piątek, 16 września 2011

4.3. Wampirella Po Raz Trzeci, czyli Jak Śniadają Długousi

Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
Oto przedstawiamy wam światełko w tunelu [I to nie jest nadjeżdżający pociąg!]. Macie przed sobą ostatnie dwa rozdziały "Sandry i Legolasa", opka classic, które śmieje się w żywe oczy nie jednej, ale dwóm różnym uwielbianym na całym świecie seriom! A w nim: śniadania (mnóstwo śniadań!), kiepsko napisany romans (o, jakże kiepsko!), kowboje, i lenistwo najwyższej próby!
Bon appetit! 

Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist

5.
Witam! Wreszcie notka. Możecie bić, gryźć i kopać [*błyska zębami, wkłada cięższe buty*]. Nie obrażę się [Jak ja Cię zacznę bić gryźć i kopać to na pewno się nie obrazisz. Nie zdążysz]. Tak więc rozdział 5. Pisałam go przy tej piosence, jednak nie musicie jej słuchać [Dziękujemy Ci, twa wspaniałomyślność nas przytłacza] ;) http://youtube.com/watch?v=38PNOqLuuwA

Gandalf stał oparty o filar balkonu. Z jego ust co chwilę wydobywał się dym [To pewnie jego wewnętrzny żar!]. Wracał do dawnych przyzwyczajeń, do palenia fajkowego ziela [To on kiedyś przestawał je palić?! Oo].
Zapatrzył się w dal, gdzie wschodziło Słońce. Myślał o Sandrze i o tym jak ona sobie poradzi pod jego nieobecność.  Nie znał jej, ale wiedział, że nikomu nic nie zrobi [Prekognicja go napadła i zgwałciła gdzieś w ciemnym kątku to i wiedział…] [A w każdym razie on miał wielką nadzieję, że to była prekognicja]. Zrozumiałe, że wszyscy będą się bali[No, nawet już się boją, mistrzu strategii]. Musi im tylko dać powód, że jest w porządku. Jak na teraz, jedyną deską ratunku jest Legolas. Od jutra przecież to z nim będzie spędzała czas. Musi z nim porozmawiać o tym, ale jeszcze ma czas [Hę? Pogubiłam się. Kto z kim musi porozmawiać i dlaczego nie może zrobić tego teraz?].
Gandalf odłożył fajkę na stolik pod oknem, gdy usłyszał, że ktoś puka.
- Proszę.
Do komnaty wszedł Thranduil.
- Witaj Gandalfie.
- Co cię tu sprowadza? - spytał czarodziej.
- Chciałem dowiedzieć się kiedy wyjeżdżasz - król wiedział o planach Gandalfa i nie podobało mu się to [wolał, kiedy Gandalf robił mu niespodzianki] [xD Och, wybaczcie czytelnicy, ale w tym opku Gandalf jest takim pervem, że jego „niespodzianki” kojarzą mi się tylko z rzeczami godnymi skwitowania nerwowym chichotem xD] [Gandalf wyskakujący zza załomu muru odziany tylko w pasy i lateks?] [Gandalf czekający na łóżku Thrandouila, w pozycji horyzontalnej, odziany tylko w swą skórę i różą zatkniętą w… Miejsce, Gdzie Plecy Tracą Swą Szlachetną Nazwę]..
- Sądzę, że jutro rano lub popołudniu.
- Prawdę mówiąc nie chcę żebyś jechał - Thranduil usiadł na krześle. - Jakoś nie czuję się szczęśliwy, że ta... cała Sandra zostanie tu sama [Oh, wcale nie będzie sama! Będzie miała całe mnóstwo młodych zdrowych garde…elfów dotrzymujących jej towarzystwa! ^^].
- Muszę jechać. Sam rozumiesz powagę sytuacji, a Sandrą się nie martw. Ona nic nikomu nie zrobi, z wyjątkiem orków oczywiście. Ufam jej [„Poza tym: widziałeś jej tyłek?! Dziewczynę z takim tyłkiem trzeba zachować przy życiu, nawet jakby miała zjeść dwóch czy trzech statystów...”].
Król w odpowiedzi tylko westchnął ciężko.
- Nie wiem Gandalfie, nie wiem. Elfy nie są zachwycone, że taka... hmm... osoba przebywa w zamku. Jeszcze wyjeżdżasz teraz, to ja nie wiem co się stanie [„Bez Ciebie, Gandalfie, moją władzę królewską można o kant dupy potłuc!”].
- Musisz dać jej szansę, a poddani będą ci posłuszni. Pokaż im tylko, że się nie boisz. Zdanie władcy przecież liczy się najbardziej [Zdanie władcy liczy się wyłącznie. Monarchia tak działa, wiesz? Jeden człowiek, jeden głos i mnóstwo wrzącego oleju dla niezadowolonych...]. Jeszcze tylko porozmawiam z Legolasem i jakoś te dwa tygodnie wytrzymacie - Gandalf uśmiechnął się.
- A jeżeli coś mu zrobi? To będzie cios.
- Nic mu nie będzie. Trochę zaufania.
- No dobrze - przytaknął niechętnie król.
- Cieszę się tą decyzją.
- A mam inne wyjście?
- Chyba nie.
- Właśnie. Ahh... - król machnął ręką - chodźmy lepiej na śniadanie. [Thraduil, nie mogąc pogodzić się z decyzją Gandalfa o wyjeździe, zresetował się do podstawowego opkowego zachowania. Zaraz będzie chciał wykonywać czynności poranne...]
Gandalf kiwnął głową w odpowiedzi i razem z Thranduilem opuścił komnatę.

Popołudniu Słońce powoli zaczynało zachodzić[Powoli zaczęłam zbliżać dłoń moją do czoła (także mego)]. Legolas wyszedł do ogrodu. Uwielbiał zapach przyrody, a także jej widoki [smaku przyrody nie znosił chronicznie, od dziecka]. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie dotknąć kory starego buku. Ten gest uspokajał go, a także dodawał mu siły i otuchy [Dotykanie kory starego buku? Czy dotykanie jako takie?]. Nie miał oczywiście czego się obawiać, ale to było silniejsze od niego [Kiedy irracjonalny strach jest silniejszy ode mnie zazwyczaj owijam się moim Szczęśliwym Kocykiem, jeśli stan się utrzymuje idę do terapeuty. A Legolas maca drzewa. Geriofil-dendrofil?].
Usiadł na kamiennej ławeczce przed jeziorem. Jego błękitna tafla odbijała zielone drzewa, które chwiały się pod lekkim wietrzykiem [Nie odbijała za to drzew w innych kolorach, które obficie porastały okoliczne lasy] [Do odbijania drzew o innych kolorach były inne kolory tafli wody] [*nuci* I odbijany! *gibiąc się, z Johnnym w ramionach, odtańcza na drugi koniec pokoju*].
- Aa... tu jesteś - usłyszał pogodny głos Gandalfa.
Elf odwrócił się i lekki uśmiech zagościł na jego twarzy:
- Wiesz, że tylko tu można mnie znaleźć.
- Oczywiście - Gandalf usiadł obok niego. - Piękny widok.
- Tak... - głos Legolasa był pełen radości i jakiegoś ukrytego pragnienia [O.O]. - Nie powinieneś się pakować? [Ekhm… Johnny?] [Hm?] [Jesteś pewien, że romans w tym opowiadaniu jest zawarty miedzy Legolasem a Sandrą?] [Taaak, a co?]  [Oni się już któryś raz spotykają o zachodzie słońca. I to na osobności, z dala od reszty elfów. Legolas na jego widok cieszy się jak głupi. Jego głos jest pełen ukrytego pragnienia. A Gandalf powinien się pakować, ale wolał przyjść się z nim spotkać. Yaoi w tym fragmencie wywija wielkim transparentem i dmie w trąbkę] [*ciężki wzdech*]
- Zrobię to jutro. Wyruszam dopiero w samo południe. [1. Południe to najgorsza z możliwych pór na podróż, bo wtedy jest po prostu gorąco. Gandalf mimo wszystko ma już swoje lata. 2. „A czy przytroczysz sobie do pasa sześciostrzałowiec?” (a seniora Legolasella uwiesiła się na jego ramieniu piszcząc „Och Gandalfie, tylko bądź ostrożny!”. Zaś Gandalf dzwonił ostrogami i wciąż poprawiał sobie gwiazdę szeryfa na piersi)] [W samo południe czego go pojedynek z niegodziwym Jimmy'm Sauronem i jego bandą. Ale nie martwcie się! Towarzyszyć mu będą Dziki Fred Baggins, Doc Gondor, Olifant Gamgee, i wierny Indianin Zielony Liść!]
- A Sandra?
- Właśnie chciałem o niej porozmawiać. Twój ojciec nie jest zachwycony jej obecnością.
- Wiem. Z reguły taki nie jest. Myślę, że przeraził go strach innych elfów. To zaczęło go przerastać [Tak, głupi, żałosny król, staruch bez wyobraźni i doświadczenia. A poza tym ma parchy i hemoroidy]
- Powiedział mi o tym - wzrok Gandalfa spoczął na gromadzie kaczek, które przepływały jezioro. - Od jutra Sandra będzie pod twoją opieką. Naucz ją walki. Strzelania z łuku i władania mieczem.
- Dobrze - przytaknął Legolas. Lubił być pomocny [„…Dlatego też tak mu się podobał ten ogon, który mu niedawno wyrósł”].
- Jednak wcześniej Sandra musi pójść na... polowanie. Nie radzę iść z nią - czarodziej mrugnął okiem do elfa i serdecznie się roześmiał [Było to bowiem zupełnie nowe doznanie. Gandalf zazwyczaj mrugał stopami]. - To niezbyt ładny widok.
- W takim razie będę czekał na nią o północy na naszym polu do trenowania.
- Cieszę się. Powiedz jej to dziś. Spotkamy się w trójkę.
- Dlaczego? - zdziwił się Legolas.
- Chcę, żebyś zobaczył jaka Sandra jest[„Mówię ci, Leguś, PALCE LIZAĆ!”]. Pod moją nieobecność na pewno poznacie się lepiej, ale to tak na wszelki wypadek [„…podczas waszego pierwszego spotkania wolę ją trzymać na krótkiej smyczy”].
- Rozumiem - elf kiwnął głową. - Pójdę jeszcze się przejść. Chcesz iść ze mną?
- Nie - czarodziej uśmiechnął się - idź sam i korzystaj z życia [Co Legolas robił podczas tych przechadzek?!].
Legolas uśmiechnął się i poszedł w głąb lasu, a Gandalf westchnął ciężko i udał się do zamku.

Nadeszła noc. Ciemna i chłodna. Leśne zwierzęta schowały się do kryjówek, gdyż w tę porę wychodzili inni łowcy [...którzy też w większości byli leśnymi zwierzętami. Albo może zwierzęta pustynne organizowały sobie turnusy pod hasłem „Zjedz Coś Nowego!” i najeżdżały lasy po zapadnięciu zmroku?]. Księżyc przeświecał przez drzewa [Szklane drzewa] [Prawie jak szklane domy] [Może to o to chodziło? Drzewa były dla elfów domami. Reinterpretacja lektur szkolnych, Mroczna Puszcza jako kraina marzeń ludów Śródziemia…] [Kochanie, chyba powinnaś dłużej odpocząć po tej maturze, wiesz?], które poruszały się pod wietrzykiem [Wietrzyk ujeżdżał drzewa jak byki na rodeo. Dość niemrawe zresztą].
Sandra stała przy bramie prowadzącej do zamku i wpatrywała się w niebo. Uwielbiała taką pogodę. Ona odzwierciedlała jej duszę [W sensie, że Sandra odzwierciedlała swoją dusze? Czy pogoda swoją- tylko nie mam pojęcia, gdzie pogoda może mieć duszę…].
Nagle usłyszała szelest w krzakach. Gwałtownie odwróciła głową w tamtą stronę i na jej ustach zagościło coś na kształt uśmiechu. Mały rudy lisek szybko ją wyminął i pobiegł spłoszony w głąb ciemnego lasu. Sandra zapięła kurtkę, wreszcie odzyskała swoje ubranie i poszła w kierunku obozowiska orków.
Idąc zastanawiała się co będzie, gdy orkowie staną się bardziej czujni. Na pewno w jakiś sposób wzmocnią straże. Owszem, umiała się szybko i bezszelestnie poruszać, ale orkowie mogli stać się silniejsi. Te mroczne i niezbyt optymistyczne myśli [Dlaczego?! Mnie się bardzo podoba wizja orków rozrywających Cię na strzępy…] przelatywały jej przez głowę. Nie umiała myśleć pozytywnie. Po spotkaniu Lestata wszystko się zmieniło, stała się pesymistką. Kolorowych barw nigdzie już nie widziała ani nie dostrzegała [ani nawet nie zauważała i nie percypowała. Zazwyczaj również ich nie doświadczała]. Zawsze mrok i czerń. Przyzwyczaiła się i już jej to nie przeszkadzało.
Wreszcie doszła do obozowiska orków. Zauważyła, że nie postawili mocniejszej straży. Było tak, jak we wcześniejszą noc. Podkradła się do orka, który stał na uboczu i specjalnie zaszeleściła rozłożystym krzakiem maliny [… W Mrocznej Puszczy rosły MALINY?]. Czujny strażnik [w odniesieniu do orków to niemal oksymoron. Poza tym orki były tchórze, powinien choć spróbować wziąć ze sobą wsparcie. Zapewne by mu się nie udało i zostałby wyśmiany, ale aŁtorka zyskała by kilka dodatkowych punktów za znajomość uniwersum] wziął do ręki miecz i podszedł do niewidocznej Sandry. Nie zobaczył kim był napastnik. Sandra złap ała orka bardzo szybko [Tak szybko, że aż przywaliła narratorowi]. To było jak mrugnięcie oka [W sensie, że Sandra mrugnęła, a krew sama się przeteleportowała do jej żołądka (czy co tam mają krwiopijcy)?].
Wytarła wierzchem dłoni krew ściekającą z ust i zaniosła potwora do jaskini. Znów w jej wnętrzu słychać było tylko "plusk" i zaległa martwa cisza [Ta sytuacja z jaskinią przywodzi mi na myśl Tarantino i jego Skład Martwych Czarnuchów].
Sandra przeczesała jeszcze czarne włosy palcami [wycierając z nich krew. Taki szybki zabieg kosmetyczny: rączki czyste a i włosy mają naturalna odżywkę ^^] i skierowała się do zamku.

Sandra doszła do zamku w niecałe 30 minut. Zrobiła co miała zrobić i szybko wróciła [Brzmi jakby poszła za potrzebą w krzaczki. W sumie, to faktycznie poszła].
Od razu skierowała się do ogrodu. Tam otworzyła małą furtkę, która prowadziła na pole treningowe, gdzie elfy mogły udoskonalać strzelanie z łuku [Elfowie hodowali małe strzelanie (nie wiem co to jest, ale chyba ma formę żeńską) i trenowali je, jak Pokemony. A czyja strzelania była najlepsza i najwaleczniejsza ten dostawał większą porcję owsianki na śniadanie]. Dostrzegła Gandalfa i Legolasa, którzy z ożywieniem o czymś dyskutowali.
- Dobry wieczór - przywitała ich.
- Witaj - uśmiechnął się Legolas.
- Szybko wróciłaś - stwierdził czarodziej.
- E tam - Sandra machnęła ręką - szłam normalnym krokiem.
- To gdy biegniesz jesteś pewnie jak burza [a gdy robi zakupy jest jak tornado! A nie, to wszystkie kobiety...] - zaśmiał się Gandalf.
- A dlaczego miałam tu przyjść?
- Nauczę Cię strzelać z łuku - poinformował Legolas. - Chyba, że potrafisz.
- Nie, nie umiem. Jednak nie rozumiem po co.
- Widzisz - Gandalf usiadł na kamiennej ławeczce - przewiduję, że będziemy walczyć z orkami. Nie wiem kiedy, ale czuję, że do tego dojdzie. Musimy być przygotowani na wszystko.
- Aha - stwierdziła inteligentnie Sandra [Yhy – odparł z niesamowitą elokwencją Johnny], a na jej twarzy zagościł tajemniczy wyraz. - W takim razie bierzmy się do pracy - wzięła łuk, który oparty był o drzewo, napięła cięciwę i wystrzeliła w sam środek tarczy. - Tak to się robi?
- Brawo! - pochwalił ją Legolas. Myślał, że lekcje zajmą im dużo czasu. - Strzelałaś wcześniej?
- Nie - powiedziała prawdę, miała pierwszy raz łuk w rękach. - Myślałam, że to trudniejsze. [a teraz wszyscy razem! Spluńmy w twarz wszystkim Olimpijczykom i innym zawodowcom, którzy latami doskonalą się w sztuce strzelania z łuku! Hhhh!... Ptfu!]
- Pewnie dla innych takie by było. Wiedziałem, że się nam przydasz - zatarł ręce Gandalf.
Legolas uśmiechnął. Gandalfa rozpierała energia, był szczęśliwy i to bardzo.[...ja się nawet nie muszę dokładać, to samo z siebie brzmi... niewłaściwie!] Czyżby to zasługa i obecność Sandry? Niestety, tego nie wiedział.
- A umiesz posługiwać się mieczem? - spytał elf.
- Chyba nie - pokręciła przecząco głową Sandra.
- To się przekonamy - elf podał jej miecz i stanął jako jej przeciwnik. Naparł pierwszy, Sandra odparowała atak - Dobrze - pochwalił ją, jak na początek nie było źle.

Gandalf siedział na ławce i obserwował ich. Mieli poważne miny, ale z ich oczu biły wesołe iskierki. [zapalając ławkę i okoliczne trawy] Podobało im się to. Wyglądali jakby znali się od lat, a nie dwóch czy trzech dni. Niesamowite. [Nie. Raczej do bólu przewidywalne i absolutnie wnerwiające]

- Chyba na teraz wystarczy - powiedział Legolas po kilku godzinach.
- Masz rację - Sandra odłożyła miecz i usiadła na miękkiej trawie. - Powinniście iść już spać. Gandalfie wyjeżdżasz dziś, a Ty Legolasie musisz być w formie na następne spotkanie.
Elf i czarodziej zaśmiali się. Sandra miała rację. [Czy mogło być inaczej?]
- W takim razie dobranoc - Gandalf podniósł się z ławki.
- Dobrej podróży.
- Dziękuję.
- Do jutra - pożegnał się Legolas i wziął Gandalfa pod rękę.

Sandra patrzyła za nimi. Świetnie czuła się w ich towarzystwie. Gandalf był mądry i rozważny. Natomiast Legolas wrażliwy na piękno przyrody i świetnie strzela z łuku [którym często trafiał w rzeczoną przyrodę, wzruszając się nad pięknem jeleniego udźca w sosie grzybowym]. Czego jeszcze by chciała na tą chwilę? Być człowiekiem. Właśnie, być człowiekiem i rozmawiać z nimi o pięknych słonecznych dniach. Biegać boso po porannej rosie jak to robiła wraz z rodziną [A nie było tam przypadkiem różowych kucyponków sracjących tęczą? -.-]. Czasu jednak się nie cofnie.
Odetchnęła ciężko. Położyła się na plecach na trawie i zapatrzyła się w niebo.

Bez komentarza, ale trochę długa notka ^^


6.
- Jednak wyjeżdżasz, Gandalfie - powiedział Thranduil [niemal rzucając się pod nogi czarodzieja z krzykiem "Nie! Nie zostawiaj mnie! Noce takie zimne..."].
- Nie zmieniłem zdania - Gandalf wyprowadzał Cienistogrzywego ze stajni [*nasłuchuje* Słyszycie? Wydaje mi się, że aŁtorka doprowadziła kanon do płaczu...] [To nie kanon, to ja. Kanon już dawno poszedł się powiesić…]. - Dwa tygodnie szybko miną.
- W bardzo miłym towarzystwie - stwierdził zgryźliwe król [„Te wszystkie służki i stajenni to nie to samo co ty, pakujący się do łóżka z sękatą laską w ręku!...”].
Gandalf serdecznie się roześmiał:
- Praktycznie będziesz się mijał z Sandrą. Ona w dzień śpi, nie masz się czym martwić. [„Chyba, że przyjdzie wyssać twoją krew, ha ha ha...” zaśmiał się Gandalf nieszczerze, zaciskając dłoń na główce czosnku ukrytej w kapeluszu]
- Przyjacielu... - Thranduil położył mu dłoń na ramieniu - zrozumiesz, gdy sam będziesz miał dzieci [xD No, to raczej nieprędko…]. Ja po postu boję się o Legolasa.
- Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę? Miałeś nie okazywać strachu przed innymi elfami, radzę byś to zapamiętał [„Bo inaczej przyjdzie wróżka-strachuszka i Cię zje!”] [A ona zawsze przychodzi do takich małych, niedobrych królów, którzy mają instynkt rodzicielski i świadomość ciężaru swych obowiązków…]. Sądzę także, że lepiej będzie, gdy dasz Legolasowi wolną rękę. Wiesz, że jest samodzielny i nie wybaczy ci, jeżeli będziesz nad nim "wisiał" [Legolas powiesił sobie ojca obok uśmiechu młodzieńca. A jak wiał wiatr, Thranduil łopotał za nim niczym chorągwia].
Król spojrzał na błękitne niebo, kilka ptaków przeleciało tuż nad jego wzrokiem.
- Przemyślę to.
- Oby nie zajęło ci to całych dwóch tygodni - uśmiechnął się czarodziej i dosiadł swego wiernego rumaka. - Do zobaczenia niedługo, mam nadzieję, że wrócę z Aragornem.
Thranduil kiwnął głową:
- Zatem do zobaczenia.
Gandalf uśmiechnął się do przyjaciela i spiął Cienistogrzywego nogami [… Cholera. Po pierwsze: Konia spina się ostrogami. Nogami to on go mógł co najwyżej zapiąć. A potem przyszli ci z Obrony praw Zwierząt i zrobili Mu z dupy jesień Średniowiecza. A po drogie: to był Cienistogrzywy. Poczuj to, aŁtorko. Książe koni. Do niego się mówiło i miało nadzieję, że Cię wysłucha (Gandalfa słuchał- dodam dla ułatwienia). Za pięty w miękkim to można było co najwyżej wylecieć z grzbietu]. Koń ruszył co sił w kopytach [Czuł, że ten nowy Gandalf będzie prawdziwym utrapieniem, rujnującym całą delikatną więź jaka się miedzy nimi nawiązała].
Władca elfów usiadł na ławeczce […z cichym „tsk!” otworzył browarka…] i patrzył za malejąca sylwetką czarodzieja. Chciał wierzyć, że podczas tych kilkunastu dni nic złego nie stanie się synowi [A tak zupełnie przez ciekawość: co konkretnie mógłby zrobić Gandalf, gdyby nasza wampirella zechciała kogoś zagryźć? Pogroziłby palcem? Ja tam na miejscu Thranduila bym się cieszyła- można dziewoi dorzucić jakiegoś pajączka w łóżko, ale zaciukać bardziej tradycyjnymi metodami, a potem mówić, że to był wypadek]. Lecz jak nie okazywać strachu przed najbliższymi i poddanymi? Jak spać spokojnie, wiedząc, że ten cały wampir przechadza się po zamku i lesie? Jak nie martwić się o Legolasa, gdy ten spędza z nią czas?
Westchnął ciężko, teraz jeszcze to zamieszanie z orkami. Jak już jedno złe się stanie, to pójdzie i ciąg dalszy. [- Zdaje się, że MY byliśmy trochę wcześniej?!- pytali oburzeni orkowie]
[- Spadajcie- odpowiadał im Thranduil – Ona jest MarySue, ma pierwszeństwo nawet w chronologii]

Niedługo po odjechaniu Gandalfa, Thranduil poszedł zobaczyć się z Legolasem. Wszedł do zamku i skierował się do wschodniej części. Mijał pracujących elfów [pracujące elfy? No to już przegięcie i brak szacunku dla tradycji...], którzy schylali przed nim głowę z szacunkiem i gestem pozdrowienia. Nie zwracał na to wcale uwagi, chciał jak najszybciej dotrzeć do komnat syna. Wdrapał się po kilku stopniach i zastukał do dwuskrzydłowych drzwi.
- Proszę.
Nacisnął klamkę i wszedł do zalanego Słońcem pomieszczenia. Ściany były w pomarańczowym odcieniu [Ciekawe z czego Leguś zrobił sobie farbę…], co dawało idealny ciepły efekt komnaty [Prawie jak efekt axe. Tylko, że axe przyciąga dziewczyny, a komnata… jaszczurki]. Wzrok przykuwały roślinne wzory i motywy pomalowane na ścianach, drzewa, krzewy, liście. Miało się wrażenie, że weszło się do Słonecznego lasu [w którym wiały Słoneczne Wiatry, na spragnionych czekała Słoneczna Studnia, a między drzewami krążył Słoneczny Patrol].
Reszta komnaty utrzymana została w barwach zieleni. Narzuta na łóżko, dywan, zasłony, jakieś dodatkowe elementy [A wiec pokój był pomarańczowo-zielony? To faktycznie musiało wyglądać bardzo… ciekawie?].
Legolas wyszedł z balkonu, a mała ruda wiewióreczka siedziała mu na ramieniu [Serio?!].
- Witaj, ojcze - na jego ustach zakwitł uśmiech. - Co cię do mnie sprowadza? Zapomniałem o obiedzie? Jeszcze nie zostałem poproszony o zejście do komnaty jadalnej [… Zrobiłam facepalma stopami, tak mi ręce opadły].
- Nie, nie w tym rzecz - król usiadł w fotelu. - Chciałem po prostu porozmawiać z synem.
Legolas usiadł na łóżku, wiewiórka nie zeskoczyła i nie uciekła. Trwała cierpliwie szybko poruszając noskiem.
- Słucham zatem - pogłaskał delikatnie zwierzątko po główce.
- Wiesz, że Gandalf wyjechał [tak. My też wiemy. Czy moglibyśmy przejść do jakiejś akcji, zamiast do kilku osób rozmawiających na ten sam temat w kółko i wciąż?].
- Tak. Pożegnałem się z nim wczoraj.
- Lecz Sandra tu została i nie ma osoby, która mogłaby ją powstrzymać.
- Ojcze, musisz zrozumieć, że Sandra nie jest zła. Nic nikomu nie zrobi. Wiem, że Gandalf powiedział ci to samo. Jest niegroźna.
Thranduil spojrzał na Legolasa:
- Musisz zrozumieć, że bez względu na wszystko, będę się martwił. Jesteś mym synem i zawsze będziesz w mej głowie [… a nie będzie mu tam niewygodnie?] [To będzie się cieszył, że ojciec nie ma go w dupie xP]. Najbardziej mnie jednak przeraża myśl, że będziesz z nią w środku nocy. Sam. [Zabawne. Zazwyczaj to ojcowie córek są zbzikowani na punkcie straty dziewictwa swej pociechy] [Spójrz na Legolasa i zastanów się nad tym przez chwilę] [... w sumie to masz rację]
Legolas uśmiechnął się ciepło:
- Dziękuję za troskę, ale to niepotrzebne. Sandra jest porządna, wiem, że nie zrobi mi krzywdy.
- Obyś miał rację, lecz jeśli cię skrzywdzi, zabiję ją własnymi rękami [Nie zrobisz tego. Nie zdążysz. Przecież ona jest porządna- jak zabija, to na całego, wszystkich, a nie, że jednego Legolasa i zostawi robotę taką rozgrzebaną…] [Dlatego najlepiej będzie, jak zabijesz ją już teraz!].
- Jeśli ci się uda - Legolas uśmiechnął się i wtedy cicho otworzyła drzwi kucharka elfów [w czapeczce szefa zrobionej z liści... Serio, czemu oni w kółko jedzą?!].
- Wasze Wysokości - skłoniła się dostrzegając króla. - Podano posiłek.
- Dziękujemy. Już idziemy.
Elfia kobieta opuściła komnatę.
- Chodźmy, chyba nie chcesz, by czekali - Legolas odłożył wiewióreczkę na łóżko i wstał [no, to już wiem, czemu dzikie stworzenie tak mu się dawało miziać] .
- Zaiste nie chcę - Thranduil podniósł się z fotela i wraz z synem, opuścił jego komnaty.

Po spożytym "posiłku", na który składał się śmierdzący ork, Sandra dotarła na miejsce ćwiczeń. Była dość ciepła księżycowa noc.
Podeszła bezszelestne i chciała się przywitać z elfem, lecz coś ją powstrzymało. Legolas zakładał jedną strzałę za drugą na cięciwę i z zawrotną szybkością, trafiał do celu. Do czerwonego punktu na tarczy.
Sandra zauważyła, że jej nowy znajomy, mimo swej siły jest niezwykle przystojny [zapamiętać: silni ludzie nie mogą być przystojni... Cholera, jeśli tak, to ja jestem prawdziwy Mister Universe!]. Lecz czy może tak myśleć? Chyba nie, skarciła się w myśli. Była tu obca, niechciana, trafiła tu przez przypadek [Zapamiętać: w obcych stronach nie wolno uważać innych ludzi za pięknych. To takie faux-pas, że nawet w najcywilizowańszych krajach grozi za to śmierć]. Nigdy w życiu nie mogłaby pasować, do tych szlachetnych i pięknych istot. Jest przecież potworem, zwykłym mordercą. Nie zasługuje na nic innego prócz wiecznego potępienia.
- Dobry wieczór - dołączyła do elfa po dłuższej chwili przyglądania mu się [zwinnie przeskakując kałużę śliny, która zdążyła się utworzyć od tego przyglądania się] [*Ithil zakwikuje się na śmierć* I to by było na tyle jeśli idzie o Wieczne Potępienie].
- Witaj - uśmiechnął się ciepło do niej. - Czekałem na Ciebie.
- Jak widać, doczekałeś się - postarała się uśmiechnąć. - Mam nadzieję, że nie boisz się być ze mną w cztery oczy.
- Nie. Przeżyłem drugą największą wojnę w dziejach Śródziemia, nic mnie nie zdziwi. [A ona nie ma Cię zadziwiać, tylko zjadać. Możesz być wtedy stoicko spokojny. To nawet wiele ułatwi…]- Jeszcze trochę i upodobnisz się do Gandalfa [jeszcze tylko broda (której nie możesz zapuścić, bo elfy nie mają zarostu), magia (którą nie umiesz się posługiwać) i sękaty kostur (z którym naprawdę wolałbym sobie ciebie nie wyobrażać). Do tego przyda się jeszcze status pomniejszego bóstwa w obowiązującej kosmologii. Poza tym - wykapany Gandalf!]- sięgnęła po łuk oparty o drzewo i odwracając się, spojrzała na zamek. Ktoś ich obserwował, Thranduil. - Twój ojciec nie cieszy się z mej obecności.
Legolas podążył za jej wzrokiem, ujrzał ojca w oknie sypialni.
- Jest u siebie, lecz nie martw się nim [Lubi orzeszki, więc oczywiście, że możesz przejść po tej linie nad przepaścią!]. Gandalf i ja rozmawialiśmy z nim, po prostu trochę się o mnie boi.
Sandra spojrzała w niebo, rozumiała to wszystko aż za bardzo. Wiedziała, że we wszystkich wzbudzała niepokój [Nie przesadzaj, we mnie tylko niesmak.]. Nie powinna przechodź przez ten portal, nie powinno jej tu być. Tak bardzo różniła się od tego świata, nie pasowała tutaj. Może powinna pojechać z Gandalfem? Nie, powinna stąd odejść.
Odłożyła łuk na swoje miejsce.
- Nie pasuję tutaj. W ogóle nie powinno mnie tu być, Legolasie - Legolas, jakie piękne imię. Tak łatwo i miło było je wypowiedzieć, pomyślała.
- I gdzie pójdziesz? - zaśmiał się elf. - Wszędzie lasy i pustka. Nie ma po drodze żadnych orków, będziesz jeść króliczki i liski? [No... tak. I niedźwiadki, i wilczki, i elfiki, jeśli będziesz ją dalej podpuszczał] [„I po ostatniej samicy!”]
- Nie śmiej się ze mnie, naprawdę chcę stąd iść i to zrobię. Powrócę jakoś do swojego świata. - z tymi słowami skierowała się do lasu.
- Zaczekaj! - Legolas złapał ją za chłodną dłoń, Sandra drgnęła i zabrała dłoń jak oparzona.
- Wybacz - elf zauważyła jej reakcję i opuścił swą rękę - nie chciałem Cię przestraszyć.
- Przestraszyć...? Mnie...? - zacisnęła dłoń w pięść, czuła ciepło skóry Legolasa [A zaraz potem poczuła ciepło jego krwi i pogruchotanych kości śródręcza].
- Nie chcę byś odchodziła - zbliżył się o krok i spojrzał w jej czarne oczy. - Jesteś pod moją opieką [„Wreszcie mogę się kimś zaopiekować! Będziemy urządzali herbatki, ładnie Cię uczeszę i umaluję… Zobaczysz, będzie fajnie!”].
- Nie musisz się mną opiekować, dam sobie radę - dopiero teraz zauważyła, że był o głowę, a nawet więcej, wyższy od niej. Dlaczego w tym momencie pomyślała o takich rzeczach? [„pomyślała”- o rzeczy. „Myślała”- o rzeczach]
- Wiem, że dasz. Jesteś silnym wampirem - uśmiechnął się. - Lecz jeśli chcesz iść, to pójdę z Tobą.
- Przecież nie mógłbyś. Masz ojca, bliskich. Niedługo wróci Gandalf z posiłkami [„przywiezie Ci prawdziwego kebaba!”], będzie wojna z orkami.
- Wiem to wszystko, ale w tym momencie jesteś ważniejsza od tego wszystkiego [Kto się spodziewał takiego obrotu spraw, zasłużył na ciasteczko... Bo doczytał aż tutaj! Brawo!] [„Bo to wszystko z tym wszystkim (czyli rozpad jego świata, hłe hłe hłe) nie jest w ogóle tak ważne, jak wszystka Ty!”].
Sandra zamilkła na chwilę.
- Nie powinieneś tak mówić, zwłaszcza, że Twój ociec zachodzi w głowę co tu się dzieje.
- Skoro tak często o nim mówisz, musisz mieć powód - Legolas się uśmiechnął. - Dopilnuję byśmy jutro wszyscy w trójkę porozmawiali o Tobie. Sądzę, że ta rozmowa go uspokoi i nie będzie podglądać.
- Hmm... To chyba rozsądne rozwiązanie.
- Nie chyba tylko na pewno, a teraz wrócimy do ćwiczeń, czy dalej chcesz być uciekinierką? - w oczach elfa zabłysła wesoła iskierka.
- Chyba wrócimy.
- Na taką odpowiedź liczyłem.
Na ustach Sandry pojawiło się coś na kształt uśmiechu [na twarzy Johnny'ego pojawiło się coś na kształt znudzenia, a palce zaczęły wystukiwać na klawiaturze coś na kształt komentarza]. Wróciła z Legolasem do ogrodu. Spojrzała jeszcze na okno Thranduila, nie było go tam. Ucieszyła się w duchu, miała nadzieję, że król zobaczył, że jemu synowi nic nie grozi. Bardziej bała się o siebie, co wyniknie z jutrzejszej rozmowy? Tego nie wiedziała, ale skoro będzie tak Legolas, to nie ma się czym martwić.
Wzięła łuk i strzałę, napięła cięciwe i wystrzeliła. Trafiła w sam środek. [Na cholerę oni ćwiczą strzelanie z łuku, skoro ona to UMIE?] [Ćwiczenie czyni mistrza?] [No dobra, to niech ją teraz pomistrzują w walce mieczem. Zbliża się wojna z orkami! To nie czas na romanse, kurde!]

Możecie zbić, zlinczować i zabić... Chociaż zabić to nie xD [A szkoda, właśnie zaczynałam ostrzyć maczetę…] Kto napisze ciąg dalszy? ^^
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie chciało mi się, to wszystko. [*double facepalm*]
Mam jednak nadzieję, że się podobało  ;] [Nadzieja ta jest, zgodnie z powiedzonkiem, płonna]
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz