piątek, 7 października 2011

6. Serce obrośnięte Jutrem czyli analizatorska separacja

Dobry wieczór, Drodzy Moi
Dziś przed wami opko o bardzo irytującej MarySue i jej koleżankach- uzurpatorkach. Będą więc mantrujący buddyjscy mnisi, małpoludy w szkole prywatnej, groza niemożności skorzystania z toalety i wiele, wiele innych idiotyzmów. Na szczęście pod koniec poznajemy Przyczynę Wszelkiego ZUa.
Ponadto w tej analizie brak Johnnego. To też jest zUo i też ma przyczynę: jest to krótkość opka oraz… nieliczność błędów! Tak, nie przywidziało wam się, drodzy czytelnicy! AŁtorka jest bowiem istotką obiecującą, choć wymagającą wielu szlifów. Już na samym wstępie pochwalam ją chociażby za zlikwidowanie większości literówek- mało którą aŁtorkę na to stać. Z tej okazji wraz z Johnnym postanowiliśmy zrobić mały (s)eksperyment i zanalizować oddzielnie
Czytajcie więc! (A jak wam się nudzi, to możecie ocenić, że moje lepsze ^^)

Zanalizowała: Ithil
„Serce obrośnięte mchem”
Test
Chociaż od 10 minut klakson przed domem nie dawał nikomu spokoju [10 minut bez przerwy? Jej sąsiedzi to chyba buddyjscy mnisi, że jeszcze nie zaczęli rzucać w auto cegłami], Monika nałożyła na usta kolejną warstwę swojego ulubionego, truskawkowego błyszczyku. Wydęła wargi i przeczesała dłońmi włosy. Gdy zadzwonił telefon, była gotowa do wyjścia, musiała tylko zarzucić na siebie wrzosową pelerynkę [pelerynkę uplecioną z wrzosów. A poza tym na głowie kwietny miała wianek a ręku zielony badylek]. Na dworze padał kapuśniaczek i pachniało mokrą ziemią. Nie było jednak czasu na takie sprawy, gdyż jej szofer - Albert, był już wyraźnie poddenerwowany [Olewała go przez 10 minut ale teraz szkoda jej czasu popatrzeć kędy lezie?]. Monika z gracją [a jakże!] wsiadła na tylne siedzenie limuzyny, na przywitanie rzucając jedynie: "'nie musisz tyle trąbić, wiesz, że nie płacę Ci za godziny [„zwłaszcza, że to nie ja Ci płacę tylko moi rodzice”…]". Nigdy nie czuła szacunku do ludzi, którzy nie byli dla niej uprzejmi [… *niedbałym ruchem sięga po maczetę*]. W połowie drogi do prywatnego gimnazjum w Nicei rozpadało się na dobre. Cóż zbliżała się zima i nawet tu-w południowej Francji takie rzeczy miały miejsce. Dojeżdżając do szkoły, Monika na nowo przejechała błyszczykiem po ustach [W efekcie czego z jej ust zaczął skapywać tłuszcz aż na kolana]. Była zdenerwowana, ponieważ pisała dziś test, od którego zależało czy zda do następnej klasy. Nawet nie chciała myśleć co się stanie gdy go obleje [No nie zda. Poinformowałaś nas o tym w poprzednim zdaniu]. Ze swojej złotej torebki [-.-] wyciągnęła parasol, który otworzyła, gdy wysiadła z auta. Jej obcasy wybijały rytm, który sprawił, że wszystkie oczy były skierowane na nią [Jasssne. I przebił się przez gwar uczniowskiej gawiedzi? Przypuszczam iż wątpię]. Przyzwyczaiła się do tego. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się u boku [Dopełniacz: Kogo? Czego?] swych przyjaciółek : Klaudii - małej szatynce [A tu już celownik: Komu? Czemu? Yay, it’s magia time!] o kręconych włosach, Klementyny - rudowłosej piękności, która w szkole była uznawana za łamaczkę serc, oraz Karoliny - wysokiej, zgrabnej dziewczyny z północy. Czekały na nią jak zawsze w łazience, na końcu korytarza, na parterze [jak na grzeczne, sWeEtAsHnEe przyjaciółeczki przystało. Czego oczekiwałaś?] . Nikt tam nie zaglądał, ponieważ kiedyś jakaś dziewczyna próbowała w niej odebrać sobie życie [*parsk* To tym bardziej powinni tam walić tabunami. Poza tym może ja jestem zbyt plebejska, ale jak mi się chce do łazienki to się nie zastanawiam co tu kto kiedy robił]. Klementyna stała przed lustrem, robiąc sobie czarne kreski na powiekach [barwy wojenne przybiera. Zaraz pomaluje policzki na cielisto-czerwono i pobiegnie polować na bizony], Karolina piłowała koło niej paznokcie, natomiast Klaudia chodziła w kółko szepcząc coś pod nosem. Nawet nie zwróciły na nią uwagi, dopiero gdy odchrząknęła, Karolina podniosła wzrok i powiedziała:
-Cześć ! Co tak późno?
