piątek, 9 września 2011

4.2. Wampirella nadal buszuje w Śródziemiu, czyli Mamy Usta i Krzyczymy Bardzo, Bardzo Głośno

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
Nienawiść.
Pozwólcie, że opowiem wam, jak bardzo z Ithil nienawidzimy to opko. Ludzki mózg zawiera w sobie sto miliardów neuronów. Gdyby słowo "nienawiść" wyryto na każdym nanoangstremie naszych wspólnych dwustu miliardów neuronów, nie równałoby się to nawet jednej miliardowej nienawiści, jaką w jednej mikrosekundzie czujemy do tego opka. Jak my nienawidzimy. Jak my je nienawidzimy. Zwłaszcza Ithil, która bardziej przejmuje się "Władcą Pierścieni".
W przyszłym tygodniu ostatni odcinek. A POTEM dopiero będzie strasznie...
PS. Harlan Ellison to dobry pisarz. Sprawdźcie go.

Adres: http://wampirzyca-i-elf.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

3.
Następnego dnia przy śniadaniu panowała ciężka atmosfera. Gandalf powtórzył Thranduil'owi całą rozmowę z Sandrą. Król nie wiedział, co ma o tym myśleć. Wampir... istota żywiąca się krwią. Co teraz? [A żeby to była chociaż największa z jej wad!]
- Myślę, że ona musi odejść - powiedziała czarnowłosa elfka. Ubrana w lśniącą zbroję była przywódcą straży. [O, równouprawnienie w Mrocznej Puszczy, jak widzę. Ciekawe, czy mieli własną Manuelę Gretkowską. Skoro mają własnego Balcerowicza…]
- Racja. Stanowi dal nas zagrożenie - blond włosy elf odłożył sztućce. - I do tego dziwnie się... ubiera. [No tak, to sprawa priorytetowa. Jesteś mniej zabity, jeżeli twój zabójca ubiera się według najnowszych trendów. Że też ja na to wcześniej nie wpadałam?!]
- Ona nie jest groźna - zabrał głos Legolas nie zwracając uwagi na słowa elfów [„No popatrzcie na nią! Muchy by nie skrzywdziła... Sandra! Choć tutaj! Co masz w buzi? Wypluj. Wypluj, mówię! Brzydka Sandra, nie wolno jeść Merwena! Marsz do swojego pokoju!... Jak mówiłem, muchy by nie skrzywdziła...”]
- Synu, nie znasz jej - Thranduil spojrzał na Legolasa. [Oto głos rozsądku! Legolasie, to twój król i ojciec, jesteś mu winien posłuch i posłuszeństwo!]
- Może i nie, ale jestem pewien, że nic nam nie zrobi. Ma swój honor i dumę. Nie byłaby zdolna do takiego czynu. [A z czego, przepraszam, wnosisz? Z tego, jak nic Ci o sobie nie powiedziała stawiając tylko żądania? Czy z tego, jak jako miejsce swojego pochodzenia podała jakąś dziwną lokalizację- równie dobrze mogła ją zmyślić? Wróg jest podstępny!]
- To tylko twoje zdanie - król był nieugięty. - Skąd możesz wiedzieć co może zrobić w nocy? Zakradnie się do twoich komnat i zapadniesz w wieczny sen bez marzeń. [zabije cię. Na śmierć. Mów jak człowiek!] [elf...] [Mów jak elf!]
- Właśnie! - reszta podwładnych popierała głos swojego władcy.
- Posłuchajcie - zaczął Gandalf - wu tu się kłócicie, a orkowie coś knują w Mordorze. Myślę, że w pierwszej kolejności trzeba zająć się tą sprawą. [„Tym, że tej nocy możemy wszyscy zginąć możemy się zająć jutro! Oh, wait…”]
- Ależ Gandalfie! - krzyknął król. - Nasze życie jest w niebezpieczeństwie, bo jakiś krwiopijca mieszka u mnie w zamku! [Wiecie, co jest strasznie śmieszne? W większości opek o Legolasie Thranduil występuje w charakterze zUego ojca stającego synowi na drodze do miłości. W związku z czym… jest to najlepsza postać opka! A na pewno ma najwięcej rozsądku. Może to jest myśl? Może trzeba zmusić aŁtorki, żeby pisały o bohaterach, których nie lubią, a wtedy opka stałyby się mniej… opkowate?]
- Spokojnie - powiedział Gandalf. - Masz trochę racji, ale sądzę, iż ona może się nam przydać.
- Do czego? Umie walczyć? - prychnął Gilangel [wiecie, Tolkien się naprawdę starał przy tworzeniu języków Śródziemia. I imiona większości postaci - w tym wszystkich postaci elfów - coś znaczyły. Z kolei ja spędziłem jakieś czterdzieści sekund na znalezieniu słownika sindarin w Internecie. Tylko brać i tworzyć nazwy własne. AŁtorka tego nie zrobiła i dlatego musimy cierpieć takie potworki jak „Gilangel” Ech, a będzie jeszcze gorzej...], doradca i prawa ręka Thranduila.
- Nie wiem, ale wątpię w to. Wystarczy ją tylko nauczyć tej sztuki. Mam tu na myśli strzelanie z łuku i posługiwanie się mieczem. [Nauczy się. Pestka. Damy do tego sprzątaczkę Stasię, powinny wyrobić się między obiadem a podwieczorkiem. A potem może jeszcze Sandra pomoże jej pomyć okna] Z resztą, sama powiedziała, że będzie żywić się krwią orków [„dobry ork to martwy ork! …Jacy my jesteśmy moralnie lepsi! Miruvor dla wszystkich!”].
W jadali rozległ się pomruk niezadowolenia i niesmaku [Śniadanie przy królewskim stole, tak?].
- Mimo to, trzeba być ostrożnym. - mruknął Thranduil.
- Ona nie jest groźna - powtórzył Legolas, a w jego oczach zabłysła złość. [Tupnij jeszcze nóżką, na pewno Ci uwierzą]
- Dobrze, Legolasie. Skoro tak jesteś jej pewien, zostawiam Sandrę pod twoją opieką, a Gandalf będzie ci pomagał.
Legolas skinął w odpowiedzi głową i upił łyk naparu z mięty. [Że… czego? Elfy do posiłku piły miruvor tak, jak inne ludy piły piwo/wino. A poza tym wszyscy pili wodę. Dużo wody. Żadnych naparów z zielska] [Może ma problemy żołądkowe od tej całej słodyczy wyzierającej z MarySujek?] [Nieee, to truLoFF, on jest wolny od reakcji alergicznej bo wtedy miałby wysypkę sam od siebie]
Nastała chwila ciszy. Jedynym dźwiękiem, był odgłos sztućców. Nagle Thranduil wstał z krzesła, pożegnał wszystkich i odszedł w stronę swoich komnat [Focha strzelił, jak na króla przystało].

Późnym popołudniem Legolas przechadzał się po lesie. Wdychał całą piersią wszystkie jego smaki [wdychał smaki? Dobry jest!] [Synestezja zawsze w modzie…] zapachy. Przyroda tętniła życiem. Przez korony drzew prześwitywały promienie słoneczne. Nieśmiało dotykały osobę elfa. [Zaraz, to elfy mają własne osoby do molestowania przez promienie słońca?! Ale czaaaad!] [Moja osoba z dzikim wyciem padła na podłogę i zaczęła uderzać się pięścią po głowie. Próbowałem ją powstrzymać, ale wiła się spazmatycznie, więc dałem jej spokój]
Dotarł na polanę. Tą samą, gdzie spotkał Sandrę. Podszedł do krzaka gdzie otworzył się portal. Nic tam nie było. Żadnego śladu. Po prostu nic.
- Widzę, że też tutaj czegoś szukasz - usłyszał głos Gandalfa.
- Jestem tylko na spacerze - odwrócił się.
- Twój ojciec ma rację, martwi się o wszystkich. Trzeba go zrozumieć. [„Nie złość się na niego, to naprawdę nie jego wina, że jest taki głupi i ograniczony!”]
- Wiem o tym, ale nie wysłuchał tego co miałem do powiedzenia. Uważam też, że powinien porozmawiać z Sandrą osobiście. [Po cholerę? Wszedłby do jej komnaty i zapytał „Słuchaj, czy jesteś krwiopijczym potworem, który może zabić nas wszystkich we śnie?”. A Sandra na to „Tak, owszem. Ale nie zabiję was bo jesteście szlachetni i ładnie wyglądacie”. Na co Thranduil odpowie „Ach, jak tak to spoczko. To co z tym plotkowaniem o chłopakach? Bo wiesz, chciałem jeszcze urządzić sobie z Tobą bitwę na poduszki…” (Jest jeszcze bardziej podstępna wersja tej rozmowy: w której Sandra odpowiada „nie, wcale nie”. Odpowiedź Thranduila- bez zmian)]
- Obydwoje macie rację - czarodziej położył dłoń na ramieniu Legolasa. - Jesteście tak do siebie podobni.
- Wiem - elf uśmiechnął się lekko.
- Dzisiejszej nocy będę towarzyszył Sandrze - zabrał dłoń. - Wyśpij się i zaczniemy od jutra uczyć ją walki.
- Ale...
- Nie, Legolasie. Chcę z nią jeszcze porozmawiać o... kilku kwestiach.
- Dobrze.
- Cieszę się, że się zgodziłeś. [„W przeciwnym razie jako Potężny i Doświadczony czarodziej, którym wszakże jestem, stałbym tu i namawiał Cię tak długo, aż nie udzieliłbyś mi swego pozwolenia”] Teraz lepiej już chodźmy. Zbliża się czas kolacji [Co?!?! Przecież dopiero co jedli śniadanie!] [Prawdziwa Miłość, a także Tęsknota Kochanków zagina czasoprzestrzeń: czas zapieprza jak królik na sterydach, Gandalf jest gotów zmienić swe plany bo Legolas nie wyraził zgody…] . - i jak powiedział Gandalf tak zrobili. Zeszli z pagórka i w ciszy wrócili do zamku.

Około godziny 22, Sandra otworzyła oczy [O.O O Manwe! Nie napisała „o 2154” ani nic takiego! *owacje na stojąco* jeszcze tylko zanihiluj nadprogramowy przecinek i to zdanie będzie… poprawne! *szok*]. Wstała i podeszła do okna. Ostrożnie odsunęła zabezpieczoną zasłonę [za zasłoną zapewne czaił się oddział uzbrojonych komandosów i zabezpieczał ją w razie strzelaniny?] i wyjrzała przez nią [Przez tą zasłonę?! A już zdążyłam pochwalić za znośny zapis czasu akcji…]. Na niebie świecił Księżyc, pierwsza kwadra. W okół niego migały, niczym świetliki, miliony gwiazd [Za dużo „Króla lwa”- w życiu nie widziałam gwiazd wyglądających jak świetliki- lub świetlików wyglądających jak gwiazdy. Za to po wielokroć widziałam już spacje w środku słowa- już wolałabym zobaczyć świetliki].
Odwróciła się i rozejrzała się. Nic nie przybyło, nic nie było. Wciąż był ten sam nieład co wcześniej [Nikt Ci nie posprzątał jak spałaś?! To oburzające!]. Odetchnęła i poczuła, że jest głodna.
Wtedy też, ktoś zapukał.
- Proszę!
Do pokoju wszedł Gandalf:
- Witam.
- Dobry wieczór - Sandra skłoniła się.
- Nie kłaniaj mi się. Od teraz będziemy czas spędzać razem. Byłoby to dość krępujące. - z tymi słowami Gandalf zapalił świecę stojącą na biurku.
- Ja... dobrze.
- A teraz rozumiem, że jesteś głodna. [Gandalf z czujką głodu boCHaterki? I od teraz już zawsze będzie jej wbijał do pokoju z propozycją morderstwa kiedy ona poczuje głód? Upadają obyczaje…]
- Tak - przyznała skromnie. [ponieważ z głodu kły wylazły jej z paszczy na pół metra, w swej skromności nieco sepleniła]
- Dobrze, a teraz przebierz się w tą suknię [TĘ! TĘ sukniĘ, do trzech tysięcy orczych łbów!]- podał jej pakunek. - Poczekam na zewnątrz. [„To nie jest tak że potrafię widzieć przez ściany, hehehe... Serio, stań sobie koło drzwi, dobra dziewczynka, taaaaak”]
Gandalf opuścił pomieszczenie, a Sandra stała jak osłupiała. Sukienka? Dla niej? Od tylu lat niczego nie dostała, to było takie przyjemne uczucie, dostać coś. Czyżby powrót do "normalności"? [trafiła do magicznego świata pełnego elfów. Jeśli to jest normalność, to faktycznie trzeba to wziąć w cudzysłowie...] [Jeżeli dla niej normalne jest dostawanie prezentów od obcych dziadów- i to takich prezentów, które wymagają zrzucenia z siebie ciuszków- to faktycznie zgadzam się z cudzysłowem. Z drugiej strony: jak Lestat odprawiał na niej swoje dziwne praktyki to nawet nie drgnęła- to sporo mówi o jej doświadczeniu ^^]
Otworzyła pudełko i jej oczom ukazała się sukienka [Zaskakujące, nie? Otwierasz pudełko z sukienką, a tam- sukienka! Kurcze, ale fajoska sztuczka…] . Wyjęła ją. Była piękna, w kolorze ciemnego fioletu. Tak lekka, a w dotyku tak ciepła.
Ściągnęła swoje czarne dżinsy i bluzkę i założyła prezent. Wygładziła ją nieco i stwierdziła, że pasuje idealnie. Widziała to nawet bez lustra, a ponad to wyraźnie podkreślała jej "kobiece" kształty. [I ona tak się stroi na polowanie? Powodzenia…] [Jak wyglądają „kobiece” kształty? Musiała zamaskować erekcję czy jak?]
Przeczesała jeszcze włosy palcami i wyszła z pokoju.

- Dziękuję za suknię - powiedziała Sandra, gdy wraz z Gandalfem weszła w głąb lasu [Wyszła ze swojej komnaty. Razem przemierzyli Bezkresny Korytarz Tajemnic. Wyszli z zamku. Przeszli przez „pola z kwiatami i krzakami”, którymi otoczony był zamek. A wszystko to- w absolutnej ciszy. Sandra mogła mu podziękować dopiero jak byli daleko od zamku].
- Niestety czarnej nie było. To najciemniejszy kolor jaki Gelandi miała.
- A kto to?
- Szyje ubrania dla elfów.
"Czyli krawcowa" pomyślała Sandra. [Przerywamy ten dialog żeby nadać specjalny komunikat: kobieta, która szyje obrania to krawcowa!] [„Sowa”- pomyślał Strilitz]- Gdzie idziemy? - spytała już głośnym tonem [A co to jest „głośny ton”?] [Nie wiem, słyszałem o tonach wysokich i niskich, ale głośne i ciche?] [No cóż, skoro tutaj kroki kroczą i można być ładnie ładnym…].
- Na polowanie,
- Nie rozumiem.
- Jesteś głodna, prawda? - spytała Gandalf, na co Sandra przytaknęła mu głową […i poprawiła kolanem]. - Właśnie, więc idziemy zapolować na orków. [„a po tym wszystkim zapalę papieroska i pójdę na dziewczynki” powiedział Anty-Gandalf uśmiechając się obleśnie]
- Tak we dwójkę? Przecież są niebezpieczni. [No, drapieżnik z krwi i kości z tej Maryśki. Bezwzględna Morderczyni jak nic…]
- Dasz sobie radę. Zaczaisz się na jakiegoś w cieniu drzew i... się posilisz.
- Powiedz, dlaczego mi pomagasz? - przystanęła.
- Bo sama tutaj nie przetrwasz [i z jakiegoś powodu pozwolenie żeby krwiopijcza bestia zginęła przez własną głupotę jest złe]- czarodziej odwrócił się do niej. - Nie znasz tego miejsca, a poza tym zbliża się kolejny powrót orków. Czuję, że w jakiś sposób nam się przydasz.
- W jaki? - Sandra już nic nie rozumiała.
- Jeszcze nie wiem - Gandalf się zamyślił. - A teraz chodźmy - uśmiechnął. - Przed nami długa droga.


Dodaję następną część. Nie będę się na jej temat wypowiadać, bo to zadanie dal Was ;) [*bez słowa wskazuje na analizę powyżej* Nadal chcesz się do nas średnik-nawias?] [Wciąż próbuje wykoncypować co znaczy „zadanie dal Was”. W sensie, że z dala od nas? Taka finezyjna forma powiedzenia „Nie ruszaj tego, analizatorze”?] Pozdrawiam :*:*
4.
Droga do obozu orków zajęła im około dwóch godzin [a jak podróżowali? Sandra jechała na oklep na Gandalfie czy co?]. Gandalf zadawał Sandrze wiele pytań. Chciał wiedzieć jak żyje się w "jej" świecie. Sandra opowiedziała mu, jak w ciągu tylu lat zmienił się świat, moda czy architektura [a wojny? Głód, zarazy, mordy, zniszczenia, prześladowania? Nic? Spoko, tak tylko wspominam...] [Szczególnie nowinki w kwestii mody z pewnością zainteresowały Gandalfa…]. Powiedziała też o różnego rodzaju urządzeniach elektrycznych. Czarodziej był zdziwiony, sam to nawet przyznał i chciałby to kiedyś zobaczyć. [*tnie się składnią z tego zdania*]

- Teraz musimy być ostrożni [„musimy być bałdzo, bałdzo cicho”]- powiedział Gandalf ściszonym głosem. - Wchodzimy na teren orków.
Sandra kiwnęła głową na znak, że rozumiem i podążyła za nim. [Że ke? BoCHaterka pokazuje boCHatrowi, że narrator ogarnia tę jakże wartką akcję? To takie chyba mizianie czwartej ściany, co, skarb?]
Przeszli mały strumień i dotarli do celu. Już z dala słychać było gwar i głosy orków.
- Jesteśmy na miejscu - mruknął czarodziej.
Sandra odsłoniła gałęzie krzaka, za którym się skryli i spojrzała na wprost. Przed nimi rozciągał się obóz orków. Wszędzie paliły się ogniska, a trochę podpici strażnicy czuwali. Jednak byli przygotowani na wszystko.
- Mam się żywić... nimi? - spytała zduszonym głosem.
- Nie wyglądają może zbyt apetycznie, ale jak na razie tak. Potem pomyślimy nad czymś innym [Potem Thranduil straci czujność, hłe hłe hłe…].
Nagle usłyszeli jakiś szelest z lewej strony. Jak na komendę odwrócili się w tamtą stronę. Przez krzaki przedzierał się jakiś ork. Chwiał się na baki [a miał tak duże baki, że Logan by mu pozazdrościł] [Były tak duże, że go przeważały na boki. dlatego się chwiał. Proste? Proste], a oczy miał na wpół otwarte.
- Za dużo wypił? - spytała Sandra. [Nie wiem. Wiem, że ja wypiłem za mało...] Owszem widziała wielu ludzi, którzy wracali upici w nocy. Jednak kto wie, jak ci orkowie się zachowują? [Mało znany fakt: pijani orkowie zajmują się układanie kwiatów i malowaniem secesyjnych akwareli]
- Tak. To twoja szansa [W sensie, że innemu niż taki pijany w sztok to by nie dała rady? Coś mizerna im się trafiła ta wampirzyca…] [Ja za to zaczynam się niepokoić. Jak ona się nażłopie orkowego alkoholu (zawartego w orkowej krwi) to ja za skutki nie ręczę, bo to bimber był taki, że świecił w ciemnościach…]. Zdążymy umknąć zanim się zorientują, że kogoś brakuje [Zanim oni się zorientują, że kogoś brakuje, to wy zdążycie stamtąd zwiać na ślimakach. Orkowie nie liczyli swoich. Przyjaźni też nie zawierali trwalszych niż jeden obrót nożem w kiszkach].
Sandra nie odpowiedziała nic, tylko poszła za "zdobyczą". Poruszała się szybko i zwinnie, bez żadnego szmeru. Po chwili znalazła się za orkiem. Nie zwietrzył jej zapachu, gdyż wiatr wiał z innej strony. Cuchnęło od niego, trudno nawet opisać czym dokładnie.
Sandra wzięła się w garść. Przecież tyle razy już zabijała. Czyżby wyrzuty sumienia? Nie, to widok i zapach orka był niesmaczny. W końcu wgryzła się w jego szyję. Ork był zbyt oszołomiony i upity. Nie poczuł nic, ani się nie szarpał. Sandra piła krew, która miała dziwny smak. Jakby była przeterminowana [co znaczy „przeterminowana”? Skisła? Czy może taka, którą można znaleźć w starych ludziach? Krew nie jest przeterminowana, jest albo płynna, albo skrzepła!]. Pocieszała się jedynie myślą "dzięki temu przetrwam" [Chyba, że dostaniesz wampirowaskowatej sraczki po spożyciu przeterminowanego produktu xD] [Bardzo humanitarna ta boCHaterka. Tak się poświęcać żeby narrator przeżył…] [Naiwny jesteś. Jak narratora szlag trafi to kto będzie opisywał jej zajebistość?].
Ork z każdą wypitą kroplą krwi stawał się cięższy, aż Sandra osunęła się na kolana. Nie była w stanie utrzymać takiej masy ciała.
Wreszcie przestała. Musiała skończyć, gdy serce bije jeszcze ostatnimi uderzeniami. Ofiara musi umrzeć sama. Przekonała się o tym, gdy zaczynała swój żywot wampira [Dopisujemy kilkanaście kolejnych Nieodwracalnych Śmierci do jej rachunku…].
Wytarła rękawem sukni usta i wstała. Czuła się najedzona, mimo, iż nie było to zbyt smaczne.

- To było... dość... ciekawe - powiedział Gandalf podchodząc do niej.
- Nie powiedziałabym tak. To normalne [Nie powiedziałabym tak…] [Nie wysysasz orków? O.o] [Wysysam, ale nie na co dzień ^^], jednak dla ciebie musiał to być obrzydliwy widok. - Sandra popatrzyła na Księżyc. Jedyne światło, jakie może oglądać [No i jeszcze świece. Światło elektryczne. Światło odbite… mam wymieniać dalej? ^^]. Zerwał się lekki wietrzyk i odsłonił jej szyję. Gandalf zauważył, że była smukła, a przy tym tak biała, że aż przezroczysta.
- Musimy coś z nim zrobić - czarodziej przerwał ciszę, gdy ork wreszcie zamknął oczy na zawsze.
- Schowajmy go może w tej jaskini - Sandra wskazała na ciemną czeluść przed nimi. [nad którą widniał napis „Firma JASKINEX - kiedy potrzebujesz pomocnej dziury!”]
- Racja - czarodziej chwycił orka za ręce. Sandra poszła za jego przykładem i wzięła go za nogi [Gandalf będzie trzymał orka, a Sandra- wlokła za sobą Gandalfa? It’s not super effective…].

Weszli do jaskini. Sandra szła tyłem, ale widziała gdzie stawać. Jej wzrok przyzwyczajony był do ciemności, więc nie miała czego się obawiać. [Najwyraźniej jej wzrok był również przyzwyczajony do patrzenia przez pustkę czaszki do tyłu….]
W jaskini wiało pustką i dość nieprzyjemnym zapachem. Było ślisko i gdzieniegdzie przelewała się zimna woda. Paskudna sprawa [Hej, dziewczyno, właśnie wyssałaś orka- naprawdę obrzydza Cię trochę wody na kamieniu?].
Sandra i Gandalf przeszli jeszcze parę kroków i dotarli do ukrytego jeziora w głębi jaskini [Hm? Jezioro w jaskini? A skąd ono tam się wzięło i dlaczego nie było całkiem zatęchłe? Na lekcjach geografii nic nie było o jeziorach jaskiniowych. Gugiel też nic nie mówi o typie jezior tworzących się w jaskiniach. Jesteś pewna, że nie było to po prostu rozlewisko cieku wodnego?].
- Wrzućmy go do tej wody - podsunął Gandalf. - Może pomyślą, że uciekł.
- Skoro tak mówisz, to zróbmy to - powiedziała Sandra. Rozhuśtali orka i na trzy wrzucili go do wody. Słychać było tylko głośny plusk, który odpowiedział echem po całym wnętrzu. [orkowie ni w ząb nie usłyszeli dźwięku spotęgowanego przez echo, choć jako rasa mieli bardzo czuły słuch i „byli przygotowani na wszystko”]
- Wracajmy już do zamku - powiedział Gandalf i Sandra wyszła za nim z jaskini.

Bramę do zamku otworzył im Merwen [blady i z bandażem na szyi], który miał wartę [permanentnie]. Skłonił im się nisko i weszli do środka.
Znaleźli się na dziedzińcu.
- Jutro zaczniemy trening - powiedział Gandalf, gdy usiedli na drewnianej ławie pod dachem, który chronił ją przed deszczem.
- Jaki trening?
- Nauczysz się strzelać z łuku i władać bronią. Wyglądasz na taką, która będzie wiedziała do czego służy broń.
- Ale dlaczego? - Sandra nie wiedziała o co tu chodzi [W końcu wcale nie mówili jej już trzy tysiące razy, że trwa wojna…].
[- Jak to „dlaczego?”- zapytała Ithil znad śniadania- Żebyś mogła lepiej poznać swojego TruLoFFa i żebyście mieli okazje wyznać sobie, jak wynatu… gorącym uczuciem się darzycie. No co, jeszcze mi powiesz, że nie chcesz?]
- Przypuszczam, że niedługo znów zacznie się jakaś ważna bitwa. Przydasz sie nam w niej.
- Chyba żartujesz, Gandalfie! Przecież ja nie mogę być na Słońcu.
- Wziąłem to pod uwagę. Postaram się coś wymyślić. [mam nadzieję, że dostanie różową parasolkę z mangowym Gollumem!] Jednak wracając do tematu, to Legolas będzie cię uczył walczyć i bronić się [*znudzonym głosem* A nie mówiłam?]. Zostanę z wami jutrzejszą noc, ale potem muszę wyjechać.
- Gdzie? - Sandra nie chciała by wyjeżdżał, był jedyną osobą, z którą miała dobry kontakt. [To se psiapsiółę znalazła, nie ma co…] Co będzie, jak wyjedzie?
- Muszę porozmawiać z naszymi przyjaciółmi. Moimi i Legolasa. [„Tylko naszymi. Istotne w całej sprawie jest to, by tak jak my nienawidzili tego sztywniaka Thranduila, jak on Cię w ogóle może nie loFFciać, parszywiec!?”]
- Mogę wiedzieć kto to? [„No nie wiem, mój Panie, czy mogę Ci pozwolić na taką eskapadę przed obiadem!”]
- Tak - Gandalf wstał i oparł się o filar. - To nasi przyjaciele z czasów Saurona [+.+”]. Było to cztery lata temu. [Czyli że od czasu akcji Władcy minęły cztery lata... Postarajcie się to zignorować, Drodzy Czytelnicy, aŁtorka na pewno nic z tym nie zrobi...] Chciałbym pomówić z Aragornem, który jest władcą Gondoru i Faramirem [Aragorn jest władcą Gondoru i Faramirem? To jakieś jego alterego?] [Tak, a wieczorami, jak Arwena brała kąpiel i kładła dzieci spać, przebierał się w jej ciuszki i przymierzał staniki] [*patrzy na niego wzrokiem ciężkim od nienawiści*] [Klik!], Gimlim, krasnoludem i najlepszym przyjacielem Legolasa, a także z Eomerem, który rządzi w Rohanie.
- Sporo ich. [Aż czterech! Szaleństwo…]
- Wiem, ale na razie chcę tylko z nimi porozmawiać. Poznać ich punkt widzenia i zdanie, na to, co się dzieje z orkami [Ja na to. co dzieje się w tym opku ze składnią mam tylko jedno zdanie: „O kur…tyzana”]. To ważne dla Śródziemia.
Sandra kiwnęła głową i nagle w jej głowie zaczęło coś świtać. Czytała już podobną historię... Nie, to niemożliwe, żeby to wszystko ktoś opisał. Może jednak...? [*chytrze* A może jednak nie?]
- Idę się zdrzemnąć - przerwał jej rozmyślania Gandalf odwracając się do niej. - Jutro będzie ciężki dzień. Dobranoc.
- Dobranoc.
Gandalf odszedł w stronę zamku mrucząc pod nosem jakąś skoczną i wesołą melodię [„Nie ruszaj to moje, weź precz łapy swoje...”].

Sandra została sama. To uczucie samotności nie było jej obce, lecz w jakiś sposób przyzwyczaiła się do obecności Gandalfa. Owszem była z nim tylko prawie cała noc, ale po tak długim okresie samotności, łatwo się przyzwyczaić do towarzystwa kogoś innego [a jak długi był ten okres samotności tak właściwie? Czy ona tak przez całe dwieście lat błąkała się po borach, od czasu do czasu kogoś zabijając? Nic dziwnego, że tak ochoczo przyzwyczaiła się do starego zboczeńca, jakim jest tutejszy Gandalf...]. Co będzie jak wyjedzie? Thranduil i reszta elfów nie była zachwycona jej obecnością [przejawiając coś, co w literaturze fachowej określa się jako „zdrowy rozsądek”]. Gandalf powiedział jej o rozmowie przy śniadaniu. Będzie miała teraz za sojusznika jedynie Legolasa, z którym zamieniła kilka słów? Dziwne, ale prawdziwe.
Wstała z ławki i podeszła do balustrady. Oparła się o nią i wtedy przypomniała sobie całą historię o Sauronie. Czytała taką książkę... jaki miała tytuł? [Nie] Wytężyła swoje zmysły i wreszcie go sobie przypomniała. Była to trylogia, "Władca Pierścieni" [Nie!]. Te same osoby, te same miejsca i wydarzenia. Jednak jak to możliwe, że ktoś je spisał w jej świecie? [Nie!!! Nie zgadzam się! Nie przyjmuję tego, co piszesz, do wiadomości, aŁtorko!] Czyżby był tu kiedyś jakiś człowiek? Tak! Musiał być. Sandra sobie przypomniała wypowiedź Anayi: "Kiedyś tu mieszkał jeden z naszych bibliotekarzy, zwykły śmiertelnik". To musiał być on i wrócił do swojego kraju. Jak inaczej książka zostałaby wydana? [T-to jest genialne!] [...że jak?] [Pomyśl – jeśli książka została spisana przez Tolkiena na bazie jego wizyty w Śródziemiu, to przecież mógł wszystko pokręcić! Wywaliła cały kanon przez okno! Ocaliła się przed ludźmi mającymi stanowczo za dużo czasu i przywiązującymi zbyt wielką wagę do książek!] [Ale Lestat nadal powinien być blondynem] [O tak. Został jeszcze cały kanon pani Rice. Zresztą, wywaliła czy nie wywaliła – nas to nie powstrzyma!]
Sandra skojarzyła wszystko. Niesamowite. Jednak uspokoiła się trochę, wiedziała już co nieco o Śródziemiu. Teraz powinno być lepiej.
Popatrzyła przed siebie i zauważyła, że zaczyna powoli wstawać dzień. Jeszcze nie wzeszło Słońce, ale Księżyc powoli zachodził. Sandra wygładziła suknię i poszła do zamku.

Weszła do pokoju u przekręciła klucz w zamku. Podeszła do okna i szczelnie je zasłoniła. Położyła się i po chwili zasnęła.

Następny rozdział za nami. W sumie to nawet mi się podobał, ale nie liczy się moje, tylko Wasze zdanie [*złowieszczy chichot* Heheheheh] [Sasasasasa…]. Pozdrawiam gorąco :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz