Witam was, Drodzy Czytelnicy, w naszej kolejnej analizie.
W tym tygodniu kontynuujemy historię Delfiny Logan- choć,
oczywiście, nie zapominamy o Edwardzie, nie niecierpliwcie się [Nie
zapominamy. Choć BARDZO byśmy chcieli...].
Dziś będziemy mieli do czynienia z narratorem biorącym udział w
historii i podkradającym (czy raczej „podkradającą”, bo jak się okazuje
narrator była kobietą) boCHaterkom ciuchy. Ponadto odnajdziemy ukrytego
Alojzego oraz brązowookiego diabła tasmańskiego ściągającego skarpety.
Odnajdziemy też wszystkie możliwe punkty klastycznego opka. [*wzdycha*
Hurra...]
Będzie więc klasycznie, kleptomańsko i trochę zakonnie.
Dobrej zabawy!
Adres bloga: http://mrocznasilamiloscii.blog.onet.pl/
Zanalizowali: Ithil
i Johnny
Zeitgeist
Rozdział
II
Hej!
Dziękuje wszystkim osobom, które zamieściły pod moim opowiadaniem swoje
komentarze, jesteście koffani :* [Och, dziękujemy,
dziękujemy ^^] [My też Loffciamy cię jak
cholera...] Ale to troche nie jest motywujące ze jest ich tak mało,
mam nadzieję, że sie postaracie bardziej [Ależ
OCZYWIŚCIE!]
Sorry ze musieliscie tak długo czekać, ale nocia jest dluga i hmm mam nadzieję ze sie wam spodoba, a niedługo nowa! [Hurra!]
Sorry ze musieliscie tak długo czekać, ale nocia jest dluga i hmm mam nadzieję ze sie wam spodoba, a niedługo nowa! [Hurra!]
-Delfi,
ty krwawisz! - jęknęła Mirabella [„Na mój dywan!
To oryginalny, perski! Jak ci nie wstyd?!”] [Delfi”? To już tylko krok do „Delfy”- boCHaterka jest
świątynią grecką?]
-Oj,
to tylko skalecznie - opuściłam głowę w dół i spojrzałam na ranę z której wypływała
rubinowa ciecz po czym skapywała na podłogę.
-
Ona ma rację, trzeba cię opatrzeć i zabrać do szpitala - powiedział Cedrick. [To już trzeci sposób zapisania imienia tej postaci. To
on w końcu jest Cedric, Cedrik czy Cedrick? Wiecie co? Będę nazywał go
Alojzy...]
Valdimir
tymczasem zdodał się opanować. Z troska ujął moją dłoń w swoją. - Och -
wyszeptałam, był tak blisko.
-
Ja cie tam zawiozę - powiedział, ale nie zdążył zareagować, bo wtrącił się
Cedric.
-
Uważam ze to zły pomysł - powiedział spokojnie blondwłosy, patrząc na niego
groźnie.
-
Chłopaki, nie kłóćcie sie - powiedziała uśmiechnięta Mirabella. - Delfi
potrzebuje teraz spokoju, może ja ją zawiozę do szpitala, a wy pojedziecie ze
mną ok?
Chłopcy
na całe szczęście się zgodzili [Chwała Manwemu choć
za to!] , no i pojechali. W szpitalu pani pielęgniarka powiedziała
że w sumie powinnam zostać na obserwacji [po głupim
przejechaniu nożem po paluchu?! Ona chleb kroiła piła mechaniczną czy toporem?],
ale ja chciałam wracać do domu, co by było gdyby ojciec odkrył, że nie ma jego
samochodu, na pewno by się wściekł. Jednak czułam się zadowolona, poniewarz
Cedric patrzył na mnie tak troskliwie, a Vladimir zaniepokojony [„a Vladimir zaniepokojony” co? To jego tutył może?
„Vladimir Zaniepokojony III”- w sumie ładnie].
-
To co Delfi wracamy na przyjęcie? - spytała się Mirabella.
-
Nieee musze jechać już do domu odpowiedziałam [Co
to za strumień świadomość wymruczał Johnny niewyraźnie].
-
Szkoda- zmartwiła się ta.
-
Może chłopcy cię odwiozą jakby było niebezpiecznie? [Czy
oni wszyscy już zapomnieli, że facet się na nią rzucił z mordem w oczach? Nie
żebym miała coś przeciwko zejściu ze świata tej smarkuli, ale bitwa wampirów w
aucie jadącym po uczęszczanych wszakże drogach to chyba kiepski pomysł?]
Ale ja czułam że z jakiegoś powodu nie jest to dobry pomysł. - Nieee pojade
sama powiedziałam. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. W połowie drogi coś sie
nagle zaczęło psuć. [… Ogarnijmy to razem:
Mirabella zaproponowała koleżance, że Vladimir i Alojzy odwiozą ją do domu po
czym na głos wyznała, że tak naprawdę, to nie uważa tego za dobry pomysł.
Następnie narratorowi psuje się auto. Ke?]
-
OK - pomyślałam zdesperowana, - co mam robić. Powinnam pójść do warsztatu,
zastanawiała się Delfina, tylko gdzie to jest? A, już pamiętam. Warsztat był
1km od miejsca wypadku, wiec dotarła tam szybko. – [Tego,
jak szybko ona zmienia sposoby narracji i co mówi / myśli sama a co załatwia za
nią narrator nie ogarnie najdzielniejszy kocur…]
Hej,
jest tu właściciel, zapytała i nagle zobaczyła wyłaniającą sie z wnętrza
pomieszczenia postać o umiesionym torsie i czekoladowych oczach [Czekoladowe oczy? Kurczę, sam bym zjadł!] [Postać składała się
tylko z torsu i oczu. Lewitowały nad ziemią. Bo to był potomek partnerki
seksualnej niewidzialnego człowieka].
-O
hej - zarumnieła się.
-
Jesteś mechanikiem?
-Tak... [„Nie, tak tylko przyszedłem nawąchać się benzyny...
Oczywiście, że jestem mechanikiem, do prostytutki biedy!”]
-Bo
widzisz, mam problem, szukam warsztatu i samochód mi się zepsuł, pomugłbyś
skoro jesteś mechanikiem?
[- Nie, dopóki się nie nauczysz, że „o” ze słowa „pomoc”
wymienia się na „ó” w słowie „pomógłbyś”]
-Jasne,
o co chodzi?
-Tutaj
niedaleko stoi... [Ale on nie o to pytał… „- Dziś sobota, zabrałeś
płaszcz? // - Żyję w wielkim kuble…”]
Poszli
razem do zostawionego niedaleko samochodu. Chłopak "pogrzebał" chwilę
pod maskę będąc obserwowanym przez błękitne oczy Delfi [jej zielone oczy gapiły się w niebo, a piwne w tym
czasie drzemały], która wyglądała zjawiskowo w niebieskiej sukience.
-Niestety
- powiedział i westchnął - czeka go dłuższa naprawa, muszę odcholować go do
warsztatu i tam się z nim pobawię.
-
Ojej! Ile to będzie kosztować? Ojciec mnie zabije... bo widzisz, on mnie
nienawidzi [No to jest ciekawa rzecz do
wplatania w codzienną rozmowę... „- Cześć, która godzina? // - Za dziesięć
druga, mama biła mnie kablem od żelazka.”] [xD] a ja ten samochód wzięłam bez jego wiedzy i
wogóle...
-Jak
dla ciebie ślicznotko zrobię to za darmo - błysnął ostrymi zębami w uśmiechu.
Nowopoznany
postanowił odwieźć Delfi do domu swoim samochodem, ponieważ dziewczyna nie
miała co ze sobom zrobić [soby to takie małe
zwierzątka futerkowe jak rozumiem? To „z sobom”, dziecko *włącza jej się tryb
„wujek Dobra Rada”*]. Kiedy podjechali pod dom okazało sie że świecą
się światła [Zazwyczaj światła były cholernie
ciemne].
-
Ojej - powiedziała zmartwiona Delfi - chyba bedzie awantura. I miała rację, na
progu właśnie stał wkurzony ojciec, który właśnie robił awanturę, ze wzięła
jego samochód [Właśnie robił awanturę choć jej tam
jeszcze nie było? To co, wrzeszczał na powietrze? Fajną ona ma tą rodzinę… Ja
tam bym w takim razie zostawiła auto, weszła do domu, położyła się do łóżka i
udawała, że to nie ja brałam. Skoro ojciec nie zauważył przy awanturze z córką
braku córki to może nie zauważyłby też pojawienia się przedmiotu sporu?].
Delfina nie wiedziała co robić, spojrzała na chłopca szukając u niego oparcia,
ale ten nic nie mówił, tymczasem ojciec dalej krzyczał coś o samochodzie i
kosztach naprawy.
-
Ale to będzie za darmo! - Wyrwało się jej. Twarz Edwarda zakwitła purpurową
czerwienią. [po czym zzieleniał interesującą
mieszkanką żółci i oktaryny] -
Taaak? Ciekawe jak, puściłaś sie z serwisantem za samochodem? - zadrwił
szyderczo. Delfi nie była w stanie wytrzymać tego psychicznie, weszła na górę
trzaskając drzwiami. Usiadła na łóżku i niewiedziała co ze sobą zrobić. Robiła
jej sie sie smutniej i smutniej i smutniej [aUtorka
zaczyna się powtarzać: dwa „sie” (co to jest „sie”?), potem trzy „i
smutniej”... To chyba jakaś choroba jest, jak się człowiek „zawiesza” i robi
mechanicznie cały czas to samo? Ostatnio w Hausie o tym było…] Po
policzku spłynęła jej pierwsza samotna łza [HaHA!
Czyli że mamy do czynienia z opkiem Classic!].. Oprucz smutku czuła coś innego, była to wściekłość. Dlaczego
to mi musiała trafić się taka rodzina? - zadała sobie pytania [Tym bardziej, że to jedno pytanie
jest. Jak liczba mnoga to znaczy, że zadawała je sobie kilka razy nie pojmując,
że pyta wciąż o to samo. Wniosek? Napady włosoruchowe, objawiające się
mechanicznym powtarzaniem tych samych czynności- tako naucza nas mistrz House!],
po czym gwałtownie cisnęła poduszką w ścianę i zaczęła chodzić z wściekłością
po pokoju. Wydawało sie że przedmioty podzielają jej uczucia i również drżą z
wściekłości, a nawet...latają. Delfi przetarła oczy, nie...to niemożliwe -
pomyślała. nagle drgnęła, wyczuła w pokoju czyjaś obecność.
-
Jak...jak sie tu dostałeś? - zapytała bez tchu.
-
To nieistotne - powiedział przybysz, w którym dziewczyna rozpoznała mechanika.
Usiedli oboje na łóżku.
-
Jak masz na imię? - zapytała nieśmiało. [To w końcu
kluczowa informacja jest kiedy obcy, wielki facet nagle po prostu materializuje
się w twoim pokoju. Detterick’ówny byłyby ZACHWYCONE twoją postawą]
-
Gaspard [„a moi bracia nazywają się Odilon,
Serais, Armand i Pafnucy...”], a ty? - uśmiechnął sie do niej, także
poczuła się niepewnie [A gdzie on dał jej do
zrozumienia że czuje się niepewnie? Wskakując do pokoju mimo zamkniętych drzwi
czy wwalając się na łóżko?].
-
Delfina - odpowiedziała cicho.
-
Pięknie - on sie znowu uśmiechnął i powiedział - Wogóle jesteś piękną
dziewczyna, dlaczego płaczesz?
Delfina
zwruciła na niego beznadziejny wzrok [Beznadziejny
wzrok? W sensie, że się zacinał? *zaciesza*].
-
Wiesz - powiedziała - to moja rodzina. czasami mam wrażenie, że jestem całkiem
inna, nikt mnie tu nie rozumie [Tak samo jak,
niech pomyślę... WSZYSTKIE INNE nastolatki?].
-
Och, ja cie rozumiem - przerwał jej ciepło, po czym kontynuował z bolesnym
uśmiechem - rozumiem, bo moja rodzina - zawiesił głos.
Delfina
zaintrygowana spytała - No?
-Nieważne...
ty jesteś ważna - spojrzał głęboko niebieskookiej w oczy [A blondwłosej we włosy. Wszy szukał. Tych z poprzedniej
analizy]. Atmosfera zrobiła się duszna i napięta. Coś wisiało na
powietrzu [wisiało NA powietrzu?].
Dotkną jej dłoni. Ona dotknęła jego [jego CZEGO?!] [… Nie chcesz wiedzieć…]
[Wiesz, że masz rację? Nie chcę wiedzieć. Cofam to pytanie] [Jak cię znam, to skoro cofasz, to znaczy, że już sama
sobie na nie odpowiedziałaś] [Ahaś… *ze
zbolałym wyrazem twarzy* I teraz bardzo chcę zapomnieć…] [*w milczeniu ze współczuciem poklepuje ją po ramieniu*]. Ale przypomniała sobie o Valdim [Valduś, mam pomysła! Spierniczamy z tego opka!].
I Cedricku, więc szybko się odsunęła.
-Sądzę
ze, powinieneś już pujść.
-Ah
tak... mam nadzieję ze się spotkamy
-Pewnie
jeszcze nieraz - uśmiech słabo zagościł na jej ustach [Zagościł tam tak słabo, że po chwili się przekrzywił, będąc
zbyt subtelnym, aby mocniej się uchwycić ust]. Dobranoc -
powiedziałam
-
Dobranoc - powiedział w tym samym czasie i wybuchnęliśmy śmiechem [*wybucha śmiechem* AhaHAha... WyBORna krotochwila!
*ociera łezkę z oka i poważnieje* Mogę już iść? Proszę...].
-To
ja już pójdę - powiedziałam, po czym zniknął [To
co, w końcu ona wychodzi a on zostaje? Nie ogarniam…]. Nie
potrafiłam wytłumaczyć jak, poprostu. Zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam,
trwało to jednosiemdziesiatna sekundy [*parsk*]
zaledwie i jego nie było. Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie go nie
dostrzegłam. Z burzą w głowie dziwnych myśli poszłam spać [Brzmi jak tomik poezji współczesnej: „Z burzą w głowie
dziwnych myśli”].
Delfina
otworzyła oczy. Była wiosna, tak...Słuchała gorącego falowania blasku [O.O Ona SLUCHAŁA falowania?! Na dodatek istotą falującą był
BLASK?! Kurde, niezły stuff..] [pełny
surreal...kochanie, gdzie moja szisza?] [O tu,
skarbie *podaje*] [Dziękuję, niewiasto
*zaciąga się głęboko* Taaaak. Witaj, różowy latający niewidzialny wampirze, czy
pokonwersujemy dziś o transcendencji bytu?] [*przysiada
obok i nieśmiało pyka z fajki*],
szumu ciepłego wiatru miedzy omdlałymi liśćmi [omdlałe
liście to chyba raczej na jesieni?], śledziła szmery za oknem [uzbrojona w kraciasty płaszcz, za duże buty, śmieszną
czapkę i lupę te szmery śledziła]. Promienie słońca delikatnie
tańczyły po jej twarzy. Otworzyła oczy, wiec pomyślała, że musi iść do szkoły [taki odruch bezwarunkowy: Otwiera oczy- „O, musze iść do
szkoły!”. Mruganie musiało być dla niej istną udręką…]. ciekawe,
jakie dziś ma lekcje,. No nic, najważniejsze, żeby się ubrać [*parsk*] [No…
Jakby nie patrzeć… *powstrzymuje atak głupawki*]. A potem może
pójdzie z Mirabellą na zakupy? Wybrała krótką cielistą sukienkę i pasujący do
niej paseczek, po czym uczesała włosy i zrobiła sobie delikatny niewidoczny
makijaż [Jak niewidoczny to na huk go robiła?].
Zeszła na dół, gdzie jej rodzina właśnie kończyła posiłek, Obrucili ja ponurymi
spojrzeniami [wzrokowo wyobracali ją na wszystkie
strony. I zmieszali z błotem] , ale sie nie odezwali, nawet jej
malutki Marc, którego kochała przecież ani Blaki [Cóż
za nowatorska konstrukcja gramatyczna! *podziwia*]. Pewnie są źli,
no ale przecież to był wypadek, co mogłam zrobić? [Och,
no naprawdę nie wiem… A co powiesz na NIE DOTYKANIE SAMOCHODU OJCA BEZ JEGO
WIEDZY I ZGODY?!?!?!] Wzruszyła ramionami. Po czym poszła do szkoły [Prześledźmy jej drogę: wstała, ubrała się, zrobiła letki
makijaż, weszła do jadalni, wzruszyła ramionami, wyszła z domu. Spoczko],
po drodze okazało sie, że dzisiaj miał być polski - fajnie, chemia i różne
takie nieinteresujące rzeczy. Ale Mirabel [czy
aŁtorka mogłaby się zdecydować, jak w końcu nazywają się jej postacie? To chyba
nie jest aż takie trudne?] pewnie
tak nie uważa, skoro sie ze mną nie zgodziła, kiedy to powiedziałam,
uświadomiła sobie. [„>>Ale Mirabella pewnie
tak nie uważa, skoro sie ze mną nie zgodziła kiedy to powiedziałam<<
uświadomiła sobie”- przepraszam, drodzy moi, nie mogłam się powstrzymać. To
biedne dziecko ma chyba uczulenie na cudzysłowy, za to przecinki ciepie gdzie
popadnie. Prawie nigdy we właściwe miejsca ale za to jest ich dużo]
Delfina
doszła na szkoły. Nie popatrzyła wczoraj przez to wszystko na plan lekcji, wiec
zapytała Mirci, co mają teraz. Okazało sie że chemię. Delfi stwierdziła że nie
odrobiła zadania domowego, więc nie może sie pokazać w takim stanie na lekcji [Tak, to na pewno poprawi twoją sytuację. Wagarowanie].
Poszła do szkolnej toalety i usiadła przed lustrem, po czy zadumała sie patrząc
w nie. Powiedział że jestem piękna... - pomyślała.. [„kłamał
żeby dostać się to twoich majtek” odparł zza drzwi Johnny] Ciekawe
czy to prawda. Spojrzała w lustro, które objało ją [Łaaa!
*odskakuje przerażona* Lustro, które huga! Powinno jeszcze zapytać dziecięcym
głosikiem „Are you my mummy?” Brrrr…]. Miała pszeniczno
złociste włosy, topazowe oczy i labastrową cerę [co
to jest labaster? Kochanie, czy ja też mogę mieć labastrą cerę?] [Tylko jeśli będziesz
grzeczny] [Czyli że nie mogę] [*nie bez pewnej
satysfakcji przecząco kręci głową*]. Wydawało sie jej, że chłopakom
się podobała, przynajmniej w miarę, no ale w jej starej mieścinie wszyscy
woleli te Barbie. Tutaj chyba jest jakoś inaczej, pomyślała. Nagle do toalety
ktoś wpadł. A, to tylko sprzątaczka, pomyślała Delfi, obrzucając ją pogardliwym
spojrzeniem [Grrrr…. Grrrr… *warczy głucho* Johnny,
weź mnie trzymaj bo ją trzepnę!] [*podaje
jej tytanowy kij bejzbolowy, bazookę i samonaprowadzającą się trzepaczkę do
dywanów*]. Weszła i wyszła, ale potem przyszedł ktoś inny.
Okazało
się ze to Eve Angelique, która była najbardziej popularna i pusta w szkole.
Uśmiechnęła sie do Delfi protekcjonalnie i zakpiła - Może byś się tak odsunęła,
co? [doprawdy, kpina pierwszej klasy. Oscar
Wilde byłby dumny jak jasna cholera...] Delfi spojrzała na nią
nierozumiejącym wzrokiem, nie wiedziała o co jej chodziło. - Od czego? -
zapytała. Eve uśmiechnęła sie znacząco.
-
Od lustra, no chyba ze myślisz ze jesteś taka ładna - powiedziała sarkaztycznie
-
Ale ja nie mogę - powiedziała cicho Delfi.
-
Bo co?
-
Bo jestem zajęta. Myślę. [zajęta myśleniem?
Czyli, że nie potrafisz robić dwóch rzeczy naraz? Czy przed każdym istotnym
procesem mózgowym bierzesz głęboki oddech?] [Chyba nie zrozumiałeś. BoCHaterka w ten subtelny a jednocześnie
dowcipny sposób dała Eve do zrozumienia, że w przeciwieństwie do niektórych
myśli, więc ma większe prawo stać przy lustrze]
- powiedziała blondwłosa i odwruciła sie zpowrotem do lustra. Eve
szarpnęła ją za ramię.
-
Myślisz ze ci teraz wszystko wolno? Vladimir cię nie uratuje - powiedziała
dostrzegając zaskoczenie z oczach dziewczyny [zaskoczenie
przyjęło formę takich małych pytajników na tęczówkach dziewczyny].
Popchnęła ją na ścianę, Delfi udeżyła się i przewróciła, z kieszeni jej
ślicznej białej sukienki w kwiatki [… a teraz
cofnijmy się o półtorej akapitu „Wybrała krótką cielistą sukienkę i pasujący do
niej paseczek, po czym uczesała włosy i zrobiła sobie delikatny niewidoczny
makijaż”. Taaaak…. Johnny, czepiam się nieistotnych szczegółów, prawda?] [I na dodatek chcesz, żeby aŁtorka pamiętała w co ubrała
swoją MarySue, choć to było więcej niż trzy zdania temu. Bluźnisz.] [Masz rację. Idę klęczeć na grochu] wypadła jej
puderniczka i się rozbiła razem z lusterkiem, które w niej było.
-
Och, nieeee...- wyszeptała Delfi ze łzami w oczach, zbierając kawałki
przedmiotu z podłogi. Eve Angelique patrzyła na to z pogardą.
-
No to 7 lat nieszczęścia, ha ha - zaśmiała się, obruciła napiencie [… że jak?] [napiencie. W
sensie, że spięta była jak się odwracała chyba] [pozwól,
że wymażę to zdanie ze swej pamięci, ok?] [„Precz z mej pamięci! (…)”]
i wyszła. Delfina rozpłakała się, jej życie tak było wystarczająco
skomplikowane, a tu jeszcze to [No, faktycznie.
Puder ci się rozwalił. Tragedia. Jak myślisz, urządzą żałobną akademię w
szkole?]! Zauważyła ze zza stłóczonego lustra wystaje jakiś papier,
ale nie zastanawiała się nad tym, wepchnęła wszytko do kieszeni, przy tym
zraniła sobie rękę szkłem i rozmazała rubinową ciecz [och. Diamentowe łzy, rubinowa krew… Na MarySue można nieźle zarobić…
Skarb, założymy farmę?] [Nie opłaca
się, kamienie szlachetne w formie ciekłej są
znacznie mniej warte, a sposób wydobycia... nieelegancki] [Aj tam: nieelegancki. Fortuna czeka! (A przy okazji zrobimy
dobry uczynek, bo jak się je wszystkie zbierze w jednym miejscu, to przestaną
zatruwać Internet)] [I założymy fundacje dla
pokrzywdzonych przez opka?] [Genialne,
skarbie!] [Ok, zróbmy to! *idzie konstruować
pułapki na MarySue*] skapującą z
jej ręki po jedwabistej sukience sycząc z bólu. Wiedziała, że nieszczęścia sie
dopiero zaczęły.
Zrozpaczona
Delfi powolnym krokiem poszła do sali gdzie miała teraz lekcje z Alexandrem [Johnny, co mówiłeś o nieumiejętności ustalenia imion
bohaterów?] [że ona jej nie posiadła. I to
najwidoczniej postępuje]. Naprawdę nie chciałam przerabiać głupich
czasowników [widzę! Choć chyba jednak warto by było
żebyś się zmusiła zanim zaczniesz pisać w Internecie]. Tym bardziej,
że moja piękna, biała sukienka do kolan na cieniutkich ramionczkach i troszkę
odważnym dekoltem [troszkę odważnym. Dekolt jednym
okiem łypał zza głazu i krzyczał „Walcz ze mną, dziewice pożerający Smoku!” ale
zaraz potem z powrotem się chował. Taki odzieżowy Papkin] się
zniszczyła. Ale rodzina ją zabije jeśli znowu będzie miała jakieś nieobecności.
Delfi otworzyła drzwi i wolno nacisnęła klamkę nieśmiało wsuwając się do
środka.
-Dzień
dobry, przepraszam za spóźnienie- wyszeptała cicho i pomknęła do swojej ławki.
Alejandro obrzucił ją serią irocznicznych spojrzeń [serie
ironicznych spojrzeń przelatywały nad głowami skulonych w zaimprowizowanych
okopach uczniów] [następnie rzucił w nich
bumerangiem swego ironicznego uśmieszku, który jak na amerykańskich filmach
ściął komuś pół czaszki i cisnął w nich granat rozpryskowy kąśliwej uwagi].
-Jak
ty wyglądasz, coś ty robiła, nie życzę sobie abyś w takim stanie przybywała [przybywała. Karocą pewnie] na moje lekcje,
gdzie trzeba jakoś wyglądać, a ty nawet jakoś nie wyglądasz!!! - wyrzucił przez
zaciśnięte szczęki nauczyciel [„Zachowuj się! Byle
jak ale się zachowuj!”].
-
Ona nie wygląda?! Pan nie wygląda! - obruszył się Valdimir. Podziękowałam mu
nieśmiałym uśmiechem [Co za cięta riposta!
*podziwia* Ale… tak naprawdę to jak ty mu pojechałeś?] [kolejny Mistrz Ciętej Riposty... Ja nie strzymam...].
-Zamknij
się kretynie! Za drzwi dyrektora! - Valdimir zmierzył go przenikliwym
spojrzeniem swoich piwnych spojówek [xD!!!
*turla się*] [Hej, za picie w szkole to
chyba kary jakieś są, co?], wolno, bardzo wolno podniósł się z
miejsca i z wysoko uniesioną głową i zadartym podbródkiem wyszedł na zewnątrz [*parska i prycha na wszystkie strony* Włączył tryb slow
motion? xD Hej, serio, aŁtorko, coś takiego było oznaką pogardy w przedszkolu
może, potem jest po prostu śmieszne]
Alejandro
z satysfakcja spojrzał za odchodzącym.
-
Siadaj - huknął na zapłakaną Delfi, którą wszyscy w klasie obrzucali
nieżyczliwymi spojrzeniami. Oprócz Mirci ewidentnie [znacie
ten
dowcip?], ale jej nie było [czyli, że
jednak WSZYSCY obrzucali ją nieżyczliwymi spojrzeniami. Ze mną i Ithil
włącznie] [Aha!
*zgarnia dodatkowe wiaderko nieżyczliwych spojrzeń, podaje Johnny'emu*] [Dzięki *bierze wiaderko i wyrzuca jego zawartość na
Delfinę*] [*ukradkiem dorzuca od siebie kilka
skórek od bananów i zgniłych jaj*]. Alejandro zagłębił się w
tłumaczenie motywów literatury wiejskiej w literaturze polskiej i odmienie
przez nie form czasowników [O.o A zaraz potem uczył
ich alfabetu na „Bogurodzicy”, prawda? Czy może uczył czytać dając do
przeczytania na jutro „Pana Tadeusza”?] [czemu
robił to w otoczeniu, w którym NIKT nie ma polskobrzmiących imion, pozostanie
tajemnicą]. Delfi ignorowała to, mogła myśleć tylko o jednym. To
znaczy właściwie o czymś więcej. Miała w głowie mętlik myśli, które przez nią
przelatywały [W sensie, że jej głowa pełna była
przepędzanych przeciągiem wełnistych kłębków ? To nie myśli, to kurz].
Jak pięknie i stanowczo wyglądał dziś Vladimir, było w nim cos tajemniczego co
ją fascynowało, a jednocześnie był taki męski i pociągający [… Osz kurnać… Wiecie, trochę brak mi słów] [*Przypatruje się czemuś na karku Vladimira* Hej, tutaj
jest napisane „Czarujący Drań, Fałszywy wabik na MarySójki, Model Standardowy,
Numer Produkcji 120901434”...To
wszystko wyjaśnia!].. Inaczej niż
Cedric, on wydawał się przyjazny [faktycznie.
Chciał zaprzyjaźnić swoje kły z twoją krwią, dziecko. To NIE jest oznaka
sympatii], ale też skrywał jakąś tajemnicę. A Gaspard? Co mogło
znaczyć jego dziwne zachowanie wczoraj? Delfina uniosła głowę i zobaczyła ze
nad nią stoi uśmiechający sie złośliwie Alejandro.
-
No no - zakpił. - Widze ze sobie nie radzisz, może zostaniesz po lekcji? Delfi
wzruszyła ramionami. Po lekcji który spędziła w swoim świecie podeszła do
biurka nauczyciela. [A tym razem to Alejandro
wywalił narratora z posady. Wyszło mu to w sumie na dobre, bo im więcej gada
tym mniej zostaje weny na gadanie boCHaterki] - Usiądź polecił, nie
podnosząc głowy. Z roztargnieniem jadł paczka [umm...
Umieć jechać trawnik? Ciekawe: to do kogo była ta paczka?]. wreszcie
spojrzał na nią i obdarzył ja promiennym uśmiechem.
-
Delfi - powiedział - mogę tak do ciebie mówić? ja nie wiem, nie spodziewałam
sie po tobie takiego zachowania, przecież to takie łatwe... - uśmiechnął sie
znaczaco. Delfi zauważyła ze nauczyciel z roztargnienia położył jej rękę na
kolanie ale z grzeczności postanowiła nic nie mówić [A
od kiedy ona taka grzeczna, murwa kać? Panienka już zapomniała o pogardliwych
spojrzeniach pod adresem sprzątaczki? I impertynencji względem Alojzego na
którego ONA wpadła?].
-
Może by ci tak...pomóc z tymi czasownikami po lekcji? [Hej, przecież już jest po lekcji? Czy on odstawia ten denny
podryw przy całej klasie?]
Jakimi
czasownikami? - zdziwiła sie Delfina, myśląc o czym innym.
-
No wiesz...na przykład robić...uprawiać... Delfi patrzyła wyczekująco.
-..sztukę...pięknego języka polskiego... - dokończył Alejandro. Delfi nie
wiedziała co powiedzieć, nagle w drzwiach ktoś stanął, Vladimir.
-
Delfi i ja wychodzimy - powiedział kasztanowowłosy chłodno i zanim dziewczyna
zdążyła coś powiedzieć, chwycił ja za rękę i wyciągnął z sali.
-Co
ty wyprawiasz!? Dlaczego wyciągasz mnie z sali?! Teraz napewno się na mnie
zemści! - załkałam w pierś chłopaka.
-Ten
stary zbok cię macał!
-Nieprawda! [„Wcale nie jest stary!”]
-Prawda!
Widziałem jak na ciebie patrzył.
-
A ty tak w ogóle dlaczego nie jesteś u dyra?
-
Co, myślisz, że będę tego oblecha słuchał? - brwi ironicznie [Kochanie, powinienem napisać tutaj „ironia nie działa w
tej sposób”?] [Lepiej
nie, chyba że chcesz być znany wyłącznie jako facet, który wskazuje złe użycie
słowa „ironia” w opkach] [Aha. To nie napiszę] podskoczyły do góry [O kurde… Moje brwi nie potrafią takich sztuczek. Za to
bardzo ładnie aportują].
Poza
tym...
-
Co poza tym?
-
Poza tym, ja... nieważne. W tym momencie spojrzenie tych jakże pięknych,
tajemniczych i szarych oczu [aŁtorce chyba mylą się
wampiry: Vladimir miał brązowe oczy. To Alojzy miał szare…] opadło
na dłoń zaciskającą się na przegubie dziewczyny, oraz na kilka siniaków na
niej. –
O
Boże... co ja zrobiłem... ja... przepraszam cię... bardzo! - wyszeptał w
gorączce [Z tego zdenerwowania ciśnienie mu tak
skoczyło, że już gorączki dostał? … A w ogóle, to czy jest sens zwracać uwagę
na to, jak strasznie aŁtorka zżyna ze „Zmierzchu”?] odwrócił się jak
wiatr [… Jak się odwraca wiatr?] [To daleko idąca sugestia, kochany, nasza aŁtorka stosuje ja
od czasu do czasu. Pozwól mi wyjaśnić Ci: wiesz, kiedy wiatr się kręci?] [Kiedy jest trąbą powietrzną?] [No właśnie. A kto jeszcze biega wyglądając jak trąba
powietrzna?] [Diabeł tasmański z Looney
Tunes!] [No właśnie! xD *duma*] [*lekko zaniepokojony* Czyli, że Vladimir to tak naprawdę
Taz z opcją ściągania skarpetek?] [Nom.]
i pognał przed siebie. Delfi stała samotnie na parkingu szkoły patrząc za
oddalającą się na horyzoncie sylwetką.
Wróciła
do domu, ignorując ojca i matkę, której nie było [dlatego też zignorowała ją z niesamowitą łatwością,
prawie nie angażując do tego mózgu, który i tak był zajęty oddychaniem].
Weszła do swojego pokoju, usiadła, położyła nogi na stoliku, wzięła laptopa i
go włączyła. Zdenerwowana weszła na jakiś czat, podpisała sie jako
"zdesperowana". Po chwili dostała wiadomość
"Hej
kochanie, widzę ze potrzebujesz pociechy?" od kogoś podpisanego jako
MrocznyKochanek. " [A tu niech przemówi MUZYKA] [Wiadomość do admina: Przepraszamy MrocznyKochanku, ale
twój nick jest zbyt pretensjonalny i idiotyczny. Dostajesz bana. Na cały
Internet. Na zawsze.]
Jak
zgadłeś" –odpisała [Spójrz na swój nick i
zastanów się nad odpowiedzią na to pytanie]
[Nie dawaj jej takich trudnych zadań, bo nam się dziewczyna przegrzeje, w
bezsenność popadnie].
"
A co się stało"
"Moje
życie nie ma sensu [Owszem, ale z powodów, których
nawet nie podejrzewasz] ...ktoś mi bliski dziwnie sie zachowuje,
dzieją sie wokół mnie dziwne rzeczy..." [Ten
„jej bliski” to Vladimir niby? Czy Gaspard? Kurcze, dziewczyna szybko nawiązuje
więź emocjonalną, nie ma co xD]
"Oj
no to masz problem kochana ale nie przejmuj się"
"Dzięki...chociaż
ty mnie rozumiesz" [*parsk* Szybko poszło] [Beznadzieja życia mijająca po jednym frazesie
przypadkowej osoby? Też tak chcę!]
"Zawsze
dousług"
"Muszę
już iść umówiłam sie z koleżanką na zakupy jeszcze pogadamy papatki" [Dostrzegam niepokojące podobieństwo do tych ludzi. Na
szczególna uwagę zasługuje tekst „
Nikt mnie nie koffa. Ide
na mo$ciq :( / Jootro impra u Anusi :*”]
"Cieszę
się pa"
Delfina
wyszła przed dom, gdzie czekała uśmiechnięta Mirabella.
-
Hejka, to idziemy?
-
Idziemy - zgodziła się Delfina. Poszły do sklepu, który znajdował się średnio
daleko od ich domu. było to nowoczesne centrum handlowe z mnóstwem wind i
innych bajerów [No rzeczywiście, winda to taki
bajer, że ja cię przepraszam. Powiedz jeszcze, że mieli oczka wodne i sztuczne
palmy].
-
Delfi co ci jest? - zapytała zatroskana Mirabella - jesteś jakaś nieswoja, co
ci się stało?
Delfi
westchnęła smutno, po czym opowiedziała Mirci całe zajście z Eve Angelique.
Mirabella przejęła się, ale nie dało tego po sobie poznać [Jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało]. Weszły
na pierwsze piętro gdzie znajdowała się biżuteria [Całe
piętro w wypaśnym centrum handlowym poświęcone tylko na biżuterię? No dobra…].
Delfina kupiła sobie śliczne długie i czerwone kolczyki z kwiatkami, a
Mirabella żółto czarna opaskę na nadgarstek i jeszcze na palec [Opaska na palec? Czy to nie jest... bolesne?] [To się nazywa
pierścionek, mój Sssskarbie ^^]. Oprócz tego kupiły sobie po
pierścionku, ten Delfiny był niebieski i turkusowy ze złotem, a Mirabelli
srebrny z szafirkami pod kolor oczu. Delfina kupiła jeszcze czarne wąskie
dżinsy a Mirabella tiulową zieloną spódnicę w kwiatki, czerwoną bluzeczkę i
zielona bluzę. Złotowłosej po przejściu przez sklep spodobała sie też czerwona
wąska bluzeczka z niewielkim dekoltem [niestety,
nie mogła jej kupić, gdyż spieszyła się na spotkanie z Trzema Misiami],
która miała cieniutkie ramiączka, wiec dorzuciła ja do listy zakupów.
Zastanawiałam się też nad minisukienką z ramiączkami z jakichś kamieni ale nie
mogłam się zdecydować [O, narrator to kobieta i
dołączyła do naszych boCHaterek. Awangarda w literaturze]. ubrałam
ja i zapytałam: - No i jak?
-
No ślicznie - powiedziała ekspedientką - pasuje do pani włosów. No wiec ją tez
kupiłam [Narrator podkupujący ubrania sprzed
nosa głównej bohaterki? Tego jeszcze nie było!]. Mirabella namówiła
mnie jeszcze na złocisty [szczerozłoty - z
najczystrzego tombaku!] łańcuszek z
serduszkiem. Potem przeszłyśmy do działu pantofelków. Mirci wybrała sobie
śliczne i zieloniutkie ze szpickami i na obcasie, a ja jak zwykle nie mogłam
sie zdecydować. W końcu wzięłam butki bardzo podobne do tych jej zieloniutkich,
tylko że nie były zieloniutkie tylko niebieskie i ze ślicznym czupem [Narratorka wrzasnęła przeszywająco „MOJE!” i wyrwała
ubrania z rąk zaskoczonej Delfiny. To przez ten czup. Mało która potrafi się
oprzeć czupowi, zwłaszcza jeśli jest śliczny... Kochanie, tak właściwie to co
to jest „czup”?] [Taki CzupaCzups, tylko że
malutki. Wiesz, w razie gdyby MarySue zachciało się nagle żuć buty. Przy ich
ilorazie inteligencji to się zdarza…].
-
No a teraz - powiedziała uśmiechnięta Mirci - najważniejsze, musimy wybrać
sobie sukienki na bal!
-
Jaki bal - zdziwiła sie Delfina [zdziwienie
odreagowała, nerwowo zagryzając pytajnikiem] [A
ja nie jestem zaskoczona nic a nic. Opko bez balu to jak żołnierz bez karabinu.
To naprawdę jest opko classic].
-
Jak to, nie wiesz? za miesiąc w naszej szkole jest bal, musimy mieć kreacje!
-
No nie wiem...pewnie i tak nie będę miała z kim pójść...
-
No co ty! - Mirci była wstrząśniętą. - Na pewno będziesz miała mnóstwo
chętnych, a teraz choć, idziemy!
Poprzeglądały
mnóstwo ubrań, kreacje, wzory, kroje, ubrania im się mieszały kiedy zobaczyła
dwie idealne sukienki dla siebie [To zdanie
jest... złe. Niewłaściwe. Gdyby poloniści byli wampirami, pełniłoby funkcję
krucyfiksu]. Szybko pobiegły w tamtą stronę [w razie, jakby sukienki zaczęły uciekać]
dochodząc do sklepu [to w końcu biegły czy szły?]
i weszły do niego.
-
Och spójrz! - zawołała Mirci - Ta prosta kremowa z wycięciem na udzie i koronką
będzie w sam raz dla ciebie! Załóż jeszcze czarne podkolanówki - zażartowała.
-Faktycznie,
piękna! Muszę ją przymierzyć! - Porwała sukienkę do przymierzalni. Po chwili
wyszła z ubraniem na sobie.
-
I jak? - zapytałam niepewnie obkręcając się [*bicz
na aŁtorki pojawia się w jego dłoni, a kapelusz Indiany Jonesa na głowie* To
zdanie powinno trafić do Muzem! Najlepiej Osobliwości!] [Lata czytania takich
głupot wreszcie dają o sobie znać, co?] [To nie lata, kochanie, to przebieg...] przez lewe ramię do okoła.
-Och,
cudownie! Tak, zdecydowanie powinnaś ją kupić!
Delfi
radośnie odwróciła się do tyłu chcąc wejść z powrotem do środka i przebrać się,
kiedy koronka zaczepiła o wystający gwuźdź i rozerwała się.
-Och,
Mirci! Przecież miałam mieć 7 lat nieszczęść! I faktycznie... co ja teraz
zrobię... – łkałam [-.- BoCHaterko, umrzyj. Teraz].
-Przecież
to się poprawi, moja mam jest krawcową, nie kupuj tej sukienki tylko z powodu
jakiejś głupiej koronki.
-Co
ja bym bez ciebie zrobiła...
Mirci
kupiła sobie granatową sukienkę ozdobionej mnóstwem cekinów i bufiastymi
rękawami. Miała wycięcie na plecach i sięgało kolan. Była zachwycona [Tak, skakała z radości ta sukienka do kolan. Bo to taka
spersonifikowana, pigmejska sukienka była].
-Chodźmy
do domu, zakupy się udały – powiedziałam [Proszę,
przynajmniej narratorka jest zadowolona... Tak to jest jak się wyrywa najlepsze
ciuchy postaciom!]. Poszłyśmy do schodów, weszłyśmy i nagle rozległ
się trzask, a schody stanęły w miejscu [Schody
zazwyczaj stoją w miejscu. Nie widziałam nigdy spacerujących schodów. Domyślam
się, że masz na myśli eskalator, zwany potocznie „Schodami ruchomymi”].
Po chwili rozległ sie jeszcze większy trzask i na dziewczyny poleciały okruchy
tynku. Po czym ujrzały lecący na nie żyrandol [To on, to
upiór tej opery!!!] […] [Wybacz, nie mogłam się powstrzymać ^^ *skruszona*].
-Uciekajmy!
- pisnęła Mirci i rzuciła się do biegu. Delfi jednak wpatrywała się weń jak
zahipnotyzowana. Nagle poczuła mocne szarpnięcie w talii i znalazła się na
dole. Spojrzała w górę i ujrzała brązowookiego Gasparda [który przejął niewdzięczną rolę podrywania głównej
bohaterki od piwnookiego Gasparda, który dyskretnie umknął za scenę].
-
O..hej, co ty tu robisz? - spytała Delfi. - nie...znaczy...to głupie... [W istocie. Bardzo, bardzo głupie. To bardzo głupie,
prawda, kochanie?] [Kolosalnie wręcz, skarbie.
Kolosalnie]- plątała się.
-
Dziękuję - wyszeptała - uratowałeś mi życie. Gaspard uśmiechnął sie tajemniczo.
–
Wiesz
ze dla ciebie zrobiłbym wszystko - powiedział poważnie [Nie, nie wie. Widziała go... raz w życiu? Serio, od
„cześć, jak masz na imię” do „zrobię wszystko dla Ciebie, najdroższsiejsza
moja” jest seria kroków, które najwyraźniej zostały pominięte. Drogie aŁtorki
zanim napiszecie takie monstrualne bzdury, pomyślcie o tych wszystkich
dzieciach w Etiopii, które nie mają takich romansów jak wy! Pomyślcie...
*smutno spuszcza głowę*].
Nagle
przez tłum przepchnął sie zdenerwowany Cedric.
-
Delfi, co ty z nim robisz? - spytał wyraźnie zirytowany. [To kluczowa sprawa kiedy właśnie omal nie zginęłaś-
dlaczego w promieniu trzech metrów od ciebie jest jakiś inny mężczyzna?!]
-
Bo co? - spytał wyzywająco Gaspard.
-
chyba sam wiesz najlepiej zripostował Cedric. [riposta
była tak cięta, że raniła Gasparda w policzek, zostawiając brzydką bliznę] - Chyba powinieneś już iść.
-
taaak? - zdziwił sie Gaspard.
-
Tak - odparł Cedric.
Delfina
patrzyła na to nierozumiejącym wzrokiem.
-
Chłopcy, no co wy... - zaczęła.
-
Nie wtrącaj sie [„… kiedy się o ciebie kłócimy,
kobieto! To nie twoja sprawa!”]- warknął Gaspard i pchnął Cedricka
na na [nananana... BATMAN!] wieszak z damskimi ubraniami, wydawało sie, że
chłopak się przewróci, ale nie, jakimś cudem sie to nie stało [„Suspens”. „Drama”. „Akcja”. To tylko kilka słów,
których znaczenia nasza aŁtorka nie zna...]. Delfina wybuchnęła
płaczem i uciekła, nie chciała na to patrzeć.
-
Delfi! - usłyszała za sobą czyjeś wołanie, ale nie zareagowała, biegła i
biegła, aż dobiegła do domu, podczas drogi miała wrażenie że ktoś ja obserwuje.
Zapłakana przeszła obok wściekłego ojca, rzuciła sie do swojego pokoju i
włączyła czat. ... już tam był [DAM DAM DAA... A
nie, przecież to złowieszczy akord. To opko nie obchodzi mnie na tyle, by używać
w nim złowieszczych akordów...]
Tak z ciekawości, jak trafiliście na to opko?
OdpowiedzUsuńUkwikałam się. Analiza niezła, choć z tak koszmarnego materiału dałoby się jeszcze wyciągnąć znacznie więcej. Srsly, to nie jest prowokacja? Czytałam mnóstwo koszmarnie głupich blogasków, ale ten mnie jakoś przerasta.
Mam nadzieję na dalszą część. Pozdrawiam i powodzenia w kolejnych analizach :)
Prowokacja? Nie sądzę... Prowokacją był blog Emo-Martynki, może pamiętasz. Tam to było widać. A to, jeśli jest prowokacją, to naprawdę dobrą.
OdpowiedzUsuńDziękujemy, mam nadzieję, że będzie ma się wiodło :) (A jak nie będzie, to już wiem, że nie pozwolisz nam tego nie dostrzec >.<)
A na opko nie pamiętam jak trafiłam. Przykro mi.
Oj tam, nie obrażajcie się :) po prostu ręce opadły mi niżej podłogi na widok takiego debilizmu. I tak podziwiam, że komuś się chce to konstruktywnie komentować.
OdpowiedzUsuńLiveJournal się na mnie fochnął, a możliwości komentowania anonimowego niestety nie macie, więc mimo iż widać, dodam, że to pisałam ja! :D
A Emo-Martynkę pamiętam, to już w końcu swoista klasyka, nawet ma własne hasło na nonsensopedii :). Dżonasek, Pudzianek i zachodzenie w ciążę z papierosem są kultowe. Podziwiam te dziewczyny, że chciało im się pisać takie brednie, to też wymaga pewnej inteligencji, więc gratuluję posiadania takowej w tak młodym wieku.
OdpowiedzUsuńAle my się wcale nie obrażamy! Wręcz przeciwnie: ja bardzo lubię czytać konstruktywną krytykę, bo przynajmniej wiem, że ktoś to przeczytał i się chwilę zastanowił. Prowadzenie bloga to nie tylko zachwyty czytelników.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że po ponownym przeczytaniu po jakimś czasie też doszłam do wniosku, że miewaliśmy lepsze analizy xD
Niemożność anonimowego komentowania to nie nasza wina, przykro mi ^^"
Ooooch... Emo-Martynka! Wciąż pamiętam to poruszenie w mojej szkole w ostatnich dniach, kiedy stała się sławna, zaraz było rozwiązanie bloga i wszyscy się zastanawiali, czy to możliwe, żeby żył ktoś tak GŁUPI jak ona. I wyszło na moje, bo ja obstawiałam, że to prowokacja! xD (Choć teraz, z perspektywy czasu, mogę Ci się przyznać, że obstawiałam tak zwyczajnie ze strachu >.<)