Dobry
wieczór, drodzy Czytelnicy!
Dziś,
jak się pewnie domyślacie, wciąż towarzyszymy naszej potterowej
Bezimiennej, a raczej jej śmierciożernej ciotki-podlotki, która
powraca by porozmawiać z Voldemortem o kwiatkach i pszczółkach oraz swoim życiu emocjonalnym. A także powrót znanego wam już
Mistycznego Odkurzacza Siedmiu Wichrów.
Bawcie
się!
Adres bloga: http://melodia-wiecznosci.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny
Zeitgeist
ROZDZIAŁ
4: ,,Będę znów ci służyć''
Blondwłosa
kobieta szybowała w powietrzu [*próbuje
szybować przez skały* Ałć!],
co chwilę spoglądając w dół na budzące się ze snu miasto. Na jej
bladej twarzy zagościł uśmiech na samą myśl o Londynie. W prawdzie
wiązały się z nim głównie negatywne wspomnienia, lecz dobrze było
znaleźć się jej tam ponownie [To
ma sens. Skrzętnie ukryty, ale ma!] [Wcale
nie tak skrzętnie- po prostu to emocjonalna masochistka].
Szczególnie po tylu latach podróży [„latach”?
A nie zmachała się?].
To tutaj się wychowała, tutaj poznała przyjaciół, tutaj ich utraciła,
tak samo zresztą jak rodzinę
[Faktycznie: dobrze się tu znów pojawić. Może tym razem padnie na
Ciebie?].
Jej ojciec zmarł, pracował jako uzdrowiciel i został zamordowany
przez jednego z pacjentów [Umm...
aŁtorko, skąd ta patologiczna potrzeba mordowania rodziców? Czemu
idea szczęśliwej rodziny nieskażonej tragedią wydaje się być dla
ciebie nie do pomyślenia?].
Przez wiele lat opłakiwała z matką jego śmierć. Nadal bardzo tęskniła
za rodziną, choć tak naprawdę dobrze wiedziała, że jej nie miała;
brat owej kobiety [której?
Pacjentki? Matki? Tej latawicy?],
Carl, opuścił dom jeszcze jako młodzieniec, zostawiając schorowaną
matkę z młodszą siostrą. Nigdy nie traktowała go tak jak powinna i to
z wzajemnością [no
to przynajmniej tyle, że z wzajemnością. Wzajemność najważniejsza!]
[Byłabym doprawdy oburzona, gdyby on nie traktował jej tak jak
powinien! ...Cokolwiek to właściwie ma znaczyć].
Nie kochała go, lecz także nie nienawidziła. Po prostu nic do niego
nie czuła; kompletna pustka, gdy myślała o bracie, jeśli w ogóle
mogła go tak nazwać.
Jednakże
znała go bardzo dobrze. Wiedziała, czego pragnie, a co odrzuci, jak
zmienił się przez te wszystkie lata i co zrobił. Nie umiała go
zrozumieć [W
takim razie skąd to wszystko wiedziała? Coś takiego wymaga choć
minimalnego wczucia się w czyjąś sytuację i czyjeś postrzeganie
świata...],
ale była świadoma, dlaczego popełnił tyle zbrodni. Zawładnęła nim
chora pasja, coś, czego nie można było wytłumaczyć słowami. Dostał
obsesji na punkcie złota, chciał mieć go więcej i więcej, nie
zwracając uwagi na to, ile ludzi skrzywdzi [Dla
mnie to dość jasne wyjaśnienie jego obsesji... Poza tym w
morderstwach rabunkowych nie ma nic tajemniczego i mrocznego. Tylko
bardzo, bardzo głupiego i złego].
Nie wydawał go, o nie. Można by powiedzieć, że kolekcjonował
pieniądze
[To
się nazywa oszczędzanie].
W
jego skrytce
w
Banku Gringotta, zapewnie było już tysiące galeonów, jakie
odziedziczył po śmierci żony, którą sam zamordował [To...
głupie. Serio, aŁtorka staje na głowie, żebyśmy znienawidzili ojca
boCHaterki, dodając mu do listy coraz do nowsze i gorsze zbrodnie,
robiąc z niego kartonowego złoczyńcę chyba tylko po to, żebyśmy
zaakceptowali Mary Sue pracującą dla Voldemorta. Który i tak robił
gorsze rzeczy. Ach, sensie, sensie, gdzie jesteś?].
Nie
był szlachetnym czarodziejem, choć nawet matka, która próbowała
zdławić jego okrutne względem innych zachowanie, poległa [Rany,
albo ten związek przyczynowo skutkowy zasysa jak Mistyczny Odkurzacz
Siedmiu Wichrów albo aŁtorka nie umie używać arcytrudnego słówka
„choć”]. Nie miała już siły – wprawdzie
kochała go, lecz nie mogła znieść zachowania Carla. Cierpiała,
patrząc na kolejne nieszczęścia, jakie były skutkami czynów syna
[Skutkiem jego czynów była góra galeonów na
dywaniku w salonie- nie martwiłabym się nią za bardzo. Za to sama
istota jego czynów już jest trochę zasmucająca...]. A
potem umarła z tęsknoty. Miała Siennę, ale tak bardzo pragnęła
obecności obojga dzieci, że na pomoc przyszło jej tylko jedno –
śmierć [Śmierć spojrzało z pewnym
zdziwieniem na swój brak vulvas po czym stwierdziło „CÓŻ,
WIDYWAŁEM JUŻ ROZSĄDNIEJSZE ROZWIAZANIA...”].
Kobieta
zniżyła lot, ujrzawszy posiadłość, do której zmierzała przez tyle
godzin. Wprawdzie mogła się teleportować, lecz nie miała na to ochoty
[-.-]. Kochała czuć ten powiew
chłodnego wiatru, ciszę panującą wokoło, gdy wznosi się w powietrze
[Zauważę jednakowoż, że cisza ta nie była
zbyt cicha, bo wiatr świszczy w uszach, ubrania łopoczą...].
Bezszelestnie
wylądowała przed drzwiami i zapukała mosiężną kołatką. Niecierpliwie
czekała kilka chwil, aż w końcu w progu pojawił się niewysoki,
pulchny mężczyzna, przypominający szczura [„pulchny”,
to jest Timothy Spall. Opis wyglądu Pettigrew sugerował, że schudł z
powodu stresu...]. Przez chwilę przyglądał się kobiecie,
jak gdyby chciał sobie coś przypomnieć, lecz ta, nie chcąc czekać
dłużej, weszła do domu, odpychając Glizdogona na bok.
-
Co ty…?! – wychrypiał, wyciągając różdżkę. – Nie
wolno ci tu wchodzić!
Sienna
wywróciła ostentacyjnie oczami i, dalej stojąc do niego plecami,
powiedziała:
-
Opuść to, Pettigrew, jeśli ci życie miłe. To jest dom mojej
bratanicy, wątpię, by miała coś przeciwko mojej obecności. [Manwe
mój, kolejna arogancka dziewucha. MarySue II?]–
Obróciła się do niego przodem, z drwiącym uśmiechem na
krwistoczerwonych ustach. Pokazała swoje wampirze kły [jeszcze
wąpierza dodała, kurde balans... Wiem, że w świecie Pottera są
wampiry, ale czy naprawdę trzeba je pakować do wszystkiego? Kurczę,
teraz boję się otworzyć lodówkę...], które zazwyczaj
ukrywa, na co Szczur od razu schował różdżkę.– Nie pamiętasz
mnie, Glizdogonie? Niegdyś się za tobą wstawiłam, powinieneś mieć do
mnie więcej szacunku.
-
Ja… - wyjąkał, lecz przerwał, chyląc głową. Prychnęła cicho i
obróciła się na pięcie, a w jej oczach natychmiast pojawił się
znajomy błysk. Teraz wiedziała, że nie przed nią Peter się kłaniał
[O plugawiec!]; na szczycie schodów stał Czarny Pan, który
ze złością spoglądał na rozgrywającą się u dołu scenę. Najwyraźniej
był wzburzony tym, iż ktoś zagłuszył ciszę, panującą w domu
[„Próbuję” wycedził Lord
Voldemort dźgając powietrze oskarżycielsko palcem „Oglądać mój
serial. ].
-
Więc to prawda… - wyszeptała blondwłosa kobieta, jak gdyby
chciała tylko potwierdzić usłyszane wcześniej słowa. W jednej
sekundzie pojawiła się przed Riddle’m z uwielbieniem wypisanym
na twarzy. – Wróciłeś [wampirzyca,
która fanuje wujka Voldzia? *wkłada hełm, w dłoni ściska tarczę*
Dawaj! Pokaż, co potrafisz!].
Czarny
Pan patrzył na nią niewzruszony. Sienna uklękła przed nim i
delikatnie musnęła wierzch jego dłoni ustami w geście szacunku
[*ślurp-ślurpŚLURP*] [Raczej
„*niuch niuch* Panie mój, nie umyłeś rąk po sikaniu, to takie
wspaniałe... Od dziś i ja nie będę ich myła! ...Zaraz zaraz! Panie
mój, czy to tykwa?!”].
-
Kto jak to, ale ty Sienno powinnaś wierzyć, że mój powrót nastąpi –
wysyczał. Na usta kobiety wpełzł jadowity uśmiech [pasujący
do całej sytuacji jak pięść do nosa] [Mam
dziwne przeczucie, że aŁtorka zwampirzyła Bellatrix. Jest mi smutno
*zwija się w emo-kąciku i popiskuje*].
-
Wierzyłam. Jak w nic innego – powiedziała, kątem oka obserwując
Glizdogona, który wchodził do jednej z komnat, wciąż chyląc pokłony.
– Chciałam mieć tylko pewność. Całkowitą.
-
Lecz nie to było celem twojej wizyty? [ooo!
Zasmuciłaś Voldemorta! Tak chciał, żeby ktoś go odwiedził...]
-
Nie tylko – mówiła. – Chciałam… chciałam zobaczyć
się z Eireen. Wyjaśnić jej kilka spraw.
Voldemort
spojrzał na nią swoimi krwistoczerwonymi oczyma. Po chwili skinął
sztywno głową i obrócił się, dając do zrozumienia, by kobieta poszła
za nim. Samej Siennie też nie uśmiechało się mówić na środku holu o
tak… osobistych sprawach [Czyżby
przyszła do bratanicy porozmawiać o kwiatkach i pszczółkach i że
kiedy mamusia i tatuś bardzo mocno się przytulają...?].
Weszła
za Voldemortem do komnaty, w której nie było niczego innego oprócz
dużego, kamiennego tronu oraz kominka.
-
Nie ma jej tu, prawda? – spytała z lekkim zawahaniem. – W
Hogwarcie także. Byłam u Severusa, pytałam się [pytałaś
siebie? Masz drugą osobowość, która może wiedzieć takie rzeczy?]…
Czarny
Pan usiadł na tronie, uważnie przyglądając się sie kobiecie. Zawsze
dziwiło go to, jak Sienna przywiązuje się do ludzi, a w szczególności
właśnie do Eireen [Gdyż Voldemort nie ma nic
ciekawszego do obmyślania jak życie uczuciowe jego popleczników!].
Widziała ją tylko kilka razy, a już tak strasznie się o nią martwiła
[Mary Sue. Co pan poradzisz? Nic pan nie
poradzisz...].
-
Zapewne jest zła o to, że tak wiele ukrywamy, lecz ty powinieneś
wiedzieć gdzie jest, panie – kontynuowała. Wiedziała, że
Voldemort nie powie jej wprost tego, gdzie jest dziewczyna, choć
wiedział, jak jej na tym zależy [Voldemor
jak świat długi i szeroki był znany bowiem jako miłośnik zagadek,
gierek słownych i anagramów!].
Miała
wątpliwości. Nie tylko co do Eireen, ale i do Czarnego Pana, i tego,
jak powinna się względem niego zachowywać. Dawno temu, gdy jeszcze
byli w szkole, sprawy układały sie inaczej. Tom, Tom, Tom…
teraz nie odważyłaby się do niego tak zwrócić.
[Obstawiajcie: szkolna TruLoFF? Zaginiona siostra? Tatko Vader?
Dumbledore w charakteryzacji?]
-
Jest u Sandmana. Ale nie pójdziesz tam – odpowiedział
stanowczo. Na twarzy Sienny pojawił się cień strachu.
-
On ją zabije – rzekła. – Przecież dobrze wiesz, jaki jest
Carl. Czemu na to pozwoliłeś? [Voldemort
popatrzył na nią jak na idiotkę i powiedział „Duuh!”]
Czarny
Pan wykrzywił się w grymasie złości, ale był wprawdzie
usatysfakcjonowany [AŁtorka ponad wszelką
wątpliwość nie rozumie przynajmniej części używanych przez siebie
słów]. Sienna, która kiedyś zapowiadała się na naprawdę
dobrą śmierciożerczynię [czy to słowo się
odmienia?], która w ukrywaniu uczuć i kłamstwie mogła
dorównać nawet jemu, stała się… słaba.
-
Podróże z Sanguinim i innymi… wampirami najwyraźniej niczego cię nie nauczyły. Rozpuściły cie
[powiedz jeszcze „jak dziadowski
bicz”, proszę! Wtedy będę mógł udawać, że nie jesteś
Voldemortem, tylko jego sobowtórem zatrudnionym dla zmylenia
śladów...]. Stałaś się zbyt miękka.
-
Po prostu nie chce dłużej być kimś takim, jak Carl –
powiedziała, choć wiedziała, że nie o to mu dokładnie chodzi. -
Śmierć jest dla mnie niczym, lecz zabijam tylko dlatego, by przeżyć
[co nadal czyni z ciebie morderczynię i
straszną, straszną osobę]. Nie czerpię z tego chorej
satysfakcji i nie robię też tego bez wyrzutów sumienia [mam
pomysł – zainwestuj w bank krwi. Albo skontaktuj się z kimś,
kogo kręci upływ krwi. Albo NIE WYPIJAJ JEJ DO KOŃCA! Głupia
nietoperzyco...]. A właśnie Sangiuni mnie tego nauczył.
Inni wprawdzie też.
-
Dlatego też powtarzałem ci, że lepiej byłoby, gdybyś została.
Osiągnęłabyś więcej, dużo więcej. Przecież tego pragnęłaś [A
teraz wujcio Voldzio wziął się za pracę w pośredniaku? -.-].
-
Już mi nie zależy – rzekła, choć spuściła głowę, wlepiając
wzrok w podłogę. – Zmieniłam się, panie. Teraz jedyne czego
chcę, to żyć w spokoju. Bez chaosu, który kiedyś wkradł mi się do
życia [„i tak średnio co noc zabijać
czyjegoś ojca, czyjąś matkę, albo czyjeś dziecko. Jestem taką
pozytywną postacią!”]. To nieosiągalne, wiem –
mówiła, zaczynając żałować, iż tak się otwiera. Nie ma jednak
wyboru, bo prędzej czy później Czarny Pan wdarłby się do jej umysłu
[z pewnością. I zrobiłby to tylko po to, by
poznać twoje plany na życie. I czy przy seksie od przodu trzymasz
nogi wysoko czy raczej nisko], a Sienna nie miała na tyle
siły, by się bronić. – Chcę jednak iść po Eireen. Od dawna
także wyczekuję spotkania z Carlem.
-
A co później? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zastąpisz jej matkę?
– wysyczał z czystą drwiną.
-
Nie – zaprzeczyła od razu. – Chcę…
-
A co dasz w zamian, jeśli ci pozwolę, Sienno? – przerwał jej
Voldemort, patrząc na nią wręcz z zaciekawieniem [*parsk*
„Co mi dasz za to, że zrobisz coś, na co kompletnie nie mam
wpływu?” Voldziu, obsuwasz się jako złoczyńca, martwię się...].
-
Będę… - zawahała się. Nie chciała znów pogrążać się w magii,
szczególnie tej czarnej. Od ponad dwóch lat nie używała swojej
różdżki, korzystając tylko i wyłącznie ze swojej wampirzej mocy
[Czemu? Magia nie ma negatywnych skutków,
nie uzależnia, zęby od niej nie żółkną... Jedyne, co można się od
niej nabawić, to lenistwo. Nie absolutnie żadnego logicznego powodu,
żeby ktoś rezygnował z takiej magii! Ałtorko, myśl, proszę!].
Ale tęskniła za tym. Tęskniła za byciem czarownicą, za światem
czarów. Wiedziała, że nigdy nie pozbędzie się swoich nawyków, które
zdobyła przez te lata; picie krwi na zawsze będzie częścią jej życia.
[A więc picie krwi dla wampirów to tylko
NAWYK?! Nie lubię!] – Będę znów ci służyć.
Na
twarzy Czarnego Pana pojawił się oznaka tryumfu [Voldzio
nie nałożył rano swojej maści na czyraki i oznaki tryumfu...].
Już gdy powrócił chciał, by owa kobieta dołączyła do jego
śmierciożerców. [Zaraz, czyli to, że Sienna
go lubi ma być dla wujka Voldzia nagrodą?! AŁtorko, chyb nie
przeczytałaś książek uważnie!]
Sienna
skarciła się w duchu za słowa. Nie zmieni ich, nie odwoła, chyba, że
ceną byłaby śmierć.
-
Dobrze więc – powiedział Voldemort, a Sienna nie czekając
dłużej, zmieniła się w czarną jak smołę mgłę i wyleciała przez
otwarte okno. [Smolista mgła- brzmi nieźle]
***
Jestem
beznadziejna [Nie
przesadzaj. Mało błędów, od czasu do czasu dobra scena się trafi...
Gdybyś tylko częściej myślała...].
Jestem wyprana z emocji. Nawet nie potrafię sobie zrobić jakiegoś
konkretnego szablonu. Znowu podzieliłam jeden rozdział na dwa, ale
nie chciałam dłużej przeciągać dodania kolejnego rozdziału. Mam
przynajmniej nadzieję, że Voldemort wyszedł taki, jak ma być, hehe :D
[Nadzieja,
niestety, płonna]
Wprowadziłam Sienne, ale.. no cóż, nie wiem dokładnie czemu zrobiłam
ja wampirem
[„Bo ja rzadko kiedy myślę alem za to chyża w dziele!”].
Chyba dlatego, by było ciekawiej. Zawsze jakaś odmiana. (ostrzegam,
że to będzie wampiryzm według Mirabelli, a nie ten ze ,, Zmierzchu''
czy z ,,Pamiętników'' :D)
No i na blogu zajdzie kilka zmian. Usunę subskrycję i zrobię normalną listę tych, którzy chcą być informowani. Dojdzie też zakładka ,, Powiadomienia'', gdzie proszę o informowanie o nn u Was.
Postanowiłam trochę zmienić fabułę, jednak nie będzie zmian w poprzednich, jednakże mówię, bo w ,,zapowiedziach'' napisałam co innego niż to, co tu przedstawiłam [No, zasadziłaś tam niezłego autospoilera...]. Ogólnie? Rozdział mi się nawet... podoba. Byłby dłuższy, gdybym miała więcej czasu. Taa... Dobra. Koniec. Idę czytać u Was, bo tam też mam nie małe zaległości ;)
Dedykacja dla Klaudii oraz Natalii. Wiecie, że Was kocham? ;*
No i na blogu zajdzie kilka zmian. Usunę subskrycję i zrobię normalną listę tych, którzy chcą być informowani. Dojdzie też zakładka ,, Powiadomienia'', gdzie proszę o informowanie o nn u Was.
Postanowiłam trochę zmienić fabułę, jednak nie będzie zmian w poprzednich, jednakże mówię, bo w ,,zapowiedziach'' napisałam co innego niż to, co tu przedstawiłam [No, zasadziłaś tam niezłego autospoilera...]. Ogólnie? Rozdział mi się nawet... podoba. Byłby dłuższy, gdybym miała więcej czasu. Taa... Dobra. Koniec. Idę czytać u Was, bo tam też mam nie małe zaległości ;)
Dedykacja dla Klaudii oraz Natalii. Wiecie, że Was kocham? ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz