
Poszłam do łazienki i zobaczyłam Mirabellę.
- Fajnie że jesteś - powiedziała Mirabella.
- Pomożesz mi przygotować kanapki dla gości? [W kiblu?!] [Oj, widzę że nie znasz zasad rządzących imprezami studenckimi... ;)]
- Jasne - zgodziłam się i poszłyśmy do kuchni. [A, ok… *oddycha z ulgą* Choć i tak niepokojące jest to, o czym one myślą siedząc w łazience. Nie mówiąc już o tym, że one są tam gośćmi, to chyba Jenny powinna się martwić o kanapki?]
Zajmowałyśmy się tym co trzeba, kiedy wydawało mi sie, ze w oddali mignęła postać Cedrica. Podskoczyłam i skaleczyłam się nożem. Mirabella nic nie zauważyła. Rana była głęboka, wiec ciekło z niej dużo krwi. Mirabella sie odwróciła.
- Nic ci się nie stało? - spytała. [*parsk* „- To tylko draśniecie! // -Draśniecie!? Straciłeś rękę!”]
- Och nie - powiedziałam. Nagle zobaczyłam Vladimira. Jego oczy niebezpiecznie się rozszerzyły [… w sensie skóra mu się rozpruła tak, że zaraz gałki oczne wypadną z oczodołów razem z mózgiem?]. Z trudem łapał powietrze, zrobił w moją stronę krok, jakby chciał sie na mnie rzucić, ale przeszkodził mu w tym Cedric, który nagle pojawił sie nie wiadomo skąd [Cóż za wspaniały Cliffhaaaaaanger *ziewa*] [Drodzy czytelnicy, czy znacie takie przysłowie, że słowo wylatuje z ust słowikiem a powraca wołem? Właśnie się przekonujemy ile w nim prawdy: AŁtorka, owszem, użyła prawdziwszego wampira, ale jako uosobienie Tego Złego. A ja już zdążyłam ją pochwalić… *zatłukuje się na śmierć własną pięścią*] .

7 komentarzy:

  1. Ja uważam, że ałtorka czerpie inspirację dodatkowo z Mody na sukces. Logan to pewnie od nazwiska Bruk, no i ta Stephanie... Nie zdziwię się, jeśli niedługo przeczytamy o porwaniu przez kosmitów, wskrzeszeniu przez szejka i seksie na Alasce gwoli przeżycia. A Damiano to mi się kojarzy z Damianem Aleksandrem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, czyżby ktoś tu odwiedzał Romę? ^^
    Szczerze mówiąc też miałam przez chwile takie skojarzenie ale 1.Nie podejrzewam aŁtorki o kontakt z tak wysoką kulturą jaką są wszakże musicale 2.Ten "Alejandro" był zbyt zGagowy by puścić jej to płazem ;)
    Porwanie przez kosmitów i seksu jeszcze na szczęście nie było. Wskrzeszenie- tylko mnie. I nie przez szejka.
    Stephania- obawiam się, że to jednak od Stephanie Mayer. W końcu to blogasek o tematyce wampirycznej. Przynajmniej w założeniu. Choć trochę ciężko mi w to uwierzyć. To znaczy... No wiesz: nie przepadam za wampirami, ale gdybym była jednym z nich, to stałabym się emo od samego czytania o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaaak, byłam 5 razy na Upiorze, i do tej pory 3 razy na Les Miserables. Jam w ogóle nieuleczalna fanka musicali. Aczkolwiek wolę inne polskie teatry muzyczne :)
    No wiem, wiem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na upiorze byłam tylko dwa razy, na Les Miserables raz- ale Johnny już ma zapowiedziane, że jak Nędznicy wrócą na afisz po wakacjach to idziemy czy tego chce czy nie xD
    Poza tym dwa razy byłam na Tańcu Wampirów- nie wiem, czy widziałaś

    Ja fanką musicali może aż taką straszną nie jestem, ale lubię je. (Łukasz Dziedzic *u*!!!)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na żywo nie (wtedy się jeszcze tym nie interesowałam), na nagraniu :) Jeden z moim ulubionych musicali zresztą. A tak, Łukasza Dziedzica uwielbiam, jest genialny. Tylko przy LM polecam, w przypadku głównych ról, pierwszą obsadę, bo i Valjean, i Javert z drugiej są niefajni.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha, ja na żywo byłam dwa razy na Tańcu Wampirów!
    Nie wiem, która obsada jest pierwsza a która druga, ale ja byłam na tej lepszej xD Dziedzic, Kruciński, Lachowicz, Mroziński, Zagrobelny, Steciuk, Dzionek. Niestety nie pamiętam kto grał Fantine i Kozetę.
    Dziedzica nie da się nie lubić- jest zbyt dobry ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. No to cała, którą wymieniłaś, jest pierwsza :).
    Z drugiej jest kilka osób, które są imho lepsze od tej pierwszej. Np. w przypadku Cosette, ja Pauliny nie trawię organicznie, tak samo jak i Damiana zresztą. Enjolrasa i Mariusa też wolę drugoobsadowego, no i Eponina jest warta zobaczenia (Malwina Kusior, Sara z Tańca Wampirów). Ale nie będę sie rozpisywać, bo mi wyjdzie elaborat xD.
    Zresztą to jest wypisane gdzieś na stronie internetowej Romy.
    Dziedzica uwielbiam za wszystkie role, tak w Romie, jak w Baduszkowej. W komediowych jest taki pocieszny, a w dramatycznych...ach, ten mroczny baryton :D.

    OdpowiedzUsuń