-Takie jest życie w luksusie-nie trzeba się nigdzie śpieszyć - uśmiechnęła się - umiecie coś na test?
-Właśnie powtarzam - Klaudia na chwlię [chwlia anagramuje się na „lichwa”. Klaudia zatrzymała się, żeby skroić swoje koleżanki?] się zatrzymała - a Ty?
-Przecież siedzę z tą kujonką Nicol ! Nie mam się czego obawiać.
Tak na prawdę w środku czuła się inaczej. Cała dygotała na myśl o godzinnym sprawdzianie. Wiedziała, że sama go nie napisze. Nicol była od czarnej roboty, właśnie dlatego Monika siedziała z nią na większosciach [„większości”, do cholery! Od czasu do czasu niech aŁtorka nie polega na Nikol tylko uważa na lekcjach!] lekcji. W tej szkole nauczyciele byli tak sędziwi, że można było spokojnie przepisać cały sprawdzian od koleżanki [Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie u tych starych nauczycieli najgorzej ściągać. Ci młodzi wierzą jeszcze w porozumienie nauczycielsko-uczniowskie. Ale ja nie chodziłam do szkoły prywatnej, to pewnie dlatego…] . Milczenie przerwał dzwonek, zaraz po nim wyszły z łazienki [Wyobraziłam sobie milczenie jako jakąś taka zwiewną materię, dzwonek, wpadający na nie z impetem i rozrywający je a za dzwonkiem kroczące jak na wybiegu nasze urocze boCHaterki]. Pod klasą Monika nerwowo przechodziła z nogi na nogę [Na ziemi leżały dwie nogi a ona sobie hopsała z jednej na drugą, tak?]. Spojrzała po twarzach. Większość była spokojna, a reszta douczała się co tylko mogła na chwilę przed testem [Te twarze, tak? Okeeeej…], a ona? Miała pustkę w głowie. Chciała szybko przypomnieć sobie co było omawiane na wczorajszej lekcji matematyki, ale wiedziała że przez całą lekcję słuchała muzyki [no to co próbowała sobie przypomnieć? Liczyła, że jak poda tytuły piosenek to zostanie jej zaliczone? Btw. Arogancka MarySue jest arogancka] ... a na geografii? Pisała smsy z kolegą. Poczuła do siebie wyrzuty [wyrzuty, to ona sobie mogła robić. Opcjonalne jest poczucie do siebie żalu].
-Co się dzieje Monia? - zapytała Klementyna .
Wyrwana z zamyślenia, spojrzała jej długo w oczy, po czym odpowiedziała :
[- Kocham Cię. Wyjdź za mnie!]
-A co ma być? Po prostu się nie wyspałam.
Nie zdążyła jej nic odpowiedzieć bo właśnie zaczęli wyczytywać nazwiska uczniów. Znudzona zaczekała na swoją kolej i z numerkiem ustawiła się w kolejkę.
-Nicol ? Umiesz coś, prawda ? - zapytała się .
