Szanowny Internecie, Drodzy
Czytelnicy
HAAHAAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHAHAHAH!
Ekhm. Przepraszam.
Ale jak się tu nie śmiać, kiedy
niemal cały odcinek jest poświęcony Dalekom i ich chęci eksterminacji
wszystkiego i wszystkich, a przede wszystkim naszej irytującej Mary Sue?
Ponadto: zbyt długa dyskusja na temat przyssawki Daleków, robienie koki i
zaskakujące zakończenie.
Dzisiejszy odcinek jest
sponsorowany przez moje odczucie, że potrafię wcale nieźle naśladować Nicholasa
Briggsa i że mój głos Daleka jest całkiem znośny.
Bawcie się!
A teraz słówko ode mnie: czy pamiętacie,
jak w poniedziałek poprosiłam was, żebyście położyli na swoich biurkach
poduszki? Apel do tych, którzy wtedy z nich skorzystali- znów połóżcie na
swoich biurkach poduszki. Tym razem cztery. I może jedną dużą koło krzesła
Zanalizowali: Ithil i Johnny
Zeitgeist
Rozdział XIV - Totalna eksterminacja [Mam dobre przeczucia! :3].
Naczelny Dalek patrzył z obrzydzeniem na leżącą
na podłodze, skuloną, dziewczęcą postać [pamiętacie,
jak do tej pory każdy rozdział z Barbarą w roli głównej był pisany z
perspektywy pierwszej osoby? AŁtorka też nie!]. Gdyby miał uczucia
mógłby jej nienawidzić, pogardzać nią, a nawet czuć satysfakcję, że udało mu
się ją zniszczyć. Niestety Dalekowie byli pozbawieni jakichkolwiek ludzkich
emocji [Nie. Dalekowie nie byli pozbawieni
emocji – uważali je za słabość i manipulowali nimi u innych, ale sami byli
bardzo dobrzy w czuciu nienawiści, gniewu i strachu. Raz jeden nawet błagał o
litość! Bez emocji nie da się tego zrobić]. Dla nich liczyła się
tylko totalna eksterminacja wszystkiego, co nie było nimi. Barbara miała pecha,
iż oprócz tego, że była człowiekiem, była również kimś wyjątkowym dla Doctora.
A Doctor był wrogiem numer jeden dla każdego Daleka we wszechświecie [Czyli jednak miały jakieś uczucia- nienawidziły
Doktora].
Metaliczna, stożkowata sylwetka Daleka
połyskiwała w bladym świetle padającym od komputerowych monitorów. Wystający
pręt, z przyssawką zabójczo podobną do przepychaczki do zlewów [… aŁtorko, my – fani serialu – wiemy, jak wygląda
przyssawka Daleków. Po prostu udajemy, że wcale nam się z tym nie kojarzy.
Mogłabyś się chociaż SPRÓBOWAĆ zrobić z nich najstraszniejsze postacie w
galaktyce?] [Cicho, Johnny. Nie gań jej za to,
że daje opisy postaci i ogólnie dostosowuje opko do czytania przez osoby nie
znające serialu (tzn. tak naprawdę tego nie robi, ale tak w tej chwili...). A
to, że daje opis... hm... nieadekwatny- cóż. Umówmy się, że to naprawdę
wygląda jak przepychaczka do kibla xD] [Ale
zmiażdżyło człowiekowi głowę! Respektuj przyssawkę! Respektuj! Re-spe-ktuuuj!],
nadawał mu wręcz komicznego wyglądu i zapewne Barbara mogłaby się nieźle
uśmiać, gdyby nie fakt, że była już bardzo, ale to bardzo przestraszona. Z tymi
stalowymi pudłami nie można było negocjować, ani dojść do porozumienia [Ależ można. Po prostu trzeba pamiętać, że i tak cię
zabiją, tylko trochę później]. Pamiętała opowieści Doctora o wojnie
czasu i o tym jakie zniszczenie siali ci kosmici [Acha
czyli Doktor na dodatek opowiedział jej o zniszczeniu Gallifrey?].
- Twój koniec już blisko. – Metaliczny głos
zdawał się być przepojony okrucieństwem. – Wkrótce przybędzie Doctor i zobaczy
twoją śmierć.
- On mnie uratuje! – krzyknęła, próbując wstać z
ziemi.
- Nie ma takiej opcji [Có-ru-chna,
nie ma takie-go bi-ciaa!]. – Dalek wycelował w nią swoją
przepychaczkę [*kuli się i śpiewa, kołysząc się
łagodnie* „Manwe mój! Maaanwe mój! Czemuś mnie opuuuścił!?”] i
w tym momencie poraził ją strumień światła [Czyli
tajemnicą ochronienia się przed potworną i śmiercionośną mocą Daleków były...
okulary przeciwsłoneczne?] [Dalekowie mają
oddzielny... hm, „element”... do strzelania. I to nie jest tak, że jest ukryty.
Z drugiej strony, mogła jeszcze stwierdzić, że wystrzelił promień z
szypułki...]. Poczuła przejmujący ból i ponownie upadła. Wiła się
przez chwilę na posadzce, a nastepnie znieruchomiała.
- Głupia samica. – Dalek odwrócił się do swojego,
identycznie wyglądającego kompana. – Doctor otacza się coraz głupszymi pomocnikami
[Dobrze gada! Polać mu!] [Ale... Dalekowie nie piją...] [To wylejemy mu szampana na pancerz!].
- To nie pomocnik. [Fakt.
Pomocnicy są użyteczni!] – Sprostował kolejny Dalek – Ona jest dla
niego wyjątkowa. To jego [samica!] kobieta.
- Już niedługo. Zeksterminujemy ich oboje, a
później podbijemy cały wszechświat [Dzisiaj
Doktor, jutro... cały świat!]. Zniszczymy każdą planetę, każdy
przejaw życia. Nic co nie jest Dalekiem, nie ma prawa istnieć.
Barbara ocknęła się czując przeraźliwe zimno.
Leżała na swoim łóżku, a na wprost niej, na szafie, wisiała ślubna sukienka. A
więc to był tylko sen? Koszmarny, okropny sen [Na
szczęście nie!].
Wstała z łóżka i wolnym krokiem poszła do
przylegającej do pokoju łazienki. Zmyła z twarzy zaschniętą maseczkę i wklepała
w policzki odrobinę kremu nawilżającego [Dobra,
jestem tylko kobietą i raczej nie MarySue ale maseczki kosmetycznie służą do
tego, żeby upiększyć twarz swoją. W związku z tym między innymi nawilżają- jak
kremy, które są nawilżające, odchudzające i co chcecie, ale w gruncie rzeczy
każdy nawilża, tylko jedne bardziej a inne mniej. Reasumując: zmywanie maseczki
i nakładanie kremu nawilżającego to jak kąpanie się w wannie przed wejściem pod
prysznic]. Resztki snu odpłynęły w niepamięć. Wróciła do pokoju. Nie
mogła się powstrzymać, aby jeszcze raz nie przymierzyć swojej ślubnej kreacji.
Założy ją dziś wieczór, ale przecież musi sprawdzić, jak wygląda w całości
stroju. Raz dwa uporała się z sukienką i naciągnęła oraz zasznurowała długie,
koronkowe kozaczki [czy tylko ja nie mogę
przeboleć tych kozaczków?...]. Blond włosy okalały jej twarz i w
nieładzie opadały na ramiona. Wieczorem zepnie je w koka [wkładając swojego sukienka. Nie zapominaj też o
wsunięciu swojej buty na nogów!], to na razie próba. Uśmiechnęła się
do swego odbicia w lustrze. Jak to dobrze, że to był tylko sen. Dziś pobierze
się z Doctorem i nikt tego nie zepsuje. To najważniejszy dzień w jej życiu.
Nagle cały pokój utonął w oślepiającym świetle.
Barbara zamknęła oczy, gdyż światło bardzo ją raziło [chciałbym kiedyś wejść w kontakt ze światłem, które zamiast razić –
drapie po plecach..]. Światłość wypełniała dosłownie wszystko. Po
chwili blask zaczął słabnąć i gdy otworzyła powieki zobaczyła, że stoi po
środku pustego pomieszczenia, na wprost trzech Daleków.
