piątek, 4 listopada 2011

1.9. Koniec Badassowatego Edwarda

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy
Z niekłamaną przyjemnością prezentujemy wam dzisiaj ostatni rozdział Badassowatego Edwarda.

:3
Jeszcze raz: Ostatni rozdział Badassowatego Edwarda.
Tak, opko, które towarzyszyło nam od początku istnienia Ministerstwa dobiegło kresu. Nie powiem „nie płaczcie”, nie wszystkie bowiem łzy są niedobre. Zwłaszcza te, które wylaliśmy z Ithil, kiedy uświadomiliśmy sobie, że to już koniec naszych mąk. Oczywiście, będą inne opka, od których zzielenieją nam włosy i powstaną nowe, ciekawe przekleństwa. Ale ma się tylko jedno pierwsze opko, i nasze było niesamowicie zabawne!

A w ostatnim rozdziale czekają was: pokój z rozszczepieniem osobowości, więcej niż jeden sposób na utratę zmysłów i zwyczaje nastolatek nocną porą… Ale najważniejsze, że Edward wreszcie ujawnia w całej okazałością swą psychopatyczną naturę.

Dobrej Zabawy!

Adres bloga: http://edward-mojahistoria.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist


Rozdział IX

Niestety nie bede juz powiadamiala o NN - Przepraszam.

Rodzice rano oznajmili mi ze maja dla mnie niespodziankę.
Jak to ujęli : "Odpoczniesz trochę od szkoły"
[-.- Urnać, a kiedy on się tą szkołą zmęczy?! Bo póki co, to tylko odpoczywa… Przy okazji: czy niespodzianka polegać będzie na tym, że w wyniku nie-wiadomo-czego będzie musiał na dwa tygodnie zamieszkać u rodziców Belli?] [„Odpoczniesz trochę od szkoły w takim czarodziejskim miejscu, w którym ludzie chodzą ubrani na biało i codziennie dostajesz kolorowe cukierki pełne snów…”]
Ciekawe, ale ja jakoś nie mam ochoty od niej odpoczywać.
Tylko ona daje mi możliwość spotykania Belli.
Tylko wtedy mogę mieć nadzieje - każde jej spojrzenie mi je daje.
[Hm, dość ekstremalna z niego osobowość: najpierw jest mega-szują, teraz mega zakochany…] [A poza tym mega nas wkurza] [O tym to już nawet nie mówię]
Jako co dzień siedziałem na stołówce z Jasperem, a Bella z Alice siedziały osobno.
Bolało. Bardzo bolało.
[„Brak jej spojrzenia był jak uderzenie rozpędzonego bawoła prosto w pechowego Indianina mojego serca”]Nie moglem jej dotknąć. [Acha, czyli tylko o to chodzi w tej twojej Big Loff? Żeby jeszcze trochę poobmacywać Bellę? No, miło, że się nauczyłeś tylu nowych rzeczy o uczuciach…]
Zobaczyć z bliska jej oczu.
[Gdzie Bella ma oczu?]
Posmakować ust.
Moglem tylko patrzeć i wierzyć ze uda mi się ja odzyskać.
Ze uwierzy w moja miłość.
[Problemem nie jest wiara, problemem jest przekonanie cię, żebyś zabrał swoją miłość i poszedł się bawić do drugiego kącika…]
Pewnie zastanawiacie się dlaczego wcześniej nie "zająłem" się Bella?
[Nie. Zastanawiam się, dlaczego teraz nie możesz dać jej spokoju]Bo ona jest jak spełnienie marzeń.
A jak wiemy w ich spełnienie uniemożliwia nam jedynie strach przed klęska.
[Acha, czyli kochałeś się w niej od początku, ale wiedząc, że Ci się nie uda nie próbowałeś. Pozwól więc, że coś Ci powiem: TO NIE MA SENSU!!! Nic a nic! Nie ma sensu, że bzykałeś inne panny, nie ma sensu, że przyjąłeś ten durny zakład i nie ma sensu, że Ci się udało. Bo skoro tak się bałeś porażki, to powinieneś był powiedzieć Mikowi „Sory, stary, Belli nie tykam. Zrzuć we mnie jakąś inną dziewczyną” (oczywiście to nadal byłoby obrzydliwe) i nie ma, że on Ci wjechał na ambicję. A po odmowie powinieneś powrócić do wzdychania nad jej zdjęciem, wąchania podkradanych jej rzeczy, czy co tam jeszcze robią takie dupki jak ty]
Ja się balem.
Ale to się zmieniło. Już się nie boje.
Jedyny lek jaki odczuwam to to ze Belli nie będzie przy mnie.
[AŁtorko, widzę, że bardzo starasz się nakreślić wizerunek Edwarda odmienionego więc pozwól, że Ci podpowiem: zakochany facet naprawdę nie dąży tępo do związku z wyznaczoną dziewczyną ale też, np. zastanawia się, czy partnerka będzie szczęśliwa w takim układzie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Bella nie będzie szczęśliwa przy Edwardzie]

**************************************
Dowiedziałem się od Jaspera, że Balla jest dziś sama w domu i po szkole jedzie na zakupy.
Postanowiłem czekać pod jej domem, aż przyjedzie.
[to NIE JEST urocze z jego strony. To z lekka przerażające] [*stalku stalku*]
W końcu się doczekałem.
Przyjechała taksówką pod dom.
[Hm, majętna. Wszystkim koleżankom się popsuły samochody?] [Wszystkie koleżanki wyczuły powagę sytuacji. Weź przestań, ile romantyzmu by zostało z dramatycznego „Porozmawiaj ze mną, proszę!” gdyby asystowała temu jakaś postronna psiapsiółeczka?]
Wyszła z samochodu i chociaż mnie zauważyła nie zatrzymała się, lecz od razu zaczęła wyciągać,
[TU-JEST-MIEJSCE-NA-DRAMATYCZNĄ-PAUZĘ!] zakupy z bagażnika.
-Pozwól ze ci pomogę- powiedziałem, podchodząc do niej
-Nie trudź się
-Pomogę ci - wyrwałem jej siatki z reki.
[Bello, strzel go po ryju. Proszę, chociaż raz. Dla mnie]
Chcąc nie chcąc musiała mnie wpuścić do domu.
Gdy byliśmy już w kuchni i odłożyłem zakupy Belli, postanowiłem się odezwać.
-Mam w samochodzie pełno drobiazgów dla ciebie. Zrobiłem chyba więcej zakupów niż Alice i Rosalie razem wzięte. Czy jeżeli teraz po nie pójdę wpuścisz mnie z powrotem?
[Pytanie retoryczne: Czy on naprawdę myśli, że jak jej da kilka fatałaszków to zapomni o tym, jak ją potraktował I JAK JĄ, KURNA, DALEJ TRAKTUJE!!! AŁtorko, nie wmówisz mi, że Edward dając Belli prezenty w nadziei, że dzięki temu ona zechce spędzać z nim czas a może nawet zostanie jego dziewczyną okazuje jej szacunek!]
-Nie- odezwała się nie patrząc na mnie.
-Tak przypuszczałem.
Bella zaczęła rozpakowywać zakupy. Po chwili się odezwała:
-Możesz wyjść w każdym momencie.
-Nie wyjdę, Bells.
[„Móóóój jest ten kawałek podłogi!”]
-Edward.... Tutaj nie zostaniesz. - powiedziała zmęczonym głosem, odstawiając zakupy.
[Bardzo ładnie, Bello. Jeszcze tylko włóż w to trochę życia]
-Zostanę- opierałem się
[- Zadzwonię do taty, że mnie napastujesz- odparła tonem przypomnienia Bella]
-Nie. Mów czego chcesz i wyjdź stad.
-Chce być z tobą. Już zawsze. - powiedziałem z pełnym przekonaniem.
[„dlatego wejdziesz teraz do tego worka, a potem ojciec Gumowa Kaczuszka udzieli nam ślubu! A ile fajnych rzeczy zaplanowałem na naszą noc poślubną!”]
-Daruj sobie i choć raz szczerze powiedz o co ci chodzi- powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
-Bells...- podszedłem do niej, lecz ona się cofnęła.
-Kocham cie. Uciekałem przed tym uczuciem, ale dłużej już nie potrafię. Nie, gdy stoi przede mną kobieta mojego życia.
[Zapis dialogu trochę zasysa, bo to wygląda, jakby powiedziała to Bella] [Że Edward jest kobietą jej życia? W zasadzie powinienem się cieszyć…] [?] [Właśnie przestał kalać dobre imię mojej płci. Ale z drugiej strony… Ithil, Edward jest teraz niejako twoim pobratymcem. Sądzę, że powinniśmy przestać się spotykać…] [?!?] [Ale możemy nadal się przyjaźnić! (Byle z daleka)] [Ok. *podchodzi do niego powoli i spokojnie* Mogę Cię przytulić ostatni raz?] [Noooo... Dobrze? *otwiera przed nią ramiona*] [Hehe... Sądzę, że Johnny przez jakiś czas nie będzie komentował :3]
-Przestań...
Chciałem ją objąć, ale Bella wyszeptała, ze łzami w oczach:
-Nie dotykaj mnie. I przestań kłamać.
[Nie kłamstwo jest w tej chwili najważniejsze]
Tym razem podszedłem do niej i mimo protestów objąłem jej twarz dłońmi.
-Wiem, ze cie zraniłem. Wiem jak trudno ci mi wybaczyć, ale...
-Nie wiesz – mówiła ze spuszczona głową
[*teatralnym szeptem* Skoro on obejmuje jej twarz dłońmi to ona nie ma spuszczonej głowy <\teatralny szept>].- Nie wiesz co czuje, Edward. Oddalam ci się bo cie... kocham. [WCIĄŻ?! Głupia, czy co?!] A ty chciałeś wygrać zakład. Oddalam ci wszystko... [Oj, nie dramatyzuj. Twoja rodzina wciąż Cię kocha, masz co jeść i masz gdzie spać, jesteś zdrowa i w jednym kawałku…]- płakała, ale starała się to ukryć, a mi pękało serce.
Nie moglem tego znieść.
Rozdzierało mnie ode wewnątrz.
[Mię ode wewnYątrz rozYdzierało! *sięga do boku po szablę*]
-Nie płacz, kochanie, proszę... [„Kupię ci kredki do twojej przyszłej ce-pokoju! …*wzdych* Celi…”]
-Odejdź Edward. Zniknij z mojego życia.
Chwile milczałem.
-Odejdę, ale tylko po to , aby usłyszeć „wróć”. Kocham cie dziecinko... - pocałowałem moja ukochana w czoło i odszedłem.
[Mam deja vu. Czy on już jej tego nie mówił? W szpitalu tak konkretnie?]

Jeździłem po mieście.
W tle leciała moja płyta „ Kings of Leon”.
Moje postanowienie:
„Przez następne 365 dni, będę patrzył na świat, jakbym go widział po raz pierwszy. Szczególnie na rzeczy nieistotne.”
[To takie zen… Przeczytałeś to opakowaniu proszku do prania?]
Dla Belli.
[Planował o niej zapomnieć po 365 dniach? Takie „pstryk!” i „Zaraz, co to była za laska, o którą się motłoszę po świecie od roku?”]
Dla mnie samego.
Dla nas...
[Ten kosz na śmieci pod kinem jest kluczowy dla twojego związku! Zwracaj mi tu teraz na niego uwagę! Tylko porządnie!]

-Edward, chcemy żebyś z nami pojechał na parę dni na przedwczesne wakacje
[przedwczesny to może być poród, murwa kać -.- Wakacje to są po prostu wcześniejsze]. Zasłużyłeś sobie. -powiedziała moja mama.
Czyżby...?
[Dobre pytanie…]
-Na wakacje w środku roku szkolnego?
-Szkoła się nie przejmuj. - odezwał się ojciec.
-No nie wiem...
-Jada z nami rodzice Belli
[… *tup tup tup* *JEBS!* *JEBS!*]. I sama Bella. To miała być niespodzianka - uśmiechnęła się do mnie moja mama. [„To taki znakomity pomysł” zachichotała matka Edwarda „Że im jeszcze nie powiedzieliśmy! Zwyczajnie porwiemy ich sprzed domu na godzinę przed wyjazdem! Na pewno się ucieszą!”]
Wakacje z Bella...
To szansa na to by ja odzyskać.
Nie straciłem jej miłości – tego jestem pewny.
Straciłem zaufanie i zrobię wszystko by je odzyskać.
-Pojadę. Muszę jechać.
[„Kochanie, pamiętałaś o tabletkach dla naszego syna?” „Ja? Od dziesięciu lat TY się tym zajmujesz!”] [A potem rodzice Edwarda popatrzyli na siebie, na swojego syna, który właśnie próbował upchnąć mięso na przynętę na dziewczyny do walizki i jednocześnie powiedzieli „Ups…”]

Mielismy wyjechac 3 dni po tym jak mnie o tym poinformowano.
Belli nie było przez ten czas w szkole.
[„Ten czas” czyli kiedy go „informowano” o wyjeździe?] [„Ale na pewno jadę? I na pewno będzie tam Bella? I będę mógł ją zdybać samą? A mogę wziąć mój specjalny worek, mój specjalny chloroform i moje specjalne kajdanki? I nikt nas nie będzie szukał przez 48 godzin? Ale na pewno?...”]
Balem się bardzo, czy nie zdecydowaala się zostac w domu, po tym jak dowedziala się, ze ja również jade.
[A właśnie: czy dobrze rozumiem, że rodzice Belli są równie mądrzy co Edwarda? Bo z ich rozmowy ewidentnie wynikało, że Bella też jeszcze nie wie o wyjeździe. Wiem, że to by Ci totalnie rozdupcyło dramatyzm sceny ale to taki trochę… fail]
Boje się tego, bo to moja szansa i nie moge jej starcic.
[„Boję się tego, bo to moja szansa”… Zadziwiająco prawdziwe w przypadku tego dupka, który uparł się, żeby wszystko robić źle]Nie moge...
W dzien wyjazdu dowiedzialem się, ze jedziemy naszym autem.
[To fundamentalne. Gdyby jechali autem rodziców Belli tłumiłoby to naturalny zapach jej ciała]
Bella z rodzicami mieli być o 20.00.
[trochę głupawa pora na wyjazd na wakacje. Tradycja (i zdrowy rozsądek) nakazują wyjeżdżać możliwie wcześnie, żeby kierowca był w miarę wypoczęty i widział, co się dzieje na drodze...]
Jechalismy w jakieś nieznane mi mijesce...
Gory, morze... Domek na wzgorzu...
[Kopalnia azbestu…] [Elektrownia atomowa...] [Vogoński wieczorek poetycki...] [Kurort prowadzony przez Daleków...] [*rozmażają się*]
może być milo...
będzie milo.
Będę z Bella.

Punkt 20.00 zadzwonila dzwonek do drzwi.
[Jesteś pewien, że nie do „tych drzwiów”?]
I to ja otworzylem...
[Takie przechwałki w ustach osiemnastoletniego, wkraczającego w dorosłe już życie chłopaka brzmią… ech…]
-Witaj Edward! - przywitala się ze mna usmiechnieta Renee.
-Dobry wieczor- odpowiedzialem i od razu spojrzalem na Belle.
[Widzę to oczyma duszy mojej: Edward otwiera drzwi, mama Belli mówi „Witaj, Edward!” a Edward roztargnionym tonem „Taaa, dobry wieczór” i *stalku stalku stalku*]
-Ooo jestescie!- w przedpokoju pojawili się moi rodziece.
[PUF!]
-Wchodzcie. Wypijemy jeszcze herbate, co?
-Z mila checia- powiedziala mam Belli.
[CO masz Belli?] [No tak... *kręci głową* Oni jeszcze nie wyszli z przedpokoju a Edward już kradnie jej bieliznę...]
Wszyscy weszli do salonu.
Wszyscy oprócz mnie i Charliego.
[„wszyscy” dla określonej wartości „wszystkich”, w takim razie...]
Cos w jego spojrzeniu
[i w ułożeniu wąsów] kazalo mi zostac.
-Wiem, ze cos między wami zaszlo. Znam moja corke. Nie zamyka się w pokoju by plakac, bez powodu
[„Tak bez żadnego powodu nagle przestała płakać w swoim pokoju, moje znęcanie się nie daje już żadnego skutku. A to oznacza tylko jedno: ktoś zrobił jej coś gorszego! Mistrzu, jak tego dokonałeś?!”]. Jeżeli ja zraniles, to... walcz o nia. [fffttttp *wypada mu śrubka*] [Johnny?] [Jestem morsem! Ku-ku-ka-czu!] [Skarb?] [W moim poduszkowcu jest pełno węgorzy!] [*resetuje go* Jak się czujesz?] [Dziękuję, moja droga. Kompletny brak sensu czasem tak na mnie działa…] Walcz, jeżeli ja kochasz. Jeżeli nie to daj jej lepiej spokoj.

Cala podroz musialem siedziec tuz obok Belli, nie mogac nawet jej dotknac.
To była meka. Cholerna meka.
Bella caly czas patrzyla w szybe, a ja na nia.
[Ponawiam pytanie: a ty na nią CO?!]
Po pewnym czasie zasnela.
[„no to zacząłem ją macać i obwąchiwać wszędzie tam, gdzie mogłem wsadzić twarz. Jestem taki romantyczny!”]
Wygladala tak slodko. Tak pieknie.
„Jest aniolem” - pomyslalem.
Moim aniolem.
[Cholera, nawet Norman Bates powiedział by do tego faceta „Dude! Chill out!”]
Poczulem jej glowe na ramieniu.
Przytulala się do mnie.
Nieswiadomie, ale się przytulala.
Szukala mnie...
[albo jej głowa skakała na wybojach. Jedno z dwojga] [Szukała cyca pewnie] [… Edward, cycu!] [>.<]
W tym momencie moja nadzieja urosla jeszcze bardziej.
[… I wtedy jego „nadzieja” zaczęła się niewygodnie odznaczać pod spodniami]
Tak minela nam reszta drogi
[do...?], a gdy byliśmy na miejscu mialem wielka ochote, zeby poprosic o dluzsza przejazdzke...
-Jestesmy na miejscu
[Czyli gdzie?!] – odezwal się Charlie. [Nie domyśliłbym się z toku narracji, gdzie bardzo wyraźnie pada zdanie „byliśmy na miejscu”. Albo ktoś mnie uważa za kretyna, albo ta sama osoba ma bardzo krótki okres koncentracji...]
Gdy wszyscy już wyszli z samochodu zaczelalem budzic Belle.
-Bells, pobudka. Bells...
-Jeszcze piec minut- wymamrotala
-Bells musisz już wstac...
Powoli otworzyla oczy.
Spojrzala na mnie i momentalnie odskoczyla.
[*z niesamowicie kiepskim niemieckim akcentem* Rheakcje phraffidłowi!]
Powoli podnioslem reke i wlozylem jej wlos za ucho.
-Chodzmy
[dokąd? *jej frustracja rośnie*] - powiedzialem po cichu.
Ja i Bella mieslimy pokoj na przeciwko siebie.
[Pokój był sam naprzeciwko siebie? Jakieś rozszczepienie osobowości?]
A miejsce gdzie mielismy domek, było piekne.
Widok na gory i morze,
I laka.
[jaka? Elvira Lakovića Lakę, bośniackiego pieśniarza? Czy może Lakę, bohatera polinezyjskiej mitologii? UŻYWAJ KRESECZEK I OGONKÓW, DO CIĘZKIEJ CHOLERY!] [A tak poza wszystkim: pełen wypas. Spójrz, Johnny: w jednym miejscu góry, morze, łąka... a wodospadu tam nie było? Albo gotyckiego zameczku?] [W gotyckim zameczku to oni MIESZKAJĄ. Najmilsza, bądź łaskawa nie robić siary... *z politowaniem kręci głową*]
Tak bardzo podobna do naszej laki.
Mojej i Belli.
[Tak różnej od „naszej” łąki, którą miałeś z Emily. Albo z Lisą. Albo z Jessicą. Albo...]
Ona chyba pomyslala o tym samym, bo gdy stalismy kolo domku, poczulem na sobie jej wzrok i również szybko na nia spojrzałem
[Może tym razem nie odwróci wzroku! Merdu, merdu!].
Czuc było napiecie, które przechodzilo przez nasze ciala i oczy
[Napięcie może być na przykład… elektryczne. Wybuchające oczy Edwarda były najlepszą wizją, jaką miałam EVER!].
-Chodzmy się przejsc. Zjemy cos- uslyszalem głos moej mamy
[To była bardzo moe-moe mama! :3] [Hm, czyli są w miejscu, w którym mają dobry widok na morze i góry, łąkę pod nosem i jeszcze blisko do restauracji? No ciekawe jest bardzo to, co ty mówisz…].
W tym momencie Bella spuscila wzrok i po chwili poszla w strone naszych rodzicow.
Zaraz za nia zrobilem to samo.

Po obiedzie poszlismy na plaze. Był jakiś koncert soulowego zespolu
[Koncert na plaży. W środku roku szkolnego. W zimie albo wczesną wiosną. No ależ OCZYWIŚCIE!] [Szczerze mówiąc bardziej mnie zastanawia to, że aŁtoreczka wie co to jest soul. Chyba, że jej się myli z R&B…].
Grali bardzo przykemna muzyke, ale wieksza uwage skupilem na oczach Belli
[Od ciągłego robienia tej -> „-.-” miny rozbolała mnie twarz].
Były pelne boli i tęsknoty
[Jeśli Bella miała w oczach broń myśliwską, to weszliśmy na wyższy poziom wtajemniczenia!] [Jak myślisz, czy jeśli zaszlachtuje go spojrzeniem, to Edward w końcu załapie, że Bella nie będzie jego dziewczyną?].
Zupelnie jakbym widzial swoje oczy.
Bella spojrzala na mnie.
Patrzylismy na siebie i jestem pewien, ze obydwoje myslelismy o tym samym.
O choc jednym dotyku, pocalunku....
Przypomnialem sobie nasza wspolna noc.
Pasowalismy do siebie
[Jak ciasto czekoladowe i roczna stopa zwrotu!] [Jak ściana i walec drogowy!] [Jak hamburger i Jaskinia Platona!] [Jak ogórek kiszony i mleko!] idealnie.
Nasze ciała wspołgrały ze soba doskonale
[Dzięki temu ich seks brzmiał jak Clair de Lune Debussy'ego].
Czulem, ze Bella mysli o tym samym.
Ze również wspomina tamta noc
[Prawdopodobnie jako najgorszą noc swojego życia] [A co tam!].
Ze czuje pragnienie.
Pozadanie...
Rozchylila wargi na które automatycznie spojrzalem.
Przypomnialem sobie ich smak, ich miekkosc.
Znow spojrzalem Belli w oczy.
Moje pozadanie roslo...
[No, POWIEDZMY, że to „pożądanie”. Ja tam nazywam to całkiem inaczej…]
Nasze pozadanie...
[O.o]
Bella nagle przymknela oczy.
-Mozemy już wracac?- spytala szeptem.
-Cos się stalo?- odezwala się moja mama.
-Jestem troche spiaca. Jak co moge wrocic sama.
-Nie, nie. Pojdziemy z Toba.
No i tak dotarlismy do domku.
Jakos po 23.00 uslyszalem otwierane i zamykane drzwi oraz odglosy czyjis krokow.
Z ciekawosci wyszedlem sprawdzic co jest grane.
I przez okno zobaczylem...
[Charliego w różowych pantalonach! Niedźwiedzie tańczące kankana! Papieża palącego jointa!] Belle.
Kladla się właśnie na trawie.
[Bo każda normalna dziewczyna wstaje w środku nocy żeby poleżeć na trawie…]
Prowadzony impulsem poszedlem za nia
[„Nadzieja”, „Pożądanie”, „Impuls”… Ciekawe imiona mu nadajesz!].
Gdy kladlem się obok niej nawet nie zareagowala.
Niebo było piekne. Pelne gwiazd.
Dlugo tak lezelismy nic nie mowiac, az w koncu oparty na lokciu pochylilem się nad Bella.
Patrzylismy na siebie w skupieniu.
[… A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła…]
Wzrokiem pelnym tesknoty.
Powoli, bardzo powoli zaczalem zblizac swoja twarz w strone twarzy Belli.
Dotknalem wargami jej ust. Przesuwalem delikatnie po jej drzacych wargach, skubiac je i muskajac w ciszy.
[A Bella przerażonym wzrokiem patrzyła na nóż, który trzymałem tuż przy jej gardle] Zaraz potem ustami dotknalem jej zamknietych powiek i czola.
Bella jest taka delikatna i wrazliwa. Taka krucha...
[A co, czoło jej się wgniotło od tych twoich muśnięć?] [*ze zrozumieniem kiwa głową* Osteoporoza!]
Jest jak nowa moneta – wylacznie z moimi odciskami palcow
[*zakłada mądre okulary* I znowu wracamy do koncepcji Belli jako rzeczy , którą Edward uważa za prawnie swoją. Posunęliśmy się jednak jeszcze dalej – Bella stała się „monetą”, a zatem obiektem wymiany handlowej. Edward wyraźnie uważa, że Bella służy do wykorzystywania i osiągania za jej pomocą różnorakich korzyści. Kompletnie odbiera jej przy tym wolną wolę. Czego nas to uczy?] [… Że nigdy więcej nie powinieneś zakładać mądrych okularów!].
To wspaniale uczucie...
Tylko moja.
Znow pocalowalem ja w powieki, nos i usta.
Jej usta dotknely mnie niepewnie i niesmialo.
Nie moglem już wytrzymac.
Pocalowalem ja niemal z dzikoscia, a Bella oddawala mi pocałunki
[z obrzydzeniem. „Masz, weź je, nie chcę ich! No nie chcę, mówię ci!”].
W pewnym momencie nie wiedziec kuzwa czemu
[*parsk* A teraz pomyślmy o nie wiadomo skąd wziętych przekleństwach w innych, bardziej znanych scenach. „Być, albo nie być? Jest li w istocie, psiajucha, cechą szlachetnego…”] wsadzilem reke pod jej bluzke.
Bella momentalnie zesztywniala, przerwala pocalunek i zaczela mnie od siebie odpychac.
Nie protestowalem.
Szybko wstala a ja zrobilem to samo.
-Przepraszam- wyszeptalem.
[„Myślałem, że pigułki już zaczęły działać!”] [„Przepraszam” wyszeptałem. „wziuuuuum” powiał wiatr i zaszeleścił liśćmi. „Co mówiłeś?” zapytała Bella”] [A dzieciak na to „Wow!”] [A analizatorzy na to "Eeeeee..."]
-Nic nie mow- powiedziala cicho.
Slychac było nasze przyspieszone oddechy.
-Ide do siebie- odezwala się po chwili moja ukochana.
[„I absolutnie nie idź za mną do mojego pokoju na końcu korytarza po lewej, do którego klamkę trzeba obrócić też w lewo ale tylko troszkę, bo jak się obróci za bardzo to przy najbliższym zamknięciu drzwi zatrzasną się i będzie można otworzyć je tylko od wewnątrz. Pamiętaj, nie zbliż się!”]Stalem tam, gdy wchodzila do domku.
Nie umialem się ruszyc
[*wzdych* I znów magicznie „umiałem” zamiast „mogłem”. Dziewczyno, to naprawdę nie to samo!].
Pozwolila mi tak wiele, a ja wszystko musialem zniszczyc!
[Tak! Już o tym mówiłeś! Wielokrotnie! Takie powtórzenia doprowadzają mnie do szału! AAAARGH! JOHNNY SMASH!]
Jak zwykle...
Czym predzej ruszylem w strone domku.
[JOHNNY MIAŻDŻYĆ GŁUPI DOMEK!]
Szybko pobieglem na gore i po cichu zapukalem do drzwi Belli.
Gdy je otworzyla, wyszeptalem.
[JOHHNY NISZCZYĆ SZEPTY!]
-Pozwol mi dziś być z Toba. Zaufaj mi...
[Moja mała świnko, wpuść mnie!] Chce tylko czuc, ze jestes przy mnie...
Dlugo mi się przygladala.
[JOHHNY MIEĆ AMBIWALENTE UCZUCIA WZGLĘDEM PRZYGLĄDANIA!]
Az w koncu wpuscila mnie do srodka.
-Przestraszylam się. Wtedy gdy mnie dotknales. Wrocily wspomnienia. Nie po tym jak byliśmy razem, ale tego co było potem...
[JOHNNY!…] [Wystarczy tego dobrego. W tej chwili masz tu przyjść!] [*potulnie spuszcza głowę* Dobrze kochanie…] [Ale spodni nie musisz jeszcze zmieniać ^^]
-Wybacz mi
-Chce tylko czuc, ze jestes przy mnie – zacytowala mnie.
[„Nie chcę z tobą rozmawiać, nie chcę z tobą uprawiać seksu, nie chcę na ciebie PATRZEĆ…” Zaiste, romans wszechczasów!]
Powoli polozyla się do lozka, a ja po chwili dolaczylem do niej.
[Jak można się powoli kłaść?] [Przy dramatycznej muzyce i spowolnionym obrazie?] [Ty też bądź bohaterem w swoim łóżku!]
Poczulem jej cieplo. Tak przyjemne cieplo...
Bella polozyla glowe na mojej piersi, by po chwili odsunac się kawalek i lezac na boku zaczela na mnie patrzec. Polozylem się tak samo
[jak? Z głową na swojej piersi by po chwili odsunąć się kawałek?] [Nie. To znaczy, że położył się plecami do niej] i tak nasze twarze znalazly się naprzeciwko siebie.
-Kocham cie – wyszeptala.
-Kocham cie- powiedzialem.