-Chyba tak. Uczyłam się ostatnio.
-To dobrze. - uśmiechnęła się i podała jej torbę [skoro już wiem, że mój mały przydupas uratuje mi tyłek, to idź odnieś torebkę. I pamiętaj: z dala od stóp! Nie jesteś godna całować świętych stóp MarySue, nawet kiedy ta obdarza cię łaską obcowania ze swą torebką].
Gdy już usiadła na wytyczonym miejscu, pan od fizyki zaczął mówić co im grozi po oblaniu tego testu. Wyłączyła się na samym początku, wolała przeglądać sam sprawdzian. Na głównej stornie były pola do wypełnienia. Obok imienia, nazwiska i klasy zauważyła literkę " b ", zaniepokojona zernęłam [zerknęła za pomocą wziernika? Fuuuj!] na kartkę Nicol - miała " a " [o, widzę namnożenie zbędnych spacji!].
-W tym roku, rada pedagogiczna ustaliła, że zostaniecie podzieleni na dwie grupy - powiedział fizyk [To u nich rada pedagogiczna musi ustalać ilość grup na teście z fizyki? No bez jaj -.-]. - Powodzenia !
Karetka
Monice zrobiło się gorąco. Serce powoli przyspieszło [„Najpierw powoli, jak żółw ociężale…”.], a po chwili łomotało jak uwięziony gołąb w za małej klatce. Odsunęła krzesło, które wydało tak głośny dźwięk, że każdy podniósł wzrok [z podłogi. Od tego huku poodpadały im wzroki]. Blada jak kreda [kreda nie jest blada. Jest biała] podeszła do fizyka i słabym głosem zapytała :
-Czy mogę wyjść do toalety ?
Nauczyciel nawet nie podniósł wzroku znad książki tylko zatrząsł się, zapewne od śmiechu [trząsł się ze śmiechu, ale ona, stojąc nad nim, tego nie słyszała tylko się domyślała. Ok. Poza tym mają tam takie „ostre reguły”, ale boCHaterka może sobie spokojnie spacerować po klasie, a nauczyciel w czasie testu czyta książkę, nie bacząc na fruwające nad swoją głową ściągi, tak?].
-Nie znasz reguł, moja panno ? Miałaś czas przed testem, wyjedziesz dopiero za godzinę...
Dziewczyna nie usłyszała końca tego zdania, bo runęła na ziemię. [Z przerażenia, że nie może iść do łazienki? Wyczuwam powinowactwo z ludźmi na pustyni z PLUSowej analizy o Sakurze na dworze faraona. Tylko, że oni umierali ze strachu, jak choć przez sekundę nie mieli czego omnomnomać. Więc albo MarySue jest z nimi spokrewniona, albo aŁtorka ostatnio oglądała TEN odcinek Hałsa ^^]
-Monika ! Pomocy ! [Monika! Zemdlałaś! Co my teraz mamy zrobić?! Pomóż nam, wskaż drogę!]- zaczęły krzyczeć Klaudia i Klementyna, ale przerażone nadal siedziały na miejscach.
Reszta klasy podśmiewała się pod nosem [o, widzę do klasy też chodzi z buddyjskimi mnichami: zemdlała wasza koleżanka? „Relax! Take it eeeasyy!”]. Zaczęły się szepty, lecz po jakimś czasie zrobiło się bardzo głośno. Fizyk, który nigdy nie doświadczył takiej sytuacji w swoim zawodzie [jeszcze nigdy mu uczniowie nie gadali na lekcji? To chyba nie dzieje się w Polsce…], nie wiedział co ma zrobić. Siedział jak zahipnotzowany i świdrował wzrokiem nieprzytomną twarz uczennicy. Tylko Karolina wiedziała co począć, ponieważ jej ojciec jest lekarzem [Nieoczekiwana zmiana czasów w środku zadnia- jest!]. Uklękła nad Moniką i sprawdziła jej puls i oddech. Były w normie. Wstała, otrzepała swoje nowe dżinsy [to kluczowe] i szybkim krokiem wyszła z klasy [xD]. Nikt nie wiedział co się dzieje. Dopiero gdy zaczęły latać samoloty ze strzępów testu [Wut? Oo A nikt się tam przypadkiem nie huśtał na żyrandolu? Nie pieprzył się ostro na ostatniej ławce? Jesteś pewna?], nauczyciel ocknął się.
-Spokój ! - wrzasnął.
Nie odrazu został posłuchany [uczniowie nie słuchali go z odrazą i natychmiast się uspokoili. Samoloty z testów, ogarnięte Autorytatywną Siłą Dorosłego ustaliły godziny przylotów i wylotów i urządziły sobie lotnisko pod jakimś podręcznikiem. Nie może panować burdel w przestrzeni powietrznej!], ale gdy zapanował porządek fizyk podrapał się po głowie.
Mało kto oszczędził sprawdziany, a nie było zapasowych kopii. Po dłuższym zastanowieniu powrócił na swój fotel i zaczął wertować książkę. Gdy znalazł upragnioną stronę na nowo powstał i zaczął pisać zadanie na tablicy. Przez klasę przeszedł pomruk niezadowolenia. Ktoś powiedział cicho :
-Czy pan oszalał ?
Nauczyciel puścił to mimo uszu, lecz uczeń nie dawał za wygraną :
-Pisze pan zadanie na tablicy, a obok leży uczennica !~ [„Panie! Becikowe samo się nie zrobi!” (Hej, czy wy też uważacie, że ta falka wygląda niezwykle pociesznie akurat w tym miejscu?)]
Fizyk odwrócił się i mroźnym wzrokiem zmieżył [Co zrobił? Państwo pozwolą, że sobie ryknę…] klasę . Był zdenerwowany, lecz w duchu przyznawał temu komuś rację [No łał, serio?! A ja myślę, że nie krępuj się porozwiązywać jeszcze trochę zadań. Może nam Maryśka przez ten czas kopyrtnie i będzie po problemie. Z drugiej strony *zmienia ton głosu z szyderczego na doradczy*: im szybciej ona wyciągnie kopyta tym prędzej opko się skończy i przestaniesz być personifikacją złego, głupiego nauczyciela aŁtorki. Rozważ wszystkie aspekty!]. Ale została naruszona jego duma, nie będzie w końcu mówić mu co ma robić jakieś dziecko! Postanowił się bronić:
-Karolina poszła po pomoc, a ja muszę Was tutaj pilnować. - posłał szyderczy uśmiech [Ło! Ale ich urządził! *podziwia geniusz zbrodni*].
Więcej sprzeciwów nie usłyszał, gdyż do klasy weszła dyrektorka. Spojrzała na Monikę, po czym poprosiła uczniów o wyjście z klasy [Następnie poprosiła nauczyciela o wyjście ze szkoły. Szybciutko. Z uprzednim zebraniem swoich rzeczy, bez okresu wypowiedzenia, za zaniedbanie i narażenie życia uczennicy na szwank]. Gdy to się stało, przed szkolę przyjechała karetka [ekspresowo dosyć. To na pewno nie w Polsce]. Wiedziała, że Monika może udawać, albo że zaraz się ocknie, ale wolała dmuchać na zimne [Ta karetka? Oo]. Gdy dziewczyna była ładowana na nosze, przyjaciółki miały chwilę na rozmowę.
-Jak myślicie ? Co się stało ? - zapytała Klementyna.
-Moim zdaniem to ona udaje... - odpowiedziała Klaudia.
-Nie znasz jej tyle co ja. - zaprzeczyła Karolina - myślę, że była zdenerwowana. Od rana ją obeserwowałam. Najpierw się spóźniła i udwała spokojną, no i miała pomalowane usta. Przecież robiła to tylko wtedy gdy się czegoś bała! [*facepalm* I loczki kręciła nie tą ręką co zazwyczaj!]
-Hm...masz rację - rzekła Klementyna. - ale skąd...
Nie dokończyła gdyż dyrektorka oznajmiła, że są zwolnieni z lekcji, a ciszej dodała do dziewczyn:
-Odwieddzie ją w szpitalu. [Rada pedagogiczna, która się zbiera, żeby na teście z fizyki uczniowie byli podzieleni na grupy, dyrektorka zwalniająca cała klasę z lekcji, żeby sWeEtAsHnE przyjaciółeczki mogły pójść po swą MarySue… Cuda, cuda w tej budzie!]
Rozmowa
Dziewczyny spotkały się w willi Klementyny. Miała ona wielką rezydencję na przedmieściach Nicei. Mur otaczający dom wyglądał bardzo niepozornie, dopiero po otwarciu bramy dało się dostrzec bogactwo właścicieli. Klaudia przybyła pierwsza. Zanim lokaj otworzył jej drzwi przemokła do ostatniej nitki i rozwścieczona rzuciła na niego morky [brzmi trochę jak „porky” xD] płaszczyk [I ona tak się zachowuje jak jest w gościach u koleżanki? Spoczko. Zaraz walnie się na kanapie, ubłocone buty zrzuci na dywan i wrzaśnie o popcorn. A potem zacznie wydłubywać brud spomiędzy palców. Pełna kultura wśród tych bogaczy]. Gdy pokonała schody, które mieściły się w ogromnym holu, skierowała się w jeden z korytarzy. Znała ten budynek od urodzenia, bowiem spędziła w nim połowę swego życia. Rodzice Klaudii często wyjeżdżali w delegacje lub inne mniej interesujące spotkania biznesowe, dlatego ona lądowała w tym domu. Niestety zdarzało się to bardzo często. Kiedy dziewczyna otworzyła drzwi, ujrzała rudowłosą postać w czarnej sukience od Armaniego na szpilkach, których marki nie rozpoznawała. Klementyna jeszcze nigdy nie zrobiła na Klaudii tak wielkiego wrażenia [No! Miała własną rudowłosą postać! Szpaaan] .
-Jak wyglądam ?- zapytała.
-Ujdzie - odpowiedziała Klaudia, która za wszelką cenę nie chciała dać sadysfakcji [sadystyczna satysfakcja. Ta sukienka i szpilki to wstęp do jakiejś rozpustnej sesji?] przyjaciółce.
Udało jej się. Tamta od razu przestała się uśmiechać, za to ona w duchu śmiała się szyderczo [„HaHa! Zepsułam humor mojej koleżance i wpędzam ją w kompleksy! Ależ jestem zajebista!”]. Przez resztę czasu siedziały cicho, a atmosfera robiła się nie do zniesienia. Odetchnęły z ulgą dopiero gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Chwilę później zobaczyły Karolinę.
-Ty, Ruda, co się tak odstrzeliłaś ? Monika nie idzie w ziemie tylko leży w szpitalu. - rzuciła wesoło.
-Odczep się - odwarknęła Klementyna.
Dopiero teraz Karolina zauważyła, że coś jest nie tak. Ona również dobrze ją znała ]. Domyśliła się, że zapewne pokłóciły się z matką, dlatego jest taka nie miła [Klaudia przychodzi, zachowuje się jak niewychowana, wredna, impertynencka krowa, ale Klementyna jest niemiła, bo powiedziała „odczep się”? AŁtorka nie przestanie mnie zadziwiać…].
-To co robimy ? - zabrała głos Klaudia.[Musicie wybrać nową MarySue. Niechybnie]
Zaczęła przechadzać się po pokoju, a robiła to zawsze gdy była bardzo skupiona, więc obie koleżanki obserwowały ją badawczo. Lecz im więcej okrążeń zrobiła tym bardziej były zbite z tropu [zbite z tropu były zapewne tym, że Klaudia chodzi w kółko („(…) Im więcej okrążeń zrobiła (…)”) nie chodząc w kółko („Zaczęła przechadzać się po pokoju (…)”)]. Dopiero po pewnym czasie stanęła i rzekła :
-Musimy odwiedzić Monikę, która leży w szpitalu [*umiera, porażona głębią tej dedukcji*]. Dobrze wiemy jak tak jest : pełno starych ludzi, wszystko śmierdzi lekami i na dodatek jedyny kolor jaki tam występuje to biały […ktoś tu dawno nie był w szpitalu]. Żadna z nas nie ma ochoty tam jechać [„Co mnie obchodzi, że możecie chcieć dowiedzieć się jak się czuje wasza koleżanka! Nie chcemy tam jechać i pojedziemy tylko dlatego, że się zmusimy! Imperatyw, suki!”].
Klementyna myślała podobnie, za to Karolina, która dzięki swemu ojcu przywykła do takich klikamtów [ostatnio dość dużo czasu spędziłam w szpitalu i nie spotkałam żadnych klikamtów. Może byłam w niewłaściwym szpitalu? A może to dlatego, że coś takiego nie istnieje? *rozkminia*] nie podzielała jej zdania.
-Nie przesadzaj. Jeszcze wiele w życiu zobaczysz i przecierpisz. Teraz właśnie Twoja przyjaźń została wystawiona na próbę.
Klaudia zaczęła "wiercić" ją wzrokiem [xD „Przewiercać”, aŁtorko. To, co ona robi, nazywamy „przewiercaniem” ^^]. Myślała o tym, że znów nie miała racji i na nic zdały jej się argumenty. Klementyna po przemowie Karoliny również przechyliła się na jej stronę.
-No to do liuzyny!-zadecydowała. [Lizyna to jeden z dwudziestu aminokwasów białkowych. Choć nasz organizm jej nie produkuje jest bardzo przydatna gdyż:
* Wchłania wapń -> dlatego kreda, której kolor przyjęła boCHaterka była blada- lizyna wyabsorbowała z niej wapń
* Poprawia koncentrację -> dlatego w tekście było tak niewiele literówek
* Łagodzi objawy różnych chorób -> tu złagodziła śmierć na zemdlenie
* A na dodatek stymuluje wzrost, zaś jej brak objawia się rozdrażnieniem -> Klaudia jak żywa, czyż nie? ^^
I w ten oto sposób, Drodzy Moi, dobrnęliśmy do końca, aby dowiedzieć, się, że aŁtorka to dietetyk w przebraniu, który podprogowo pokazuje nam, jak dobrze jest mieć zdrowy bilans białek w organizmie! Zapamiętamy tę lekcję na długo!]





Szanowny Internecie, Drodzy Czytelnicy!
Fanfici yaoi są dziiiiiwne. Serio.
Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic do yaoi, ani jego fanek. Miłość mojego życia [*macha rączką mając nadzieję, że to o nią chodziło*] jest fanką yaoi. Ale łączenie w pary dwóch (kanonicznie!) heteroseksualnych facetów jest dla mnie niekonieczne i niezrozumiałe. Co nie znaczy, że nie mogę rechotać wrednie i z premedytacją, kiedy jakaś Rassilonowi ducha winna panna wypisuje romantyczne brednie o Aragornie i Legolasie. I zdawać Wam sprawozdanie z mojego rechotu!
Czyż nie jestem doskonałym przykładem człowieka?
Miłej Zabawy!
Zanalizował: Johnny Zeitgeist
„Jutro”
Słowo się rzekło [olifant u płota?]. Czasu nie da się cofnąć, by nie wypowiedzieć przysięgi, wyznania. Ona poświęci dla mnie swoją nieśmiertelność, elfią naturę. Ja dla niej szczęście. [Wiesz, zawsze możesz powiedzieć „Wiesz, było fajnie, ale myślę, że powinniśmy spotykać innych humanoidów, i mam nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi” Będziesz dupkiem, ale dla Arweny to dosłownie kwestia życia i śmierci...]
Wtedy gdy staliśmy pod tym bukiem, gdy zauroczony jej pięknem powiedziałem kocham, nie znając prawdziwego znaczenia tego słowa. Nie poznałem go jeszcze. [O którego „go” konkretnie chodzi w tym zdaniu? O znaczenie słowa, czy Legolasa? Jaśniej, proszę!]
On zjawił się w moim życiu niespodziewanie i wszystko prócz niego przestało się liczyć. [Tak, Pierścień, Gondor, Koniec Świata... Wszystko nieważne! Popatrzcie tylko, jak ten blondasek rusza tyłeczkiem!] Jego uroda stokroć przewyższała piękno Arweny [nie. Po prostu nie], jego oczy hipnotyzowały. Gdy poruszał się nie mogłem oderwać od niego wzroku. Gdyby tylko pojawił się wcześniej... Nie, nie mogę tak myśleć. On jest księciem, tak jak ja. Nie możemy być razem. [czemu absolutnie każdej aŁtorce wysoki status społeczny kojarzy się z nieszczęściem w miłości? Disneya nie widziały, czy jak?]
Ja i On jesteśmy przyjaciółmi. Wojna o Pierścień zbliżyła nas do siebie. Teraz gdy wszystko się zakończyło zaczynam żałować, że nie trwa to dłużej. [„Tak! Niech Siły Ciemności zniszczą jeszcze jedno czy dwa miasta... On tak seksownie strzela z łuku!”] Chcę budzić się i widzieć jego wesołe oczy i zgrabne ciało [Hej, bez przesady! Zaraz ktoś tu zacznie zakładać kult Świętego Legolasa Od Świetnej Figury...], chcę obserwować jak tańczy podczas walki [„Heeey, Macarena!”], chcę go mieć tylko dla siebie. Nie mogę. To koniec. On wróci do Mrocznej Puszczy, ja do Minas Tirith.[Bu. Hu. Hu. Od kiedy to Aragorn jest emo?]
Siedzimy w obozie, cała nasza drużyna, choć nie, brakuje Boromira. Żałuję, ale zaraz dostrzegam Jego. [czyli że Legolas był twoim drugim wyborem, bo najpierw wolałeś spocony, owłosiony i jakże męski tors Boromira?] Śmieje się serdecznie z opowieści Merry'ego i Pipina. Mimowolnie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. On jest najpiękniejszym elfem w całym śródziemiu [raz – nazwy własne piszemy wielką literą. Dwa – najpiękniejszym? Serio? AŁtorka nadal ma na myśli Orlando Blooma, prawda?].
Jutro wyruszamy do Minas Tirith, jutro nasza drużyna rozdzieli się i jutro przybędzie Ona. [gdzie oni tak właściwie są? Wojna się skończyła, ale są wszyscy... Dla mnie brzmi to jak Rivendell. Czyli miejsce, w którym Arwena mieszka. Gdzie ona jest? Wyskoczyła na zakupy, czy jak?] Chciałbym żeby ta noc trwała wiecznie.
Księżyc jest już wysoko na niebie, wszyscy rozchodzą się do swoich namiotów. Zostaję. Widzę jak z troską przygląda się mi, jego smutne oczy sprawiają, że pęka mi serce. Uśmiecham się, wiedząc że on wcale się na to nie nabierze, ale próbuję. Podchodzi do mnie i siada przy mnie. Nic nie mówi, po prostu jest. W głębi duszy dziękuję mu za to. [„Po chwili zaczyna chrapać”]
Nikt już nie został, jesteśmy tylko my. Jest tak blisko, a jednocześnie daleko. Chciałbym Go dotknąć, przytulić, pocałować. Nie mogę. Sprawia mi tyle cierpienia, a jednocześnie jest moim szczęściem.
Patrzy na mnie, jego twarz jest tak blisko mojej. Tylko siłą woli powstrzymuję się by go nie pocałować, tylko słowo dane Arwenie sprawia, że milczę. [„Obiecaj mi, że nie będziesz całować tego ciasteczkowego seksi elfa z Mrocznej Puszczy!”] To on odzywa się pierwszy.
-Co Cię niepokoi Aragornie ? - pyta swoim melodyjnym głosem, pełnym troski. Nagle nie mogę już dłużej udawać, jego szczere oczy szukają moich, sprawiają, że muszę to powiedzieć.
- Kocham Cię Legolasie. - Mój głos jest cichy, słaby, ale on słyszy [czemu Aragorn jest uke? I czemu JA wiem co to znaczy?!]. Widzę emocje odbijające się na jego twarzy. [„Głód, znudzenie, zainteresowanie przebiegającą wiewiórką, znowu głód...”] Jest ich tak wiele, że nie mogę stwierdzić która z nich dominuje.
- Czemu mówisz to teraz? Czemu nie wcześniej ? [„Nie zdążę nacieszyć się miną Gimliego, kiedy mu o tym opowiem!”] - pyta, a ja muszę być szczery.
- Jutro się pożegnamy. Wspólna misja minęła, każdy rozejdzie się w swoją stronę. Chcę żebyś wiedział, że jesteś najważniejszą osobą w moim sercu. A czemu nie wcześniej ? Bałem się. [Tak, bo kiedy czytałem książkę lub oglądałem film, Aragorn zrobił na mnie wrażenie człowieka, który boi się własnych uczuć...] - Nie patrzę na niego. Wszystko wydaje się być lepsze od patrzenia na niego. Nagle czuję jego dłoń na mojej. Moje serce przyspiesza.
- Aragornie zawsze będziesz najbliższą memu sercu osobą. Jutro na pewno przyniesie zmiany, ale nasza przyjaźń przetrwa. Zawsze będziesz mógł na mnie polegać. [Ałć! To było BRUTALNE! Takiego kosza dostać, kiedy już prawie się jest królem – to musi BOLEĆ!] - W końcu odważam się [… a można było napisać „zbieram się na odwagę” i scena byłaby nawet całkiem dramatyczna] i zerkam na niego. Nasze oczy się spotykają. [„Nasze lewe oczy postanawiają wyskoczyć na piwo, a prawe rozprawiają o filozofii do późnych godzin rannych”] - Jednak ty i ja nie możemy istnieć. Jesteś przeznaczony Arwenie, a ja komuś innemu [„komuś, kogo Tolkien nie uznał za stosowne napisać! Serio, w tej książce jedynymi naprawdę istotnymi kobietami są Galadriela, Eowina i może Różyczka Cotton. Nie dziwię się, że jesteś gejem, cała ta historia to istne Parówa Party...”]. Przykro mi. - Nagle dzieje się coś niesamowitego. Zbliża się do mnie i nasze usta łączą się. Jest to niczym dotyk motyla i ulotne jak czas, ale jest. Gdy w końcu odsuwamy się od siebie, nie otwieram oczu. Chcę by trwało to jak najdłużej. Słyszę jak szepcze.
-Kocham cię, Aragornie. - A potem znika, a wraz z nim dotyk i smak jego ust. [dotyk jego dłoni pozostał jeszcze przez chwilę na tyłku Strażnika, po czym ulotnił się również]
Jutro taka sytuacja się nie zdarzy, nie powtórzy. Jutro wrócimy do swoich legend, jutro wszystko się zmieni, lecz jutro nie wymaże wspomnień i nie zmieni uczucia. Jutro rozpocznie się nowe życie, nowa era, a wczoraj będzie tylko wspomnieniem. [A ty spędzisz następne kilka lat starając się o Eldariona i jego dwie siostrzyczki cały czas szepcząc do Arweny niewłaściwe imię i prosząc, żeby wchodziła do łóżka z łukiem... Miłej reszty Twojego życia, Wasza Królewska Mość!... Ciapo jedna]

2 komentarze:

  1. Omujborze.
    Nie mam nic do yaoi, ale blogaski o tej tematyce są przeupojne. A jeszcze Aragorn i Legolas... nie no, miodne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyna właściwa para to Legolas/Gimli :P A tak na serio... O MÓJ BOŻE... Nie mogłam powstrzymać chichotu, kiedy czytałam tą analizę... Kocham was :*

    OdpowiedzUsuń