- Nadszedł twój czas. – Jeden z metalicznych
obcych podjechał do niej. – Doctor zaraz tu będzie. Szykuj się na śmierć [a tak w ogóle, to Dalekowie muszą myśleć, że jeszcze im
się do czegoś przyda, skoro jej nie zabili. Tylko do czego? Chcą udowodnić
Doktorowi, jak bardzo się stoczył, skoro naprawdę chciał się hajtać z taką
wywłoką?... Nieźle!].
Odwróciła się w stronę skąd doleciało ją
poświstywanie charakterystyczne dla pojawiającej się niebieskiej budki. Nie
myliła się. Za moment w pobliżu stała Tardis.
Barbara chciała podbiec do niej, ale jakaś
niewidoczna siła trzymała ją na uwięzi. Drzwi Tardis otworzyły się i stanął w
nich Doctor. Poważny, zamyślony, ubrany w swój nieodłączny garnitur.
- Chcieliście abym przybył wiec jestem – odezwał
się spokojnym głosem. - Jej w to nie mieszajcie, to na mnie wam zależy.
Wypuśćcie ją [Przy okazji, trochę podobna
sytuacja, trochę inny Doktor – kiedy Jedenastemu porwano jego towarzyszkę,
zorganizował prawdziwy oddział osób, które były mu winne przysługę. A ten nic.
Mógł przynajmniej zabrać ze sobą Jacka!] [Wiesz,
właściwie...] [Wiem, co się dzieje później!
Ale Doktor polega głównie na umiejętnościach swoich i przyjaciół, zamiast na
Deus Ex Machina!].
- Dalekowie nie znają słowa wypuśćcie [„ani aglet. Ani rododendron. Musimy sobie zorganizować
nowe słow-ni-kiii”].
- Po co wam ona? To tylko zwykła dziewczyna. –
Próbował tłumaczyć Doctor [nie obrażaj dziewczyn
w mojej obecności!].
- Jeśli jest taka zwykła, to nie będziesz miał
nic przeciwko jeśli… [Będzie miał! Nawet jeśli
nigdy wcześniej jej nie spotkał! Doktor szanuje każde życie, i Dalekowie
powinni to wiedzieć! AŁTORKA POWINNA TO WIEDZIEĆ!] – jeden z Daleków
wycelował w Barbarę snop światła [rozluźnił rękę z
medalionem], znowu sprawiając jej niewysłowiony ból.
- Nie! – krzyknął Doctor [Barbossa] biegnąc do Barbary, ale momentalnie
otoczyło go pole siłowe, coś na kształt klatki.
- Jesteś naszym jeńcem! Zginiesz!
- Barbaro! – Doctor już nie był taki spokojny.
Pełnym przerażenia wzrokiem patrzył na płaczącą dziewczynę. Dzieliła ich
niewielka przestrzeń i dwa pola siłowe [Rany, to
TAKIE oklepane...]. Nie mogli podejść do siebie.
- Ja… Ja… – szepnęła, nie odrywając od niego
spojrzenia. – Co oni nam zrobią? [Zakrzykną
„Prima Aprilis!” i dadzą wam cukierki na drogę! A jak myślisz?]
- Chciałbym ci powiedzieć, że nic, ale… [„- Wiesz, jak to jest, kiedy dorośli mówią ci, że wszystko
będzie dobrze, ale wiesz, że pewnie kłamią, żebyś poczuła się lepiej?
- Tak
- Wszystko będzie dobrze...”]
- Cisza! – Dalekowie rozjechali się w różne
strony. Jedna ze ścian rozstąpiła się i do sali wpłynęły dziesiątki identycznie
wyglądających stworów. – Wszyscy nasi bracia chcą zobaczyć koniec tego, który
śmiał wystąpić przeciwko Dalekom. Tak giną nasi wrogowie… [Pragnę nadmienić, że dalej opisujesz istoty, które według
Ciebie nie mają żadnych uczuć. A ja z każdą chwilą wierze Ci coraz bardziej...]
Pole siłowe zniknęło i Doctor wreszcie mógł
dobiec do Barbary. Chwycił ją w objęcia, tuląc do siebie z całych sił.
- Nie patrz na to – szepnął do jej ucha. – To
będzie trwało tylko chwile.
- A co później? – zapytała z nadzieją.
Nie odpowiedział tylko przywarł ustami do jej
warg [Co równie dobrze jak pocałunek może
oznaczać to, ze stuknął ją szczęką] [niezapytamniezapytamniezapytam...] [Ithil, co robisz?] [Które
wargi?!] […] […
*żałośnie* To twoja wina...]
- Eksterminować! – Padła komenda naczelnego
Daleka [Eksterminować!] [Eksterminować!].
Strumień fal spłynął z góry prosto na dwie,
obejmujące się istoty. Trwało to ułamek sekundy, po chwili w miejscu gdzie
jeszcze przed chwilą był Doctor z Barbarą, znajdowała się pustka [… Czy ona NAPRAWDĘ zabiła Doktora i nie poświęciła temu
nawet osobnego zdania?].
- Taki jest koniec ostatniego Władcy Czasu [Wiecie co? Steven Moffat napisał kiedyś taką parodię, z
Rowanem Atkinsonem w roli głównej. Była bardzo dobra i zabawna, ale chodzi mi o
scenę, w której Doktor regeneruje się trzy razy pod rząd przez głupie pomyłki.
I TA scena nadal potraktowała śmierć Doktora z większym szacunkiem!].
Kolej na Ziemię. Gotowi do totalnej eksterminacji? – Dalek stanął na wprost
zebranych w sali towarzyszy.
- [Totalnie!] Eksterminować! – krzyknęli zgodnym
chórem.
Glob ziemski, widoczny na
największym monitorze, wydawał się być pogrążonym we śnie. Otulały go chmury [jeśli znasz podstawową meteorologię, zgadniesz, co jest
nie tak ze sformułowaniem „Glob ziemski otulały chmury”],
sprawiając, że wyglądał na bezpieczny i ukryty przed wzrokiem obcych. Jakież to
błędne rozumowanie! Setki, tysiące statków Daleków, zacumowanych po drugiej
stronie K siężyca [liną cumowniczą firmy
„Wania”... Wiecie co? Właśnie wyobraziłem sobie Daleka krzyczącego „Dz'ierży
linu!”], właśnie szykowało się do ataku. Ostatnia osoba, która mogła
zapobiec zagładzie, właśnie przestała istnieć [I to
w jaki sposób!]. Czy jest coś, lub ktoś, kto powstrzyma tę inwazję? [No już powiedziałaś, że nie] Czy Ziemia
przetrwa? [Kurde, no „nie”!] Gdzie
jesteś Doctorze? Gdzie jesteś ostatni Władco Czasu? [„Obmacuję
swoją irytującą dziewczynę w Krainie Wiecznych Łowów”] Czy tam gdzie
się udałeś jesteś szczęśliwy ze swoją Barbarą? [„Prawdę
mówiąc to nie bardzo...”] Ziemia pozostała bezbronna, a Dalekowie są
coraz bliżej…
- Eksterminować!
[Witaj,
zdjęcie Daleków z klasycznej serii, miło że ktoś cię docenił. To chyba z Remembrance
of the Daleks, jeśli się nie mylę...]
Ostatni rozdział. Wybaczcie, ale nie mam siły
pisać dalej [wybaczam, ale nie rozgrzeszam].
Miało się skończyć inaczej, skończyło się właśnie tak. Mam sporo nauki i w
ogóle nie mam czasu. Szykują się u mnie duże zmiany i muszę się zająć
ważniejszymi sprawami. Dzięki za czas poświęcony na czytanie mojego
opowiadania. Jeśli ktoś jest chętny aby dokończyć pisanie tej historii to może
się ze mną skontaktować. Pozdrawiam.
A my zapraszamy na jutro.
Będziecie... zaskoczeni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz