piątek, 28 października 2011

1.8. Badassowaty Edward czyli z analizą wśród szympansów, lam i dupków

Dobry wieczór, Czytelnicy
Dziś przed wami ósmy i przedostatni [obiecujemy!] rozdział dramatycznych przygód Edwarda. Będzie próbował odzyskać Bellę po tym „incydencie” z poprzedniej analizy, więc możecie sobie wyobrazić, że będzie śmiesznie.
W dzisiejszej analizie więc skrócony przekrój przez życie lamy, mnóstwo zaskakujących zwrotów akcji pędzącej jak leming w stronę urwiska. Poczujecie też, jak wasza odraza do Edwarda rośnie. Tak. To możliwe.
Jutro i pojutrze jesteśmy na Hellconie. Szukajcie nas! My to ta para, co nigdy nie wie, kiedy przestać się całować xP Przede wszystkim my to ta para, która będzie miała na identyfikatorach „Ithil” i „Johnny Zeitgeist” xP

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Rozdział
-Jasper zranilem ja...Potraktowalem ja ja dziwke.
-Edward...
-Nie Jasper. Nie pocieszaj mnie. [„Ja cię nie chcę pocieszać” powiedział Jasper „Ja chcę robić zdjęcia. Dalej, zrób tę minę totalnego skundlenia, będę miał co puścić na Fejsie…”] Jestem skonczonym gownem [PLUP!]! Oddala mi sie. Pierwszemu. A ja w jej oczach wzialem i odstawilem na bok [Umieć jechać… ech, ten kawał robi się nudny…]. Gdyby wiedziala co czuje... [Zaraz zaraz, za chwilę nam tu wyjdzie, że on ją potraktował jak szmatę, ale to ONA JEMU powinna współczuć!... W sumie z oryginalną Bellą to przechodziło -.-] Gdyby zdawala sobie z sprawe ze...- nie dokonczylem.
-Ze?- dopytywal Japser.
-Niewazne...
-Edward cholera! Przestan sie w koncu bac! Czy ty dalej nic nie rozumiesz? Nic nie widzisz?! [Pytanie do publiczności: jaki związek mają pierwsze dwa zdania tej wypowiedzi z ostatnimi dwoma. Bo chyba mi to umyka] [No… w pierwszych dwóch chodzi o to, że Edward boi się powiedzieć na głos, że się zakochał. A w tych ostatnich dwóch o to, że Bella… kocha… jego?] [No właśnie]
Chwile milczalem. [On też kontemplował ciąg myślowy Jaspera xD]
-Widze tylko- odpowiedzialem szeptem- cialo do ktorego tesknie, umysl dopasowany do mojego [czyli… eee… brak umysłu?], serce..., i kobiete dla ktorej bylbym gotow zabijac. [„W zasadzie, to mogę zacząć teraz… O Wspaniała Bello! Twój nędzny sługa ma dla Ciebie ofiarę z trzustki Jaspera! Eia, Eia, Bella fhtagn!”]
-Ed...
Tak.
Traz juz wszystko wiem.
Ja...
-Kocham ja Jazz [Vampires! More Than Meets The Eye! ].
Kocham. Tak cholernie ja kocham...! [Tak, wiemy, że kochasz siebie. Nie musiałam się męczyć przez osiem rozdziałów tego chłamu, żeby się tego dowiedzieć! Dojdź szybciej do właściwych wniosków i SPADAJ!]

Upiłem się. [Co za odmiana…]
Cholernie się zalałem! [„Trzy piwa i drink z palemką! Będę potrzebował nowej wątroby, czuję to…”]
Myślałem że to pomoże mi zapomnieć, ale było wręcz przeciwnie.
Ciągle w głowie mialem Belle. [A jak się obudzisz, to jeszcze się, skubana, zacznie przeciągać!]
Tylko jej twarz.
Jej slowa. [Miała słowa wypisane na twarzy czy posiadały one Bellową sygnaturkę? No bo skoro miał w pamięci tylko jej twarz…]
Usta, oczy...
Wszystko co bylo w mojej glowie mialo zwiazek z nia! [przysadka mózgowa cały czas wypadała z obrączki ślubnej ale co tam]
Kurwa co ze mna nie tak?!
Przeciez nie tak mialo byc...
Mialem ja zaliczyc, a nie kochac sie z nia... [No, akurat ta część planu wyszła Ci znakomicie]Mialem ja olac a nie upijac sie z jej powodu...
Jestem popieprzonym ciulem. [Ach, po siedmiu rozdziałach czytania o losach tego skończonego gnojka… jakoś tak milej się robi na sercu jak się to czyta]

Nie mam pojecia jak doszedlem pod wolontariat Belli. [Ja też nie mam pojęcia jak wlazłeś pod coś, co przynajmniej powinno być niematerialne z racji tego, że jest czynnością]
Wiedzialem ze dzisiaj ma zostac dluzej- dowiedzialem sie od Jaspera. [Jasper doskonale odnajdywał się w roli sekretarki]
Byłem juz przy głownym wejsciu, gdy wyszla jakas kobieta,
-Edward?- uslyszalem glos nieznajomej.
-Yyyyy, Sara? - no tak Sara. Kolezanka Belli z wolontariatu. [O, kolejna rozbudowana postać drugoplanowa. Usiądź koło Lisy, Emily, Jessiki, Lauren, Kate, Liv, Vici… i całej reszty osób. Jak będziesz miała trochę szczęścia to Ciebie też przeleci]
-Czesc. Co ty tu robisz?
-Ide do Belli.- mowic to ruszylem do wejscia.
-O nie- zatrzymaly mnie jej dlonie- W takim stanie sie jej nie pokazuj.
-Kocham ja i ide do niej. [ta kwestia jest znacznie śmieszniejsza, kiedy wyobrazicie sobie Edka słaniającego się na nogach i gestykulującego pustą butelką: „Ochamm jom i idem do hiej”…]
-Najpierw sie przespij.
-ALe...
-Nie ma zadnego ale... Jedziemy do ciebie.
-Nie pojde do ciebie. […ona powiedziała, że jadą do niego, a nie do niej… Tak, wiem, czepiam się]
Nie boj sie jestem gwalcicielka. [Mnie by to nie uspokoiło] No, zabieraj swoj tylek. [„Reszta może zostać!”] Jedziemy.
Nie wiem jak dojechalem i jak sie polozylem.
Nie wiem co bylo potem... [Zasnąłeś. Bez kitu, co ona dała mu jakieś mentalne pigułki gwałtu? Nawet w najgorszych chwilach nigdy nie byłam tak pijana żeby nie wiedzieć co się ze mną dzieje!]Nic nie wiem...

Obudzily mnie prominie slonca. [„rozpaćkały mi się na całej twarzy”]
Usiadlem na lozku i cos mi tu nie pasowalo.
To nie byl moj pokoj!
Gdzie ja kurwa jestem?
I dlaczego tak bardzo boli mnie glowa?
-Czesc Edward- do pokoju ktorego nie znam weszla... Sara!!! [Dam-dam-DAAAM!]
O matko...
-Sara... Czesc- dziewczyna podala mi kawe.
Zaczlame ja pic. [Zaczlame ja… Zacz lama? Jednakowoż!]
Nie wytrzymalem jednka.
-Czy mysmy...?
-Moglbys byc bardziej mily. [No właściwie znając jego możliwości to póki co jest wręcz ucieleśnieniem manier (a nawet nie znając go uważam, że pytanie jest całkiem na miejscu…)]
-Saro...
-Nie. Nic nie bylo. A szkoda...
Spojrzalem na nia.
-Szkoda?
-No szkoda, szkoda. Ale ciagle mowiles "Bella, kocham cie" I byles prawie nie zywy [Pierwszy raz słyszę żeby wyznania miłości pod adresem innej kobiety działały jako afrodyzjak. Totalne zalanie obiektu westchnień takoż]. Jak chcesz to wez prysznic.
-Moge? [„A jak się to robi?”]
-Jasne- usmiechnela sie do mnie.
-Dziekuje.
Czym predzej podbieglem do lazienki i wszedlem pod prysznic. [Woda! Ciepła! „Żegnajcie liście bananowca!”]
Zmyslem z siebie wszystko co bylo wczorajsze. [WSZYSTKO wszystko? Łącznie ze skórą, włosami i nosem? Prawdziwa polityka grubej kreski, Mazowiecki byłby dumny!]
Co mnie odkusilo [w sensie… zniechęciło?], zeby w takim stanie isc do Belli?! [Alkohol, poczucie winy, wrodzony kretynizm… Wybierz sobie!]
Kurwa!
Dobzre ze Sara okazala sie bardzo mila dziewczyna, ktorea pomogla mi niczego w zamian nie biorac [Skąd wiesz co sobie wzięła jak byłeś nieprzytomny? >.<] [Nie no, przecież żałowała, ze do niczego nie doszło…] [Udawała. Zmyłka taka].
Gdy skonczylem sie mysc, wytarlem sie szybko, ubralem i wyszedlem z lazienki.
A wtedy mnie wmurowalo...
-Bella...- wyszeptałem [Czy ktoś w ogóle wątpił że to się stanie? Nawet nie chce mi się pytać dlaczego Bella ze złamanym sercem nie siedzi u swej przyjaciółki Alice ani u Jaspera, z którym też najwidoczniej ma wspaniały kontakt tylko szlaja się po dalekich znajomych]
Patrzyla na nie z bolem w oczach.
Potem spojrzala na Sare i szybko powiedziala.
-Przepraszam. Nie wiedzialem ze masz goscia. Nie bede wam przeszkadzac.
Juz chciala isc ale Sara ja zatrzymala, poniewaz ja dalej sie nie ruszalem.
Boze co Bella sobie pomyslala?! [Prawdopodobnie same najgorsze rzeczy. Słusznie zresztą. To kolejny punkt, w którym mamy ci współczuć, tak? Wybacz, jakoś to do mnie nie przemawia…]
-Ej Bello. Edward potrzebowal mojej pomocy i ...- przerwalem jej.
-Nic miedzy nami nie zaszlo. - powiedzialem twardo caly czas patrzac na Belle.
-Wlasnie...- dokonczylam zdezorientowana Sara [spontanicznie przywłaszczając sobie posadę narratorki] patrzac raz na mnia raz na Belle.
-Nie musicie sie tlumaczyc- odpowiedziala moja ukochana.
-Po prostu stawiamy sprawe jasno. Dobra ja ide sie przebrac. Poczekajcie tu. Zawioze cie Edward do szkoly. My z Bella dzis mamy zajecia na wolontariacie [„i dlatego jesteśmy zbyt ważne, żeby chodzić do szkoły. Promocja do następnej klasy jest dla pozbawionych współczucia bydlaków!”]. Zaraz wracam- powiedziala i znikla w lazience.
Wciaz stalismy nieruchomo.
Bella ze wzrokiem wbitym w podloge a ja w nia. [A ty w nią co?] [z kontekstu wynika, że wbijał. Tylko co?...]
Powoli do niej podszedlem.
-Naprawde niczego nie bylo. Niczego
Milczala.
-Uwierz mi... nie zrobilbym tego... Nie moglbym. [Ty to już udowodniłeś co możesz zrobić a czego nie ;/]
-Edward prosze cie...
-Bells, ja ... kocham cie slyszysz? Kocham...
-Ty nie wiesz co to milosc. Milosc to oddanie, to... - w tym momencie do pokoju weszla Sara [Sara przerwała kolejny pseudofilozoficzny wywód Belli! Do czegoś się jednak przydała!].
-Mowilam wam ze zaraz bede. No chodzmy juz.
Bella od razu wyszla z mieszkania.
Chcialem isc z nia, chcialem zeby mi uwierzyla.
Ale zatrzymala mnie Sara.
-Edward... Nie bede pytac co jej zrobiles. ALe jeszcze nigdy jej takiej niewidzialam. Jakby uschlo z niej zycie [potwórz lekcję ze związków frazeologicznych]. Nie moge na to patrzec. To wyjatkowa dizewczyna i... Sluchaj. Zostawiam ci klucze. Zjedz cos, odpocznij. Potem mi je zaniesiesz. Na razie [Czy oni jeszcze nie załapali, że to zły pomysł?]
Nim zdazylem zaprotestowac juz jej nie bylo.
Nie moglem zapomniec o slowach Sary.
Zraniem Belle. [NO ŁAAAAAŁ!!! Co za odkrycie, jestem dumna! *fuka*]
Dla niej moje slowa staly sie puste i wcale sie jej nie dziwnie...
Musze cos zrobic.
I wiem co... [„Będę potrzebował bitej śmietany, pięciu metrów liny, trzech nieco nieżywych pudli, plastikowego mamuta z odkręcaną trąbą i żywej przynęty… Scooby? Kudłaty? Zrobicie to za Scooby Chrupkę?”]

Jakos po godzinie 15 gdy juz wszystko zalatwilem, poszedlem oddac klucze Sarze.
Gdy weszlem do budynku wolontariatu, od razu ja zauwaylem stojaca z Bella.
Hdy mnie ozbaczyla [„Hdy mnie obaczyła” przerzuciłem się na staropolszczyznę. Ale szybko mi przeszło. A analizatorzy westchnęli „Dzięki bóstwom choć za to!”] podeszla do mnie a Bella weszla do iinego pomieszczenia.
-Oo jestes.
-Czesc. Jeszcze raz dziekuje- powiedzialem podajac jej klucze.
-Nie ma sprawy- usmiechnela sie- A teraz przepraszam, ale mam mase roboty. Hej
-Hej [Ta scena była kompletnie zbędna. AŁtorka najwyraźniej uznała, że zastępując ją zdaniem „Jakoś po godzinie piętnastej gdy już wszystko załatwiłem, poszedłem do budynku wolontariatu i oddałem Sarze klucze” sprowadziłaby zgubę na nas wszystkich. Gdy piszecie, skupcie się na istotnych elementach, bardzo was proszę]
Postanowilem isc do Belli.
Stala plecami do mnie wiec do niej po cichu podeszlem.
Chyba wyczula moja obecmosc bo cala zesztywniala.
Pochylilem sie wyszeptalme jej do ucha.
-Porozmawiajmy Bells. [Gazem pieprzowym po oczach? Chociaż RAZ? Prrrrrrrooooszęęę?]
Milczala.
-Prosze
-Och Edward! - krzyknela starsza pulchna kobieta kierujaca sie w nasza strone. [O błagam, kolejna ex dziewczyna? ;/]
-Dzien dobry
-Edward tak ci dziekuje. Te wszystkie prezenty. I oplacenie leczenia Frankiego...
-Slucham? - spytala Bella
-Bells, Edward to zloty chlopak. Kupil do wolontariatu mase zabawek, ktore wlasnie przywiezli. A na dodatek oplacil rehalibitacje Frankiego. [A skąd niby wziął pieniądze? Bank obrabował, czy jak? A jeśli miał je od początku, to jego zakład o 200 złotych właśnie ukazał się nam w nowym, jeszcze gorszym świetle. O ile to w ogóle możliwe…] Czyz to nie wspaniale? Dobrze dzieci musze isc. A ty Edward, gdybys kiedykolwiek potrzebowal pomocy pamietaj ze mozesz na mnie liczyc. [Wiem, że ludzie z wolontariatu często traktują swoich podopiecznych bardzo osobiście (i dobrze) więc są też osobiście wdzięczni za pomoc ale ten tekst powinien raczej brzmieć „Więc gdybyś znów miał za dużo kasy to pamiętaj o nas!”]
-Dziekuje - usmiechnalem sie
-Ehh to ci dziekuje- i poszla. [Kim jest Ehh i czemu ma dziękować Edwardowi? Błagam, niech to nie będzie kolejna jego była…]
Nastala chwila ciszy.
-Be...
-Bells!- krzyknela jakas dziewczyna- Potrzebujemy cie
-Juz ide- zawolala Bella.
Spojrzala na mnie.
-Dziekuje [za to, że potraktowałeś mnie gorzej niż nadmuchiwaną lalkę, odebrałeś mi wiele cennych rzeczy i podeptałeś moje uczucia]- wyszeptala po czym poszla.
Stalem tak chwile gdy zdalem sobie sprawe ze tylko tu przeszkadzam.
Trwaly jakies przygotowania.
Musialem wyjsc.
I wyszedlem. [Cieszę się, że spełniasz postawione sobie cele. Ale i tak nie dostaniesz ciasteczka.]

Pojechalem na nasza lake. [Pojechał na ich jezioro? Mam nadzieję, że trupy pozarzynanej przez niego składni będą mu wisiały u nóg jak stalowe kule]
Polozylem sie i patrzylem w niebo.
Gdy zdalem sobie sprawe co to jest zycie. [Mój kolega z gimnazjum twierdził, że życie jest zwierzęciem biegnącym przez pustynię. Czy objawienie Edwarda będzie równie (bez)sensowne? Dowiemy się za chwilę…]
Co sie liczy, co jest wazne.
To wtedy akurat wszystko sie zawalilo. [Niebo spadło mu na głowę? Atlasowi dysk wypadł?]
I to na moje zyczenie.
Dostalem szkole. [Była zawinięta w kolorowy papier i masę wstążek]
Szkole zycia i milosci.
Musze przetrwac.
Juz sie nie boje, [gdy ciemno jest?]
Wiem czego chce i wiem ze bez Belli niczego nie osiagne, bo nie bede czul jej przy sobie. [Cóż za tautologiczna tautologia, milordzie!] [No, kurwa!]Ona jest moja sila.
Ona jest moim zyciem. […czyli chodzi ci wyłącznie o twoje uczucia i twoje pragnienia. Faktycznie, tak wiele się nauczyłeś…]

Na lace lezalem pare godzin.
I nadal bym lezal gdyby nie rozlegl sie dzwiek mojego telefonu.
Bylo juz ciemno.
-Slucham?
-Edward? Tu Sara. Chce spytac czy wiesz gdzie jest Bella. Pojechala gdzie z jakies 2 godziny temu i nadal jej nie ma [No skoro pojechała to chyba logiczne, że jej nie ma?]. Niue odbiera telefonu. Myslalem ze jest z toba,
-Nie nia ma jej- moj glos byl pelen strachu
-Edward...
-Zaraz bede. [I na cholerę? Czy nie efektywniej byłoby… no nie wiem… poszukać jej?]

Nie minelo 15 minut jak bylem pod wolontariatem.
Od razu podleciala do mnie Sara.
-Edward! Bella... Dzwonili. Jej rodzice. [Ta pauza jest. Trochę dziwna]
-Sara co sie stalo?!
-Ona... miala wypadek... [A jej rodzice w takiej sytuacji nie mieli nic innego do roboty jak tylko dzwonić i informować o tym każdego, kto znał ich córkę. Zabierzcie im telefon zanim zadzwonią z tą wieścią do aptekarki sprzedającej Belli tampony!]
Juz nie sluchalem. Bella miala wypadek. [Te dwa zdania nic mi nie powiedziały. Co miała Bella?]
Moja Bella.
Czym predzej ruszylem do szpitala.
Przekroczylem wszystkie zakazy, ale mialem to w dupie. [Na pewno bardzo się ucieszy jak jej ojciec będzie musiał odejść od szpitalnego łóżka żeby wsadzić Cię za kratki (tzn. ja bym się naprawdę ucieszyła, ale to Bella, więc…)]
Moje mysli nalezaly do Belli.
Boze! Prosze pomoz jej!
[Nie]
Prosze...!!!

Bieglame [Bieg lamy] po calym szpitalu. [Oryginalny moment na jogging. Ale to pewnie ja się nie znam, dawno nie byłam dupkowatym nastolatkiem, któremu libido zjadło mózg, udającym, że odkrył do czego służą uczucia]
W koncu zauwazylem rodzicow Belli. [Wąsy Charliego były opuszczone do połowy masztu]
Podbieglem do nich.
-Co z Bella? Gdzie ona jest?
-Edward... Bella spi. Jest troche obolala. Ale nic jej nie grozi. [A udzielamy ci tych informacji bo…?]
Odetchnalem z ulga.
-Dzieki Bogu...- wyszeptalem.
-Pytala o ciebie...-wtracila mama Belli.
-Gdzie lezy?
-W pokoju numer 306
Poszedlem do niej.
Pytala o mnie.
Chciala bym byl przy niej. [Eee… nie?]
Weszelm do sali.
Bella spokojnie lezala na lozku. [a przecież tak często słyszy się o ludziach, którzy po wypadkach się wiercą, krzyczą i nucą przeboje z lat czterdziestych…]
Usiadlem przy niej.
Miala na twarzy siniaka. [Potworne]
Poglaskalem ja po policzku.
-Edward?
-Ciii kochanie. Jestem przy tobie. Spij.
-Edward... Ja.. jechalam do ciebie. Chcialam porozmawiac i... […i uderzyć cię bardzo mocno w kroczę? Rozpędzonym motocyklem? To chciałaś powiedzieć, prawda?]
-Spij. Bede tu.
Posluchala.
Usnela. [O, znów! Cholera, muszę nauczyć się tej sztuczki!] [Ithil, śpij!] [… no chyba sobie żartujesz -.-] [Ale, aleeee… Ach, nie ważne]
Jechala do mnie...
Chciala porozmawiac...
Moze nie wybaczyc, ale porozmawiac.
Wysluchac mnie...
Kocha mnie. [Ehe… ehehehe… MUAHAHAHAHAHAHA!!! *rotfl*] [Mam wrażenie, że ktoś zeżarł mi kilka ważnych wniosków ze środka tego wywodu. Póki co wygląda to tak kuriozalnie jak tylko się da]
Czuje to.
Mam sile , wiec musi mnie kochac... [Facet, jesteś żałosny…]

Spalem przy Belli cala noc. [A to poświęcenie. Jesteś pewien, że ten wysiłek cię nie zabije? (nie żebym się zmartwiła…)] [a kompletnie obca osoba może zostać na noc w szpitalu, bo cała placówka jest prowadzona przez szympansy!]
Czuwalem, gdy poruszala sie na lozku.
Spala spokojnie, tylko od czasu do czasu cos mowila.
Mowila moje imie...
Mimowolnie sie usmiechnlame. [uśmiech lamy]

-Przepraszam... Niech sie pan obudzi- usluszlame [usłuż lamie!] jakis meski glos.
Otworzylem oczy.
Nade mna stal lekarz. [Uśmiechał się. A przynajmniej pokazywał zęby]
Szybko sie podnioslem.
-Och przepraszam. Zasnalem
-Zauwazylem- usmiechnla sie do mnie. [„Chociaż miałem nadzieję, że jednak zszedłeś, bo potrzebne mi są zwłoki na sekcję dla studentów. A może masz słabe serce? Albo jakiś inny problem, z którym mógłbym coś zrobić? Śmiało, jestem lekarzem, możesz mi powiedzieć!”]
Spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie ale nic nie moglem odczytac z jej twarzy.
-Panno Swan. Ma pani pare uszkodzen ale to nic poważnego [wyklepie się, wymieni olej i jazda do domu]. Jutro rano moze pani wracac do domu. [>.<] [Prorok jaki cy co?]
-Och dziekuje. Aha gdyby mogl pan przekazac moim rodzica zeby jechali w podroz ktora mieli jechać [A ona sama nie może boooo?] [Edi do niej przyszedł. Priorytety!]. Chca ja pewnie odwolac ale ja sobie pordze [Po wyjściu ze szpitala? To chyba naprawdę jedynym jej obrażeniem jest ten siniak na twarzy…] [Sza, Ithil! Nie widzisz, że to błyskotliwy wstęp do „ja się tobą zaopiekuję!” wypowiedzianego przez Edwarda, a potem on będzie czuły i opiekuńczy i rozkwitnie TruLaFF?!] [A, no tak… *zamyka się*]. Prosze mnie poprzec. Planowali wyjechac juz tak dawno. Prosze...
-A kiedy maja jechac?
-Dzisiaj w nocy
-Panno Swan... [Za każdym razem, kiedy czytam „Panna Swan”, mam nadzieję, że pojawi się kapitan Jack Sparrow. Czy to zła cecha, marzyć?]
-Ja sie nia zajme- powiedziałem [Aha! Jest!]
-A kim pan dla Belli jest? [Matką, żoną i kochanką, a bo co?]
-Yyyy. Przyjacielem. Znaczy sie..
-Och dobrze. Rozumiem. Ale teraz prosze wyjsc, bo musze zdabac [zdybać? Cóż, to nie będzie trudne. Leży unieruchomiona tuż przed nim] panne Swan.- usmiechnal sie do mnie.
Wstalem z krzesla i raz jeszcze spojrzalem na Belle.
Patrzyla na mnie i po chwili zauwaylem jak lekko sie usmiecha, [Ale zauważył to dopiero po chwili. To było takie „Ty, pats! Uśmiecha się!”]
Do mnie! [Tak. A poza tym Całuje cię! W czoło!”]
Usmiecha sie do mnie.
Oddalem jej smiech [rozmiar nie pasował] i wyszedlem na korytarz.
Poszedlem do bufetu.
Bylem cholernie glodny.
Kurwa! [O, cześć! Właśnie się zastanawiałam gdzie się podziała…] [Kurwa?] [No. Dawno jej nie było]
Co on tu robi?
Siedzial tam Mike.
Udawalem ze go nie widze i usiadlem przy innym stoliku.
Na poczatku mi sie udwalo. [Aszszsz spryciarz!]
Zjadlem i wypilem co mialem i juz mialem wychodzic z bufetu gdy kolo drzwi dopadl mnie Mike. [Okrążył go i odciął drogę ucieczki!]
-Hej Ed!
-Edward- syknalem
-Dowiedzialem sie o Belli i byelm ciekawy co u niej, Jak cie ma? [Na godziny]
-Dobrze. Musze do niej isc,
-Zaraz, zaraz, Nie skonczylismy. Pamietasz nas zaklad? Ty przelecisz Belle a ja ci dam cos w zamian. Nie przeleciales je wiec mi cos wisisz... Czy nie?
-Owszem
-No Edek swoja droga naprawde sie zawiodelm. Ty, Edward Cullen nie zdobyles naszej Belli Swan. Przeciez zaklad byl prosty... No no... [rozumiem, że aŁtorka chce zrobić z Mike’a totalnego drania, ale udaje się jej jedynie sprowadzić go do poziomu Edwarda. Bądźmy szczerzy, niżej już się nie da…]
-Zamknij sie Mi...
-O cdo sie zalozyliscie?...
Nagle podeszla do nas Bella... [Hej, czy ona nie jest świeżo po wypadku?]
Kurwa!!!
Slyszala wszystko...
-O 200 zloty[ch] Bello. Chcialem sparwdzic ile dla niego znaczysz... [„Założyłem się z nim że cię potraktuję jak szmatę, obedrze z całej godności, a potem rzuci w moje ramiona… *mlask, mlask* Co robisz w piątek?”]
Bella usmiechnbela sie smutno i blado.
200 zloty[CH]..
Kurwa...
[Gdybyś sie z nim założył o inną kwotę to dalej nie byłoby w porządku. Ale ciekawy tok myślenia, nie powiem: "O kurrr... 200 złotych! To tak mało, co ona sobie o mnie pomyśli?!"]
-W takim razie daj mu te 200 zloty[CH! ZłotyCH, do CHolery, wy bandą CHachmęcących CHuliganów!] Mika. Edward z toba wygral - po tych slowach wybiegla [jasssne…].
Zdazylem zauwazyc lzy w jej oczach.
-Oklamales mnie?! Dlaczego?! Zaliczylem Swan skurczybyku! [Hę? Kto to do kogo mówi? Kto kogo okłamał? Szo śśśśśśsie źźźźźźźejeeee?!]
-Zamknij morde! Jezeli ktos sie o tym dowie, obiecuje ci ze wrocisz do tego szpitala ale jako pacjent. Na intentywnej terapii...
Pobieglem do sali Belli.
Znow wszystko zniszczone.
Znowu! [który to już raz? Serio, straciłem rachubę…]
Weszlem do jej sali i zobaczylem jak placze na lozku,
Jezu...
-Bells...
-Wyjdz stad... Natychmiast... Prosze wyjdz,,,
-Bells prosze wysluchaj mnie.. Ja sie z nim zalozylem nim cie poznalem nim...
-Zalozyles sie o moje dziewctwo. Pewnie sie smialiscie, ze mna, prawda? Po co pytam. Na pewno tak bylo.... [A żebyś wiedziała! Mamy dowody! Całe strony internetowe dowodów!]
-Be...
-Odebrales mi to co mialam najcenniejsze. [Więcej patosu! WIĘCEJ! Dalej, wiem, że potrafisz!] A najgorsze jest to ze wcale sie nie bronilam. Wrecz przeciwnie chcialam tego, brdzo chcialam. Ty tez prawda? Z ta roznica ze ja cie kocham, a dla ciebie to bylo kolejne zaliczenie, za ktore przy okazji zarobiles. No to gratuluje. Zaliczyles nastepna naiwnna na milosc z "happy endem" [nie można być naiwnym „na coś”] [*zły wzrok*] [Okej, okej, już milczę :x]. Miales racje . Nie powinnam w to wierzyc. A ja glupia sie w tobie zakochalam. Kocham cie od poczatku licem [Zaczęłaś licem, a skończyło się jak zwykle, na d…]. Od zawsze,,, [Rozumiem, że to „licem” miało być liceum, tylko aŁtorce się poplątały palce. Czy w takim razie Bella zaistniała dopiero około osiemnastego roku życia? „Uczę się więc jestem”? Czy coś równie kretyńskiego?]Od zawsze...
Kochala mnie zawsze. [A dowodem na to są jej nieprzespane noce, gdy była w fazie embrionalnej!]
-Ja...
-Odejdz. Odejdz z mojego zycia. [Tak, patos! DAJ! MI! PAAATOOOS!]
Chwile milczalem.
-Odejde. Ale tylko po to by uslyszec "wroc". Kocham cie dziecinko. […] […] [Rany, nawet nie wiem jak to skomentować] [Nom] [Pomilczmy chwilę razem, ok?] [Nom] […] […] […] […] [Wiesz, ten tekst był dość głupi, tak sądzę…] [Sądzę, że masz rację]

Siedzialem w barze i pilem. [Do baru wchodzi człowiek z takim małym pianinem…]
Bo co mialem zrobic. [Eeee… No na przykład starać się udowodnić dziewczynie, że się zmieniłeś i zależy Ci na niej?]
Jestem kompletnym palantem.
Niszcze wszystko.
Kurwa!!!
Nagle ni stad ni zowad, pojawila sie przy mnie Alice i z calej sily uderzyla mnie w twarz, [Dziękuję, Alice]
-Bella nie chciala mi powiedziec. Po tym wszystkim co jej zrobiles ona cie chronila bydlaku. Jasper sie przyznal. Nie zaslugujesz ani na jego przyjazn, ani na milosc Belli. Jestes nedzna kreatura! I lepiej trzymaj sie od Belli z daleka. Daj jej spokoj. Juz nigdy nie pozwole, zeby przez ciebue cierpiala, zeby wylala choc jedna lze. - i wyszla [BARDZO dziękuję, Alice!]
Zasluzylem sobie.
Zaslyzulem na wiecej.
Jestem nikim. [o, ależ nie! Z takim poziomem czystego ludzkiego egoizmu jesteś właściwie unikatem. Powinni cię pokazywać w muzeum! Albo w zoo…]
Ale jestem nikim bez Belli. [Fakt, przy niej zyskujesz +200 do bycia mendą]
Jak mam sie trzymac od niej z daleka?
Nie moge.
Ona jest moim powietrzem i ciagle mi go brakuje.
Musze miec ja blisko. [Edek zostanie stalkerem i wkrótce znajdziemy go grzebiącego w śmieciach Belli i wąchającego jej pranie? Byłby to całkiem zgodne z jego charakterystyką do tej pory…]
Musze...
Kocha mnie, wiec mam sile.
Bede walczyl.
Bede alczyl o nasza milosc... [walczył… przeciwko komu? Bo pragnę zauważyć, że tym, co stoi tej „miłości” na drodze jest to, że Bella nie chce z tobą być. Wyciągnij wnioski]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz