Drodzy Czytelnicy
Dziś analiza, która może wami wstrząsnąć, może was przyprawić o mdłości i ataki złości.
Wszyscy znamy i kochany córki Voldemorta, czyż nie? W aŁtoreczkowych tForach córki Voldemorta mnożą się jak króliki. Nikogo już to nie dziwi i nie szokuje, jak to też się mogło stać, że Voldemort zapłodnił Lily, Narcyzę, Bellatrix, Severusa… ups ^^”
Jednak nawet w najbardziej chorych i wyuzdanych snach nie przyszło mi do głowy, że jakaś aŁtoreczka może wbić swe pazury w „Les Miserables” wystawiane aktualnie w Teatrze Muzycznym „Roma” i spłodzić córkę Javerta
W dzisiejszej analizie więc: przedstawienie postaci, kolejne magiczne hybrydy kompletny brak sensu i wiedzy oraz sporo nowatorskich (sic!) pomysłów na gadżety firmy Apple.
Dobrej zabawy!
PS. Ze względu na to, że piątego października Steve Jobs zmarł (bardzo nam z tego powodu przykro) musieliśmy nieco zaktualizować analizę. Musicie nam to wybaczyć ;)
Adres bloga: http://le-mis-tsukiko.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil i Johnny Zeitgeist
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że razem z Ithil (która nie mogła zaprzeczyć bo akurat jadła pazury ze zgryzoty) pochwalamy aŁtorkę za pewną oryginalność. Stworzyć kolejną córkę Voldemorta to żadna sztuka. poszła na musical do teatru (po sposobie opisywania bohaterów widać, że nie przeczytała książki, ale już nie wymagajmy zbyt dużo), co ją zainspirowało i sprawiło, że zapragnęła jeszcze kilkakrotnie wybrać się do teatru o czym informuje nas w komentarzach odaŁtorskich. Bardzo nas to cieszy.
Może z czasem nauczy się pisać opowiadania, nie opka. I sprawdzać pisownię. I trzymać się kanonu, do cholery!
Ale najpierw: przedstawienie postaci!:
Tsukiko Javert
Wiek: 15 lat
Młoda, zjawiskowa dziewczyna o kruczoczarnych włosach i ognistoczerwonych oczach. Jej ojcem był inspektor Javert.
Młoda, zjawiskowa dziewczyna o kruczoczarnych włosach i ognistoczerwonych oczach. Jej ojcem był inspektor Javert.
[*JEBUT!* Ałaaaaa… Javert był stróżem prawa z powołania. Ponieważ nie miał za bardzo do siebie zaufania wyłączył swoje sumienie a zamiast niego wrzucił przepisy i prawo. Kiedy musiał owo prawo złamać zaraz potem rzucił się z mostu. Wszyscy się go bali. Nie znamy nawet jego imienia. Czy NAPRAWDĘ aŁtorka uważa, że ktoś taki jest zdolny do posiadania dzieci, do zawierania związków?!]
Marius Pontmercy
Mąż Cosette, mieszka z nią razem w domu w miasteczku do którego przybyły Tsukiko i Sairalindë. Bardzo chciałby mieć dzieci, niestety od lat bez efektu.
[To miasteczko to PARYŻ] [Taka tam wieś, nie warto wspominać nawet. Co to jest ten Paryż?] [Zapadła wiocha. Psy dupami szczekają]
Sairalindë Ringëril
Wiek: 17 lat
Piękna, delikatna dziewczyna, przyjaciółka Tsukiko. Jej matka była upadłą anielicą, a ojciec półelfem.
Piękna, delikatna dziewczyna, przyjaciółka Tsukiko. Jej matka była upadłą anielicą, a ojciec półelfem.
[… O ile zakład, że Tsukiko w którymś momencie opka okaże się wampirem?] [W imieniu nieżyjącego już Victora Hugo, chciałbym wyrazić swoje niezadowolenie krótkim, dosadnym MERDE!] [Poczekaj ze swoim „MERDE!” aż przeczytasz dalej…]
[Och, a tak przy okazji: według jedynie słusznego generatora imion elfickich „Ringëril” daje nazwisko Shultz. Romantyczne, czyż nie? „Sairalindë” też tam wychodzi, ale nie mogę znaleźć dla jakiego imienia… Czy mogę nie pytać, z jakiego natchnienia aŁtorka daje swoim postaciom „tolkienowskie” imiona?]
Cosette Pontmercy
Żona Mariusa, córka Fantyny i przybrana Jean Valjeana.
[Przybrana CO Jean Valjeana? Nie mówiąc już o tym, że „Valjean” się nie odmienia…] [Wiesz, skoro już gwałcimy kanon, to może to nie miała być „przybrana Jean Valjeana” tylko „przebrana Jean Valjeana”- w sensie, że Jean Valjeana była kobietą] [You’re dead to me!]
Raphael Caine
Dawny przyjaciel ojca Tsukiko. Potężny wampir. Podąża za przyjaciółkami, ale w jakim celu?
[W celu ochronienia córki, proste. Szansa wampirowatości Tsukiko właśnie sięgnęła 200%. Jestem zdania, że nowy, ulepszony przez aŁtorkę Javert spędził kiedyś kilka upojnych chwil ze swym przyjacielem Raphaelem, w wyniku czego urodził Tsukiko, która będzie pół wampirem (po tatusiu), ćwierć chochlikiem i ćwierć pegazem (po drugim tatusiu). I to nadal jest coś, w co łatwiej mi będzie uwierzyć niż, że Javert spłodził dziecko z jakąś kobietą, na dodatek nie będącą jego żoną]
Elodie Vitrovia
Służąca w rezydencji Tsukiko
[Znana szerzej jako Alodia Przez-szkło. A jeszcze szerzej- jako Victorique de Blois z anime Gosic]
Rozdział 1 - Początek wakacji
Hejka, ostatnio bylam z rodzicami na musicalu Nędznicy i baaardzo mi się podobało. Tylko zakończenie jakieś takie niefajne [Powodów nigdy nie poznamy]. Szczerze, to AMrius [*wzdych* Mogłabyś przynajmniej nie robić błędów w imieniu głównego bohatera i to w dodatku już w pierwszej linijce…] zdecydowanie nie powinien być z Cosette!!! Dlatego postanowiłam założyć bloga z opowiadankiem [O, jak się cieszę…], mam nadzeiję, że wam się spodoba. [Daruj, że nie podskoczę z radości. Boli mnie grzbiet.] Proszę, zostawcie komcie jeżeli to przeczytacie! [Przeczytamy i zostawimy komcie. Dużo, dużo komciów] [Nie wiem jak Ty, ja nie komciam] [Oj tam, oj tam…]
Promienie porannego słońca wpadalyprzez okno [bardzo szybko wpadały, jak widzę…] pociągu oswietlając twarze śpiących przy okniedziewczyn [Za cholerę nie wiem co to jest „okniedziewczyn”. Brzmi trochę jak „oknie grzewczym”, ale okna to raczej do wietrzenia niż grzania, więc odpada]. Jedna z nich miała lśniące, kruczoczarne włosyzwiązane w dwa kucyki po obu stronach głowy i ognistoczerwone oczy [i wykrakałaś, Ithil. Wampir jak nic...] [Nie no, czerwone oczy w anime to standard] [Ale nie w „Nędznikach”…].Była ubrana w krutką [kÓrtkę], czarnobiałą sukienkę z falbankami iczerwonymi elementami [elementy były iCzerwone? Steve Jobs byłby dumny!] oraz ozdobioną niebieskimi wstążkami zczarnymi paskami a na nogach miała wysokie buty za kolana [AŁtorko, może w anime to przechodzi, ale piszesz w universum „Nędzników” więc trzymaj się realiów epoki. Nie pytam już nawet skąd w XIX wiecznej Francji dwie japonki, ale zerknijże jaka wtedy panowała moda. Krótki reseach nie boli]. (zresztą, obejrzyjcie obrazek po prawej - przyp. autorki) [Nie, dziecko. Ludzkość wyszła już z ery pisma obrazkowego: Wzięłaś się za pisanie opowiadania to pisz porządne opisy, a nie na łatwiznę idziesz!]
Druga dziewczyna miała neibieskiewłosy spięte w kok w który wplotła pióra, kwiaty i liście [W związku z czym wyglądała zupełnie jakby właśnie skończyła się tarzać po jakichś syfach] [Albo jak pan Staszek, lump spod mojego bloku] [Masz niebieskogłowych lumpów?] [Wlał w siebie już tyle denaturatu, że to tylko kwestia czasu, uwierz] [„Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie”…].Miała na sobie białą sukienkę sięgającą stóp z bófiastymirękawami [ Stopy z bufiastymi rękawami, niesamowite…] i głębokim dekoltem, który odsłaniał dużąpowierzchnię [jej połaci ziemi xD] jej obfitego biustu [za co została okrzyknięta bezwstydnicą, jej własna matka ją wydziedziczyła i wszyscy uważali ją za prostytutkę...] [Żartujesz? Prostytutki chodziły ubrane w długie sukienki. Podarte jak sto nieszczęść, ale długie. I prostytutki bardzo dbały, żeby wyglądać porządnie- a nie tak, jak te tutaj „arystokratki”]. Jej oczy były głębokie,granatowe a stopy schowane w białych butach na obcasie [… Ok., kolejny reseach. Patrz i ucz się. Oto krótka historia butów na obcasach. I jak wół tu stoi, że buty na obcasach były bardzo modne na dworze królewskim- czyli „co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”- a ponadto bardzo. Drogie. Towar luksusowy]. (jak wyżej - przyp. autorki) Na półkachponad głowami dziewcząt leżały dwie eleganckie, skórzanewalizki [spacje, droga aŁtorko! S P A C J E! Jak w zdaniu „naucz się korzystać ze spacji”]. Oprócz nich w przedziale nie było nikogo
W pewnym momencie czarnowłosa ocknęłasię i wyjrzała przez brudne okno [Kolej jeździ dopiero od kilku lat, a już okna brudne jak, nie przymierzając w PKP? Którędy oni jeździli?!] [Zapewne pośród spalin samochodów, a co?]. Widziała tylko lasy i pola.Ziewnęła i przeciągnęła się, po czym pociąg wjechał nastację [Zupełnie znienacka]. Obudziła śpiącą towarzyszkę.
- Wstawaj, Sairalindë, wysiadamy!
Niebieskowłosa otworzyła oczy ipodniosła [A tego Steve Jobs potrzebowałby dopiero za jakieś siedem-osiem lat, gdyby jeszcze był żywy (teraz już mu nie życzymy „ipodnoszenia” się)] się z ociąganiem. Tymczasem czerwonooka była już nakorytarzu z oboma walizkami. Wyglądało na to, że niesienie ich [tabuna] obuna raz nie sprawia jej żadnych trudności [a dookoła niej kłębił się tłumek mężczyzn w różnym wieku „Ależ co panienka, to nie uchodzi, my pomożemy, honor Francuza i dżentelmena, te sprawy...”, a dziewczyna odpowiadała przez zaciśnięte zęby „Paszli won! Nie widzicie, że wynajduję feminizm?!”].
Dziewczyny wyszły z pociągu nazalany słońcem peron. Granatowooka wyjęła swoją walizkę z rękiprzyjaciółki.
- I co? Dokąd teraz, Tsukiko? -zapytała.
Czarnowłosa rozejrzała się iwskazała na czekającą na nie bryczkę. Podeszły do woźnicy.
- Panienki Javert i Ringëril? - spytała gdy skinęły głowami, wskazał im miejsce w powozie.
Ruszyli. Dziewczyny rozglądały sięwokół z zaitenresowaneim ale przez nudność krajobrazu wkrótceprzestały [Krajobraz je obrzygał].
- Nie powiedziałaś mi, dokądjedziemy. - powiedziała z letkim wyrzutem Sairalindë. Tsukikozahichotała i odrzekła:
- Dowiesz się skarbie. Mogę tylkozdradzić że ci się spodoba.
Wkrótce ich oczą […] ukazało się małemiasteczko [Małe Miasteczko było tak małe, że ukazało się ich oczą całkiem znienacka. To było miasto wybudowane przez Bezdennie Głupiego Johnsona].
- Jak tu ślicznie. – westchnęłaSairalindë [Spacje! Do you use it?!]. Tsukiko nie odezwła się tylko wpatrywała się wkrajobraz szeroko otwartymi oczmai.
Woźnica odstawił je pod piękny,drewniany dom. Miał dwa piętra, duże, dębowe drzwi [My preciousssss, ostatnimi czasy mamy mnóstwo szczęścia do klasycznych opek, zauważyłeś? Opisywanie postaci po kolorze oczu i włosów, schodzenie na śniadanie, impertynencja, turbozajebistość i dębowe drzwi…] i byłotoczony wysokim, kamiennym murem. Za murem było widać wspaniałyogród z mnostwem drzew i kwiatów [Szczególnie te kwiaty musiały być doskonale widoczne przez ten WYSOKI, kamienny mur…] [Poza tym znów przekonujemy się, jak trudną rzeczą jest przekazywanie informacji: ałtorka tak połączyła te dwa zdania, jakby ten mur odgradzał mieszkańców domu od ogrodu, znajdującego się przy ulicy], a drózką prowadzącą do domuszła [DOMUSZŁO!] właśnie młoda służąca o bląd włosach i błękitnychoczach.
- Dzień dobry panienko Javert. -przywitała się uśmeichnęła [? „uśmiechnęła” to określenie tej służącej?].
- Witaj Madison. - powiedziała Tsukikoa potem zwrociła się do przyjaciólki: - Sairalindë, to Madison,nasza slużąca. Madison, to Sairalindë Ringëril , mojaprzyjacilka [poza feminizmem ktoś tu bawi się w równouprawnienie. Hymm. Komunistka? Muszę zapamiętać, żeby zbadać to głębiej...] [A kto zgadnie, do czego nawiązuje Johnny, zasłuży na ciasteczko!]. Masz się jej słuchać tak jak mnie.
- Dzień dobry panienko Ringëril. -rzekla Madison po czym wzięła od nih bagaże i poszła z nimi dodomu.
Tsukiko objęła Sairalindëramieniem.
- I jak podoba ci się? - zapytała. [„Jest zdanie twoje jakie o miejscu owym?”]
- Bardzo. - odrzekła Sairalindë zuśmiechem.
- To śiwetnie, bo spędzimy tu całewakacje.
- No co ty? Naprawdę?
- Serio. Zobaczysz, to będą najlepszewakacje w naszym rzyciu! [BUHAHAHAHA!... A, to na serio jest? Czy aŁtorka chociaż próbuje udawać, że zna temat? W okresie, w którym teoretycznie jesteśmy, biedne dzieci nie miał wakacji, bo pracowały na równi z dorosłymi, a bogate miały je prawie cały czas. Wiedza! Nie! Boli!] [Boli za to posiadanie całych wakacji w rzyci. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że boli bardziej, niż sprawdzanie tekstu przed wstawieniem. Dwa miesiące ze wszystkimi ich atrakcjami to nie w kij dmuchał!]
Rozdział 2 - Zmierzch pełen tajemnic i chłodny poranek
Hej hej, cieszę się, że komentujecie ^^ Jeżeli chcecie być informowanie [ja tam wolę być mówienie i pisanie z sensem takoż wykorzystaniem odmiany] o nowych notkach, to dajcie znać w komentarzach (przez gg nie informuję, przykro mi :P ). Nie miałam ostatnio czasu na pisanie, ale mysle, ze od teraz notki będom się poajwiać częsciej :) Postanowiłam też oddzielać treść od mojego komentarza giwazdkami [Taki mały czep: piszesz blogaska z opowiadaniem, więc to raczej swój komentarz oddzielasz od treści, a nie treść od komentarza…]. Mam nadzeiję, ze wam się spodoba [Tak, te gwiazdki to niesamowity powiew świeżości. Od razu czuję przypływ… a nie, aż tak dobrze to nie działają, dalej nie mogę polubić koncepcji córki Javerta].
***
Nad zmęczonym od gorąca Paryżem powoli zapadał zmierzch. Ulicą w cieniu szedł młody mężczyzna. Miał na sobie czarny strój podróżny, a w ręku trzymał walizkę. Gdy mijał latarnie, można było dostrzec, że jego włosy mają kolor fioletowy, tak jak oczy [Cholernie ciemny tam mają ten zmierzch, skoro tylko pod latarnią można było to stwierdzić...]. Mężczyzna dotarł na stację kolejową i usiadł na ławce w oczekiwaniu na nocny pociąg, którym miał udać się na południe. Popatrzył w świecący jasno księzyć [„kopnij się w rzyć” chyba…] [Ewentualnie my to możemy zrobić] [Z rozkoszą! :3], a na jego twarzy zagościł uśmiech. Dopadnie te dwie małe diablice. Już mu nie uciekną [„Dostanę cię następnym razem, Gadżet!”].
W tym samym czasie Tsukiko szykowała się do snu. Przez ścianę słyszała oddech Sairalindë – dziewczyna już spała [Cienkie mają ściany. Aż strach być tam służbą…]. Czarnowłosa założyła swoją przezroczystą, satynową koszulę nocną […o Manwe… *facepalm*] i usiadła na łóżku. Przez chwilę nasłuchiwała, po czym sięgnęła pod poduszkę i wyjęła spod niej małą książkę. Zdmuhnęła kurz ktory osiadł na jej okładce [cholera, ta książeczka musiała tam w długo leżeć. Chyba bym się bała spać w takiej pościeli. Człowiek się kładzie wieczorem, a rano odkrywa, że kołdra zomnomała mu pół nogi i patrzy łakomie na resztę] i otworzyła ją. Bez problemu znalazła wetknięte pomiędzy katrki zdjęcie przypominające przystojnego mężczyznę o siwych włosach. Dotknęła go.
- Już niedługo tato – wyszeptała, a jej oczy zaszly łzami. - Już niedługo wypełnię swój obowiązek wobec ciebie [„... a zrobię to spędzając najgorętsze miesiące roku z moją psiapsiółką w małym miasteczku którego nazwy nikt nie uznał za stosowne nam powiedzieć... HaHA! Jak ja jestem sprytna!”].
Schowała książkę i zdjecie i poszła spać.
Poranek był chłodny jak na lato. Tsukiko musiała ubrać grubszą sukienkę, niż planowała [Jej grafik ubiorów właśnie się zawalił i to wszystko TWOJA wina, pogodo! …Hej, a tak serio: kto normalny planuje z wyprzedzeniem w co się kiedy ubierze? (Nie mam tu na myśli specjalnych okazji takich jak ślub czy inna uroczystość)]. Gdy wykonała już wszystkie poranne czynności [*zaciesza*], wyszła z pokoju i zeszla na śniadanei [Headshoot! *zaciesza bardziej*] po ciemnych, dembowych [Combo breaker! xD xD xD] schodach obitych puszystym, czerwonym dywanem [To zdanie jest uber! :3]. Błękitnowłosa już była w jadalni i jadła croissanta [Mam poważne wątpliwości, czy wypiekane od 1839 roku croissanty mogły być wtedy popularnym daniem śniadaniowym… Nie mówiąc już o tym, że nauka o zdrowym żywieniu na pewno nie była wtedy znana, a śniadania wyższych sfer ociekały tłuszczem], popoijając go herbatą. Kruczowłosa dosiadła się do niej.
- Jakie plany mamy na dzisiaj? - zapytała jej przyjaciolka.
- Idziemy na zwiedzanie okolicy - odparła Tsukiko, sięgając po rogalik i jendoczeisnie nalewając sobie herbaty do filiżanki.
Zjadły, po czym wyszły z domu i skierowały się na ulice miasteczka. W zasadzie nie było tu nic do oglądanie [Co mówiłam o pisanie z odmiana?!]. Kościół, karczma, kilka sklepów i nic więcej [Paryż!!!]. Sairalindë była zawiedziona, ale pomyślała, że może przynajmniej pojeździ konno po pobliskich polach albo pospaceruje po lesie. Co więcej, jej toważyszka [auć…] zdawala się być w ogole wyłączona z rzeczywistosci [Przeszła na tryb off-line?].
W pewnym momencie zatrzymała się nagle ze wzrokiem skupionym na jakimś punkcie przed nimi. Błękitnooka jednak niczeog nie zauważyła.
- Wracajmy do domu o powiedziała nagle wyraźnie zdenerwowana Javert [i opowieścią swą automatycznie przywłaszczyła sobie posadę narratora. Czy od teraz całe opko będzie jedną wielką wypowiedzią Tsukiko?] [*z pewną dozą nieśmiałości* Może okażmy miłosierdzie i wyobraźmy sobie ten zjedzony myślnik?] [Nie!]. Ringëril bez słowa podążyła za nią, zastanwiając się, co też mogło ugryźć jej najlepszą przyjaciółkę [I co, już? To nie rozdział, to paragraf!].
Rozdział 3 - Spotkanie i rozmowa
Hej hej, to znowu ja ^^ [właśnie widzę...] Miałam ten rozdział wkleić już wczoraj, ale byłam u przyjaciółki, więc... oto i on! Mam nadizeję, że się wam spodoba i dziękuję za komcie. ^^ Następna przerwa pomiędzy rozdziałami będzie krótsza, tak myślę. ;)
***
Tsukiko nie mogla się uspokoić.Chodziła w tę i spowrotem po pokoju, starając się zachamowaćdrżenie serca [co uspokoiłoby ją niejako ostatecznie, a nam oszczędziło wielu kłopotów] i... zapomnieć... Ale nie potrafiła. Przed oczamiwciąż miała obraz tego mężczyzny [bo to był bardzo utalentowany mężczyzna. Jego martwa natura wyglądała jak żywa]. Lśniące, czekoladowe włosyi fioletowe oczy. Jej wymażony ideał... Potrząsnęła głową.Nie, nie może myśleć o chłopcach, nie teraz [Taki szczegół: w tym momencie Marius powinien mieć około dwudziestu trzech lat- już raczej nie kwalifikuje się jako „chłopak”. A szczególnie nie w połowie dziewiętnastego wieku. Wtedy to był już nieomal poważny mężczyzna w sile wieku]. Miała coś o wieleważniejszego do zrobeinia. [Nie mogę uwierzyć, że takie zdanie pada w opku...]
Pogrąrzona we własnych myślachprawie [szkoda, żeby pogrążała się w cudzych „myślachprawie”] [W „Zmierzchu” nie takie rzeczy się działy!] [Słuszność masz! (niestety…)] nie usłyszała, jak ktoś zapukał do jej drzwi [Ktoś tu ma lekko wyolbrzymione poczucie własności…] [Pewnie aŁtorka ma rodzeństwo…]. Dopiero głosprzyjaciółki sprawil, ze się ocknęła.
- Tsukiko... co się dzieje? - spytałaSairalindë.
- Nic nic, kochana [„, po prostu akurat myślałam, wiesz, jak to z tym myśleniem u mnie jest…] – usmeichnęłasię słabo. - Wszystko w porządku, chyba po prostu jeszcze jestemzmęczona podróżą. [Było pozwolić miłym panom ponieść bagaże]
Błękitnowłosa pokiwała głową,ale w jej oczach Javert dostrzegła troskę. Wyszła z pokoju ipociągnęła [kolejny gadżet, tym razem dla kochanki Steve’a Jobsa xD Choć mam nadzieję, że teraz już nie będzie go używała!] ja ze sobą na dół.
- Chodź, pójdziemy się przejść poogrodzie.
Spacerowały pomiędzywypięlęgnowanymi krzewami róż, klombami kwiatów i oleandrami [Trochę niepokoi mnie to oddzielenie róż i oleandrów od kwiatów…] [Bo to Złe Kwiaty były ...].Kruczowłosa starała się zachowywać normalnie i często sięuśmiechała, ale Ringëril i tak wiedziała, że coś ją gryzie [Róże czy oleandry?].Gdy przechodziły obok bramy stanowiącej wejscie na posesję [Nie?!], naglezauważyły, że ktoś się zbliża. Kontem [Nie!] [Niestety...] [Ale ja się nie zgadzam!] [Słownik ortograficzny też się nie zgadzał...] oka błękitnookazauważyła, że Tsukiko zesztywniała.
Drogą szedł wysoki, rpzystojnymężczyzna [okej, to nie jest zwykły brak spacji. TO wymagało cierpliwego planowania. Może aŁtorka celowo chce doprowadzić czytelników do szału?]. Jego włosy o barwie czekolady lyśniły w słońcu, aintensywnie [„a” jako przedrostek to zazwyczaj zaprzeczenie…] fiołkowe oczy błyszczały jak gwiazdy [gwiazdy nie błyszczą. Gwiazdy świecą. I to na pewno nie na fiołkowo]. Obok niegokroczyła kobieta w ciemnej, wydekoltowanej sukni wyszywanej złotyminićmi [następna nierządnica...]. Na głowie miała wielki kapelusz z przytwierdzonymi do niegokwiatami i wełnianymi wstążkami. Sairalindë z przekąsemzauważyła, że właściwie nie ma biustu, a cała jej figuraprzypomina raczej prostą tubę [Przekąs nie działa w ten sposób!] [...Że co?] [Wiesz o co mi chodzi!]. Oczy nieznajomej miały ciemnoszarykolor, a jej włosy ułożone w loki brudnej ziemi [dobra, ja zrozumiem błoto zamiast włosów – w końcu były już węże. Ale jak niby uczesać je w LOKI?] [Czego się nie zrobi żeby jeszcze bardziej zohydzić postać, której się nie lubi…].
Doszli do bramy i dopiero wtedy jezauważyli. Błękitnowlosa usłyszała, jak jej przyjaciółkawstrzymuje oddech, a tęczówki chłopaka rozszerzyły się na jejwidok [Spostrzegawcza jest, cholera]. Nikt się nie odezwał, więc Ringëril postanowiła wziąśćsprawy w swoje ręce – a raczej usta [:3].
- Dzień dobry, nazywam się SairalindëRingëril, a to moja przyjaciółka Tsukiko Javert, właścicielkatej przepięknej posesji – trajkotała, otwierając bramę iwpuszczając nieznajomych do środka [Przepraszam, czy ona tak napastuje KAŻDEGO przechodnia czy tylko tych wywołujących bezdech u jej przyjaciółki? Wyrafinowana forma zabójstwa! Podoba mi się!]. - Cieszę się, że mogępaństwo poznać.
- Dzień dobry, ja nazywam się MariusPontmercy, a to moja żona Cosette. Mieszkamy niedaleko – ocknąłsię czekoladowowłosy [czekoladowe włosy! Super, właśnie kończył mi się zapas czekoladowych oczu z Mrocznej Siły Miłości!], nachylając się do towarzyszki w czułymgeście, jednak w jego oczach nie było miłości [była za to bardzo wyraźna wizja aŁtorki, która miała własny plan i żaden francuski pisarzyna nie będę jej tu przeszkadzać!]. Cały czasuśmeichał się za to do Tsukiko. - Mi też bardzo miło paniepoznać.
- Oh, gdzie moje maniery – nareszcieognistooka wzięła się w garść. - Zapraszam do mojego domu naherbatkę, zaraz zawołam służącą.
- Dziękujemy za zaproszenie, alejesteśmy na przechadzce i właśnie mielismy wracać do domu –głos Cosette był piskliwy i słuchanie go mogło przyprawić o buluszu [od dziś maść na bulusz do kupienia w sklepiku Ministerstwa!] [Sami nie wiemy co to jest, ale tylko My możemy was z tego wyleczyć!]. Mina Mariusa natomiast wskazywała, że chętnie przyjąłbyzaproszenie.
- Chętnie za to wpadniemy kiedyindziej i również zapraszamy do siebie – dodał na odchodnym, niemogąc oderwać wzroku od kruczowłosej [która ma 15 lat. A on ma żonę. Którą, zgodnie z oryginałem, kocha. *wdeeech* JAK MOŻNA TAK SKAKAĆ PO JEDNEJ Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH KSIĄŻEK/JEDNYM Z NAJBARDZIEJ ZNANYCH MUSICALI? AAAAAAAARGH!] [To wszystko przez ten bulusz. Już wiemy, jakie to ma skutki- przemożne zapędy pedofilskie :3]. Ona natomiast stała zespusczonym wzrokiem, a stojąca blisko niej Sairalindë widziała, żema rumieńce na policzkach.
- W takim razie do zobaczenia –rzuciła jeszcze błęktinowłosa, zanim zniknęli za bramą.Zamknęła bramę i zaraz potem poczuła dłoń Tsukiko zaciskającąsię na swoim nadgarstku.
Została brutalnie zaciągnięta dodrewnianej, ogrodowej altany i rzucona na ławkę [:3] [Yay! Yuri!~].
- Co ci odwaliło? - prawie krzyknęłana przyjaciółkę, ale prawie. Nigdy nie krzyczała na Javert [nie martw się, my to zrobimy...] [Wiecie, że czytałam ostatnie cztery zdania trzy razy zanim ogarnęłam kto tu w końcu kogo wciąga a kto krzyczy? I dochodzę do wniosku, że ktoś tu ma problem: albo ja jestem nieprzeciętnie głupia albo aŁtorka powinna popracować nad składnią].
- To ja powinnam cię o to zapytać –ogniste oczy wpatrywały się w nią z furią. - Czemu ich wpuściłaś?
- Ktoś powinien, ale masz rację, tobył twój obowiązek [Właściwie, to nie…]. Ty jesteś panią domu.
- Bądź cicho! - krzyknęła Tsukiko,a w jej oczach zalśniły łzy. - Może miałam swoje powody, co?
- Jakie mogą być powody, żeby byćnieuprzejmą? - Sairalindë uniosła brew.
- Ojciec tej... dziwki zabił mojegoojca, rozumiesz?! [Wiecie co? Zaskoczę was. Nie ma sensu wściekać się na tak kretyńskie podejście do tematu: kto zna „Nędzników” ten wie, ile jest prawdy w tym, co napisała aŁtorka. Kto nie zna „Nędzników” niech ich przeczyta, bo to fajna książka (a póki co może to sobie znaleźć na Wikipedii, nie chcę spoilerować). Ja więc się o to nie wścieknę, za to powiem, że (klik!) słowo „dziwka” w znaczeniu „nierządnica” pojawiło się po raz pierwszy w pierwszej połowie XIXw. dzięki panu Boy-Żeleńskiemu. Akcja opka rozgrywa się około roku 1830- czyli, że jeśli nasza MarySue nie czytuje Boya-Żeleńskiego do poduszki (nie czytuje- wierzcie mi!) to nie ma prawa znać tego słowa] - Tsukiko rozpłakała się i pobiegła w stronędomu, zostawiając przyjaciółkę w stanie kompletnego osłupienia [It’s so dramatic… *ziewa i podnosi do ust kolejną garść popcornu*] [Masz popcorn?! Podziel się!] [*dzieli się popcornem*].
- Tsukiko...
Kruczowłosa nie odpowiedziała, tylkomocniej wtuliła twarz w poduszkę.
- Tsukiko, to ja [Hej, jak ja to kocham! „Kto tam?” „To ja!”- i wszystko jasne xD] [Nadmienię, że one były w tym domu we trzy, więc zbyt dużego wyboru nie było…] [A jedna z tych trzech to służąca, więc swojej pani też raczej nie wołała po imieniu]. Otwórz proszę.
- Idź sobie, nie chcę cię widzieć!
- Wiesz, że nie pójdę. Otwórz drzwialbo sama to zrobię [Użyje swej grozę budzącej mocy naciskania klamki? ^^].
Milczała, ale słyszała, jakSairalindë zaklęciem otworzyła zamkniete na klucz drzwi [Ciekawe, czy to było „Alohomora!” czy „Openadoora!” xD]. Czegoinnego można było się spodziewać po córce upadłej anielicy ipółelfiego maga [ja tam się spodziewałem, że wejdzie jak człowiek, po rynnie…]? Błękitnowłosa weszła do pokoju i usiadła obokniej na łóżku.
- Przepraszam – powiedziała pochwili milczenia. - Nie powinnam była tak się zachowywać.
- Przeprosiny przyjęte – kruczowłosapodniosła się i popatrzyła na nią spuchniętymi tęczówkami [Oo]. -Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Mój ojciec zabił moją matkę – osiwiadczyła błękitnooka [Ten półelfi mag. Tą upadłą anielice. Pewnie użył do tego różdżki z drzewa myślącej gruszy i rdzeniem z kryptonitu...]. Javert wstrzymała oddech [*skandują* U-duś się! U-duś się!]..
- Nie... wiedziałam...
- Wiem. Nie chcę o tym rozmawiać, alechcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę przy tobie –popatrzyła przyjaciółce w oczy. Tsukiko rozpłakała się iprzytuliła do niej mocno.
- Dziękuję – wyszeptała wreszcie.
- Nie ma sprawy [luz malina, to tylko załamanie nerwowe i urojenia, każdemu się zdarza...]
Rozdział 4 - Nocna wyprawa
To znowu ja ^^ Czy akcja nie toczy się torchę zbyt szybko? Mam wrażenie, ze powinnam zwolnić dawkowanie informacji :D [Zapamiętać – obelżywe graffiti wypisywane na gruzach klasyki literatury = informacje] Jakoś dużo wejść, ale nikt nie zostawia komciów, zapraszam! Ani ja, ani klawiatura nie gryziemy... (ani Tsukiko, chociaż... ale o tym w rozdziale ^^)[Ona jest wampirem, albo jakąś kolejną mieszanką. WIEMY. Nie udawaj, że niespodzianka]
Nibi: u żadnego, nie widziałam nawet, jaki naprawdę mają kolor cozu ;P ale to moje opowiadanie i jak chcę, może mieć fioletowe, nie? :P [NIE! Pożyczasz postacie kogoś innego to TRZYMASZ SIĘ ICH WYGLĄDU! Chcesz, żeby twój bohater miał fioletowe oczy to stwórz sobie własnego!]
Nibi: u żadnego, nie widziałam nawet, jaki naprawdę mają kolor cozu ;P ale to moje opowiadanie i jak chcę, może mieć fioletowe, nie? :P [NIE! Pożyczasz postacie kogoś innego to TRZYMASZ SIĘ ICH WYGLĄDU! Chcesz, żeby twój bohater miał fioletowe oczy to stwórz sobie własnego!]
***
Wysiadł na stacji i rozejrzał się. Dorożka już na niego czekała.
- Wie pan, że do tej dziury przyjechały wczoraj dwie piękne panienki [„i mówię to panu, bo ma pan taką uczciwą, zębatą twarz jak, nie przymierzając, mój ukochany owczarek, towarzysz lat dziecinnych! A jaki on tępy był! Od razu mi się z panem skojarzył!...”] – mówił woźnica, wioząc go do miasteczka [To „miasteczko” to Paryż, do ciężkiego grzyba. Tu codziennie przyjeżdżają stada pięknych panienek. Co prawda zapewne nie każda jest ubrana jak kurwiszcze i nie mają czerwonych oczu, ale i tak…]. Mężczyzna siedzący w wozie uśmeichnął się. Wiedzial, ale nie zamierzał słowem się z tym zdradzać [tylko tak siedział, uśmiechając się jak przygłup...].
Wysiadł przed mijescową karczmą i wszedł do środka. Był środek nocy, więc większość gości wewnątrz była już zbyt pijana by zwracać uwagę na tajemniczych nieznajomcyh. Uśmiechnął się pod nosem.
Gdy znalazł się już w wynajętym pokoju podszedł do okna i otworzył je na oścież. Pomimo że noc była bezksiężycowa, doskonale widział zarysy budynków [budynków już niestety nie zobaczył]. W oddali na szczycie wzgórza majaczyła rezydencja Javertów, a u jego stóp rezydencja Pontmercych [Czemu rezydencja Pontmercych walała się po podłodze w jakiejś tam knajpie?] [Symbolika. Gdybyś chodził na moje lekcje polskiego od razu rozpoznałbyś w tym nieznajomym wcielenie Aswerusa- Żyda Wiecznego Tułacza, który symbolizuje wszystkich żydów świata. Natomiast Marius i Cosette symbolizują dobro, szczęście, wierność i wszystkie inne cnoty dobrych, praworządnych ludzi. To oznacza, że Jezus nas wybawi i powinniśmy się modlić] [Hę?] [No dobra, może pominęłam któryś punkt toku myślowego. Ale to i tak nie ważne, skoro wniosek jest dobry. A wniosek jest dobry, bo tego właśnie mnie nauczyli w liceum: WSZYSTKO oznacza, że powinniśmy się modlić. Choćby temat był nie wiem jak odległy]. Zmasrzczył brwi i przyjrzał się jej. Po zboczu wzgórza zbiegała jakaś smukła postać jednak z tej odległości był w stanie dostrzec tylko jej zarys. Ale nie potrzebował tego. Doskonale wiedział kto to jest.
Tsukiko w czarnym płaszczu z wielkim kapturem narzuconym na głowę [i na oczy, przez co nie ominęła żadnej latarni ani większego drzewa...] dopadła muru rezydencji Pontmercych i skuliła się pod nim. Choć wokół nie wyczuwała nikogo i biegła zbyt szybko, by można było ją dostrzec [Skoro była szybsza niż światło to ja jej gratuluję. Trochę szkoda, że przez to przekroczyła też barierę dźwięku. Czekam, aż zacznie cofać się w czasie], wyraźnie czuła się obserwowana. Poczekała chwilę, aż uspokoi się bicie jej serca po czym wspięła się po murze i przeskoczyła do ogrodu.
Znalazła się wśród pachnących mocno kląbów i krzewów kwiatów. Powoli przemykała alejkami bojąc się, że ktoś przypadkowo wyjrzy przez okno i ją zobaczy. Księżyc świecił tej nocy wyjątkowo jasno [A na początku akapitu noc była taka bezksiężycowa…]. Wpradwzie cały dom zdawał się drzemać a ona sama słyszała spokojne oddehy i bicia serc , ale i tak się neipokoiła.
Wreszcie znalazła się przy drzwiach do kuchni. Delikatnie nacisnęła klamkę. Oczywiście były zamknięte.
Najciszej jak umiała wyrwała drzwi z zawiasów [*parsk* Najciszej jak umiał, Johnny wysadził budynek...] i wkroczyła do kuchni. Była pół-wampirem [hej, zgadliśmy! A teraz niech ktoś mi powie, jaki to ma sens?], mogła zmiażdżyć ścianę jedną ręką, ale narobiłaby za dużo hałasu. Przystanęła na chwilę i nasłuchiwała. Na parterze nie było nikogo, a 2 osoby na piętrze. Zapewne Cosette i Marius w sypialni. Uśmiechnęła się nienawistnie [po czym zagwizdała z wyraźną niechęcią i zapłakała agresywnie] i po cichu ruszyła na górę. Zlokalizowała te dwie osoby i znalazła je. Były to dwie służące śpiące w pokoju dla służby. Zaklęła cihco [a szpetnie] i wyruszyła na poszukiwanie sypialni.
Znalazła ją na końcu korytarza. Był to ogromny, piękny pokój o białych ścianach i namalowanych na nich czerownych różach. Na ścianie naprzeciwko drzwi było ogromne okno a obok wyjście na taras. Na lewo stało duże łóżko przykryte śnieżnobiałą pościelą. Poza tym nie znalazła nic.
W sumie sama nie wiedziała, czemu tu jeszcze jest, skoro nie znalazła Cosette, ale nie lubiła robić czegoś na prużno [Jaka szkoda, że bezcelową wydała jej się nauka polskiego w szkole!]. Postanowiła poszukać szczęścia w salonie. To był strzał w 10. Na koimnku stąły zdjęcia przedstawiające Cosette, Mariusa i... Jean Valjeana [No i co z tego?]. Uśmeichnęła się i strąciła te ze starcem na podłogę. Wtedy jej wzrok padł na stolik naprzeciwko sofy. Leżało tam oprawione w skórę potężne tomisko. Otworzyła je i odkryła, ze to pamiętnik ojca Cosette [Tomisko… Kochanie, gdybyś przeczytała książkę (lub uważnie oglądała spektakl) wiedziałabyś, że Jean Valjean był po pierwsze skromnym człowiekiem- czyli nie „tomisko” a „zeszycik z recyklingowanego papieru” (wtedy nie było recyklingu, ale jestem pewna, że Valjean i tak używał tylko takiego) a po drugie często się przeprowadzał i cały jego bagaż stanowiła mała walizeczka. Gdyby jego pamiętnik był opasłym tomiszczem, to Jean nie miałby się, biedaczyna, w co ubierać. On nie jest MarySue, że jak wyjeżdża, to pół jego bagaży zajmują wszystkie tomy pamiętnika, a drugie pół (w zależności od charakteru blogaska) karty kredytowe i gadżety erotyczne]. Zdecydowala się zabrać go ze sobą, razem ze złotym naszyjnikiem wysadzanym diamentami [zapamiętajmy to, Drodzy Czytelnicy!], który znalazła w stojącym na kominku pudełku na biżuterię [Dlaczego, na jasność Amanu, Cosette trzymała szkatułkę z biżuterią w salonie, gdzie każdy mógł sobie gwizdnąć z niej co chciał?].
Wyszła z domu tym samym wejściem którym weszła i zderzyła się z wysokim mężczyzną.
Jakimś cudem udało jej się nie upuścić książki [To był bardzo prosty cud: ludzie zderzający się z czymkolwiek nie mają odruchu rozwierania ramion], a naszyjnik miała w kieszeni. Popatrzyła z wśiekłością na nieznajomego. Ten złapał ją za nadgarstek i zaciągnął pod mur.
- Kim ty jesteś?! - prawie krzyknęła. - Co ty w ogóle sobie wyobrażasz?! [„… Że zatrzymujesz mnie, kiedy wychodzę z okradanego domu!”. Hej, serio, nie wiem jak wy, ale ja bym na jej miejscu nie gadała, tylko użyła swej ultra-prędkości i dała w długą…] [Nie jesteś dostatecznie MarySue…]
- Mógłbym cię spytać o to samo. Włamywanie się do cudzego domu i kradizerz... co by na to powiedział twój ojciec, panienko Javert? [A to jest bardzo dobre pytanie!] - głos nieznajomego był zimny i spokojny.
- Skond znasz moje imię?
- Ciho! [uczcijmy minutą ciszy Ortografię, zmarłą tragicznie w wyniku szoku...] - wskazał na bramę na teren posesji. Właśnie wjeżdżała kareta [Co za kareta?! Bryczka, dorożka, kariolka, fiakr… Ale kareta?] z Pontmercymi w środku. Tsukiko słyszała ich głosy. [W środku nocy wracają do domu? Ciekawe, co robili…]
Poczekali aż małżeństwo wejdzie do domu i przeskoczyli przez ogrodzenie. Kruczowłosa przyjrzała się mężczyźnie gdy znaleźli się po drugiej stronie [W sensie po drugiej stronie drzwi? Po drugiej stronie domu? Po jakiej „drugiej stronie”? Może przyjrzała mu się jak Marius i Cosette umarli?]. Miał fioletowe włosy i oczy. Ten wyszczerzył się do niej i zauważyła wampirze zęby. Zacisnęła wargi i zrobiła obrażoną minę. [„Naskarżę na ciebie! Miałam być jedynym wampirem w tym opku!”]
- Nie powiedziałeś mi kim jesteś i skond znasz moje imię.
- Raphael Caine. Byłem przyajcielem twojego ojca..
- To nie oznacza że ci zaufam. Przyjaźń pomiędzy wampirami to fikcja [*Louis i Claudia spojrzeli na aŁtorkę z dezaprobatą* „Doprawdy?”].
- I nie powinnaś. Nie przyjechałem tu ze względu na niego. Chcę ci coś zaproponować, ale nie teraz. Przyjdę do twojego domu jutro wieczorem. Lepiej pozbądź się świadków. I zmykaj stąd, bo jeszcze cię zauważą. Powinnaś być ostrożniejsza. - po tej tyradzie [tyradzie… Siedem prostych zdań… Upadają obyczaje] ulotnił się.
Tsukiko jak najszybciej uciekła do domu. Nikt jej nie zawuażył. [A szkoda, może ktoś by ją przez przypadek ustrzelił...]
ojej, moja ałtoreczka! Ale moim komentarzem chyba zabiłam opcio... Ale ona sama o niego poprosiła!
OdpowiedzUsuńAnaliza w dechę, będzie druga część, prawda? Powiedzcie, że będzie!
zachwycona i z bolącą ze śmiechu przeponą
Nibi
Cześć, Nibi! ^^
OdpowiedzUsuńOczywiście, że będzie część druga! O rany, tyle mojego tłuczenia głową w biurko przy analizie poszło by na marne?
... Oczywiscie pozostaje jeszcze kwestia Johnnego w szafie. Ale chyba w końcu uda mi się nakłonić go żeby wyszedł, nie?
xD
Dziękujemy za obserwowanie i do miłego przeczytania
Analizy jeszcze nie czytałam, ale... łiiii! Polecone przeze mnie opko :D.
OdpowiedzUsuńTak, jeszcze raz wielkie dzięki za podrzucenie go ^^
OdpowiedzUsuńTo odezwij się jak już będziesz wiedziała, co o niej sądzisz...
Ta analiza jest genialna xD A to opko mnie po prostu rani.Mam tylko jedno pytanie.Jak mogliście pozostawić " lyśniły" bez komentarza ..NO JAK !?xD Moje serce krwawi na tak bezlitosne bezczeszczenie mojego rodowitego języka T^T A moja głowa mnie boli od uderzania nią w biurko xD "Pogrąrzona"-MÓJ BOŻE!POTRZEBUJEMY EGZORCYSTY XD
OdpowiedzUsuń