Następne dwa dni były jak spelnienie marzen
[nekrofila].
Oczywiscie nie było jak dawniej, ale czulem, ze Bella daje mi szanse.
Nie rozmawialismy wiele. Cale dnie spedzalismy w niej w pokoju
[W niej? To miło, że przynajmniej jest szczery…], a noce na lace. [Nie odzywająca się, obojętna partnerka. Serio wam mówię, on przenosił jej truchło z miejsca na miejsce, jak lalkę]
Poznawalismy siebie na nowo w milczeniu.
[…]
Dla mnie to było cos idealnego...
[Kobieta chętna i jeszcze cicha? Coś w tym jest…]
Dostalem szanse i nie zmarnuje jej.
Kocham Bella z calego serca i już wiem czego chce od zycia.
Chce zyc z Bella, mieć z nia gromadke dzieci i dawac im szczescie i miłość.
To najwazniejsze wartosci w moim zyciu...
[To się nazywa błyskawiczna zmiana poglądów!]
Wiedzialem ze Bella mi wybaczyla.
Ale wiedzialem tez, ze nie zapomniala.
[Dwadzieścia lat później: „Kochanie, wybacz, zapomniałem kupić mleka…” „A PAMIĘTASZ JAK SIĘ ZE MNĄ PRZESPAŁEŚ DLA ZAKŁADU?”]
Nie do konca...
Dalem jej czas...
Tyle ile go potrzebuje.
Byłem pewny, ze jej nie strace.
Ze już nigdy się nie rozdzielimy.
[Bez kitu, ten kawałek byłby IDEALNY, gdyby okazało się, że Bella została przez niego zamordowana. Taki monolog psychicznego… I nawet bez większych błędów…] […poza tym, że aŁtorka nadal w pogardzie ma polskie znaki…]
Ale los mial dla nas inne plany.
Mial nie mila „niespodzianke”...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz