piątek, 23 września 2011

5.1. Czy boisz się miłości? czyli Jak uczynić córki Voldemorta znośnymi

Drodzy Czytelnicy
Dziś analiza, która może wami wstrząsnąć, może was przyprawić o mdłości i ataki złości.
Wszyscy znamy i kochany córki Voldemorta, czyż nie? W aŁtoreczkowych tForach córki Voldemorta mnożą się jak króliki. Nikogo już to nie dziwi i nie szokuje, jak to też się mogło stać, że Voldemort zapłodnił Lily, Narcyzę, Bellatrix, Severusa… ups ^^”
Jednak nawet w najbardziej chorych i wyuzdanych snach nie przyszło mi do głowy, że jakaś aŁtoreczka może wbić swe pazury w „Les Miserables” wystawiane aktualnie w Teatrze Muzycznym „Roma” i spłodzić córkę Javerta
W dzisiejszej analizie więc: przedstawienie postaci, kolejne magiczne hybrydy kompletny brak sensu i wiedzy oraz sporo nowatorskich (sic!) pomysłów na gadżety firmy Apple.
Dobrej zabawy!
PS. Ze względu na to, że piątego października Steve Jobs zmarł (bardzo nam z tego powodu przykro) musieliśmy nieco zaktualizować analizę. Musicie nam to wybaczyć ;)

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

Na wstępie pragnę zaznaczyć, że razem z Ithil (która nie mogła zaprzeczyć bo akurat jadła pazury ze zgryzoty) pochwalamy aŁtorkę za pewną oryginalność. Stworzyć kolejną córkę Voldemorta to żadna sztuka. Shironeko-chan poszła na musical do teatru (po sposobie opisywania bohaterów widać, że nie przeczytała książki, ale już nie wymagajmy zbyt dużo), co ją zainspirowało i sprawiło, że zapragnęła jeszcze kilkakrotnie wybrać się do teatru o czym informuje nas w komentarzach odaŁtorskich. Bardzo nas to cieszy.
Może z czasem Shironeko-chan nauczy się pisać opowiadania, nie opka. I sprawdzać pisownię. I trzymać się kanonu, do cholery!
Ale najpierw: przedstawienie postaci!:
Tsukiko Javert
Wiek: 15 lat
Młoda, zjawiskowa dziewczyna o kruczoczarnych włosach i ognistoczerwonych oczach. Jej ojcem był inspektor Javert.
[*JEBUT!* Ałaaaaa… Javert był stróżem prawa z powołania. Ponieważ nie miał za bardzo do siebie zaufania wyłączył swoje sumienie a zamiast niego wrzucił przepisy i prawo. Kiedy musiał owo prawo złamać zaraz potem rzucił się z mostu. Wszyscy się go bali. Nie znamy nawet jego imienia. Czy NAPRAWDĘ aŁtorka uważa, że ktoś taki jest zdolny do posiadania dzieci, do zawierania związków?!]
Marius Pontmercy
Mąż Cosette, mieszka z nią razem w domu w miasteczku do którego przybyły Tsukiko i Sairalindë. Bardzo chciałby mieć dzieci, niestety od lat bez efektu.
[To miasteczko to PARYŻ] [Taka tam wieś, nie warto wspominać nawet. Co to jest ten Paryż?] [Zapadła wiocha. Psy dupami szczekają]
Sairalindë Ringëril
Wiek: 17 lat
Piękna, delikatna dziewczyna, przyjaciółka Tsukiko. Jej matka była upadłą anielicą, a ojciec półelfem.
[… O ile zakład, że Tsukiko w którymś momencie opka okaże się wampirem?] [W imieniu nieżyjącego już Victora Hugo, chciałbym wyrazić swoje niezadowolenie krótkim, dosadnym MERDE!] [Poczekaj ze swoim „MERDE!” aż przeczytasz dalej…]
[Och, a tak przy okazji: według jedynie słusznego generatora imion elfickich „Ringëril” daje nazwisko Shultz. Romantyczne, czyż nie? „Sairalindë” też tam wychodzi, ale nie mogę znaleźć dla jakiego imienia… Czy mogę nie pytać, z jakiego natchnienia aŁtorka daje swoim postaciom „tolkienowskie” imiona?]
Cosette Pontmercy
Żona Mariusa, córka Fantyny i przybrana Jean Valjeana.
[Przybrana CO Jean Valjeana? Nie mówiąc już o tym, że „Valjean” się nie odmienia…] [Wiesz, skoro już gwałcimy kanon, to może to nie miała być „przybrana Jean Valjeana” tylko „przebrana Jean Valjeana”- w sensie, że Jean Valjeana była kobietą] [You’re dead to me!]
Raphael Caine
Dawny przyjaciel ojca Tsukiko. Potężny wampir. Podąża za przyjaciółkami, ale w jakim celu?
[W celu ochronienia córki, proste. Szansa wampirowatości Tsukiko właśnie sięgnęła 200%. Jestem zdania, że nowy, ulepszony przez aŁtorkę Javert spędził kiedyś kilka upojnych chwil ze swym przyjacielem Raphaelem, w wyniku czego urodził Tsukiko, która będzie pół wampirem (po tatusiu), ćwierć chochlikiem i ćwierć pegazem (po drugim tatusiu). I to nadal jest coś, w co łatwiej mi będzie uwierzyć niż, że Javert spłodził dziecko z jakąś kobietą, na dodatek nie będącą jego żoną]
Elodie Vitrovia
Służąca w rezydencji Tsukiko
[Znana szerzej jako Alodia Przez-szkło. A jeszcze szerzej- jako Victorique de Blois z anime Gosic]
Rozdział 1 - Początek wakacji
Hejka, ostatnio bylam z rodzicami na musicalu Nędznicy i baaardzo mi się podobało. Tylko zakończenie jakieś takie niefajne [Powodów nigdy nie poznamy]. Szczerze, to AMrius [*wzdych* Mogłabyś przynajmniej nie robić błędów w imieniu głównego bohatera i to w dodatku już w pierwszej linijce…] zdecydowanie nie powinien być z Cosette!!! Dlatego postanowiłam założyć bloga z opowiadankiem [O, jak się cieszę…], mam nadzeiję, że wam się spodoba. [Daruj, że nie podskoczę z radości. Boli mnie grzbiet.] Proszę, zostawcie komcie jeżeli to przeczytacie! [Przeczytamy i zostawimy komcie. Dużo, dużo komciów] [Nie wiem jak Ty, ja nie komciam] [Oj tam, oj tam…]
Promienie porannego słońca wpadalyprzez okno [bardzo szybko wpadały, jak widzę…] pociągu oswietlając twarze śpiących przy okniedziewczyn [Za cholerę nie wiem co to jest „okniedziewczyn”. Brzmi trochę jak „oknie grzewczym”, ale okna to raczej do wietrzenia niż grzania, więc odpada]. Jedna z nich miała lśniące, kruczoczarne włosyzwiązane w dwa kucyki po obu stronach głowy i ognistoczerwone oczy [i wykrakałaś, Ithil. Wampir jak nic...] [Nie no, czerwone oczy w anime to standard] [Ale nie w „Nędznikach”…].Była ubrana w krutką [kÓrtkę], czarnobiałą sukienkę z falbankami iczerwonymi elementami [elementy były iCzerwone? Steve Jobs byłby dumny!] oraz ozdobioną niebieskimi wstążkami zczarnymi paskami a na nogach miała wysokie buty za kolana [AŁtorko, może w anime to przechodzi, ale piszesz w universum „Nędzników” więc trzymaj się realiów epoki. Nie pytam już nawet skąd w XIX wiecznej Francji dwie japonki, ale zerknijże jaka wtedy panowała moda. Krótki reseach nie boli]. (zresztą, obejrzyjcie obrazek po prawej - przyp. autorki) [Nie, dziecko. Ludzkość wyszła już z ery pisma obrazkowego: Wzięłaś się za pisanie opowiadania to pisz porządne opisy, a nie na łatwiznę idziesz!]
Druga dziewczyna miała neibieskiewłosy spięte w kok w który wplotła pióra, kwiaty i liście [W związku z czym wyglądała zupełnie jakby właśnie skończyła się tarzać po jakichś syfach] [Albo jak pan Staszek, lump spod mojego bloku] [Masz niebieskogłowych lumpów?] [Wlał w siebie już tyle denaturatu, że to tylko kwestia czasu, uwierz] [„Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie”…].Miała na sobie białą sukienkę sięgającą stóp z bófiastymirękawami [ Stopy z bufiastymi rękawami, niesamowite…] i głębokim dekoltem, który odsłaniał dużąpowierzchnię [jej połaci ziemi xD] jej obfitego biustu [za co została okrzyknięta bezwstydnicą, jej własna matka ją wydziedziczyła i wszyscy uważali ją za prostytutkę...] [Żartujesz? Prostytutki chodziły ubrane w długie sukienki. Podarte jak sto nieszczęść, ale długie. I prostytutki bardzo dbały, żeby wyglądać porządnie- a nie tak, jak te tutaj „arystokratki”]. Jej oczy były głębokie,granatowe a stopy schowane w białych butach na obcasie [… Ok., kolejny reseach. Patrz i ucz się. Oto krótka historia butów na obcasach. I jak wół tu stoi, że buty na obcasach były bardzo modne na dworze królewskim- czyli „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”- a ponadto bardzo. Drogie. Towar luksusowy]. (jak wyżej - przyp. autorki) Na półkachponad głowami dziewcząt leżały dwie eleganckie, skórzanewalizki [spacje, droga aŁtorko! S P A C J E! Jak w zdaniu „naucz się korzystać ze spacji”]. Oprócz nich w przedziale nie było nikogo
W pewnym momencie czarnowłosa ocknęłasię i wyjrzała przez brudne okno [Kolej jeździ dopiero od kilku lat, a już okna brudne jak, nie przymierzając w PKP? Którędy oni jeździli?!] [Zapewne pośród spalin samochodów, a co?]. Widziała tylko lasy i pola.Ziewnęła i przeciągnęła się, po czym pociąg wjechał nastację [Zupełnie znienacka]. Obudziła śpiącą towarzyszkę.
- Wstawaj, Sairalindë, wysiadamy!
Niebieskowłosa otworzyła oczy ipodniosła [A tego Steve Jobs potrzebowałby dopiero za jakieś siedem-osiem lat, gdyby jeszcze był żywy (teraz już mu nie życzymy „ipodnoszenia” się)] się z ociąganiem. Tymczasem czerwonooka była już nakorytarzu z oboma walizkami. Wyglądało na to, że niesienie ich [tabuna] obuna raz nie sprawia jej żadnych trudności [a dookoła niej kłębił się tłumek mężczyzn w różnym wieku „Ależ co panienka, to nie uchodzi, my pomożemy, honor Francuza i dżentelmena, te sprawy...”, a dziewczyna odpowiadała przez zaciśnięte zęby „Paszli won! Nie widzicie, że wynajduję feminizm?!”].
Dziewczyny wyszły z pociągu nazalany słońcem peron. Granatowooka wyjęła swoją walizkę z rękiprzyjaciółki.
- I co? Dokąd teraz, Tsukiko? -zapytała.
Czarnowłosa rozejrzała się iwskazała na czekającą na nie bryczkę. Podeszły do woźnicy.
- Panienki Javert i Ringëril? - spytała gdy skinęły głowami, wskazał im miejsce w powozie.
Ruszyli. Dziewczyny rozglądały sięwokół z zaitenresowaneim ale przez nudność krajobrazu wkrótceprzestały [Krajobraz je obrzygał].
- Nie powiedziałaś mi, dokądjedziemy. - powiedziała z letkim wyrzutem Sairalindë. Tsukikozahichotała i odrzekła:
- Dowiesz się skarbie. Mogę tylkozdradzić że ci się spodoba.
Wkrótce ich oczą […] ukazało się małemiasteczko [Małe Miasteczko było tak małe, że ukazało się ich oczą całkiem znienacka. To było miasto wybudowane przez Bezdennie Głupiego Johnsona].
- Jak tu ślicznie. – westchnęłaSairalindë [Spacje! Do you use it?!]. Tsukiko nie odezwła się tylko wpatrywała się wkrajobraz szeroko otwartymi oczmai.
Woźnica odstawił je pod piękny,drewniany dom. Miał dwa piętra, duże, dębowe drzwi [My preciousssss, ostatnimi czasy mamy mnóstwo szczęścia do klasycznych opek, zauważyłeś? Opisywanie postaci po kolorze oczu i włosów, schodzenie na śniadanie, impertynencja, turbozajebistość i dębowe drzwi…] i byłotoczony wysokim, kamiennym murem. Za murem było widać wspaniałyogród z mnostwem drzew i kwiatów [Szczególnie te kwiaty musiały być doskonale widoczne przez ten WYSOKI, kamienny mur…] [Poza tym znów przekonujemy się, jak trudną rzeczą jest przekazywanie informacji: ałtorka tak połączyła te dwa zdania, jakby ten mur odgradzał mieszkańców domu od ogrodu, znajdującego się przy ulicy], a drózką prowadzącą do domuszła [DOMUSZŁO!] właśnie młoda służąca o bląd włosach i błękitnychoczach.
- Dzień dobry panienko Javert. -przywitała się uśmeichnęła [? „uśmiechnęła” to określenie tej służącej?].
- Witaj Madison. - powiedziała Tsukikoa potem zwrociła się do przyjaciólki: - Sairalindë, to Madison,nasza slużąca. Madison, to Sairalindë Ringëril , mojaprzyjacilka [poza feminizmem ktoś tu bawi się w równouprawnienie. Hymm. Komunistka? Muszę zapamiętać, żeby zbadać to głębiej...] [A kto zgadnie, do czego nawiązuje Johnny, zasłuży na ciasteczko!]. Masz się jej słuchać tak jak mnie.
- Dzień dobry panienko Ringëril. -rzekla Madison po czym wzięła od nih bagaże i poszła z nimi dodomu.
Tsukiko objęła Sairalindëramieniem.
- I jak podoba ci się? - zapytała. [„Jest zdanie twoje jakie o miejscu owym?”]
- Bardzo. - odrzekła Sairalindë zuśmiechem.
- To śiwetnie, bo spędzimy tu całewakacje.
- No co ty? Naprawdę?
- Serio. Zobaczysz, to będą najlepszewakacje w naszym rzyciu! [BUHAHAHAHA!... A, to na serio jest? Czy aŁtorka chociaż próbuje udawać, że zna temat? W okresie, w którym teoretycznie jesteśmy, biedne dzieci nie miał wakacji, bo pracowały na równi z dorosłymi, a bogate miały je prawie cały czas. Wiedza! Nie! Boli!] [Boli za to posiadanie całych wakacji w rzyci. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że boli bardziej, niż sprawdzanie tekstu przed wstawieniem. Dwa miesiące ze wszystkimi ich atrakcjami to nie w kij dmuchał!]
Rozdział 2 - Zmierzch pełen tajemnic i chłodny poranek
Hej hej, cieszę się, że komentujecie ^^ Jeżeli chcecie być informowanie [ja tam wolę być mówienie i pisanie z sensem takoż wykorzystaniem odmiany] o nowych notkach, to dajcie znać w komentarzach (przez gg nie informuję, przykro mi :P ). Nie miałam ostatnio czasu na pisanie, ale mysle, ze od teraz notki będom się poajwiać częsciej :) Postanowiłam też oddzielać treść od mojego komentarza giwazdkami [Taki mały czep: piszesz blogaska z opowiadaniem, więc to raczej swój komentarz oddzielasz od treści, a nie treść od komentarza…]. Mam nadzeiję, ze wam się spodoba [Tak, te gwiazdki to niesamowity powiew świeżości. Od razu czuję przypływ… a nie, aż tak dobrze to nie działają, dalej nie mogę polubić koncepcji córki Javerta].
***
Nad zmęczonym od gorąca Paryżem powoli zapadał zmierzch. Ulicą w cieniu szedł młody mężczyzna. Miał na sobie czarny strój podróżny, a w ręku trzymał walizkę. Gdy mijał latarnie, można było dostrzec, że jego włosy mają kolor fioletowy, tak jak oczy [Cholernie ciemny tam mają ten zmierzch, skoro tylko pod latarnią można było to stwierdzić...]. Mężczyzna dotarł na stację kolejową i usiadł na ławce w oczekiwaniu na nocny pociąg, którym miał udać się na południe. Popatrzył w świecący jasno księzyć [„kopnij się w rzyć” chyba…] [Ewentualnie my to możemy zrobić] [Z rozkoszą! :3], a na jego twarzy zagościł uśmiech. Dopadnie te dwie małe diablice. Już mu nie uciekną [„Dostanę cię następnym razem, Gadżet!”].
W tym samym czasie Tsukiko szykowała się do snu. Przez ścianę słyszała oddech Sairalindë – dziewczyna już spała [Cienkie mają ściany. Aż strach być tam służbą…]. Czarnowłosa założyła swoją przezroczystą, satynową koszulę nocną […o Manwe… *facepalm*] i usiadła na łóżku. Przez chwilę nasłuchiwała, po czym sięgnęła pod poduszkę i wyjęła spod niej małą książkę. Zdmuhnęła kurz ktory osiadł na jej okładce [cholera, ta książeczka musiała tam w długo leżeć. Chyba bym się bała spać w takiej pościeli. Człowiek się kładzie wieczorem, a rano odkrywa, że kołdra zomnomała mu pół nogi i patrzy łakomie na resztę] i otworzyła ją. Bez problemu znalazła wetknięte pomiędzy katrki zdjęcie przypominające przystojnego mężczyznę o siwych włosach. Dotknęła go.
- Już niedługo tato – wyszeptała, a jej oczy zaszly łzami. - Już niedługo wypełnię swój obowiązek wobec ciebie [„... a zrobię to spędzając najgorętsze miesiące roku z moją psiapsiółką w małym miasteczku którego nazwy nikt nie uznał za stosowne nam powiedzieć... HaHA! Jak ja jestem sprytna!”].
Schowała książkę i zdjecie i poszła spać.
Poranek był chłodny jak na lato. Tsukiko musiała ubrać grubszą sukienkę, niż planowała [Jej grafik ubiorów właśnie się zawalił i to wszystko TWOJA wina, pogodo! …Hej, a tak serio: kto normalny planuje z wyprzedzeniem w co się kiedy ubierze? (Nie mam tu na myśli specjalnych okazji takich jak ślub czy inna uroczystość)]. Gdy wykonała już wszystkie poranne czynności [*zaciesza*], wyszła z pokoju i zeszla na śniadanei [Headshoot! *zaciesza bardziej*] po ciemnych, dembowych [Combo breaker! xD xD xD] schodach obitych puszystym, czerwonym dywanem [To zdanie jest uber! :3]. Błękitnowłosa już była w jadalni i jadła croissanta [Mam poważne wątpliwości, czy wypiekane od 1839 roku croissanty mogły być wtedy popularnym daniem śniadaniowym… Nie mówiąc już o tym, że nauka o zdrowym żywieniu na pewno nie była wtedy znana, a śniadania wyższych sfer ociekały tłuszczem], popoijając go herbatą. Kruczowłosa dosiadła się do niej.
- Jakie plany mamy na dzisiaj? - zapytała jej przyjaciolka.
- Idziemy na zwiedzanie okolicy - odparła Tsukiko, sięgając po rogalik i jendoczeisnie nalewając sobie herbaty do filiżanki.
Zjadły, po czym wyszły z domu i skierowały się na ulice miasteczka. W zasadzie nie było tu nic do oglądanie [Co mówiłam o pisanie z odmiana?!]. Kościół, karczma, kilka sklepów i nic więcej [Paryż!!!]. Sairalindë była zawiedziona, ale pomyślała, że może przynajmniej pojeździ konno po pobliskich polach albo pospaceruje po lesie. Co więcej, jej toważyszka [auć…] zdawala się być w ogole wyłączona z rzeczywistosci [Przeszła na tryb off-line?].
W pewnym momencie zatrzymała się nagle ze wzrokiem skupionym na jakimś punkcie przed nimi. Błękitnooka jednak niczeog nie zauważyła.
- Wracajmy do domu o powiedziała nagle wyraźnie zdenerwowana Javert [i opowieścią swą automatycznie przywłaszczyła sobie posadę narratora. Czy od teraz całe opko będzie jedną wielką wypowiedzią Tsukiko?] [*z pewną dozą nieśmiałości* Może okażmy miłosierdzie i wyobraźmy sobie ten zjedzony myślnik?] [Nie!]. Ringëril bez słowa podążyła za nią, zastanwiając się, co też mogło ugryźć jej najlepszą przyjaciółkę [I co, już? To nie rozdział, to paragraf!].

Rozdział 3 - Spotkanie i rozmowa
Hej hej, to znowu ja ^^ [właśnie widzę...] Miałam ten rozdział wkleić już wczoraj, ale byłam u przyjaciółki, więc... oto i on! Mam nadizeję, że się wam spodoba i dziękuję za komcie. ^^ Następna przerwa pomiędzy rozdziałami będzie krótsza, tak myślę. ;)
***
Tsukiko nie mogla się uspokoić.Chodziła w tę i spowrotem po pokoju, starając się zachamowaćdrżenie serca [co uspokoiłoby ją niejako ostatecznie, a nam oszczędziło wielu kłopotów] i... zapomnieć... Ale nie potrafiła. Przed oczamiwciąż miała obraz tego mężczyzny [bo to był bardzo utalentowany mężczyzna. Jego martwa natura wyglądała jak żywa]. Lśniące, czekoladowe włosyi fioletowe oczy. Jej wymażony ideał... Potrząsnęła głową.Nie, nie może myśleć o chłopcach, nie teraz [Taki szczegół: w tym momencie Marius powinien mieć około dwudziestu trzech lat- już raczej nie kwalifikuje się jako „chłopak”. A szczególnie nie w połowie dziewiętnastego wieku. Wtedy to był już nieomal poważny mężczyzna w sile wieku]. Miała coś o wieleważniejszego do zrobeinia. [Nie mogę uwierzyć, że takie zdanie pada w opku...]
Pogrąrzona we własnych myślachprawie [szkoda, żeby pogrążała się w cudzych „myślachprawie”] [W „Zmierzchu” nie takie rzeczy się działy!] [Słuszność masz! (niestety…)] nie usłyszała, jak ktoś zapukał do jej drzwi [Ktoś tu ma lekko wyolbrzymione poczucie własności…] [Pewnie aŁtorka ma rodzeństwo…]. Dopiero głosprzyjaciółki sprawil, ze się ocknęła.
- Tsukiko... co się dzieje? - spytałaSairalindë.
- Nic nic, kochana [„, po prostu akurat myślałam, wiesz, jak to z tym myśleniem u mnie jest…] – usmeichnęłasię słabo. - Wszystko w porządku, chyba po prostu jeszcze jestemzmęczona podróżą. [Było pozwolić miłym panom ponieść bagaże]
Błękitnowłosa pokiwała głową,ale w jej oczach Javert dostrzegła troskę. Wyszła z pokoju ipociągnęła [kolejny gadżet, tym razem dla kochanki Steve’a Jobsa xD Choć mam nadzieję, że teraz już nie będzie go używała!] ja ze sobą na dół.
- Chodź, pójdziemy się przejść poogrodzie.
Spacerowały pomiędzywypięlęgnowanymi krzewami róż, klombami kwiatów i oleandrami [Trochę niepokoi mnie to oddzielenie róż i oleandrów od kwiatów…] [Bo to Złe Kwiaty były ...].Kruczowłosa starała się zachowywać normalnie i często sięuśmiechała, ale Ringëril i tak wiedziała, że coś ją gryzie [Róże czy oleandry?].Gdy przechodziły obok bramy stanowiącej wejscie na posesję [Nie?!], naglezauważyły, że ktoś się zbliża. Kontem [Nie!] [Niestety...] [Ale ja się nie zgadzam!] [Słownik ortograficzny też się nie zgadzał...] oka błękitnookazauważyła, że Tsukiko zesztywniała.
Drogą szedł wysoki, rpzystojnymężczyzna [okej, to nie jest zwykły brak spacji. TO wymagało cierpliwego planowania. Może aŁtorka celowo chce doprowadzić czytelników do szału?]. Jego włosy o barwie czekolady lyśniły w słońcu, aintensywnie [„a” jako przedrostek to zazwyczaj zaprzeczenie…] fiołkowe oczy błyszczały jak gwiazdy [gwiazdy nie błyszczą. Gwiazdy świecą. I to na pewno nie na fiołkowo]. Obok niegokroczyła kobieta w ciemnej, wydekoltowanej sukni wyszywanej złotyminićmi [następna nierządnica...]. Na głowie miała wielki kapelusz z przytwierdzonymi do niegokwiatami i wełnianymi wstążkami. Sairalindë z przekąsemzauważyła, że właściwie nie ma biustu, a cała jej figuraprzypomina raczej prostą tubę [Przekąs nie działa w ten sposób!] [...Że co?] [Wiesz o co mi chodzi!]. Oczy nieznajomej miały ciemnoszarykolor, a jej włosy ułożone w loki brudnej ziemi [dobra, ja zrozumiem błoto zamiast włosów – w końcu były już węże. Ale jak niby uczesać je w LOKI?] [Czego się nie zrobi żeby jeszcze bardziej zohydzić postać, której się nie lubi…].
Doszli do bramy i dopiero wtedy jezauważyli. Błękitnowlosa usłyszała, jak jej przyjaciółkawstrzymuje oddech, a tęczówki chłopaka rozszerzyły się na jejwidok [Spostrzegawcza jest, cholera]. Nikt się nie odezwał, więc Ringëril postanowiła wziąśćsprawy w swoje ręce – a raczej usta [:3].
- Dzień dobry, nazywam się SairalindëRingëril, a to moja przyjaciółka Tsukiko Javert, właścicielkatej przepięknej posesji – trajkotała, otwierając bramę iwpuszczając nieznajomych do środka [Przepraszam, czy ona tak napastuje KAŻDEGO przechodnia czy tylko tych wywołujących bezdech u jej przyjaciółki? Wyrafinowana forma zabójstwa! Podoba mi się!]. - Cieszę się, że mogępaństwo poznać.
- Dzień dobry, ja nazywam się MariusPontmercy, a to moja żona Cosette. Mieszkamy niedaleko – ocknąłsię czekoladowowłosy [czekoladowe włosy! Super, właśnie kończył mi się zapas czekoladowych oczu z Mrocznej Siły Miłości!], nachylając się do towarzyszki w czułymgeście, jednak w jego oczach nie było miłości [była za to bardzo wyraźna wizja aŁtorki, która miała własny plan i żaden francuski pisarzyna nie będę jej tu przeszkadzać!]. Cały czasuśmeichał się za to do Tsukiko. - Mi też bardzo miło paniepoznać.
- Oh, gdzie moje maniery – nareszcieognistooka wzięła się w garść. - Zapraszam do mojego domu naherbatkę, zaraz zawołam służącą.
- Dziękujemy za zaproszenie, alejesteśmy na przechadzce i właśnie mielismy wracać do domu –głos Cosette był piskliwy i słuchanie go mogło przyprawić o buluszu [od dziś maść na bulusz do kupienia w sklepiku Ministerstwa!] [Sami nie wiemy co to jest, ale tylko My możemy was z tego wyleczyć!]. Mina Mariusa natomiast wskazywała, że chętnie przyjąłbyzaproszenie.
- Chętnie za to wpadniemy kiedyindziej i również zapraszamy do siebie – dodał na odchodnym, niemogąc oderwać wzroku od kruczowłosej [która ma 15 lat. A on ma żonę. Którą, zgodnie z oryginałem, kocha. *wdeeech* JAK MOŻNA TAK SKAKAĆ PO JEDNEJ Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH KSIĄŻEK/JEDNYM Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH MUSICALI? AAAAAAAARGH!] [To wszystko przez ten bulusz. Już wiemy, jakie to ma skutki- przemożne zapędy pedofilskie :3]. Ona natomiast stała zespusczonym wzrokiem, a stojąca blisko niej Sairalindë widziała, żema rumieńce na policzkach.
- W takim razie do zobaczenia –rzuciła jeszcze błęktinowłosa, zanim zniknęli za bramą.Zamknęła bramę i zaraz potem poczuła dłoń Tsukiko zaciskającąsię na swoim nadgarstku.
Została brutalnie zaciągnięta dodrewnianej, ogrodowej altany i rzucona na ławkę [:3] [Yay! Yuri!~].
- Co ci odwaliło? - prawie krzyknęłana przyjaciółkę, ale prawie. Nigdy nie krzyczała na Javert [nie martw się, my to zrobimy...] [Wiecie, że czytałam ostatnie cztery zdania trzy razy zanim ogarnęłam kto tu w końcu kogo wciąga a kto krzyczy? I dochodzę do wniosku, że ktoś tu ma problem: albo ja jestem nieprzeciętnie głupia albo aŁtorka powinna popracować nad składnią].
- To ja powinnam cię o to zapytać –ogniste oczy wpatrywały się w nią z furią. - Czemu ich wpuściłaś?
- Ktoś powinien, ale masz rację, tobył twój obowiązek [Właściwie, to nie…]. Ty jesteś panią domu.
- Bądź cicho! - krzyknęła Tsukiko,a w jej oczach zalśniły łzy. - Może miałam swoje powody, co?
- Jakie mogą być powody, żeby byćnieuprzejmą? - Sairalindë uniosła brew.
- Ojciec tej... dziwki zabił mojegoojca, rozumiesz?! [Wiecie co? Zaskoczę was. Nie ma sensu wściekać się na tak kretyńskie podejście do tematu: kto zna „Nędzników” ten wie, ile jest prawdy w tym, co napisała aŁtorka. Kto nie zna „Nędzników” niech ich przeczyta, bo to fajna książka (a póki co może to sobie znaleźć na Wikipedii, nie chcę spoilerować). Ja więc się o to nie wścieknę, za to powiem, że (klik!) słowo „dziwka” w znaczeniu „nierządnica” pojawiło się po raz pierwszy w pierwszej połowie XIXw. dzięki panu Boy-Żeleńskiemu. Akcja opka rozgrywa się około roku 1830- czyli, że jeśli nasza MarySue nie czytuje Boya-Żeleńskiego do poduszki (nie czytuje- wierzcie mi!) to nie ma prawa znać tego słowa] - Tsukiko rozpłakała się i pobiegła w stronędomu, zostawiając przyjaciółkę w stanie kompletnego osłupienia [It’s so dramatic… *ziewa i podnosi do ust kolejną garść popcornu*] [Masz popcorn?! Podziel się!] [*dzieli się popcornem*].

- Tsukiko...
Kruczowłosa nie odpowiedziała, tylkomocniej wtuliła twarz w poduszkę.
- Tsukiko, to ja [Hej, jak ja to kocham! „Kto tam?” „To ja!”- i wszystko jasne xD] [Nadmienię, że one były w tym domu we trzy, więc zbyt dużego wyboru nie było…] [A jedna z tych trzech to służąca, więc swojej pani też raczej nie wołała po imieniu]. Otwórz proszę.
- Idź sobie, nie chcę cię widzieć!
- Wiesz, że nie pójdę. Otwórz drzwialbo sama to zrobię [Użyje swej grozę budzącej mocy naciskania klamki? ^^].
Milczała, ale słyszała, jakSairalindë zaklęciem otworzyła zamkniete na klucz drzwi [Ciekawe, czy to było „Alohomora!” czy „Openadoora!” xD]. Czegoinnego można było się spodziewać po córce upadłej anielicy ipółelfiego maga [ja tam się spodziewałem, że wejdzie jak człowiek, po rynnie…]? Błękitnowłosa weszła do pokoju i usiadła obokniej na łóżku.
- Przepraszam – powiedziała pochwili milczenia. - Nie powinnam była tak się zachowywać.
- Przeprosiny przyjęte – kruczowłosapodniosła się i popatrzyła na nią spuchniętymi tęczówkami [Oo]. -Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Mój ojciec zabił moją matkę – osiwiadczyła błękitnooka [Ten półelfi mag. Tą upadłą anielice. Pewnie użył do tego różdżki z drzewa myślącej gruszy i rdzeniem z kryptonitu...]. Javert wstrzymała oddech [*skandują* U-duś się! U-duś się!]..
- Nie... wiedziałam...
- Wiem. Nie chcę o tym rozmawiać, alechcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę przy tobie –popatrzyła przyjaciółce w oczy. Tsukiko rozpłakała się iprzytuliła do niej mocno.
- Dziękuję – wyszeptała wreszcie.
- Nie ma sprawy [luz malina, to tylko załamanie nerwowe i urojenia, każdemu się zdarza...]
Rozdział 4 - Nocna wyprawa
To znowu ja ^^ Czy akcja nie toczy się torchę zbyt szybko? Mam wrażenie, ze powinnam zwolnić dawkowanie informacji :D [Zapamiętać – obelżywe graffiti wypisywane na gruzach klasyki literatury = informacje] Jakoś dużo wejść, ale nikt nie zostawia komciów, zapraszam! Ani ja, ani klawiatura nie gryziemy... (ani Tsukiko, chociaż... ale o tym w rozdziale ^^)[Ona jest wampirem, albo jakąś kolejną mieszanką. WIEMY. Nie udawaj, że niespodzianka]
Nibi: u żadnego, nie widziałam nawet, jaki naprawdę mają kolor cozu ;P ale to moje opowiadanie i jak chcę, może mieć fioletowe, nie? :P [NIE! Pożyczasz postacie kogoś innego to TRZYMASZ SIĘ ICH WYGLĄDU! Chcesz, żeby twój bohater miał fioletowe oczy to stwórz sobie własnego!]
***
Wysiadł na stacji i rozejrzał się. Dorożka już na niego czekała.
- Wie pan, że do tej dziury przyjechały wczoraj dwie piękne panienki [„i mówię to panu, bo ma pan taką uczciwą, zębatą twarz jak, nie przymierzając, mój ukochany owczarek, towarzysz lat dziecinnych! A jaki on tępy był! Od razu mi się z panem skojarzył!...”] – mówił woźnica, wioząc go do miasteczka [To „miasteczko” to Paryż, do ciężkiego grzyba. Tu codziennie przyjeżdżają stada pięknych panienek. Co prawda zapewne nie każda jest ubrana jak kurwiszcze i nie mają czerwonych oczu, ale i tak…]. Mężczyzna siedzący w wozie uśmeichnął się. Wiedzial, ale nie zamierzał słowem się z tym zdradzać [tylko tak siedział, uśmiechając się jak przygłup...].
Wysiadł przed mijescową karczmą i wszedł do środka. Był środek nocy, więc większość gości wewnątrz była już zbyt pijana by zwracać uwagę na tajemniczych nieznajomcyh. Uśmiechnął się pod nosem.
Gdy znalazł się już w wynajętym pokoju podszedł do okna i otworzył je na oścież. Pomimo że noc była bezksiężycowa, doskonale widział zarysy budynków [budynków już niestety nie zobaczył]. W oddali na szczycie wzgórza majaczyła rezydencja Javertów, a u jego stóp rezydencja Pontmercych [Czemu rezydencja Pontmercych walała się po podłodze w jakiejś tam knajpie?] [Symbolika. Gdybyś chodził na moje lekcje polskiego od razu rozpoznałbyś w tym nieznajomym wcielenie Aswerusa- Żyda Wiecznego Tułacza, który symbolizuje wszystkich żydów świata. Natomiast Marius i Cosette symbolizują dobro, szczęście, wierność i wszystkie inne cnoty dobrych, praworządnych ludzi. To oznacza, że Jezus nas wybawi i powinniśmy się modlić] [Hę?] [No dobra, może pominęłam któryś punkt toku myślowego. Ale to i tak nie ważne, skoro wniosek jest dobry. A wniosek jest dobry, bo tego właśnie mnie nauczyli w liceum: WSZYSTKO oznacza, że powinniśmy się modlić. Choćby temat był nie wiem jak odległy]. Zmasrzczył brwi i przyjrzał się jej. Po zboczu wzgórza zbiegała jakaś smukła postać jednak z tej odległości był w stanie dostrzec tylko jej zarys. Ale nie potrzebował tego. Doskonale wiedział kto to jest.
Tsukiko w czarnym płaszczu z wielkim kapturem narzuconym na głowę [i na oczy, przez co nie ominęła żadnej latarni ani większego drzewa...] dopadła muru rezydencji Pontmercych i skuliła się pod nim. Choć wokół nie wyczuwała nikogo i biegła zbyt szybko, by można było ją dostrzec [Skoro była szybsza niż światło to ja jej gratuluję. Trochę szkoda, że przez to przekroczyła też barierę dźwięku. Czekam, aż zacznie cofać się w czasie], wyraźnie czuła się obserwowana. Poczekała chwilę, aż uspokoi się bicie jej serca po czym wspięła się po murze i przeskoczyła do ogrodu.
Znalazła się wśród pachnących mocno kląbów i krzewów kwiatów. Powoli przemykała alejkami bojąc się, że ktoś przypadkowo wyjrzy przez okno i ją zobaczy. Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo jasno [A na początku akapitu noc była taka bezksiężycowa…]. Wpradwzie cały dom zdawał się drzemać a ona sama słyszała spokojne oddehy i bicia serc , ale i tak się neipokoiła.
Wreszcie znalazła się przy drzwiach do kuchni. Delikatnie nacisnęła klamkę. Oczywiście były zamknięte.
Najciszej jak umiała wyrwała drzwi z zawiasów [*parsk* Najciszej jak umiał, Johnny wysadził budynek...] i wkroczyła do kuchni. Była pół-wampirem [hej, zgadliśmy! A teraz niech ktoś mi powie, jaki to ma sens?], mogła zmiażdżyć ścianę jedną ręką, ale narobiłaby za dużo hałasu. Przystanęła na chwilę i nasłuchiwała. Na parterze nie było nikogo, a 2 osoby na piętrze. Zapewne Cosette i Marius w sypialni. Uśmiechnęła się nienawistnie [po czym zagwizdała z wyraźną niechęcią i zapłakała agresywnie] i po cichu ruszyła na górę. Zlokalizowała te dwie osoby i znalazła je. Były to dwie służące śpiące w pokoju dla służby. Zaklęła cihco [a szpetnie] i wyruszyła na poszukiwanie sypialni.
Znalazła ją na końcu korytarza. Był to ogromny, piękny pokój o białych ścianach i namalowanych na nich czerownych różach. Na ścianie naprzeciwko drzwi było ogromne okno a obok wyjście na taras. Na lewo stało duże łóżko przykryte śnieżnobiałą pościelą. Poza tym nie znalazła nic.
W sumie sama nie wiedziała, czemu tu jeszcze jest, skoro nie znalazła Cosette, ale nie lubiła robić czegoś na prużno [Jaka szkoda, że bezcelową wydała jej się nauka polskiego w szkole!]. Postanowiła poszukać szczęścia w salonie. To był strzał w 10. Na koimnku stąły zdjęcia przedstawiające Cosette, Mariusa i... Jean Valjeana [No i co z tego?]. Uśmeichnęła się i strąciła te ze starcem na podłogę. Wtedy jej wzrok padł na stolik naprzeciwko sofy. Leżało tam oprawione w skórę potężne tomisko. Otworzyła je i odkryła, ze to pamiętnik ojca Cosette [Tomisko… Kochanie, gdybyś przeczytała książkę (lub uważnie oglądała spektakl) wiedziałabyś, że Jean Valjean był po pierwsze skromnym człowiekiem- czyli nie „tomisko” a „zeszycik z recyklingowanego papieru” (wtedy nie było recyklingu, ale jestem pewna, że Valjean i tak używał tylko takiego) a po drugie często się przeprowadzał i cały jego bagaż stanowiła mała walizeczka. Gdyby jego pamiętnik był opasłym tomiszczem, to Jean nie miałby się, biedaczyna, w co ubierać. On nie jest MarySue, że jak wyjeżdża, to pół jego bagaży zajmują wszystkie tomy pamiętnika, a drugie pół (w zależności od charakteru blogaska) karty kredytowe i gadżety erotyczne]. Zdecydowala się zabrać go ze sobą, razem ze złotym naszyjnikiem wysadzanym diamentami [zapamiętajmy to, Drodzy Czytelnicy!], który znalazła w stojącym na kominku pudełku na biżuterię [Dlaczego, na jasność Amanu, Cosette trzymała szkatułkę z biżuterią w salonie, gdzie każdy mógł sobie gwizdnąć z niej co chciał?].
Wyszła z domu tym samym wejściem którym weszła i zderzyła się z wysokim mężczyzną.
Jakimś cudem udało jej się nie upuścić książki [To był bardzo prosty cud: ludzie zderzający się z czymkolwiek nie mają odruchu rozwierania ramion], a naszyjnik miała w kieszeni. Popatrzyła z wśiekłością na nieznajomego. Ten złapał ją za nadgarstek i zaciągnął pod mur.
- Kim ty jesteś?! - prawie krzyknęła. - Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?! [„… Że zatrzymujesz mnie, kiedy wychodzę z okradanego domu!”. Hej, serio, nie wiem jak wy, ale ja bym na jej miejscu nie gadała, tylko użyła swej ultra-prędkości i dała w długą…] [Nie jesteś dostatecznie MarySue…]
- Mógłbym cię spytać o to samo. Włamywanie się do cudzego domu i kradizerz... co by na to powiedział twój ojciec, panienko Javert? [A to jest bardzo dobre pytanie!] - głos nieznajomego był zimny i spokojny.
- Skond znasz moje imię?
- Ciho! [uczcijmy minutą ciszy Ortografię, zmarłą tragicznie w wyniku szoku...] - wskazał na bramę na teren posesji. Właśnie wjeżdżała kareta [Co za kareta?! Bryczka, dorożka, kariolka, fiakr… Ale kareta?] z Pontmercymi w środku. Tsukiko słyszała ich głosy. [W środku nocy wracają do domu? Ciekawe, co robili…]
Poczekali aż małżeństwo wejdzie do domu i przeskoczyli przez ogrodzenie. Kruczowłosa przyjrzała się mężczyźnie gdy znaleźli się po drugiej stronie [W sensie po drugiej stronie drzwi? Po drugiej stronie domu? Po jakiej „drugiej stronie”? Może przyjrzała mu się jak Marius i Cosette umarli?]. Miał fioletowe włosy i oczy. Ten wyszczerzył się do niej i zauważyła wampirze zęby. Zacisnęła wargi i zrobiła obrażoną minę. [„Naskarżę na ciebie! Miałam być jedynym wampirem w tym opku!”]
- Nie powiedziałeś mi kim jesteś i skond znasz moje imię.
- Raphael Caine. Byłem przyajcielem twojego ojca..

- To nie oznacza że ci zaufam. Przyjaźń pomiędzy wampirami to fikcja [*Louis i Claudia spojrzeli na aŁtorkę z dezaprobatą* „Doprawdy?”].

- I nie powinnaś. Nie przyjechałem tu ze względu na niego. Chcę ci coś zaproponować, ale nie teraz. Przyjdę do twojego domu jutro wieczorem. Lepiej pozbądź się świadków. I zmykaj stąd, bo jeszcze cię zauważą. Powinnaś być ostrożniejsza. - po tej tyradzie [tyradzie… Siedem prostych zdań… Upadają obyczaje] ulotnił się.
Tsukiko jak najszybciej uciekła do domu. Nikt jej nie zawuażył. [A szkoda, może ktoś by ją przez przypadek ustrzelił...]

5 komentarzy:

  1. ojej, moja ałtoreczka! Ale moim komentarzem chyba zabiłam opcio... Ale ona sama o niego poprosiła!
    Analiza w dechę, będzie druga część, prawda? Powiedzcie, że będzie!
    zachwycona i z bolącą ze śmiechu przeponą
    Nibi

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, Nibi! ^^
    Oczywiście, że będzie część druga! O rany, tyle mojego tłuczenia głową w biurko przy analizie poszło by na marne?
    ... Oczywiscie pozostaje jeszcze kwestia Johnnego w szafie. Ale chyba w końcu uda mi się nakłonić go żeby wyszedł, nie?
    xD
    Dziękujemy za obserwowanie i do miłego przeczytania

    OdpowiedzUsuń
  3. Analizy jeszcze nie czytałam, ale... łiiii! Polecone przeze mnie opko :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, jeszcze raz wielkie dzięki za podrzucenie go ^^
    To odezwij się jak już będziesz wiedziała, co o niej sądzisz...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta analiza jest genialna xD A to opko mnie po prostu rani.Mam tylko jedno pytanie.Jak mogliście pozostawić " lyśniły" bez komentarza ..NO JAK !?xD Moje serce krwawi na tak bezlitosne bezczeszczenie mojego rodowitego języka T^T A moja głowa mnie boli od uderzania nią w biurko xD "Pogrąrzona"-MÓJ BOŻE!POTRZEBUJEMY EGZORCYSTY XD

    OdpowiedzUsuń